Jeśli chcesz to zrobić, musisz wysłać męża na badania do psychiatry i psychologa, mieć wniosek do komisji, najlepiej założyć niebieską kartę z papierem z wpisów z interwencji policyjnych, pobytów na izbie wytrzeźwień, obdukcje jeśli był agresywny. Trzeba to zdobyć by komisja go zakwalifikowała, że nie nadaje się do egzystowania z ludźmi. Trwanie zależy od gminy, a mam informacje, bo bliska osoba pracuje w takiej komisji. Potem przejmuję to sąd, a oni to rozpatrują, do 2 lat z tego co czytałam.
Maz zauroczyl sie w innej kobiecie.
Moderator: Moderatorzy
Re: Maz zauroczyl sie w innej kobiecie.
Re: Maz zauroczyl sie w innej kobiecie.
Jak ja go zostawie samemu sobie to on sie zapije i umrze. A co wtedy z dziecmi?Caliope pisze: ↑07 wrz 2021, 22:40Jest szansa, że w końcu zdrowie mu padnie, jeśli wypadają zęby jest już jakiś niedobor składników. A po tym może pójdzie po pomoc.Twardą miłością będzie zostawienie męża jak żyje i zajęcie się sobą. Ty jesteś najważniejsza po Bogu, potem mąż, zaopiekuj się teraz sobą i dziećmi. Nic nie możesz zrobić, bo jest chory, jedynie zrozumieć i modlić się za niego.Sara123 pisze: ↑07 wrz 2021, 21:44To fatalnie!Caliope pisze: ↑07 wrz 2021, 21:11
Poczytaj o tym Saro, w polskim prawie nie ma tak, że przymusowo. Kiedyś tak było, ale teraz jak jest ochrona danych i wszystkie takie rzeczy i tak uzależniony musi podpisać papier. Przymus prawdziwy można zastosować kiedy osobę ubezwłasnowolnimy sądownie. Wtedy możemy zrobić z nią wszystko co chcemy.
Nie mam juz pomyslow co robic. On sie zapije i umrze Juz teraz wyglada okropnie, nawet zeby mu zaczely wypadac a ma dopiero 44 lata.
Re: Maz zauroczyl sie w innej kobiecie.
Właśnie jestem po godzinnej klotni (ze strony meza ja bylam spokojna ) z mezem w lozku. Dalej mi grozi- teraz mowi, ze jak bede zalatwiac ta terapie przymusowa to on zlozy wniosek o separacje. Twierdzi, ze mnie juz nie kocha. Nie chce ze mna byc. Ma zamiar sie wyprowadzic jesli go zglosze.
Wtedy zostane sama z 3 dzieci a on tylko będzie placil mi alimenty i w niczym mi nie pomoze. Twierdzi, ze ma znajomosci i moze zrobi ze mnoe wariatke
Taki slowotok tylko nie wiem czy jego stac na cos takiego.
Wtedy zostane sama z 3 dzieci a on tylko będzie placil mi alimenty i w niczym mi nie pomoze. Twierdzi, ze ma znajomosci i moze zrobi ze mnoe wariatke
Taki slowotok tylko nie wiem czy jego stac na cos takiego.
Re: Maz zauroczyl sie w innej kobiecie.
Ciężko odpisać na takie twierdzenie i pytanie... Jeśli miałoby się tak stać, jak mówisz to nie masz na to wpływu większego. Twój mąż jest dorosły. Możesz, a nawet musisz robić coś by do tego nie doszło, gdyż nie chcemy by umierał przez głupoty (alkohol) nawet ktoś dla Nas obcy. Trzeba podwyższać dno osoby uzależnionej, zabierając komfort. Jednak ktoś musi chcieć to przyjąć, a tak naprawdę nie on, tylko jego "chory" umysł. Nie można brać całej odpowiedzialności za kogoś. Rozumiem, iż teraz wszystko widzisz w czarnych barwach, ale warto zaufać w tym momencie właśnie Bogu...
Może nie jest to do końca kulturalne, takie odwrócenie pytania.. A co jeśli nie zostawisz samego, on się zapije i umrze. A co wtedy z dziećmi?
Przepraszam, bo może to twardo brzmieć. Co w tej sytuacji można zrobić? Zająć się Sobą. Tylko na to masz wpływ. Tylko będąc silną, możesz pomóc dzieciom. Obojętnie co się wydarzy... Też wiem, iż nie warto planować, projektować w swojej głowie co może być. Tego, nie wiemy..
Może nie jest to do końca kulturalne, takie odwrócenie pytania.. A co jeśli nie zostawisz samego, on się zapije i umrze. A co wtedy z dziećmi?
Przepraszam, bo może to twardo brzmieć. Co w tej sytuacji można zrobić? Zająć się Sobą. Tylko na to masz wpływ. Tylko będąc silną, możesz pomóc dzieciom. Obojętnie co się wydarzy... Też wiem, iż nie warto planować, projektować w swojej głowie co może być. Tego, nie wiemy..
Re: Maz zauroczyl sie w innej kobiecie.
A kto powiedział, że mam wyrzuty sumienia?Ruta pisze: ↑07 wrz 2021, 18:54Pavel,Pavel pisze: ↑07 wrz 2021, 17:24 Przede wszystkim, jeśli już psycholog daje tego typu bezpośrednie rady (czy bierze za nie odpowiedzialność?) czego nie powinna robić, powinny być wędką, nie rybą.
Powinny dotyczyć sposobu w jaki jej pacjentka ma chronić siebie, a nie „zbawiać świat”, czyli ratować innych, bez ich chęci bycia ratowanym.
Skupić swą uwagę na Sarze i tylko na niej.
I potwierdzam, że na podstawie wpisu Sary, podtrzymuję opinię o działaniach tej psycholog.
To, że takie nadużycia są powszechne, o czym i na forum wielokrotnie można było przeczytać, nie zmienia faktu przekroczenia swoich kompetencji i obszarów na których ma operować.
Znam sporo osób po przymusowym odwyku, mój tato kilka razy na nim był. Wiem jak wygląda, z relacji oczywiście, bo sam takich bezpośrednich doświadczeń nie mam i nie przewiduję.
To gwałt na drugiej osobie, nie kojarzę zbyt wielu przypadków (albo i żadnego, czego generalnie nie wykluczam), gdy nie jest załatwianiem swoich interesów, zemstą lub próbą manipulacji - próby zmiany osoby wbrew jej woli.
Jeśli taki przymus leczenia jest uzasadniony, w obliczu naszego niezbywalnego prawa do wolności, to tylko w wypadku bezpośredniego zagrożenia zdrowia i życia. I tak stanowi prawo, które w praktyce dość łatwo nagiąć. Co osobiście miałem nieprzyjemność ponad 2 dekady zrobić w stosunku do własnego ojca. Też miałem dobre intencje (a przy okazji już nie potrafiliśmy jego zachowania psychicznie udźwignąć), dobrymi intencjami jest wybrukowana podłoga w pewnym miejscu.
O zainteresowaniu dobrem i prawdą ze strony pracowników socjalnych czy sądów tu w Sycharze powinniśmy wiedzieć, jak to wygląda w praktyce.
Jest sporo gorzej niż w teorii.
No i na koniec, dla mnie przebijają się tu mechanizmy współuzależnieniowe, taki jest przynajmniej mój odbiór.
sądzę, że niepotrzebnie masz wyrzuty sumienia wobec ojca. Często rodziny mają tak dość, że składają wniosek o leczenie przymusowe w samoobronie. Prawo na to pozwala. I komisja także dobro rodziny uzaleznionego bierze pod uwagę. Nie ma potrzeby naciągania. Gdyby rodzinom o tym mówiona, mniej byłoby takich wyrzutów. Za to więcej wniosków o takie interwencje.
Podobnie jak w samoobronie małżonkowie decyzują się na separację, która nie jest wcale dobrem, a wyjątkowym środkiem ochrony. I osoby, których rodziny sa zamęczone także są przyjmowane na leczenie przymusowe. W samych przepisach bierze się pod uwage nie tylko dobro jednostki, ale też społeczne, w tym rodziny. Czasem nawet krótka nieobecność uzaleznionego w domu jest szansą na to, że rodzina się przeorganizowuje, zaczyna coś robić, podejmuje terapię własną. A czsem z tej szansy nie jest jeszcze w stanie skorzystać. Tak jak uzalezniony z leczenia.
Osoba uzależniona w zakresie nałogu nie ma już wolnej woli, ma przymus picia/brania/odbywania stosunków seksualnych. Więc nie ma tu żadnych prób zmiany czyjejś woli, czy jej złamania. Są próby uratowania człowieka przed nim samym, w stanie zagrożenia życia. A czasem, to prawdziwe, po prostu ludzka chęć odpoczęcia choć przez chwilę.
Co do terapeutki. Ustalenie ze współuzaleznioną klientką planu działania, to nie to samo, co bezpośrednie rady. W planie wychodzenia z przemocy po prostu układa się tak zwany plan bezpieczeństwa, planując krok po kroku. Tak samo jest przy pracy wychodzenia ze wspołuzależnienia, gdy komponentem jest przemoc, zagrożenie dla któregokolwiek z członków rodziny. I ten plan jest dostosowany do możłiwości danej osoby i uwzględnia jej dobro, jej bezpieczeństwo i bezpieczeństwo dzieci i osób zależnych. I w miarę możliwości także dobro osoby uzaleznionej czy stosującej przemoc.
Postawienie uzależnionemu warunku leczenia jako warunku wspólnego życia nie jest zbawianiem świata czy naprawieniam kogoś. Jest ochroną siebie. Uzalezniony może się nie zgodzić i przenieść gdzie indziej. A kiedy nie ma gdzie się przenieść - to jest własnie zderzenie z rzeczywistością. Często pomocne w procesie dostrzeżenia problemu. Nie ma już jednak wtedy, jęlsi zona się wzmocni,, możłiwości zdręczania rodziny. Żony. Dzieci. Siebie może zdręczać dalej.
Co do tego, kiedy decydowac o wszczęciu procedury leczenia przymusowego, już pisałam, specjaliści są w stanie ocenić kiedy jest na to czas. I dokonanie takiej oceny w żaden sposób nie świadczy o nieprofesjonaliźmie.
Stwierdzam tylko, że z racji wieku, mojej (i mamy, rodzeństwa) ówczesnej dojrzałości A także (braku) wiedzy nagięliśmy prawo (ale wciąż funkcjonowaliśmy w jego granicach, co z perspektywy czasu oceniam jako błąd. I tę „taktykę” również doradziła specjalistka.
Ja mam do jakości tych specjalistów masę zastrzeżeń, nie warto moim zdaniem bezrefleksyjnie przyjmować tego co mówią, traktować ich jak starożytni traktowali wyrocznie.
Abstrahując od tej konkretnej sytuacji: prawo na wiele okropnych i niemoralnych rzeczy pozwala, nierzadko nawet w tym celu jest tworzone.
Warto się moim zdaniem nim nie zasłaniać, tylko po bożemu rozeznać, czy coś jest zgodne z Jego nauką, jakie są nasze prawdziwe intencje.
Plan działania ustalany z terapeutką/psycholog nie powinien chyba dotyczyć Wpływania na zachowanie osób trzecich, na konsultacji nieobecnych, wbrew ich woli.
Plan bezpieczeństwa również powinien mieć na celu zapewnienie bezpieczeństwa, nie zaś ratowanie męża.
Wymóg trzeźwości jako warunku wspólnego życia - owszem, to jest stawianie granic. Nie ma w tym nic złego, a wręcz przeciwnie.
Komplikacje zaczynają się nieco dalej. Gdy osoba której stawia się taki warunek się nie zgadza, czyli woli picie niż wspólne życie, ma do tego prawo. I kierowanie takiej osoby na przymusowe leczenie przy takim ultimatum jest „zbawieniem świata” i próbą naprawienia tego kogoś. Nawet jeśli ma to merytoryczne podstawy, nawet jeśli to dla tej osoby jest najlepsze, to nie ma to kompletnie nic wspólnego ze stawianiem granic.
Specjaliści, którzy dokonują takiej oceny na podstawie opowieści osób trzecich, bez osobistego wywiadu, działają wg mnie nieprofesjonalnie.
Bo obiektywizm takiego przekazu może być nawet bliski rzeczywistości, ale bywa też i daleki. Profesjonalista powinien brać na to poprawkę i nie ferować wyroków wróżąc z fusów.
"Bóg nie działa poza wolą człowieka i poza jego wysiłkiem.(...) Założenie, że jeśli się pomodlimy, to będzie dobrze, jest już wiarą w magię." ks. dr. Grzegorz Strzelczyk
Re: Maz zauroczyl sie w innej kobiecie.
A co z dziećmi jeśliby Ciebie zabrakło? O nich masz myśleć ,nie o dorosłym człowieku, ty świata i jego nie naprawisz. Co do takiej kłótni, to jest bezsensowna, bo na złość tobie(przeszkadzasz mu w piciu) się wyprowadzi i nie będzie płacił na dzieci i co wtedy z nimi? ważne jest by zabezpieczyć siebie i dzieci finansowo. Z alkoholikiem jak pisałam w taki sposób się nie rozmawia, a on pójdzie na terapię jak zechce lub nie zechce, a po tym grudniu i tak nic nie wskórasz nie mając tego co pisałam, chyba, że jest tak bardzo źle i ogromna przemoc, że policja jest kilka razy w tygodniu.Sara123 pisze: ↑07 wrz 2021, 23:12Jak ja go zostawie samemu sobie to on sie zapije i umrze. A co wtedy z dziecmi?Caliope pisze: ↑07 wrz 2021, 22:40Jest szansa, że w końcu zdrowie mu padnie, jeśli wypadają zęby jest już jakiś niedobor składników. A po tym może pójdzie po pomoc.Twardą miłością będzie zostawienie męża jak żyje i zajęcie się sobą. Ty jesteś najważniejsza po Bogu, potem mąż, zaopiekuj się teraz sobą i dziećmi. Nic nie możesz zrobić, bo jest chory, jedynie zrozumieć i modlić się za niego.
Re: Maz zauroczyl sie w innej kobiecie.
Jakim cudem sklonie go do wizyty u psychiatry i psychologa. Nie mam niebieskiej karty założonej bo przy jedynek interwencji policji wlasnie policjant mnie odwiodlod tego.Caliope pisze: ↑07 wrz 2021, 22:50Jeśli chcesz to zrobić, musisz wysłać męża na badania do psychiatry i psychologa, mieć wniosek do komisji, najlepiej założyć niebieską kartę z papierem z wpisów z interwencji policyjnych, pobytów na izbie wytrzeźwień, obdukcje jeśli był agresywny. Trzeba to zdobyć by komisja go zakwalifikowała, że nie nadaje się do egzystowania z ludźmi. Trwanie zależy od gminy, a mam informacje, bo bliska osoba pracuje w takiej komisji. Potem przejmuję to sąd, a oni to rozpatrują, do 2 lat z tego co czytałam.
Re: Maz zauroczyl sie w innej kobiecie.
No właśnie nie skłonisz, tego pani psycholog nie wiedziała i nie przewidziała. Gdyby to było proste, mój ojciec byłby na odwyku i też kowalski mojej matki który został skazany sądownie z artykułu o znęcanie.Sara123 pisze: ↑08 wrz 2021, 0:12Jakim cudem sklonie go do wizyty u psychiatry i psychologa. Nie mam niebieskiej karty założonej bo przy jedynek interwencji policji wlasnie policjant mnie odwiodlod tego.Caliope pisze: ↑07 wrz 2021, 22:50Jeśli chcesz to zrobić, musisz wysłać męża na badania do psychiatry i psychologa, mieć wniosek do komisji, najlepiej założyć niebieską kartę z papierem z wpisów z interwencji policyjnych, pobytów na izbie wytrzeźwień, obdukcje jeśli był agresywny. Trzeba to zdobyć by komisja go zakwalifikowała, że nie nadaje się do egzystowania z ludźmi. Trwanie zależy od gminy, a mam informacje, bo bliska osoba pracuje w takiej komisji. Potem przejmuję to sąd, a oni to rozpatrują, do 2 lat z tego co czytałam.
Re: Maz zauroczyl sie w innej kobiecie.
Mnie w waszym domu nie ma, więc bazuję tylko na tym co tu czytam.
Przeleciałem jeszcze raz ten wątek, bo przy sporej ich ilości można o czymś zapomnieć, coś pominąć.
Oczywiście zaznaczam, iż mam świadomość, że w przypadku osoby mającej problem z uzależnieniem, każda ilość to za dużo. Z oczywistościami nie będę dyskutował, bo po co.
Natomiast czytam, że od czasu wizyty na SORze, twój mąż pije piwo do kolacji. Nawet jeśli codziennie (nie powinien i tego rzecz jasna), nawet ufając słowom Nałoga, że może jedzie na tzw. dupościsku, czy to jest bezposrednie zagrożenie zdrowiu i życiu swojemu lub rodziny?
Czy to jest podstawa do skierowania na przymusowe leczenie?
Mam bardziej niż poważne wątpliwości co do tego.
Warunek trzeźwości w kontekście wspólnego życia - jasne. Z pełnym wachlarzem konsekwencji stawiania takiego warunku, warto być gotowym i na pesymistyczne opcje.
Ale przymus leczenia?
No, mogę się mylić, ale w mojej logice to absurdalne.
Bo analogicznie na przymusowy odwyk powinno się wysyłać palaczy (zabijają się), osoby z nadwagą wynikającą z kiepskiej diety lub obżarstwa (zabijają się) i tak dalej.
Jeszcze raz napiszę, mając obawę, że zbyt szybko to do ciebie nie trafi.
Do mnie też szybko nie trafiło, że mam zmieniać siebie, nie żonę. Skupiłem się na sobie dopiero gdy wyczerpałem wszystkie pomysły jak do niej trafić by się uleczyła, uzdrowiła.
Prowadził ślepy kulawego. Dopiero gdy dotarłem do końca długiej ale jak się okazało ślepej uliczki o nazwie „naprawa żony”, zdałem sobie sprawy, że jestem w tym obszarze bezradny i bezsilny.
Oddałem więc żonę i jej naprawę Bogu, a zająłem się sobą. Bo tylko na zmienianie siebie mam, w końcu (Po pół roku Codziennej bytności na forum dotarło to i do mojej upartej głowy), wpływ bezpośredni.
Polecam Saro, gdy już się nawalczysz z wiatrakami, jak największe skupienie na naprawianie siebie, pracę nad sobą. Zajmowanie się innymi pożera bowiem czas i energię są potrzebna by stać solidnie na własnych nogach.
Przeleciałem jeszcze raz ten wątek, bo przy sporej ich ilości można o czymś zapomnieć, coś pominąć.
Oczywiście zaznaczam, iż mam świadomość, że w przypadku osoby mającej problem z uzależnieniem, każda ilość to za dużo. Z oczywistościami nie będę dyskutował, bo po co.
Natomiast czytam, że od czasu wizyty na SORze, twój mąż pije piwo do kolacji. Nawet jeśli codziennie (nie powinien i tego rzecz jasna), nawet ufając słowom Nałoga, że może jedzie na tzw. dupościsku, czy to jest bezposrednie zagrożenie zdrowiu i życiu swojemu lub rodziny?
Czy to jest podstawa do skierowania na przymusowe leczenie?
Mam bardziej niż poważne wątpliwości co do tego.
Warunek trzeźwości w kontekście wspólnego życia - jasne. Z pełnym wachlarzem konsekwencji stawiania takiego warunku, warto być gotowym i na pesymistyczne opcje.
Ale przymus leczenia?
No, mogę się mylić, ale w mojej logice to absurdalne.
Bo analogicznie na przymusowy odwyk powinno się wysyłać palaczy (zabijają się), osoby z nadwagą wynikającą z kiepskiej diety lub obżarstwa (zabijają się) i tak dalej.
Jeszcze raz napiszę, mając obawę, że zbyt szybko to do ciebie nie trafi.
Do mnie też szybko nie trafiło, że mam zmieniać siebie, nie żonę. Skupiłem się na sobie dopiero gdy wyczerpałem wszystkie pomysły jak do niej trafić by się uleczyła, uzdrowiła.
Prowadził ślepy kulawego. Dopiero gdy dotarłem do końca długiej ale jak się okazało ślepej uliczki o nazwie „naprawa żony”, zdałem sobie sprawy, że jestem w tym obszarze bezradny i bezsilny.
Oddałem więc żonę i jej naprawę Bogu, a zająłem się sobą. Bo tylko na zmienianie siebie mam, w końcu (Po pół roku Codziennej bytności na forum dotarło to i do mojej upartej głowy), wpływ bezpośredni.
Polecam Saro, gdy już się nawalczysz z wiatrakami, jak największe skupienie na naprawianie siebie, pracę nad sobą. Zajmowanie się innymi pożera bowiem czas i energię są potrzebna by stać solidnie na własnych nogach.
"Bóg nie działa poza wolą człowieka i poza jego wysiłkiem.(...) Założenie, że jeśli się pomodlimy, to będzie dobrze, jest już wiarą w magię." ks. dr. Grzegorz Strzelczyk
Re: Maz zauroczyl sie w innej kobiecie.
Psycholog powiedziala, ze on zacznie pic eiecej i nie poprzestanie na tych 2 piwach do kolacji i... miala racje! Maz od paru dni pije wiecej stosujac usprawiedliwianie siebie, "ze mu sie nalezy bo ciezko pracuje"Pavel pisze: ↑08 wrz 2021, 0:42 Mnie w waszym domu nie ma, więc bazuję tylko na tym co tu czytam.
Przeleciałem jeszcze raz ten wątek, bo przy sporej ich ilości można o czymś zapomnieć, coś pominąć.
Oczywiście zaznaczam, iż mam świadomość, że w przypadku osoby mającej problem z uzależnieniem, każda ilość to za dużo. Z oczywistościami nie będę dyskutował, bo po co.
Natomiast czytam, że od czasu wizyty na SORze, twój mąż pije piwo do kolacji. Nawet jeśli codziennie (nie powinien i tego rzecz jasna), nawet ufając słowom Nałoga, że może jedzie na tzw. dupościsku, czy to jest bezposrednie zagrożenie zdrowiu i życiu swojemu lub rodziny?
Czy to jest podstawa do skierowania na przymusowe leczenie?
Mam bardziej niż poważne wątpliwości co do tego.
Warunek trzeźwości w kontekście wspólnego życia - jasne. Z pełnym wachlarzem konsekwencji stawiania takiego warunku, warto być gotowym i na pesymistyczne opcje.
Ale przymus leczenia?
No, mogę się mylić, ale w mojej logice to absurdalne.
Bo analogicznie na przymusowy odwyk powinno się wysyłać palaczy (zabijają się), osoby z nadwagą wynikającą z kiepskiej diety lub obżarstwa (zabijają się) i tak dalej.
Jeszcze raz napiszę, mając obawę, że zbyt szybko to do ciebie nie trafi.
Do mnie też szybko nie trafiło, że mam zmieniać siebie, nie żonę. Skupiłem się na sobie dopiero gdy wyczerpałem wszystkie pomysły jak do niej trafić by się uleczyła, uzdrowiła.
Prowadził ślepy kulawego. Dopiero gdy dotarłem do końca długiej ale jak się okazało ślepej uliczki o nazwie „naprawa żony”, zdałem sobie sprawy, że jestem w tym obszarze bezradny i bezsilny.
Oddałem więc żonę i jej naprawę Bogu, a zająłem się sobą. Bo tylko na zmienianie siebie mam, w końcu (Po pół roku Codziennej bytności na forum dotarło to i do mojej upartej głowy), wpływ bezpośredni.
Polecam Saro, gdy już się nawalczysz z wiatrakami, jak największe skupienie na naprawianie siebie, pracę nad sobą. Zajmowanie się innymi pożera bowiem czas i energię są potrzebna by stać solidnie na własnych nogach.
Co do tego zadbania o siebie o czym caly czas tu czytam to ja przyznam, ze nie wiem o co chodzi. Sero pisze. Bo jestem osoba zaradna, kreatywna i swiadoma. Potrafie db radzic z przeciwnosciami.
Re: Maz zauroczyl sie w innej kobiecie.
Poza tym Pavle maz ma wysokie nadcisnienie 192 i kazda ilosc alko moze go zabic.
Re: Maz zauroczyl sie w innej kobiecie.
https://wsparcie.um.warszawa.pl/dla-mieszkanca
Saro, w związku z tym, że w twoim wątku pojawiło się wiele sprzecznych i częściowo nieprawdziwych informacji o leczeniu przymusowym, o jego celowości i o samej procedurze, podaję link do opisu aktualnej procedury uzyskiwania zobowiązania sądowego do leczenia. Link jest ze źrodla, czyli samej Komisji Rozwiązywania Problemów Alkoholowych. Wybrałam akurat ten, bo na stronie tej akurat Komisji wszystko jest wytłumaczone bardzo prosto. I wszystkie informacje są aktualne.
Jest prawdą co powiedziała twoja terapeutka, że jeśli mąż się nie stawi na wezwanie Komisji nie wyklucza to możliwości wydania przez sąd zobowiązania do leczenia. Nie musisz więc samodzielnie zdobywać ani opinii psychiatry, ani psychologa.
Co do przymusowości takiego leczenia... Funkcjonuje stara nazwa i gdzie niegdzie nadal opisy starych procedur, nawet na stronach Komisji. I to bardzo wprowadza w błąd. W zasadzie przymusowa jest pierwsza część, odtrucie. To wszystko. Potem osoba sama decyduje się czy kontynuuje leczenie. To, że dzieje się to w warunkach, gdy jest odtruta, gdy ma wsparcie terapeutów i grupy, w tym osób zdecydowanych na leczenie zwiększa szansę na wyrażenie zgody. Nie gwarantuje jednak ani zgody, ani tym bardziej powodzenia terapii.
W poprzednim ustroju przymusowe leczenie wyglądało zupełnie inaczej, choć nawet wtedy bywało że mimo złego traktowania przynosiło efekty. Ale mogło być traumą i dla umieszczanych w ośrodkach leczenia przymusowego i dla ich rodzin. Teraz to tak nie wygląda.
Co do trudności, czasu uzyskiwania skierowania na takie leczenie, zawiłości procedur... To są mity. Nie trwa to miesiąc. Ale też nie trwa latami. I nie jest trudne. Warto przejść się, umówić na rozmowę z Komisją. Rozmowa nie zobowiązuje do niczego. Ale pomoże ci rozwiać wątpliwości, zorientować się czy to droga dla was. I ustalić jakie są fakty. Chociażby po to, by nie tracić czasu i nie stresować się niepotrzebnie.
Nie ma obaw, że na leczenie tego rodzaju trafi osoba, która go nie potrzebuje. Gdyby tak się mimo wszystko stało, zostałaby "zwolniona" po przybyciu do ośrodka leczenia...
Jest noc, obudziłam się na nocną modlitwę, bo mam sprawę do wymodlenia. Jutro napiszę ci parę słów o tym dbaniu o siebie i zajmowaniu się sobą. To ważne dla całej waszej rodziny. A ja biorę się za modlitwę, wspomnę i o tobie i twojej rodzinie, o twoim mężu. A potem biorę się za dalszy sen. To jedna z najważniejszych lekcji w mojej terapii. Sen jest ważny.
Co do kłótni z mężem. Twój mąż może bardzo się obawiać zagrożenia, bo tak postrzega leczenie. Dlatego nie warto wciąż o tym rozmawiać, wracać do tego. Monologów i obaw jeśli nie ma w tym agresji można słuchać. Takie gadanie, różne scenariusze pomagają oswoić lęk. Ale nie trzeba tego słuchać, jeśli to dla ciebie trudne... Lub gdybyś nie dawala rady po prostu spokojnie słuchać, bez dyskutowania, prostowania, zaprzeczania... To trudne, bo mąż w obronie bedzie uderzał tam gdzie boli. Jak dziecko które zdobywa się wobec mamy na zuchwale slowa, to ja cię nie będę kochał. Twój mąż się boi. Walczy w nim nałóg. Uzależnieni choc bardzo różni, mają schematyczne reakcje. Podobnie jak my, współuzależnione.
O twoich i moich zarazem reakcjach i obawie o życie męża i o tym jak sobie poradzę jak on odejdzie też napiszę jutro.
Natomiast warto zawsze reagować na przejawy agresji. Na pierwsze jej przejawy. Zanim rozkręci się spirala przemocy. I samej nie wchodzić w agresję.
Pomysł by zacząć na stałe odmawiać różaniec. To modlitwa ktora pomaga się wyciszyć. I gdy szczerze zwracamy się w niej do Marki Bożej dostajemy Jej pomoc. Na początek na przykład po komplecie tajemnic i jak bedziesz mieć czas ochotę to wiecej.
Nie cały różaniec, bo jako współuzależniona potraktujesz to zadaniowo, i jak nie odmówisz, to będziesz żyć w lęku, ze jesli coś się stanie mężowi, to przez ciebie i przez nie powiedzenie całej modlitwy. I zamiast się wyciszać, bedziesz w lęku. A różaniec mamy dla wyciszenia i spokojnej nauki ufności, rozwijania więzi z Bogiem, poznania naszej Mamy, Jezusa. Nie dla wzmacniania naszych lęków.
Wszystko będzie dobrze i się ułoży. Zawsze wszystko się układa, gdy zawierzamy się Panu, gdy oddajemy się w opiekę Matce Bożej. Zaczęłaś trudną drogę, bo w twojej rodzinie było już źle. Trafiłaś tutaj, na terapię. Widzisz już gdzie jest problem. To naturalne, że czujesz obawy. Jestem pewna, że Nasza Najkochansza Mama jest już z tobą i cię prowadzi. Weź ją za rękę.
Z modlitwą
Saro, w związku z tym, że w twoim wątku pojawiło się wiele sprzecznych i częściowo nieprawdziwych informacji o leczeniu przymusowym, o jego celowości i o samej procedurze, podaję link do opisu aktualnej procedury uzyskiwania zobowiązania sądowego do leczenia. Link jest ze źrodla, czyli samej Komisji Rozwiązywania Problemów Alkoholowych. Wybrałam akurat ten, bo na stronie tej akurat Komisji wszystko jest wytłumaczone bardzo prosto. I wszystkie informacje są aktualne.
Jest prawdą co powiedziała twoja terapeutka, że jeśli mąż się nie stawi na wezwanie Komisji nie wyklucza to możliwości wydania przez sąd zobowiązania do leczenia. Nie musisz więc samodzielnie zdobywać ani opinii psychiatry, ani psychologa.
Co do przymusowości takiego leczenia... Funkcjonuje stara nazwa i gdzie niegdzie nadal opisy starych procedur, nawet na stronach Komisji. I to bardzo wprowadza w błąd. W zasadzie przymusowa jest pierwsza część, odtrucie. To wszystko. Potem osoba sama decyduje się czy kontynuuje leczenie. To, że dzieje się to w warunkach, gdy jest odtruta, gdy ma wsparcie terapeutów i grupy, w tym osób zdecydowanych na leczenie zwiększa szansę na wyrażenie zgody. Nie gwarantuje jednak ani zgody, ani tym bardziej powodzenia terapii.
W poprzednim ustroju przymusowe leczenie wyglądało zupełnie inaczej, choć nawet wtedy bywało że mimo złego traktowania przynosiło efekty. Ale mogło być traumą i dla umieszczanych w ośrodkach leczenia przymusowego i dla ich rodzin. Teraz to tak nie wygląda.
Co do trudności, czasu uzyskiwania skierowania na takie leczenie, zawiłości procedur... To są mity. Nie trwa to miesiąc. Ale też nie trwa latami. I nie jest trudne. Warto przejść się, umówić na rozmowę z Komisją. Rozmowa nie zobowiązuje do niczego. Ale pomoże ci rozwiać wątpliwości, zorientować się czy to droga dla was. I ustalić jakie są fakty. Chociażby po to, by nie tracić czasu i nie stresować się niepotrzebnie.
Nie ma obaw, że na leczenie tego rodzaju trafi osoba, która go nie potrzebuje. Gdyby tak się mimo wszystko stało, zostałaby "zwolniona" po przybyciu do ośrodka leczenia...
Jest noc, obudziłam się na nocną modlitwę, bo mam sprawę do wymodlenia. Jutro napiszę ci parę słów o tym dbaniu o siebie i zajmowaniu się sobą. To ważne dla całej waszej rodziny. A ja biorę się za modlitwę, wspomnę i o tobie i twojej rodzinie, o twoim mężu. A potem biorę się za dalszy sen. To jedna z najważniejszych lekcji w mojej terapii. Sen jest ważny.
Co do kłótni z mężem. Twój mąż może bardzo się obawiać zagrożenia, bo tak postrzega leczenie. Dlatego nie warto wciąż o tym rozmawiać, wracać do tego. Monologów i obaw jeśli nie ma w tym agresji można słuchać. Takie gadanie, różne scenariusze pomagają oswoić lęk. Ale nie trzeba tego słuchać, jeśli to dla ciebie trudne... Lub gdybyś nie dawala rady po prostu spokojnie słuchać, bez dyskutowania, prostowania, zaprzeczania... To trudne, bo mąż w obronie bedzie uderzał tam gdzie boli. Jak dziecko które zdobywa się wobec mamy na zuchwale slowa, to ja cię nie będę kochał. Twój mąż się boi. Walczy w nim nałóg. Uzależnieni choc bardzo różni, mają schematyczne reakcje. Podobnie jak my, współuzależnione.
O twoich i moich zarazem reakcjach i obawie o życie męża i o tym jak sobie poradzę jak on odejdzie też napiszę jutro.
Natomiast warto zawsze reagować na przejawy agresji. Na pierwsze jej przejawy. Zanim rozkręci się spirala przemocy. I samej nie wchodzić w agresję.
Pomysł by zacząć na stałe odmawiać różaniec. To modlitwa ktora pomaga się wyciszyć. I gdy szczerze zwracamy się w niej do Marki Bożej dostajemy Jej pomoc. Na początek na przykład po komplecie tajemnic i jak bedziesz mieć czas ochotę to wiecej.
Nie cały różaniec, bo jako współuzależniona potraktujesz to zadaniowo, i jak nie odmówisz, to będziesz żyć w lęku, ze jesli coś się stanie mężowi, to przez ciebie i przez nie powiedzenie całej modlitwy. I zamiast się wyciszać, bedziesz w lęku. A różaniec mamy dla wyciszenia i spokojnej nauki ufności, rozwijania więzi z Bogiem, poznania naszej Mamy, Jezusa. Nie dla wzmacniania naszych lęków.
Wszystko będzie dobrze i się ułoży. Zawsze wszystko się układa, gdy zawierzamy się Panu, gdy oddajemy się w opiekę Matce Bożej. Zaczęłaś trudną drogę, bo w twojej rodzinie było już źle. Trafiłaś tutaj, na terapię. Widzisz już gdzie jest problem. To naturalne, że czujesz obawy. Jestem pewna, że Nasza Najkochansza Mama jest już z tobą i cię prowadzi. Weź ją za rękę.
Z modlitwą
Re: Maz zauroczyl sie w innej kobiecie.
Poczytaj o chorobie alkoholowej, o fazach alkoholizmu, o mechanizmach. W Internecie jest tego bardzo dużo. Warto się dokształcić, a możesz te z wpisać w Google co to znaczy zająć się sobą. Do picia nie ma usprawiedliwienia, im dłużej tym więcej będzie pić, bo to jest standard, możesz też napisać do mnie jeśli będziesz chciała.Sara123 pisze: ↑08 wrz 2021, 1:18Psycholog powiedziala, ze on zacznie pic eiecej i nie poprzestanie na tych 2 piwach do kolacji i... miala racje! Maz od paru dni pije wiecej stosujac usprawiedliwianie siebie, "ze mu sie nalezy bo ciezko pracuje"Pavel pisze: ↑08 wrz 2021, 0:42 Mnie w waszym domu nie ma, więc bazuję tylko na tym co tu czytam.
Przeleciałem jeszcze raz ten wątek, bo przy sporej ich ilości można o czymś zapomnieć, coś pominąć.
Oczywiście zaznaczam, iż mam świadomość, że w przypadku osoby mającej problem z uzależnieniem, każda ilość to za dużo. Z oczywistościami nie będę dyskutował, bo po co.
Natomiast czytam, że od czasu wizyty na SORze, twój mąż pije piwo do kolacji. Nawet jeśli codziennie (nie powinien i tego rzecz jasna), nawet ufając słowom Nałoga, że może jedzie na tzw. dupościsku, czy to jest bezposrednie zagrożenie zdrowiu i życiu swojemu lub rodziny?
Czy to jest podstawa do skierowania na przymusowe leczenie?
Mam bardziej niż poważne wątpliwości co do tego.
Warunek trzeźwości w kontekście wspólnego życia - jasne. Z pełnym wachlarzem konsekwencji stawiania takiego warunku, warto być gotowym i na pesymistyczne opcje.
Ale przymus leczenia?
No, mogę się mylić, ale w mojej logice to absurdalne.
Bo analogicznie na przymusowy odwyk powinno się wysyłać palaczy (zabijają się), osoby z nadwagą wynikającą z kiepskiej diety lub obżarstwa (zabijają się) i tak dalej.
Jeszcze raz napiszę, mając obawę, że zbyt szybko to do ciebie nie trafi.
Do mnie też szybko nie trafiło, że mam zmieniać siebie, nie żonę. Skupiłem się na sobie dopiero gdy wyczerpałem wszystkie pomysły jak do niej trafić by się uleczyła, uzdrowiła.
Prowadził ślepy kulawego. Dopiero gdy dotarłem do końca długiej ale jak się okazało ślepej uliczki o nazwie „naprawa żony”, zdałem sobie sprawy, że jestem w tym obszarze bezradny i bezsilny.
Oddałem więc żonę i jej naprawę Bogu, a zająłem się sobą. Bo tylko na zmienianie siebie mam, w końcu (Po pół roku Codziennej bytności na forum dotarło to i do mojej upartej głowy), wpływ bezpośredni.
Polecam Saro, gdy już się nawalczysz z wiatrakami, jak największe skupienie na naprawianie siebie, pracę nad sobą. Zajmowanie się innymi pożera bowiem czas i energię są potrzebna by stać solidnie na własnych nogach.
Co do tego zadbania o siebie o czym caly czas tu czytam to ja przyznam, ze nie wiem o co chodzi. Sero pisze. Bo jestem osoba zaradna, kreatywna i swiadoma. Potrafie db radzic z przeciwnosciami.
Re: Maz zauroczyl sie w innej kobiecie.
Polecam przeczytać to:
viewtopic.php?f=10&t=233
W tym poście Kasia świetnie wyłożyła czym jest właściwe zajęcie się sobą, jak warto nad sobą pracować.
Jak już wspomniałem, miałaś taką wiedzę i świadomość po ostatniej wizycie na SOR. Pisałaś, że nie jest 5 letnim chłopcem. Co się zmieniło od tego czasu?
Polecam też by się przyjrzeć swoim postom, od początku wątku. Właściwie wszystkie kręcą się wokół męża, wpłynięcia na jego zmianę.
O ile brzmi to znajomo, bo sam tak miałem, o tyle jest to w mojej opinii totalnie błędny kierunek.
Ale dojdziesz mam nadzieję w pewnym momencie i do tego.
Najwyraźniej lubimy być Don Kichotami.
"Bóg nie działa poza wolą człowieka i poza jego wysiłkiem.(...) Założenie, że jeśli się pomodlimy, to będzie dobrze, jest już wiarą w magię." ks. dr. Grzegorz Strzelczyk
Re: Maz zauroczyl sie w innej kobiecie.
Mam przekonanie graniczące z pewnością, że niekoniecznie.Ruta pisze: Widzisz już gdzie jest problem.
Bo cały wątek skupia się na mężu.
Gdybym ja na takim ja etapie poprzestał, byłbym zapewne w...głębokiej otchłani.
Bo to, że i obiektywnie moja żona była dużo bardziej pogubiona niż ja, nie oznaczało, że to na zmienianiu żony powinienem się skupiać.
Moim zadaniem było zmienianie siebie, nauczenie się, że od zmieniania żony...jest ona sama.
Wg mnie próby zmiany osób trzecich, bez względu na to jak szlachetnymi intencjami je obudujemy (warto przyjrzeć się i tym intencjom, bo możliwe, że szlachetne są tylko pozornie), są najcześciej próbą ucieczki od zajęcia się sobą.
"Bóg nie działa poza wolą człowieka i poza jego wysiłkiem.(...) Założenie, że jeśli się pomodlimy, to będzie dobrze, jest już wiarą w magię." ks. dr. Grzegorz Strzelczyk