cukierek

Refleksje, dzielenie się swoimi przeżyciami...

Moderator: Moderatorzy

agaton
Posty: 35
Rejestracja: 30 lis 2017, 22:41
Jestem: w kryzysie małżeńskim
Płeć: Kobieta

Re: cukierek

Post autor: agaton »

Marylko, dzięki za polecenie Marka Gungora; nie myślałam, że coś mnie rozśmieszy. Wysłuchałam dwóch części. Zgadzam się, szczególnie z tym, którędy do serca kobiety a którędy do serca mężczyzny (ha-wiedziałam,że nie przez żołądek).
Póki co oglądałam sama, zobaczę może i Mężowi podsunę.
W każdym razie, bardzo Ci dziękuję :*
W sprawie wątku to myślę już od bardzo dawna ale w naszej historii jest tyle charakterystycznych faktów, których pominąć nie mogę, że nie nadaje się to zupełnie do upublicznienia.
Jeśli jesteś gotowa czytać długie opowiadanie, to chętnie napiszę na priva. Muszę mieć tylko więcej czasu, żeby jakoś to rozsądnie
w pigułce podać ;)
jacek-sychar

Re: cukierek

Post autor: jacek-sychar »

Ostatnio widziałem kilka części konferencji Marka Gungora na Youtube. Nie wiem, jak się to ma płyt, ale też można poszukać.
krople rosy

Re: cukierek

Post autor: krople rosy »

Cukierku co u Ciebie?
Awatar użytkownika
cukierek
Posty: 1212
Rejestracja: 02 maja 2018, 19:49
Płeć: Kobieta

Re: cukierek

Post autor: cukierek »

Rety, jak dużo wpisów. Próbowałam trochę pozbierać myśli, ciężko mi. Faktem jest że jestem DDRR pomimo, że moi rodzice nie rozwiedli się. Piszę o tym bo myślę że ma to duże znaczenie w odniesieniu do mojej sytuacji. Ponadto domyślam się i wiele na to wskazuje, że mój mąż jest DDA. I tu jest problem, bo ja jestem skłonna i gotowa pracować nad sobą, ale nie on. Książki nie przeczyta (bo nie ma czasu), filmików nie obejrzy (zwykle na nich śpi), nigdzie nie pojedzie nawet na jakiś weekendowy wyjazd dla małżeństw które chcą nauczyć się komunikować dobrze (bo on nie będzie obcym ludziom o swoich problemach opowiadał, takie rzeczy możemy załatwić sami między sobą). Wiem, bo tego już próbowałam. Porozmawiać z nim na poważnie też jest ciężko bo albo jakieś żarciki wtrąca które są niemiłe, albo atakuje że naczytałam się głupot i chcę go psychologicznie załatwić. Jak kiedyś (daaawno temu) wspomniałam o DDA to obraził się i nie odzywał przez długi czas. Kiedyś sama zaczęłam szukać, jego nerwowość, wybuchy złości, ataki na mnie wszystko na to wskazywało. Ale wtedy w życiu bym nie powiedziała że ja jestem DDRR. Ależ to trudne, tak przyznać się do tego.

Chcę zakończyć wątek obiadu. Wiem że ile osób tyle scenariuszy. W tym konkretnym moim wypadku myślę, że to ja byłam pokrzywdzona. Nie chciałam za dużo zdradzać szczegółów, ale ten "gość" to tak naprawdę "klient". Osoba której świadczyłam usługę w swoim domu. Krople rosy - naprawdę mój mąż postąpił tak, jak tą sytuację opisałam. Być może to były inne słowa, ale na pewno bardzo zbliżone. Z marszu zaczął że "on jest głodny" itd. Pamiętam że po pierwszym zdaniu poczułam się źle i milczałam, jakbym chciała udać że nic nie słyszałam. Próbowałam zrozumieć dlaczego tak zrobiłam? Nasówa mi się kilka myśli:
1) Miałam gościa, osobę którą mało znam, nie chciałam zostawiać samą
2) Byłam w trakcie wykonywania usługi, trochę się zmęczyłam, to była moja chwila odpoczynku bo 5minut i znowu pracuję
3) Byłam też nieco rozdrażniona hałasem bawiących się dzieci
4) Przed tą osobą poczułam wstyd, że mąż mnie tak traktuje jak swoją służącą, że na jego zawołanie nie ważne co robię i jak bardzo jestem zajęta mam iść i spełnić jego kaprys. Ponadto wstyd że mam męża który nie liczy się z moimi gośćmi (ja na jego miejscu bym weszła ciszej, dyskretnie zjadła i już).
Dlaczego uraziły mnie słowa męża który wrócił z pracy i po prostu chciał by mu podać obiad pod nos, dlaczego poczułam się jak służąca?
1) Bo nie pierwszy raz mąż zwracał się do mnie w taki niemiły sposób, ale jeden z pierwszych gdy zrobił to przy kimś obcym
2) Bo czułam się wykorzystywana a rozwinę tą myśl później
3) Bo przez lata byłam czyimś popychadłem. Mogę się poświęcić dla męża, rodziny, mogę się zmusić żeby robić rzeczy których nie lubię, mogą mi nawet za to nie dziękować, ale nie chcę już nigdy więcej być dla nikogo popychadłem ani służącą, bo przez to czuję żal, a potem gdy wszyscy są radośni i spełnieni, ja nie mogę się pozbyć swojego żalu do nich, do siebie i to mnie przytłacza.
Myślę że to właśnie wtedy poczułam i dlatego się zbuntowałam. Mój bunt był nieudolny, nieprzemyślany i wyszło jak wyszło. Brak mi mądrości i pewności siebie.

krople rosy i marylka.
Wasze wpisy, wasza dyskusja... niesamowite, bo to właśnie coś, co dzieje się w mojej głowie.
Z jednej strony (KR) - chciałabym być taką przykładną żoną, poświęcić się rodzinie i czuć takie wsparcie męża, którego teraz nie czuję. W każdym sporze, choćby był z winy męża doszukuję się szczegółów, co ja jako żona zrobiłam źle że go rozgniewało, co powinnam była zrobić by nie było kłótni? jak powinnam była zareagować by uniknąć spięcia? szukam dla niego usprawiedliwienia i wymówek: był zmęczony, to on pracuje, on też potrzebuje odpoczynku, on też potrzebuje relaxu, pewnie mu ciężko w tej pracy więc nic się nie stanie jak na mnie nawrzeszczy, zniosę to przecież to tylko słowa itd. Chcę odpuścić w imię większego dobra, poświęcić się bo przecież mam rodzinę, ktoś musi. Potem zbiera się we mnie w środku żal, który dalej próbuję zdusić, bo dlaczego jestem zła, bo dobre żony służą mężom itp. Staram się myśleć bo on taki uparty, jak się obydwoje uprzemy to się rozstaniemy, ktoś musi ustąpić i słucham twojej i tobie podobnych historii i myślę sobie to ze mną coś nie tak skoro źle się czuję podając obiad, prasując ubrania, myjąc dzieci bo inne kobiety nie mają z tym problemu.
Jesteś dla mnie sytauacją pożądaną, tak powinno być, tak chcę żyć. Jednak mój mąż nie jest taki jak twój, nie chce nic z siebie dać, nie myśli o mnie gdy go potrzebuję. Mogę o moim mężu szczegółowiej napisać na priv, wtedy lepiej będzie to zrozumieć.

Z drugiej strony (marylka) - boli mnie że mąż mnie nie szanuje i mojej pracy, że ciągle mi powtarza że nic nie robię bo przecież siedzę w domu, że mi ubliża wyzywając mnie, złoszczę się że na nic nie mam czasu. Chcę odwrócić tą sytuację, chcę zmusić męża by zaczął zajmować się dziećmi, by udzielał się w domu bo jest mi za ciężko samej ze wszystkim. Nie chcę tkwić w czysto teoretycznym małżeństwie, chcę czuć się kochana przez męża, a nie wykorzystywana. Przykłady które opisałaś, szczera prawda, dokładnie o tym myślę, myślałam, niektóre próbowałam. Powtarzam sobie musi się udać, jeśli ja się zmienię to będzie dobrze... i masz rację również w tym ze myślę co będzie później. Jak już 40 lat minie o ile doczekam i małżeństwo mi się posypie wrócę myślami do teraz i dotrze do mnie że to ja pozwoliłam się wykorzystywać, znudził się mną bo na wszystko mu pozwalałam i ulegałam jego zachciankom, albo że rozpił się i krzywdzi dzieci. Nie szanował mnie bo ja nie miałam szacunku do siebie pozwalając mu na to. I że będę gorzko płakała. Tak boję się tego. Jest jeszcze coś czego się tak potwornie boję, mianowicie tego, że się rozstaniemy. Bez znaczenia czy ja jego zostawię czy on mnie, że w końcu nie będziemy w stanie ze sobą wytrzymać i się rozstaniemy.
Pisałaś na swoim przykładzie, że byłaś zdecydowana zostawić męża. On wrócił, ale ty nie zawachałabyś się go zostawić. Ja nie mam tyle odwagi ani determinacji w sobie. Chyba w książce "Granice w małżeństwie" czytałam, że w specyficznych sytuacjach odejście jednego z małżonków jest niezbędne by drgnęło coś w drugim. Brawo! Tobie się udało:) W tej samej książce jest też napisane, że na taki krok trzeba być bardzo zdecydowanym, bo w najgorszym wypadku grozi to odejściem od nas małżonka, kiedy nie poczuje on potrzeby by coś w sobie zmienić. Nie chcę próbować, bo zbyt wiele mam do stracenia na razie. Chciałabym jednak wywalczyć swoje miejsce w mojej rodzinie, jako członek tej rodziny, a nie pomoc domowa:( Chcę nauczyć się dobrze stawiać granice sobie mężowi i rodzinie.
Awatar użytkownika
cukierek
Posty: 1212
Rejestracja: 02 maja 2018, 19:49
Płeć: Kobieta

Re: cukierek

Post autor: cukierek »

Co do mojego męża, to trudne o nim pisać powstrzymując się od podawania szczegółów? Jak każdy ma wady i zalety. Najbardziej niebezpieczne że liczy się głównie ze swoim zdaniem. Jak ja mam odmienne, będzie tyle wisiał mi nad uchem i zniechęcał, aż machnę ręką i powiem rób jak chcesz. W ten sposób zdominował większość decyzji dotyczących domu, ogrodu i dzieci. Coś na co ja również chciałam mieć wpływ. Wtedy tłumaczyłam sobie że jest mężczyzną i chce czuć że o czymś decyduje, a później poczułam że ja zawsze rezygnuję ze swojego zdania, bo jak nie to mnie zakrzyczy, obrazi lub jest spór jak się uprę przy swoim. Tak zaczęliśmy się kłócić.
Zawsze mogę liczyć na męża do czasu gdy naprawdę go potrzebuję, wtedy zwykle nie może mi pomóc, ma inne zajęcie lub musi gdzieś pojechać. Gdy płaczę, on się śmieje. Potem ma pretensje: "znowu ryczysz?" więc zaczęłam się ukrywać ze swoim płaczem by nie dawać mu satysfakcji że przez niego płaczę. Przez bardzo długi czas po ślubie naśmiewał się z pewnej części mojej twarzy do tego stopnia, ze nabrałam kompleksów na temat swojej buzi. Nie wierzycie? Naprawdę można. Nie przejmuje się gdy jestem chora, ale jak nie ma naszykowanego obiadu do pracy to już jest szum.
Lubi sobie wypić, boję się bo myślę że jest DDA. Nie mam o tym zbytniej wiedzy, nie mam też pojęcia jak to jest gdy ma się alkoholika w rodzinie i jak się trzeba wtedy zachowywać. Jestem przewrażliwiona na tym punkcie, więc często poruszałam ten temat z mężem, atakując go, odwołując się do niezależnych od niego przykładów z domu. Oczywiście zapewnia mnie że on ma wszystko pod kontrolą, on wie kiedy ma przestać i że przeciez dużo nie pije bo on nie ma z tym problemów. Ale ja nadal nie jestem spokojna, bo każdy tak mówi a potem różnie wychodzi. Straciłam do niego zaufanie gdy zaczął okłamywać mnie co do ilości wypitych piw. Jakże straszny widok jest dla mnie gdy widzę worki na śmieci 240l pełne puszek po piwie (on wypił podobno tak się nazbierało).
Wiem że to wielka wada, ja często zmieniam zdanie. Chodzi mi o sytuacje gdy się kłócimy i gdy jest ok. Gdy się kłócimy mówię np. "już nigdy nie wyprasuję ci koszuli, bo teraz ci wyprasowałam i zbluzgałeś mnie zamiast podziękować" ale gdy się pogodzimy i on poprosi to zapominam o złości i idę mu ją poprasować. Tak więc chyba nauczył się mnie podchodzić w ten sposób i wykorzystywać. A ja nie mogę się przemóc i tkwić w swoim postanowieniu bo zawsze mi się go zrobi szkoda. Nie chamuje się też z bluzganiem i przeklonami, a mnie to drażni. Mocno rani. Był czas gdy tak mocno klął że przesłuchać się tego nie da. Teraz jest znacznie lepiej, ale nie wiem czy to jego praca nad sobą czy raczej daje mi poczuć taką nutkę że niby coś się zmieniło i zaatakuje ze zdwojoną siłą.
Kiedyś powiedział mi że on nigdy nie będzie gotował, bo jak się przyzwyczaję to będzie musiał to zawsze robić, jakby się bał ze będę go wykorzystywać. To dziwne bo to ja wszystko musze w domu robić, nie on. Po wielu moich zapewnieniach raz mnie zaskoczył i zrobił romantyczne śniadanie. Ale na tym koniec.
Rozmowa? My nie rozmawiamy, my wydajemy komunikaty. Od bardzo długiego czasu poruszam ten temat z mężem i ciągle mnie zbywa. Jak się uprę na rozmowę to zaraz zaczyna że go psychicznie podchodzę to i mi się niefajnie robi więc zabieram się sprzed jego oczu.

Obecnie sytuacja między nami jest katastrofalna, każde żyje jakby swoim życiem. Mąż korzysta z domu jak z hotelu, ma tu swój pokój, gotuje sobie pierze i prasuje sam. Ja robię wszystko inne, i to samo co mąż dla siebie i dzieci. Jest przykro. Plus jest taki że dzieci go kochają, często upierają się by z nimi zasypiał więc zasypiamy rodziną. Potem idzie do "swojego" pokoju.

Szczerze to ja nie mam żadnej wiedzy o DDRR, będę szukać poleconych książek i bardzo chcę je przeczytać. Czuję że muszę. Z opisu z internetu dużo do mnie pasuje. Ponadto te zdanie "że ddrr powielają schemat swoich rodziców". To jaką jestem osobą i jak bardzo liczę się z opinią innych. Straszne. Ja chyba to zauważam u siebie, a nie chcę skończyć jak moi rodzice:(
Awatar użytkownika
cukierek
Posty: 1212
Rejestracja: 02 maja 2018, 19:49
Płeć: Kobieta

Re: cukierek

Post autor: cukierek »

Ah i jeszcze bardzo dziękuję za wszelkie odpowiedzi, nie sposób wymienić każdego z osobna i odnieść się bezpośrednio do waszych słów, ale zapewniam że każdy wpis czytam z wielką starannością i w każdym widzę wiele mądrości dla siebie. Dlatego nie ważne jak bardzo wasze zdania czy opinie różnią się, proszę, nie przestawajcie mnie komentować bo im szerzej nauczę się patrzeć na moje problemy tym lepiej nauczę się sobie z nimi radzić.

Z całego serca wszystkim dziękuję:)
Awatar użytkownika
Nirwanna
Posty: 13319
Rejestracja: 11 gru 2016, 22:54
Jestem: po rozwodzie
Płeć: Kobieta

Re: cukierek

Post autor: Nirwanna »

Cukierku, czytając Twoje posty tak sobie pomyślałam - czy myślałaś o pójściu na miting Al-Anon? Lub innym podobnym spotkaniu?
Bez grupy wsparcia obawiam się, że na samym "chcę" i przeczytanych książkach, daleko nie zajedziesz, choć postanowienia masz bardzo dobre.
Nie żyje się, nie kocha się, nie umiera się - na próbę
Jan Paweł II
marylka
Posty: 1372
Rejestracja: 30 sty 2017, 17:01
Jestem: szczęśliwą żoną
Płeć: Kobieta

Re: cukierek

Post autor: marylka »

Tak cukierku. Nirvana ma rację. Powinnaś mieć kontakt z człowiekiem. Tam dostaniesz wsparcie i zobaczysz, że nie jesteś sama.
Wiesz....moje zdanie jest takie, że każdy z nas ma jakieś dysfunkcje czyli posiada jakieś ddx. Nasze pierwotne rodziny nie były idealne i my nie jesteśmy idealni. Sęk w tym, żeby zdiagnozować u siebie - z czym ja mam problem? Dlaczego on sie ze mna nie liczy? Jakie moje cechy mu to ułatwiają? Jak mogę je zmienic?
Wiesz.....ja byłam bardziej zdecydowana. Wiadomo - każdy jest inny. Kiedy byłam w domu, bo wychowywałam dzieci - nie mogłam sie nadziwić. On siadał i czekał aż mu podam talerz a potem widelec! A potem...odchodził!!!
Chociaż tyle, że podziękował. Dla mnie to był szok bo u mnie w domu tata normalnie zmywał talerze i przygotowywał z mamą posiłki.
Jak popatrzyłam na jego rodzinę - no to miałam odpowiedź - teściu nawet w tym samym miejscu siedzi co mąż i też tak czeka. Tyle, że teściowa uwijała się przy nim szczęśliwa. Ale ja tak nie chciałam. Po n- tych rozmowach kiedyś jak mieli przyjść goście, wzięłam jego talerze nie pozmywane i schowałam je na jego czyściutkich koszulach i zasunęłam szafę. Był czerwony ze złości jak indor. Powiedziałam spokojnie, że nie zmywa po sobie, a ja nie chce mieć brudów na wierzchu, bo ja po sobie i dzieciach mam czysto.
Albo - rzucał mi hasła - jak już SIEDZISZ w domu - to zrobiłabyś......więc przez jakis czas mu ani nie gotowałam ani nie prasowałam. A jak podskoczył do mnie - to mu powiedziałam - pomyślałam sobie, że jak mówisz, że SIEDZĘ - no to sobie w końcu posiedzę.
Tak uczyliśmy się siłowo i dosłownie nawzajem. Bo widziałam, że tłumaczenia no to bez sensu są bo z gadaniem to na rondo wpadłam i cały czas to samo mówię.
Tak długo trwała nasza walka. Zrozumiałam, że wiele nie tracę, bo on i tak mnie nie szanuje i tak ze mną nie rozmawia, więc chociaż dla siebie komfort znajdę i sama o siebie zadbam. A on i tak był niezadowolony.
Ale to tak na marginesie. Każda historia jest inna. I Ty jesteś inna. Jesteś dobrym i wrażliwym człowiekiem. Bardzo słabym jednak - dlaczego tak się czujesz? Zobacz - masz piękne dzieci, prowadzisz dom - czyli niezły biznes ogarniasz, cos tam jeszcze działasz, jakieś usługi robisz. Weź cukierku popatrz w lustro! Zobacz na swoją piękną twarz! Ucałuj ten szczegół, który mąż tak wyśmiewa?
Jak myślisz? Dlaczego jedna chyba jedyna osoba, która niby kocha tak Cię traktuje? Bo nie wierzę, że znajomi źle Cię traktują.
Oprócz dzieci - nikomu tyle nie robisz dobrego co jemu. Dlaczego nie pomyślisz, że to jednak on źle robi? Ma chyba wszystko do życia i jeszcze Ciebie, z której może zrobić służącą, z której może się pośmiać np. z wyglądu. A on co? Taki piękny Alfredo jest, że klękajcie narody? Ludzie, którzy śmieją i drwią z innych chca w ten łzawy sposób podnieść swoja wartość.Tak jest wszędzie - i w realu i tu na forum. On tak naprawdę nie chce powiedzieć, że jesteś gorsza od niego. On chce SOBIE powiedzieć, że jest LEPSZY. Chce sie dowartościować, bo czuje się niedowartościowany i boi się - bardziej niż Ty. Charakterystyczne to jest dla popadających w uzależnienia. Chcą uciec przed swoimi kompleksami, lękami jakimiś schowanymi zranieniami.
Tyle cukierku, że Ty go nie uleczysz. Mimo najszczerszych chęci - on musi sam chcieć sobie pomóc.
Jeśli chcesz mu pomóc - poszukaj pomocy dla siebie tak jak pisze Nirvana. Pomożesz sobie - otrzymasz wsparcie i zobaczysz jak poprzez swoje działanie możesz sprawić, żeby mąż podjął pracę nad sobà. I chcę przestrzec - czasu jest coraz mniej. Worki puszek po piwie świadczą, że jest w szponach nałogu. Jak poważnie uzależniony? Obawiam się, że samej trudno Ci to ocenić.
I jeszcze jedno: Twoje dzieci Was obserwują. Patrza jak powinna zachowywać sie mama-to obserwuje córka, a jak powinien działać tata - to syna działka. Warto dla dzieci przyszłości już dzisiaj podjąć działania. Niech córka wie, że nie wolno być samej w domu z cierpieniem, że trzeba wyjść do ludzi. To samo syn - Dzieci najczęściej są naszymi lustram w przyszłościi. Warto to mieć na uwadze. Dużo sił Ci życzę.
zahir
Posty: 103
Rejestracja: 09 lut 2018, 10:29
Płeć: Kobieta

Re: cukierek

Post autor: zahir »

Zgadzam się z Marylką, z jej dzisiejszym wpisem. Twoja wartość ma wynikać z Ciebie, nie możesz pozwolić na to by czuć się gorsza. To jest błędne koło. Nikt nie da Ci tej wartości, którą sama musisz w sobie odkryć. Chyba najbardziej zgubne, gdy uszczęśliwia nas dopiero pochwała kogoś. A co wtedy gdy jej brak. Gdy ktoś nie widzi ogromu naszej pracy w codzienności. Przez to, że wiesz, że możesz się nie doczekać tych pochwał ze strony męża, Ty znikasz. Znikasz jako wartościowa kobieta, jako dobra żona, jako spełniona matka. To ty musisz podjąć pracę nad swoim myśleniem. Z tego co piszesz, to robisz bardzo wiele dla innych. Ale co z Tobą. Pomyśl o tym, póki nie jest za późno. Póki Twoje przekonanie, że masz być przede wszystkim dla kogoś, nie zapędzi Cię do gorszych stanów ducha, gorszych rozwiązań.
marylka
Posty: 1372
Rejestracja: 30 sty 2017, 17:01
Jestem: szczęśliwą żoną
Płeć: Kobieta

Re: cukierek

Post autor: marylka »

agaton pisze: 10 maja 2018, 12:42
Jeśli jesteś gotowa czytać długie opowiadanie, to chętnie napiszę na priva. Muszę mieć tylko więcej czasu, żeby jakoś to rozsądnie
w pigułce podać ;)
Agaton - jeśli dobrze odczytuję, że to do mnie - to oczywiście - zapraszam na priva. Z checią Cie poznam. A jak nie pomoge to przynajmniej sie poznamy bliżej :)
Z doświadczenia wiem, że takie prywatne znajomości często zawiazuja się w przyjaźnie i bardzo umacniaja oraz owocują na lata :). Pozdrawiam :)
Awatar użytkownika
cukierek
Posty: 1212
Rejestracja: 02 maja 2018, 19:49
Płeć: Kobieta

Re: cukierek

Post autor: cukierek »

Nirwanna pisze: 14 maja 2018, 6:16 Cukierku, czytając Twoje posty tak sobie pomyślałam - czy myślałaś o pójściu na miting Al-Anon? Lub innym podobnym spotkaniu?
Bez grupy wsparcia obawiam się, że na samym "chcę" i przeczytanych książkach, daleko nie zajedziesz, choć postanowienia masz bardzo dobre.
Nie mam możliwości wyjścia z domu na razie. A dodatkowo waham się. Chodzi mi o to że sprawa uzależnienia jest bardzo delikatna. Nie chcę niechcący zranić męża, bo co jeśli się mylę, jeśli wydaję zły osąd? Wiem co widzę i to opisałam, nie wycofuję się z tego, chcę tylko dodać, że jest to przecież moja subiektywna ocena, w kłótni ludzie ranią się nawzajem więc i ja poraniłam męża nie tylko on mnie. Mam tego świadomość. Ja w złości wypominałam mu picie. Jeśli zapiszę się do grupy Al-Anone, to jakbym otwarcie powiedziała znowu - mężu jesteś pijakiem. Waham się, bo gdybym zamieniła się z mężem na miejsca i mój rodzic miał problem z alkoholem nie chciałabym aby ktoś mnie oceniał za jego czyny i postępowanie. Wiem że to delikatna kwestia i mam za mało wiedzy o tym:(
krople rosy

Re: cukierek

Post autor: krople rosy »

Cukierku....to się rozpisałaś kobieto :) i to jeszcze o której godzinie :o ...widocznie jest faktycznie kiepsko skoro spać nie możesz.
Nie wiem co Ci napisać , z jednej strony bym chciała bo trochę myśli przemyka mi przez głowę a z drugiej mam trochę pustkę. Na pewno nie mam gotowej recepty i żadnych złotych myśli. Najczęściej zaczynam pisać ....wracam co czytania wątku...i jakoś idzie.
cukierek pisze: 14 maja 2018, 1:07 Chcę zakończyć wątek obiadu.
Ja również ale na chwilkę wrócę jeszcze do czegoś:
cukierek pisze: 14 maja 2018, 1:07 W tym konkretnym moim wypadku myślę, że to ja byłam pokrzywdzona.
cukierek pisze: 14 maja 2018, 1:07 naprawdę mój mąż postąpił tak, jak tą sytuację opisałam. Być może to były inne słowa, ale na pewno bardzo zbliżone. Z marszu zaczął że "on jest głodny" itd. Pamiętam że po pierwszym zdaniu poczułam się źle i milczałam, jakbym chciała udać że nic nie słyszałam.
Poczułaś się pokrzywdzona męża zachowaniem. To fakt. Normalne i w dobrym tonie byłoby takie zachowanie jak napisałaś. Tyle, że taka a nie inna postawa męża mogła być jakąś demonstracją czegoś jak napisałam wcześniej. Można przypuszczać, że w owej sytuacji mąż również mógł się w swoim odczuciu postawić w roli pokrzywdzonego albo nazbierało mu się trochę podskórnych żali wobec Ciebie i w tym właśnie momencie wyszło jak wyszło. A wyszło fatalnie dla Was obydwoje.
cukierek pisze: 14 maja 2018, 1:07 Dlaczego uraziły mnie słowa męża który wrócił z pracy i po prostu chciał by mu podać obiad pod nos, dlaczego poczułam się jak służąca?
1) Bo nie pierwszy raz mąż zwracał się do mnie w taki niemiły sposób, ale jeden z pierwszych gdy zrobił to przy kimś obcym
Czy gdy gość/klient wyszedł poinformowałaś męża o tym by następnym razem nie powtórzył tak nie eleganckiego i przykrego dla Ciebie zachowania? Nie chodzi mi tutaj o to by tracić czas na tłumaczenie bo z tego co piszesz mąż nie jest otwarty na Twoje oczekiwania i problemy ale na zwykłą, krótką informację, że jego zachowanie było nie na miejscu i by zastanowił się zanim coś powie czy zrobi. I koniec tematu.
Myślę, że większość mężczyzn nie lubi długich wywodów a już na pewno kobiecych szlochów. Nie oceniam tego tylko stwierdzam fakt, że najczęściej na nich takie nasze postawy wrażenia nie robią.
Sama po sobie mogę powiedzieć, że często krótki komunikat był dla mojego męża dobitniejszy w treści i skuteczniejszy w odbiorze niż wałkowanie w kółko jednego. Co nie zmienia faktu, że czasem nie czekam na męża pozwolenie ale komunikuję, co mi leży na wątrobie. Najłatwiej mi w formie pisemnej przez komunikator. Mąż ma czas na przeczytanie i ,,przetrawienie'' treści ...no i na odpowiedź.

Myślę też że ten wasz kryzys może mieć wspólny mianownik z większością kryzysów małżeńskich: rutyna, przyzwyczajenie, przewidywalność, wspólna przestrzeń....być może zbyt ciasna. Po latach można dojść do wniosku, że małżonkowie są na siebie skazani. Brakuje tej świeżości i przygody co na początku znajomości: kobieta po narodzinach dziecka/ dzieci wchodzi w rolę matki, i mężczyźnie chyba dość trudno jest w niej zobaczyć kogoś innego, kogoś tajemniczego, kogoś kim była na początku. Sytuacja może być moim zdaniem trudniejsza gdy kobieta zostaje z dziećmi w domu. Jesli sama nie czuje sensu tego co robi, przynajmniej po latach ten sens może sukcesywnie się ulatniać to nie mając nic innego poza domem może czuć rozgoryczenie i narastającą frustrację gdy dokłada wysiłków by udowodnić swoją wartość wzmożoną pracą w domu a nikt tego nie widzi, nie docenia....mało tego, ma jeszcze pretensje, że nie zrobione to czy tamto a przecież jest się w domu. Przychodzi powolne wypalanie się, potem bunt i wszystko się rozjeżdża.
Mąż przychodzi z pracy, żona zawsze taka sama, z tym samym repertuarem oferty : posprzątane pokoje, przygotowany obiad, odrobione lekcje z dziećmi. Zmęczenie, żale, pretensje, łzy....Okazuje się , że wszystko co najlepsze już było ;)
Myślę też sobie, że to piwko, i telefon to taka ucieczka męża od trudnej dla niego codzienności no i wspólnej przestrzeni bo Ty ciągle jesteś.
I wszystko już z góry wiadomo. Nie oceniam tego i nie usprawiedliwiam, powtarzam, myślę tylko, że może tak być.
Pora chyba na jakieś zmiany. Pierwszym krokiem może być wizyta u psychologa i ,,wzięcie się za siebie''. Z tego kroku mogą wyniknąć kolejne ale na pewno warto się ruszyć. Może postawienie sobie jakiegoś celu,np; nauka języka obcego i myśl w kierunku pójścia do pracy. Dla siebie. Dla stworzenia sobie perspektywy innej niż dom. Dla znalezienia innej , nowej przestrzeni.
Małżonkowie najczęściej za sobą tęsknią i są siebie ciekawi gdy mają jakieś oddzielne światy którymi się wzajemnie ze sobą dzielą. Oczywiście takie które w konsekwencji będą budowały relację i małżeństwo a nie powodowały oddalanie się w swój świat.
Ostatnio zmieniony 14 maja 2018, 22:13 przez Czarek, łącznie zmieniany 1 raz.
Powód: usunięto fragment posta po uprzedniej konsultacji z jego autorką
krople rosy

Re: cukierek

Post autor: krople rosy »

,,mój mąż ma 2stany.
1)jest zadowolony – nasze małżeństwo kwitnie. Jest wyrozumiały, wraca z pracy wcześniej i nigdy się nie kładzie tylko je późny obiad i idzie do nas. Czule się ze mną wita, rozmawia, bawi się z dziećmi lub zabiera je ze sobą na dwór gdzie robi sobie coś tam przy samochodzie lub inną „męską” robotę, innym razem pyta mnie czy coś mi trzeba przykręcić lub w domu naprawić i aż chce się dla takiego faceta gotować.
Bardzo mi się ta wersja męża podoba. Kiedy tak jest? Z czego wynika dobre usposobienie i podejście Twojego męża?
I co się takiego dzieje, że przestaje taki być?
marylka
Posty: 1372
Rejestracja: 30 sty 2017, 17:01
Jestem: szczęśliwą żoną
Płeć: Kobieta

Re: cukierek

Post autor: marylka »

To że pójdziesz na spotkanie al - an9n - to właśnie znaczy, że próbujesz rozeznać sytuację. Tam możesz opowiedzieć o wszystkim i tam są fachowcy, którzy pimoga Ci ocenić - czy powinnas sie niepokoić czy nie. Zawsze to lepsze niż zamiatanie pid dywan. Dla każdego współuzależnionego to DELIKATNA sprawa.
Pozdrawiam
Awatar użytkownika
Nirwanna
Posty: 13319
Rejestracja: 11 gru 2016, 22:54
Jestem: po rozwodzie
Płeć: Kobieta

Re: cukierek

Post autor: Nirwanna »

cukierek pisze: 14 maja 2018, 12:44
Nirwanna pisze: 14 maja 2018, 6:16 Cukierku, czytając Twoje posty tak sobie pomyślałam - czy myślałaś o pójściu na miting Al-Anon? Lub innym podobnym spotkaniu?
Bez grupy wsparcia obawiam się, że na samym "chcę" i przeczytanych książkach, daleko nie zajedziesz, choć postanowienia masz bardzo dobre.
Nie mam możliwości wyjścia z domu na razie. A dodatkowo waham się. Chodzi mi o to że sprawa uzależnienia jest bardzo delikatna. Nie chcę niechcący zranić męża, bo co jeśli się mylę, jeśli wydaję zły osąd? Wiem co widzę i to opisałam, nie wycofuję się z tego, chcę tylko dodać, że jest to przecież moja subiektywna ocena, w kłótni ludzie ranią się nawzajem więc i ja poraniłam męża nie tylko on mnie. Mam tego świadomość. Ja w złości wypominałam mu picie. Jeśli zapiszę się do grupy Al-Anone, to jakbym otwarcie powiedziała znowu - mężu jesteś pijakiem. Waham się, bo gdybym zamieniła się z mężem na miejsca i mój rodzic miał problem z alkoholem nie chciałabym aby ktoś mnie oceniał za jego czyny i postępowanie. Wiem że to delikatna kwestia i mam za mało wiedzy o tym:(
Cukierku, jest dokładnie tak jak pisze post wyżej marylka. Ty natomiast już robisz unik, aby nic nie robić. Sama sobie logicznie udowadniasz, że wyjście z domu nie ma sensu.
"Kto chce szuka sposobu, kto nie chce szuka powodu". Jednak to Twoje życie i Twoje wybory. My możemy pokazać jedynie możliwości i uwarunkowania :-)
Nie żyje się, nie kocha się, nie umiera się - na próbę
Jan Paweł II
ODPOWIEDZ