cukierek

Refleksje, dzielenie się swoimi przeżyciami...

Moderator: Moderatorzy

Pavel
Posty: 5131
Rejestracja: 03 sty 2017, 21:13
Jestem: w kryzysie małżeńskim
Płeć: Mężczyzna

Re: cukierek

Post autor: Pavel »

Ja przed kryzysem nie odróżniałem psychologa od psychiatry.
Gadać komuś obcemu o swoich problemach? Tym bardziej w grupie? Przyznawać się do problemów, słabości, bezradności? W życiu. Sam sobie poradzę.
Takie miałem podejście.

W kryzysie,w bezradności, szukając sposobu jak zmienić, naprawić :lol: żonę, zdecydowałem się w końcu na własną terapię, na zasadzie - a co mi szkodzi.
To była bardzo trafna decyzja, aczkolwiek również chciałbym podkreślić, że wybór odpowiedniego terapeuty jest bardzo ważny - nurt w jakim pracuje, czy podlega superwizji, wyznawane wartości, jego profesjonalizm, a nawet to, czy się z nim po ludzku rozumiemy. Dlatego nie warto się zrażać, jeśli początkowo trafimy na nieodpowiedniego. Mój pierwszy był kompletnym niewypałem.
Warto wg mnie potraktować terapeutę/grupę terapeutyczną tak, jak traktujemy trenera na siłowni/ w klubie fitness.
Jak przewodnika, jak personalnego trenera, ale zajmującego się naszym wnętrzem, nie ciałem.

Przy okazji zachęcam również do rozważenia programu 12 kroków - ja jestem w trakcie i już wiem, że to niesamowita szansa na zbudowanie nowego siebie. Dzięki niemu namacalnie doświadczyłem, jaką moc ma praca w grupie. Genialna sprawa :)
"Bóg nie działa poza wolą człowieka i poza jego wysiłkiem.(...) Założenie, że jeśli się pomodlimy, to będzie dobrze, jest już wiarą w magię." ks. dr. Grzegorz Strzelczyk
Awatar użytkownika
karo17
Posty: 266
Rejestracja: 02 maja 2018, 17:47
Płeć: Mężczyzna

Re: cukierek

Post autor: karo17 »

Cukierku piszesz że mąż zrobił wiele rzeczy w przeszłości które Cię bolą i nie zostały wyjaśnione. Śmiem twierdzić że jeśli nie zostaną one wyjaśnione to nigdzie dalej nie zajadą w tym małżeństwie zarówno cukierek jak i jej mąż. Krople Rosy zamiatanie pod dywan nic nie daje niestety. Kiedyś to wyjdzie. Zastanawiajace jest to nieporuszanie drażliwych spraw w małżeństwie co radzi KR. Czy ma to związek z lękiem i strachem? To już musiałaby sobie sama przed sobą odpowiedziec KR. Ja generalnie jestem zwolennikiem wyjaśnienia nawet drazliwych kwestii między małżonkami. Oczywiście że mogą pojawić się emocje ale lepsze to niż nie robienie nic dla świętego spokoju i chowanie pod dywan. A przecież Cukierek prosi o rozmowę a nie o milion dolarów :) To pierwsze jest raczej możliwe od ręki...
Awatar użytkownika
Nirwanna
Posty: 13320
Rejestracja: 11 gru 2016, 22:54
Jestem: po rozwodzie
Płeć: Kobieta

Re: cukierek

Post autor: Nirwanna »

Często nie jest możliwe od ręki. Nie jest możliwe, gdy ta druga osoba rozmowy się boi, gdy nie umie rozmawiać, oraz gdy NIE CHCE rozmawiać. Zmusisz? Nie zmusisz. Ma prawo nie chcieć. Aby rozmowa miała sens, powinna się odbywać w wolności obu rozmawiających. Często jedno z nich lub oboje tej wewnętrznej wolności nie mają.
KR pisze o możliwości pracy nad swoją wolnością tak, aby drugiej stronie też umożliwić wzrost wewnętrznej wolności. Być może kiedyś do etapu umożliwiającego rozmowę.
Nie żyje się, nie kocha się, nie umiera się - na próbę
Jan Paweł II
Awatar użytkownika
cukierek
Posty: 1212
Rejestracja: 02 maja 2018, 19:49
Płeć: Kobieta

Re: cukierek

Post autor: cukierek »

Przez karo17 nasunęło mi się pytanie, kiedy draze temat jest zle, bo mąż się frustruje i to prowadzi do klotni więc lepiej czasem przemilczeć sprawę żeby kłótni nie było. w nadziei oczywiscie ze przyjdzie dzien w ktorym bedzie mial chec porozmawiac. Ale tym samym musze wewnetrznie w sobie te zadry zdusic, a to przeciez po jakims czasie grozi explozja gdy już nie będę miała gdzie pomieścić swojego żalu do niego. On może przecież nigdy nie chcieć ze mną niczego wyjaśniać, ma prawo. Ale co ze mną? Czy nie będę znowu klebkiem nerwów, niezdecydowana,przerażona i pelna zalu jak teraz?
Awatar użytkownika
Nirwanna
Posty: 13320
Rejestracja: 11 gru 2016, 22:54
Jestem: po rozwodzie
Płeć: Kobieta

Re: cukierek

Post autor: Nirwanna »

Nie, cukierku, warto abyś się w tym czasie przyjrzała sobie i zajęła sobą, aby właśnie żalu nie kumulować, tylko właściwie przeżywać, oraz aby żyć i postępować tak, aby w końcu tego żalu nie było w ogóle.
Nie żyje się, nie kocha się, nie umiera się - na próbę
Jan Paweł II
Awatar użytkownika
karo17
Posty: 266
Rejestracja: 02 maja 2018, 17:47
Płeć: Mężczyzna

Re: cukierek

Post autor: karo17 »

Nirwanno tylko czy w takim podejściu nie jest traktowanie męża jak osobę trochę ale przepraszam niepełnosprawna? Często ze strony żon widzę tutaj traktowanie mężów jak takich dzieci z przedszkola. O zgrozo są małżeństwa gdzie taka postawa jest pożądana przez żonę można dbać o męża zajmować się jak dzieckiem podejmować za niego decyzje itd. Przepraszam ale co znaczy słowo nie chce? Oczywiście nie da się zmusić do tego. Ale jakaś dojrzałość by się jednak przydała choć minimalna.
Awatar użytkownika
Nirwanna
Posty: 13320
Rejestracja: 11 gru 2016, 22:54
Jestem: po rozwodzie
Płeć: Kobieta

Re: cukierek

Post autor: Nirwanna »

Karo, tak jest, bywa - że ktoś jest minimalnie dojrzały, choćby w aspekcie odpowiedzialności w pracy, ale na gruncie relacji jest totalnym dzieciakiem. Możesz kopać się z rzeczywistością, ale tak po prostu jest.
My tu staramy się pomagać w warunkach zastanych, jak jest. A nie w idealnych - jak powinno być. Jesteśmy na forum dla kryzysowców, przypominam.
Nie żyje się, nie kocha się, nie umiera się - na próbę
Jan Paweł II
Wiedźmin

Re: cukierek

Post autor: Wiedźmin »

karo17 pisze: 16 maja 2018, 18:37 [...] Przepraszam ale co znaczy słowo nie chce? Oczywiście nie da się zmusić do tego. Ale jakaś dojrzałość by się jednak przydała choć minimalna.
Jak to co znaczy?
karo17 - normalnie - nie chce i już. Co w tym dziwnego?
Nie było by tego forum, gdyby wszyscy "chcieli".

Zresztą jak to mówią: "Ale cały w tym ambaras... aby DWOJE... CHCIAŁO na raz"

Tu są zgromadzeniu osoby, które właśnie doświadczają tego "nie chcę" na co dzień.

A Ty mówisz o "dojrzałości minimalnej"?
Tu codziennie osoby słyszą od partnerów: nie chcę z Tobą rozmawiać, nie chcę z Tobą być, żyć, mieszkać, mam Cię dosyć... - to właśnie znaczy słowo - NIE CHCĘ.

Moja żona również w ogóle nie chciała rozmawiać - reagowała alergicznie i nerwowo na hasło "rozmowa".
Zresztą nadal jest to dość trudne.
wulkan
Posty: 67
Rejestracja: 08 maja 2018, 23:00
Płeć: Kobieta

Re: cukierek

Post autor: wulkan »

Albo nawet chce z Tobą żyć ale nie chcę o czymkolwiek z Tobą rozmawiać i Ty tez nic do mnie nie mów bo na pewno nie odpowiem :shock: no tak to karo bywa
lena50
Posty: 1391
Rejestracja: 17 sie 2017, 0:29
Płeć: Kobieta

Re: cukierek

Post autor: lena50 »

Przepraszam ale co znaczy słowo nie chce? Oczywiście nie da się zmusić do tego. Ale jakaś dojrzałość by się jednak przydała choć minimalna.
Nie chce znaczy nie chce ....i.....nie zmusisz.
Niby rozumiesz,ale.....jednak nie.
Może zrozumiesz za kilka ,czy kilkanaście lat życia w małżeństwie.
Dziś szczęśliwym mężem i ojcem jesteś i oby tak dalej.

Ps.

Trochę dziwi mnie Twoja bytność na takim forum.....możesz to wytłumaczyć?
Masz jakiś problem?....zabezpieczasz się na przyszłość?.....nie wiesz co zrobić z nadmiarem wolnego czasu?.....jesteś może psychologiem?.....
lena50....dawniej lena
krople rosy

Re: cukierek

Post autor: krople rosy »

Karo 17 sugeruję nie zapędzać się w diagnozowaniu mnie bo po pierwsze to nie jest mój wątek ani problem, po drugie nie prosiłam Cię o rady na mój temat. Nie pierwszy to Twój post kąśliwy w moim kierunku (poprzedni był wręcz bezczelny w moim odbiorze).
Nie jestem tutaj po to by z kimś urządzać pyskówki i sobie deptać po palcach. Nie mój poziom i styl.
Widać, że są osoby które mnie odczytują poprawnie i wiedzą jakie mam intencje i zamiary pisząc posty w czyimś wątku. Dlatego Karo17 skoncentruj się na ustosunkowywaniu się do proszącego o poradę zamiast na chodzeniu mi po piętach.
Awatar użytkownika
cukierek
Posty: 1212
Rejestracja: 02 maja 2018, 19:49
Płeć: Kobieta

Re: cukierek

Post autor: cukierek »

Tak po datach patrzeć to trochę minęlo... w tym czasie:
1) chodzę na grupę dda stacjonarnie. Tu uczę się rozmawiać z innymi a ciężko jest po kilku latach w zamknięciu w domu tylko 4 ściany i wiecznie nieszczęśliwy mąż. Dwoiłam się i troiłam żeby zaspokoić jego oczekiwania a i tak zawsze coś mu nie odpowiadało bo myślał egoistycznie tylko o sobie. Zaakceptowałam fakt że moja mama jest toksyczną osobą i wysysa ze mnie życie. Nie potrafię tylko z nią o tym rozmawiać. Postanowiłam napisać list w którym chcę zawrzeć moje uczucia, zranienia, po prostu uwolnić się od tego wszystkiego bólu który latami gromadziłam i trzymałam w sobie. Jak zareaguje? nie wiem, za pewne wyśmieje mnie, ośmieszy i kontrzaatakuje uderzając we mnie jeszcze gorszymi zranieniami. Ale chyba już bardziej zranić mnie nie potrafi. Dużo o tym myślałam, no wiecie, czy warto wywlekać stare brudy czy lepiej "machnąć ręką" i cierpieć po cichu? Czy ktoś miał podobnie? Czy pisał list do toksycznych rodziców? Jak zareagowali?
2) jestem w grupie wsparcia dla osób współuzależnionych i powiedziałam o tym mężowi. Jego reakcja była do przewidzenia, drwi ze mnie i robi wszystko na złość. Zmanipulował sobie moją najbliższą rodzinę, która walczy o niego zawzięcie, broni każde jego złe postępowanie. Wcześniej wściekałam się a teraz to już zostawiam Bogu, bo stare powiedzenie mówi "jak ktoś sobie pościeli tak się wyśpi". Chcę założyć mężowi sprawę o alimenty, bo już ponad rok płaci jedynie rachunki a na życie nic. To ja opłacam życie itp. Powiedział mi kiedyś "siedzisz w domu nic nie robisz a 500+ za darmo ci dają darmozjadzie", teraz mówi "dopóki nie dostawisz talerza dla mnie przy obiedzie nie dam ani grosza". Innymi słowy chce za wszelką cenę pokazać mi że dla niego jestem tylko kimś w roli "przynieś wynieś pozamiataj", nie tylko nie liczy się ze mną i z moim zdaniem ale podważa każde moje słowo, każde zdanie do dzieci, do znajomych. Jest niesamowitym manipulatorem bo nawet ja często lapię się na te jego zagrywki. Też bym chciała żeby było dobrze między nami, ale jak mam zaufać komuś kto ciągle kłamie, kto nigdy nie dotrzymuje słowa i kto zostawia mnie zawsze z problemami w najcięższych życiowych tragediach. A potem na domiar złego przedstawia sytuację w zupełnie inny sposób, zawsze taki że on biedny poszkodowany, żona znęca się nad nim, rozkazuje mu, no z taką się nie da żyć :-( Czy ktoś skłądał taki pozew i może się podzielić doświadczeniem? Reakcją małżonka czy było gorzej niż przed? Czy są jakieś ukryte skutki prawne takiego pozwu czy coś?
Jeśli chodzi o samego męża to zaczynam łapać dystans do niego. Dotychczas jako ddd nie wiedziałam co się ze mną dzieje i przy kłótniach popełniłam wiele okropnych błędów. Mam ich świadomość. Zdecydowanie przyczyniłam się do kryzysu między nami, ale gdy od kilku lat na różne sposoby próbuję ten kryzys przezwyciężyć, a mąż odrzuca dosłownie kazdy pomysł to już nie wiem co robić. Czuję że między nami idzie do rozpadu i boję sie tego. Na grupie mówią że na niektóre rzeczy nie mamy wpływu, jeśli człowiek jest uzależniony to prędzej czy później to uzależnienie się pojawi. Żebym była idealna to i tak nie sprostam wymogom uzależnionego faceta bo on kocha alkohol, kocha siebie a nie mnie. I wiecie, ja naprawdę od ślubu nie czuję, żeby on mnie kochał.
3) z grupką osób czytamy i rozważamy Pismo Św. w odniesieniu do siebie. Dla mnie to wspaniała nauka i droga do umocniania wiary. Otoczona jestem osobami którzy chwalą się i wywyższają bo noszą medalik, chodzą do kościoła, byli w Medjugorje, w godzinę odmówią 50modlitw, ALE ciągle wtrącają się w życie innych, obmawiają ich, nakazują robić to co oni bo tylko to myślenie jest słuszne i ranią dotkliwie innych czynami i słowami. Gdy patrzyłam na tych ludzi sztucznie pobożnych jak to wszyscy ich wychwalają bo oni tacy pobożni, tacy dobrzy ludzie to ... czułam złość. Ja dopiero od kiedy wstąpiłam do tych 3 grup, od kiedy rozważam Pismo Św. w odniesieniu tylko do siebie to zaczynam czuć spokój. Zaczynam czuć, bo jeszcze wiele rzeczy mną wstrząsa. Nie potrafię też patrzeć na takich zakłamanych ludzi, spojrzeć im w oczy to dla mnie trudne, a już wogóle rozmawiać z nimi, bo o czym? Nie przekonam a i po rozmowie moje słowa przekręcą. Niestety są blisko ze mną i często się widujemy. Czy ktoś też miał taki problem?
krople rosy

Re: cukierek

Post autor: krople rosy »

cukierek pisze: 13 sty 2020, 23:46 Zaakceptowałam fakt że moja mama jest toksyczną osobą i wysysa ze mnie życie. Nie potrafię tylko z nią o tym rozmawiać. Postanowiłam napisać list w którym chcę zawrzeć moje uczucia, zranienia, po prostu uwolnić się od tego wszystkiego bólu który latami gromadziłam i trzymałam w sobie. Jak zareaguje? nie wiem, za pewne wyśmieje mnie, ośmieszy i kontrzaatakuje uderzając we mnie jeszcze gorszymi zranieniami. Ale chyba już bardziej zranić mnie nie potrafi. Dużo o tym myślałam, no wiecie, czy warto wywlekać stare brudy czy lepiej "machnąć ręką" i cierpieć po cichu? Czy ktoś miał podobnie? Czy pisał list do toksycznych rodziców? Jak zareagowali?
Ja napisałam kiedyś do swojej mamy i wyjechałam z domu na jeden dzień zoastawiając mamę z treścią mojego listu. Był szczery i też miałam potrzebę jak Ty by uświadomiła sobie krzywdy które mi wyrzadziła. W liście nie obyło się też bez pozytywów i docenienia mamy tam gdzie wg mnie było ok. Gdy wróciłam do domu mama miała spuchniete od płaczu oczy ale przełomu żadnego nie było. Nadal się do mnie nie odzywała i była wrogo nastawiona.
Teraz rozmawiamy normalnie choć bez jakichś czułości i zazyłości. Nigdy tego nie było więc ja nie oczekuję.
Nigdy nie wiesz jak zareaguje mama. Pierwszą reakcję może być złość, bunt, agresja, uciekanie od swojej odpwoiedzialności i brak otwartości na rozmowę z Tobą. Ale może też być tak, że pod wpływem tego listu jesli jest pisany z miłością i troską oraz pragnieniem budowania kontaktu coś się w mamie zadzieje. Może za jakiś czas ale ja na Twoim miejscu nie koncentrowałabym się na tym, nie wyczekiwała i nie łudziła się.
Myslę, że możesz ten list potraktować w taki sposób że przecinasz nim pępowinę łączącą Cię z mamą bo mam wrażenie że mimo iż jesteś dorosłą kobietą mającą swoje problemy to bardzo się obciążasz tym co mama myśli i czuje do Ciebie.
Może warto to zostawić daleko za sobą?
cukierek pisze: 13 sty 2020, 23:46 jestem w grupie wsparcia dla osób współuzależnionych i powiedziałam o tym mężowi. Jego reakcja była do przewidzenia, drwi ze mnie i robi wszystko na złość. Zmanipulował sobie moją najbliższą rodzinę, która walczy o niego zawzięcie, broni każde jego złe postępowanie. Wcześniej wściekałam się a teraz to już zostawiam Bogu, bo stare powiedzenie mówi "jak ktoś sobie pościeli tak się wyśpi". Chcę założyć mężowi sprawę o alimenty, bo już ponad rok płaci jedynie rachunki a na życie nic. To ja opłacam życie itp. Powiedział mi kiedyś "siedzisz w domu nic nie robisz a 500+ za darmo ci dają darmozjadzie", teraz mówi "dopóki nie dostawisz talerza dla mnie przy obiedzie nie dam ani grosza". Innymi słowy chce za wszelką cenę pokazać mi że dla niego jestem tylko kimś w roli "przynieś wynieś pozamiataj", nie tylko nie liczy się ze mną
Mieszkacie w jednym domu. Mąż płaci rachunki. Dlaczego nie postawisz talerza dla niego? Skoro ma się dokładać do jedzenia to nic dziwnego dla mnie że się buntuje że nic z tego nie ma jeśli ograniczasz zywność tylko dla siebie i dzieci.
Awatar użytkownika
cukierek
Posty: 1212
Rejestracja: 02 maja 2018, 19:49
Płeć: Kobieta

Re: cukierek

Post autor: cukierek »

white chocolate pisze: 14 sty 2020, 9:43
Mieszkacie w jednym domu. Mąż płaci rachunki. Dlaczego nie postawisz talerza dla niego? Skoro ma się dokładać do jedzenia to nic dziwnego dla mnie że się buntuje że nic z tego nie ma jeśli ograniczasz zywność tylko dla siebie i dzieci.
Temat tego jedzenia czy talerza to tak naprawdę tylko jego powód do kłótni. Dlaczego? Powiedział mi nie tak dawno "zobaczysz i ciebie posadzę na d***e" będziesz robić co ci każę". Dopiero po tym tak naprawdę ostro sprzeciwiłam się mu i powiedziałam że jeśli nie chce w niczym pomagać w domu to ja nie będę mu usługiwać. A wcześniej:
temat obiadu już kiedyś był poruszany przeze mnie, pomyślałam wtedy "oj dobra, może faktycznie przesadzam, nawet jeśli czuję się z tym tak sobie to przeciez chodzi o moje małżeństwo, nie będę upierać się przy swoim i od teraz zacznę z uśmiechem podawać mężowi obiad. Tak też zrobiłam. Był na początku lekko zdziwiony, skomentował że co za zmiana i wogóle. A po tygodniu dwóch zaczęło się to samo co zawsze: jedliśmy kotleta on miał ochotę na mleko, jedliśmy zupę marudził że za żadka bo on lubi gęste, jedliśmy makaron twierdził że sos jest za suchy, zrobiłam jajecznicę to była za mało ostra, ugotowałam ziemniaki - źle to zrobiłam bo jego mama inaczej gotuje (zawsze coś było nie tak). Ale cierpliwie ignorowałam przykre komentarze i robiłam obiady bo to było słuszne. W tygodniu mąż pracuje i potrzebuje coś zjeść. Ale gdy przychodzi niedziela i oboje jesteśmy w domu zaproponowałam żebyśmy wspólnie zrobili obiad rodzina. Dzieci chętnie podchwyciły temat i zaangażowały się, mąż nie, leżał sobie i oglądał telewizor. Przyszedł na gotowe. Posprzątać też nie raczył. Stwierdził że to nie on nabrudził. Kolejna niedziela podobnie, a któregoś razu gdy wołam ich na robienie obiadu to tata woła ich na bajkę. Dzieci w nosie miały robienie obiadu gdy usłyszały ze tata włącza bajkę. Potrafił też przyjść na sam koniec i z drwiną zapytać no to co ci pomóc. Wtedy to ja się zbuntowałam. Najpierw grzecznie powiedziałam że mi przykro że tak robi, potem zapytałam jak by się czuł na moim miejscu i dlaczego buntuje dzieci. Jeśli są chętne do pomocy to po co ich uczyć że samo się zrobi. A na koniec postawiłam warunek: jeśli nie pomagasz zrobić obiadu to nie jjesz. Dlatego tkwię w tym w ten sposób.
Mieszkamy w jednym domu, płaci rachunki, a mężem jest juz tylko z nazwy. Próbuje mnie zmusić żebym była ulegla i wierzcie mi, znam siebie wiem że mogłabym to zrobić, zagryźć zęby i cierpieć w milczeniu, znosić obelgi, zniewagi, wyśmiewanie itp. Ale jak mam wychować dzieci jeśli każda moja uwaga do nich jest poprawiana: ja zabronię oglądać telewizor przychodzi tata i włącza bajkę, ja zwracam uwagę że tak robić nie wolno a przychodzi tata i mówi że dobrze zrobiłeś, ja chwalę dziecki bo zrobiły ciasto a on wyzywa ich od głupków bo rozsypali trochę mąki (maluchy). A kiedy odwiedza nas ktoś to zamienia się w męża idealnego, nawet herbatę potrafi zrobić. Ale robi ją tylko dla siebie i gościa, nigdy dla mnie. Ja jestem powietrzem, potrzebna tylko jak jest problem czy awaria, jak dzieci szkło zbiją, jak pieluchę trzeba zmienić itp. To mnie boli.
Próbuję tak wyznaczyć granice, ale chyba totalnie mi to nie wychodzi, bo kiepska sytuacja i te oddzielne obiady trwają latami:(
Awatar użytkownika
cukierek
Posty: 1212
Rejestracja: 02 maja 2018, 19:49
Płeć: Kobieta

Re: cukierek

Post autor: cukierek »

Nawet jeśli dostawię talerz to znajdzie coś co mu nie będzie pasowało. Często są to : bałagan, brudne naczynia, chałasujące dzieci, szczekający pies, nawet moja twarz stanowi dla niego powód do drwiny, zawsze coś, bo wszystkiemu winna jestem ja. Więc samo dostawienie talerza nic nie da :| Gdyby to rozwiązalo mój problem dawno już bez oporów dostawiłabym ten talerz. :(
ODPOWIEDZ