Astro, przeczytałam cały Twój wątek, od deski do deski
W przeciwnym razie nie zabieralabym głosu.
Poruszyła mnie właśnie kwestia terapii Twojej żony. Myślę podobnie, jak Ty- to nie jest do końca przepracowane. Pamiętam u siebie ten etap, gdy rozgrzebalam przeszłość i uświadomiłam sobie pewne fakty, ale jeszcze nie miałam tego "poukładane"- po prostu mną rzucało. Miałam poczucie przegranego życia, żałowałam dosłownie każdej życiowej decyzji. Czułam, że jeżeli czegoś nie zrobię, nie zmienię, to oszaleję. Nie mogę publicznie napisać, co to było, ale znalazłam taki sposób, który miał przynieść wybawienie całej mojej rodzinie- tak naiwnie myślałam wtedy. Niestety przyniósł ogromne problemy i obecnie ponoszę tego konsekwencje. Tyle, że dla mnie samej znów są z tego super owoce, czyli, że to moje działanie nie było złem.
Dziś dopiero, gdy jestem na drodze zdrowienia, przestaje czuć te ogromną pustkę wewnątrz.
Co do kastrowania męża- no właśnie, to jest ta druga strona medalu, czyli milczące przyzwolenie drugiej strony. Brak odpowiedzialności za własne życie i zdanie się na, wydawać by się mogło, silniejszego partnera, kończy się osobistą katastrofą. Dziś mój mąż obwinia mnie dosłownie o wszystko, o utratę swoich pasji także, choć ja mu wcale nie broniłam, on sam odizolowal od wszystkiego najpierw siebie, a potem to samo chciał zrobić ze mną. Co ja robiłam np? Krytykowalam go na każdym kroku, ponizalam przy innych, darlam się na niego, a on siedział jak trusia. On z kolei zrzucił na mnie cały proces decyzyjny, a w razie czego umywal ręce.
Czasem sama ze sobą nie mogłam wytrzymać. Tylko że właśnie w momencie, gdy się puknelam w czoło i zaczęłam pracować z tym wszystkim, mój dostał amoku... dosłownie jakby ktoś go podmienił. I ten stan nie minął do dziś.
Dlatego właśnie czytając o zachowaniu Twojej żony nasunęło mi się od razu, że coś nie gra w jej emocjach jest wciąż chaos, a ona sama nie wie jak wybrnąć.
To jest bardzo trudny proces, taka praca z syndromem DDA/DDD. Nie wiem, czy udało Ci się już doczytać, ale to w zasadzie to samo, bo każde DDA jest jednocześnie DDD. Ja bez działania Siły Wyższej w życiu nie stałabym tu, gdzie stoję.
Interesowales się może grupami DDD? Słyszałeś o programie 12 kroków?