Jak uratować pogubioną żonę.

Refleksje, dzielenie się swoimi przeżyciami...

Moderator: Moderatorzy

mare1966
Posty: 1579
Rejestracja: 04 lut 2017, 14:58
Płeć: Mężczyzna

Re: Jak uratować pogubioną żonę.

Post autor: mare1966 »

Tomasz ,
nie wiem ,
właściwie powinienem na priw to pisać .

Strasznie nieporadny jesteś i naiwny , jak jakiś mały chłopiec .
Wcale się nie dziwię , że żona się cieszy .
Niestety , ale prędzej ty ty osiągniesz dno .

Ona będzie "twoim przyjacielem" do czasu aż otrzyma wyrok rozwodowy
i super korzystne warunki , w tym alimentacji .
Ona ci to spłaci ?
......... z CZEGO
Chyba z twoim pieniędzy co na alimenty będziesz łożył ,
JAK DOBRZE PÓJDZIE .
......... a nie pójdzie
Zostaniesz , bez żony , dzieci , mieszkania i kasy .

A i banku ????
........... to jeszcze mieszkanie na kredyt


Ty znajdź sobie kogoś rozgarniętego
i idźcie razem do prawnika .
CIEBIE TRZEBA RATOWAĆ .
Wiedźmin

Re: Jak uratować pogubioną żonę.

Post autor: Wiedźmin »

TomaszF pisze: 03 cze 2018, 15:44 Powiedziałem ostatnio żonie że się pogubiła jako kobieta (nie używam już słów że kłamie) i że jest zaangażowana w coś czego nie może ogarnąć ( mając na myśli Kowalskiego) to mi powiedziała że to ja jestem pogubiony i że Sychar robi mi wodę z mózgu. Dodała że nigdy mnie nie zdradziła a on momentu złożenia pozwu może robić co chce bo już jest wolną osobą...
TomaszuF.

Złamie nieco naszą zasadę - by nie radzić wprost ale:

Nie mów już żonie nic o niej. Nie mów żonie, że się pogubiła.
Miło Ci słuchać od niej podobne słowa? Jej przykryw słów o Tobie z pewnością też nie za miło słuchać - taka rozmow raczej nie zbliża.

Podobnie jak choremu w chorobie nie pomaga mówienie o chorobie... ;)

Zajmij się w 100% sobą - tylko i wyłącznie. Inwestuj w siebie - nie w żonę, nie w mieszkanie.

Wiem, ciężko to na początku zrozumieć - sam miałem z tym ogromny problem.
Jak chcesz szczegółów, pisz na priv.
mare1966
Posty: 1579
Rejestracja: 04 lut 2017, 14:58
Płeć: Mężczyzna

Re: Jak uratować pogubioną żonę.

Post autor: mare1966 »

"Dodała że nigdy mnie nie zdradziła a on momentu złożenia pozwu może robić co chce bo już jest wolną osobą..."

Kiedyś pisałem o tym .

Kobieta nigdy nie zdradza
i zawsze jest wierna
............................. aktualnemu facetowi .
Taka pokrętna kobieca logika .
Pavel
Posty: 5131
Rejestracja: 03 sty 2017, 21:13
Jestem: w kryzysie małżeńskim
Płeć: Mężczyzna

Re: Jak uratować pogubioną żonę.

Post autor: Pavel »

Zgadzam się z Aleksandrem w powyższej kwestii, również bazując na podstawie własnego doświadczenia.

Ja podzielę się nieco tym swoim doświadczeniem tu, u Ciebie w wątku, którego tytuł brzmi: "Jak uratować pogubioną żonę".

Ja Ci polecam zacząć jak najszybciej ratować siebie samego. Bez tego nie ma szans na ratowanie żony i małżeństwa.
Nie jest istotne, że może żona pogubiła się x razy bardziej niż Ty, nie ma znaczenia, że to może ona potrzebuje pomocy i pracy nad sobą dużo bardziej niż Ty. Ona ma obecnie inny plan na siebie i najmądrzejsze nawet rady od Ciebie, o które zresztą nie prosi, zapewne i tak odrzuci. Nie warto kopać się z koniem. To boli.

Warto, byś jak najszybciej przyjął głoszone przez forum - warto zająć się sobą i pracować nad sobą, bo tylko na siebie mamy bezpośredni wpływ, tylko siebie, o ile zechcemy, możemy zmienić.
Ja wolałem być przez pół roku "mądrzejszy" i próbowałem, nieproszony, pomóc żonie naprawiać ją. Nie polecam - straciłem tylko sporo czasu i energii, nasze relacje tylko bardziej się pogorszyły a ja chyba tylko cudem nie oszalałem. Zdecydowanie najtrudniejszy i najbardziej bolesny okres mojego życia.
Mam nadzieję, że Ty okażesz się mniej uparty.

Warto czytać inne wątki na forum, również tym archiwalnym. To skarbnica wiedzy o kryzysach małżeńskich. Każdy z nas jest inny, ale wiele schematów się powtarza w taki sposób, że ma się wrażenie, jakby się czytało o sobie i swoim małżeństwie.

Dopiero stabilne stanięcie na nogach, osiągnięcie emocjonalnej równowagi połączonej z poszerzeniem wiedzy pozwoliło mi na dość rozsądne myślenie i działanie.
Gdy odzyskałem/uzyskałem emocjonalny pion i powierzyłęm losy małżeństwa Bogu - mogłem w pełni skupić się na naprawianiu siebie w efekcie czego po jakimś czasie wiedziałem co i jak mam robić.

Moja sytuacja była w jakiś sposób była podobna do Twojej, również był kowalski (i nie tylko, aczkolwiek żona się nie przyznawała, wyraźnie zaprzeczała - mówiła, że po prostu miłość do mnie się wypaliła i nie chce żyć ze mną bez miłości).

Teksty i zachowania które wtedy słyszymy/widzimy można z dużym prawdopodobieństwem wrzucać metodą "kopiuj-wklej".
Moja żona również dawała mi jasno do zrozumienia, że nie może na mnie patrzeć, ta nienawiść była wręcz namacalna. Chciała się mnie pozbyć, jak niepotrzebnego przedmiotu, by bez przeszkód realizować swoją pogubioną wizję szczęścia.
Również zażądała mojej wyprowadzki.
Na szczęście akurat wtedy trafiłem na forum i na szczęście skutecznie wybito mi ten pomysł z głowy.
Raz, że to tak samo był (jest) mój dom,
dwa - miałem prawa i obowiązki jako ojciec,
trzy zaś - sąd może to potraktować jako opuszczenie rodziny.
Jeśli jesteś w stanie wytrzymać to psychicznie i fizycznie masz możliwość powrotu do domu, polecam to przynajmniej rozważyć.

Twoja żona jest obecnie w amoku, w jej zachowaniu i decyzjach najprawdopodobniej przez długi czas próżno będzie szukać logiki i oznak rozsądku. To trzeba przetrwać, mi pomogło traktowanie tego jako choroby która zaatakowała żonę.

Czas działa na Twoją korzyść, bo amok - zakochanie nie trwa wiecznie, zakładam również, że kowalski również nie jest osobą nadającą się na tworzenie stabilnej relacji - osoby dojrzałe nie wiążą się z mężatkami. Poza tym, nie da się zbudować szczęścia na krzywdzie i nieszczęściu innych.

Na koniec - dzięki Bogu, który postawił na mej drodze w kryzysie ludzi z tego forum, udało się uratować moje małżeństwo.

Przede wszystkim jednak, powróciłem do Boga (gdy pojawiłem się na forum byłem "wierzący, ale niepraktykujący") i Kościoła.
Przestałem być "mądrzejszy" od nauki głoszonej przez KK, oraz rozpocząłem nie mający końca proces pracy nad sobą, której efekty kompletnie odmieniły mnie i moje życie.

I to mogę Ci z czystym sumieniem poradzić: przylgnij do Boga i jego nauki, pracuj nad sobą by stać się możlwie najlepszą wersją samego siebie.
To z pewnością da efekty.
Wspieram modlitwą.
"Bóg nie działa poza wolą człowieka i poza jego wysiłkiem.(...) Założenie, że jeśli się pomodlimy, to będzie dobrze, jest już wiarą w magię." ks. dr. Grzegorz Strzelczyk
TomaszF
Posty: 18
Rejestracja: 31 maja 2018, 18:47
Jestem: w trakcie rozwodu
Płeć: Mężczyzna

Re: Jak uratować pogubioną żonę.

Post autor: TomaszF »

dziękuję Pavel za cenne informacje. Tak pójdę tą drogą bo jest najlepsza i najwłaściwsza dla mnie by to wszystko sobie poukładać.
Schematy są bardzo podobne taka jak napisałeś że często można znaleźć na zasadzie "kopiuj-wklej" i każdy z nas się miota jak dziecko we wgle.
Dziękuję i proszę o modlitwę
Awatar użytkownika
ozeasz
Posty: 4368
Rejestracja: 29 sty 2017, 19:41
Jestem: w separacji
Płeć: Mężczyzna

Re: Jak uratować pogubioną żonę.

Post autor: ozeasz »

Tomku ja podzielę się tu z Tobą moja historią .

Mnie po kilkunastu latach małżeństwa żona również chciała wyrzucić z domu , kiedy 10 lat temu zmarł teść i odziedziczyła mieszkanie po nim zaczęła mnie oficjalnie już zdradzać ,czego wcześniej mogłem się tylko domyślać .
Moje życie do wyprowadzki 3 lata później wyglądało tak że ona wyrzucała mnie każdego dnia przez straszenie mnie, obrażanie ,wyklinanie , poniżanie ,ignorowanie , opowiadanie szczegółów swych zdrad ,nie zajmowanie się domem a tylko sobą .
Wtedy mieliśmy dzieci w wieku 8 i 12 lat . Ja modliłem się wtedy praktycznie nieustannie ,nie należałem do wspólnoty Sychar ,(ale od początku małżeństwa byłem we wspólnocie Odnowy Ducha Świętego ,razem 8 lat w Domowym Kościele) to dopiero od 2011 , pościłem 3 razy w tygodniu o chlebie i wodzie , spadłem z wagi ok. 20% wagi ciała , miałem mocną depresję , myśli samobójcze i scenariusze jak to zrobić żeby wypłacono odszkodowanie żonie ,chodziłem na psychoterapię …… ratowałem małżeństwo po swojemu .
W 2010 roku pojechaliśmy do Grecji na wycieczkę , żona nie pracowała ,co jakiś czas traciła pracę i mnie obligowała do utrzymywania rodziny ,Grecja miała być sposobem na poprawę relacji między nami i odreagowaniem nas wszystkich .Parę miesięcy po przyjeździe dowiedziałem się o zdradzie z następnym klientem i COŚ WE MNIE pękło , postanowiłem się wyprowadzić ,ostatnie miesiące były jeszcze cięższe dla mnie ,rozpocząłem studia uznając że to może będzie mi pomocą w odreagowaniu ,mój ojciec znalazł się na OJOM-ie ,dowiedziałem się zbyt pikantnych szczegółów na temat ostatniej przygody żony ...i uznałem ,tyle ,wyprowadzam się .

Była to reakcja również na słowa kobiety z poradni małżeńskiej która powiedziała mi kiedy pytałem ile mogę wytrzymać w tej sytuacji małżeńskiej ,na co ona kiedy uznam że już nie daje rady .

Odwlekałem ten moment lata ,ale tego dnia kiedy dowiedziałem się jakie rzeczy (sfera seksualna) łączą żonę ztym kimś to była ta kropla .

Jednak dzisiaj na to patrzę z innej perspektywy ,błędem było to że JA REALIZOWAŁEM SWÓJ PROGAM RATOWNICZY , człowiek mocno subiektywnie patrzący w tej sytuacji tak mocno opresywnej nic dobrego nie wymyśli .

Błedem było to że skupienie całej mojej mocy ,siły ,energii było na RATOWANIU NAS .

Błędem było to że nakręcałem się szukaniem informacji o następnym kowalskim ,i upatrywaniem w tych informacjach poczucia bezpieczeństwa.

Błędem było to że się wyprowadziłem ,bo od tego czasu było spokojniej ,ale szczątkowa relacja stopniała do zera w dniu dzisiejszym .

Błędem było to że nie postawiłem na swój progres w sensie psychiki,rozumienia zależności w których tkwię , sfery relacji z Bogiem (która notabene w moich oczach wyglądała na prawidłową ), wyciszaniu siebie ,koncentracji na dzieciach ,pracy obowiązkach domowych ,rozwijania pasji ,-naprawiania siebie - stawiania się lepszym ja ,Pavel wyżej pisał o tym właśnie .

Błędem było to że nie umiałem stawiać granic , a jedyną którą postawiłem , aby nie dać się ranić więcej było odejście ,
aby już nie cierpieć ,nie patrzeć,nie czuć .

Czy to pomogło ? W małym stopniu ,ustąpiły bodźce bezpośrednie , wyciszanie sie i nie nakręcanie gasły lata , w tym czasie wszedłem we wspólnotę Sychar i zacząłem się dowiadywać i poznawać siebie samego z punktu widzenia Tych którzy tu do mnie pisali , to był początek zmian ,dobrych zmian , uważam że wielki wływ ma Bycie wśród ludzi którzy przeżyli to samo ,przeszli to i dzielą sie doświadczeniem , to nie znaczy że nikt z Nich nie popełnił już błędów ,ale można je było już wyłączyć z własnego postępowania ucząc się na błędach innych ,a zarazem omijać oczywiste pułapki i niekonstruktywne zachowania, doświadczając zarazem obecności ludzi którzy wiedzą co przeżywam ,a to dla mnie ogromne wsparcie .


Za to dziękuję Bogu ,że dał nam łaskę budowania wspólnoty i tej najmniejszej jaką jest małżeństwo i tej większej , jak np. Sychar . Bycie we wspólnocie jest warunkiem wzrostu i pełni życia , to środowisko które ma jasne cele ,dąży do ich realizacji i wspiera sie nawzajem w tej jakże trudnej drodze .

I tu potykamy sie o wiele przeszkód ,bo każdy z Nas to inny "świat" , jak w małżeństwie i sprawą priorytetową myślę jest nie rywalizowanie o to że mój świat jest jedynym prawdziwym ,a ubogacanie się wzajemne, umiejętność rozumienia świata tego drugiego , co da też możliwość zmiany percepcji w naszych relacjach małżeńskich (w moim żona ze mną rywalizowała praktycznie od początku ,sytuacje w których sie wspieraliśmy były perełkami które do dziś pamiętam).

Drugą bardzo ważną sprawą którą tutaj znalazłem są granice ,o których wcześniej nie miałem pojęcia ,a które są nierozłącznie związane z wolnością i godnością każdego człowieka i tego który jest raniony i tego który rani ,bo nikt z nas nie jest pozbawiony tożsamości dziecka Boga w żadnej sytuacji .

Ważną rzeczą było to że zdałem sobie sprawę że ja i żona jesteśmy DDA ,DDD , że jestem uzależniony od żony ,do dzisiaj pozostały ślady , że jestem autonomiczną jednostką mimo że jesteśmy jednym ciałem w małżeństwie ,że mam prawo do emocji i ich przeżywania ,nie mam prawa do ranienia siebie i innych z ich powodu , że jestem człowiekiem powołanym do wolności i godności oraz odpowiedzialności , a nie do żebrania o miłość ,którą w pełni mogę otrzymać ,otrzymuje od Ojca nas wszystkich .
Zrozumiałem że nie potrafię kochać ,a to co robiłem było często tylko nieudolnym naśladowaniem , że żona też nie umie mnie kochać tak jak tego potrzebuje ,nie wspominając sytuacji kiedy nawet tego nie chce ,


Zrozumiałem że powinienem walczyć nie z żoną ,ale o Nią , a przede wszystkim z własnymi słabościami i ułomnościami ,mając zarazem wsparcie mojego Ojca w niebie i współbraci , zrozumiałem że jako małżeństwo sakramentalne jesteśmy celem złego ,i wszystkie działania powinienem wiązać z pośrednią obroną małżeństwa i rodziny , co bezpośrednio przekłada się obecnie na moją prace w tym czasie .
Wpływ mam na siebie i tylko na siebie , jakiś czas temu też usłyszałem o kręgach wpływu ,czyli co jest w zasięgu moich możliwości ,a co nie jest i na co warto poświęcać czas i energię , jak konstruktywnie wykorzystać czas i energię - talenty .

W sumie wiele tych myśli i refleksji towarzyszyły mi od początku małżeństwa ,ale moja ówczesna dojrzałość nie miała dzisiejszego bogactwa doświadczeń i wiedzy ,a więc popełniałem mnóstwo błędów .
Dzisiaj też mogę powiedzieć że umiejętnie przeżyta porażka jest elementem sukcesu , że moje życie wstecz pokazuje mi pedagogię Bożej Miłości i Mądrości ,że nie da się posmakować ciastka przez szybę teorii i opisów jakie to ono jest , i w tym miejscu chęe podziękować mojemu dobremu Ojcu za Jego obecność w tych wszystkich sytuacjach przez które pozwolił mi doświadczyć dobra i zła ,a z tego punktu widzenia dał możliwość wyboru w wolności .


Reasumując ,z tych przyczyn opisanych powyżej oraz tych których tu nie zamieściłem bo zbyt dużo bym musiał pisać (moja historia jest i na nowym i starym forum ) dzisiaj za nic w świecie nie wyprowadziłbym sie od żony , a realizował to co tak wielu tu opisuje ,a w co i ja się dzisiaj aktywnie włączam , rozwijanie swojej osoby w tych wszystkich aspektach w których nie domagam z perspektywy tych doświadczeń które tutaj sam wypowiedziałem i wybrzmiały u innych. Pozdrawiam Cię serdecznie .
Miłości bez Krzyża nie znajdziecie , a Krzyża bez Miłości nie uniesiecie . Jan Paweł II
krople rosy

Re: Jak uratować pogubioną żonę.

Post autor: krople rosy »

Wyprowadzka z domu....według mnie był to fatalny błąd.

,,Gdzie ci mężczyźni....prawdziwi tacy..?''

,,Dookoła jeden z drugim
jak nie nerwus, to histeryk,
drobny cwaniak, skrzętna mrówa,
niepoważne to, nieszczere.
Jak bezwolne manekiny
przestawiane i kopane,
gęby pełne wazeliny,
oczka stale rozbiegane.
Bez godności, bez honoru,
zakłamane swoje racje
wykrzykuje taki w domu
śmiesznym szeptem po kolacji,...''

Tak mi się nasunęło....
jacek-sychar

Re: Jak uratować pogubioną żonę.

Post autor: jacek-sychar »

krople rosy pisze: 04 cze 2018, 13:21 Tak mi się nasunęło....
https://www.youtube.com/watch?v=hCUgkUUufBo
krople rosy

Re: Jak uratować pogubioną żonę.

Post autor: krople rosy »

O! Teraz chyba dosadniejszy przekaz ....z pazurem w głosie ;)
TomaszF
Posty: 18
Rejestracja: 31 maja 2018, 18:47
Jestem: w trakcie rozwodu
Płeć: Mężczyzna

Re: Jak uratować pogubioną żonę.

Post autor: TomaszF »

Wiecie wtedy jeszcze byłem sam bez pomocy, bez Sycharu zdany tylko na siebie i swoje decyzje lepsze lub gorsze.
Cóż wyprowadziłem się z uwagi na ogromną presję mojej żony, byłem słaby, bezradny i jak wspomniałem wcześniej sam z tym wszystkim.
I zostawiłem ten dom z dzieckiem i z żoną wierząc że uda mi się jeszcze tam wrócić...
nałóg
Posty: 3321
Rejestracja: 30 sty 2017, 10:30
Jestem: szczęśliwym mężem
Płeć: Mężczyzna

Re: Jak uratować pogubioną żonę.

Post autor: nałóg »

Krople rosy.........dla przeciwwagi "Filozofia małżeńska" Hanny Banaszak

Żadnego cudu ni ma
Żadnego trudu ni ma
Dam tylko znak oczyma a on już wszystko wie

Żadnych zaklinań ni ma
i wypominań ni ma
Nic przecież go nie trzyma chce-to dobrze a nie chce to nie-ale chce

Żadnych humorów ni ma i żadnych sporów ni ma
i na nic się nie zżyma tylko z ręki je
i sam mi wszystko poda
i zawsze w domu zgoda
bo na to jest metoda moja mama przed ślubem nauczyła jej mnie

Że pierwszego dnia po ślubie od razu go w łeb
że pierwszego dnia po ślubie od razu go w łeb
My to wiemy to po prostu codzienny nasz chleb
że pierwszego dnia po ślubie od razu go w łeb

I kocha mnie, szanuje mnie, całuje mnie za to,
że dostał w łeb ten pierwszy raz
we właściwy czas

Do ślubu on mądrzejszy, do ślubu on ważniejszy
do ślubu wszystko umie, wszystko lepiej wie
Do ślubu taki duży
niech tylko brwi zachmurzy
już się nie oprę dłużej
chce to dobrze a nie chce to nie-jak sam chce

Do ślubu ja malutka
do ślubu ja cichutka
do ślubu łagodniutka za nim choćby w grób
Do ślubu wszystko znoszę
co znoszę to rozkosze
Do ślubu grzecznie proszę
oczki spuszczam, podnoszę
a potem ten ślub

I pierwszego dnia po ślubie od razu go w łeb
i pierwszego dnia po ślubie od razu go w łeb
Nie drugiego dnia po ślubie-to za późno
Ty go trzep
Pierwszego dnia po ślubie
póki świeży ten chleb

I kocha mnie szanuje mnie, całuje mnie za to,
że dostał w łeb ten pierwszy raz
we właściwy czas
nałóg
Posty: 3321
Rejestracja: 30 sty 2017, 10:30
Jestem: szczęśliwym mężem
Płeć: Mężczyzna

Re: Jak uratować pogubioną żonę.

Post autor: nałóg »

TomaszF pisze: 04 cze 2018, 14:21 I zostawiłem ten dom z dzieckiem i z żoną wierząc że uda mi się jeszcze tam wrócić...
To może warto rozważyć powrót?
GosiaH
Posty: 1062
Rejestracja: 12 gru 2016, 20:35
Płeć: Kobieta

Re: Jak uratować pogubioną żonę.

Post autor: GosiaH »

TomaszF pisze: 03 cze 2018, 13:55 A teraz mi mówi że chciała byśmy byli w przyszłości przyjaciółmi i mieli dobre relacje z uwagi na dziecko. Ale jak można być przyjacielem kogoś kto ma kowalskiego. To jest jakieś zafiksowanie dla mnie?
Tomasz, ja, na podobną sugestię męża, odpowiedziałam, że nie umiem żyć w trójkącie ...
Takie stanowisko bardzo mi pomagało, gdy było bardzo ciężko, gdy mąż "brykał w świecie" ... a nawet wtedy gdy chciał wracać nie zrywając kontaktów z kowalską.
Nam pomógł mediator sądowy (w procesie rozwodowym osoba wskazana przez Sąd - polecam wszystkim czytającym modlitwę o dobry skład sędziowski!). Powiedział mężowi w dwóch żołnierskich zdaniach (czytaj: dotarło, usłyszał, zrozumiał) jak taki "trójkąt" wpływa na relację małżeńską

Masz moją modlitwę.
"Nie mów ludziom o Bogu kiedy nie pytają, żyj tak, by pytać zaczęli" św. Jan Vianney
stokrotka
Posty: 43
Rejestracja: 21 lis 2017, 13:14
Jestem: w kryzysie małżeńskim
Płeć: Kobieta

Re: Jak uratować pogubioną żonę.

Post autor: stokrotka »

Witaj,
Miałam ten sam dylemat przez wiele miesięcy co Ty Tomaszu. W wielu wątkach pojawia się on również. Mogę powiedzieć tylko z mojego własnego doświadczenia co robiłam. Jak nachodziły mnie takie myśli, a nie oszukujmy się przepełnione one były żalem, pretensją, złością itd czyli samymi negatywnymi uczuciami, modliłam się, żarliwie się modliłam, żeby Pan Bóg pomógł mi podjąć jak najsłuszniejszą decyzję, żebym nie popełniła żadnego błędu, żebym się nie wygłupiła... Ani razu przez wszystkie miesiące kiedy mąż mnie zdradzał, kiedy się wyprowadził, kiedy się wprowadził nie skontaktowałam się w żaden sposób z kowalską, wiesz uznawałam w pewnym momencie, że nie warto, ponieważ wiedziałam, że nie utrzymam swoich emocji na wodzy, a dla kowalskiej byłaby to przysłowiowa woda na młyn. Wierzę, że Bóg mnie przez to przeprowadził. Ale to jest moja historia. Kowalska chciała budować rodzinę z moim mężem i sądzę, że nadal chce, u Ciebie sytuacja wydaje się trochę odmienna. Może między mężczyznami jest inaczej i można to załatwić "krótko i zwięźle"...Tomasz jedyne co mogę doradzić to nie rób nic pochopnie, gdzieś usłyszałam takie mądre zdanie, że jeżeli przychodzi Ci jakaś myśl do głowy to nic nie rób poczekaj jeden dzień i jeżeli dalej będzie ta sama myśl u Ciebie w głowie, że należy tak zrobić to w takim razie jest to warte zastanowienia.
pomodlę się za Ciebie
Stokrotka
ODPOWIEDZ