Jak uratować pogubioną żonę.
Moderator: Moderatorzy
Re: Jak uratować pogubioną żonę.
Ok mam sporo atutów w ręku znając gdzie pracuje i gdzie mieszka. Poskładam to sobie wszystko razem czyli bilans zysków i strat i zobaczymy co z tego wyjdzie. Szkoda mi żony tym bardziej jak się kogoś nadal bardzo kocha a ten ktoś pakuje się w związek który już od początku jest trudny a za kilka tygodni, miesięcy może okazać się niemożliwy dla niej.
Re: Jak uratować pogubioną żonę.
Tomasz, jeśli jesteście sakramentalnym małżeństwem, to może warto Pana Boga do tej sytuacji zaprosić?
Nie żyje się, nie kocha się, nie umiera się - na próbę
Jan Paweł II
Jan Paweł II
Re: Jak uratować pogubioną żonę.
A czy mam zasugerować żonie wiedząc że ona jest zakochana z pytaniem czy on też Cię kocha?
Bo jeśli jest to uczucie obustronne to po co stać im na przeszkodzie?!
Bo jeśli jest to uczucie obustronne to po co stać im na przeszkodzie?!
Re: Jak uratować pogubioną żonę.
No dokładnie .
Poddawanie się wydaje się prostsze ,
ale to tylko ułuda .
Po co potem żałować , że się jednak nie próbowało .
No , chyba , że to PRZEMYŚLANA STRATEGIA , blef właśnie .
.............. kurcze , dlaczego on odpuszcza ????????????????
O nie , niedoczekanie , nie pozwolę aby mnie porzucał !
Poddawanie się wydaje się prostsze ,
ale to tylko ułuda .
Po co potem żałować , że się jednak nie próbowało .
No , chyba , że to PRZEMYŚLANA STRATEGIA , blef właśnie .
.............. kurcze , dlaczego on odpuszcza ????????????????
O nie , niedoczekanie , nie pozwolę aby mnie porzucał !
Re: Jak uratować pogubioną żonę.
A co ma za znaczenie?? Czy on ją kocha, czy ona go kocha??
Przepraszam, ale takie to trochę dziecięce, jak obrywanie liści z koniczynki i recytowanie: kocha, nie kocha, kocha, nie kocha, oojoj jednak kocha.
Co w ogóle w tym kontekście znaczy słowo miłość ??
Wzajemna fascynacja sobą dwójki nastolatków, gdy endorfiny szaleją w mózgu, czy służba drugiemu człowiekowi na dobre i na złe?
Nie ma miłości, gdzie rani się najbliższych jest tylko egoizm własnych chciejstw, który się rozdmuchoywało latami by teraz mógł wybuchnąć.
Przecież nie ty stoisz im na przeszkodzie, ale właśnie ich skarłowaciała wizja miłości (opierającej się na tymczasowych wrażeniach naskórkowych) i rozbudzone własne chciejstwa powodują to sytuację, oni może i tak czują jak powyżej napisałeś, ale czy tak jest naprawdę. Wizja ta zresztą nigdy się nie spełni, bo działa tylko kiedy jest emocjonalny cud miód, który przecież życie raz dwa weryfikuje - no może czasem odracza wyrok o parę lat.
Nie obraź się proszę, ale czy Ty naprawdę czujesz to co napisałeś powyżej?
Może i zbyt bezpośrednio, ale też kiedyś potrzebowałem w głowie tego rozjaśnienia, nie znałem wtedy Sycharu i musiałem jakoś do tego sam dojść, więc nie udało się bez błędów, ale nie chciałbym żeby inni też powielali moje błędy...
Nieważne jest, gdzie jesteś, ale wszędzie tam, gdzie przyjdzie ci się znaleźć, ważne jest, jak żyjesz - Henri J.M.Nouwen
Re: Jak uratować pogubioną żonę.
Jesteśmy sakramentalnym małżeństwem od 10 lat i zamierzam do tej sytuacji zaprosić Pana Boga. Należę też do jednego z ognisk Sycharu.
Tak było ze mną gdzie mój egoizm własnych chciejstw ranił najbliższych czyli żonę i teraz po latach to wybuchło. w tytule napisałem o pogubionej żonie a prawdą jest że to moje postępowanie i zachowanie ją tak bardzo pogubiło.
Tak było ze mną gdzie mój egoizm własnych chciejstw ranił najbliższych czyli żonę i teraz po latach to wybuchło. w tytule napisałem o pogubionej żonie a prawdą jest że to moje postępowanie i zachowanie ją tak bardzo pogubiło.
Re: Jak uratować pogubioną żonę.
Wiecie jak jest. Miłość cierpliwa jest ale też unosi się gniewem. Ze dwa razy z moich ust w czasie kłótni przed laty padło: jak Cie się nie podoba to się rozwiedź. I jak rozmawialiśmy z żoną parę razy już w tym kryzysie ale po złożeniem pisma do sądu to mi to wspominała mówiąc że przecież sam chciałem...
Re: Jak uratować pogubioną żonę.
Twoje zachowanie to twoje zachowanie ,
a żony zachowanie do żony zachowanie .
Pełnoletnia jest ?
Mózg ma ?
Wolną wolę i świadomość czynów ma ?
Kobieta nie człowiek ?
a żony zachowanie do żony zachowanie .
Pełnoletnia jest ?
Mózg ma ?
Wolną wolę i świadomość czynów ma ?
Kobieta nie człowiek ?
Re: Jak uratować pogubioną żonę.
Nie obraź się proszę jeśli poprzedni wpis był zbyt ostry. Widzę, że się starasz to pozwól, że podzielę się czymś jeszcze.
Chodzi mi bardziej o to, że powyższe łącznie z Twoim poprzednim pytaniem jak dla mnie to trochę taka fałszywa pokora. Dorosły człowiek sam kuje swój los pomimo, a może właśnie poprzez przeciwności losu i oczywiście powinniśmy b. pomagać niż utrudniać naszym małżonkom, po to jesteśmy, ale to jednak oni podejmują decyzje co robić. A decyzje pokroju rozwodu, zdrady, wiązania się z żonatym mężczyzną to nie są pierwsze lepsze i wybitnie świadczą też o ich niedojrzałości (emocjonalnej, życiowej), która w swoim czasie też znacznie i do kryzysu mogła się przyczynić...
Jeśli chodzi o Twoje poprzednie pytanie:
Ale właśnie to jest dla mnie fałszywa pokora, bo tak naprawdę to jest nakłanianie lub przynajmniej akceptacja grzechu, który troską o drugiego człowieka raczej nie jest...
Żona jako dorosła osoba może robić, co chce, choć ja swojej jak chce wracać do tematu to dosadnie mówię, jak nazywa się takie zachowanie (na potrzeby forum nie przytoczę tego określenia ). Lecz zupełnie inaczej wygląda jak mąż daje jej swoją zgodę na jej "emocjonalne szczęście" i swoiste błogosławieństwo do zdrady. Tutaj wydaje mi się, że wartoby przerwać teń łańcuszek.
U mnie też "życzliwi" ludzie otoczyli mnie i moją żonę, zaczęli tłumaczyć, że takie zachowanie jest generalnie w porządku, za daleko to zabrnęło i po co utrudniać. Jak udało mi się od nich oderwać, co w początkowym szoku nie było takie proste, to teraz jednoznacznie komentuję takie zachowanie i postawy - ludzie Ci są w chwili obecniej mocno odciągnięci od naszej rodziny.
Dlatego też osobiście miałem ochotę się z Tobą tym podzielić. Myślę, że najpierw dobrze w sobie dobrze przemyśleć czym miłość jest, a czym nie jest zanim się zacznie podobne rozmowy z żoną. Ona tego nie musi od razu zrozumieć (i pewnie tego nie zrobi), ale myślę, że warto. Chodźby dlatego, że wielu rzeczy nie trzeba później boleśnie odkręcać - przecież się zgodziłeś, tym bardziej nic złego nie robiłam, itd...
to może nawet i prawda, chociaż wydaje mi się że duża część forumowiczów (w tym ja) na początku brało niemal całą winę na siebie i teraz mam trochę wątpliwości czy to słuszne (i praktyczne dla komunii małżeństwa) podejście - i tutaj nie dewaluuje pracy nad sobą, ta zawsza się przyda, choćby i dla siebie.
Chodzi mi bardziej o to, że powyższe łącznie z Twoim poprzednim pytaniem jak dla mnie to trochę taka fałszywa pokora. Dorosły człowiek sam kuje swój los pomimo, a może właśnie poprzez przeciwności losu i oczywiście powinniśmy b. pomagać niż utrudniać naszym małżonkom, po to jesteśmy, ale to jednak oni podejmują decyzje co robić. A decyzje pokroju rozwodu, zdrady, wiązania się z żonatym mężczyzną to nie są pierwsze lepsze i wybitnie świadczą też o ich niedojrzałości (emocjonalnej, życiowej), która w swoim czasie też znacznie i do kryzysu mogła się przyczynić...
Jeśli chodzi o Twoje poprzednie pytanie:
to może i brzmi pokornie i tak jakbyś się troszczył o nią i jej potrzeby...
Ale właśnie to jest dla mnie fałszywa pokora, bo tak naprawdę to jest nakłanianie lub przynajmniej akceptacja grzechu, który troską o drugiego człowieka raczej nie jest...
Żona jako dorosła osoba może robić, co chce, choć ja swojej jak chce wracać do tematu to dosadnie mówię, jak nazywa się takie zachowanie (na potrzeby forum nie przytoczę tego określenia ). Lecz zupełnie inaczej wygląda jak mąż daje jej swoją zgodę na jej "emocjonalne szczęście" i swoiste błogosławieństwo do zdrady. Tutaj wydaje mi się, że wartoby przerwać teń łańcuszek.
U mnie też "życzliwi" ludzie otoczyli mnie i moją żonę, zaczęli tłumaczyć, że takie zachowanie jest generalnie w porządku, za daleko to zabrnęło i po co utrudniać. Jak udało mi się od nich oderwać, co w początkowym szoku nie było takie proste, to teraz jednoznacznie komentuję takie zachowanie i postawy - ludzie Ci są w chwili obecniej mocno odciągnięci od naszej rodziny.
Dlatego też osobiście miałem ochotę się z Tobą tym podzielić. Myślę, że najpierw dobrze w sobie dobrze przemyśleć czym miłość jest, a czym nie jest zanim się zacznie podobne rozmowy z żoną. Ona tego nie musi od razu zrozumieć (i pewnie tego nie zrobi), ale myślę, że warto. Chodźby dlatego, że wielu rzeczy nie trzeba później boleśnie odkręcać - przecież się zgodziłeś, tym bardziej nic złego nie robiłam, itd...
Nieważne jest, gdzie jesteś, ale wszędzie tam, gdzie przyjdzie ci się znaleźć, ważne jest, jak żyjesz - Henri J.M.Nouwen
Re: Jak uratować pogubioną żonę.
A wiesz Mare ze sam jakoś myślę o tym od pewnego czasu?
Nałóg masz rację w tym z
Dla ojców mam jedną być może podpowiedź. Zająć się dziećmi. Nawiązać więź tym bardziej, że mama w tym momencie nie ma czasu, żeby zauważyć u dzieci ból, lęk. I nie chodzi o wytłumaczenie, że będzie dobrze. Dać czas, czułość i poczucie bezpieczeństwa.
Ktoraś z dziewczyn chyba coś kiedyś o tym wspomniała. Mąż może do bani, ale ojciec niezły dla moich ( oczywiście w 100 % ) dzieci. Kroniki kryminalne i poczynione obserwacje często chyba świadczą o tym, że konkubent nie będzie dobrym tatą...
Oczywiście jeżeli dzieci mają dostarczyć dodatkowych środków w postaci alimentów no i 500 plus - to można zapomnieć.
rak pisze: ↑01 cze 2018, 18:57 chociaż wydaje mi się że duża część forumowiczów (w tym ja) na początku brało niemal całą winę na siebie i teraz mam trochę wątpliwości czy to słuszne (i praktyczne dla komunii małżeństwa) podejście - i tutaj nie dewaluuje pracy nad sobą, ta zawsza się przyda, choćby i dla siebie.
Raku i Tomku.
Praca dla siebie zawsze przyniesie owoce. Ale chyba uda się tylko gdy współmałżonek musi wziąć się za siebie, obojętne czy nawrócić się, czy obudzić się z bajkowego snu.
Tylko tak jak powiedział Mare - to trwa dłużej u kobiet. Emocje.
Można je być może racjonalnym i rozumnym działaniem zaburzyć, dać ziarno zwątpienia niepewności.
Może dana nam też umiejętność patrzenia w przyszłość, przewidywania konsekwencji może też pomóc.
Nie wiem, czasami mam wrażenie - patrząc na moje podwórko - że jako faceci w pewnych wypadkach płacimy za rachunki naszych ojców, poprzedniego pokolenia.
Re: Jak uratować pogubioną żonę.
TomaszF :
"Ze dwa razy z moich ust w czasie kłótni przed laty padło: jak Cie się nie podoba to się rozwiedź. I jak rozmawialiśmy z żoną parę razy już w tym kryzysie ale po złożeniem pisma do sądu to mi to wspominała mówiąc że przecież sam chciałem..."
Jeżeli w pozwie tego nie napisała ,
to na bank zapyta cię o to w sądzie .
A ty "uczciwie" potwierdzisz , to prawda wysoki sądzie .
............. i jeszcze kilka podobnych pytań
i leżysz ( sam siebie będziesz oskarżał )
A zatem - już myśl nad odpowiedzią ,
aby to na swoją stronę zapunktować ,
a przynajmniej za dużo nie stracić w "oczach sądu" .
Rak ,
branie winy na siebie
to tylko "woda na młyn" dla drugiej strony .
Ma sens w czasie w jakiejś wczesnej fazie kryzysu ,
kiedy jeszcze prowadzony jest dialog , nie pada słowo rozwód ,
i komuś jeszcze zależy .
"Ze dwa razy z moich ust w czasie kłótni przed laty padło: jak Cie się nie podoba to się rozwiedź. I jak rozmawialiśmy z żoną parę razy już w tym kryzysie ale po złożeniem pisma do sądu to mi to wspominała mówiąc że przecież sam chciałem..."
Jeżeli w pozwie tego nie napisała ,
to na bank zapyta cię o to w sądzie .
A ty "uczciwie" potwierdzisz , to prawda wysoki sądzie .
............. i jeszcze kilka podobnych pytań
i leżysz ( sam siebie będziesz oskarżał )
A zatem - już myśl nad odpowiedzią ,
aby to na swoją stronę zapunktować ,
a przynajmniej za dużo nie stracić w "oczach sądu" .
Rak ,
branie winy na siebie
to tylko "woda na młyn" dla drugiej strony .
Ma sens w czasie w jakiejś wczesnej fazie kryzysu ,
kiedy jeszcze prowadzony jest dialog , nie pada słowo rozwód ,
i komuś jeszcze zależy .
Re: Jak uratować pogubioną żonę.
Jakich konkretnych zmian oczekiwała żona?
Czym tak raniłeś żonę?
Z jakich domów rodzinnych wyszliście?
"Ty tylko mnie poprowadź, Tobie powierzam mą drogę..."
Re: Jak uratować pogubioną żonę.
Moj dom to rodzina bez ojca który zmarł gdy byłem dzieckiem i mama rządziła twarda ręką ciężko pracujac. Żona z pełnej katolickiej rodziny. U nas bywały kłótnie gdzie ja próbowałem udowodnić i narzucic że racja jest po mojej stronie bo tak zachowywała się mój mama gdy została sama bez męża.
Re: Jak uratować pogubioną żonę.
Zona twierdzi że chciała byśmy poszli na terapię do psychologa ale ja tylko słyszałem że to ja mam problem i że sobie nie radzę że sobą więc odbijałem piłkę do niej.
Re: Jak uratować pogubioną żonę.
No i źle , było iść .
Bo albo miała rację ,
albo by się okazało , że to ona ma problem ,
albo oboje .
Bo albo miała rację ,
albo by się okazało , że to ona ma problem ,
albo oboje .