Monti, zgodzę się z Tobą, że Burza musi wszystko na spokojnie przemyśleć i przeanalizować.Monti pisze: ↑20 paź 2021, 12:15Bławatku, u mnie też miały miejsce manipulacje (zresztą, mają one miejsce praktycznie w każdym wątku opisywanym na forum). Też mamy z żoną odmienny światopogląd w kwestiach religijnych, co nie przeszkadza opiece naprzemiennej. Nie zawsze jest łatwo, ale można uczyć się odpuszczania rzeczy drugorzędnych i współpracy w tych niełatwych warunkach. Jakoś nawet nasze relacje się przez ostatni czas unormowały. Syn widzi, że mamy różne zdania w niektórych kwestiach, ale może dzięki temu uczy się funkcjonowania w pluralistycznym świecie. Argument finansowy też nie powinien mieć znaczenia, bo alimenty (przynajmniej w założeniu) są przeznaczone na dziecko, a nie na matkę. Warto więc, żeby Burza odpowiedziała sobie, czego tak naprawdę się boi i czy są to lęki uzasadnione.
Mnie bardzo bolało, że mój mąż nie chciał mieć uregulowanych kontaktów z naszym synem, zresztą do dziś nie chce - jego główna wada od zawsze: życie swoim życiem, tym co mu pasuje, wygoda, więc wiedziałam, że mąż tym bardziej nie będzie chciał synem się zająć na codzien bo w małżeństwie zawsze musiałam się prosić męża, żeby syna odebrał z przedszkola, szkoły -nawet kilkukrotnie prosić. Mój mąż nigdy nie garnął się do tego by sam z siebie coś ugotować, kanapki dla wszystkich zrobić, lekarstw nigdy nie chciał mu podawać, więc gdyby syn miał z nim mieszkać to ja bym od rana do nocy się zamartwiała czy mąż się nim odpowiednio zajmuje. Nawet nasz 10letni syn sam od zawsze widział i czuł, że z taty to pożytku na co dzień nie ma, owszem do spraw skomplikowanych tak, natomiast do spraw dnia codziennego nie, i gdy tata mu zaproponował w te wakacje wyjazd w góry na parę dni to nasz syn wpadł w przerażenie i strasznie płakał - a ja nigdy syna nie buntowałam przeciwko ojcu ani źle mu o mężu nie mówiłam. Dziecko samo odczuwało lęk przed wyjazdem. Ostatnio (bo mąż niby zobaczył, że jednak nasze małżeństwo jest na całe życie) chciałam skorzystać z tego, że mąż chce być blisko syna i gdy w trójkę razem byliśmy, a syn jak zwykle przy ojcu się popisywał powiedziałam, że byłoby fajnie gdyby syn weekend spędziłam z tatą włącznie z nocowaniem, to niestety ani jeden ani drugi nie ucieszył się z mojej propozycji. Tak samo mój mąż do kościoła jedynie w niedzielę chodził - różaniec, droga krzyżowa - nigdy nie, a syn to widząc się buntował i dla mnie takie wyjście to był koszmar, a przed I Komunią mieliśmy też dodatkowe mszę i tu też bywał bunt, szczególnie jak mąż coś powiedział na temat chodzenia częstego do kościoła, a syn to chwytał w lot.
Ty Monti i inni ojcowie z forum (m.in. Astro, Sajmon) nadajecie się do opieki naprzemiennej, niestety mój mąż nie. Może kiedyś.
Pamiętam jak Burza pisała, że nie może liczyć zbytnio na męża jeśli chodzi i opiekę nad córką, bo mąż dużo pracuje, a w jego wolnym czasie też ma swoje plany, wymówki i dlatego musi korzystać z opiekunki, na którą zresztą ja nie stać. Ja np. byłam tylko na 2 mszach i konferencjach ogniska Sychar, a nie mam daleko - niestety nigdy nie mogłam liczyć na męża aby w tym czasie zajął się synem, zawsze odmawiał, więc prosiłam się rodziny, ale dla nich to też kłopot bo trzeba dziecko dopilnować, do łóżka położyć, więc dopóki mój syn nie będzie nastolatkiem którego będę mogła zostawić samego w domu wieczorem to mogę zapomnieć o takich lub innych spotkaniach.
A gdyby syn tydzień spędzał z ojcem to uwierz mi byłabym szczęśliwa - wolne popołudnia, możliwość swobodnego chodzenia na mszę, nabożeństwa, terapię, spotkania ze znajomymi, zakupy- bo teraz to ja jestem uziemiona. I gdyby nie to, że na męża liczyć nigdy nie mogłam i nawet teraz trochę nie mogę, to byłabym za opieką naprzemienną. A tak mam dużo obaw.
Burzo, masz teraz czas - rozpisz sobie na spokojnie za i przeciw jeśli chodzi zarówno o sprawę rozwodową, opiekę naprzemienną, oczekiwania względem męża. Tak abyś na rozprawie była przygotowana na różne ewentualności.