nowe życie

Refleksje, dzielenie się swoimi przeżyciami...

Moderator: Moderatorzy

Verirrte
Posty: 13
Rejestracja: 16 lut 2017, 9:58
Jestem: w kryzysie małżeńskim
Płeć: Mężczyzna

Re: Szczęście dla najbliższych

Post autor: Verirrte »

Jacku dzięki za materiały. Zaczynam studiować :)
krople rosy gorzej jeśli jedyne poprawne rozwiązanie zawsze musi należeć do małżonki.
(w przeciwnym razie obraża się itp, Ciągłe ustępowanie i kontrolowanie swoich emocji przez wiele lat jest bardzo męczące
i bardzo niszczące.)
Zniszczyłem jej życie bo nie spełniłem marzeń jakie miała przed ślubem.
Nie posiadamy dużej rodziny o jakiej marzyła(to chyba największa tragedia według żony). Nie ma szczupłej sylwetki jak za dawnych lat. Brakuje jej stabilności z mojej strony i prowadzenia życia jak
w komediach romantycznych.
Co do narzekania to udało mi się w 80%. Nie mam pojęcia co jeszcze mogę zrobić...
Amica

Re: Szczęście dla najbliższych

Post autor: Amica »

Verirrte pisze: 25 wrz 2018, 10:19
Zapisałem się do psychiatry i po roku terapii jestem innym człowiekiem. Doktor stwierdził u mnie depresję i neurotyczną osobowość żony.
A to ci ciekawostka. Psychiatra na Twojej wizycie zdiagnozował żonę opierając się na tym, co o niej mówisz, sądzisz i jak ją przedstawiasz? Żaden szanujący się psychiatra nigdy czegoś takiego nie zrobi.

A po drugie - piszesz, że po roku jesteś innym człowiekiem. No i chwała Ci za to. A teraz oczekujesz, że żona zapomni, że rok temu byłeś innym człowiekiem i przyjmie Cię tak od zera, jakby Cię teraz dopiero poznała?

Za dużo oczekiwań od żony - dodam - nierealnych. Ludzie to nie maszynki.
krople rosy

Re: Szczęście dla najbliższych

Post autor: krople rosy »

Verirrte pisze: 27 wrz 2018, 0:16 Zniszczyłem jej życie bo nie spełniłem marzeń jakie miała przed ślubem.
Nie posiadamy dużej rodziny o jakiej marzyła(to chyba największa tragedia według żony)
Co stoi na przeszkodzie ku realizacji tego marzenia?
Verirrte pisze: 27 wrz 2018, 0:16 Nie ma szczupłej sylwetki jak za dawnych lat.
A to Twoja wina?
Widzę, że sporym problemem jest Wasze przerzucanie się winą za jakieś swoje braki i niedoskonałości.
Czy żona podoba Ci się fizycznie? Czy dajesz jej odczuć że nadal jest kobietą, która wzbudza Twoje zaiteresowanie i żywe pragnienia?
Verirrte
Posty: 13
Rejestracja: 16 lut 2017, 9:58
Jestem: w kryzysie małżeńskim
Płeć: Mężczyzna

Re: Szczęście dla najbliższych

Post autor: Verirrte »

A to ci ciekawostka. Psychiatra na Twojej wizycie zdiagnozował żonę opierając się na tym, co o niej mówisz, sądzisz i jak ją przedstawiasz? Żaden szanujący się psychiatra nigdy czegoś takiego nie zrobi.
Amica tak psychiatra zdiagnozował taka osobowość na podstawie nagrań z dyktafonu kłótni i zwyczajnych rozmów o problemach.
Myślę , że po ponad 50x kilku trudnych wizytach mogę sugerować się opinią Doktora.
Nie oczekuję ,że małżonka zapomni o przeszłości ale jeśli ktoś np nie chce iść na wspólną terapię rozwiązywać wspólne problemy
i nie chce wcale rozmawiać tylko oczekuje , żeby ktoś inny ciągle gotował, sprzątał, zajmował się domem ,opiekował się dzieckiem(spełniał wszystkie życzenia). Wszystko to robił z uśmiechem na twarzy a ona może robić co chce i
przy dziecku mówić żeby się p***** i że gdyby nie $ to już dawno byłaby sama a następnego dnia zachowywać się jakby nigdy nic to wydaje mi się , że to nie jest OK.
Przez wiele lat czekałem na zmianę i uciekłem w pracę jednak nie dostrzegałem swoich błędów.
Amica ciekawe co Ty byś zrobiła będąc na moim miejscu? Słuchała i spełniała wszystkie życzenia jak dżin z lampy czekając na dzień ostateczny? Zrobię wszystko, żeby najbliżsi byli szczęśliwi. Jeszcze raz dziękuję za każdą pomoc
Verirrte
Posty: 13
Rejestracja: 16 lut 2017, 9:58
Jestem: w kryzysie małżeńskim
Płeć: Mężczyzna

Impas

Post autor: Verirrte »

Witam,

Po ponad roku walki z depresją straciłem nadzieję na normalność.
Nie wiem czy mając rodzinę i myśląc o ich szczęściu potrafię tak dalej żyć.
Cokolwiek nie zrobię i tak jest źle. Czuję , że żona mnie nie kocha ale nie przyzna się do tego bo tak jest po prostu wygodniej.
Nasze 7 letnie dziecko potrafi powiedzieć , że ma beznadziejnego ojca i zniszczyłem jemu życie.
Jestem pewien, że są to słowa matki dziecka.
Z walki o swoje marzenia już dawno zrezygnowałem.
W domu nie chce mi się nic robić bo i tak zostanę skrytykowany. Często reaguję agresją na krytykę. Spokój i stagnacja też nie pomagają. W niczym się nie zgadzamy z żoną.
Niestety zaczynam chorować fizycznie i raczej nie mogę na nikogo liczyć.
Nie wiem skąd wziąć siłę ,żeby zadbać o samego siebie? Czy zakładać maskę przy rodzinie i znajomych , że wszystko jest super..?(Tak jak robi żona.) Jak dobrze wychować dziecko przy ciągłych kłótniach z żoną?Co dalej robić?Jak polepszyć relację z Bogiem jeśli przestałem czuć jego obecność? Czy ktoś był w podobnej sytuacji?
Z góry dziękuję za pomoc
Awatar użytkownika
Nirwanna
Posty: 13350
Rejestracja: 11 gru 2016, 22:54
Jestem: po rozwodzie
Płeć: Kobieta

Re: Impas

Post autor: Nirwanna »

Witaj,
Nie chciałbyś może, aby ten wątek i Twój poprzedni połączyć?
Łatwiej byłoby się odnieść do Twojej historii.

W poprzednim wątku pisałeś, że chodziłeś do psychiatry, leki są bardzo potrzebne, aby postawić człowieka jako tako na nogi, jednak jeśli przyczyną depresji są trudne warunki zewnętrzne, wtedy z reguły warto (np. w ramach psychoterapii) nauczyć się inaczej przeżywać te trudne warunki zewnętrzne. Np. ucząc się stawiać granice krzywdzie i przemocy. Jest to niewątpliwie trudne, ale nie niemożliwe. Próbowałeś może psychoterapii?
Nie żyje się, nie kocha się, nie umiera się - na próbę
Jan Paweł II
Pustelnik

Re: Impas

Post autor: Pustelnik »

Impasie,
to tylko ... impas, raz jest lepiej , a raz gorzej.
Będzie zapewne lepiej, wierzę w Ciebie.
Nie zakładaj maski, to niepotrzebny wysilek.
Nie musisz (na siłe) się uśmiechać ... :-).

https://m.deon.pl/inteligentne-zycie/de ... swiat.html
Ukasz

Re: Impas

Post autor: Ukasz »

Verirrte pisze: 04 lut 2019, 14:28 Jak polepszyć relację z Bogiem jeśli przestałem czuć jego obecność? Czy ktoś był w podobnej sytuacji?
Ja byłem w takiej sytuacji, że żona odsunęła się ode mnie, ja przez trzy lata byłem zupełnie wypalony emocjonalnie, nie czułem obecności Boga, choć podtrzymywałem wszystkie dotychczasowe praktyki. Potrafiłem marzyć tylko o śmierci. Bezsenność rozkładała mnie fizycznie i psychicznie. Z pornografią i samogwałtem jakoś się zmagałem, ale pod koniec coraz słabiej. Nie miałem natomiast depresji. Obaj synowie byli już prawie dorośli i miałem z nimi dobry kontakt.
Postawiłem granicę. Gdy żona odmówiła zmian, wyprowadziłem się. Uzależnienia erotyczne i bezsenność ustąpiły bardzo szybko i tak trwa to już ponad rok. Pełna czystość także w myślach, żadnych pokus. Widzę w tym cudowne uzdrowienie. Potem zaczęły odżywać uczucia w modlitwie. Za radą kierownika duchowego, żeby odnowić w sobie charyzmat sakramentu małżeństwa i znów pokochać żonę, wszedłem głębiej w Eucharystię. Przyniosło to skutek w ciągu kilku tygodni. Trwa i rozwija się. W międzyczasie sprowadziłem się z powrotem do żony, byłem już na to gotowy. Przyszłość relacji między nami to jedna wielka niewiadoma, ale potrafię mimo to przeżywać pokój i radość.
Zachęcam do odwiedzenia któregoś z ognisk Sycharu. Rozmowa twarzą w twarz to coś zupełnie innego niż wymiana postów na forum. Jeśli chciałbyś pogadać ze mną, napisz na priv.
Pustelnik

Re: Impas

Post autor: Pustelnik »

Verirrte pisze: 04 lut 2019, 14:28 A/ Po ponad roku walki z depresją straciłem nadzieję na normalność.
(...)
B/ Z walki o swoje marzenia już dawno zrezygnowałem.
(...)
C/ Jak polepszyć relację z Bogiem jeśli przestałem czuć jego obecność? Czy ktoś był w podobnej sytuacji?

A/ Rok, to nie jest ... dużo.
Ja mialem , nazwijmy to, srednio/mocno rozwinięte symptomy depresji przez 3-4 lata.
Było/jest inne życie (m.in. pamięć/kumanie/osobowość) "przed" , "w trakcie" i "po". Wg mnie - nie ma powrotu do stanu "przed".
Czy to "źle" czy "dobrze"? Wg mnie to :-) głupie pytanie.

B/ Wg mnie- Marzenia, życie przyszłością czy nierealna ocena rzeczywistości nie są dobre. Depresja może :-) skutecznie z tego ... wyleczyć.
A "walka", no cóż, dobrze pojeta walka duchowa jest OK, ale w realu warto dojrzeć piękno i pomoc jaką oferuje (dobrze pojęta) bezsilność.

C/ W depresji mozesz mieć mocno schowane niektore emocje (ja miałem schwane lęki).
A modlitwa, relacja z P. Bogiem nie musi (nie powinna ?) polegać na emocjach. Ja tam w modlitwach, chwilach dedykowanych Bogu , nie odczuwam, "nie przeżywam" emocji....

Niektorzy radzą depresantom próbować stawać w postawie wdzięcznosci/dziękczynienia (nie jest glupie np. minuta rano i wieczorem)

Pogody Ducha !
Blondynka55
Posty: 313
Rejestracja: 14 sty 2019, 15:13
Jestem: w kryzysie małżeńskim
Płeć: Kobieta

Re: Impas

Post autor: Blondynka55 »

Doskonale rozumiem jak się czujesz w takiej sytuacji. Mi pomogły formy wsparcia osób, które również spotkała ta straszna choroba. Pomoc z zewnątrz bardzo pomaga,ja niestety nie mogłam liczyć na bliskich.Psychoterapia grupowa wiele daje bo sama z niej korzystała, gdy byłam w ciężkim stanie.I poznałam dzięki temu wiele osób, które bardzo mi pomogły.
Uwierz w siebie i pamiętaj; że są ludzie którzy mogą Ci pomóc.
JolantaElżbieta
Posty: 748
Rejestracja: 14 wrz 2017, 8:03
Płeć: Kobieta

Re: Impas

Post autor: JolantaElżbieta »

Verirrte, poszukaj w necie na katolickich stronach modlitwy w depresji. Nie będę podawała linków, sam sobie coś wybierz. Powodzenia:-)
Verirrte
Posty: 13
Rejestracja: 16 lut 2017, 9:58
Jestem: w kryzysie małżeńskim
Płeć: Mężczyzna

Re: Impas

Post autor: Verirrte »

Chciałbym wszystkim podziękować za pomoc. Psychoterapia trochę pomaga jednak postaram się zaakceptować swoje życie bez biadolenia i rozmyślania.

Życzę wszystkim powodzenia.

Pozdrawiam.

Z Bogiem
Verirrte
Posty: 13
Rejestracja: 16 lut 2017, 9:58
Jestem: w kryzysie małżeńskim
Płeć: Mężczyzna

sukces czy porażka ?

Post autor: Verirrte »

Witam,

Mam dom w pięknej okolicy, samochód, żonę, dziecko, dobrze płatną pracę i mam wrażenie, że nie mam już celu ani sensu w życiu. Co więcej, nie jestem już zakochany w żonie, kłócimy się praktycznie codziennie, choć oboje mocno kochamy dziecko. Wiem, że nie tak chciałbym się zestarzeć...
W domu czuję się praktycznie jak więzień - nie mam miejsca na cokolwiek, wszystko musi być tak jak chce żona, na trawie i roślinach kończąc. Wszystko nas w sobie denerwuje. Jestem załamany. Zaczęliśmy spotkania z psychologiem, co jednak niewiele daje. Nasze podstawowe zwroty, to Jesteś beznadziejny, żenujący, jak ty mnie w...wiasz itd.
Mamy problem aby szczerze ze sobą rozmawiać. A próby rozmowy spełzają na niczym, bo najczęściej to jest przyczyną do kłótni. Więc wizyty u psychologa to taka rozmowa małżeństwa z moderatorem. Niestety u psychologa żona nie mówi prawdy i uważa , że nie mamy żadnego problemu jednak w domu według niej to ja jestem wszystkiemu winny i zmarnowałem jej życie. Wszystko robię źle i nic nie potrafię zrobić dobrze. Za późno także na jakiekolwiek zmiany. Żona marzyła o dużej rodzinie z małą różnicą wieku a tego niestety nie otrzymała. Podczas kłótni dowiedziałem się też , że marzy o kimś innym niż ja. Moje cechy charakteru i nawet sposób w jaki cokolwiek robię ją denerwują. Jeśli chodzi o seks to przez wszystkie te lata był dla niej przykrym obowiązkiem... Jeśli chodzi o wiarę w Boga to deklaruje się jako osoba w kryzysie.
Staramy się nie wyzywać, nie obrażać, chociaż jest coś ciekawego co zauważyłem - kobieta potrafi powiedzieć w złości osobie którą kocha, że ją nienawidzi, mężczyźnie to się raczej nie zdarza (no, chyba, że rzeczywiście ją nienawidzi). Raczej darzymy się ironią i złośliwościami.
Wiem, że gdyby nie dziecko, pewnie nie bylibyśmy z żoną już razem. Smutne.
Czy ktoś z Was był również na życiowym zakręcie? Co mi radzicie? Zaciskać zęby? Marzę, żeby Jej zostawić cały ten dom i wynieść się z powrotem za granicę. Jest za to coś z czego nigdy nie zrezygnuję - kocham mocno moje dziecko i nie wyobrażam sobie utraty kontaktu i możliwości współwychowywania.
Zaczynam marzyć o rozwodzie. A dołki psychiczne dopadają mnie co kilka dni. Co mam robić?
Dodatkowo od dwóch lat zmagam się z depresją i chodzę na terapię. Od kilku dni rozważam rezygnację. Myślę , że cała ta terapia jest nic nie warta.
Na pewno przed jakąkolwiek dramatyczną decyzją chciałbym być pewien, że próbowaliśmy wszystkiego. Nie wiem też, czy nawet jeśli finalnie nie będziemy się kłócić, ale traktować z chłodną obojętnością to czy to będzie nasz sukces czy też porażka?
jacek-sychar

Re: sukces czy porażka ?

Post autor: jacek-sychar »

Verirrte

Twoje wcześniejsze watki:
viewtopic.php?f=10&t=117&p=566#p566
viewtopic.php?f=10&t=1553&p=92984#p92984
viewtopic.php?f=10&t=1985&p=132739#p132739
i onecny

W pierwszym wątku (z 2017 roku) napisałeś, że jesteś 7 lat po ślubie.
W drugim (z 2018 roku), że jesteś 11 lat po ślubie.

Nic nie rozumiem.
Verirrte
Posty: 13
Rejestracja: 16 lut 2017, 9:58
Jestem: w kryzysie małżeńskim
Płeć: Mężczyzna

Re: sukces czy porażka ?

Post autor: Verirrte »

Jacku przepraszam za wprowadzenie w błąd. Postaram się wytłumaczyć.
W związku sakramentalnym jesteśmy już 9lat (ślub kościelny) a w sumie 12 lat licząc od ślubu cywilnego.
Myślę , że ważniejsza była przysięga przed Panem Bogiem niż urzędnikiem.
ODPOWIEDZ