Znów nie wytrzymałam. Jestem zdruzgotana.

Refleksje, dzielenie się swoimi przeżyciami...

Moderator: Moderatorzy

Amica

Re: Znów nie wytrzymałam. Jestem zdruzgotana.

Post autor: Amica »

Kochani, troszkę "atakujecie" Soprasię. Tzn. atakujecie w sensie nie przemocy, tylko kolejnymi punktami, które ona musi zrealizować.

Ale tak uczciwie, tak naprawdę uczciwie spojrzeć na sytuację, to przecież Soprasia żyje jak osoba... rozwiedziona. Jeśli mąż lekceważy CZAS Z RODZINĄ i przedkłada pracę powyżej CZASU Z RODZINĄ, czyli także z żoną, a jednocześnie przy tym wcale z tejże pracy nie ma wielkich kokosów, bo ewentualne zyski finansowe pożerają koszty (garnitury, utrzymywanie dwóch domów, o stracie w obecności ojca w życiu dzieci nie wspomnę), to powiedzcie mi - jaki tu sens? I gdzie?

Dla mnie mąż Soprasi jawi się jako egoista, no przepraszam. Założył rodzinę, ale po co? Nie wiem. Bo swoje ZYCIE, swój czas spędza z innymi ludźmi, z innymi projektami. I tak jak mówię - gdyby chociaż to się przekładało na te pieniądze, to może łatwiej by było wtedy egzekwować czas wspólny, bo jakieś wyjazdy, jeden wspólny dom, opiekunka na czas pracy i realizacji osobistej Soprasi.

Dla mnie to jest okrutne - wymagać od kogokolwiek, by - zakładając rodzinę - w domyśle mieć wsparcie i WSPÓLNE ŻYCIE - żył sobie jak samotna matka z dziećmi, bez prawa do własnego czasu, bez prawa do oczekiwań.

Ja wręcz przeciwnie, Soprasiu. Odradzam bycie słodką, w momencie, kiedy słodko Ci nie jest. Po co grać. Masz prawo oczekiwać, bo jesteś człowiekiem z równymi prawami wobec życia, jak Twój mąż. Jeśli uśmiechasz się, jesteś milutka i przełykasz wszelkie smutne sprawy, tłumisz w sobie, to jaki komunikat otrzymuje Twój mąż? "Jej jest dobrze, uśmiecha się, jest milutka". Potem wybuchasz - więc jest konsternacja. Bo jak to - wczoraj była milutka, dzisiaj zołza - koło się nakręca.

Czy Wy możecie ze sobą raz przez 3 godziny porozmawiać? Szustak miał taki filmik, ale nie pamiętam tytułu - może ktoś odpowie, gdzie jakiemuś małżeństwu na granicy rozwodu polecono wyjazd samotnie w jakieś miejsce i przygotowanie planszy przez każdego: czego oczekuję od małżeństwa, czego oczekuję od męża, czego oczekuję od rodziny. Nawet najbardziej absurdalne marzenia (Szustak wspominał o tym, że ten mąż, o którym mówił, wpisał np. że chciałby, aby żona przynosiła mu w niedzielę śniadanie do łóżka w kusej koszulce - no jako mąż może przecież i super). I potem wspólne przeanalizowanie list i wybranie 4-5 rzeczy, które się w jakimś miejscu pokrywają.

Takie listy można robić na różne tematy - np. listę rzeczy nie do zaakceptowania w małżeństwie.

Ewentualnie poproś męża o jakieś mediacje z mediatorem lub terapeutą, który byłby osobą, jaka Was wysłucha i pomoże poprowadzić zdrową dyskusję, aby obie strony mogły się wypowiedzieć i ułożyć wspólne wnioski.

Jednym z wniosków może być oczywiście separacja, to niewykluczone. Tragedia dla dzieci, ale... czy one teraz mają pełną rodzinę, z ojcem spędzającym czas z nimi, z ojcem spędzającym czas z żoną? Z jakim wzorcem rodziny teraz obcują?

Nie wiem, dla mnie to jest chore - by założyć z kimś rodzinę, a potem go mentalnie i fizycznie właściwie zostawić, zostawić ze wszystkimi RODZINNYMI obowiązkami. Zarabianie na życie dzieci nie jest jakimś aktem łaski! Nawet prawo cywilne nakazuje ojcu dbac o utrzymanie dzieci, zatem to żadna łaska.

Soprasiu - MUSISZ doprowadzić do szczerej rozmowy z mężem. Inaczej - nie widzę innego wyjścia, niż separacja i sądowne ustalenie finansów, widywania dzieci itd. Nie wyobrażam sobie życia w takim uwikłaniu, gdzie niby jest mąż, ale go nie ma. W dodatku nie ma ku temu żadnych podstaw - bo tak jak czytam, wcale Wam się lukrowanie nie wiedzie, a Ty pragniesz pracować! Zresztą samotne zajmowanie się domem i dziećmi to nie jest normalne w życiu ŻONY, która ma żyjącego, zdrowego męża.

Przykro mi - ja nie widzę tutaj kobiety, która kaprysi i grymasi. Widzę kobietę, która ma ochotę umrzeć, bo jej życie jest straszne. Rozumiem ją, dla mnie by też było (zresztą tak też trochę było, tyle że nie mam dzieci, więc miałam więcej takiej osobistej wolności). Ale zawsze byłam sama, ze wszystkim. Bo mąż w pracy, bo zarabia na nasz niby dom. Tyle poświęcenia, zrozumienia z mojej strony, wyrozumiałości i co? Nigdy już nie będę miała domu. Połowę tych ciężko zapracowanych pieniędzy zabierze mąż i zbuduje dom innej kobiecie. Ale sam pozwolił na to, by więź umarła, nie spędzając czasu w domu, stawiając pracę na pierwszym miejscu.

Ja postawiłam granice, ale mąż odszedł. Zrobiłam to za późno, bo on już zdążył przestać czuć cokolwiek. Inny świat, projekty, podróże służbowe w różne zakątki świata były ciekawsze od żony, z którą kiedyś co prawda planował dom, ale po co teraz?

Soprasiu, rozmawiaj i nie odwlekaj tej rozmowy. Macie dzieci, to wysoka stawka.

Czy mąż ma jakieś męskie autorytety? Ojca, przyjaciela, mentora zawodowego?
s zona
Posty: 3079
Rejestracja: 31 sty 2017, 16:36
Płeć: Kobieta

Re: Znów nie wytrzymałam. Jestem zdruzgotana.

Post autor: s zona »

Lawendowa pisze: 29 cze 2018, 23:50


To równia pochyła - nie da się na dłuższą metę żyć na dwa domy. To nie życie - to droga donikąd.

Zacytuję siebie z innego wątku, bo uważam, że to ważne:
Lawendowa pisze: 14 cze 2018, 20:34 Ciekawy artykuł o tym jak wyjazd małżonka " bez terminu końcowego" niszczy małżeństwo :
http://www.katolik.pl/uwaga--malzenska- ... s.html?s=2

soprasia powtórzę pytania, które już wcześniej Ci zadałam, bo to dość istotne:
Czy mąż musi pracować tak daleko?
Nie może on poszukać pracy bliżej domu, albo Wy przeprowadzić się tam gdzie mąż pracuje?
Niekoniecznie trzeba od razu kupować dom czy mieszkanie. Może na początek wystarczy wynająć? Mieszkając razem koszty utrzymania bedą nizsze niż przy dwu mieszkaniach, dodatkowo odpadną koszty dojazdów? Może zaproponuj mężowi takie rozwiązanie - wynajmiecie jedno większe mieszkanie tam gdzie pracuje i się tam przeprowadzicie zamiast utrzymywać dwa?
Podpisuje sie obiema rekami pod tym postem , przerabiam to na wlasnej skorze od kilkunastu juz lat ...
Zgadzam sie ,ze to rownia pochyla dla malzenstwa a potrzeby rosna ...
Jestescie oboje rozgoryczeni .
Ty , bo ne czujesz opieki i zainteresowania meza na codzien ,
a On ,jesli jest uczciwy i zyje sam , tez nie jest szczesliwy,
a jesli nie .. to lepiej nie pisac scenariuszy ...
U nas ,niestety ,ta druga opcja ...
Wczoraj nie chcialam Cie dobijac , ale gdy pomysle ,jak ja kiedys wierzylam mezowi ,ze jest inny / uczciwy , ze to nasze poswiecenie dla Rodziny ,bo studia 3 dzieci ,bo budowy etc ..
Soprasiu , wybacz ,ze tak gorzko ,ale ja ,gdy wspomne ,
gdy mi mowiono ,ze meza nie zostawia sie samemu ,
bylam tak naiwna ,ze szkoda slow.
Soprasiu ,wiem ,ze tutaj sie nie daje bezposrednio rad ,ale uwazam ,ze warto przemyslec te sugestie ,ktore proponuje Lavendowa .
Swoje mieszkanie mozecie wynajac np studentom , a poszukac czegos tam ,gdzie jestes " blizej meza " ..
Chociaz obawiam sie ,ze jego praca nie jest " stacjonarna " .
Wertowanie ofert i wspolna rozmowa juz na spokojnie ,kiedy oboje macie czas a dzieci sa zagospodarowane.

Westchne za Ciebie :)
ps a w/w ksiazka o gospodarowaniu finansami tez moze Ci sie przydac :)
s zona
Posty: 3079
Rejestracja: 31 sty 2017, 16:36
Płeć: Kobieta

Re: Znów nie wytrzymałam. Jestem zdruzgotana.

Post autor: s zona »

Soprasiu ,
zawsze ,kiedy nie wiem ,co dalej robic ,
szukam pomocy przed Najswietszym Sakramentem.
U mnie Adoracja jest tylko raz w ms ,
ale mozna w kazdej chwilii wejsc do kosciola i w ciszy wsluchac sie we wlasne serce :)

Soprasiu , jest jeszcze jeden - wg mnie b wazny - minus Waszej rozlaki .
Otoz Wasze dzieci beda mialy
slaby kontakt emocjonalny z Tata ,
bo po prostu nie wychowuje ich na codzien .
I to to jest bardzo powazny " koszt" rozlaki .
Awatar użytkownika
Nirwanna
Posty: 13350
Rejestracja: 11 gru 2016, 22:54
Jestem: po rozwodzie
Płeć: Kobieta

Re: Znów nie wytrzymałam. Jestem zdruzgotana.

Post autor: Nirwanna »

Soprasiu, czy odebrałaś priva ode mnie?
Nie żyje się, nie kocha się, nie umiera się - na próbę
Jan Paweł II
Lawendowa
Posty: 7688
Rejestracja: 30 sty 2017, 17:44
Jestem: po rozwodzie
Płeć: Kobieta

Re: Znów nie wytrzymałam. Jestem zdruzgotana.

Post autor: Lawendowa »

soprasia pisze: 30 cze 2018, 0:20 Nie ja mu wybieram pracę i nie ja będę mu pracę zmieniać. To co robi jest wynikiem jego wieloletniej pracy i byłoby niegodziwością storpedować mu to. Nie ja : pazerna żona, wysłałam go do innego miasta, żeby dutków na dom nagromadził. Nie. On wybrał ten "awans" jako wynagrodzenie za wieloletni trud. Ale koszta tego awansu okazały się potworne : oddalenie od rodziny i kryzys małżeński. Zredukowałam zatem oczekiwania. Ale mówicie, oj pani, za dużo chcesz.
soprasiu - masz pełne prawo oczekiwać, że mąż będzie prawdziwym mężem i ojcem dla trójki Waszych dzieci. Bo na chwilę obecną nim nie jest.
Moje pytania miały głębszy sens, chciałam by jasno wybrzmiało, kto zadecydował o takim życiu.
Uważam, że działania męża ograniczające Twoją jakąkolwiek aktywność: zawodowa, społeczną, hobby itd w taki sposób:
soprasia pisze: 29 cze 2018, 15:15 ... bo jak słyszałam" ja sobie jeżdżę zostawiam go samego, a teraz tak mało się widzimy"
pachną manipulacją.

I jeszcze b. krótko. Ktoś, kto nie doświadczył jak to jest latami samotnie wychowywać kilkoro tak malutkich dzieci raczej nie zrozumie, jak bardzo jest to obciążające. Bo to jest samotne macierzyństwo. Żadne pieniądze tego nie zrekompensują - ani żonie, ani dzieciom.
"Ty tylko mnie poprowadź, Tobie powierzam mą drogę..."
Angela
Posty: 490
Rejestracja: 31 maja 2017, 1:34
Jestem: w kryzysie małżeńskim
Płeć: Kobieta

Re: Znów nie wytrzymałam. Jestem zdruzgotana.

Post autor: Angela »

soprasia pisze: 30 cze 2018, 0:20 Ale koszta tego awansu okazały się potworne : oddalenie od rodziny i kryzys małżeński. Zredukowałam zatem oczekiwania. Ale mówicie, oj pani, za dużo chcesz.
Myślę Soprasiu, że nie zredukowałaś, bo wiązałoby się to z pogodzeniem z sytuacją. A Ty nie jesteś pogodzona i wszystko się w Tobie gotuje.
Twoje oczekiwania na ten moment zajemnie się wykluczają:
Obecność męża w domu,
Większy i funkcjonalny dom,
Większe dochody,
Twój rozwój zawodowy,
Ale nie wybrniesz z sytuacji, gdy nie postawisz na jedną kartę wybierając jedną z tych wartości jako priorytet.
Ja zawsze stawiałam na jedność rodziny. Kilka lat temu nie zgodziłam się na bycie słomianą wdową i po trzech miesiącach rozłąki, zdecydowałam się na kolejną przeprowadzkę. A była to już siódma. I to był dobry wybór.
soprasia pisze: 30 cze 2018, 0:20 Oczywiście, że lobbuję na rzecz najmu, czegoś większego, ale to też przeprowadzka, koszta pośrednika, czynsz. To nie jest za darmo.
Czy wiesz jak długo ma pracować Twój mąż w innym mieście? Jeżeli bezterminowo, można obecne wasze mieszkanie wynająć. A w mieście pracy męża znaleźć coś większego dla całej rodziny.
Nie ma co obawiać się przeprowadzki. Sama piszesz, że obecnie i tak jesteś odcięta od znajomych i rodziny, więc pod tym względem sytuacja się nie pogorszy w obcym mieście.
Z mojego doświadczenia wiem, że dzieci dobrze znoszą przeprowadzki, to dla nich przygoda. A ile niepotrzebnych przedmiotów przy okazji się wyrzuca i z tego powodu robi się luźniej na nowym miejscu.
Jeżeli mąż kategorycznie sprzeciwi się temu pomysłowi, to może być znak, że sprawy zaszły już bardzo daleko. Może być mu już zbyt dobrze z takim ,,kawalerskim" życiem.
A jeszcze powtórzę, gdy nie było szans na spokojną rozmowę z mężem, ja pisałam do męża listy. Pisałam o wszystkim, co mi w duszy grało, nie zapominając o dobrych rzeczach.
Możesz też opisać swoje przemyślenia, po przeczytaniu polecanych tu lektur. Ubrane w słowa, przekazane mężowi mają większą moc.
s zona
Posty: 3079
Rejestracja: 31 sty 2017, 16:36
Płeć: Kobieta

Re: Znów nie wytrzymałam. Jestem zdruzgotana.

Post autor: s zona »

soprasia pisze: 30 cze 2018, 0:20 Już dawno zrezygnowałam z opcji kupna. ( Z czego ja nie zrezygnowałam ?) Oczywiście, że lobbuję na rzecz najmu, czegoś większego, ale to też przeprowadzka, koszta pośrednika, czynsz. To nie jest za darmo.
Soprasiu , sama jestem zwolenniczka daleko posunietej empatii ,ale tutaj wymiekam ...

Moze zaczne od finanasow ,bo to najbardziej czytelne . Jesli dobrze rozumiem maz wszystkie swoje srodki przeznaczana na zycie .Wg mnie tym bardziej powinniscie dazyc ,aby mieszkac razem . Moze warto na to uruchomic te rezerwy ,ktore tylko Ty odkladasz z 500+ ?

U nas sytuacja byla troche inna , maz zostal w naszym domu a ja wyjechalam do pracy, bo studia dzieci ...bo dom niewykonczony....bo samochody trzeba co 3 lata trzeba wymieniac .... Potem kolejna inwestycja ,jako zabezpieczenie na starosc i tak ta poprzeczka byla ciagla podnoszona ....poczatkowo mialo byc 2 lata .....

Caly czas slyszalam ,ze maz ma prawo do " zycia prywatnego" , Pieniadze ,jak mowil " ida ,jak woda " a poniewaz wtedy przelicznik byl dobry , ja zylam b oszczednie ,wiec te srodki byly zabezpieczone . Potem ,przy okazji wniosku o separacje i alimenty spr wyciagi z konta z ost 10 lat ,wiec dowiedzialam sie jak wyglada to " zycie prywatne" meza :shock:
Pamietam ,jak jeszcze na starym forum Kenya napisala mi ,ze stwarzam mezowi komort trwania w tej sytuacji.

Soprasiu , moze Twoj maz jest uczciwy i oby byl .
Napisalam Ci o moim doswiadczeniu , moze to Ci pomoze ratowac to malzenstwo, poki nie jest jeszcze za pozno .

Westchne za Ciebie o 10h30 :)
soprasia
Posty: 52
Rejestracja: 11 cze 2018, 8:39
Jestem: w kryzysie małżeńskim
Płeć: Kobieta

Re: Znów nie wytrzymałam. Jestem zdruzgotana.

Post autor: soprasia »

Drogie Panie: dziękuję za otwarcie oczu. Do tej pory nie dostrzegałam tego niebezpieczeństwa, widziałam tylko moje umęczenie. Teraz widzę, że to jest ryzykowna gra.


Udało mi się dojść do pewnego porozumienia z mężem. Ustaliliśmy, że opcja rozłąki potrwać może najwyżej dwa lata od dziś i w tym czasie przygotujemy się do ponownego złączenia czy to tam, czy to tu (on zawodowo) ( ja z gotowością na ewentualne przeniesienie życia : wtedy to będą szkoły i przedszkola) tak by za dwa lata rodzina znów stanowiła jedno, nie jak dziś. A na ten rok zmieniam ja z dzieciakami mieszkanie, by już dłużej nie więdnąć tu. Nie jest to idealne rozwiązanie. Ale całkiem dobre.


Ale macie rację, że mężowi dość odpowiada jego kawalerski byt tam. Oczywiście, że on tam może się wyspać, wypocząć bez dzieciaków, skupić na swoich sprawach i obowiązkach, nie musi spieszyć się do domu, pamiętać o odbiorze dziecka, nie musi nic poza pracą. I przelewem. I doskonale sobie zdaję sprawę, że on trochę się czuje przytłoczony jak wraca, bo tu nie tylko sielsko-anielsko....Są spory, dzieciaki wykańczaj, ja czegoś chcę....


Będę pamiętała, że :
a. trzeba go tak kochać w tych krótkich widzeniach, by chciał wracać i znów się za dwa lata z nami połączyć,
b. nie dać mu uciec od obowiązków wobec domu, inaczej gdy znów będziemy mieszkać razem dwa lata będzie wściekły o swój brak wolności....
c. zaspokajać jego potrzeby tak, by nie zainteresował się wolnością na zawsze...………..


Dzięki dla mnie to odkrycie, że to nie tylko udręka, ale i niebezpieczeństwo. I dążenie do wspólnego zamieszkania przeze mnie nie jest fanaberią. Potrzebowałam tego umocnienia.
s zona
Posty: 3079
Rejestracja: 31 sty 2017, 16:36
Płeć: Kobieta

Re: Znów nie wytrzymałam. Jestem zdruzgotana.

Post autor: s zona »

soprasia pisze: 01 lip 2018, 16:33
Udało mi się dojść do pewnego porozumienia z mężem. Ustaliliśmy, że opcja rozłąki potrwać może najwyżej dwa lata od dziś i w tym czasie przygotujemy się do ponownego złączenia czy to tam, czy to tu (on zawodowo) ( ja z gotowością na ewentualne przeniesienie życia : wtedy to będą szkoły i przedszkola) tak by za dwa lata rodzina znów stanowiła jedno, nie jak dziś. A na ten rok zmieniam ja z dzieciakami mieszkanie, by już dłużej nie więdnąć tu. Nie jest to idealne rozwiązanie. Ale całkiem dobre.
Soprasiu , wg mnie to nie jest dobre rozwiazanie ale kupienie sobie spokoju na min 2 lata ,potem znowu bedzie cos wazniejszego etc ...pisze to z autopsji .. 2 lata oczami malego dziecka to niemal wiecznosc .. Wy przyzwyczjacie sie do swego zycia w 4 a maz do swojego .. To nie jest dobre dla malzenstwa , taka rownia pochyla ,jak pisala Lawendowa .
Nie rozumiem ,dlaczego nie mozesz przeprowadzic sie teraz do miejsca pracy meza a chcesz sie sama szarpac z duzym mieszkaniem tylko dla Ciebie z dziecmi .. A duze mieszkanie to i wieksze wydatki ,wiec trzeba wiekszych przelewow i tak sie nakreca a malzenstwo to ,jak kiedys mowiono wspolnota stolu i loza .. Tutaj jest dobrowolna sepâracja ....tak ,jak u nas to bylo przez kilkanascie lat a dzieci potem maja coraz slabszy kontakt emocjonalny z tata...
soprasia pisze: 01 lip 2018, 16:33
Ale macie rację, że mężowi dość odpowiada jego kawalerski byt tam. Oczywiście, że on tam może się wyspać, wypocząć bez dzieciaków, skupić na swoich sprawach i obowiązkach, nie musi spieszyć się do domu, pamiętać o odbiorze dziecka, nie musi nic poza pracą. I przelewem. I doskonale sobie zdaję sprawę, że on trochę się czuje przytłoczony jak wraca, bo tu nie tylko sielsko-anielsko....Są spory, dzieciaki wykańczaj, ja czegoś chcę....
Soprasiu ,Twoj maz jest przede wszystkim Twoim Mezem i Ojcem i to tlumaczenie jest b wygodne , ale skutki moga byc oplakane ...
soprasia pisze: 01 lip 2018, 16:33 Dzięki dla mnie to odkrycie, że to nie tylko udręka, ale i niebezpieczeństwo. I dążenie do wspólnego zamieszkania przeze mnie nie jest fanaberią. Potrzebowałam tego umocnienia.
Soprasiu , moze dlatego tak mnie dotknal ten post ,ze zobaczylam siebie b naiwna i wierzaca mezowi ,ze skoro ,ja jestem uczciwa to i on rowniez .. ale u nas to tak nie zadzialalo ..
Lepiej zapobiegac niz leczyc lub zainwestowac zlotowke w profilaktyke niz 1000 zl w leczenie .
Angela
Posty: 490
Rejestracja: 31 maja 2017, 1:34
Jestem: w kryzysie małżeńskim
Płeć: Kobieta

Re: Znów nie wytrzymałam. Jestem zdruzgotana.

Post autor: Angela »

Zgadzam się z s zona,
s zona pisze: 01 lip 2018, 17:23 Soprasiu , wg mnie to nie jest dobre rozwiazanie ale kupienie sobie spokoju na min 2 lata ,potem znowu bedzie cos wazniejszego etc ...pisze to z autopsji .. 2 lata oczami malego dziecka to niemal wiecznosc .. Wy przyzwyczjacie sie do swego zycia w 4 a maz do swojego .. To nie jest dobre dla malzenstwa , taka rownia pochyla ,jak pisala Lawendowa .
Nie rozumiem ,dlaczego nie mozesz przeprowadzic sie teraz do miejsca pracy meza a chcesz sie sama szarpac z duzym mieszkaniem tylko dla Ciebie z dziecmi .. A duze mieszkanie to i wieksze wydatki ,wiec trzeba wiekszych przelewow i tak sie nakreca a malzenstwo to ,jak kiedys mowiono wspolnota stolu i loza .. Tutaj jest dobrowolna sepâracja ....tak ,jak u nas to bylo przez kilkanascie lat a dzieci potem maja coraz slabszy kontakt emocjonalny z tata...
Dwa lata????
To gra na czas, ale w rzeczywistości czas gra na waszą niekorzyść. Ja widzę tu lęki obydwojga z Was.
Czujecie, że jest źle, ale tak naprawdę niewiele chcecie zmienić. Tylko jakieś półśrodki. Dlaczego nie chcesz się już teraz przeprowadzać do innego miasta? Nawet na pół roku warto.
Dlaczego nie zrobić wszystkiego, by rodzina przynajmniej sypiała razem pod jednym dachem. Na odległość nie można być do końca dobrym rodzicem i małżonkiem ( mąż dla Ciebie i Ty dla męża). Po dwóch latach to mąż będzie dla Waszych dzieci tylko dobrym wujkiem wpadającym z wizytą. Autorytet ojca buduje się głównie przez uczestnictwo w życiu dzieci.
Czy twój mąż zabiega o codzienny kontakt z dziećmi? Czy ty dbasz, aby choć przez telefon każde dziecko usłyszało głos taty, jeżeli tylko potrafi przyłożyć słuchawkę do ucha? U nas w domu nie wyobrażamy sobie dnia bez modlitwy rodzinnej wieczorem i by każdemu dziecku przed snem nie nakreślić krzyżyka na czole ( prócz tych najstarszych, którzy już wyfrunęli z gniazda rodzinnego, ale nastoletni dryblas bez oporu nachyla się by odebrać błogosławieństwo). Gdy mąż jest poza domem, to dzwoni do każdego dziecka a potem na modlitwie jest obecny przez telefon ustawiony na głośnomówiący. I dzieje się tak nawet teraz przy ostrym konflikcie moim i męża.
soprasia
Posty: 52
Rejestracja: 11 cze 2018, 8:39
Jestem: w kryzysie małżeńskim
Płeć: Kobieta

Re: Znów nie wytrzymałam. Jestem zdruzgotana.

Post autor: soprasia »

Angela pisze: 02 lip 2018, 12:47

Dwa lata????
To gra na czas, ale w rzeczywistości czas gra na waszą niekorzyść. Ja widzę tu lęki obydwojga z Was.
Czujecie, że jest źle, ale tak naprawdę niewiele chcecie zmienić. Tylko jakieś półśrodki. Dlaczego nie chcesz się już teraz przeprowadzać do innego miasta? Nawet na pół roku warto.

To nie lęki. To rzeczywistość. Jego praca nie jest stacjonarna. On dużo podróżuje. Dużo spędza czasu w tamtym mieście, ale i do naszego MUSI przyjeżdżać zawodowo, a do tego podróże po Europie. Gdzie byśmy nie mieszkali nie będzie dobrze. Gdybym dziś się przeprowadziła tam: zyskałabym jakieś trzy noce tygodniowo? Noce, bo on do 21 i dłużej siedzi w pracy. A rano wychodzi. Nie było tak zawsze, ale wraz z jego rozwojem i nowymi obowiązkami, kompetencjami doszliśmy do takiego stanu obecnego. Takie są kulisy sukcesu.


I dla jasności. To nie jest do końca praca. To bardziej misja. I ona nie będzie trwała wiecznie. Około 1,5 roku jeszcze. Potem będzie zupełnie nowe rozdanie i trudno dumać co przyniesie. Dlatego dwa lata : w tym czasie powinno się okazać co dalej i zdecyzujemy o jakiejś opcji już na stałe. Najgorsze były te 2,5 za nami. Bo byliśmy w stagnacji, ani do przodu, ani do tyłu, ani tam, ani tu, próbowaliśmy żyć dawnym życiem, ale się nie dało. Nie wiadomo było jak budować to nowe. Teraz za te dwa lata będzie łatwiej, bo już wiemy jak to wygląda.


A to mieszkanie- zmiana to nie są półśrodki, to absolutna konieczność. Jest jak za małe buty. Buty cisną i trzeba zmienić na większe. Tak samo mieszkanie. Koniec kropka. Właśnie trwanie w takich idiotycznych trudnościach czasem rozwala harmonię domową. Nie tylko relacje, dialog i wartości. Czasem brak pewnych materialnych zmian zabiera mnóstwo czasu i wprowadza napięcie. Auto ciągle nawala? Nie ma co uczyć się medytacji i pokoju ducha, trzeba je zawieźć do naprawy. Żarówka miga i co chwila gaśnie? Warto dokręcić lub kupić nową, zamiast debatować nad pogodzeniem się ze sobą samym ;) Mieszkanie za małe i nie ma jak się pomieścić? Trzeba zmienić na większe. I już.
Ostatnio zmieniony 03 lip 2018, 7:01 przez Nirwanna, łącznie zmieniany 1 raz.
Powód: poprawiono cytowanie
zenia1780
Posty: 2170
Rejestracja: 18 sty 2017, 12:13
Jestem: szczęśliwą żoną
Płeć: Kobieta

Re: Znów nie wytrzymałam. Jestem zdruzgotana.

Post autor: zenia1780 »

Soprasiu, wysłuchałam dzisiaj tej konferencji ks. Grzywocza:

KRYZYS W MIŁOŚCI, MIŁOŚĆ W KRYZYSIE

https://www.youtube.com/watch?v=vZtdNldJXxM

Polecam skarbie.
lecz [Pan] mi powiedział: «Wystarczy ci mojej łaski. Moc bowiem w słabości się doskonali».
(2Kor 12,9)
Angela
Posty: 490
Rejestracja: 31 maja 2017, 1:34
Jestem: w kryzysie małżeńskim
Płeć: Kobieta

Re: Znów nie wytrzymałam. Jestem zdruzgotana.

Post autor: Angela »

soprasia pisze: 03 lip 2018, 0:51
Angela pisze: 02 lip 2018, 12:47

Dwa lata????
To gra na czas, ale w rzeczywistości czas gra na waszą niekorzyść. Ja widzę tu lęki obydwojga z Was.
Czujecie, że jest źle, ale tak naprawdę niewiele chcecie zmienić. Tylko jakieś półśrodki. Dlaczego nie chcesz się już teraz przeprowadzać do innego miasta? Nawet na pół roku warto.

To nie lęki. To rzeczywistość. Jego praca nie jest stacjonarna. On dużo podróżuje. Dużo spędza czasu w tamtym mieście, ale i do naszego MUSI przyjeżdżać zawodowo, a do tego podróże po Europie. Gdzie byśmy nie mieszkali nie będzie dobrze. Gdybym dziś się przeprowadziła tam: zyskałabym jakieś trzy noce tygodniowo? Noce, bo on do 21 i dłużej siedzi w pracy. A rano wychodzi. Nie było tak zawsze, ale wraz z jego rozwojem i nowymi obowiązkami, kompetencjami doszliśmy do takiego stanu obecnego. Takie są kulisy sukcesu.


I dla jasności. To nie jest do końca praca. To bardziej misja. I ona nie będzie trwała wiecznie. Około 1,5 roku jeszcze. Potem będzie zupełnie nowe rozdanie i trudno dumać co przyniesie. Dlatego dwa lata : w tym czasie powinno się okazać co dalej i zdecyzujemy o jakiejś opcji już na stałe. Najgorsze były te 2,5 za nami. Bo byliśmy w stagnacji, ani do przodu, ani do tyłu, ani tam, ani tu, próbowaliśmy żyć dawnym życiem, ale się nie dało. Nie wiadomo było jak budować to nowe. Teraz za te dwa lata będzie łatwiej, bo już wiemy jak to wygląda.


A to mieszkanie- zmiana to nie są półśrodki, to absolutna konieczność. Jest jak za małe buty. Buty cisną i trzeba zmienić na większe. Tak samo mieszkanie. Koniec kropka. Właśnie trwanie w takich idiotycznych trudnościach czasem rozwala harmonię domową. Nie tylko relacje, dialog i wartości. Czasem brak pewnych materialnych zmian zabiera mnóstwo czasu i wprowadza napięcie. Auto ciągle nawala? Nie ma co uczyć się medytacji i pokoju ducha, trzeba je zawieźć do naprawy. Żarówka miga i co chwila gaśnie? Warto dokręcić lub kupić nową, zamiast debatować nad pogodzeniem się ze sobą samym ;) Mieszkanie za małe i nie ma jak się pomieścić? Trzeba zmienić na większe. I już.
My tu na forum widzimy wyrywkowo i z tego czym się podzilisz. Zatem co do konkretów nasze uwagi mogą być nietrafione.
Załączając modlitwę za dobre Wasze wybory, te długofalowe i te codzienne,
życzę przede wszystkim pogody ducha.
O Boże, użycz mi pogody ducha,
abym godził się z tym,

czego nie mogę zmienić,

odwagi, abym zmieniał to, co mogę zmienić,

i mądrości, abym odróżniał jedno od drugiego.

Pozwól mi, cały ten dzień przeżyć

w świadomości upływającego czasu.

Pozwól mi rozkoszować się chwilą

w świadomości jej ograniczenia.

Pozwól mi zaakceptować konieczność,

jako drogę do wewnętrznego pokoju.

Pozwól mi, za przykładem Jezusa,

przyjąć także ten grzeszny świat, jakim jest,

a nie, jakim ja chciałbym, aby był.

Pozwól mi zaufać, że będzie dobrze,

jeśli zdam się na Ciebie i Twoją wolę.

Tak będę mógł być szczęśliwym w tym życiu

i osiągnąć pełnię szczęścia z Tobą

w życiu wiecznym.

Amen.
źródło: http://sychar.org/modlitwa-o-pokoj-ducha/
soprasia
Posty: 52
Rejestracja: 11 cze 2018, 8:39
Jestem: w kryzysie małżeńskim
Płeć: Kobieta

Re: Znów nie wytrzymałam. Jestem zdruzgotana.

Post autor: soprasia »

Po tamtej rozmowie z mężem jest mi dużo, dużo lepiej.

Troszkę mi naświetlacie pewne sprawy. OCZYWIŚCIE, że nie znając wszystkich kontekstów nie można w pełni ocenić sytuacji i mnie zrozumieć i to chyba też nauka dla mnie. Cała prawda, nie część, nie trochę z obawy co jeśli się odkryję....Może mąż tak często mnie nie rozumie, bo gdzieś coś chowam? Przyjrzę się sobie dokładnie!

Ale wcześniej nie dostrzegałam jak ryzykowna to gra, ten nasz sposób życia. I należy dążyć do połączenia, bo ten stan obojgu nam szkodzi.
Buziaki dla Wszystkich :)
ODPOWIEDZ