Bosa,
Życzę siły, módl się o nią, Bóg z pewnością pomoże.
Jeśli Twój mąż czyta to forum i zupełnie nic z tego nie wyciąga, żadnych wniosków, refleksji, opamiętania, znaczy to, że obecnie najwyraźniej nie zauważyłby wody, gdyby wyrzucono go z łódki na środku jeziora.
Opamiętanie i refleksja kiedyś przyjdą, życie weryfikuje wszystko. Bóg jest miłosierny, życie doczesne jest natomiast dość bezlitosne. Wszystko wraca, bo wrócić musi.
Na złych fundamentach nie da się postawić niczego trwałego.
Twoje trwanie przy niezgodzie na rozwód jest Twoim świadectwem wierności Bogu i samej sobie.
I promieniem nadziei na przyszłość, na wypadek gdyby Twó małżonek się kiedyś opamiętał.
Pytanie, po tym wszystkim co przeszłaś i przejdziesz, czy w takiej sytuacji chciałabyś go przyjąć. Po jakimś czasie to dużo trudniejsze niżby się wydawało.
moi najblizsi naciskaja na mnie czemu nie chce tego zakonczyc, oderwac, on mi nie da spokoju do konca zycia, msci sie,
Najbliżsi myślą po ludzku, w dziesiejszych czasach akceptacja rozwodów to niestety norma. Nie oznacza to, że to dobre i normalne.
Twój mąż niewiele bardziej może Cię skrzywdzić. Bardziej niż Ciebie krzywdzi jednak siebie, może tylko sobie jeszcze z tego nie zdawać sprawy.
Sumienie go jednak w końcu zapewne dogoni.
Ja również otaczam modlitwą