Amica pisze: ↑04 sie 2018, 18:47
Marcinie, już tu dostałeś odpowiedź na to pytanie, nawet na tej samej stronie wątku.
Zacytuję s żonę: "wg mnie narzucajac sie jej , stawiasz sie na przegranej pozycji ."
Będziesz pytał dopóty, dopóki dostaniesz odpowiedź zgodną z tym, co chcesz usłyszeć?
Ok - możliwość spotkania odrzuciła zdecydowanie. Gdzie istnieje i gdzie postawić cienką linię między nie narzucaniem się i wycofaniem a nie daniem o sobie zapomnieć? Na początku kryzysu na każde Nasze wspólne zdjęcie reagowała tak, jakby chciała zapomnieć.
Pavel pisze: ↑05 sie 2018, 0:06
Czerpiąc z własnego doświadczenia, odwieszenie się od żony i skupienie na sobie i pracy nad sobą były jednymi z kluczowych elementów umożliwiających ratowanie.
Najpierw bowiem trzeba uratować siebie, zbudować nowego siebie. Do tego potrzeba czasu i pracy oraz skupienia uwagi na sobie.
Wisząc na żonie nie da się skupić na sobie, jednocześnie ona nie ma ani spokoju ani przestrzeni na spokojne przemyślenie sprawy.
Cokolwiek się dzieje ze strony żony - w takich emocjach i na takim etapie kryzysu - łatwo popsuć bardziej relację, mimo najlepszych chęci. Ja przez pół roku chcąc desperacko ratować, psułem bardziej.
Pavel - masz chyba dużo racji. Przeczytałem na spokojnie swój temat od deski do deski. Wiem, że gdybym miał zacząć ten "kryzys" od nowa postąpiłbym na pewno inaczej w niektórych aspektach. Minął przeszło miesiąc od momentu jej wyprowadzki. Uważasz, że skoro podjęła decyzję i złożyła wniosek to dalej szargają Nią emocje? Przecież jak ktoś już składa pozew to raczej jest pewny i zdeterminowany, żeby osiągnąć swój cel jakim jest rozwód. Chciałeś naprawić przez pół roku kryzys, ratować a u mnie chyba całość włącznie ze sprawą rozwodową nie będzie tyle trwała...Moje obawy biorą się głównie z tego, że to idzie tak szybko, że boję się, że zabranie czasu.
krople rosy pisze: ↑05 sie 2018, 14:40
Myślę, że taka postawa Twoja jest optymalna: bez nachalności, nieustannego przypominania o sobie, upierdliwości.
Bez narzucania swojej osoby komuś kto tym bardziej ucieka im bardziej depczesz po piętach.
Subtelne sygnały typu: ,,kocham Cię żono'', ,,pragnę Cię mieć obok siebie'' , ,,dobranoc'' myślę, że nie są jakąś brutalną ingerencją wobec żony a zasygnalizowaniem, że kochasz i czekasz.
A czy na żonie to kiedykolwiek zrobi wrażenie w tym sensie, że zdecyduje się wrócić to gwarancji nie ma.
Jeżeli ktoś nie chce całkowicie kontaktu to nawet te subtelne sygnały nie wchodzą w grę, bo od razu dostaję komunikat zwrotny, że "pracujesz na to, żebym zmieniła numer" ...Odpuściłem całkowicie kontakt - odezwę się w rocznicę. Tak jak wspomniałem - żona ma klucze do mieszkania z informacją, że ją kocham mimo wszystko, tęsknię i szanuję. Na dzień dzisiejszy nie odesłała, nie oddała...
Czy zdecyduje się wrócić nie wiem i nie będę wyrokował - wiadomo, że w głębi duszy bardzo tego chcę ale kluczowym aspektem jest czas. Czy czas działa na moją korzyść ? Ciężko ocenić, bo z jednej strony można przemyśleć sprawę a z drugiej strony może być jej łatwiej się odciąć, zapomnieć...Czy można sobie wmówić obojętność do osoby którą się kochało, wmówić nienawiść ?
Amica pisze: ↑05 sie 2018, 17:28
Nie piszesz o doświadczeniach swoich, tylko o doświadczeniach swojego męża. Nie wiesz, jak to jest - iść z miłością do małżonka i usłyszeć: wyjdź, bo wezwę policję i oskarżę cię o nękanie.
Powiem Ci, że pomogła mi modlitwa w drodze do Niej i w drodze powrotnej. Przeżycie na tyle smutne, że liczyłem na to spotkanie. Z drugiej strony wyobrażam sobie miny i może śmiechy jej kolegów/koleżanek z pracy jak widzieli z 7-ego piętra jak odchodzę z pod pracy...Dużo pomógł mi wtedy wieczorem ten krótki filmik:
https://www.youtube.com/watch?v=FLfud2akMq4
Amica pisze: ↑05 sie 2018, 17:28
A co o ryzykowania i picia szampana... to wiesz - pisać takie zdanie w wątku hazardzisty? Marcin ryzykował od zawsze w swoim małżeństwie. Wyszedł na tym, jak wyszedł.
Zgadzam się z Tobą. Wychodzę jednak na prostą i małżeństwo traktuję jako całość złożoną z wielu etapów w życiu - złych, załamujących, smutnych ale i dobrych, dających nadzieję i radosnych. Jestem/jesteśmy z żoną teraz w takiej sytuacji poza " separacją" której Ona oczekiwała( ja pewnie od siebie podświadomie też) - podjęcie terapii, wsparcie rodziców, nie zostajemy sami z problemami, mamy wsparcie. Pytanie tylko czy ten "etap" nie przyszedł za późno...
Amica pisze: ↑05 sie 2018, 17:28
I zrozumiałam, że Bóg dopuszcza kryzys "po coś". Bo przecież on nigdy nie powstaje w sytuacji idealnej, musiało coś zgrzytać, coś nie pasować, coś źle działać. A więc najbezpieczniejsze, co możesz w tej chwili zrobić, to spróbować odpowiedzieć sobie na pytanie, co Bóg chce uleczyć w Tobie poprzez ten kryzys? Nie tylko w samym małżeństwie, ale w Tobie samym. No uzależnienie od hazardu, ok. Coś jeszcze?
1. Hazard - pierwsze primo najważniejsze
2. Podejście do dysponowania swoim czasem - w stosunku do żony, rodziny, pracy, obowiązków, rzeczy ważnych i mniej ważnych
3. Szczerość, prawda w związku
4. Pełnia życia - " wyciskanie" z każdego dnia ile się da...
5. Komunikacja w związku
acine pisze: ↑06 sie 2018, 17:20
nikt nie bierze takiego schematu ze w zwiazku Zepsutego sytuacja w malzenstwie sie mogla popsuc juz sporo temu i moze w jego malzenstwie jest kobieta z modelu myslenia ktory dziala mniej wiecej w taki sposob: - jestem z kims bo wydaje mi sie odpowiednia osoba do zalozenia rodziny a potem z czasem widzi ze chyba jednak ta osoba nie realziuje jej potrzeb i nie mowiac nic mu o tym albo w zly sposob ( czyli nie ma komunikacji potrzeb w odpowiedni sposob ) z czasem przechodzi do planu zmiany parnera wiec powoli szuka i rozglada sie
Na dzień dzisiejszy nie ma nikogo "3" w tej układance. U nas zawiodła komunikacja, szczera rozmowa...
Tulipanka pisze: ↑06 sie 2018, 17:37
czyzbys nie sądził ze ci to powie w twarz?
A moze chcesz dac rozwód i dotrzymac slowa?
Sądzę, że nie powiedziałaby tego w twarz. Na rozwód się nie zgodzę, dopóki nie ma nikogo (albo nie wiem) o kimś "3", dopóki nie porozmawiamy jak ludzie i nie usłyszę w oczy tego co na prawdę czuje. Szczera rozmowa.
Tulipanka pisze: ↑06 sie 2018, 17:37
oni TERAZ nie chca gadania.
jak cie czytam to mam wrazenie ze DUZO juz zostalo powiedziane, jakies obietnice niedotrzymane, a ty nadal chcesz mowic... a oni juz nie chca sluchac, przynajmniej na ten moment...
Oni wiedzą, że poszedłem na terapię, że chcę to uratować i naprawić błędy. Niestety nie wiem co do końca powiedziała im żona, bo żona nie chce żeby widzieli pozew rozwodowy itp itd...Taka tajemnica.
Amica pisze: ↑06 sie 2018, 20:13
Wiesz, na czym polega problem? Że Tobie się wydaje, że to Twoje "robienie" to jest naprawa związku. A wiesz, że czasami odsunięcie się, danie przestrzeni małżonkowi jest właśnie tym ratunkiem? I Ty nawet nie musisz zgadywać, bo żona jasno Ci to komunikuje (nieważne, że smsem, widocznie kontakt z Tobą ją boli i tak jest jej łatwiej. Słabe to czy nie - uszanuj to.)
Przykład: Jeśli żonę boli najbardziej to, że pominąłeś ją w swoich sprawach, nie zapytałeś jej o zdanie w kwestii kredytu, że ukrywałeś przed nią swoje uzależnienia, to np. kontaktując się z nią wbrew jej woli - robisz dokładnie cały czas to samo - nie liczysz się z jej zdaniem, robisz swoje, mimo jej próśb. Jak więc chcesz przekonać żonę, że nie zawiedziesz jej i zawsze będziesz się liczył z jej zdaniem, skoro właśnie pokazujesz, że nie liczy się jej zdanie, a jedynie Twoje? Nielogiczne.
Czy teraz rozumiesz, co chcę przekazać?
Rozumiem o co chodzi. Kontakt odpuściłem, wycofałem się, robię krok w tył i wcielam się w rolę obserwatora. Wewnętrznie obiecałem sobie, że przypomnę się w rocznicę. Dla Niej pewnie ta data już nie będzie mieć wtedy znaczenia a dla mnie tak.