Dwa_odcienie, zastanawiam się, jakiego rodzaju pomocy oczekujesz, z czym przyszłaś na to forum? A Ty to wiesz? Wiesz, o co Ci chodzi i czego chcesz?
Spójrz. Doprowadziłaś do rozwodu i wówczas dylematy pt. sakrament, przysięga nie były dla Ciebie istotne.
Po dwóch latach pytasz, czy masz prawo oczekiwać od małżonka, że kiedy powołasz się na Sakrament, to on przemyśli, wróci, zechce być z Tobą, zostawi dla Ciebie obecną partnerkę i dziecko.
Nie twierdzę, że to Ty jesteś sprawczynią tego, że Twój mąż żyje w niesakramentalnym związku, że poczęło się nowe życie - bo to był wybór Twojego męża. Ale przyznasz chyba, że mocno się do tego przyczyniłaś? Mąż chciał naprawiać, chciał terapii, nie chciał rozwodu.
W tej chwili - z niejasnych pobudek (bo niby sakrament, ale jednak żyjesz z kimś), usiłujesz znowu wpływać na życie innych ludzi, swojego męża, jego dziecka itd. Nie odpowiedziałaś na pytania innych: dlaczego - z nudów? Bo nowy związek okazał się nie taki, jak oczekiwałaś?
Nie wiem, czy masz prawo się naprzykrzać mężowi. Możliwe, że to jest Twój krzyż i Twoja odpowiedzialność, konsekwencja grzechu, w którym miałaś udział. Nie wiem tego. Może to przykre, co napiszę - z góry za to przepraszam, ale z Twoich rozważań może wynikać Twoja głęboka niedojrzałość do jakichkolwiek relacji, może warto więc sprawdzić, czy w dniu ślubu spełniałaś warunki do tego, by w sposób ważny przyjąć sakrament małżeństwa.
A jeśli źle oceniam Twoją sytuację, a Twoją prawdziwą szczerą motywacją jest Twój powrót do Boga, do sakramentów, miłość do męża, to jedyne, co mogłabyś zrobić, to po pierwsze natychmiast zakończyć definitywnie związek, w którym jesteś. Przygotować się do Spowiedzi Świętej, wyspowiadać się i postanowić poprawę życia i pozostanie w wierności mężowi. A potem po prostu żyć już w zgodzie z Bogiem, bez oczekiwania, że mąż coś postanowi.
Myślę, że on dowie się w swoim czasie, że jesteś sama i że żyjesz jako jego żona sakramentalna.Może kiedyś z tą wiedzą coś zrobi, może nie - ale to nie powinno być dla Ciebie w żaden sposób drogowskazem. Może ta opcja Cię przeraża, ale być może to jest Twoje zadośćuczynienie za wszystkie Twoje błędy? Szczerze mówiąc - nie widzę innej drogi, gdybyś chciała żyć uczciwie i zgodnie z Bożym Słowem.
Jeśli jednak nie zakładasz opcji: czekania na męża w samotności, bez naprzykrzania mu się, a sakrament uważasz za taki bacik, który ma przywołać męża do porządku, to lepiej odpuść, bo to oznacza, że te motywacje nie są właściwe, nie wynikają z wiary, a z czystego egoizmu i niedojrzałości. Takie jest moje zdanie. Pozdrawiam.