Re: Czy rozwód to jedyne wyjście?
: 28 paź 2018, 19:10
Paulek
Chciałeś coś napisać?
Chciałeś coś napisać?
Kryzys małżeński - rozwód czy ratowanie małżeństwa?
https://www.kryzys.org/
Zeby moc kiedys powtorzyc za sw Pawlem .. bieg , ukonczylem ,wiary ustrzeglem ....
Co by Ci zrobiła? Tak realnie?
Dokładnie tak. W takich zasadniczych sprawach jak rozwód i dobro dziecka nie można być bezwolnym. Masz dziecko, i co mu kiedyś powiesz, gdy zapyta dlaczego zgodziłeś się na rozwód?Pavel pisze: ↑07 lis 2018, 13:15 Ulegając szantażowi żony, rozzuchwalasz ją.
Jeżeli byłaby w stanie dążyć do swej groźby, może równie dobrze uczynić to również po uzyskaniu cywilnego rozwodu. Wg mnie oczekiwanie, że gdy dasz czego chce to w zamian ona nie spełni swoich gróźb, jest skrajnie naiwne.
Już sama taka groźba pokazuje na którym miejscu jest u niej dobro dziecka i Twoje miejsce w jego życiu wg niej.
Nie musiałeś. Za siebie swoje decyzje odpowiadasz Ty. Nie możesz zapobiec rozwodowi, ale nie musisz się na niego zgadzać.paulek pisze: ↑06 lis 2018, 19:31 I zostałem postawiony pod ścianą a raczej szantaż. Jak nie zgodzę się na rozwód to mnie zniszczy. Odbierze mi dziecko. Ogólnie jestem zdołowany. A wiem że dopięła by swego ma potężne środki finansowe czyli pomoc swoich rodziców. Musiałem się zgodzić i jest mi z tym źle.
Przeczytałem i dziękuję za tekst. Ale widzisz moja żona jest osobą która dopiero swego nawet po trupach. Dlatego musiałem zgodzić się na rozwód po to choćby aby mieć uregulowane sprawy z synem. Ja wiem ze bede odpowiedzialny za moją decyzję i nie zrzucam na nią. A co do Boga on wie kiedy przyjdzie czas na pewne rzeczy.Ukasz pisze: ↑10 lis 2018, 9:37Nie musiałeś. Za siebie swoje decyzje odpowiadasz Ty. Nie możesz zapobiec rozwodowi, ale nie musisz się na niego zgadzać.paulek pisze: ↑06 lis 2018, 19:31 I zostałem postawiony pod ścianą a raczej szantaż. Jak nie zgodzę się na rozwód to mnie zniszczy. Odbierze mi dziecko. Ogólnie jestem zdołowany. A wiem że dopięła by swego ma potężne środki finansowe czyli pomoc swoich rodziców. Musiałem się zgodzić i jest mi z tym źle.
Sam piszesz, że źle Ci z tym. To dlaczego wmawiasz sobie, że musiałeś? Czy to nie jest wejście w rolę ofiary? Ofiara cierpi, w swoim przekonaniu niewinnie, i jest bezwolna, nic nie musi robić. Ofierze jest źle, ale się w tym pławi, żeby nie podejmować wysiłku przemiany siebie.
Tu nie chodzi o daleką przyszłość, nawet nie o życie wieczne. Pierwszą stawką jest Twoja godność. Czy żona może ją zniszczyć? Może pozbawić Cię świadomości Twojej godności, jeśli Ty jej na to pozwolisz. I wygląda na to, że właśnie to nastąpiło. Skąd będziesz czerpał siły, jeśli zaprzesz się i siebie samego i Boga? Nie wmawiaj Sobie, że Bóg chce od Ciebie zgody na rozwód.
Jednocześnie udowadniasz żonie, że słusznie Tobą gardzi, nie musi się z Tobą liczyć. To kluczowy moment w Waszych relacjach. Jej amok kiedyś minie. To nie znaczy, że będzie chciała do Ciebie wrócić. Prawdopodobnie jednak nie raz jeszcze zapyta sama siebie, czy słusznie zrobiła, czy powinna wrócić. Czy jesteś mężczyzną, w którym może mieć oparcie w najtrudniejszych chwilach, gdy sama się zagubi. Jak teraz. Czy podejmując taką decyzję, ulegając jej szantażowi, jesteś oparciem? Możesz stać się nim kiedykolwiek?
Dużo pisałeś o Bogu, o Twojej wierze i relacji Bogiem. Teraz jest czas na Twój czyn,
Ona to ona, Ty to Ty. Każde z Was odpowiada za własne decyzje. Zrzucanie odpowiedzialności na drugą stronę jest kłamstwem.