Trafna diagnoza w jednym zdaniu.Aleksander pisze: ↑25 maja 2019, 11:11 Większość Twojego postu jest o mężu i o tym, co o nim sądzisz.
Ja również wchodziłem swego czasu w głowę żony... zastanawiając się, "co sądzi", "co ją boli" itd.
Z perspektywy - szkoda energii - a po drugie - często moje wyobrażenie co żona może mieć w głowie było po prostu błędne.
Dziękuję Aleksander, za sprowadzenie mnie na ziemię.
Dialog, dialog, dialog, dialog.... Jak nie poruszał jakiegoś tematu, to ja też tego nie robiłam, jak rzucał wymyślonymi oskarżeniami to stawiałam granicę, jak miał wątpliwości odnośnie czegoś, to mu tłumaczyłam, jak milczał to ja też milczałam....
Nie spodziewałam się, że jakaś rozmowa do niego tak trafi, że zmieni pod jej wpływem zdanie i przyleci z bukietem róż. Ale miałam nadzieję, że ruszy... cokolwiek... chociaż o centymetr. A on ciągle powtarza te same teksty, te same oskarżenia, nawet te, które już omówiliśmy, tak jakby te rozmowy nigdy się nie odbyły.
Niezależnie od tego, co zrobię, to i tak robię źle. Jak okazywałam swoje uczucia to mi udowadniał, że jestem furiatką i nie da się ze mną budować rodziny. Jak stonowanym tonem mówię mu, że coś mnie boli to udowadnia mi, że skoro nie okazuję uczuć to znaczy że wszystko co mówię jest jedną wielką manipulacją. Jak się nie narzucałam ze swoją opinią to traktował to jako przyzwolenie dla swoich decyzji. Jak zaczęłam swoją opinię sygnalizować to "bawię się w psychologa". Uznał, że mi nie ufa i już mi nigdy nie zaufa. Gdy spytałam go czy kiedykolwiek mnie przyłapał na kłamstwie i czy dałam mu podstawy do tego, aby mi nie ufał nie odpowiedział. Ale brak zaufania jest dla niego głównym czynnikiem dla którego nie będzie ratował małżeństwa.
Wniosek jest jeden: nie umiem rozmawiać z moim mężem. Znamy się 12 lat, a nagle to ja jestem źródłem wszystkich problemów, furiatką, manipulatorką a moje intencje nigdy nie były szczere.