Jak rozmawiać?

Refleksje, dzielenie się swoimi przeżyciami...

Moderator: Moderatorzy

CzysteŚwiatło
Posty: 120
Rejestracja: 22 wrz 2018, 13:53
Jestem: w trakcie rozwodu
Płeć: Kobieta

Re: Jak rozmawiać?

Post autor: CzysteŚwiatło »

Mój mąż znowu bawił się moimi uczuciami. Stwierdził, że ja go porzuciłam, ponieważ się wyprowadziłam, a gdybym została, to bym naprawiła nasze małżeństwo. Spytałam, czy chce, abyśmy razem z powrotem zamieszkali. On mi na to odpowiedział ze śmiechem: przecież i tak się nie wprowadzisz. Ja mu na to, że jeżeli od tego ma zależeć naprawa naszego małżeństwa, to z chęcią wrócę. On na to, już poważnym tonem, że jakbym się nie wyprowadzała, to by to coś zmieniło, ale teraz już jest za późno i on już nie chce mieszkać razem.
Próbowałam mu wyjaśnić, że to on mnie porzucił, w momencie, w którym mnie zdradził, a potem zadeklarował, że chce rozwodu. Zdenerwował się, a potem przerwał rozmowę.
Nie mam już na prawdę do niego siły...
"Panie, przepasz mnie i poprowadź gdzie ja nie chcę pójść"
Ukasz

Re: Jak rozmawiać?

Post autor: Ukasz »

Jak bym słyszał swoją żonę: to ja ją porzuciłem, ponieważ się wyprowadziłem, a gdybym został, to bym naprawił nasze małżeństwo. Wprowadziłem się z powrotem i okazało się, że jakbym się nie wyprowadził, to by to coś zmieniło, ale teraz już jest za późno i ona już nie chce żadnej więzi ze mną.
To ciekawe, że tak wiele schematów "myślenia" się powtarza.
Pustelnik

Re: Jak rozmawiać?

Post autor: Pustelnik »

CzysteŚwiatło pisze: 20 sty 2019, 20:46 Mój mąż znowu bawił się moimi uczuciami.
Trochę ... nie rozumiem.
Chodzi o to, że te rozmowy stanowià dużą trudność emocjonalną dla Ciebie ? Czy że po nich tracisz stabilność emocjonalną ? Jedno i drugie ?

Po mojemu to byłoby : prowokowanie , przekonywanie do nieprawdy , manipulowanie ?
Szukanie tego co dzieli ?
Jonasz

Re: Jak rozmawiać?

Post autor: Jonasz »

Pustelnik pisze: 21 sty 2019, 19:55 Po mojemu to byłoby : prowokowanie , przekonywanie do nieprawdy , manipulowanie ?
Szukanie tego co dzieli ?
No po mojemu jeszcze skoro mnie boli i nie mogę sobie z tym poradzić to ciebie tez będzie bolało, może zemsta?
Pustelnik

Re: Jak rozmawiać?

Post autor: Pustelnik »

Czyste Światło,
Może (w jakiejś częsci zapewne) Twoj mąż projektuje na Ciebie : niezadowolenie, krytykę względem ... samego siebie.
Ma takie "mechanizmy", uaktywniają mu się ... (?)
---
Przykład projekcji z innej "bajki" ( subiektywne łamanie Słowa NT): Obejrzyj film „O. Pelanowski. HEROD i nasze namiętności” w YouTube
https://youtu.be/NGqWyE1cne8
CzysteŚwiatło
Posty: 120
Rejestracja: 22 wrz 2018, 13:53
Jestem: w trakcie rozwodu
Płeć: Kobieta

Re: Jak rozmawiać?

Post autor: CzysteŚwiatło »

Pustelnik pisze: 21 sty 2019, 19:55
Trochę ... nie rozumiem.
Chodzi o to, że te rozmowy stanowià dużą trudność emocjonalną dla Ciebie ? Czy że po nich tracisz stabilność emocjonalną ? Jedno i drugie ?

Po mojemu to byłoby : prowokowanie , przekonywanie do nieprawdy , manipulowanie ?
Szukanie tego co dzieli ?
Nie chodzi o moje emocje. Z mojej perspektywy, to wygląda tak, że trochę sam prowokuje sytuacje, w których o niego zabiegam, tylko po to, aby mnie odrzucić. A potem wypomina jakąś jedną rzecz, której nie zrobiłam (np. nie przyjęcie jego wersji wydarzeń, które jest dla niego objawem braku zrozumienia jego osoby) - jako dowód, że nie robię wszystkiego, albo jakąś, którą zrobiłam, a jemu się nie podobała (np. zaproszenie go na kawę przy okazji załatwiania jakiejś sprawy) - jako dowód, że go zniechęcam do naszego małżeństwa.
Jonasz pisze: 21 sty 2019, 21:30
Pustelnik pisze: 21 sty 2019, 19:55 Po mojemu to byłoby : prowokowanie , przekonywanie do nieprawdy , manipulowanie ?
Szukanie tego co dzieli ?
No po mojemu jeszcze skoro mnie boli i nie mogę sobie z tym poradzić to ciebie tez będzie bolało, może zemsta?
Może zemsta. Może projekcja, jak mówi Pustelnik. Ale raczej myślę, że zagłuszanie własnego sumienia. Albo robienie "poduszki bezpieczeństwa" na wypadek, gdyby z kowalską nie wyszło. Walczy jak lew, aby mi udowodnić, że jego decyzja nie ma nic wspólnego z kowalską. W końcu, jeżeli przyznam mu rację, że są powody aby zakończyć małżeństwo to będzie mógł spać spokojnie. A i jak mu się nie uda nowe życie, to się inaczej wraca do żony, z którą "nie wyszło" a inaczej do żony, którą się zostawiło dla kochanki.

Nawet mi dzwonią w uszach jego słowa. Stwierdził, że możemy porozmawiać, ale on na razie nie jest gotowy. Więc spytałam go, kiedy będzie gotowy? Po orzeknięciu rozwodu? A on mi odpowiedział: co za różnica?
Ewidentnie nawet się nie liczy z tym, że po rozwodzie mogę nie mieć ochoty na niego patrzeć. Pomimo tego, że kiedyś mu powiedziałam, że dzień rozwodu będzie ostatnim, kiedy mnie zobaczy. Powinnam go w tym uświadomić? Że jest jakaś granica mojej tolerancji dla jego zachowania? Bo z mojego stawiania granic sobie nic nie robi.
"Panie, przepasz mnie i poprowadź gdzie ja nie chcę pójść"
Pustelnik

Re: Jak rozmawiać?

Post autor: Pustelnik »

CzysteŚwiatło pisze: 22 sty 2019, 15:44 Pomimo tego, że kiedyś mu powiedziałam, że dzień rozwodu będzie ostatnim, kiedy mnie zobaczy. Powinnam go w tym uświadomić? Że jest jakaś granica mojej tolerancji (...)
Powtarzanie czegoś (po parę razy), mówienie o granicach, nie jest jeszcze ... samym stawianiem granic i ich pilnowaniem ....
Tak myślę. Oczywiście warto przymyśleć i powiedzieć konkretnie (ale "to przemyślane", aby potem nie żałować ani ... "rakiem" nie wycofywać się ...)
tata999
Posty: 1173
Rejestracja: 29 wrz 2018, 13:43
Jestem: po rozwodzie
Płeć: Mężczyzna

Re: Jak rozmawiać?

Post autor: tata999 »

CzysteŚwiatło pisze: 22 sty 2019, 15:44 Nawet mi dzwonią w uszach jego słowa. Stwierdził, że możemy porozmawiać, ale on na razie nie jest gotowy. Więc spytałam go, kiedy będzie gotowy? Po orzeknięciu rozwodu? A on mi odpowiedział: co za różnica?
Ewidentnie nawet się nie liczy z tym, że po rozwodzie mogę nie mieć ochoty na niego patrzeć. Pomimo tego, że kiedyś mu powiedziałam, że dzień rozwodu będzie ostatnim, kiedy mnie zobaczy. Powinnam go w tym uświadomić? Że jest jakaś granica mojej tolerancji dla jego zachowania? Bo z mojego stawiania granic sobie nic nie robi.
Ja wyczuwam (i być może on też tak czuje), że nie postawilas prawdziwej granicy. Przetestował reakcję mówiąc, "co za różnica". Przy prawdziwej granicy, spodziewalbym się twojej reakcji jak, np. odpowiedź: "skoro tak mówisz (nie ma dla Ciebie różnicy), to faktycznie nie ma co zwlekać do orzeczenia rozwodu. Żegnam."
CzysteŚwiatło
Posty: 120
Rejestracja: 22 wrz 2018, 13:53
Jestem: w trakcie rozwodu
Płeć: Kobieta

Re: Jak rozmawiać?

Post autor: CzysteŚwiatło »

Pustelnik pisze: 22 sty 2019, 16:43 Powtarzanie czegoś (po parę razy), mówienie o granicach, nie jest jeszcze ... samym stawianiem granic i ich pilnowaniem ....
Tak myślę. Oczywiście warto przymyśleć i powiedzieć konkretnie (ale "to przemyślane", aby potem nie żałować ani ... "rakiem" nie wycofywać się ...)
Dziękuję.
Co ja bym bez Was zrobiła?
tata999 pisze: 22 sty 2019, 17:14 Ja wyczuwam (i być może on też tak czuje), że nie postawilas prawdziwej granicy. Przetestował reakcję mówiąc, "co za różnica". Przy prawdziwej granicy, spodziewalbym się twojej reakcji jak, np. odpowiedź: "skoro tak mówisz (nie ma dla Ciebie różnicy), to faktycznie nie ma co zwlekać do orzeczenia rozwodu. Żegnam."
Nie odebrałabym tej odpowiedzi jako testowanie mojej reakcji. Wydaje mi się, że on na prawdę tak uważa, że możemy sobie na spokojnie wszystko wyjaśnić jak już będzie "po wszystkim". Albo po prostu proponuje spotkanie w dalszej, nieokreślonej przyszłości pod rozprawę.

A jeżeli chodzi o mojego męża, to stawianie granicy w formie urywania rozmów lub ograniczanie kontaktu przynosi odwrotny skutek. Gdy to próbowałam zastosować odwiedził adwokata i złożył pozew, ponieważ uznał, że dla mnie nasze małżeństwo już jest zakończone.
"Panie, przepasz mnie i poprowadź gdzie ja nie chcę pójść"
rak
Posty: 995
Rejestracja: 30 wrz 2017, 13:41
Jestem: w kryzysie małżeńskim
Płeć: Mężczyzna

Re: Jak rozmawiać?

Post autor: rak »

Witaj ponownie Czyste Światło,

też myślę jak poprzednicy, że mąż nie bierze Twoich granic na poważnie. Dodatkowo podejrzewam, że sama nie bierzesz ich na poważnie, a on pewnie też to wyczuwa.
Możesz sama sobie odpowiedzić, czy jeśli zostanie orzeczony rozwód cywilny, a mąż będzie chciał wrócić, naprawdę się do niego nie będziesz odzywać?

Dodatkowo:
CzysteŚwiatło pisze: 22 sty 2019, 15:44 Ale raczej myślę, że zagłuszanie własnego sumienia. Albo robienie "poduszki bezpieczeństwa" na wypadek, gdyby z kowalską nie wyszło. Walczy jak lew, aby mi udowodnić, że jego decyzja nie ma nic wspólnego z kowalską. W końcu, jeżeli przyznam mu rację, że są powody aby zakończyć małżeństwo to będzie mógł spać spokojnie. A i jak mu się nie uda nowe życie, to się inaczej wraca do żony, z którą "nie wyszło" a inaczej do żony, którą się zostawiło dla kochanki.
Wiesz miałem podobne rozmowy z moją żoną. Myślę, że kluczowe jest rozdzielenie w nich dwóch rzeczy:
  • miłości od pożądania/napalenia/zauroczenia
  • miłości do drugiej strony vs. miłości do samego siebie
W tym pierwszym miłość utożsamia się z ciągłą, bądź znacznie odczuwalną górką emocjonalną, a jak jej czasami, bądź okresowo brakuje to poszukuje się nowej osoby, która mogłaby ją zapewnić. Nie twierdzę bynajmniej, że w miłości nie należy dbać o dobre emocje i podsycać ognia namiętności, bardziej chodzi mi o motywację osoby, która oczekuje tego, a z jakiś powodów nie dostaje.
Czasem wychodzi też tutaj strach przed stabilnością (uzależnienie się od huśtawek emocjonalnych w domu rodzinnym), która siłą rzeczy oznacza zmniejszenie emplitudy emocji - organizm nie jest w stanie ciąglę poddawać się burzy emocji.
Dodatkowo trzeba uczciwie przyznać (ja przynajmniej tak robię ;) ), że atrakcyjne osoby wzbudzają jakieś przyciąganie, emocje, i to też jest naturalne, ale co z nimi zrobimy jest już naszą odpowiedzialnością, a nie bezmyślną konsekwencją tych emocji....

Drugie jest trochę powiązane. Moim zdaniem miłości drugiej osobie nie można dawać, jeśli najpierw nie czuje się miłości i akceptacji samego siebie. W przeciwnym razie ta "miłość" służy zaspokajaniu swoich deficytów, które wcześniej czy później (nawet po nastu latach) mogą zacząć wychodzić i siać spustoszenie. W tym przypadku drugą osobę można traktować jako zabawkę (takiego misia przytulankę), który dopóki zaspokaja nasze potrzeby i braki, to jest najlepszy na świecie, ale w czasie kiedy już się znudzi, lub nowe potrzeby wyjdą na światło dzienne, to niemal bez skrupułów można go odrzucić w kąt dla innej na dany moment b. atrakcyjnej zabawki. Brakuje tutaj szacunku dla drugiej strony (przecież jak zabawka to ma mi służyć:shock:) i przyjętych przez samego siebie zobowiązań, liczy się tylko to czego ja na dany moment chcę, a nie czego druga strona ode mnie potrzebuje. Nie jest to moim zdaniem miłość - służenie małżonki i małżeństwu, ale ratowanie samego siebie, przy uczuciu, że z jakiegoś powodu się tonie, a nie nauczyło się jeszcze pływać. Nie można ofiarować innemu, czego się samemu nie ma, a dróg do zaspokojenia swoich deficytów jest b. wiele ...

To oczywiście moje zdanie (znaczna część wynika z moich rozmów ze ślubną), ale rozmawianie na takie tematy w trakcie zauroczenia to trochę jak walka z wiatrakami (choć z osobistego doświadczenia coś tam przenika). Przekonania zazwyczaj zostały zakorzenione dużo wcześniej i mimo pozorów dość mocno się tam trzymają, tak samo jak trzymały się mocno wiele lat wcześniej, z jakiegoś powodu TO JEDNAK MY nie mogliśmy, bądź nie chcieliśmy tego zauważyć...
Nieważne jest, gdzie jesteś, ale wszędzie tam, gdzie przyjdzie ci się znaleźć, ważne jest, jak żyjesz - Henri J.M.Nouwen
CzysteŚwiatło
Posty: 120
Rejestracja: 22 wrz 2018, 13:53
Jestem: w trakcie rozwodu
Płeć: Kobieta

Re: Jak rozmawiać?

Post autor: CzysteŚwiatło »

rak pisze: 23 sty 2019, 11:02 też myślę jak poprzednicy, że mąż nie bierze Twoich granic na poważnie. Dodatkowo podejrzewam, że sama nie bierzesz ich na poważnie, a on pewnie też to wyczuwa.
Możesz sama sobie odpowiedzić, czy jeśli zostanie orzeczony rozwód cywilny, a mąż będzie chciał wrócić, naprawdę się do niego nie będziesz odzywać?
Generalnie ciężko jest stawiać granice w kwestiach przyszłości. Bądź co bądź.... nawet sama nie wiem, czy będę miała siłę i ochotę na utrzymywanie kontaktu.
Raczej o tym, że się więcej nie zobaczymy mówiłam w zupełnie innym kontekście. Jeżeli mój mąż wyjedzie na drugi koniec świata do kowalskiej.... to co mnie tutaj trzyma?
rak pisze: 23 sty 2019, 11:02 Wiesz miałem podobne rozmowy z moją żoną. Myślę, że kluczowe jest rozdzielenie w nich dwóch rzeczy:
  • miłości od pożądania/napalenia/zauroczenia
  • miłości do drugiej strony vs. miłości do samego siebie
W tym pierwszym miłość utożsamia się z ciągłą, bądź znacznie odczuwalną górką emocjonalną, a jak jej czasami, bądź okresowo brakuje to poszukuje się nowej osoby, która mogłaby ją zapewnić. Nie twierdzę bynajmniej, że w miłości nie należy dbać o dobre emocje i podsycać ognia namiętności, bardziej chodzi mi o motywację osoby, która oczekuje tego, a z jakiś powodów nie dostaje.
Czasem wychodzi też tutaj strach przed stabilnością (uzależnienie się od huśtawek emocjonalnych w domu rodzinnym), która siłą rzeczy oznacza zmniejszenie emplitudy emocji - organizm nie jest w stanie ciąglę poddawać się burzy emocji.
Dodatkowo trzeba uczciwie przyznać (ja przynajmniej tak robię ;) ), że atrakcyjne osoby wzbudzają jakieś przyciąganie, emocje, i to też jest naturalne, ale co z nimi zrobimy jest już naszą odpowiedzialnością, a nie bezmyślną konsekwencją tych emocji....

Drugie jest trochę powiązane. Moim zdaniem miłości drugiej osobie nie można dawać, jeśli najpierw nie czuje się miłości i akceptacji samego siebie. W przeciwnym razie ta "miłość" służy zaspokajaniu swoich deficytów, które wcześniej czy później (nawet po nastu latach) mogą zacząć wychodzić i siać spustoszenie. W tym przypadku drugą osobę można traktować jako zabawkę (takiego misia przytulankę), który dopóki zaspokaja nasze potrzeby i braki, to jest najlepszy na świecie, ale w czasie kiedy już się znudzi, lub nowe potrzeby wyjdą na światło dzienne, to niemal bez skrupułów można go odrzucić w kąt dla innej na dany moment b. atrakcyjnej zabawki. Brakuje tutaj szacunku dla drugiej strony (przecież jak zabawka to ma mi służyć:shock:) i przyjętych przez samego siebie zobowiązań, liczy się tylko to czego ja na dany moment chcę, a nie czego druga strona ode mnie potrzebuje. Nie jest to moim zdaniem miłość - służenie małżonki i małżeństwu, ale ratowanie samego siebie, przy uczuciu, że z jakiegoś powodu się tonie, a nie nauczyło się jeszcze pływać. Nie można ofiarować innemu, czego się samemu nie ma, a dróg do zaspokojenia swoich deficytów jest b. wiele ...

To oczywiście moje zdanie (znaczna część wynika z moich rozmów ze ślubną), ale rozmawianie na takie tematy w trakcie zauroczenia to trochę jak walka z wiatrakami (choć z osobistego doświadczenia coś tam przenika). Przekonania zazwyczaj zostały zakorzenione dużo wcześniej i mimo pozorów dość mocno się tam trzymają, tak samo jak trzymały się mocno wiele lat wcześniej, z jakiegoś powodu TO JEDNAK MY nie mogliśmy, bądź nie chcieliśmy tego zauważyć...
Masz dużo racji. Ciężko mi zdiagnozować, które z tych dwóch można by przypisać do mojego Lubego. Ale raczej stawiam na to drugie.

Z tym niezauważaniem jest dosyć skomplikowana sprawa. Bo ciężko zauważyć, że coś jest źle, jeżeli się przeżywa miesiąc miodowy- a tak to u nas wyglądało. Wszystko się potoczyło w przeciągu miesiąca.

Strasznie trudna jest rozmowa z nim, ponieważ on każde moje utwierdzenie w tym, że robi źle, odbiera jako atak.
Żeby była jasność: utwierdzanie w złym, nie sprowadza się do oskarżania go o cokolwiek. Po prostu nazywam rzeczy po imieniu i nie pozwalam ich zamieść pod dywan (choć zaproponowałam mu wprost, że możemy odsunąć temat romansu na jakiś czas na bok, jeżeli nie chce o tym teraz rozmawiać). Nie pozwalam mu urywać kontaktu, ponieważ on wykorzystuje to, aby się niezauważalnie oddalić. Więc w czasie, gdy się nie odzywa wysyłam mu krótkiego maila co jakiś czas. Wszystko w takiej formie, że gdyby chciał urwać ten kontakt zupełnie - może to zrobić. Już nawet staram się tak konstruować maile, aby nie było w nich żadnej ewidentnej zachęty do kontynuowania dialogu. Staram się tłumaczyć, skąd się biorą konkretne moje kroki, proponuję ciągle jakieś nowe rozwiązania dla jego oskarżeń... No ale jak mówisz: walka z wiatrakami.
Choć powiem szczerze, że widzę już pierwsze owoce. Mam tylko nadzieję, że nie ostatnie.
Już przyznał, że rzeczywiście mógł to inaczej rozegrać, raz nawet powiedział coś, co można by sparafrazować jako "mówisz w kółko jak cię zraniłem, tak jakbym tego nie wiedział".
No ale tu już pomoże tylko cud.
"Panie, przepasz mnie i poprowadź gdzie ja nie chcę pójść"
CzysteŚwiatło
Posty: 120
Rejestracja: 22 wrz 2018, 13:53
Jestem: w trakcie rozwodu
Płeć: Kobieta

Re: Jak rozmawiać?

Post autor: CzysteŚwiatło »

Mój mąż ostatnio zaczął poruszać temat wspólnego mieszkania. Skorzystałam z tej okazji, oraz z faktu, że oficjalnie pozwu nie otrzymałam i podjęłam temat. Obiecałam mu, że o tym porozmawiamy. Ale nie powiedziałam, że przyjdę porozmawiać w cztery oczy. Przyszłam więc po raz pierwszy od mojej wyprowadzki z niezapowiedzianą wizytą.
I tak oto poznałam się z kowalską.
"Panie, przepasz mnie i poprowadź gdzie ja nie chcę pójść"
Awatar użytkownika
Nirwanna
Posty: 13350
Rejestracja: 11 gru 2016, 22:54
Jestem: po rozwodzie
Płeć: Kobieta

Re: Jak rozmawiać?

Post autor: Nirwanna »

CzŚ, jak się czujesz?
Nie żyje się, nie kocha się, nie umiera się - na próbę
Jan Paweł II
tata999
Posty: 1173
Rejestracja: 29 wrz 2018, 13:43
Jestem: po rozwodzie
Płeć: Mężczyzna

Re: Jak rozmawiać?

Post autor: tata999 »

CzysteŚwiatło pisze: 30 sty 2019, 1:28 Mój mąż ostatnio zaczął poruszać temat wspólnego mieszkania. Skorzystałam z tej okazji, oraz z faktu, że oficjalnie pozwu nie otrzymałam i podjęłam temat. Obiecałam mu, że o tym porozmawiamy. Ale nie powiedziałam, że przyjdę porozmawiać w cztery oczy. Przyszłam więc po raz pierwszy od mojej wyprowadzki z niezapowiedzianą wizytą.
I tak oto poznałam się z kowalską.
Skoro tu jesteś to znaczy, że masz silny kręgosłup moralny i wytrwasz wiele. Z mojego doświadczenia wiem, że nie warto zamykać się w sobie. Wręcz przeciwnie, nic nie ukrywać, rozmawiać z innymi (w rodzinie, a nawet w pracy) o wszystkim otwarcie. W mężu nie masz oparcia, ale w innych na pewno znajdziesz. Dowiesz się też, jak wiele osób miało podobne problemy. Otrzymasz wsparcie, pomoc. Dookoła jest pełno wspaniałych ludzi.
Pustelnik

Re: Jak rozmawiać?

Post autor: Pustelnik »

CzysteŚwiatło pisze: 30 sty 2019, 1:28 I tak oto poznałam się z kowalską.
Tak, to są (zazwyczaj ?) "hardcorowe" spotkania.
Zewnętrznie i ... wewnętrznie.
Pamiętam swoje pytanie :-) : "Kim jest dla Ciebie moja żona ?"
;)
Pozdr.
ODPOWIEDZ