Jak rozmawiać?

Refleksje, dzielenie się swoimi przeżyciami...

Moderator: Moderatorzy

Łezka
Posty: 37
Rejestracja: 22 paź 2018, 18:28
Płeć: Kobieta

Re: Jak rozmawiać?

Post autor: Łezka »

CzysteSwiatlo bardzo mi przykro. :( ja coś czuję, że niedługo będę w podobnej sytuacji. Staram się o tym nie myśleć, znajduje sobie zajęcia.... Niestety z tego co się dowiedziałam mój Tesciu zaczyna usprawiedliwiać zdradę własnego syna... No i jakoś muszę sobie żyć dalej z tymi informacjami. Rozczarowałam się strasznie... :( Bo niby rodzina bardzo wierząca.. Dzisiaj znowu widzę się z mężem. Jutro św. Mikołaja więc czekam na "super prezent" :( Trzymaj się!!!
Smutek
Posty: 302
Rejestracja: 18 lut 2018, 7:29
Płeć: Kobieta

Re: Jak rozmawiać?

Post autor: Smutek »

Łezko
Moja teściowa jest "oburzona" tym, że kocham męża i nie zgadzam się na rozwód...
Chociaż, skoro taka mądra to dziwię się, że nie wie, że moja "niezgoda" w naszej sytuacji (nie mamy dzieci), nie jest do rozwodu żadną przeszkodą, niestety...
A na początku tak bardzo mnie wspierali...
Przytulam.
CzysteŚwiatło
Posty: 120
Rejestracja: 22 wrz 2018, 13:53
Jestem: w trakcie rozwodu
Płeć: Kobieta

Re: Jak rozmawiać?

Post autor: CzysteŚwiatło »

Powiem Wam szczerze, że strasznie mnie załamała ta wiadomość o likwidacji numeru. Wpadłam w straszną histerię. A że akurat byłam w pracy, to moja reakcja spowodowała, że koleżanki nie chciały mnie do niczego dopuścić. Trwałam w tej histerii przez prawie resztę dnia. Aż w końcu doszłam do wniosku, że to jest strasznie głupie. Bo to i tak nie popycha sprawy ani w jedną ani w drugą stronę. Mój mąż i tak musi się do mnie kiedyś odezwać (ciągle mam klucze do naszego mieszkania), a właściwie jego postępowanie jest całkiem racjonalne. Pewnie na jego miejscu też bym zlikwidowała prywatny numer, skoro i tak z niego nie korzysta (na służbowym jestem zablokowana). I wiecie co? Wstałam następnego dnia i okazało się, że świat się nie zawalił. Ani dzień później. Ani dwa dni później. On i tak szuka pretekstu do wycofania się. I nawet jak go nie ma, to wymyśla jakiś na siłę. I ja nie mam władzy uświadomienia go w tym, że tego pretekstu nie ma. Strasznie mnie boli ta moja bezsilność wobec całej sytuacji. Boli mnie to, że niezależnie od tego, co powiem przed sądem, i tak już znam wyrok. Boli mnie to, że mój mąż żyje w grzechu. Boli mnie to, że może się kompletnie stoczyć i pogrążyć (w końcu praktycznie nie zna tej kobiety) a mnie przy nim nie będzie. Boli mnie to, że nawet nie potrafi odejść z klasą i się mną bawi. Boli mnie to, że uważa, że ma prawo do swojego wyimaginowanego szczęścia moim kosztem, a ja mam obowiązek mu to w pełni umożliwić i dać swoje błogosławieństwo. Boli mnie to, że skupia się na sobie, na swoim cierpieniu a zapomina zupełnie o moich uczuciach i potrafi mnie oskarżać, że w tej całej sytuacji bezczelnie myślę o sobie i swoim bólu. Boli mnie to, że usprawiedliwia swoją zdradę moimi błędami w naszym wspólnym życiu, chociaż tak na prawdę nie potrafi żadnych konkretnych wskazać. Bardzo bym chciała, aby się to już skończyło... Jezu, Ty się tym zajmij.
"Panie, przepasz mnie i poprowadź gdzie ja nie chcę pójść"
krople rosy

Re: Jak rozmawiać?

Post autor: krople rosy »

CzysteŚwiatło pisze: 08 gru 2018, 9:27 Powiem Wam szczerze, że strasznie mnie załamała ta wiadomość o likwidacji numeru. Wpadłam w straszną histerię. A że akurat
Ale dlaczego? Przecież wyraziłas się jasno że nie chcesz żadnego z nim kontaktu.
Na początku ubodlo pewnie to jego męską dumę i działał jeszcze pod wpływem emocji ale po czasie postanowił uszanować Twoją wolę. Tak jak Ty jego...Z kochanką.
Ciebie ubodlo....jego ubodlo....ogólnie widzę sporo działania w złośliwości po obydwu stronach.
Złośliwość, chęć dominacji i odwetu rodzą się w obliczu doznanej krzywdy i upokorzenia. ...Tak reaguję człowiek. ..tyle że czesto w tym amoku robi się coś czego się tak naprawdę nie chce....Ale żądza odwetu albo sprowokowania czy wymuszenia pewnych reakcji jest silniejsza i niestety dolewa oliwy do ognia którego nie można zatrzymać.
I wzajemna do siebie niechęć rośnie. ...walka trwa.
CzysteŚwiatło
Posty: 120
Rejestracja: 22 wrz 2018, 13:53
Jestem: w trakcie rozwodu
Płeć: Kobieta

Re: Jak rozmawiać?

Post autor: CzysteŚwiatło »

Krople rosy, masz dużo racji. Sama nie wiem czemu mnie to tak zabolało. Może trochę naiwnie wierzyłam, że w ten sposób wyleję mu kubeł zimnej wody na głowę. Choć rzeczywiście dużo złośliwości pojawia się w nas obojgu. I to mnie boli. Ale prawda jest taka, że mój mąż poczuł się zbyt pewnie w tej sytuacji i zaczął sobie na zbyt dużo pozwalać. To jak on mnie zranił, zupełnie bez powodu, czasem mnie wyprowadzało z równowagi. Chwilami się szczerze zastanawiam, czy chcę walczyć o to małżeństwo. W ciągu 3 miesięcy usłyszałam od niego więcej przykrości niż w ciągu całych 12 lat razem wziętych. Przeraża mnie to, że nie potrafimy normalnie ze sobą porozmawiać. A to dopiero początek... Chciałabym to naprawić, niczego więcej nie chcę od życia. Ale te rany już teraz są takie głębokie, że nie wiem ile jest w tym sensu.... I tak się to ciągnie. Albo rozmawiamy ze sobą jak dwoje obcych ludzi - i tylko wtedy możemy rozmawiać normalnie, albo ja wyciągam w jego stronę jakiś przypływ ciepła, o on korzysta by mnie zranić - awantura gotowa. Tak źle i tak niedobrze.
"Panie, przepasz mnie i poprowadź gdzie ja nie chcę pójść"
krople rosy

Re: Jak rozmawiać?

Post autor: krople rosy »

CzysteŚwiatło pisze: 08 gru 2018, 18:31 Krople rosy, masz dużo racji. Sama nie wiem czemu mnie to tak zabolało.
Może dlatego że dotarło do Ciebie że straciłaś kontrolę w tym momencie nad sytuacją....?.....że w jakiś sposób miałaś wpływ na coś ....?
Urwanie kontaktu nie jest dobrym zwiastunem dlatego warto studzić emocje i stawiać kroki w miarę spokojnie bo czasem działanie nieprzemyślane a podszyte tylko chęcią dowalenia i zranienia jest ostatnim gwoździem do trumny. Wtedy okazuje się że pewnych sytuacji i zdarzeń się już nie cofnie.
CzysteŚwiatło pisze: 08 gru 2018, 18:31 Może trochę naiwnie wierzyłam, że w ten sposób wyleję mu kubeł zimnej wody na głowę. C
Tak, kobiecie się często wydaje, ze gdy huknie, tupnie, postawi pod ścianą , powie coś czy zrobi co kompletnie nie współgra z tym co naprawdę czuje i chce to się mężczyzna zreflektuje (czyli czasem się zgadza, że gdy kobieta mówi: tak- to znaczy to nie) , wszystko zrozumie i przyzna rację. Nie jest tak bo męzczyzna nie lubi być stawiany pod scianą a jego nawrócenie czy zawrócenie ze złej czy błędnej drogi jest owocem głębokiego zrozumienia i poznania rzeczy. I musi być przekonany co do tego że warto wrócić.
Poza tym, pewne kobiece zachowania może odbierać jako ,,nie zależy jej....nie chce nic zmieniać...chce rozejscia się...''.
CzysteŚwiatło pisze: 08 gru 2018, 18:31 Przeraża mnie to, że nie potrafimy normalnie ze sobą porozmawiać.
No bo może żadne z Was nie jest przed sobą do końca szczere i ukrywa się za krzykami, atakami, wzajemnym obwinianiem się.....
CzysteŚwiatło
Posty: 120
Rejestracja: 22 wrz 2018, 13:53
Jestem: w trakcie rozwodu
Płeć: Kobieta

Re: Jak rozmawiać?

Post autor: CzysteŚwiatło »

Krople rosy, masz bardzo dużo racji, ale odnośnie tej złośliwości. Tylko że to jest coś, co zawsze prowokuje mój mąż, a ja nie jestem w stanie go w żaden sposób zatrzymać. Mogę zapanować tylko nad swoją odpowiedzią, a przecież też jestem tylko człowiekiem, do tego potwornie zranionym i nie mam władzy nad własnymi uczuciami.
Jeśli zaś chodzi o całą resztę, to nie mogę się z Tobą w pełni zgodzić. Mój mąż w swoim postępowaniu dążył do tego, aby mieć dwie kobiety jednocześnie. Kowalską, z którą mógłby zacząć nowe życie, i mnie, która by wiernie czekała na wypadek, gdyby z kowalską nie wyszło. Swoje działania oparł na stwierdzeniu (i wprost mi to powiedział), że przecież i tak mu wybaczę i będę czekać. I czekanie z otwartymi ramionami i namawianie go do skorzystania z mojego oparcia skutkowało tym, że utwierdzał się w swojej pozycji i tracił do mnie szacunek. I tu pojawia się pytanie- czy ja chcę takiego męża? Chcę spędzić resztę życia z kimś, kto mnie traktował jak psa i wrócił do mnie tylko dlatego, że z kowalską nie wyszło? W sytuacjach, w których mąż się waha, zastanawia i dręczą go myśli to droga, którą proponujesz jest bardzo dobrym rozwiązaniem. Ale w sytuacji, w której mój mąż uważa, że ma pełną władzę nade mną i jej stanowczo nadużywa? No nie za bardzo.... Uwierz mi, że ja w tym wątku nie napisałam nawet połowy tego, co od niego usłyszałam. A on nawet rozwód potrafił uargumentować tym, że nie chce ze mną być, ponieważ jestem "niezbyt ładna". Jaki jest cel w budowaniu takiego małżeństwa? Już do końca będę jego workiem treningowym? On nawet mi potrafił zarzucić, że w obliczu jego zdrady i rozwodu skupiam się egoistycznie na sobie zamiast się nad nim użalać, bo przecież to on jest ten pokrzywdzony, który jedyne co chce, to własnego szczęścia, a jakiś błąd z młodości mu nie chce tego umożliwić. To już jest sytuacja, w której nadstawianie drugiego policzka nic nie daje. On nie jest wrażliwy nawet na moje cierpienie (gdy próbowałam mu opowiedzieć o tym, jak się czuję z jego zdradą, on śmiał mi się w twarz. Serio, uśmiech mu z ust nie schodził), więc czemu miałby nagle zacząć reagować na moje ciepło i miłość? Fakt, w wielu kwestiach działam impulsywnie i w emocjach, i wielu decyzji żałuję. Ja wcale nie chcę żyć w zupełnej izolacji od niego. Ale prawda jest taka: ja mu dałam wybór. On mógł go podjąć w dniu rozwodu. Mógł mi powiedzieć, że owszem, widzi się w najbliższym czasie z kowalską, ale nie chce aby to był koniec naszej znajomości. Mógł negocjować warunki tego wyboru. A on nie dał sobie nawet jednego dnia na zastanowienie. Podjął decyzje w przeciągu 30 minut. Więc czy można tu mówić o mojej wyłącznej winie? Bo pomijając fakt, że zrobiłam coś potwornego, to on znowu próbował się mną zabawić. Czy moja decyzja popchnęła go do rozwodu? Może się mylę, ale moim zdaniem nie. On i tak szukał do niego pretekstu. I zawsze go znajdywał. Nawet jeśli pretekstem miał być mój domniemany brak urody.
Szczerze- jeśli będzie chciał uznać, że nie ma dla niego drogi powrotu do mnie, to niezależnie od tego co powiem i co zrobię - tak uzna. Zresztą, to też już kiedyś zrobił (gdy proponował mi, abym się wprowadziła z powrotem, ja go spytałam, czy on widzi szansę naprawy dla naszego małżeństwa, a on krzyknął: "czemu niby nagle ty chcesz wszystko naprawiać", tak, jakby pierwszy raz o tym słyszał). Kanał powrotny będzie miał zawsze otwarty. I jak będzie chciał go znaleźć, to go znajdzie. Znam go na tyle, że tego akurat mogę być pewna. Tylko, że to jest główny problem - on nie chce. I ja w tej kwestii nie mam nic do powiedzenia.
"Panie, przepasz mnie i poprowadź gdzie ja nie chcę pójść"
krople rosy

Re: Jak rozmawiać?

Post autor: krople rosy »

CzysteŚwiatło pisze: 09 gru 2018, 8:45 Mój mąż w swoim postępowaniu dążył do tego, aby mieć dwie kobiety jednocześnie. Kowalską, z którą mógłby zacząć nowe życie, i mnie, która by wiernie czekała na wypadek, gdyby z kowalską nie wyszło. Swoje działania oparł na stwierdzeniu (i wprost mi to powiedział), że przecież i tak mu wybaczę i będę czekać. I czekanie z otwartymi ramionami i namawianie go do skorzystania z mojego oparcia skutkowało tym, że utwierdzał się w swojej pozycji i tracił do mnie szacunek. I tu pojawia się pytanie- czy ja chcę takiego męża?
CzysteŚwiatło pisze: 09 gru 2018, 8:45 Ale prawda jest taka: ja mu dałam wybór. On mógł go podjąć w dniu rozwodu. Mógł mi powiedzieć, że owszem, widzi się w najbliższym czasie z kowalską, ale nie chce aby to był koniec naszej znajomości. Mógł negocjować warunki tego wyboru.
CS z jednej strony nie akceptujesz takiego wyboru męża który ciagnie dwie sroki za ogon dla własnej wygody a z drugiej gdy każesz mu wybierać: ja albo kowalska ( i jesli kowalska to już cię wiecej na oczy nie zobaczy) i on wybiera tę drugą to odcinasz się od niego (co jest dla mnie zrozumiałe) , po czym jednak oczekujesz (gdy omąż odciąć kontakt z Tobą) że mógł jednak negocjować warunki wyboru i nie urywać z Tobą kontaktu.
To czego chcesz tak naparwdę? Bo są pewne niekonsekwencje z Twojej strony i wahania . Działasz na tenczcas emocjonalnie i wcale mnie to nie dziwi biorąc pod uwagę Twoją sytuację jednak warto się uspokoić by sobie wszystko logicznie poukładać w głowie: czego chcę? gdzie jest moja granica wytrzymałości i tolerancji? czego nie zaakceptuję za żadne skarby?
Z jednej strony chcesz pokazać swoją siłę, niezależność ,stanowczość (wybieraj mezu: ja albo kowalska) , z drugiej zaraz po tym proponujesz wspólne święta mężowi.
CzysteŚwiatło pisze: 09 gru 2018, 8:45 W sytuacjach, w których mąż się waha, zastanawia i dręczą go myśli to droga, którą proponujesz jest bardzo dobrym rozwiązaniem.
Ja nie proponuję żadnej drogi gdyż na tym etapie Waszej relacji trudno cokolwiek doradzić gdyż jak sama zauwazyłaś dość daleko sparwy już zaszły. Rzucałam po prostu luźne myśli jak to mogło być między Wami gdy byliscie razem. Pewne zachowania i rekacje w małzenstwie są standardowe.
CzysteŚwiatło pisze: 09 gru 2018, 8:45 . Więc czy można tu mówić o mojej wyłącznej winie?
A kto mówi o Twoje wyłącznej winie?
CzysteŚwiatło pisze: 09 gru 2018, 8:45 Bo pomijając fakt, że zrobiłam coś potwornego
Co takiego potwornego zrobiłaś?
CzysteŚwiatło pisze: 09 gru 2018, 8:45 On nie jest wrażliwy nawet na moje cierpienie (gdy próbowałam mu opowiedzieć o tym, jak się czuję z jego zdradą, on śmiał mi się w twarz. Serio, uśmiech mu z ust nie schodził
Stało się coś z Twojej strony że mąż na Twoją krzywdę reaguje smiechem?
CzysteŚwiatło
Posty: 120
Rejestracja: 22 wrz 2018, 13:53
Jestem: w trakcie rozwodu
Płeć: Kobieta

Re: Jak rozmawiać?

Post autor: CzysteŚwiatło »

Myślę, że zbyt dużo niedopowiedzeń po sobie zostawiam. Chociaż staram się jak mogę, aby przelać swoje myśli tutaj, to i tak efekt jest różny. Więc spieszę z tłumaczeniem. W moim zachowaniu jest bardzo dużo emocji, ale staram się jak mogę aby je zdławić, a przynajmniej, aby ich nie wyczuł mój mąż. Więc ile mogę, tyle daję z siebie aby być rozsądną i konsekwentna, a to co tutaj wypisuję, to jest moja emocjonalna odskocznia. Gdybym poszła za tymi emocjami to bym zrobiła nam obojgu ogromną krzywdę. Jednego dnia chcę go prosić na kolanach aby wrócił, a drugiego mam ochotę mu wyrzucić wszystko co mi leży na sercu razem z wieloma inwektywami. Ale to donikąd nie prowadzi.
Jeżeli mamy się rozstać, to chciałabym aby to się odbyło w zgodzie, bez awantur i byśmy utrzymali przyjazne relacje. Ale zauważyłam, że takie podejście jest dla mojego męża kompletnym rozgrzeszeniem. A nawet zaczął mnie obwiniać za cały nasz kryzys. Bo tak rozumuje- "jeśli żona się na taką sytuację zgadza, to znaczy że wszystko jest w porządku, a nawet ma coś na sumieniu." A przecież tak nie jest. Więc mam do wyboru albo się zgodzić na takie podejście albo urwać kontakt z nim. Półśrodków nie ma, bo nie potrafię utrzymywać z nim asertywnego kontaktu. I to jest trudny wybór, więc postawiłam go pod ścianą i pozwoliłam, aby on go podjął za mnie. I to jest ta straszalna rzecz, jaką miałam na myśli- ja wcale nie chcę takiego rozwiązania, ale na zdrowy rozum, to jest najlepsze co mi się na dzień dzisiejszy udało wymyślić. Bo nie ma tu żadnych dobrych rozwiązań, a jakieś trzeba podjąć. I chyba ta bezradność mnie boli najbardziej.
Ta cała sytuacja mi przypomina jeden midrasz, o tym, jak Abraham wziął Izaaka na górę, aby go złożyć w ofierze Bogu. Powszechnie uważało się, że jeżeli zwierzę składane w ofierze odczuwa strach, to nie jest to ofiarą przyjęta przez Boga. Więc Izaak powiedział Abrahamowi: "zwiąż mnie mocno, mój ojcze, bym z lęku nie zaczął się opierać, bo nieważna będzie twoja ofiarą i oboje będziemy odrzuceni przez Boga". Tak też jest z nami tutaj. Bóg chce wyciągnąć z każdego kryzysu coś dobrego, ale to się nie uda, jeśli będziemy przed tym uciekać. Tak samo jak nie ma zmartwychwstania, gdy się ucieka przed krzyżem... Czasem trzeba zrobić coś, co boli i czego na prawdę się nie chce robić, ale Bogu jest to do czegoś potrzebne. I lepiej aby to była ofiara Mu miła. Więc to że wylewam Wam swoje żale czasami, to jest moje rozwiązanie, aby tego nie robić, przed mężem, prawnikiem i w sądzie...

A odnośnie tego śmiania się przy naszej rozmowie o zdradzie.... Ja wtedy odniosłam wrażenie że nie rozmawiam z nim, tylko z kowalska. Więc myślę, że ona podsunęła mu pomysł takiej reakcji.
"Panie, przepasz mnie i poprowadź gdzie ja nie chcę pójść"
CzysteŚwiatło
Posty: 120
Rejestracja: 22 wrz 2018, 13:53
Jestem: w trakcie rozwodu
Płeć: Kobieta

Re: Jak rozmawiać?

Post autor: CzysteŚwiatło »

Kochani, wpadliśmy w jakieś paranoiczne błędne koło, a ja kompletnie nie wiem, jak je przerwać (i czy wogle jest to możliwe). Metoda ucięcia kontaktu nie przyniosła nic dobrego. Ani nie poprawiła naszej sytuacji, ani też nie poprawiła mojego samopoczucia, ponieważ targały mną ciągle wyrzuty sumienia. Utrzymujemy regularny kontakt (staram się zachować w nim jak najbardziej asertywnie). I w kółko powtarza się schemat: ja jestem miła i zapraszam do naprawy małżeństwa albo na kawę => on próbuje zagłuszyć tym swoje wyrzuty sumienia => ja mu stawiam granicę => on ją przekracza i oskarża mnie o wszystko => ja stanowczo podkreślam swoje racje => on odpowiada ciszą, a ta cisza trwa dotąd, aż ja jej nie przerwę. A nawet jeśli ją przerwę, to i tak nie otrzymam odpowiedzi na swoje tezy, tylko poszuka dalszej argumentacji gdzieś indziej. Na przestrzeni tych kilku tygodni chyba wytrąciłam mu wszystkie możliwe argumenty do rozwodu. Do tego stopnia, że zarzucił mi, że miał prawo szukać romansu, bo ja się nim nie interesowałam. Teraz znowu mamy fazę ciszy i ja na prawdę mam serdecznie dosyć.

Jutro znów wyjeżdża na delegację do kochanki. Jestem załamana. Ostatnio się spotkaliśmy w sprawach dokumentów. Uśmiechnął się na mój widok, zagadywał, był trochę onieśmielony, ale bardzo miły. Zachęcona jego zachowaniem zaprosiłam go na kawę - oczywiście odmówił, ale obiecał, że nadrobimy jak wróci z delegacji. I chyba to mnie najbardziej boli. Potwornie mnie boli to, że jest wierny kochance, a nie mi. Jest jej tak wierny, że jak wrócił z delegacji późną nocą to wolał spać w fotelu niż ze mną. Jest jej tak wierny, że odmawia konsekwentnie każdego spotkania towarzyskiego ze mną. Jest jej tak wierny, że nawet mnie okłamuje, że go nie ma w mieście, bylebym przestała go gdziekolwiek zapraszać.
Znowu to ja przerwę ciszę, znowu on poczuje w tym władzę i będzie próbował udowodnić, że nie mam racji i znowu cały schemat się powtórzy. Tylko że tym razem, kowalska będzie obok....
Na prawdę już nie mam na to siły.....
"Panie, przepasz mnie i poprowadź gdzie ja nie chcę pójść"
Awatar użytkownika
ozeasz
Posty: 4368
Rejestracja: 29 sty 2017, 19:41
Jestem: w separacji
Płeć: Mężczyzna

Re: Jak rozmawiać?

Post autor: ozeasz »

CzŚ ,rozumiem co przeżywasz ,tak przynajmniej myślę bo sam tego doświadczyłem , dziś już tak nie boli ,tak nie cierpię .

Będąc na dzisiejszej Eucharystii ,przyszła mi taka myśl ,na ile moja postawa jest głoszeniem miłości Boga mojej żonie ,a na ile głoszeniem mojego braku doświadczania miłości od Niej?

Zdałem sobie sprawę że Bogu bardzo zależy na mnie, ale ja chcę Go szukać z dnia na dzień ,i bardzo zależy na mojej żonie ,i tu ja jako mąż jestem powołany, zaproszony ,a wręcz zobligowany przez sakrament chrztu,bierzmowania i małżeństwa do objawiania Bożej miłości mojej żonie.

Kim jestem ? Jako człowiek .
Wpierw tym który doświadczył Bożego zbawienia i odkupienia mnie z grzechów ,a w związku z tym ...
jestem apostołem Bożej miłości wobec tych , do których zostałem posłany...
Jedną z nich jest moja żona :
...dzięki litości serdecznej Boga naszego.
Przez nią z wysoka Wschodzące Słońce nas nawiedzi,
by zajaśnieć tym, co w mroku i cieniu śmierci mieszkają,
aby nasze kroki zwrócić na drogę pokoju».Łk 1,78-79
I pojawiło się pytanie w mojej głowie ,czy jestem tym dla mojej żony który wskazuje i objawia to światło swoim życiem ,słowem ,działaniem ,czy jestem człowiekiem który własne poczucie bycia kochanym postawił wyżej niż głoszenie Ewangelii.

Niestety , ponownie zdałem sobie sprawę że ta druga postawa charakteryzuje większość moich relacji do żony ....

Oby Bóg dał Mi łaskę nawrócenia z tej drogi i obdarzył mnie i uzdolnił do bycia dla mojej żony obrazem i podobieństwem Bożej miłości ...Oby uzdolnił mnie do zobaczenia Go w mojej żonie ...
Pozdrawiam serdecznie ..Niech Pan ma Was w opiece , niech Was strzeże i prowadzi..
Miłości bez Krzyża nie znajdziecie , a Krzyża bez Miłości nie uniesiecie . Jan Paweł II
krople rosy

Re: Jak rozmawiać?

Post autor: krople rosy »

CzysteŚwiatło pisze: 30 gru 2018, 13:25 Utrzymujemy regularny kontakt
Kto go inicjuje?
CzysteŚwiatło pisze: 30 gru 2018, 13:25 eraz znowu mamy fazę ciszy i ja na prawdę mam serdecznie dosyć.
I co ta cisza mówi do Ciebie że jej wytrzymać nie możesz?
CzysteŚwiatło pisze: 30 gru 2018, 13:25 Jutro znów wyjeżdża na delegację do kochanki. Jestem załamana.
Myslę, że wpadłaś w drugą skrajność: w zbyt regularny kontakt z mężem który objawia się tym, że wiesz gdzie jest lub będzie Twój mąż, co porabia, itp.
A może zatrzymać się po środku? Czyli nie zamykać się na kontakt z mężem ale go nie inicjować, nie wskrzeszać gdy zaczyna obumierać, nie wyjaśniać, nie tłumaczyć, nie przekonywać.
Poczekać na jego ruch . Na jego refleksje i wnioski.
Aktualnie sytuację ma dość komfortową w której rozdaje karty: Ciebie, która się zaczęła starać o jego względy i kowalską z którą ma różne atrakcje....Po co miałby cokolwiek zmieniać i decydować się na jedną opcję?
A Ciebie rozrywa na kawałki.
Zadbaj o sœój stan psychiczny. Nie uciekaj od tej ciszy. Na pustyni dzieją się różne wielkie rzeczy choć jest bardzo niekomfortowo.

Ja po raz pierwszy od lat nie odebrałam telefonu na święta od swojego ojca który nie wykazuje żadnego aktywnego zainteresowania mną i moją rodziną. Zamiast tego napisałam mu w prawdzie ale i z miłością, co mi na sercu leży podkreślając, że akceptuję jego wybór i sposób życia choć mi bardzo przykro bo kiedyś zawalczyłam o niego a on to wszystko podeptał. Zostawiłam go z kilkoma pytaniami.
Odezwał się wczoraj wieczorem telefonicznie. Wzdychał w słuchawkę pod wpływem......mówiąc mi że po tym smsie coś go ruszyło i chce coś zrobić ze swoim życiem....zanim umrze.
Nie wiem na ile warte są jego deklaracje ale poczułam potrzebę wypowiedzenia pewnych słów. Mam dość odbierania życzeń dwa razy do roku udając że wszystko jest w najlepszym porządku. Nie słuzy to ani mnie ani jemu.
Co dalej zrobi ze swoim życiem jego wybór. Ja powiedziałam raz i nie będę tego powtarzała, naciskała, przekonywała. Jest dorosłym człowiekiem. Jego życie w jego rękach.
Moje drzwi domu i serca są otwarte....jesli zechce w nie zapukać.
CzysteŚwiatło
Posty: 120
Rejestracja: 22 wrz 2018, 13:53
Jestem: w trakcie rozwodu
Płeć: Kobieta

Re: Jak rozmawiać?

Post autor: CzysteŚwiatło »

ozeasz pisze: 30 gru 2018, 15:00
Będąc na dzisiejszej Eucharystii ,przyszła mi taka myśl ,na ile moja postawa jest głoszeniem miłości Boga mojej żonie ,a na ile głoszeniem mojego braku doświadczania miłości od Niej?
Bardzo mądre słowa, dziękuje Ci za nie. Godne dłuższej refleksji i przemyślenia...

Ja od jakiegoś czasu, po długiej drodze, zdałam sobie sprawę, że tak na prawdę jedynym dobrym rozwiązaniem dla naszej sytuacji jest nie nawrócenie mojego męża, ale nawrócenie nas oboje. I przestałam się już modlić tylko za niego. Przestałam się też modlić o uzdrowienie małżeństwa, bo nie o to chodzi, aby sakrament był uzdrowiony, tylko my. Widzę coraz wyraźniej każdego dnia, jak daleko mi było od postawienia Boga na pierwszym miejscu w naszym życiu. Jak daleko mi było od pokazania Boga mojemu mężowi. Nawet nigdy się nie modliłam o to, abyśmy byli dobrym małżeństwem. Teraz proszę Boga o to, aby mi dał drugą szansę na naprawę swoich błędów, o ile, oczywiście, jest to zgodne z Jego wolą. Czy to jest egoistyczne? Nie wiem. Może. Ciężko mi powiedzieć na tym etapie. Ale też z drugiej strony, czy dobrym rozwiązaniem będzie zaprzestać tych próśb?


krople rosy pisze: 30 gru 2018, 15:36
Myslę, że wpadłaś w drugą skrajność: w zbyt regularny kontakt z mężem który objawia się tym, że wiesz gdzie jest lub będzie Twój mąż, co porabia, itp.
A może zatrzymać się po środku? Czyli nie zamykać się na kontakt z mężem ale go nie inicjować, nie wskrzeszać gdy zaczyna obumierać, nie wyjaśniać, nie tłumaczyć, nie przekonywać.
Poczekać na jego ruch . Na jego refleksje i wnioski.
Aktualnie sytuację ma dość komfortową w której rozdaje karty: Ciebie, która się zaczęła starać o jego względy i kowalską z którą ma różne atrakcje....Po co miałby cokolwiek zmieniać i decydować się na jedną opcję?
A Ciebie rozrywa na kawałki.
Zadbaj o sœój stan psychiczny. Nie uciekaj od tej ciszy. Na pustyni dzieją się różne wielkie rzeczy choć jest bardzo niekomfortowo.
Krople rosy, o tym, że mój mąż jedzie do kochanki sam mnie poinformował już dużo wcześniej, z uśmiechem na twarzy (pewnie chciał sprawdzić moją reakcję).

Jeśli o kontakt sam w sobie chodzi.... ciężko tu o jednoznaczną odpowiedź. Unikanie z kontaktu z mężem, jak już wspomniałam, nic dobrego nie wnosi. W końcu jednak się usunęłam z drogi i przestałam robić problemy. Nie widzę żadnej zmiany w nim po tym czasie. Ale za to podjął kilka kroków dążących do realizacji swoich planów. Czy zatem milczenie nie jest w tej sytuacji pewną formą cichego przyzwolenia?
Ponadto, tak jak mówiłam, on urywa kontakt, gdy rozmowa robi się niewygodna dla niego. Gdy wyciągam argumenty, którym nie potrafi zaprzeczyć - czyli czy tak do końca panuje nad sytuacją? Na pewno tak, jeśli ma prawo decydować o tym, co jest tematem naszych rozmów a co nie. Tak było w naszym małżeństwie - on urywał rozmowy, a ja mu na to pozwalałam - owoce tego zbieramy teraz. Unikał konfrontacji i robi to nadal. Tu się pojawiają dwie kwestie: pierwsza- jeżeli nie ma konfrontacji i tkwi w swoim wyobrażeniu całej sytuacji, to jak może zmienić myślenie? Druga - jaki ma szacunek do mnie, gdy mu pozwalam na urywanie tematu, gdy robi się dla niego niewygodny? Z drugiej strony: czy zmuszanie go do konfrontacji nie wpędzi go w większą ucieczkę od małżeństwa?

Fakt, ta cisza mnie nie przeraża - w końcu już raz tak się zdarzyło, że nic dobrego z niej nie wyszło. A z tej rozmowy dużo dobrego wyciągnęłam dla nas obojga (m.in. też sprostowałam jego postrzeganie pewnych sytuacji, gdy źle zinterpretował moje słowa).

Nie twierdzę, że Twoja propozycja kontaktu jest zła - wręcz przeciwnie. Sama ją stosuje wobec mojej mamy. Tylko że jest zupełnie inna sytuacja w stosunku do rodzica, czy do małżonka po 5 latach od rozwodu. A czy to się sprawdzi w małżeństwie, które jest dopiero na początku kryzysu?
Sama się zastanawiam nad tym, czy się odezwać czy nie. Boję się tego, że znowu uzna moje milczenie jako przyzwolenie na cokolwiek. I nie chcę też popełniać błędów takich samych, jak te, które doprowadziły do naszego kryzysu. Zawsze mu schodziłam z drogi, dzięki czemu uznał, że zejdę mu też z drogi, gdy on zechce mnie porzucić dla innej kobiety (a jaki to był dla niego szok, gdy się okazało, że tak nie będzie!). I mam też świadomość tego, że moje odezwanie się będzie odebrane jako zwycięstwo i kontrolę nad sytuacją. Nie ma tu dobrych rozwiązań.
"Panie, przepasz mnie i poprowadź gdzie ja nie chcę pójść"
Pustelnik

Re: Jak rozmawiać?

Post autor: Pustelnik »

Angela pisze: 24 wrz 2018, 1:09
(...) Wyciągam tylko z tego forum ile mogę, aby budować swoją tożsamość na nowo, już teraz całkowicie niezależnie od męża, opierając się wyłącznie na Bogu. Odkryłam wreszcie po 50 latach życia, że czas wreszcie dorosnąć. Gdy to się stanie, mąż nie będzie w mocy mnie zranić i nie będzie to z mojej strony zimna obojętność, ale zrozumienie dla jego słabości.I też nie pogarda, ale otwartość bez oczekiwania czegoś w zamian.
Heyka, dopiero teraz przeczytałem posty pod tym tematem. Dla mnie "bomba" tzn. nic z Waszych wypowiedzi nie powoduje mojego kręcenia nosem ("ten to się wyglupił") , a większość uwazam za bardzo wartościowe / rozważne / "świadectwowe" :-).
Jakbym musiał/chciał coś wybrać (chociaż cięzko się zdecydować) to "to" pogrubione przykuło mocniej moją uwagę.

Chcialbym zaproponować lekką modyfikacje stwierdzenia, że zakochanie (amok) to uczucie.

Pamiętam jak w tygodniach najbardziej kryzysowych dla mnie (budzą się moje schowane na czas depresjii emocje na skutek traumy odkrycia amoku żony , zona wyprowadza się, dodatkowe budzącymi się emocjami przezywam ma nowo wieloletnią anę/bulimię mlodszej corki) chwyciłem się pojęcia "duchowości otawrtych rąk" uzytego przez małżenstwo Gajdów. Aby "zabić czas" wypatrzylem ich konferencję w innym miescie ( na temat modlitwy kontemplacyjnej) i pojechalem tam. Chociaż - :-) wcale nie ze wzgledu na ... temat ... Przypadek ? :-). W pewnym momencie diakon Gajda powiedział killamaście zdań o uczuciach/emocjach/doznaniach z ciała i na koniec tego coś takiego:
"SĄ TAKŻE DWA (TRUDNE, DŁUGOTRWAŁE) STANY UCZUCIOWE : DEPRESJA ORAZ ... ZAKOCHANIE."
I już wtedy wiedzialem po co robilem tych kilkastet kilometrów jazdy samochodem :lol:
I dlatego amok zakochania jest dla mnie stanem uczuć, a symptomy depresji też łaczę ze stanem uczuć (emocje schowane do srodka, przymrożone, czesto niewidoczne/nieuświadomione: agresja do siebie oraz stany lękowe) a zarazem stanem energii (spadek, spowolnienie lub "paraliż" psychomotoryczny).

Pozdrawiam Was !
Pustelnik

Re: Jak rozmawiać?

Post autor: Pustelnik »

krople rosy pisze: 30 gru 2018, 15:36 (...) Ja po raz pierwszy od lat nie odebrałam telefonu na święta od swojego ojca który nie wykazuje żadnego aktywnego zainteresowania mną i moją rodziną. Zamiast tego napisałam mu w prawdzie ale i z miłością, co mi na sercu leży podkreślając, że akceptuję jego wybór i sposób życia choć mi bardzo przykro bo kiedyś zawalczyłam o niego a on to wszystko podeptał. Zostawiłam go z kilkoma pytaniami.
Odezwał się wczoraj wieczorem telefonicznie. Wzdychał w słuchawkę pod wpływem......mówiąc mi że po tym smsie coś go ruszyło i chce coś zrobić ze swoim życiem....zanim umrze.
Nie wiem na ile warte są jego deklaracje ale poczułam potrzebę wypowiedzenia pewnych słów. Mam dość odbierania życzeń dwa razy do roku udając że wszystko jest w najlepszym porządku. Nie słuzy to ani mnie ani jemu.
Co dalej zrobi ze swoim życiem jego wybór. Ja powiedziałam raz i nie będę tego powtarzała, naciskała, przekonywała. Jest dorosłym człowiekiem. Jego życie w jego rękach.
Moje drzwi domu i serca są otwarte....jesli zechce w nie zapukać.
Dobrze mi się to czytało.
Ja do mojego ojca uzależnionego od swoich "ataków wściekłosci" i popisujacego się (?) swoimi głupimi / krzywdzącymi poglądami mówię (nauczyłem się tego dopiero w 2018 roku :-) ) : "Odcinam się od takich stwierdzeń !"
A do matki (manipulantki, moralizatorki) "Proszę mi nie mowic co mam robic ! skąd Ci się to bierze ? chętnie wyslucham o Twoim świecie/myślach/emocjach/o Twojej historii. Ale co w dzienniku telewizyjnym powiedzieli, już trochę mniej chętnie" (też wypraktykowalem to w tym roku :lol: ).

Może taka kolejność "prostowania" relacji - najpierw "nazaretańskie" (rodzina pierwotna) jest OK ?
Oczywiscie , szkoda-strata, że ... tak późno ... :-(
ODPOWIEDZ