Życie po zdradzie, ale jak????

Refleksje, dzielenie się swoimi przeżyciami...

Moderator: Moderatorzy

Lawendowa
Posty: 7695
Rejestracja: 30 sty 2017, 17:44
Jestem: po rozwodzie
Płeć: Kobieta

Re: Życie po zdradzie, ale jak????

Post autor: Lawendowa »

tata999 pisze: 28 sty 2020, 22:16
Lawendowa pisze: 28 sty 2020, 21:47 (...)
- bo pozwalamy się krzywdzić
(...)
To mi jakoś nie pasuje w odróżnieniu od pozostałych. Czy tonie to samo, co "inni nas krzywdzą" lub "bo krzywdzimy samych siebie"? Jeśli czegoś nie rozumiem, to czy mogę prosić o przykład?
Wbrew pozorom to wcale takie rzadkie nie jest:
- pozwalamy się krzywdzić - z powodu źle pojętej miłości bliźniego albo wtedy, gdy mamy możliwość obronić się przed krzywdą, ale z jakichś przyczyn tego nie robimy (najprostszy przykład to żony alkoholików - inne mają gorzej, co ludzie powiedzą, skoro bije to kocha, jak nie pije to jest dobry, widocznie zasłużyłam itd)
- inni nas krzywdzą - np. sytuacje, gdy nie mamy możliwości obrony (ktoś nas napadł itd)
- krzywdzimy samych siebie - nałogami, zbyt wysokimi wymaganiami, zaburzeniami odżywiania,

To w dużym skrócie, ale warto mi się przypomnieć za jakiś czas, albo śledzić na Forum, wkrótce powinny pojawić się linki z niedawnych rekolekcji z ks. Dziewieckim.
"Ty tylko mnie poprowadź, Tobie powierzam mą drogę..."
kocimiętka
Posty: 95
Rejestracja: 24 mar 2019, 19:37
Płeć: Kobieta

Re: Życie po zdradzie, ale jak????

Post autor: kocimiętka »

Lawendowa pisze: 28 sty 2020, 21:47
Akacja pisze: 28 sty 2020, 18:13 Jak dla mnie życie z mężem który był/jest/może znów będzie zafascynowany innymi kobietami aż do upodlenia i zrobienia potwornych ran bliskim przede wszystkim Bogu i żonie której ślubował jest wielką ofiarą.

Tak więc, nasza miłość może wyglądać naiwnie i głupio od zewnątrz. Ale przyjżyjcie się największej miłości, jak Jezus wziął krzyż i szedł drogą krzyżową, czy możemy powiedzieć, że wyglądał głupio? A On sam powiedział nam "kto nie bierze swego krzyża a idzie za mną nie jest mnie godzien".
Akacjo, czy Ty naprawdę uważasz, że ten krzyż pochodzi od Boga? Że to cierpienie, którego teraz doświadczasz, to od Boga pochodzi?
Akacjo, Bóg jest Miłością i nie zsyła nam cierpień. Cierpimy z wielu różnych powodów, ale nigdy za tym cierpieniem nie stoi Bóg!
Cierpimy:
- bo krzywdzą nas inni
- bo krzywdzimy samych siebie
- bo pozwalamy się krzywdzić
- bo grzeszymy
- bo jesteśmy naiwni
Owszem, ale nawet jeśli cierpimy z powodu samych siebie lub innych ludzi to dalej jest to Krzyż.
Ruta
Posty: 3297
Rejestracja: 19 lis 2019, 12:00
Jestem: w separacji
Płeć: Kobieta

Re: Życie po zdradzie, ale jak????

Post autor: Ruta »

tata999 pisze: 28 sty 2020, 22:16
Lawendowa pisze: 28 sty 2020, 21:47 (...)
- bo pozwalamy się krzywdzić
(...)
To mi jakoś nie pasuje w odróżnieniu od pozostałych. Czy tonie to samo, co "inni nas krzywdzą" lub "bo krzywdzimy samych siebie"? Jeśli czegoś nie rozumiem, to czy mogę prosić o przykład?
Pozwalałam się krzywdzić mężowi, a wcześniej mojej mamie, więc mogę powiedzieć, że jestem ekspertką od takich "pozwoleń". Oto przykłady:

Wychodzę z mężem. Mąż się upija i zaczyna zachowywać się wobec mnie nieprzyjemnie, zaczepia inne kobiety w mojej obecności, jedne są zażenowane, inne przeszczęśliwe. Cierpię w milczeniu. Mąż się rozkręca coraz bardziej, pije dalej, upala się, traci kontrolę nad zachowaniem. Jest wobec mnie napastliwy, nieładnie się do mnie zwraca. Czuję się upokorzona. Jest agresywny wobec jakiegoś mężczyzny, lagodzę sytuację. Pilnuję go, żeby mu się nic nie stało, tlumaczę przed kim tylko mogę i marzę żeby się to już skończyło. Jest mi wstyd. Mija parę tygodni i znów zgadzam się wyjść z moim mężem, mając nadzieję, że tym razem będzie inaczej. Gdy tak nie jest - znów nie wpadam na pomysł, że mogę po prostu wyjść.

Mąż mówi, że na razie nie będzie płacił na dziecko, bo musi stanąć na nogi. Tyram jak oszalała, żeby dać radę i pomóc mężowi w opuszczeniu rodziny.

Moja mama ciosa mi kołki na głowie, że inne znajome robią karierę, a ja pracuję z domu. Zarabiam więcej niż niejedna dziewczyna na etacie, mam czas dla dziecka, które wymaga bardzo dużo opieki, rehabilitacji, w kółko ćwiczymy, albo jeździmy po lekarzach. Mam czym się zająć, ale zamartwiam się, czy dobrze robię i po każdej wizycie mamy albo telefonie od niej płaczę. Myślę o tym, że może ona ma rację, ludzie teraz rzeczywiście zatrudniają opiekunki, ale przecież ja się czuję szczęśliwa z dzieckiem i lubię moją pracę i uważam, że to cudownie, że mogę mieć obie te rzeczy na raz... Dostaję korby i nie wpadam na pomysł, żeby powiedzieć mamie jak ja to widzę oraz, że nie chcę więcej słuchać jej uwag na ten temat, więc dalsze przemyślenia i spostrzeżenia w tym zakresie musi zachować dla siebie albo omawiać je z kimś innym...

Pozwalasz krzywdzić siebie, gdy ktoś cię krzywdzi, rani lub wykorzystuje, a ty mając możliwość wyrażenia sprzeciwu, wyjścia, odizolowania się lub zastopowania krzywdzącego zachowania w inny sposób, tego nie robisz - lub wręcz współpracujesz z krzywdzącym i jeszcze mu to ułatwiasz. Ja wpadałam w takich sytuacjach w jakiś emocjonalny paraliż. W relacjach z obcymi nie miałam żadnych problemów z niezgoda na krzywdę, wobec bliskich potrafiłam zgadzać się na wszystko, cierpiąc przy tym. Nie wiem jeszcze czemu tak robiłam....

Kryterium czy ja daję się krzywdzić jest swoboda w uwolnieniu się od krzywdzącego zachowania, bez poniesienia konsekwencji gorszych niż doznawana krzywda. Tu trzeba być ostrożnym, bo łatwo obwinić ofiarę, która obronić się nie może. Oraz równie ważne jest, by nie usprawiedliwać zachowania krzywdzącego postawą osoby krzywdzonej. Niezależnie od mojej bierności, zachowania mojego męża były podłe, podobnie jak postawa mojej mamy. I nie były w porządku.
Akacja
Posty: 123
Rejestracja: 18 gru 2019, 4:31
Płeć: Kobieta

Re: Życie po zdradzie, ale jak????

Post autor: Akacja »

Przeczytałam wasze komentarze i czuję się kompletnie niezrozumiana.

Ja źle rozumiejąc ks. Dziewieckiego chciałam separacji w mojej syt. gdzie mam kilkoro malutkich dzieci i to było w moim przypadku odrzucenie krzyża.

Opisałam moją syt. ale usunął mi się cały wywód więc poprzestanę na piśmie św. czyli słowach Jezusa.

"Kto oddała swoją żonę/męża naraża ją/go na cudzołóstwo" - czyli my uciekając od cierpienia idziemy w grzech

"Słyszeliście, że powiedziano: oko za oko, ząb za ząb! A ja wam powiadam: Nie stawiajcie oporu złemu. Lecz jeśli ktoś cię uderzy w prawy policzek, nadstaw mu i drugi! Temu kto chce prawować się z tobą i wsiąść twoją szatę, odstąp i płaszcz! Zmusza cię kto żeby iść z nim tysiąc kroków, idź dwa tysiące! Daj temu, kto cię prosi, i nie odwracaj się od tego, kto chce pożyczyć od ciebie. Słyszeliście, że powiedziano: Będziesz miłował swego bliźniego, a nieprzyjaciela swego będziesz nienawidził. A ja wam powiadam: Miłujcie waszych nieprzyjaciół i módlcie się za tych którzy was prześladują; tak będziecie synami Ojca waszego, który jest w niebie; ponieważ On sprawia, że słońce Jego wschodzi nad złymi i nad dobrymi, i On zsyła deszcz na sprawiedliwych i niesprawiedliwych. Jeśli bowiem miłujecie tych którzy was miłują, cóż za nagrodę mieć będziecie? Czyż i celnicy tego nie czynią? Bądźcie więc wy doskonali, jak doskonały jest Ojciec wasz niebieski".

Jezus jako człowiek nie chciał cierpienia ale ważniejsza była wola Ojca a wolą Ojca było odkupienie nasze Jego krwią co wiązało się z okrutnym cierpieniem.

On uczy nas abyśmy zgadzali się na Jego wolę, a Bożą wolą było dać nam wolność wyboru dobra lub zła. Nasi małżonkowie też od Boga mają wolność, mogą ranić lub mogą kochać, ale nie jest naszym obowiązkiem ich za to karać. Sprawiedliwość Boża przyjdzie prędzej czy później.
Nawet jeden z Aniołów mówił do diabła: niech Bóg cię skarci! Więc kim my jesteśmy? Czy umiemy czytać w cudzych sercach i umysłach, że potrafimy doskonale wymierzyć sprawiedliwość? Czy może na podstawie tego co widzimy zewnętrznie, lub co odczuwamy mamy odrzucić męża/żonę na separację bo tak nam się wydaje, że trzeba... Rozumiem, że jeśli jest to natchnienie Boże od Ducha Świętego to ok, ale to trzeba wybadać bo tu Szatan będzie nieźle mącił.
Ukojenie
Posty: 98
Rejestracja: 17 sty 2019, 16:05
Jestem: w kryzysie małżeńskim
Płeć: Kobieta

Re: Życie po zdradzie, ale jak????

Post autor: Ukojenie »

Ja tez mam dylemat jak mialaby wyglądac w praktyce ta niezgoda na krzywdzenie.
Bo ja się nie zgadzam, informuję o tym jasno i wyraznie itp. Ale nie ode mnie zalezy czy ta osoba znow mnie skrzywdzi, to bedzie jego wybor.
A jedyna możliwościa aby skutecznie się obronić przed kolejnym ciosem to jest przecież tylko odseparowanie się od krzywdziciela. A to jest sprzeczne z moimi pogladami gdy w związku nie ma bicia, przemocy.
kocimiętka
Posty: 95
Rejestracja: 24 mar 2019, 19:37
Płeć: Kobieta

Re: Życie po zdradzie, ale jak????

Post autor: kocimiętka »

Ukojenie pisze: 29 sty 2020, 16:51 Ja tez mam dylemat jak mialaby wyglądac w praktyce ta niezgoda na krzywdzenie.
Bo ja się nie zgadzam, informuję o tym jasno i wyraznie itp. Ale nie ode mnie zalezy czy ta osoba znow mnie skrzywdzi, to bedzie jego wybor.
A jedyna możliwościa aby skutecznie się obronić przed kolejnym ciosem to jest przecież tylko odseparowanie się od krzywdziciela. A to jest sprzeczne z moimi pogladami gdy w związku nie ma bicia, przemocy.
Trzeba prosić Ducha Świętego. To bardzo sprawdzona metoda. On zawsze pokaże drogę jak się zachować. Zawsze przyjdzie odpowiedź. Czasem od razu, czasem po pewnym czasie. Po prostu wstajesz rano i wiesz. Albo to takie uczucie jakby Ci konkretna myśl spadła z nieba na głowę. Ja zazwyczaj śpiewam do Ducha Świętego którąś pieśń, np. "Przybądź Duchu Święty..." albo "Wzywam Cię, przyjdź umocnij mnie..." lub "O Stworzycielu Duchu przyjdź" mając cały czas w sercu konkretną intencję. Czasem jest tak, że zamiast odpowiedzi dla siebie dostaję Światło dotyczące kogoś innego- np. dobrą radę dla niego. Albo dostaję Światło dotyczące innej mojej strefy życia.
Uważam też, że warto cały czas konsultować się z Duchem Świętym, żeby przypadkiem nie lecieć ślepo za jakimś jednym schematem albo, co gorsze, nie zrobić sobie z jakiegoś szablonu bożka.
Akacja
Posty: 123
Rejestracja: 18 gru 2019, 4:31
Płeć: Kobieta

Re: Życie po zdradzie, ale jak????

Post autor: Akacja »

Chcę się podzielić z wami tym czego nie rozumiem do końca ale myślę, że jest ważne w tym wątku.

Kilka tygodni temu byłam na spowiedzi i ksiądz powiedział mi żebym ufała mężowi. Dla mnie to był szok i mówiłam mu: jak mam mu ufać, przecież Bogu powinnam ufać a nie mężowi! Ufałam mężowi praktycznie bezgranicznie przez rok i przestawałam się modlić za niego i dokładnie w ten rok mnie zdradzał!
A ks. mi odp.: To ufaj mężowi i nie przestawaj się modlić za niego.

Było to dla mnie mega ciężkie.
W rozmowie z mężem doszliśmy do tego, że bez ufności to się nam małżeństwo rozleci bo wystarczy, że ktoś specjalnie będzie chciał wrobić męża lub mnie i coś podłoży, a gdy nie będziemy sobie wierzyć wtedy na słowo będzie bardzo źle... Z drugiej strony powiedziałam że taka ufność może też być łatwo wykorzystana na co mój mąż przytaknął.

Dzisiejsza spowiedź:
Ksiądz wytłumaczył mi na czym polega ta ufność.
Pierwsze to ufność Bogu, że będzie tak działał aby rodziło się dobro.
Ufność mężowi: że jest w nim więcej dobra niż zła, że da radę w tej drodze do zbawienia, że mimo słabości powstanie i będzie szedł dalej, że ufam w jego miłość do mnie

Odwagi, Bóg nad wszystkim panuje.
Ruta
Posty: 3297
Rejestracja: 19 lis 2019, 12:00
Jestem: w separacji
Płeć: Kobieta

Re: Życie po zdradzie, ale jak????

Post autor: Ruta »

Ukojenie pisze: 29 sty 2020, 16:51 Ja tez mam dylemat jak mialaby wyglądac w praktyce ta niezgoda na krzywdzenie.
Bo ja się nie zgadzam, informuję o tym jasno i wyraznie itp. Ale nie ode mnie zalezy czy ta osoba znow mnie skrzywdzi, to bedzie jego wybor.
A jedyna możliwościa aby skutecznie się obronić przed kolejnym ciosem to jest przecież tylko odseparowanie się od krzywdziciela. A to jest sprzeczne z moimi pogladami gdy w związku nie ma bicia, przemocy.
Praktykuję niezgodę na krzywdzenie. W przypadku mojego małżeństwa efekt jest na razie taki, że krzywdzona jestem znacznie mniej, natomiast mój mąż zdecydował się ode mnie odejść.
Kiedyś niezgoda na krzywdzenie w moim wydaniu wyglądała tak, że próbowałam rozmawiać z mężem o tym co mnie krzywdzi i próbowałam wpływać na męża tak, aby zmienił swoje postępowanie. Bez większych efektów.

Gdy zaczęło być bardzo źle musiałam znaleźć skuteczniejsze sposoby obrony przed krzywdą. Przestałam mówić - i równocześnie przestałam się zgadzać na krzywdzące zachowania. W praktyce wyglądało to tak: mąż zaczynał awanturę, będąc pod wpływem alkoholu lub innych substancji - separowałam się, aby nie mógł tego robić. Odmawiałam uczestniczenia w sytuacjach w których mąż pił alkohol. Jeśli byliśmy gdzieś razem i mąż zaczynał pić, wychodziłam. Odmawiałam kontynuowania rozmowy, gdy mąż był wobec mnie nieprzyjemny. Nie wyrażałam zgody na przebywanie męża w domu w stanie odurzenia. Nie podejmowałam rozmów z mężem, gdy nie był trzeźwy. Przestałam zgadzać się na obciążanie mnie jego obowiązkami i wykonywać je za niego, nawet jeśli konsekwencje były dotkliwe. Przestałam kryć męża i zaczęłam wprost nazywać rzeczy które robił - nie chodzi o rozgłaszanie ich wszem i wobec, ale jeśli ktoś pytał, czemu nie chcę przyjść z mężem lub czemu wychodzę, mówiłam otwarcie, jeśli jego mama pytała co się u nas dzieje, mówiłam że się upił lub odurzył. Przestałam kłamać. Zaczęłam odmawiać udawania, że wszystko jest w porządku. Zajęłam się sobą i dzieckiem, zostawiając męża samemu sobie z jego odurzaniem się. Otwarcie mówiłam o tym, że ma problem i wyjściem jest powrót na terapię. W efekcie krzywdzące zachowania męża się skończyły - a mąż się wyprowadził. Co nie przeszkadzało mężowi na różne sposoby podejmować dalszych prób krzywdzenia. Wzmocniłam się i teraz stawiam opór wszystkim takim zachowaniom. Efektem jest pozew rozwodowy złożony przez mojego męża. Według męża nie da się już ze mną żyć. Według mnie nie da się już ze mną żyć tak jak dotąd: odurzać i nie ponosić konsekwencji.

Niezgoda na krzywdzenie niestety skutkuje czasem poważnym kryzysem w relacji. Więc tak - sepracja od krzywdziciela lub postępowanie w taki sposób aby to krzywdziciel postanowił się odseparować, gdy nie ma już możliwości kontynuowania krzywdzących zachowań, są czasem jedynymi sposobami przerwania krzywdzenia. Wcześniej wypróbowałam wiele innych - i żaden nie był skuteczny. Ten jest.
Zastanawiałam się też czemu w zasadzie pozwalałam się krzywdzić. Dopóki istotniejsze dla mnie było bycie za wszelką cenę z mężem i utrzymanie pełnej rodziny, dotąd byłam krzywdzona. To chyba jest przyczyną mojej wcześniejszej postawy. Choć pewnie są i inne, których jeszcze nie odkryłam.
Moje małżeństwo trwa jednak nadal i będzie nadal trwało, taka już jego istota. Natomiast powrót do bliskich relacji jest możliwy tylko w jednym przypadku, gdy mój mąż zdecyduje się przestać krzywdzić - siebie i wszystkich innych dookoła - czyli podjąć pracę nad uwolnieniem się z nałogów, oraz gdy zdecyduje się być mężem i ojcem i wypełniać przysięgę małżeńską. Takiej decyzji nie da się wyprosić, wypłakać lub wymusić. Ani wymanipulować, ani dobrocią, uległością ani wjeżdzaniem na ego, psychikę, czy odwoływanie się do odpowiedzialności.

W przypadku relacji z mamą pozwalałam się krzywdzić, bo wciąż zależało mi na jej akceptacji i myślałam że kiedyś na nią zasłużę. Więc zgadzałam się na ranienie mnie, ingerowanie w moje życie i wciąż o tą akceptację zabiegałam. Gdy uświadomiłam sobie, że mogę tej akceptacji nigdy nie uzyskać - odseparowałam się. Teraz uczę się stawiać granice w relacji z mamą bez separowania się. Idzie całkiem dobrze.

To nasuwa mi z kolei pomysł, że mogę spróbować takiego postępowania także w relacji z mężem. I też czynię niewielkie postępy.

To co mi chodzi po głowie w tym kontekście, to autentyczność. Jeśli czuję, że coś nie jest okej, mówię o tym, ale też to przerywam. Nie grożę, nie manipuluję, nie przymilam się - nie zgadzam się.

Zawsze zastanawiałam się, na czym polega zgoda na krzywdzenie w relacji i co oznacza, że do tego potrzebna jest współpraca osoby krzywdzonej. Oburzały mnie takie stwierdzenia i uważałam że przecież krzywdzi krzywdziciel, a każda inna postawa wobec sytuacji krzywdzenia to próba przeniesienia części odpowiedzialności za jego postępowanie na ofiarę. Jednak o ile ofiara kataklizmu czy napadu jest niewinna, o tyle w relacji nie jest to już takie oczywiste.

Teraz myślę, że istotnym komponentem współpracy ofiary jest właśnie powód dla którego daje się krzywdzić. I zwykle jest nim to, czego ona chce od sprawcy. A sposoby jakimi próbuje to uzyskać też nie zawsze są niewinne. Jak już napisałam to często groźby, manipulacje, przymilanie się.

Od męża chciałam pełnej i szczęśliwej rodziny. Od mamy akceptacji. Moja koleżanka pozwala się krzywdzić mężowi alkoholikowi, bo nie jest w stanie sama się utrzymać. Córka znajomej pozwala się krzywdzić chłopakowi, bo chce żeby się z nią ożenił. Inna koleżanka pozwala się krzywdzić szefowi, bo liczy na awans. Nie sypia z nim, tylko intensywnie pracuje w nadgodzinach i w domu - od dwóch lat. Bez zapłaty. I jest traktowana coraz gorzej, a o awansie nie ma mowy. Zgoda na krzywdę nie jest sposobem osiągania takich celów. Czasem trzeba zaakceptować, że ktoś nie chce, nie umie, nie ma zamiaru dać nam tego czego od niego chcemy lub potrzebujemy. I albo się z tym pogodzić i zrezygnować z takiego celu, albo zrealizować go gdzie indziej, bez udziału tej osoby.

Szczęśliwą rodzinę mogę budować bez męża, skoro on nie chce w tym uczestniczyć. Nie ma takiego obowiazku. Jasne to nie to samo co pełna rodzina, ale i tak lepiej niż próby budowania jej z osobą uzależnioną. Akceptację mogę uzyskać od wielu osób, a moja mama ma prawo uważać na mój temat co tylko chce. Nawet jeśli to nic miłego. Można zdobyć samodzielność finansową, zmienić pracę, wyjaśnić chłopakowi, że chce się ślubu i założenia rodziny - i jeśli on nie chce, to od niego odejść. Mąż może chcieć tkwić w nałogu, szef awansować kogo tylko chce, a chłopak - nie brać na siebie zobowiązań.

Zaczynam też rozumieć co oznacza mentalność ofiary - gdy uzależniam siebie i swoje szczęście od innych. Oraz próby wymuszenia na nich, aby dawali mi to, czego ja od nich chcę, bo mi się należy, bo są mi to winni, bo tak bardzo się staram i tyle znoszę...Nawet przy jasnych sygnałach, że nie mają takiego zamiaru, albo zwyczajnie nie są w stanie emocjonalnie, fizycznie czy jakkolwiek mi tego dać. Swoją drogą taka postawa ofiary to także przemoc. Zwłaszcza, że ofiary rzadko jasno formułują swoje oczekiwania, raczej dążą do ich realizacji w sposób zawoalowany.
W sumie to przykre dla mnie doświadczenie, ale potrafię częściowo zidentyfikować się z krzywdzicielem i zrozumieć jego wkurzenie. I zaczynam rozumieć, czemu część sprawców mówi o tym, że zostali sprowokowani. Przemoc, która ich dotyka w relacji jest tak zakamuflowana, że nie mają nawet szansy jej zidentyfikować i nazwać. Nie zdziwilabym się gdyby swoje wybuchy uważali za zaskakujące, nieprzewidywalne i nie potrafili określić skąd bierze się w nich napięcie...

Dlatego autentyczność, otwarte wyrażanie swoich potrzeb i chęci oraz gotowość na przyjęcie odmowy są w unikaniu krzywdzenia i bycia krzywdzonym równie ważne, jak umiejętność przeciwstawiania się krzywdzącym zachowaniom. Podobnie jak całkowita rezygnacja z manipulacji, nawet tych drobnych i pozornie niewinnych.

To lekcja do odrobienia także dla mnie. To, że sobie to wszystko uświadomiłam, nie oznacza jeszcze, że umiem już tak postępować. Ale nie ustaję w pracy nad tym. Dla tych, którzy chcieliby spróbować, na zachętę dodam, że korzyści z takiej postawy, choć jeszcze nie jestem w niej biegła, odnotowuję w każdej relacji, także w relacjach zawodowych.
Ruta
Posty: 3297
Rejestracja: 19 lis 2019, 12:00
Jestem: w separacji
Płeć: Kobieta

Re: Życie po zdradzie, ale jak????

Post autor: Ruta »

Akacja pisze: 29 sty 2020, 21:15 Chcę się podzielić z wami tym czego nie rozumiem do końca ale myślę, że jest ważne w tym wątku.

Kilka tygodni temu byłam na spowiedzi i ksiądz powiedział mi żebym ufała mężowi. Dla mnie to był szok i mówiłam mu: jak mam mu ufać, przecież Bogu powinnam ufać a nie mężowi! Ufałam mężowi praktycznie bezgranicznie przez rok i przestawałam się modlić za niego i dokładnie w ten rok mnie zdradzał!
A ks. mi odp.: To ufaj mężowi i nie przestawaj się modlić za niego.

Było to dla mnie mega ciężkie.
W rozmowie z mężem doszliśmy do tego, że bez ufności to się nam małżeństwo rozleci bo wystarczy, że ktoś specjalnie będzie chciał wrobić męża lub mnie i coś podłoży, a gdy nie będziemy sobie wierzyć wtedy na słowo będzie bardzo źle... Z drugiej strony powiedziałam że taka ufność może też być łatwo wykorzystana na co mój mąż przytaknął.

Dzisiejsza spowiedź:
Ksiądz wytłumaczył mi na czym polega ta ufność.
Pierwsze to ufność Bogu, że będzie tak działał aby rodziło się dobro.
Ufność mężowi: że jest w nim więcej dobra niż zła, że da radę w tej drodze do zbawienia, że mimo słabości powstanie i będzie szedł dalej, że ufam w jego miłość do mnie

Odwagi, Bóg nad wszystkim panuje.
Akacjo,
Dziękuję Ci za Twój wpis. Podoba mi się ufność do męża rozumiana jako to, że ufam, że dobro w nim przeważy, że powstanie mimo słabości i ufność w miłość męża do mnie. Podobnie jak stała modlitwa w intencji męża. Taka postawa pozwala na zachowanie nadziei i nie postrzegania męża tylko przez pryzmat jego słabości i błędów. Czuję, że to jest dobre i na pewno pomyślę jak to wdrożyć i przepracować w swoim stosunku do męża. I myślę, że taki rodzaj ufności jest daleki od naiwności, a pozwala stworzyć warunki, by osoba w kryzysie mogła się podnieść.

Widzę jednak różnicę między tak rozumianą ufnością, a tym, że ktoś może coś podłożyć, czy wrobić męża. Bo tak jak piszesz, taki rodzaj ufności może zostać łatwo wykorzystany - przez małżonka. Nie pozwalam nikomu przekazywać mi informacji co robi mój mąż i z kim, jeśli zechce, sam mnie poinformuje. Tak unikam możliwości wrabiania, posługiwania się plotkami i pomówieniami. Myślę, że w tej drugiej postawie łatwo jednak wpaść w naiwność. A tego bardzo się obawiam - bo naiwność okazała się dla mojej relacji z mężem bardzo destrukcyjna, dla nas obojga i łączącej nas więzi także. Natomiast moje spojrzenie na pewno jest skażone tym, że mój mąż jest uzależniony i jak każda uzależniona osoba często manipuluje i kłamie. To jeden z przejawów choroby. Nie wiem jak wygląda kwestia ufności w relacji w której problemu uzależnienia nie ma i co w tym zakresie jest bezpieczne a co nie.
Akacja
Posty: 123
Rejestracja: 18 gru 2019, 4:31
Płeć: Kobieta

Re: Życie po zdradzie, ale jak????

Post autor: Akacja »

Akurat o tym też z mężem rozmawiałam.

Mój mąż miał ojca alkoholika, i akurat spotkała nas niedawno taka sytuacja, że u męża w komórce znalazłam całkowicie przypadkiem ścieżkę wchodzenia na film erotyczny. Oczywiście od razu przestałam mu ufać, nie wierzyłam w to co mówił (to było przed ostatnią spowiedzią). Mieliśmy bardzo niemiłą atmosferę przez niedzielę.. W końcu wieczorem długo o tym rozmawialiśmy i oto wynik naszej rozmowy:

Mąż powiedział mi, że już wie jak się czuł jego ojciec kiedy przychodził do domu i jego żona (moja teściowa) wąchała go czy aby nie wypił. Albo gdy jechaliśmy samochodem i mój mąż włączył wycieraczki z płynem na szybę, wtedy w samochodzie zapachniało alkoholem - od razu teściowa mówiła, że pewnie piłeś a teściu się wymawiał, że przecież jadą ze szpitala i nie pił...

Tak samo zrobiło się wtedy u nas. Ale zrozumiałam wtedy słowa hymnu o miłości: MIŁOŚĆ WSZYSTKIEMU WIERZY, we wszystkim pokłada nadzieję... I myślę, że to jest ważne bo rzeczywiście wystarczyło by dla mnie wtedy oszczerstwo i odrzuciłabym męża.

Druga sprawa jak szatan kusił mojego męża gdy okazywałam mu nieufność: po co ci się starać i tak żona ci nie wierzy chodź nie uległeś pokusie bo wyłączyłeś ten film gdy spostrzegłeś pułapkę, i tak cię żona traktuje jak byś był winien...

Ojciec mojego męża pił prawie do końca życia, ale dwa lata przed śmiercią dowiedział się, że ma raka i od tego czasu życie jego zaczęło się zmieniać. Przestał pić i chodź nieraz mu się zdarzyło coś wypić to już było inaczej, zaczął w cierpieniu (miał ogromne bóle) mówić, że trzeba odpokutować.. był przy żonie wtedy i nawet potrafili się sobą bardzo cieszyć.. Umarł ale mamy nadzieję, że pojednany z Bogiem a dla mojego męża stał się bohaterem w tym sensie, że przyjął cierpienie aby pokutować, nawet nieraz nie chciał brać tabletek przeciwbólowych...
nałóg
Posty: 3358
Rejestracja: 30 sty 2017, 10:30
Jestem: szczęśliwym mężem
Płeć: Mężczyzna

Re: Życie po zdradzie, ale jak????

Post autor: nałóg »

Ruta pisze: 30 sty 2020, 0:49 Gdy zaczęło być bardzo źle musiałam znaleźć skuteczniejsze sposoby obrony przed krzywdą. Przestałam mówić - i równocześnie przestałam się zgadzać na krzywdzące zachowania. W praktyce wyglądało to tak: mąż zaczynał awanturę, będąc pod wpływem alkoholu lub innych substancji - separowałam się, aby nie mógł tego robić. Odmawiałam uczestniczenia w sytuacjach w których mąż pił alkohol. Jeśli byliśmy gdzieś razem i mąż zaczynał pić, wychodziłam. Odmawiałam kontynuowania rozmowy, gdy mąż był wobec mnie nieprzyjemny. Nie wyrażałam zgody na przebywanie męża w domu w stanie odurzenia. Nie podejmowałam rozmów z mężem, gdy nie był trzeźwy. Przestałam zgadzać się na obciążanie mnie jego obowiązkami i wykonywać je za niego, nawet jeśli konsekwencje były dotkliwe. Przestałam kryć męża i zaczęłam wprost nazywać rzeczy które robił - nie chodzi o rozgłaszanie ich wszem i wobec, ale jeśli ktoś pytał, czemu nie chcę przyjść z mężem lub czemu wychodzę, mówiłam otwarcie, jeśli jego mama pytała co się u nas dzieje, mówiłam że się upił lub odurzył. Przestałam kłamać. Zaczęłam odmawiać udawania, że wszystko jest w porządku. Zajęłam się sobą i dzieckiem, zostawiając męża samemu sobie z jego odurzaniem się.
Ruto, jestem pełen uznania do drogi zdrowienia i zmian jaką przeszłaś ..... PRZEBUDZENIA i zdrowej, twardej miłości wobec siebie, męża, matki i otoczenia.
Możesz być szczęśliwa mimo kryzysu, mimo uzależnienia męża , mimo trudu samotnego macierzyństwa ...... szacun. Tak 3-maj.PD
Akacja
Posty: 123
Rejestracja: 18 gru 2019, 4:31
Płeć: Kobieta

Re: Życie po zdradzie, ale jak????

Post autor: Akacja »

Droga Ruto, wahałam się czy napisać Ci co myślę ale po poście nałogu już czuję że powinnam..

Po pierwsze z tego co piszesz to jest wielki dramat żyć z alkoholikiem.

Po drugie uciekając/broniąc się przed krzywdą sama zaczęłaś krzywdzić używając grzechu obmowy: tzn. ujawniania przed ludźmi kompromitujących dla człowieka wad, grzechów itp. które nie są czymś zmyślonym.
Akacja
Posty: 123
Rejestracja: 18 gru 2019, 4:31
Płeć: Kobieta

Re: Życie po zdradzie, ale jak????

Post autor: Akacja »

Może się mylę, to z tego co napisałaś tak odczytałam.

Natomiast przestać kłamać nie znaczy mówić wszystko o co zapytają.

Moja mama też pytała czemu jestem smutna ale cieszę się, że powiedziałam prawdę tzn też inny powód który się nawinął ale chwała Bogu, że nie powiedziałam że dlatego, że mąż ma problem z seksoholizmem. Wtedy to dopiero jak by mógł żyć z myślą że bliscy go za takiego uważają. Szatan by miał wtedy pole do popisu bo wystarczy że mama by na niego trochę inaczej popatrzyła i on by myślał że myśli o nim jak o zboczeńcu.

Ja też bym nie chciała żyć nawet z moją rodziną która tak na mnie patrzy. Wolałabym gdzieś indziej zamieszkać.

Lepiej szukać dobra, a przecież w każdym człowieku jest :)
marylka
Posty: 1372
Rejestracja: 30 sty 2017, 17:01
Jestem: szczęśliwą żoną
Płeć: Kobieta

Re: Życie po zdradzie, ale jak????

Post autor: marylka »

I ja napisze tutaj cos do Ruty
Jestes mi bardzo bliska.
Czytam Twoje posty i pewne przeżycia sa blizniaczo podobne do moich.
Gratuluje Ci drogi - mega trudnej ale jakże pieknej.
Jestem z Toba i rownież - szacun
Twoje posty odbieram jako bardzo wartosciowe i wiele dajesz innym swoim doswiadczeniem.
Wierze, że Bog ma dla Ciebie piekny plan
I...cóż...do takiej postawy żony trzeba dojrzec żeby z nia byc. Modle sie żeby Twoj maż chcial dojrzec.
Bo o to chodzi w malżenstwie - żebysmy wzrastali w miłosci i w pracy nad soba
Pozdrawiam
Akacja
Posty: 123
Rejestracja: 18 gru 2019, 4:31
Płeć: Kobieta

Re: Życie po zdradzie, ale jak????

Post autor: Akacja »

Ruto przepraszam Cię bardzo :(

Sama teraz popełniłam grzech obmowy wobec Ciebie..
Niby miałam dobrą intencje ale nie zawsze jak się ma dobrą intencje to znaczy, że jest to od Boga. Grzech na pewno od Boga nie jest.
Będę się modlić za Ciebie i twojego męża, mam nadzieję, że mi wybaczysz.
Pozdrawiam
ODPOWIEDZ