Re: coś się stało, oj będzie bolało..
: 12 mar 2019, 10:41
Kochani chcę się z Wami czymś podzielić. Może jeszcze za wcześnie na jakieś spektakularne świadectwo, ale w moim życiu wydarzył się mały wielki cud. Nie, mąż nie wrócił ( jeszcze...) Ale... ja wróciłam! Od pewnego czasu żyję uwolniona od "mojego kowalskiego" i sama nie mogę się nadziwić, że to w ogóle było możliwe ( i konieczne).. Otóż przez LATA uważałam, że to niegroźna znajomość i nijak nie byłam w stanie jej zakończyć. Były okresy, kiedy z kowalskim nie miałam kontaktu ale zawsze prędzej czy później on wracał i za każdym razem nasze bagienko moralne pogłębiało się. Kiedy byłam już w trakcie i krótko po rozwodzie nastąpiła eskalacja bliskości z kowalskim ( a jednocześnie mąż coraz mocniej angażował się w związek ze swoją kowalską i jego amok niestety trwa nadal i się pogłębia).
Było naprawdę "cudownie" i kowalski we wszystkim był bezkonkurencyjnie "lepszy" od mojego męża...a jednocześnie...no właśnie...czułam i wiedziałam, że coś robię źle. I wtedy przyszła mi na myśl najbardziej praradoksalna myśl, żeby prosić innych o modlitwę za MOJE nawrócenie ( oczywiście o to samo prosiłam dla męża, ale czułam, że nie mogę modlić się tylko o jego powrót do mnie) Ja też potrzebowałam mentalnego powrotu, a może kiedyś i fizycznego. Nie prosiłam "Boże- wróć mi męża!" ale raczej- nawróć mnie Panie, przemień, ulituj się nade mną grzeszną, rozerwij pęta zła jakie na sobie mam i błagam- zmień moje życie i serce...i pamiętaj o moim równie zniewolonym mężu,który być może sam już nie poprosi Cię o pomoc) Wysłałam SETKI intencji do klasztorów z błaganiem o modlitwę za nawrócenie moje (i męża...oraz oddając nas Bogu) Z kowalskim było naprawdę niesamowicie dobrze, ale postanowiłam - parafrazując Słowa Ewangelii- sprzedać wszystko co mam i zainwestować w Królestwo Boże. W niewytłumaczalny po ludzku sposób zapragnęłam "iść na całość" i oddać luksus i radość życia z kowalskim, jego i moją miłość, bliskość, wzajemną pomoc i życzliwość- wszystko- w zamian za bliżej nieokreślone i nienamacalne "Królestwo Boże". Taki trochę skok na bungee- bez bungee Nie wiem jak się zakończy, bo na razie dopiero zaczęłam lecieć... Zanim podjęłam decyzję dużo rozmawiałam ze spowiednikiem i namolnie żebrałam o modlitwę gdzie się tylko dało. Warto było.
Zakończyłam etap życia z kowalskim w najpiękniejszym momencie ( patrząc po ludzku). Było ciężko, ale miałam nad sobą błogosławieństwo Boże przekazywane przez kapłanów. Mąż oczywiście nie wie o tym- na razie... Nie zawraca sobie mną głowy, bowiem inwestuje w mieszkanie ze swoją kowalską i jej dzieckiem ( zabiera tam też nasze dziecko na noc i czasami w ciągu dnia). Mężuś wydaje się być w amoku i zupełnie pogubiony, chociaż samotnie przychodzi do kościoła odstać godzinę na Mszy a później wraca do kowalskiej. Z własnego doświadczenia jednak wiem, że można latami opierać się wyraźnej łasce Bożej i zagłuszać sumienie... albo można pójść za głosem Boga i rzucić się w Jego miłujące ramiona ( czego oczywiście mojemu mężowi życzę i to jak najszybciej).. Czuję, jakby ktoś delikatnie ale skutecznie, szybkim ruchem wyjął ze mnie cienki i niezauważalny haczyk, który nosiłam w sercu przez lata i który "trzymał mnie" mentalnie na uwięzi. Od czasu jak zostałam uwolniona ( nie chcę tu opisywać zbyt wielu szczegółów) początkowo nie dowierzałam, że to już w ogóle się stało.. ale stało się i widzę inne haczyki do usunięcia we mnie, ale ten jeden- już jest poza mną a miejsce po nim goi się szybko. Chwała Panu!
Było naprawdę "cudownie" i kowalski we wszystkim był bezkonkurencyjnie "lepszy" od mojego męża...a jednocześnie...no właśnie...czułam i wiedziałam, że coś robię źle. I wtedy przyszła mi na myśl najbardziej praradoksalna myśl, żeby prosić innych o modlitwę za MOJE nawrócenie ( oczywiście o to samo prosiłam dla męża, ale czułam, że nie mogę modlić się tylko o jego powrót do mnie) Ja też potrzebowałam mentalnego powrotu, a może kiedyś i fizycznego. Nie prosiłam "Boże- wróć mi męża!" ale raczej- nawróć mnie Panie, przemień, ulituj się nade mną grzeszną, rozerwij pęta zła jakie na sobie mam i błagam- zmień moje życie i serce...i pamiętaj o moim równie zniewolonym mężu,który być może sam już nie poprosi Cię o pomoc) Wysłałam SETKI intencji do klasztorów z błaganiem o modlitwę za nawrócenie moje (i męża...oraz oddając nas Bogu) Z kowalskim było naprawdę niesamowicie dobrze, ale postanowiłam - parafrazując Słowa Ewangelii- sprzedać wszystko co mam i zainwestować w Królestwo Boże. W niewytłumaczalny po ludzku sposób zapragnęłam "iść na całość" i oddać luksus i radość życia z kowalskim, jego i moją miłość, bliskość, wzajemną pomoc i życzliwość- wszystko- w zamian za bliżej nieokreślone i nienamacalne "Królestwo Boże". Taki trochę skok na bungee- bez bungee Nie wiem jak się zakończy, bo na razie dopiero zaczęłam lecieć... Zanim podjęłam decyzję dużo rozmawiałam ze spowiednikiem i namolnie żebrałam o modlitwę gdzie się tylko dało. Warto było.
Zakończyłam etap życia z kowalskim w najpiękniejszym momencie ( patrząc po ludzku). Było ciężko, ale miałam nad sobą błogosławieństwo Boże przekazywane przez kapłanów. Mąż oczywiście nie wie o tym- na razie... Nie zawraca sobie mną głowy, bowiem inwestuje w mieszkanie ze swoją kowalską i jej dzieckiem ( zabiera tam też nasze dziecko na noc i czasami w ciągu dnia). Mężuś wydaje się być w amoku i zupełnie pogubiony, chociaż samotnie przychodzi do kościoła odstać godzinę na Mszy a później wraca do kowalskiej. Z własnego doświadczenia jednak wiem, że można latami opierać się wyraźnej łasce Bożej i zagłuszać sumienie... albo można pójść za głosem Boga i rzucić się w Jego miłujące ramiona ( czego oczywiście mojemu mężowi życzę i to jak najszybciej).. Czuję, jakby ktoś delikatnie ale skutecznie, szybkim ruchem wyjął ze mnie cienki i niezauważalny haczyk, który nosiłam w sercu przez lata i który "trzymał mnie" mentalnie na uwięzi. Od czasu jak zostałam uwolniona ( nie chcę tu opisywać zbyt wielu szczegółów) początkowo nie dowierzałam, że to już w ogóle się stało.. ale stało się i widzę inne haczyki do usunięcia we mnie, ale ten jeden- już jest poza mną a miejsce po nim goi się szybko. Chwała Panu!