Re: Wigilia czas oczekiwania na...
: 23 gru 2018, 10:33
Widzę, że jak co roku, Wigilia, sposób jej przeżywania, wzbudza dużo przykrych uczuć. Bo to rodzinny czas, a często w rozbitej rodzinie.
Pamiętam pierwszą Wigilię niecałe 3 miesiące po odejściu męża, jeszcze w starym domu. Zaprosiłam troje samotnych ludzi (koledzy dzieci, jeden z mamą w sumie 7 osób) i nazwałam ją "wigilią dla potłuczonych". I to był bardzo dobry pomysł. Następna była u mnie w nowym domu w dużym składzie z nową rodziną syna. Ta była przy gitarze i śpiewaniu przy kominku. Nowa rozrośnięta rodzina, choć niestety z uzależnieniem teścia syna w tle. Kolejna u teściów syna, duża, poskładana rodzina (my byliśmy w mniejszości). Tak trochę dziwnie, bo nie u siebie. Ale znowu z gitarą i śpiewem, co bardzo lubię.
Teraz już czwarta wigilia. Syn z żoną wyjechał nad morze ma całe Święta, powiedział późno. Nie chciałam iść z córką do jego teściów. Mnie siada zdrowie od kilku miesięcy, kłopoty zawodowe, jakiś niełatwy czas. Rodzice oboje nie żyją (tata zmarł w tym roku) No i co z wigilią? Mam cudownych sąsiadów i wigilię robimy wspólnie u nich. Będzie znowu inna, ale z bliskimi ludźmi. Wczoraj przyjaciółka powiedziała mi, że spóźniła się z zaproszeniem nas na wigilię. A w pierwszy dzień świąt rodzina chłopaka córki. Czyli znowu rozrost w inną stronę. Jestem od środy w domu (chora, nie mogę wychodzić) trochę przybita, ale codziennie widuję się z ludźmi.
Wiem już, że najważniejsi w Wigilię są ludzie. I to wcale nie musi być rodzina z krwi i kości. To nawet nie muszą być ludzie, których znamy od wielu lat i są nam bardzo bliscy. Bo w Wigilię właśnie warto wyjść do ludzi z bliskością, otworzyć się na ludzi. Więcej dawać, niż brać. Właśnie im gorzej, im bardziej samotnie, tym większe otwarcie jest potrzebne. To jest najlepsza Wigilia, z dawaniem ciepła, bliskości.
I takiej Wigilii wszystkim życzę.
Pamiętam pierwszą Wigilię niecałe 3 miesiące po odejściu męża, jeszcze w starym domu. Zaprosiłam troje samotnych ludzi (koledzy dzieci, jeden z mamą w sumie 7 osób) i nazwałam ją "wigilią dla potłuczonych". I to był bardzo dobry pomysł. Następna była u mnie w nowym domu w dużym składzie z nową rodziną syna. Ta była przy gitarze i śpiewaniu przy kominku. Nowa rozrośnięta rodzina, choć niestety z uzależnieniem teścia syna w tle. Kolejna u teściów syna, duża, poskładana rodzina (my byliśmy w mniejszości). Tak trochę dziwnie, bo nie u siebie. Ale znowu z gitarą i śpiewem, co bardzo lubię.
Teraz już czwarta wigilia. Syn z żoną wyjechał nad morze ma całe Święta, powiedział późno. Nie chciałam iść z córką do jego teściów. Mnie siada zdrowie od kilku miesięcy, kłopoty zawodowe, jakiś niełatwy czas. Rodzice oboje nie żyją (tata zmarł w tym roku) No i co z wigilią? Mam cudownych sąsiadów i wigilię robimy wspólnie u nich. Będzie znowu inna, ale z bliskimi ludźmi. Wczoraj przyjaciółka powiedziała mi, że spóźniła się z zaproszeniem nas na wigilię. A w pierwszy dzień świąt rodzina chłopaka córki. Czyli znowu rozrost w inną stronę. Jestem od środy w domu (chora, nie mogę wychodzić) trochę przybita, ale codziennie widuję się z ludźmi.
Wiem już, że najważniejsi w Wigilię są ludzie. I to wcale nie musi być rodzina z krwi i kości. To nawet nie muszą być ludzie, których znamy od wielu lat i są nam bardzo bliscy. Bo w Wigilię właśnie warto wyjść do ludzi z bliskością, otworzyć się na ludzi. Więcej dawać, niż brać. Właśnie im gorzej, im bardziej samotnie, tym większe otwarcie jest potrzebne. To jest najlepsza Wigilia, z dawaniem ciepła, bliskości.
I takiej Wigilii wszystkim życzę.