Mąż, który nie wie, co czuje i czego chce

Refleksje, dzielenie się swoimi przeżyciami...

Moderator: Moderatorzy

Jędrek
Posty: 9
Rejestracja: 30 sty 2017, 9:06
Jestem: po rozwodzie
Płeć: Mężczyzna

Re: Mąż, który nie wie, co czuje i czego chce

Post autor: Jędrek »

jacek-sychar pisze:
Jędrek pisze:
jacek-sychar pisze: Mężczyzna jest jak myśliwy. Lubi polować i zdobywać. Tym samym lubi zdobywać również kobiety. Im bardziej kobieta wydaje się mu niedostępna, tym bardziej jej pragnie. Jak jest pewny, że jest jego, to traci nią zainteresowanie.
Niestety. :(
jakoś się trzymam na dystans od kobiet....
chyba nie jestem już mężczyzną... :roll:
Jesteś, jesteś. :)
Tylko jesteś zranionym myśliwym, który chwilowo boi się zwierzyny, na którą poluje, bo został w czasie poprzednich polowań mocno przez nią poturbowany. :P
Taki mały stres pourazowy. ;)
Przy okazji myślę, że masz i zasady. Twoja zwierzyna łowna jest na innym pastwisku, a na inną masz "okres ochronny" na polowania. :lol:
Czy Ty Jacek- Sychar się przypadkiem nie zapędziłeś za bardzo?
Propagujesz na tym forum rozwiązły tryb życia?
Na dziś chcę pozostać wierny swojej żonie pomimo rozwodu.
Chyba, że Sychar zaczął oddawać pole... o czymś nie wiem?
Andrzej
-------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------
"Nie toczymy bowiem walki przeciw krwi i ciału..." (Ef 6, 12)
http://korzystanie.blogspot.com/" target="_blank
Pavel
Posty: 5131
Rejestracja: 03 sty 2017, 21:13
Jestem: w kryzysie małżeńskim
Płeć: Mężczyzna

Re: Mąż, który nie wie, co czuje i czego chce

Post autor: Pavel »

Jacek sam Ci pewnie odpisze, ja tylko na szybko napisze, że z pewnością zle go zlozumiales, bo z pewnością nie takie były jego intencje.
Sychar na tym polu stoi jak skała. Nic się nie zmieniło i nie zmieni :)
"Bóg nie działa poza wolą człowieka i poza jego wysiłkiem.(...) Założenie, że jeśli się pomodlimy, to będzie dobrze, jest już wiarą w magię." ks. dr. Grzegorz Strzelczyk
jacek-sychar

Re: Mąż, który nie wie, co czuje i czego chce

Post autor: jacek-sychar »

Jędrek :shock: :shock: :shock:

Chciałem zażartować, ale nie wyszło mi za bardzo. Przepraszam więc, ale jednocześnie wyjaśniam.
Jędrek pisze:nie zapędziłeś za bardzo?
Propagujesz na tym forum rozwiązły tryb życia?
Gdzie ja proponuję rozwiązły tryb życia?
Napisałem, że mężczyźni bardziej lubią zdobywać kobiety. Im większy wysiłek wkładają w zdobycie kobiety, tym bardziej je cenią i kochają. Dlatego porównałem mężczyzn do myśliwych.
Co dla mężczyzny jest sukcesem? Przejście się na spacerek do sklepu, czy pójście na długą wyprawę?
Czemu ostatnio dużym powodzeniem cieszy się ekstremalna droga krzyżowa? Szczegóły tutaj:
http://www.edk.org.pl/" target="_blank
Bo pójść na pół godziny do kościoła potrafi prawie każdy. Ale przejść ponad 40 km w ciągu jednej nocy, to jest już wyzwanie, czyli coś dla prawdziwego faceta.

Napisałem jeszcze:
jacek-sychar pisze:Tylko jesteś zranionym myśliwym, który chwilowo boi się zwierzyny, na którą poluje, bo został w czasie poprzednich polowań mocno przez nią poturbowany.
Taki mały stres pourazowy.
Chciałem przez to powiedzieć, że obecnie jest w Tobie dużo złych uczuć i myśli po tym, co Cie spotkało ze strony Twojej żony. Dlatego nazwałem to stresem pourazowym.

Oraz:
jacek-sychar pisze:Twoja zwierzyna łowna jest na innym pastwisku, a na inną masz "okres ochronny" na polowania.
A tutaj są dwie myśli. Pierwsza o Twojej żonie, która jest na innym pastwisku.
Miałem tutaj na myśli to, że obecnie nie masz wpływu na swoja żonę. Ona myśli, że się wyzwoliła spod Twojego wpływu, że się uwolniła od Ciebie. Jeszcze nie wie, jakie będą ja nękały wyrzuty sumienia. Ale na to potrzeba trochę czasu, żeby obecna euforia minęła.
Ale najważniejsza jest druga część zdania: a na inną masz "okres ochronny" na polowania
Jeżeli jesteś sakramentalnym małżonkiem swojej żony, to znaczy, że masz "okres ochronny" na polowania na inne kobiety, to znaczy, że nie wolno na nie polować, są pod ochroną (dla Ciebie).
Inaczej mówiąc "polować" mogą kawalerowie i wdowcy i panny i wdowy.

Cieszę się więc, że:
Jędrek pisze:Na dziś chcę pozostać wierny swojej żonie pomimo rozwodu.
Ja podobnie i nic w strategii Sycharu się nie zmieniło.

Czy teraz wyjaśniłem już dokładnie?
A głupi myślałem, że jestem świetnym nauczycielem i jak coś wyłożę, to wszyscy od razu zrozumieją. Cóż, moja pycha kroczy przed moim upadkiem. :?
GosiaH
Posty: 1062
Rejestracja: 12 gru 2016, 20:35
Płeć: Kobieta

Re: Mąż, który nie wie, co czuje i czego chce

Post autor: GosiaH »

Malina, przeczytałam twój wątek.
Sporo dostałaś już informacji zwrotnych.
I jakoś czytam, że ... nie słyszysz samej siebie?
A słyszysz informacje zwrotne ?


Napisałaś:
Malina pisze:Myślałam, że zrozumiałam, ale faktycznie może nie, skoro nie umiałam zmienić swojej postawy (błaganie o miłość wymiennie z awanturami z powodu braku tej miłości).
i to jest dobra refleksja wg mnie


Malina, bądź aniołem !
Od aniołów rzadko się odchodzi.
Malina pisze: Nie rozumiemy się z mężem (on tak uważa), więc pewnie mówimy innymi językami (myślę, że od tej lektury zacznę). Mąż twierdzi, że ja nie rozumiem jego, on mnie i nigdy się nie zrozumiemy.
jaki jest język miłości twojego męża? Wiesz już ? A twój ?


Malina pisze:Kilka dni temu mąż mi powiedział, że myśli, iż nie powinniśmy być razem, że jesteśmy różni i nic nas nie łączy poza dziećmi i wspomnieniami. Nie zgodziłam się z tym i powiedziałam, że takim myśleniem chce się usprawiedliwić przed sobą. Nie było kłótni, tylko rozmowa. Ale ta rozmowa strasznie mnie przybiła.
Malina, rozumiem ten smutek i przygnębienie.
Jak ja byłam w takim kryzysie, to wyczytałam gdzieś, by to dalej zostawić, bez drążenia, by raczej żyć tak, jakby codzienność miała się o tyle zmieniać, o ile ja się zmieniam.
Przyznaję, po czasie, coś w tym jest.



A takimi sytuacjami:
Malina pisze:Wczoraj zapytałam go, czy chce się rozstać, bo to ja w razie czego zostanę sama z dziećmi i muszę się na to przygotować.
możesz utwierdzać męża w przekonaniu, że należy coś z tym zrobić.
Zadbaj o siebie a mężowi daj czas i pokaż co traci odchodząc od ciebie.
"Nie mów ludziom o Bogu kiedy nie pytają, żyj tak, by pytać zaczęli" św. Jan Vianney
Jędrek
Posty: 9
Rejestracja: 30 sty 2017, 9:06
Jestem: po rozwodzie
Płeć: Mężczyzna

Re: Mąż, który nie wie, co czuje i czego chce

Post autor: Jędrek »

jacek-sychar pisze:Jędrek :shock: :shock: :shock:

Chciałem zażartować, ale nie wyszło mi za bardzo. Przepraszam więc, ale jednocześnie wyjaśniam.
Jędrek pisze:nie zapędziłeś za bardzo?
Propagujesz na tym forum rozwiązły tryb życia?
Gdzie ja proponuję rozwiązły tryb życia?
Napisałem, że mężczyźni bardziej lubią zdobywać kobiety. Im większy wysiłek wkładają w zdobycie kobiety, tym bardziej je cenią i kochają. Dlatego porównałem mężczyzn do myśliwych.
Dużo wiesz o mężczyznach... wszystkich... dla mnie takie uogólnienia są zupełnie nie zgodne z rzeczywistością.
jacek-sychar pisze:Tylko jesteś zranionym myśliwym, który chwilowo boi się zwierzyny, na którą poluje, bo został w czasie poprzednich polowań mocno przez nią poturbowany.
Taki mały stres pourazowy.
Chciałem przez to powiedzieć, że obecnie jest w Tobie dużo złych uczuć i myśli po tym, co Cie spotkało ze strony Twojej żony. Dlatego nazwałem to stresem pourazowym.[/quote]
Dużo wiesz o mnie. Ale obawiam się, że to co wiesz mija się z prawdą. Moja żona uważa inaczej :mrgreen:
jacek-sychar pisze: Czy teraz wyjaśniłem już dokładnie?
A głupi myślałem, że jestem świetnym nauczycielem i jak coś wyłożę, to wszyscy od razu zrozumieją. Cóż, moja pycha kroczy przed moim upadkiem. :?
Ja nie zrozumiałem.
Uważaj, bo mój upadek mnie sporo kosztował.
Andrzej
-------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------
"Nie toczymy bowiem walki przeciw krwi i ciału..." (Ef 6, 12)
http://korzystanie.blogspot.com/" target="_blank
Malina
Posty: 33
Rejestracja: 09 mar 2017, 11:04
Jestem: w kryzysie małżeńskim
Płeć: Kobieta

Re: Mąż, który nie wie, co czuje i czego chce

Post autor: Malina »

Słyszę informacje zwrotne, które są bardzo pomocne. To dla mnie materiał do przemyśleń i zmiany postępowania. Ale na to potrzebuję czasu.
Daję mężowi czas- wyjeżdża praktycznie na miesiąc w rożne miejsca świata (w celach rozrywkowych, nie związanych z pracą), wraca przed Wielkanocą.
Zaczynam być coraz bardziej rozczarowana jego postawą, a to chyba niedobrze...
Niezapominajka
Posty: 393
Rejestracja: 06 kwie 2017, 11:07
Jestem: w kryzysie małżeńskim
Płeć: Kobieta

Re: Mąż, który nie wie, co czuje i czego chce

Post autor: Niezapominajka »

hej Malinko, i jak tam na froncie? wrócił z wojaży? Jakaś zmiana? Twoja historia jest podobna do mojej.
Malina
Posty: 33
Rejestracja: 09 mar 2017, 11:04
Jestem: w kryzysie małżeńskim
Płeć: Kobieta

Re: Mąż, który nie wie, co czuje i czego chce

Post autor: Malina »

Wrócić, wrócił. Jakaś zmiana? myślę, że tak.
Ten ostatni miesiąc był dla mnie czasem przemyśleń i, co najważniejsze, początku przemiany, i to na wielu płaszczyznach. Nie ukrywam, że było i jest ciężko. Nie ukrywam, że podczas jego pierwszego wyjazdu wykonałam jeden "furiofon" (telefon wykonany w złości;-) ), ale, jak to ktoś napisał w Twoim wątku Niezapominajko, jedno nasze potknięcie niweczy naszą wypracowaną sytuację. W końcu pogodziłam się z losem, z każdą wersją mojej przyszłości, na którą i tak mam znikomy wpływ. Kocham mojego męża i jest miłością mojego życia, ale czas przestać się użalać i nakręcać. Dzwonił to dzwonił, pisał to pisał, nie odzywał się- to nie. Nie czekałam na poranne wiadomości, zajęłam się swoim życiem i dziećmi, a że pracuję zawodowo i mieszkam poza miastem (dowozy dzieci do szkół) to czas upłynął mi szybko i intensywnie. Jak ja się zmieniłam? Przestałam naciskać i oczekiwać. Cieszę się z tego, co mam (mąż się nie wyprowadził i na jakiś tam swój sposób mnie kocha, staram się nie myśleć o tym, co straciłam). Dałam mu spokój, ale też nie jestem oziębła- przytulę się do niego, zażartuję, powiem mu komplement. Nie odwzajemniał, ale też nie odtrącał tego. Starałam się żyć normalnie, zwyczajnie, jakby nic się nie stało. Odcięłam od siebie moich rodziców, którzy poza tym, że mnie wspierali, to mnie bardzo negatywnie nakręcali- np.mama mówiła, że w oczach mojego męża nie ma już miłości, że mam iść do prawnika się przygotować do rozwodu (tak na "wszelki" wypadek), tata uparcie wmawiał istnienie kochanki. To mnie załamywało i nakręcało, potem pełna żalu wybuchałam. Więc przestałam z nimi rozmawiać na ten temat. Wyciszyłam się, olałam zachowania męża, które mnie drażnią (oj, a jest tego trochę :-D ). Zaczęłam się śmiać i żartować, stałam się dla męża taką pogodną koleżanką. Odbudowuję relację z teściową (przed kryzysem miałam bardzo bliski i dobry kontakt z teściową, potem się wszystko rozsypało)- zaprosiłam teściów na weekend do siebie i dzieci. Było bardzo miło, ich to ucieszyło, mnie i moje dzieci też (no i męża też, bo to o jego mamusię chodzi;-) ).
Mąż zaczął się pomalutku przełamywać- a to zażartował, a to mnie klepnął w tyłek (kiedyś tak mi okazywał swoje zainteresowanie, a ja kokieteryjnie przewracałam oczami i prosiłam, by tego nie robił, bo nie jestem krową do klepania;-) ). Na kolejnych wyjazdach starał się codziennie dzwonic, jak nie mógł- to pisał. Jeśli wstaje wcześniej do pracy, to daje mi buziaka na do widzenia, kiedy jeszcze śpię. To takie małe rzeczy, które cieszą, choć nie muszą wiele dla niego znaczyć. Nie jest super, jest nadal ogromny dystans z jego strony, ale ja wiem, że to dopiero początek. Jesteśmy w kryzysie przez półtora roku i tego się nie naprawi w kilka tygodni. Zostało powiedzianych wiele słów, które gdzieś tam w głowie siedzą. Ja staram się nie myśleć o tym, co powiedział, jak się zachował. Ale jak już mnie dopadną takie myśli, to włączam stronę "siepomaga" i wtedy te moje problemy wydają się bzdurami. Sama wątpiłam, czy uda mi się wyciszyć, ale w pewnym momencie dochodzisz do tak beznadziejnego punktu, że już nie masz wyjścia, tylko odpuścić (oczekiwania i emocje, nie małżeństwo!). Gdzieś wyczytałam , że "tylko głupiec robi ciągle to samo i oczekuje innego rezultatu". Za głupią się nie uważam, więc postanowiłam zmienić strategię- ale najpierw do tego trzeba dojrzeć.
Pavel
Posty: 5131
Rejestracja: 03 sty 2017, 21:13
Jestem: w kryzysie małżeńskim
Płeć: Mężczyzna

Re: Mąż, który nie wie, co czuje i czego chce

Post autor: Pavel »

Doszedłem w swoim czasie do podobnych przemyśleń.
Myślę, że mogą byc z tego dobre owoce, może to jest początek nowego początku :)
"Bóg nie działa poza wolą człowieka i poza jego wysiłkiem.(...) Założenie, że jeśli się pomodlimy, to będzie dobrze, jest już wiarą w magię." ks. dr. Grzegorz Strzelczyk
Niezapominajka
Posty: 393
Rejestracja: 06 kwie 2017, 11:07
Jestem: w kryzysie małżeńskim
Płeć: Kobieta

Re: Mąż, który nie wie, co czuje i czego chce

Post autor: Niezapominajka »

hej Malinko, to super. Małymi kroczkami do przodu. Ja pracuję nawielu frontach: po pierwsze modlitwa - przylgnęłam do Różańca - to jest megamoc,opieka i ustawienie perspektywy, terapia indywidualna - poznaję mechanizmy, które mną rządziły i niszczyły zwiazek i dostaję konkretne narzędzia jak sobie z nimi radzić - bo nikt mnie tego w domu nie nauczył. Chcę kupić też ksiażki: Cenniejsza niż perły, Dzikie serce, Granice w relacjachmałżenskich i Pulikowskiego Warto naprawiać małżenstwo, Kobieta od A do Z i Mężczyzna od A do Z. Myślę, że pomogą.
jacek-sychar

Re: Mąż, który nie wie, co czuje i czego chce

Post autor: jacek-sychar »

Niezapominajka pisze: 19 kwie 2017, 8:28 Myślę, że pomogą
Nie wiem czy pomogą. ;)
Ale na pewno dadzą Ci wiedzę i narzędzia do zmiany siebie. :D
Malina
Posty: 33
Rejestracja: 09 mar 2017, 11:04
Jestem: w kryzysie małżeńskim
Płeć: Kobieta

Re: Mąż, który nie wie, co czuje i czego chce

Post autor: Malina »

Mam dość ciężki (emocjonalnie) weekend za sobą. Wydawało mi się, że mąż zrobił krok w moją stronę, ale w ten weekend bardzo odczułam jego dystans- jakby wycofał się i zrobił krok do tyłu. Wiem, że należy na to spojrzeć tak, że krok do przodu i potem do tyłu to nie stanie w miejscu, tylko cha-cha i krokiem tanecznym idziemy przez życie ;-) Ale tak na poważnie, to dopadły mnie myśli, że to bez sensu wszystko. Bardzo silne...
W weekend mąż się znowu ode mnie odciął, w piątek nie chciał się ze mną kochać, kiedy w sobotę kilka razy spontanicznie podeszłam, by się przytulić, on sztywniał, poklepał mnie tylko po plecach, jak dalekiego kolegę, i odchodził szybko. Więcej czułości okazywał córce, z którą leżał na kanapie, przytulał ją, dawał buziaki i mówił do niej zdrobniale. Z resztą synowi też. Kiedy ja chciałam przytulić się na kanapie, to mówił, że mu niewygodnie, gorąco, itp. W sobotę wieczorem, kiedy dzieci poszły spać, zapytałam, co jest grane. Usłyszałam, że czasem ma wrażenie, że nasze małżeństwo jest bez sensu, że ja nie ufam jemu, a on mnie, że to bez sensu i że to koniec rozmowy, bo idzie spać. Na drugi dzień rano mu powiedziałam po śniadaniu, że zaufanie to kwestia wyboru. Ja mu ufałam przez te wszystkie lata przed kryzysem, teraz mu nie ufam, bo on sam nie wie, czego chce- to jak w tym przypadku być pewnym jego decyzji? Ale, że jeśli mi powie, że jest pewien, iż to ze mną chce iść przez życie, to mu zaufam. W tej chwili zachowuje się jak obcy człowiek, a obcym się nie ufa z zasady (tego już mu nie powiedziałam, tylko pomyślałam ;-) ). On natomiast mi nigdy nie ufał, choć w moim odczuciu nie dałam mu do tego powodu (nie oszukałam, nie zdradziłam). Zawsze był skryty i przed kryzysem nie dał mi odczuć, że mi nie ufa. Powiedziałam mężowi, że większą bliskość ma z córką niż z żoną, to jest dla mnie chore. I że każdy z nas od dziecka ma potrzebę miłości i ja też, a on nie dba o zaspokojenie tej mojej potrzeby i dlatego jestem nieszczęśliwa, że pragnę, by mi okazał trochę uczucia. W sumie taki mini monolog z mojej strony, krótki i bez płaczu, histerii i w ogóle emocji, choć głos miałam stanowczy. Resztę dnia spędziliśmy "w miarę" normalnie- był rodzinny spacer po lesie, wspólna Msza św., potem impreza rodzinna. Wieczorem był seks, ale po raz kolejny (sic!) bez całowania (wymówki bywają różne). Po czymś takim czuję się jak przedmiot, ale z drugiej strony mam duże niezaspokojone potrzeby w tej kwestii i korzystam z okazji:-( Dziś rano powiedziałam mu (stanowczo, bez płaczu), że jeśli uważa, że nasze małżeństwo jest bez sensu to niech się wyprowadzi, a jeśli uważa, że ma sens to by pracował razem ze mną nad wyjściem na prostą. Bo od półtora roku nie może się zdecydować, w którą stronę iść. Odpowiedział tylko: "Dobrze" i tyle. Tak, wiem, mogłam sobie to darować, ale z drugiej strony jestem zadowolona, że było bez emocji (płaczu, krzyków, histerii).
No i zaczął mnie ogarniać bezsens tej sytuacji- już od soboty tkwię w takim zamyśleniu. Nie pomagają sprawdzone sposoby. Mam ochotę go spakować, bo jego zachowanie mnie rani, ale nie chcę tego robić, bo przynajmniej, jak jest już w domu, to mam opiekę do dzieci i mogę polecieć na spotkanie z przyjaciółkami czy jakiś fitness. No i oczywiście nie chcę mieszać dzieciom w życiu.
marta
Posty: 22
Rejestracja: 13 lut 2017, 8:53
Jestem: w kryzysie małżeńskim
Płeć: Kobieta

Re: Mąż, który nie wie, co czuje i czego chce

Post autor: marta »

Malinko czytam Twoje posty i Twoje zachowania i widzę wiele wspólnego. Z taką różnicą, że ja wiem że mój mąż ma kowalską a być może i dwie kowalskie. Ostanie pół roku było dla mnie koszmarem. Płakałam po nocach żeby dzieci nie widziały nieszczęśliwej mamy, . Próbowałam rozmawiać, wyparł się wszystkiego a ja wciąż go kochałam. Nie widziałam swojej przyszłości bez niego. Z perspektywy czasu widzę, że bezskutecznie błagałam go o miłość do mnie. mój tez tuli się do dzieci a mnie traktuje chłodno ( chyba wiem co wtedy czujesz). I wiesz co? Modlitwa, zawierzenie swojego życia Bogu i Matce Boskiej w moim przypadku i na tą chwilę zdziałały cuda jeśli chodzi o moje wnętrze. Przestałam żyć życiem swojego męża i zaczynam żyć swoim. Wiem ,że to Najukochańsza Mateczka wprawiła mnie w ten stan, jestem spokojna, przestałam analizować, gdzie i co robi mój mąż. Modlę się o uzdrowienie mojego małżeństwa i nawrócenie mężą z tej grzesznej drogi i wierzę, że dobry Pan Bóg mnie wysłucha, ale jeśli jego wola bedzie inna to przyjmę ja z pokorą. Cudowne uczucie. Odmawiasz Nowennę Pompejańską? ja otrzymałam łaskę wyciszenia. Mąż tweirdzi, że mnie kocha i w to wierzę ale nie narzucam mu się, nie wymuszam na nim tego przytulania , otworzyłam mu te drzwi klatki i zobaczymy co będzie. Ja staram się cieszyć życiem takim jakie mam. Mam cudowne, zdrowe dzieci. Za to wszystko Panu Bogu dziękuję.
jacek-sychar

Re: Mąż, który nie wie, co czuje i czego chce

Post autor: jacek-sychar »

Malino
Czytam o Twojej sytuacji i coraz bardziej utwierdzam się w przekonaniu, że jego obecne zachowanie coraz bardziej mówi o jego dziwnym dzieciństwie. Praktycznie bez ojca i z matką despotką (tak to odbieram). Dla mnie jest on typowym DDRR.
Takie dzieci (mimo swoich lat), często nieźle sobie radzą w sytuacjach zawirowań życiowych, niedostatku. Gorzej znoszą chwile stabilizacji. Nie mogą uwierzyć, że jest dobrze. Tak je to nakręca, że same zaczynają szukać problemów grożących ich rodzinie ... i je znajdują. :shock:
Problemem może być wszystko. Ale niestety prowadzi to do rozbijania swoich małżeństw.
Chociaż nie wykluczam, że w Twojej sytuacji może być i kowalska.
Albo jedno i drugie. :?
Malina
Posty: 33
Rejestracja: 09 mar 2017, 11:04
Jestem: w kryzysie małżeńskim
Płeć: Kobieta

Re: Mąż, który nie wie, co czuje i czego chce

Post autor: Malina »

U mnie nastąpił powrót do "piekieł". Nie dałam rady... Znowu traktował mnie chłodno, omijał. Co się odezwał, to mi dokuczał- zwracałam mu na to uwagę, mówił, że postara się zmienić w tej kwestii, ale się nie zmieniał. Zrobiliśmy wspólnie imprezę dla znajomych- nie pomógł mi w niczym, wieczór przed imprezą, kiedy ja wróciłam do domu z pracy o 19 wieczorem i wzięłam się za sprzątanie, on spędził na turnieju squasha. Na drugi dzień leżał na kanapie, bo go wszystko bolało po turnieju, a ja i dzieci się uwijaliśmy... Poprosiłam go przed imprezą, by się zachowywał odpowiednio, bo jak sobie wypije to się mnie czepia przy wszystkich, dokucza i ostentacyjnie np. nie chce ze mną tańczyć, tylko z innymi dziewczynami. Obiecał. A potem sobie wypił i znowu mi dokuczał, przyjaciel go uspokajał, żeby się nie czepiał tak, że jest strasznie czepialski, itp. Ale nic to nie dało. Z niego się taka frustracja wylewała. I w końcu przelała się u mnie. Miesiąc znosiłam z uśmiechem (ale nie takim lekceważącym) jego czepianie, wypominanie, chłód olewałam. Robił co chciał, bez żadnych moich wymówek. I nic. Wiem, że powinnam wytrwać, ale nie dałam rady:-( Wczoraj zrobiłam mu awanturę życia. Powiedziałam, a raczej wykrzyczałam, że ma się zdecydować, czego chce- albo żyje normalnie ze mną albo się wyprowadza. Bo takie życie jest ze szkodą dla nas i dzieci, które czerpią z nas wzorce. Jakby cały żal się zaczął ze mnie wylewać. Używałam brzydkich słów, nazwałam męża "pupą wołową" (no, w dosadniejszych słowach), płakałam, krzyczałam, trzaskałam drzwiami, że mam dość. Wszystko, co w sobie wypracowałam - zniknęło. Czuję się strasznie, popełniam ciągle te same błędy. Wiem, że nie należy się cieszyć zbyt szybko z sukcesu, ale miesiąc to nie było dla mnie szybko. A jednak nie widząc rezultatu, tylko ponowne pogorszenie relacji z mężem- nie dałam rady. Czyli moja przemiana była nieszczera. Czuję się beznadziejnie.
ODPOWIEDZ