Jak ratować?

Refleksje, dzielenie się swoimi przeżyciami...

Moderator: Moderatorzy

monachomachia
Posty: 10
Rejestracja: 06 gru 2018, 22:27
Jestem: w kryzysie małżeńskim
Płeć: Kobieta

Jak ratować?

Post autor: monachomachia »

Witam wszystkich. Czuję ogromną potrzebę podzielenia się z Wami moją historią, dać ujście emocjom, prosić o pomocne opinie i wsparcie.
Małżeństwem jesteśmy 8ipół roku. Dwa lata temu w pracy mąż znalazł sobie przyjaciółkę: biedną, zakompleksioną, z niskim poczuciem własnej wartości, którą mógł wspierać, zapewniać o atrakcyjności i wartości. Bardzo szybko się wkręcił emocjonalnie w tę znajomość. Po miesiącu już rodzina nic dla niego nie znaczyła, chciał być z kowalską. Tylko ona nie chciała być z nim... Ja byłam w szoku. W tym czasie byłam całkowicie odcięta. W rozpaczy, ale całkowicie z boku. Bardzo bolało, bardzo się zawiodłam. Legło w gruzach całe moje życie. Mąż po wyjeździe z przyjaciółmi wrócił i chciał ratować małżeństwo. Pojechaliśmy na weekend dla małżonków: rozmawialiśmy, pisaliśmy listy. Tylko tematu kowalskiej nigdy nie ruszaliśmy. Ja czułam się bardzo zraniona. Nigdy tak naprawdę nie wybaczyłam mężowi. Chciałam, żeby cały czas się starał i cały czas mi wynagradzał, a ja taka cierpiąca księżniczką na tronie. Nawet obrączkę zdjęłam, bo bolał mnie jej widok: miała być symbolem jego miłości i wierności, a wszystko to złamał. Zawsze miałam tendencje do wycofywania bliskości, gdy czułam się zraniona przez męża. Po tej sytuacji te fochy powtarzały się częściej i dłużej. Nigdy nie było wiadomo, w jakim humorze jestem i co za chwile się stanie. Byłam drażliwa, krytykująca, oziębła, wycofana, zła, zawzięta, lekceważąca, itp. Mąż wiele razy mi mówił, że bolą go te sytuacje, nie wie jak się zachować, czuje się niekochany, skrzywdzony itp. Ale ja inaczej nie umiałam. teraz tak bardzo chciałabym cofnąć czas! 1 listopada był dla mnie bardzo trudny dzień,miałam emocjonalny roller coster. I według mnie mąż nie okazał mi wsparcia i się odcięłam. Na terapii ( chodzimy od pół roku) płakałam, że jestem taka nieszczęśliwa, że wszystko jest źle, że nie widzę możliwości poprawy, że już nie mam siły itp. A mąż mi przytaknął. Chciałam go zmobilizować do walki o rodzinę. Ale on w domu powiedział, że podjął decyzje, że nie chce być ze mną, że nie ma siły ze mną być, że coś w nim pękło, że nie chce przeżywać tego jeszcze raz, że woli być ujem, który nas opuści. Będzie mieszkał z nami ze względu na dzieci, ale na mnie postawił krzyżyk. Dla mnie to był szok! jak to? Przecież przysięgał po grób kiedyś i po kowalskiej! Przecież mi nie może się to przytrafić, mieliśmy być tacy szczęśliwi, tacy święci, tacy wspaniali jako małżonkowie! Kiedy była kowalska widziałam w jego oczach obojętność, podczas tej rozmowy widziałam głęboki ból. I to mi dało kopniaka! Spadły mi łuski z oczu. Tracę wspaniałego człowieka, mój Skarb! Zaczęłam sie zastanawiać o co chodzi w tej naszej relacji. I Pan Bóg szybko mi dał odpowiedź. Najpierw pokazał mi że pokładałam całą ufność w mężu, a z Nim relacja kulała. Pokazał mi to forum. Przeczytałam wątek Fino i widziałam w sobie wiele z jej destruktywnych dynamik. Pokazał mi, że mam wiele zachowań DDx, choć całe życie myślałam, że ja DDA nie jestem! I tak pokazuje mi moje błędy i kruszy serce. Staram sie zajmować sobą, czytać wszystkie polecane książki, zapisałam się na terapie, ale termin mam dopiero na styczeń, a w stosunku do męża staram się być miła, dobra, życzliwa, ciepła. Przytulać, chwalić, podrywać. Tylko widzę jak on buduje mur między nami. Siedzi non stop w komórce, laptopie. Pisze z dziewczynami z całego świata i dawnymi znajomymi. Omawiamy tylko bieżące sprawy rodzinne. Widzę, chyba pierwszy raz w życiu, jego wewnętrzny ból, samotność, beznadzieję, zmęczenie. Wiem, że tak bardzo przyczyniłam się do tego stanu, i to tak bardzo boli. Chciałabym sie nim zaopiekować, przytulać, przepraszać, przekonywać, że ja już zrozumiałam, błagać o wybaczenie. Tak bardzo chciałabym, żeby między nami było już wszystko dobrze. I trzymam się kurczowo tej nadziei, że jak zmienię moje zachowanie w stosunku do niego, to on znów będzie chciał być ze mną. Tym bardziej, że mąż robi drobne rzeczy, które ja odczytuję jako pozawerbalne gesty miłości, takie małe uprzejmości. Np, wczoraj jak wróciłam czekał na mnie zaparzony rumianek. Pobiegłam cała w skowronkach podziękować mężowi, a on powiedział, że to, że nie chce ze mną być, nie znaczy, że ma mnie nie szanować. I zamiast być wdzięczną, ja się rozkleiłam. JAk to nie chce ze mną być?! Przecież ja jestem taka skruszona, ja się tak zmieniłam, ja już będę idealna! A on cały czas, że tego nie widzi, że nie, nie i nie! I teraz taka siedzę załamana i myślę sobie, że jest za późno. A może moja zmiana wcale mu się nie podoba? Wiem, że pisaliście, że potrzeba czasu, aby małżonek uwierzył, że zmiana jest rzeczywista i trwała. Ale ja czuję presje czasu, ze jak czegoś nie zrobię, to lada moment pojawi się kowalska i będzie pozamiatane. Nie mogę spać, nie mogę jeść, nie mogę się na niczym skupić,taki czuję stres.
Prosiłabym o małą podpowiedź jak się zachowywać wobec męża? Boję się, że jak zajmę się tylko sobą to odczyta to jako kolejne wycofanie, zamknięcie. A ja wolałabym sobie teraz rękę odciąć niż kolejny raz go zranić. I co to znaczy zająć się sobą? Tak technicznie ;) Bo np. zająć sie samochodem to znaczy: np zatankować, umyć, sprawdzić olej, poodkurzać, dolać płynu do spryskiwaczy itp. A sobą? A mężem w tej sytuacji?
Awatar użytkownika
Nirwanna
Posty: 13361
Rejestracja: 11 gru 2016, 22:54
Jestem: po rozwodzie
Płeć: Kobieta

Re: Jak ratować?

Post autor: Nirwanna »

Witaj na forum :-)
Skoro trochę je podczytujesz, to pewnie wiesz, że prosimy nowych użytkowników o dyskrecję w pisaniu, aby nie zdradzać prywatnych szczegółów. Sugerujemy również odwiedzenie jednego z naszych Ognisk sycharowskich, wsparcie w realu jest nie do przecenienia.

No i skoro przywołujesz wątek Fino, to aż chciałoby się napisać - że czerp z niego , bo tam jest wszystko o zajmowaniu się sobą ;-)
Ja tylko dodam, że w tym co piszesz, wciąż wybrzmiewa "ja", i to niestety w kontekście egoistycznym. Ja zostałam zraniona, ja zostałam zdradzona, ja teraz jestem odtrącana... i każde działanie jest podlane intencją - aby to wpłynęło na męża. Zarówno kiedyś, gdy byłaś wciąż zraniona i nastroszona, jak i teraz, gdy jesteś miła i przyjazna. Ma to wciąż mieć wpływ na męża. Mąż = bożek.
Radą na to jest odwieszenie emocjonalne, a kluczowym zapewne - zmierzenie się z lękiem, że mąż realnie odejdzie. Bo może to zrobić, i to nawet nie do kowalskiej, a od Ciebie, a konkretnie od konieczności ciągłego stania na postumencie w charakterze bożka. Bycia bożkiem żaden człowiek na dłuższą metę nie dźwignie, i będzie przed tym uciekał, nawet w zdradę i destrukcję.
Fajnie to ks. Dziewiecki tłumaczy, m.in. w audiobooku o emocjach.
Nie żyje się, nie kocha się, nie umiera się - na próbę
Jan Paweł II
Pustelnik

Re: Jak ratować?

Post autor: Pustelnik »

Heyka :-)
Napisałaś
(...) że coś w nim pękło (...)
Skąd ja to znam :-)
I pewnie nie ja jeden - TAK , to też jest (jakieś) pocieszenie (obiektywizacja), że wokół jest wiele trudnych "historii" w tym ... małżeńskich ...

Ja już ponad 2 lata czekam na zwyķłe słowo "przepraszam" (za kłamstwa, mataczenie chociażby)...

Pogody Ducha !
Pustelnik

Re: Jak ratować?

Post autor: Pustelnik »

monachomachia pisze: 20 gru 2018, 13:41 (...) ja już będę idealna!
Heyka,
ja już wiem , że idealny nigdy nie byłem. Idealny nigdy też nie będę ...
I ... dobrze mi z tym (prawdziwiej ?, pokorniej ?, spokojniej ?).

Pogody ducha !
monachomachia
Posty: 10
Rejestracja: 06 gru 2018, 22:27
Jestem: w kryzysie małżeńskim
Płeć: Kobieta

Re: Jak ratować?

Post autor: monachomachia »

Nirwanna,
Piszę "ja" ponieważ chcę się skupić na sobie, sobie przyglądać i siebie zmienić Nie widzę kontekstu egoistycznego :(
Tak, jest we mnie ogromny lęk przed porzuceniem, przed samotnością. Absolutnie sobie z tym nie radzę. Odkąd pamiętam zawsze byłam zawieszona na kimś.
Przesłucham ks.Dziewieckiego, dziękuje za podpowiedź.
monachomachia
Posty: 10
Rejestracja: 06 gru 2018, 22:27
Jestem: w kryzysie małżeńskim
Płeć: Kobieta

Re: Jak ratować?

Post autor: monachomachia »

Nie mam już siły patrzeć, jak mąż wgapia się w telefon i czatuje.Święta niby spędził z nami, ale ciałem, duchem był gdzie indziej. Chciałam cieszyć się tym czasem, bo to być może ostatnie nasze wspólne święta, ale nie mogłam, widząc jak ciągle pisze i pisze i pisze. Widziałam, ze zdjęcia prezentu robił i wysyłał. Teraz oglądaliśmy z dziećmi bajkę, fajna luźna atmosfera, przekąski itp, kiedyś razem śmialiśmy się z różnych scen, teraz on nawet nie patrzy na ekran tylko koresponduje internetowo. Ja już raz coś takiego przeżyłam, nie chcę powtórki. On znów angażuje się w jakieś znajomości internetowe, wciąga się coraz bardziej. Sam mi powiedział, że mówiąc, ze nie chce ze mną być, dał sobie zielone światło do tych znajomości. Bardzo mnie to boli. Czuję się jakby zdradzał mnie na moich oczach. Najchętniej wywaliłabym go za drzwi, ale nie wiem, czy nie strzelę sobie w stopę. Bo co ja dzieciom powiem? Jest dobrym ojcem. I troszczy się o dom. A ja jak pokażę mu, ze się zmieniłam? Jak będę okazywać mu miłość? A z drugiej strony dawać ciche przyzwolenie na wirtualne życie? I czekać, aż z jakąś tak się dogada, że pójdzie w długą? est we mnie dużo buntu, rozpaczy, bezsilności. Nie umiem odnaleźć się w tym małżeństwie bez relacji.
tata999
Posty: 1173
Rejestracja: 29 wrz 2018, 13:43
Jestem: po rozwodzie
Płeć: Mężczyzna

Re: Jak ratować?

Post autor: tata999 »

monachomachia pisze: 20 gru 2018, 13:41
Prosiłabym o małą podpowiedź jak się zachowywać wobec męża? Boję się, że jak zajmę się tylko sobą to odczyta to jako kolejne wycofanie, zamknięcie. A ja wolałabym sobie teraz rękę odciąć niż kolejny raz go zranić. I co to znaczy zająć się sobą? Tak technicznie ;) Bo np. zająć sie samochodem to znaczy: np zatankować, umyć, sprawdzić olej, poodkurzać, dolać płynu do spryskiwaczy itp. A sobą? A mężem w tej sytuacji?
Jak zachowywać się wobec męża? Przyzwoicie, stanowczo itd. Konkretnie w Twojej sytuacji, to raczej nikt nie jest w stanie Ci powiedzieć. Tylko Ty możesz znaleźć odpowiedź na to pytanie.
Wiedźmin

Re: Jak ratować?

Post autor: Wiedźmin »

Cześć monachomachio :)

Fajnie, że udało Ci się trafić na to forum :)

A teraz do rzeczy...
monachomachia pisze: 20 gru 2018, 13:41
[...] Chciałabym sie nim zaopiekować, przytulać, przepraszać, przekonywać, że ja już zrozumiałam, błagać o wybaczenie. Tak bardzo chciałabym, żeby między nami było już wszystko dobrze. [...]
monachomachia pisze: 28 gru 2018, 23:08 [...] Najchętniej wywaliłabym go za drzwi, ale nie wiem, czy nie strzelę sobie w stopę. Bo co ja dzieciom powiem? [...]
W ciągu tygodnia dość duża zmiana - od wybaczania do wywalenia za drzwi.

monachomachio... mi to wygląda trochę, że role nieco się odwróciły.

Wcześniej: "Ty miałaś wywalone, on się starał".
Jak pisałaś w pierwszym poście:
monachomachia pisze: 20 gru 2018, 13:41 Ja czułam się bardzo zraniona. [...] Chciałam, żeby cały czas się starał i cały czas mi wynagradzał, a ja taka cierpiąca księżniczką na tronie. Nawet obrączkę zdjęłam, bo [...] miała być symbolem jego miłości i wierności, a wszystko to złamał. [...] fochy powtarzały się częściej i dłużej. [...]. Byłam drażliwa, krytykująca, oziębła, wycofana, zła, zawzięta, lekceważąca, itp. [...]
Teraz włączyła się opcja: "on ma wywalone, Ty się starasz" ... ale zdawać by się mogło, że energia szybko Ci się wyczerpuje - (co jest zrozumiałe, skoro cała Twoja uwaga i troska skierowana jest w stronę męża) - i po tygodniu starań wspominasz o wywaleniu męża za drzwi.

Do serca wziąłbym zdanie Nirwany o bożku.
Ja również obciążałem żonę nadmierną swoją atencją i wiele działań było robionych "pod żonę".

I cenne również może być, aby zauważyć to, o czym wspomniała Nirwana. Aby zliczać do jednego worka zarówno te pozytywne działania, jak i robienie "pod górę" ... czyli zliczać zarówno owe rzeczy miłe, przyjemne, starania i "dobre uczynki"... jak i te niefajne - fochy, manipulacje (a nie zatankuje jej samochodu, za wczoraj... - a będę oziębła, bo nie powiesił półki itd.)

Jak się zsumuje do tego worka owe "plusowe" zachowania oraz "minusowe" zachowania - które w intencji mają jakoś wpłynąć na męża (żonę)...

... to okazuje się, że ten worek naprawdę jest ciężki do udźwignięcia.
monachomachia
Posty: 10
Rejestracja: 06 gru 2018, 22:27
Jestem: w kryzysie małżeńskim
Płeć: Kobieta

Re: Jak ratować?

Post autor: monachomachia »

Aleksander pisze: 29 gru 2018, 11:09

Teraz włączyła się opcja: "on ma wywalone, Ty się starasz" ... ale zdawać by się mogło, że energia szybko Ci się wyczerpuje - (co jest zrozumiałe, skoro cała Twoja uwaga i troska skierowana jest w stronę męża) - i po tygodniu starań wspominasz o wywaleniu męża za drzwi.
Sypie mi się życie, nie wiem co się dzieje, czuję się, jakby śnił mi się koszmar. Tyle lat było "normalnie", w wakacje było tak dobrze, a teraz mieszkam z murem, warownią nie do zdobycia. Nie widzę efektów moich starań, więc opadam z sił. Tak bardzo chciałabym się pogodzić, wrócić do siebie. Jestem bardzo niecierpliwa. Jak męża nie ma w domu funkcjonuję normalnie - potrafię zająć się sobą, dziećmi, domem. Ale jak przychodzi, zalewają mnie bardzo mocne emocje od radości, miłości, poprzez gniew i strach, do rozpaczy. Uzależnione są bardzo od jego postępowania - uśmiechnie się, suuuper,jestem szczęśliwa; łapie telefon do ręki, uuuu cisną mi się do oczu łzy itp. Nie mam nad tym kontroli, nie wiem jak ją zdobyć. Musiałabym chyba wychodzić,jak mąż wraca, żeby trzymać równowagę. Jak go zdetronizować? Ale jednocześnie kochać?
monachomachia
Posty: 10
Rejestracja: 06 gru 2018, 22:27
Jestem: w kryzysie małżeńskim
Płeć: Kobieta

Re: Jak ratować?

Post autor: monachomachia »

No i mąż powiedział, że się wyprowadza. Chodził jak struty dwa dni, później poprosił o rozmowę i takie coś. Ja oczywiście w płacz, przypominałam o przysiędze, zapewniałam, że wszystko da się naprawić, że go kocham, że chcę, żeby nam się udało, że złamie serca dzieciom. A on nie i nie. że nic nie czuje, że nie umie zaufać, że ma tylko poczucie winy. Że chce zobaczyć, jak mu samemu będzie. I, że chce sobie życie od nowa ułożyć. :shock: Ja mu przypomniałam, że przecież miał nam dać czas, że to wszystko tak szybko się dzieje! No to powiedział,że nie wyprowadzi się w styczniu tylko lutym... I pojechał kupić nową zmywarkę :o
Do tego odciął się całkowicie od naszych chrześcijańskich znajomych i swoich przyjaciół nazywając sektą :shock: Przestał chodzić na terapie grupową, coś jak AA i do swojego indywidualnego terapeuty. Pali wszystkie mosty, docina się od kogokolwiek, kto mógłby mieć na niego wpływ.
Jestem załamana. Pisałam o wywaleniu za drzwi, ale bardziej jako o niezgodzie na bierność i pobłażliwość w patrzeniu jak on nawiązuje pozamałżeńskie znajomości, jak go to wciąga. Jako chęć zrobienia czegoś by się opamiętał, bo było dobrze.
Jestem spanikowana, boję się samotności, rozwodu, problemów finansowych, samotnego wychowywania dzieci, wstydu przed rodziną :( Legło w gruzach też moje poczucie własnej wartości, że mąż nie chce ze mną być.
Wszyscy na około życzą sobie szczęśliwego Nowego Roku,, a ja w ten rok wchodzę przerażona, jeszcze nigdy nie byłam tak niepewna jutra.
happybean

Re: Jak ratować?

Post autor: happybean »

monachomachia pisze: 02 sty 2019, 18:38 No i mąż powiedział, że się wyprowadza. Chodził jak struty dwa dni, później poprosił o rozmowę i takie coś. Ja oczywiście w płacz, przypominałam o przysiędze, zapewniałam, że wszystko da się naprawić, że go kocham, że chcę, żeby nam się udało, że złamie serca dzieciom. A on nie i nie. że nic nie czuje, że nie umie zaufać, że ma tylko poczucie winy. Że chce zobaczyć, jak mu samemu będzie. I, że chce sobie życie od nowa ułożyć. :shock: Ja mu przypomniałam, że przecież miał nam dać czas, że to wszystko tak szybko się dzieje! No to powiedział,że nie wyprowadzi się w styczniu tylko lutym... I pojechał kupić nową zmywarkę :o
Do tego odciął się całkowicie od naszych chrześcijańskich znajomych i swoich przyjaciół nazywając sektą :shock: Przestał chodzić na terapie grupową, coś jak AA i do swojego indywidualnego terapeuty. Pali wszystkie mosty, docina się od kogokolwiek, kto mógłby mieć na niego wpływ.
Jestem załamana. Pisałam o wywaleniu za drzwi, ale bardziej jako o niezgodzie na bierność i pobłażliwość w patrzeniu jak on nawiązuje pozamałżeńskie znajomości, jak go to wciąga. Jako chęć zrobienia czegoś by się opamiętał, bo było dobrze.
Ja bym powiedziala ok. Twoja wola. Im bardziej chcemy kogos zatrzymac przy sobie tym bardziej ta osoba chce odejsc.
Tak to przerazliwie boli, ale na nic zda sie blaganie i szlochy skoro ktos juz decyzje podjal.
Bog nas nie zatrzymuje na sile, pozostawia wybor. Ja gdy on chcial odejsc powiedzilam ok, minelo pol roku i nie mamy zadnego kontaku ze soba. Zmienilam swoj zycie, wyprowadzilam sie do innego miasta, zaczelam spotykac z kolezankami i zyc dla siebie poprostu.
monachomachia
Posty: 10
Rejestracja: 06 gru 2018, 22:27
Jestem: w kryzysie małżeńskim
Płeć: Kobieta

Re: Jak ratować?

Post autor: monachomachia »

happybean pisze: 02 sty 2019, 18:49

Ja bym powiedziala ok. Twoja wola.
happybean bardzo mądre słowa, ale to takie trudne. To gwałt zadany samej sobie, bo wszystko we mnie krzyczy NIE ODCHODŹ
happybean

Re: Jak ratować?

Post autor: happybean »

monachomachia pisze: 02 sty 2019, 19:21
happybean pisze: 02 sty 2019, 18:49

Ja bym powiedziala ok. Twoja wola.
happybean bardzo mądre słowa, ale to takie trudne. To gwałt zadany samej sobie, bo wszystko we mnie krzyczy NIE ODCHODŹ
Owszem ale z czasem minie. A na sile nie zatrzymasz im bardziej bedziesz blagac tym on bardziej bedzie chcial odejsc.
Jesli potrafisz to udawaj szczesliwa przy nim i w ogole sie nim nie zajmuj.
Zreszta czy chcesz aby byl z toba z litosci? Mysle ze nie.
Pustelnik

Re: Jak ratować?

Post autor: Pustelnik »

happybean pisze: 02 sty 2019, 19:32 (...) Jesli potrafisz to udawaj szczesliwa przy nim (...)
Jak dla mnie to :
- gwałt/przemoc na sobie (na własnych naturalnych emocjach
- manipulacja (nieetyczna, nieewangeliczna) w stisunku do drugiej osoby

Pogody Ducha !
happybean

Re: Jak ratować?

Post autor: happybean »

Pustelnik pisze: 02 sty 2019, 21:57
happybean pisze: 02 sty 2019, 19:32 (...) Jesli potrafisz to udawaj szczesliwa przy nim (...)
Jak dla mnie to :
- gwałt/przemoc na sobie (na własnych naturalnych emocjach
- manipulacja (nieetyczna, nieewangeliczna) w stisunku do drugiej osoby

Pogody Ducha !
To nie manipulacja a jedynie panowanie nad swoimi emocjami.
Czlowiek jest panem swoich emocji a nie one panuja nad nim.
Polecam najnowsza ksiazke ks. Dziewieckiego w tym temacie.
ODPOWIEDZ