ile można wytrzymać...?

Refleksje, dzielenie się swoimi przeżyciami...

Moderator: Moderatorzy

ojciec i mąż
Posty: 17
Rejestracja: 27 gru 2018, 12:18
Jestem: w kryzysie małżeńskim
Płeć: Mężczyzna

ile można wytrzymać...?

Post autor: ojciec i mąż »

Jako, że to mój pierwszy post...witam wszystkich.
Historia jakich zapewne wiele...ślub (8 lat temu), miłość, szczęście...dziecko !...Aktualnie mamy ich troje (1, 3 i 6 lat). Doświadczenia pierwszego dziecka i tego co działo się po jego pojawieniu na świecie dały "przedsmak" tego co mogło dziać się później - zmęczenie żony siedzeniem z dzieckiem, nadmierne pobudzenie, nerwowość...przeszło z chwilą kiedy żona powróciła do pracy. Po narodzinach 2 dziecka sytuacja podobna...tu nawet musiałem opuścić dom na jakiś czas tak aby emocje uszły i dzieci miały normalny, spokojny świat w którym nikt i nic im nie grozi. Rok temu na świat przyszło nasze 3 dziecko i w zasadzie zaraz po zaczęły się kłopoty. Awantury o nic (że podałem niewłaściwy posiłek, że kupka ubrudziła podkład, że dziecko wylało picie, że za późno położyłem dziecko spać itd.). Obecnie jak to określa żona nasze życie jest patologią ! Ja wierzę i praktykuje, żona od roku zerwała z kościołem i wiarą. Póki co mogę bez przeszkód praktykować z udziałem dzieci ale sądzę, że to może się zmienić...Obrywa mi się o wszystko o to, że jestem pod wpływem swojej mamy - nie jestem (nie bywamy zresztą u nikogo a i nas nikt nie odwiedza) o to, że nie dorosłem do bycia ojcem i mężem, o to że nie można na mnie polegać, że nie interesowałem się żoną podczas żadnej z ciąż, że nie mam pojęcia o potrzebach swoich dzieci, że nie umiem ich wychowywać ...
Nie jestem narcyzem, jestem facetem twardo stąpającym po ziemi. Pracuje do 16, potem tylko dom i dzieci i tak cały czas. Zero imprezowania, wyjść z kumplami (śmieją się nawet że to nienormalne)...nie wychodzę jednak bo wiem, że zły stan psychiczny żony może znaleźć ujście właśnie na nich...i tu sedno...obawiam się, że żona ma problemy z psychiką i powinna zacząć terapię - nadmierna nerwowość, nadpobudliwość wykańcza mnie, dzieci a i ją samą. Oczywiście nie widzi problemu i uważa, że wszystko jest ok. Od 4 miesięcy słowo rozwód usłyszałem już wielokrotnie - nie są to groźby zresztą nowe...w latach poprzednich pojawiały się także. Obecnie sytuacja sięgnęła już jednak zenitu...jestem opanowanym człowiekiem ale jest to już ponad moje siły i najzwyczajniej powoli mam tego dość...nie wiem co robić...szans na spokojną rozmowę nie ma bo jestem debilem i głąbem z którym nie warto rozmawiać. Nie użalam się nad sobą ale dla dobra i dzieci i nas chcę ratować małżeństwo. Nie szukam też recepty na to co zrobić...bardziej prosiłbym o świadectwa osób w podobnej sytuacji. Dziękuję !
jacek-sychar

Re: ile można wytrzymać...?

Post autor: jacek-sychar »

Witaj Ojciec i mąż na naszym forum

Pisząc pamiętaj, że internet nie jest anonimowy. Dlatego staraj się nie podawać szczegółów, które mogłyby zidentyfikować Ciebie i Twoja rodzinę.
Pustelnik

Re: ile można wytrzymać...?

Post autor: Pustelnik »

ojciec i mąż pisze: 06 sty 2019, 20:51 (...) (nie bywamy zresztą u nikogo a i nas nikt nie odwiedza)
(...)
:o
Przykro mi :(
Wiesz, że nie jest dobrze i tak ... nie pociągniecie ...
happybean

Re: ile można wytrzymać...?

Post autor: happybean »

Jak reagujesz na te obelgi zony?
Pustelnik

Re: ile można wytrzymać...?

Post autor: Pustelnik »

ojciec i mąż pisze: 06 sty 2019, 20:51 (...) Po narodzinach 2 dziecka sytuacja podobna...tu nawet musiałem opuścić dom na jakiś czas tak aby emocje uszły i dzieci miały normalny, spokojny świat w którym nikt i nic im nie grozi. (...)
Przyznam, że sytuacja (dla mnie, subiektywnie) dosyć extremalna, specyficzna ...
Dla Twojej żony to było OK ? To rozwiązanie jako lepsze ?
Jak TY SIĘ ODNAJDUJESZ W TEJ RELACJI/WIĘZI ?
Czy mówicie sobie o swoich "światach" , radościech i troskach, wzajemnych odczuciach, pretensjach.
Co Was łączy, Twoim zdaniem ?

Pozdrawiam Cię
ojciec i mąż
Posty: 17
Rejestracja: 27 gru 2018, 12:18
Jestem: w kryzysie małżeńskim
Płeć: Mężczyzna

Re: ile można wytrzymać...?

Post autor: ojciec i mąż »

happybean pisze: 06 sty 2019, 23:51 Jak reagujesz na te obelgi zony?
Spokojem...moje jedno słowo przeradza się w lawinę słów zony, a że dzieje się to przy dzieciach unikam dyskusji. Nie daje już jednak rady. Myślałem o psychologu, żeby wzmocnić swoją psychikę ale nie mam kiedy...
ojciec i mąż
Posty: 17
Rejestracja: 27 gru 2018, 12:18
Jestem: w kryzysie małżeńskim
Płeć: Mężczyzna

Re: ile można wytrzymać...?

Post autor: ojciec i mąż »

Pustelnik pisze: 07 sty 2019, 4:41
ojciec i mąż pisze: 06 sty 2019, 20:51 (...) Po narodzinach 2 dziecka sytuacja podobna...tu nawet musiałem opuścić dom na jakiś czas tak aby emocje uszły i dzieci miały normalny, spokojny świat w którym nikt i nic im nie grozi. (...)
Przyznam, że sytuacja (dla mnie, subiektywnie) dosyć extremalna, specyficzna ...
Dla Twojej żony to było OK ? To rozwiązanie jako lepsze ?
Jak TY SIĘ ODNAJDUJESZ W TEJ RELACJI/WIĘZI ?
Czy mówicie sobie o swoich "światach" , radościech i troskach, wzajemnych odczuciach, pretensjach.
Co Was łączy, Twoim zdaniem ?

Pozdrawiam Cię
Dla mnie to odrealnienie podstawowych zachowań i reakcji człowieka...tragicznie czuje się z tym i wiem, że dzieci (same zresztą o tym mówią) czują podobnie.
Na spokojną rozmowę jak pisałem wcześniej nie ma szans ... emocje i nerwy biorą górę...słyszę tylko obelgi i epitety pod swoim adresem. Kiedyś funkcjonowało określenie relacja toksyczna...to chyba oddaje to co w tej chwili jest między nami. Wcześniej bywały okresy, że po 2-3 tygodniach przychodził okres poprawy...układało się...poprawnie...od roku jest w zasadzie tylko źle...chyba, że zmęczenie sytuacją dopadnie żonę więc i ona milczy.
Łączą nas dzieci, choć ja nadal kocham żonę, od nie usłyszałem już, że ona mnie nie...
Jagodzianka

Re: ile można wytrzymać...?

Post autor: Jagodzianka »

Ojciec i mąż, a może - skoro rozmowa jest niemożliwa - napisz do żony list? Podkreśl w nim to, że ją kochasz i tęsknisz za dobrymi czasami i że chciałbyś, aby była szczęśliwa - zapytaj ją w liście, co by ją uszczęśliwiło, czego potrzebuje? Czy więcej czasu dla siebie, czy innej organizacji obowiązków? Bo wiesz - trójka dzieci w ciągu sześciu lat to niezły hardcore. Praktycznie jazda hormonalna cały czas, bo najpierw ciąża, potem połogi, karmienie. Jedne kobiety przechodzą ciąże z pieśnią na ustach, inne nie są sobą. To by się zgadzało, jeśli weźmiemy pod uwagę Twoje słowa, że bywa lepiej i gorzej i że wiąże się to ściśle z okresami zaraz po urodzeniu.

Oczywiście - nikt nie ma prawa Cię obrażać, wyzywać. Fantastycznie, że jesteś spokojny i nie uczestniczysz w awanturach. To piękna cecha u mężczyzny i ojca. Tylko tak jak piszesz w tytule - jak długo wytrzymasz taki stan rzeczy?

Może znajdziesz godzinę, dwie na spotkanie z jakimś mediatorem, terapeutą par i skonsultujesz swoją sytuację? Może dostaniesz jakieś wskazówki, jak nakłonić żonę do terapii, jak z nią rozmawiać, jak samemu się chronić przed agresją?

Będę pamiętać o Tobie w modlitwie - dużo siły życzę!
Jonasz

Re: ile można wytrzymać...?

Post autor: Jonasz »

Witaj.
Tak w skrócie i na szybko.
Nie izoluj się i nie zamykaj sam siebie w tej sytuacji.
Razem nie wychodzicie - jest szansa na jakąś opiekę na czas własnego wyjścia?
Zona sama wychodzi ? Ma jakiś oddech typu spotkanie z przyjaciółkami czy coś takiego?
Ty też nie izoluj się - to mówię z własnego doświadczenia.I to podkreślam.
Pustelnik

Re: ile można wytrzymać...?

Post autor: Pustelnik »

ojciec i mąż pisze: 07 sty 2019, 7:55 (...) chyba, że zmęczenie sytuacją dopadnie żonę więc i ona milczy.
Łączą nas dzieci, choć ja nadal kocham żonę, od nie usłyszałem już, że ona mnie nie...
Powiedziałeś wg mnie coś istotnego , o swoim milczeniu.
Nie chodzi o to czy Twoja żona jest "zła" czy Ty jesteś "zły" ...
Jakie jest to Twoje milczenie : bezsilność ? smutek ? zniechęcenie ? a może i "nutki" "karania" żony ?
Chodzi mi, że warto się sobie przypatrzeć ..
Aby ... lepiej się samemu poznać.
Przede wszystkim ... dla siebie.
Niektórzy powiedzą "dla ratowania małżeństwa" ...

Pogody Ducha !
happybean

Re: ile można wytrzymać...?

Post autor: happybean »

:)
ojciec i mąż pisze: 07 sty 2019, 7:48
happybean pisze: 06 sty 2019, 23:51 Jak reagujesz na te obelgi zony?
Spokojem...moje jedno słowo przeradza się w lawinę słów zony, a że dzieje się to przy dzieciach unikam dyskusji. Nie daje już jednak rady. Myślałem o psychologu, żeby wzmocnić swoją psychikę ale nie mam kiedy...
Chyba to zly spisob. Jak bys bal sie tej kobiety ktora wyladowuje na Tobie agresje a Ty potulnie siedzisz jak baranek. W zadnym wypadku nie powinnes pozwolic zonie na obrazanie Ciebie.

Postaw temu konkretnie granice. Wizyta u osychiloga moze Ci konkretnie pomoc w tym jak stawiac je. Sa tez ksiazki "Granice w relacjach malzenskich".
s zona
Posty: 3079
Rejestracja: 31 sty 2017, 16:36
Płeć: Kobieta

Re: ile można wytrzymać...?

Post autor: s zona »

Jagodzianka pisze: 07 sty 2019, 8:12
Może znajdziesz godzinę, dwie na spotkanie z jakimś mediatorem, terapeutą par i skonsultujesz swoją sytuację? Może dostaniesz jakieś wskazówki, jak nakłonić żonę do terapii, jak z nią rozmawiać, jak samemu się chronić przed agresją?
Pytales o doswiadczenia ...

Z mojego punktu widzenia - mamy gromadke dzieci , starsza 3 w przeciagu 18 ms.
Uwazam ,ze Twoja zona ma prawo byc zmeczona .. tak zwyczajnie .. i ta agreja slowna moze z tego wynikac .. moze to jest wolanie o pomoc ....straszenie Cie rozwodem ...
Moze czuje sie niedowartoscowana , stad to zanizanie Twoich kompetencji podczas pielegnacji dzieci ..
Dla mnier wtedy bylo b wazne ,zeby na chwile oderwac sie , wyjsc z domu samej ,odetchnac .. byl stan wojenny ,wiec z 3 malutkich dzieci sama to ja sie naspacerowalam w kolejkach ,ale pamietam ,ze to trudne bylo ..

Moj maz w tym czasie doksztalcal sie ,jezdzil na szkolenia a ja .. bylam ta " niepracujaca /siedzialam w domu" z dziecmi .. <co ja wtedy nie wymyslam ,zeby sie dowartosciowac .. mielsmy piekny ogrod ,weki nieraz dochodzily do 1000 szt ,jakies nutrie byly chryzantemy i to nadal bylo niepracowanie ..
Osobiscie odetchnelam ,gdy po 7 latach poszlam "do pracy " i odpoczelam psychicznie ...

Moze Twoja zona tez potrzebuje poczuc sie najpierw kobieta ,zona a dopiero matka .. jak TY ja widzisz ..
Podobal mi sie Twoj nick ,ale najpierw Pan Bog powolal nas jako malzonkow ,rodzicow pozniej .. moze warto to jakos odswiezyc ...
Randka małżeńska
http://tv-trwam.pl/film/siodmy-sakrament-15052015
Tutaj na forum , slyszymy ,zeby najpierw ratowac siebie a potem pomoc malzonkowi ,tak ,jak z maska tlenowa w samolocie ,najpierw zakladasz sam .. sadze ,ze dasz rade , westchne w modlitwie :)
s zona
Posty: 3079
Rejestracja: 31 sty 2017, 16:36
Płeć: Kobieta

Re: ile można wytrzymać...?

Post autor: s zona »

Jonasz pisze: 07 sty 2019, 8:32 Witaj.
Tak w skrócie i na szybko.
Nie izoluj się i nie zamykaj sam siebie w tej sytuacji.
Razem nie wychodzicie - jest szansa na jakąś opiekę na czas własnego wyjścia?
Zona sama wychodzi ? Ma jakiś oddech typu spotkanie z przyjaciółkami czy coś takiego?
Ty też nie izoluj się - to mówię z własnego doświadczenia.I to podkreślam.
A moze jakies wspolne wyjscie np basen ..
Nwm ,jakie macie srodki ,ale takie wspolne wieksze i mniejsze wyjscia cementuja malzenstwo ..
Mozesz zone gdzies zaprosic np na koniec tyg .. dac nfo dzisiaj ,zeby przemyslala ,doszlo to do niej , potem delikatnie przypomniec im blizej ..
Wydaje mi sie ,ze dobrze Wam to obojgu zrobiloby takie odswiezenie , moze jakis wyjazd .. dla Was lub cos dla zony najpierw ,zeby nabrala sil . moze SPA .. moze inna opcja ,ale sadze ,ze warto cos zrobic .. nawet , jesli w pierwszym momencie bedzie na nie ,
potem kobieta zmienna jest ;)

Dobrze swiadczy o Tobie ,ze sie starasz a nie szukasz wsparcia u kolezanek ...
Ale takie zamkniecie sie zony nie jest dobre ,moze warto wykorzystac wczesniejsza rade od Jagodzianki :)
tata999
Posty: 1172
Rejestracja: 29 wrz 2018, 13:43
Jestem: po rozwodzie
Płeć: Mężczyzna

Re: ile można wytrzymać...?

Post autor: tata999 »

Pojawiły się sugestie odpoczynku. Dodam od siebie, że zwykle trudniej zajmować się dziećmi poza domem, więc większy odpoczynek byłby, gdyby ktoś inny zaopiekował się wówczas dziecmi, np. dziadkowie, ciocie, wujkowie.

Mi się jednak wydaje, że taki kilkudniowy odpoczynek nie rozwiąże problemu. Być może problemu trzeba szukać gdzie indziej. A to, czy rozwiązać go łatwiej będzie na wyjeździe to już sami sobie dopowiecie, jak zrozumiecie naturę problemu.

Co mogę doradzić to zdecydowanie stawiać granice i być wytrwałym (tego wymaga małżeństwo, a osoby tutaj pokazują, że dużo można znieść). Forumowicz rak napisał :"(...) nie zareagowanie jest moim zdaniem odpowiedzialnością zdradzonego, możliwe że jego naiwnością, często głupotą (piszę o sobie jak coś ;) ), która pobłażała złu i rozuchwalała współmałżonka. W najdelikatniejszym ujęciu brakiem realizowania miłości do samego siebie. Przepraszam za te mocne słowa jak ktoś miałby się obrazić, jak coś to odnoszę je do siebie, bo tutaj widzę swoją dużo większą odpowiedzialność niż "braki w okazywaniu miłości". Patrząc w przeszłość widzę b. dużo wydarzeń, które powinny mnie obudzić z letargu i naiwności o wielkiej, szczerej i dozgonnej miłości. ".
Monti
Posty: 1260
Rejestracja: 21 mar 2018, 18:14
Jestem: po rozwodzie
Płeć: Mężczyzna

Re: ile można wytrzymać...?

Post autor: Monti »

Mam w pewnym sensie podobną sytuację, bo moja żona też reagowała w podobny sposób, też odizolowaliśmy się od wielu znajomych i – podobnie jak w Twoim przypadku – moja żona oddaliła się od wiary. Różnica jest taka, że mamy tylko jedno dziecko, więc mniej jest obowiązków w tym zakresie.
To ważne, że umiesz reagować spokojnie w napiętych sytuacjach. Pilnuj się, żebyś nie stracił nad sobą kontroli, bo wtedy może być to wykorzystane przeciwko Tobie. Ale Twoje napięcie też musi znaleźć gdzieś ujście, np. sporcie czy jakimś hobby, które przy Twoich obowiązkach będziesz w stanie praktykować.
Z moich doświadczeń wynika, że nie można w takich sytuacjach zamykać się na przyjaciół i znajomych. Osoby z zewnątrz często widzą to, czego Ty nie dostrzegasz i mogą uchronić Cię przed ewentualną manipulacją żony.
Kiedy próbowałem naprawiać swoje małżeństwo, ustaliłem z żoną, że raz na jakiś czas wyjdziemy gdzieś tylko we dwoje. Kilka razy rzeczywiście to się udało; jedne wyjścia były bardziej przyjemne, inne mniej. W moim przypadku nie przyniosło to, niestety, oczekiwanego rezultatu, ale generalnie chyba sam pomysł nie jest zły (o ile macie kogoś, z kim możecie zostawić dzieci i żona będzie czymś takim zainteresowana).
Z pewnością przydałaby się Wam terapia małżeńska, ale skoro żona obecnie nie jest tym zainteresowana, spróbuj może sam skorzystać z jakichś konsultacji psychologicznych.
"Szukaj pokoju, idź za nim" (Ps 34, 15)
ODPOWIEDZ