Do: Nałóg
Pantop...możesz zostać przy swoim zdaniu. Ja tak jak Nirwana i Gosia jestem zdania ,że szczegóły zdrady ni są do niczego potrzebne. Dość często się zdarza , że "zdradzacz" pod wpływem różnych zdarzeń (wykrycie, wyrzuty sumienia, wygodnictwo, konsekwencje) postanawia ujawnić te swoje poczynania. Nie rzadkim przypadkiem jest posługiwanie się szczytnym z założenia twierdzeniem "prawda was wyzwoli" a on chce żyć w prawdzie i wywala współmałżonkowi te "prawdę". Nooooo on/ona jest w prawdzie....a ta druga strona? nnoooooo to już jej problem jak sobie z tym poradzi. Czasami ta strona zdradzana pyta o szczegóły a "zdradzacz" opowiada : ile razy, gdzie, z kim, w jakich pozycjach....... uwalnia się od poczucia winy i przerzuca odpowiedzialność za zdradę na zdradzonego/ną co ona/on z tym zrobi. Ale 'zdradzacz" jest 'prawdomówny".
Akt zadośćuczyniania zaczyna się od wyznania prawdy.... pod warunkiem , że ta prawda nie jest 'siekierą" wyrządzającą jeszcze większe spustoszenie. Że ta prawda krzywdzi jeszcze bardziej.
I rób z tym co chcesz.....chciałaś/łeś szegółów? no to je masz.
Wg mnie te szczegóły nie są w ogromnej większości potrzebne, a sa wręcz szkodliwe.
PD
Witaj Nałóg (to od palenia tytoniu?
)
Powolutku
Powolutku
Ty, Nirwanna i GosiaH oraz prawdopodobnie mnóstwo innych osób jest zdania, że szczegóły zdrady nie są do niczego potrzebne.
I dobrze myślicie.
Dalej może być taka grupa osób, które W OGÓLE nie chcą nic wiedzieć, nawet gdyby coś się stało a współmałżonek chciałby się przyznać - NIE CHCĄ.
To jest ich podejście.
I mają do niego pełne prawo.
Na końcu.
Jest prawdopodobnie i taka grupa, która chce szczegółów.
Na jej szczycie ci, którzy chcą wiedzieć WSZYSTKO.
Po prostu zdecydowali, że tego chcą.
Jeśli zgadzasz się co do istnienia takich trzech postaw (b. ogólny zarys) to idziemy dalej.
I teraz:
Nie rzadkim przypadkiem jest posługiwanie się szczytnym z założenia twierdzeniem "prawda was wyzwoli" a on chce żyć w prawdzie i wywala współmałżonkowi te "prawdę". Nooooo on/ona jest w prawdzie....a ta druga strona? nnoooooo to już jej problem jak sobie z tym poradzi.
Zatrzymujemy się w tym miejscu na moment.
Zdradzacz nie ma tutaj nic do gadania.
Powtórzę: zdradzacz nie ma nic do gadania - on już zrobił co swoje.
W moim odczuciu zdradzacz od tej chwili (kiedy zdrada się wydała) pozostaje w PEŁNEJ DYSPOZYCJI wobec zdradzonego.
Co to oznacza.
Oznacza to, że NIEZALEŻNIE od tego do której grupy należy zdradzony, zdradzacz powinien zrobić dokładnie to o co zostanie poproszony.
I tak
W pierwszej grupie - wystarczy informacja, skrucha i chęć naprawy/odbudowy.
W drugiej grupie - zdradzony decyduje : ,,Hmm, szkoda - ale zachowaj to dla siebie - nie zamierzam dźwigać tego ciężaru,,
Trzecia grupa - zdradzony decyduje że chce wiedzieć o wszystkim. To on decyduje.
I teraz
Jeśli zgadzamy się co do tego, że w każdym przypadku decyzję podejmuje zdradzony ponieważ jest mu ona przynależna z wiadomych względów to idziemy dalej.
A dalej są konsekwencje.
Cokolwiek postanowi zdradzony będzie niósł tego konsekwencje do końca bytowania na padole łez.
Jego rzeczą jest to jak spożytkuje wiedzę, której zażąda.
I tyle.
Na koniec
Sugerowałbym jedno proste rozwiązanie: zdradzony - obojętnie jakich informacji sobie zażyczył - powinien dać zdradzaczowi znać - ,,TO wystarczy,,.
I tak jak po spowiedzi - zostaje to między nami i Najwyższym - nigdy do tego nie wracamy.