pozwól, że odniosę się do tego poniżej na podstawie swojego doświadczenia:
Ja zdecydowanie byłem przeciwny do automatycznego przejścia do normalności, szczególnie po powtórce z rozrywki. Myślę, że w moim wątku to dość mocno wybrzmiewało. Też tego nie umiałem, a nawet więcej nie uważałem tego za zasadne.krople rosy pisze: ↑28 sty 2019, 23:03 Dla mnie taka chęć rozmowy byłaby lepsza niż pudrowanie problemu i automatyczne przejście do ,,normalności''. Ja tak nie umiem.
Problem moim zdaniem polega na dobraniu proporcji, świadomości problemów i dojrzałości w komunikacji obu stron. Moim zdaniem w kryzysie b. mocno tego brakuje i po prostu potrzeba czasu i wiele pracy własnej, żeby nadrobić te braki, które też zapewnie miały spory udział i w kryzysie.
Dla mnie największym problemem było zazwycznaj balansowanie emocji i moich i mojej żony. Jak dobrać proporcję przyciągania pozytywnymi chwilami i odpychania trudną pracą nad obszarami, które może w dłuższej perspektywie budują, ale w krótkiej zdecydowanie odrzucają. Ile i jak jeszcze można powiedzieć, żeby szala się nie przelała, a wybuch nie zmiótł podwalin wcześniejszej budowy. Samo stopniowanie swoich emocji jest niezwykle trudne, kiedy wybuchają i chcą wypalić cały ból. Powstrzymywanie się sprawia niemal fizyczny ból. Dokładając do tego jeszcze przeżycia i ból drugiej strony zadanie staje się niewiarygodnie trudne, a możliwość erupcji niemal nie do powstrzymania.
Ja przyjąłem zasadę, że zacznę od budowy i odbudowy rzeczy z dnia codziennego, coś co w miarę szybko powinno się zwrócić i wspierać pozostałe obszary. Wspierające rodzinne i małżeńskie nawyki i coraz silniejszy sprzeciw wobec zachowań, które (wg mnie) im szkodziły, mimo, że mogły być wygodne dla każdej ze stron osobno.
A inne niemniej palące, ale trudniejsze i długookresowe problemy zostawię na później, jak będzie wspólna płaszczyzna, to może łatwiej będzie do nich wrócić.
Stąd też myślę zaleca się ostrożność i zbudowanie przynajmniej odrobiny dystansu, żeby nie pomylić odbudowy z wyrzucaniem własnego bólu i narzucaniem własnej drogi jak naprawić partnera.
P.S. Jakby moja ślubna przeczytała to ostatnie, to by się nieźle uśmiała, no cóż punkt widzenia zależy od ..