Kemot,
z całym szacunkiem, ale wydaje mi się, że choroba cały czas jest wykorzystywana jako element manipulacji, wybielania się i dania Ci (może też sobie) logicznego powodu dla tej wolności i prawa do szczęścia... Tylko, że jesteś w to tak głęboko zaangażowany, że nie spojrzysz na to teraz obiektywnie, to przyjdzie pewnie, ale dopiero po czasie...
kemot79 pisze: ↑20 lut 2018, 10:35
Żona jest także wierząca i nie uznaje nowych związków
Wiesz, pisałeś wcześniej o relacji z kolegą w pracy, to trochę się wyklucza... Zapewniasz siebie, że nie poszło to zbyt daleko (może?), ale precedens był, więc kilka swoich obaw/ograniczeń już przekroczyła... Może to zabrzmi brutalnie, ale widocznie jej się spodobało, skoro tak chce rozwodu i wolności, więc ja nie byłbym taki pewny jak Ty.
Moja też była b. wierząca i praktykująca, ale jej zachowanie/postawa nie zawsze z tym współgrała (nie raz jej na to zwracałem uwagę, mimo, że ja byłem raczej "letni"), a jak jej wiara nie pasowała to puszczała ją bokiem. W tej chwili postawa Twojej żony nie ma nic wspólnego z wiarą, więc tym też bym się nie kierował (choć z czasem to może pomóc).
Podzielę się jeszcze jednym doświadczeniem. W epicentrum naszego kryzysu w rocznicę ślubu, kiedy staraliśmy jakoś ten dzień razem spędzić - żona cały czas pisała z kowalskim, po kilku napomnieniach, wybuchłem wieczorem i powiedziałem, że ja tej farsy nie będę kontynuował i chcę separacji. Ślubna się rozpłakała i poprosiła, żebym jej nie opuszczał. Ja wziąłem to za dobrą monetę, cały czas jednak chodziły mi po głowie jej słowa, które powtarzała w szoku: "Jeszcze nie jestem gotowa". Odpuściłem wtedy i dalej się starałem, ale po mięsiącu było pozamiatane - kosztowało mnie to powtórkę z kowalskim i tym razem przymusową separację. Zdanie, które powiedziała zrozumiałem dopiero po kilku miesiącach i lekturze kilku wątków z forum - Nigdy nawet nie podejrzewałem żony o takie wyrachowanie.