Wróć do nas.
Moderator: Moderatorzy
-
- Posty: 16
- Rejestracja: 22 lut 2019, 19:50
- Jestem: w związku niesakramentalnym
- Płeć: Kobieta
Wróć do nas.
Witam wszystkich. Jestem tu nowa, wczoraj czytałam Wasze historie i postanowiłam, że podzielę się i swoją. Może uda mi się w ten sposób uzyskać jakąś pomoc, bo kompletnie nie wiem co robić.
Jesteśmy w małżeństwie niesakramentalnym od roku i 8 miesięcy. W związku jesteśmy prawie 4 lata.
Mamy dwóch malutkich synkow. 2,5 roku i 7 miesięcy.
W pierwszej ciąży nasz związek przechodził poważny kryzys. Rozstalismy się na prawie pol roku. Jednak udało nam się przezwyciężyć wszelkie przeciwności losu. I byliśmy szczęśliwi. Zamieszkalismy razem. Rodzice i rodzina męża od samego początku mieli problem z zaakceptowaniem mnie. Może i ja sama tworzylam dystans. Ale z czasem zaczęło jakoś to funkcjonować. W czerwcu 2017 roku wzięliśmy ślub cywilny. Z tego względu, że wszystko było organizowane na szybko. Szybki pomysł i jak najszybsza realizacja. Było między nami dobrze. Zdarzały się sprzeczki czy drobne nieporozumienia. Ale bardzo chcieliśmy drugiego dziecka. Nie udawało się zająć w ciążę. Znosilam to okropnie. Mąż był dla ogromnym wsparciem. Wreszcie w grudniu 2017r. Udało się. Byliśmy oboje bardzo szczęśliwi. Jednak to nie trwało długo. Pojawiły się ogromne problemy finansowe, musieliśmy zrezygnować z wynajmu mieszkania i przeprowadzić się do rodziców. Najpierw mieszkaliśmy u moich jednak ciężko było nam się dogadać, pojawiały się kłótnie, pretensje. Mąż zmusił mnie do przeprowadzki do jego rodziców. Nie chciałam tego bo nie dogaduje się dobrze z teściowa. Ale nie chciałam stracić męża. Wówczas z dwulatkiem i dwumiesiecznym niemowlem wylądowaliśmy u teściów. Nie było sielankowo. Ale przynajmniej mieliśmy dach nad głową. My między sobą się nie klocilismy, częściej teściowej coś nie pasowało. Choć ja starałam się najbardziej jak potrafiłam. Byłam trochę taka służąca. Ale zaciskalam zęby bo walczyłam o moje małżeństwo. W reszcie pod koniec października 2018 r teściowa nas wyrzuciła z domu. Wynajelismy z mężem mieszkanie. Małe, ciasne w nie najlepszym stanie, ale wreszcie byliśmy tylko w czwórkę. Byłam taka szczęśliwa. Sądziłam, że teraz już będzie jak w bajce. Bo mam mojego ukochanego męża, moich synkow. I tak było. Mąż bardzo mi pomagał. Zajmował się dziećmi. Potrafił posprzątać, ugotować obiad. Było idealnie. Aż do okresu przedswiatecznego. Zaczęły się rozmowy jak i gdzie spędzamy wigilię. Do teściów nie chciałam jechać po tym jak nas potraktowali, jak teściowa zmieszala mnie z błotem, ale koniec końców zgodziłam się. Choć ten dzień był koszmarny robiłam dobra mine. Pozniej wigilia u moich rodziców. Wróciliśmy do domu. Pierwszy dzień świąt był taki jak chciałam. Cisza, spokój, szacunek, miłość. Romantyczny wieczór zapewnienia o miłości mojego męża. W drugi dzień świąt poklocilismy się, bo mąż nie chciał jechać do moich rodziców jeśli ja nie pojadę do jego. W nerwach ubralam synów i pojechałam sama do rodziców. Wróciłam po niespełna dwóch godzinach. Męża już nie było, nie było też jego rzeczy. Oniemialam, nie wiedziałam co się dzieje. Dzwoniłam, pisalam, milczal. Po kilku dniach powiedział, że to koniec, że chce rozwodu. I takim sposobem jestem sama z dwójką dzieci od dwóch miesięcy. Z mężem nie mam kontaktu, nie chce mnie widzieć. Dzieci też nie odwiedza. A ja nie wiem co mam zrobić. Nie zgodzę się na rozwód, bo kocham swojego męża. W tym roku mieliśmy wziąć ślub kościelny. Mieliśmy być razem na zawsze. Próbowałam wszystkiego żeby z nim porozmawiać, ale nic nie działa. A ja zaczynam wariować z tęsknoty i rozpaczy. Starszy syn bardzo tęskni za tatą, nie rozumie co się dzieje, że go nie ma.
Może ktoś z Was mi pomoże, wesprze, doradzi? Bardzo tego potrzebuje.
Pozdrawiam.
Jesteśmy w małżeństwie niesakramentalnym od roku i 8 miesięcy. W związku jesteśmy prawie 4 lata.
Mamy dwóch malutkich synkow. 2,5 roku i 7 miesięcy.
W pierwszej ciąży nasz związek przechodził poważny kryzys. Rozstalismy się na prawie pol roku. Jednak udało nam się przezwyciężyć wszelkie przeciwności losu. I byliśmy szczęśliwi. Zamieszkalismy razem. Rodzice i rodzina męża od samego początku mieli problem z zaakceptowaniem mnie. Może i ja sama tworzylam dystans. Ale z czasem zaczęło jakoś to funkcjonować. W czerwcu 2017 roku wzięliśmy ślub cywilny. Z tego względu, że wszystko było organizowane na szybko. Szybki pomysł i jak najszybsza realizacja. Było między nami dobrze. Zdarzały się sprzeczki czy drobne nieporozumienia. Ale bardzo chcieliśmy drugiego dziecka. Nie udawało się zająć w ciążę. Znosilam to okropnie. Mąż był dla ogromnym wsparciem. Wreszcie w grudniu 2017r. Udało się. Byliśmy oboje bardzo szczęśliwi. Jednak to nie trwało długo. Pojawiły się ogromne problemy finansowe, musieliśmy zrezygnować z wynajmu mieszkania i przeprowadzić się do rodziców. Najpierw mieszkaliśmy u moich jednak ciężko było nam się dogadać, pojawiały się kłótnie, pretensje. Mąż zmusił mnie do przeprowadzki do jego rodziców. Nie chciałam tego bo nie dogaduje się dobrze z teściowa. Ale nie chciałam stracić męża. Wówczas z dwulatkiem i dwumiesiecznym niemowlem wylądowaliśmy u teściów. Nie było sielankowo. Ale przynajmniej mieliśmy dach nad głową. My między sobą się nie klocilismy, częściej teściowej coś nie pasowało. Choć ja starałam się najbardziej jak potrafiłam. Byłam trochę taka służąca. Ale zaciskalam zęby bo walczyłam o moje małżeństwo. W reszcie pod koniec października 2018 r teściowa nas wyrzuciła z domu. Wynajelismy z mężem mieszkanie. Małe, ciasne w nie najlepszym stanie, ale wreszcie byliśmy tylko w czwórkę. Byłam taka szczęśliwa. Sądziłam, że teraz już będzie jak w bajce. Bo mam mojego ukochanego męża, moich synkow. I tak było. Mąż bardzo mi pomagał. Zajmował się dziećmi. Potrafił posprzątać, ugotować obiad. Było idealnie. Aż do okresu przedswiatecznego. Zaczęły się rozmowy jak i gdzie spędzamy wigilię. Do teściów nie chciałam jechać po tym jak nas potraktowali, jak teściowa zmieszala mnie z błotem, ale koniec końców zgodziłam się. Choć ten dzień był koszmarny robiłam dobra mine. Pozniej wigilia u moich rodziców. Wróciliśmy do domu. Pierwszy dzień świąt był taki jak chciałam. Cisza, spokój, szacunek, miłość. Romantyczny wieczór zapewnienia o miłości mojego męża. W drugi dzień świąt poklocilismy się, bo mąż nie chciał jechać do moich rodziców jeśli ja nie pojadę do jego. W nerwach ubralam synów i pojechałam sama do rodziców. Wróciłam po niespełna dwóch godzinach. Męża już nie było, nie było też jego rzeczy. Oniemialam, nie wiedziałam co się dzieje. Dzwoniłam, pisalam, milczal. Po kilku dniach powiedział, że to koniec, że chce rozwodu. I takim sposobem jestem sama z dwójką dzieci od dwóch miesięcy. Z mężem nie mam kontaktu, nie chce mnie widzieć. Dzieci też nie odwiedza. A ja nie wiem co mam zrobić. Nie zgodzę się na rozwód, bo kocham swojego męża. W tym roku mieliśmy wziąć ślub kościelny. Mieliśmy być razem na zawsze. Próbowałam wszystkiego żeby z nim porozmawiać, ale nic nie działa. A ja zaczynam wariować z tęsknoty i rozpaczy. Starszy syn bardzo tęskni za tatą, nie rozumie co się dzieje, że go nie ma.
Może ktoś z Was mi pomoże, wesprze, doradzi? Bardzo tego potrzebuje.
Pozdrawiam.
Złamane serce
Re: Wróć do nas.
Wtaj Złamane Serce na forum.
Z pewnością odezwa sie głosy, które zechcą Ci pomóc uporać sie z obecna sytuacja. Ja na wstepię chciałabym Cię jednak przestrzec przed tym abys nie podawała zbyt wielu szczegułów, które mogłyby sprawić, ze Ty i Twoja rodzina zostaniecie rozpoznani w realu. Ponadto plecam Ci zapoznanie się z polecanymi przez nas lekturami Lista polecanych książek. Sa to ksiazki i audycje, które nam bardzo pomogły w zrozumieniu wielu kwestii
Czytajać Twój post odnoszę wrażenie, ze jesteście bardzo młodymi ludźmi, zatem emocje oraz potrzeba postawienia na swoim w wielu wypadkach mogą brać górę.
Do tego wzięliście sie za małzeństwo nieco z innej strony aniżeli powinno to się zadziać, zaczynajac od wspólnego mieszkania i dzieci, potem ślub cuwilny, a kościelny dopiero w planach... Jak rozumiem nie ma żadnych przeszkód aby zawrzeć ślub kościelny?
Widzisz ZS, my tutaj jesteśmy ludźmi, którzy swoją siłę i oparcie w trudnych sytuacjach, a taką jest również kryzys małżeński, szukają w Bogu i na nim opierają swoje życie. Jest takie stare powiedzenie, że Jeśli Bóg na pierwszym miejscu, to wszystko na swoim miejscu. I często bywa tak, że podobnie jak w Waszym przypadku, rónież i u nas ta kolejność byłą mocno zachwiana, stąd wziął sie kryzys... Staramy sie tutaj z Bożym Światłem opdkryc przyczyny kryzysu, nie tylko te po stronie małżonka, ale również po naszej i z Jego pmocą zrównoważyć włściwie ten udział ( bez nadmiernego obwinniania siebie lub małżonka), przyjąć go i z Bogiem nad nim pracować... Odkrycie przyczyn kryzysów, praca nad zmianą siebie z Bozą pomca w obszarach, które tego rzeczywiście wymagaja to główny choć niełatwy sposób naprawy naszych małżeństw i trudny proces. Jednak dopiero przepracowanie tego oparte na właściwych, Bożych podstawach daje szansę na poprawę i uratowanie małżeństwa, a przede wszystkim odnalezienie siebie i poznanie tego kim jesteśmy i dokąd zmierzamy...
Moze warto sie zatem zastanowić jakie miejsce w Twoim życiu zajmuje Bóg?
Z pewnością odezwa sie głosy, które zechcą Ci pomóc uporać sie z obecna sytuacja. Ja na wstepię chciałabym Cię jednak przestrzec przed tym abys nie podawała zbyt wielu szczegułów, które mogłyby sprawić, ze Ty i Twoja rodzina zostaniecie rozpoznani w realu. Ponadto plecam Ci zapoznanie się z polecanymi przez nas lekturami Lista polecanych książek. Sa to ksiazki i audycje, które nam bardzo pomogły w zrozumieniu wielu kwestii
Czytajać Twój post odnoszę wrażenie, ze jesteście bardzo młodymi ludźmi, zatem emocje oraz potrzeba postawienia na swoim w wielu wypadkach mogą brać górę.
Do tego wzięliście sie za małzeństwo nieco z innej strony aniżeli powinno to się zadziać, zaczynajac od wspólnego mieszkania i dzieci, potem ślub cuwilny, a kościelny dopiero w planach... Jak rozumiem nie ma żadnych przeszkód aby zawrzeć ślub kościelny?
Widzisz ZS, my tutaj jesteśmy ludźmi, którzy swoją siłę i oparcie w trudnych sytuacjach, a taką jest również kryzys małżeński, szukają w Bogu i na nim opierają swoje życie. Jest takie stare powiedzenie, że Jeśli Bóg na pierwszym miejscu, to wszystko na swoim miejscu. I często bywa tak, że podobnie jak w Waszym przypadku, rónież i u nas ta kolejność byłą mocno zachwiana, stąd wziął sie kryzys... Staramy sie tutaj z Bożym Światłem opdkryc przyczyny kryzysu, nie tylko te po stronie małżonka, ale również po naszej i z Jego pmocą zrównoważyć włściwie ten udział ( bez nadmiernego obwinniania siebie lub małżonka), przyjąć go i z Bogiem nad nim pracować... Odkrycie przyczyn kryzysów, praca nad zmianą siebie z Bozą pomca w obszarach, które tego rzeczywiście wymagaja to główny choć niełatwy sposób naprawy naszych małżeństw i trudny proces. Jednak dopiero przepracowanie tego oparte na właściwych, Bożych podstawach daje szansę na poprawę i uratowanie małżeństwa, a przede wszystkim odnalezienie siebie i poznanie tego kim jesteśmy i dokąd zmierzamy...
Moze warto sie zatem zastanowić jakie miejsce w Twoim życiu zajmuje Bóg?
lecz [Pan] mi powiedział: «Wystarczy ci mojej łaski. Moc bowiem w słabości się doskonali».
(2Kor 12,9)
(2Kor 12,9)
Re: Wróć do nas.
Witaj, Załamane Serce,
Bardzo mi przykro z powodu tej sytuacji. Na pewno jest Ci bardzo ciężko. Ze swojego doświadczenia wiem, że spore ukojenie daje pogłębianie relacji z Bogiem, dlatego – podobnie jak Zenia – zachęcam do tego.
W Twoim małżeństwie wystąpiło wiele problemów typowych dla młodych małżeństw. Zwłaszcza, kiedy szybko pojawiają się dzieci i nie ma czasu na dotarcie się, od razu jest skok na głęboką wodę. Póki trwa zakochanie wydaje się, że wszystko będzie dobrze, ale z czasem ono mija i pojawia się proza życia.
W Twoim opisie sytuacji uderza mnie duża niedojrzałość Twojego męża, który w momencie porzuca nie tylko żonę, ale i dwójkę dzieci.
Dla mnie to niepojęte, bo ja tęsknię za synem już jak nie widzę go 1 dzień.
Z dwojga złego, może lepiej, że takie rzeczy wychodzą przez zawarciem sakramentu, niż później.
Niestety, jak powtarzamy w prawie każdym wątku, nie masz wpływu na męża, tylko na siebie. Więc jest to czas na przemyślenie przyczyn tego kryzysu i tego, co Ty możesz zrobić, by być lepszą wersją siebie. Bo każdy z nas ma dużo do przepracowania.
Z kwestii praktycznych, to pewnie powinnaś wystąpić o alimenty na dzieci.
Bardzo mi przykro z powodu tej sytuacji. Na pewno jest Ci bardzo ciężko. Ze swojego doświadczenia wiem, że spore ukojenie daje pogłębianie relacji z Bogiem, dlatego – podobnie jak Zenia – zachęcam do tego.
W Twoim małżeństwie wystąpiło wiele problemów typowych dla młodych małżeństw. Zwłaszcza, kiedy szybko pojawiają się dzieci i nie ma czasu na dotarcie się, od razu jest skok na głęboką wodę. Póki trwa zakochanie wydaje się, że wszystko będzie dobrze, ale z czasem ono mija i pojawia się proza życia.
W Twoim opisie sytuacji uderza mnie duża niedojrzałość Twojego męża, który w momencie porzuca nie tylko żonę, ale i dwójkę dzieci.
Dla mnie to niepojęte, bo ja tęsknię za synem już jak nie widzę go 1 dzień.
Z dwojga złego, może lepiej, że takie rzeczy wychodzą przez zawarciem sakramentu, niż później.
Niestety, jak powtarzamy w prawie każdym wątku, nie masz wpływu na męża, tylko na siebie. Więc jest to czas na przemyślenie przyczyn tego kryzysu i tego, co Ty możesz zrobić, by być lepszą wersją siebie. Bo każdy z nas ma dużo do przepracowania.
Z kwestii praktycznych, to pewnie powinnaś wystąpić o alimenty na dzieci.
"Szukaj pokoju, idź za nim" (Ps 34, 15)
-
- Posty: 16
- Rejestracja: 22 lut 2019, 19:50
- Jestem: w związku niesakramentalnym
- Płeć: Kobieta
Re: Wróć do nas.
To prawda, jestem młodą w dodatku bardzo polgubiona osobą. Jednego jestem jednak pewna. W jakimś celu Bóg postawił męża na mojej drodze, pozwolił nam na założenie rodziny. Dla mnie nawet to niesakramentalne małżeństwo nie jest czymś na chwilę. Dla mnie ten związek miał być na całe życie. Mamy przecież dzieci, które najbardziej ucierpiały w tej sytuacji. Bo ja jako dorosła osoba prędzej czy później uporam się z tą sytuacją. One będą mieć traumę do końca życia.
Z Bogiem.. Nie miałam najlepszych relacji w ostatnim czasie. W zasadzie chyba nigdy ich nie miałam. Pochodzę co prawda z rodziny wierzacej, ale nie praktykującej. Sama jako dorosła osoba zaniedbalam kontakt z Bogiem i widziałam Go tylko wówczas gdy byłam w potrzebie.
Jednak bardzo chciałabym to zmienić, chciałabym naprawić tą relację, bo wiem, że tylko dzięki Boskiej miłości jestem w stanie uratować moje małżeństwo.
Z Bogiem.. Nie miałam najlepszych relacji w ostatnim czasie. W zasadzie chyba nigdy ich nie miałam. Pochodzę co prawda z rodziny wierzacej, ale nie praktykującej. Sama jako dorosła osoba zaniedbalam kontakt z Bogiem i widziałam Go tylko wówczas gdy byłam w potrzebie.
Jednak bardzo chciałabym to zmienić, chciałabym naprawić tą relację, bo wiem, że tylko dzięki Boskiej miłości jestem w stanie uratować moje małżeństwo.
Złamane serce
Re: Wróć do nas.
Złamane serce, wiele osób z nas tu obecnych na forum, zwróciło się do Boga dopiero gdy dotknął nas kryzys małżeński. Ja również.
Może właśnie dlatego trafiłaś na to forum? Może teraz Bóg daje Tobie szansę na zbawienie?
Może właśnie dlatego trafiłaś na to forum? Może teraz Bóg daje Tobie szansę na zbawienie?
-
- Posty: 137
- Rejestracja: 14 lut 2019, 12:58
- Jestem: w kryzysie małżeńskim
- Płeć: Mężczyzna
Re: Wróć do nas.
A moze po to Bog daje nam.kryzys? Nie po to zeby maz/zona do nas wrocili, ale.po to bysmy to my wrócili do Boga, ktorym kryzysem mowi jak ojciec "Dosc zabawy, późno już, wracać do domu...."
Ostatnio tak to zaczynam odbierać.
"Wierzę, że Pan Bóg cofnął mnie jak strzałę w łuku, po to, bym mógł jak najdalej i jak najcelniej wystrzelić." / za ks. Pawlukiewiczem...
Re: Wróć do nas.
Dlatego gdy spotyka nas kryzys, warto zadawać pytanie "Po co?", a nie "Dlaczego?".Szukajacy_1978 pisze: ↑24 lut 2019, 15:02 A moze po to Bog daje nam.kryzys? Nie po to zeby maz/zona do nas wrocili, ale.po to bysmy to my wrócili do Boga, ktorym kryzysem mowi jak ojciec "Dosc zabawy, późno już, wracać do domu...."
Ostatnio tak to zaczynam odbierać.
-
- Posty: 16
- Rejestracja: 22 lut 2019, 19:50
- Jestem: w związku niesakramentalnym
- Płeć: Kobieta
Re: Wróć do nas.
Zapewne macie wszyscy rację. Nic nie dzieje się bez przyczyny. Tylko na razie myślę w bardziej przyziemne sposób. Nie wyobrażam sobie takiego życia jak teraz. Nie wiem jak skłonić męża do rozmowy, bo wiem, że to dużo by nam pomogło. Nie wyobrażam sobie tego, że mam wychowywać dzieci sama. Nie wiem co zrobić i w która stronę iść.
Złamane serce
Re: Wróć do nas.
Złamane serceZłamane serce. pisze: ↑24 lut 2019, 15:25 Nie wiem jak skłonić męża do rozmowy, bo wiem, że to dużo by nam pomogło.
Mi też się wydawało, że jak porozmawiam porządnie z żoną, to wszystko się zmieni.
Niestety, ale nic takiego nie nastąpiło. My często mówimy, że ci odchodzący są w amoku. Czyli zachowują się nieracjonalnie. Są jak zaślepieni, jak pijak na głodzie alkoholowym. W danej chwili obieca Ci wszystko, żeby tylko dać mu spokój. A za chwilę i tak robi swoje. Często takie rozmowy wręcz pogarszają sprawę.
Re: Wróć do nas.
W stronę Boga.
Bo tylko przez Niego możesz dojść tam gdzie Ty pragniesz.
Re: Wróć do nas.
Zalamane serce ,Monti pisze: ↑24 lut 2019, 10:14
Bardzo mi przykro z powodu tej sytuacji. Na pewno jest Ci bardzo ciężko. Ze swojego doświadczenia wiem, że spore ukojenie daje pogłębianie relacji z Bogiem, dlatego – podobnie jak Zenia – zachęcam do tego.
Niestety, jak powtarzamy w prawie każdym wątku, nie masz wpływu na męża, tylko na siebie. Więc jest to czas na przemyślenie przyczyn tego kryzysu i tego, co Ty możesz zrobić, by być lepszą wersją siebie. Bo każdy z nas ma dużo do przepracowania.
Z kwestii praktycznych, to pewnie powinnaś wystąpić o alimenty na dzieci.
a moze warto to przemyslec ze szczegolna uwaga ..
Od siebie dorzuce, ze to wlasnie na tym forum uslyszalam kiedys ,zeby przylgnac do Boga i Uwierzyc Jemu , nie w niego, jak do tej pory ..
U mnie " zadzialalo " , czego serdecznie Ci zycze
Westchne w modlitwie
-
- Posty: 16
- Rejestracja: 22 lut 2019, 19:50
- Jestem: w związku niesakramentalnym
- Płeć: Kobieta
Re: Wróć do nas.
Mi też się wydawało, że jak porozmawiam porządnie z żoną, to wszystko się zmieni.
Niestety, ale nic takiego nie nastąpiło.
Czyli rozmowa jest bez sensu według Ciebie? Ale przecież bez rozmowy też nic się nie osiągnie
Niestety, ale nic takiego nie nastąpiło.
Czyli rozmowa jest bez sensu według Ciebie? Ale przecież bez rozmowy też nic się nie osiągnie
Złamane serce
Re: Wróć do nas.
Rozmowa oczywiście ma sens, ale sensu nie ma zmuszanie współmałżonka do takiej rozmowy, jak on jej nie chce.Złamane serce. pisze: ↑24 lut 2019, 17:24 Czyli rozmowa jest bez sensu według Ciebie? Ale przecież bez rozmowy też nic się nie osiągnie
Znasz listę Zerty:
viewtopic.php?f=10&t=282
Często się sprawdza. Nie zawsze, ale często.
-
- Posty: 16
- Rejestracja: 22 lut 2019, 19:50
- Jestem: w związku niesakramentalnym
- Płeć: Kobieta
Re: Wróć do nas.
Zapoznam się na pewno z tą lista.
Ale w jaki sposób tłumaczyć dwulatkowi brak ojca, zapewniać go, że tata mimo wszystko go kocha.
Ale w jaki sposób tłumaczyć dwulatkowi brak ojca, zapewniać go, że tata mimo wszystko go kocha.
Złamane serce
Re: Wróć do nas.
Sugerowałbym nie komplikować wyjaśnień. Ojca nie ma tutaj, jest gdzieś na świecie i kropka. Chciałoby się powiedzieć coś dodającego otuchy dziecku, ale w tym temacie byłoby to zakłamywaniem rzeczywistości. Mama kocha i jest z dzieckiem, dziadkowie, ciocia, wujek, rówieśnicy, miś, bajka itd. To są tematy, które mogą dodać otuchy.