Nie kocham męża

Refleksje, dzielenie się swoimi przeżyciami...

Moderator: Moderatorzy

Angela
Posty: 490
Rejestracja: 31 maja 2017, 1:34
Jestem: w kryzysie małżeńskim
Płeć: Kobieta

Re: Nie kocham męża

Post autor: Angela »

marylka pisze: 13 kwie 2019, 21:25 Dostrzegaj razem z nim radosć z dzieci. Doceniaj go czesto. On naprawde tego potrzebuje. A jak pisalaś jaki był w ciażach dla Ciebie. Ja mogłam tylko pomarzyć. Zawsze zazdrosciłam żonom że maja takich meżów. Moj nie chciał i koniec.
Na pewno sobie poradzicie - ja w to wierze.
Zobaczysz - jak poczuje sie bezpieczniej to i na Ciebie bardziej sie otworzy.

Jeżeli on Cie wyzywa możesz mu mowic, że nie życzysz sobie wyzwisk. Poza tym dzieci słuchaja i boja sie i sie uczą. Mysle, że ten argument dla meża bedzie silny. Wyjatkowo.
Ja bym poszła tropem, który poddała Marylka. Wiele możesz ugrać argumentami ,,na dzieci'', zarówno w swoim myśleniu, jak i męża. I to nie będzie manipuacja, jeżeli uświadomisz sobie, że największe dobro jakie można wyświadczyć dzieciom, to danie im kochających się rodziców. Dzieci widzą i zapamiętują takie dobre chwile. Moja 8 letnia córka, po moich kłótniach z mężem, podchodziła do każdego z nas ze zdjęciem, na którym jesteśmy przytuleni i tylko mówiła,,popatrzcie, pamiętacie?''.
Gdy mąż Cię obraża użyj argumentu jaki poddaje często Jacek Pulikowski: Czy chciałby, aby jego córka była tratowana w ten sposób w przyszłości przez męża, i czy byłby dumny z syna, który tak odnosiłby się do swojej żony?
Natomiast jeżeli na daną chwilę mąż nie chce słuchać o terapii małżeńskiej, to może chrześcijańskie kursy o wychowaniu dzieci? Uczestniczył w przygotowaniach do porodu, to zaproponuj nowy etap zdobywania wiedzy zgodny z wiekiem dzieci, zwłaszcza, że nie macie oboje wzorców wychowania z domu i nie chcesz robić tego ,,po omacku''. Na takich chrześcijańskich wykładach powinno paść, że małżonkowie są przed dziećmi, a dzieci najlepiej uczą się przez naśladowanie.
Inka
Posty: 445
Rejestracja: 08 kwie 2019, 12:48
Jestem: w kryzysie małżeńskim
Płeć: Kobieta

Re: Nie kocham męża

Post autor: Inka »

Angela, kojarzę te słowa Pulikowskiego, padły bodajże w książce "czy można dzisiaj dobrze wychować dzieci?". Dała mi ta książka wtedy dużo do myślenia, ale byłam tak zaślepiona byłym, że gdzieś ten obraz się we mnie po czasie rozmywał. Dużo czytam, bardzo to lubię, ale mój mąż tego nie rozumie. Kiedyś mi wytykał po co ja to robię, że dzieciom powinnam czytać (choć to też robię, ale tego nie widzi) a nie dla własnej przyjemności. Tak jak właśnie pisałam, według niego dzieci powinnam stawiać na pierwszym miejscu, moje pasje i zainteresowania powinny pójść na bok. A to ja już nie mam prawa zrobić czegoś dla siebie? Kiedyś pewnie bym to w sobie zgasiła, ale odkąd zaczęłam stawiać mu granicę, to przestałam się przejmować docinkami. Wracając do czytania, czytam dużo książek o wychowaniu dzieci, chce się rozwijać i uniknąć tych błędów co moi rodzice. Chcę aby moje dzieci wyrosły na pewnych siebie ludzi, potrafiących kochać i znających swoją wartość. Ja niestety mam niskie poczucie własnej wartości, dzięki temu że brakowało mi tego zrozumienia w dzieciństwie. Mój mąż wątpię że zgodziłby się na jakikolwiek kurs, bo już nie raz mu proponowałam, czytać za to nie lubi, częściej siedzi w telefonie, woli obejrzeć film ale tylko taki jaki jego interesuje. Nigdy nie obejrzeliśmy tego co ja chcę, bo z góry już stwierdzał że mu się nie spodoba. Zawsze musiało być po jego myśli. Niestety on jest bardzo trudnym człowiekiem w rozmowie, jeśli próbuje z nim poważnie porozmawiać on potrafi się całkowicie wyłączyć i mnie nie słuchać, nie odpowiadać, poprostu milczy, to też bardzo mnie w nim denerwuje.
renta11
Posty: 842
Rejestracja: 05 lut 2017, 19:20
Płeć: Kobieta

Re: Nie kocham męża

Post autor: renta11 »

Inka pisze: 13 kwie 2019, 22:40 Nałóg
Zgadzam się, słowa Marylki dały mi do myślenia, spróbowałam dostrzec te dobre strony w mężu i gdyby tak mocno wgłębić się w temat to zapewne będzie ich jeszcze więcej. A co do spowiedzi, myślę że Zły mógł tu też zadziałać, w końcu miał mnie w garści przez bardzo długi czas a ja z powrotem wracam do świata żywych, więc będzie próbował mnie zdołować. Z jednego sobie w końcu zdałam sprawę. Kiedyś mocno modliłam się o nawrócenie męża, o ratowanie małżeństwa. Teraz myślę że poprostu powinnam prosić Boga o wypełnienie Jego Woli w moim życiu. Bo cóż ja mogę wiedzieć co jest dla mnie dobre, ja mam okrojone pole widzenia, On wie o mnie wszystko. Nie będę na siłę próbować zmieniać męża, zacznę przede wszystkim od siebie, odnowię relację z Bogiem, niech On tym wszystkim pokieruje bo ja już po ludzku nie potrafię. I myślę że to jest najwłaściwsza droga. A czy będę z mężem czy nie, to już nieważne, najważniejsze abym nie straciła tej właściwej drogi ku zbawieniu.
Inka

No i to jest najlepsza droga.

Trochę się także wyjaśniło, co do męża i kowalskiego.
Kowalskiemu podziękuj, bo to droga donikąd.
Spróbuj najpierw zająć się sobą i swoją wiarą, rozeznaj z Bogiem swoją drogę życia: cel i sens.
A po drodze wyjaśni się, co jest z Twoim małżeństwem, z jego ważnością.
Marylka cudownie chyba trafiła z tą biedą Twojego męża. Spróbuj się na niej skoncentrować, przytul ją. To zbliży Cię do męża i pewnie pomoże w rozjaśnieniu ważności małżeństwa, bo będziesz budować a nie rujnować. A Bóg poprowadzi Cię we właściwą stronę i umocni Cię w tym, do czego zostałaś powołana. To jedyny pewnik, że Bóg umacnia tych, którzy realizują to, do czego zostali powołani.
św. Augustyn
"W zasadach jedność, w szczegółach wolność, we wszystkim miłosierdzie".
Inka
Posty: 445
Rejestracja: 08 kwie 2019, 12:48
Jestem: w kryzysie małżeńskim
Płeć: Kobieta

Re: Nie kocham męża

Post autor: Inka »

Byłam dziś na Mszy Świętej pierwszy raz od bardzo długiego czasu, przyjęłam Komunię Święta i czuję ogromny spokój, naprawdę, bardzo brakowało mi relacji z Panem Bogiem, teraz dopiero zdałam sobie sprawę jak bardzo mi było tego brak i wiem że chcę iść za Chrystusem, będę Go prosić każdego dnia aby mnie prowadził, a reszta się sama z czasem na pewno rozwiąże. Dziękuję Wam bardzo za wsparcie, za te wszystkie słowa prawdy, niekiedy bolesne ale szczere i prawdziwe. Na pewno czekają mnie chwile załamania i zwątpienia ale wierzę że w końcu wszystko jakoś się ułoży.
Panda
Posty: 4
Rejestracja: 09 kwie 2019, 22:02
Płeć: Kobieta

Re: Nie kocham męża

Post autor: Panda »

Inka, będę pamiętać o Tobie w modlitwie, w szczególności w nadchodzącym Wielkim Tygodniu. Ja dziś w chwilach słabości i tęsknoty za nierealnym (czyli za kowalskim i za tym jak się czułam w jego oczach) staram się tę tęsknotę przekuwać na tęsknotę za tą prawdziwą Miłością i Bożym spojrzeniem. Łatwo nie jest, ale mi to pomaga. Dostałaś wiele ważnych informacji zwrotnych! Masz nad czym medytować : ) Wiesz, u mnie dziś są chwile w których dziękuje za ten mój kryzys już na początku małżeństwa - dzięki temu mam szansę na zmianę siebie, życie bardziej świadome i na to, że wybuduje wreszcie solidny fundament.
Inka
Posty: 445
Rejestracja: 08 kwie 2019, 12:48
Jestem: w kryzysie małżeńskim
Płeć: Kobieta

Re: Nie kocham męża

Post autor: Inka »

Cieszę się że nie jestem w tym sama, to naprawdę wiele dla mnie znaczy, wiem że będę miała chwile słabości jeszcze nie raz, ale będę uciekać się z tym do Chrystusa. Wierzę że z Jego pomocą zdołam zapomnieć o byłym. Dzięki Wam zdałam sobie sprawę, że on tak naprawdę mnie nie kochał, karmił mnie złudnym wyobrażeniem o miłości a ja w to uwierzyłam. Nie będzie łatwo, bo z dnia na dzień nie da się zapomnieć ale przynajmniej nie dołuje już tym tak jak na początku, dziękuję za wszelką modlitwę, będzie mi bardzo potrzebna bo czeka mnie ciężka praca nad sobą i moim małżeństwem. i również ja Was otulam modlitwą.
tata999
Posty: 1172
Rejestracja: 29 wrz 2018, 13:43
Jestem: po rozwodzie
Płeć: Mężczyzna

Re: Nie kocham męża

Post autor: tata999 »

Inka pisze: 14 kwie 2019, 9:19 Niestety on jest bardzo trudnym człowiekiem w rozmowie, jeśli próbuje z nim poważnie porozmawiać on potrafi się całkowicie wyłączyć i mnie nie słuchać, nie odpowiadać, poprostu milczy, to też bardzo mnie w nim denerwuje.
To wydaje mi się dość typowe zachowanie dla mężczyzn. Sam też nie odpowiadam i milczę (przy tym wydaje mi się, że słucham) czasami niezależnie z kim rozmawiam.
nałóg
Posty: 3326
Rejestracja: 30 sty 2017, 10:30
Jestem: szczęśliwym mężem
Płeć: Mężczyzna

Re: Nie kocham męża

Post autor: nałóg »

Inka, Bóg pokierował Twoimi poszukiwaniami „lustra”.Pewnie w podświadomości szukałaś „lustra” które miało Ci potwierdzić Twoje myślenie o „ kowalskim” i o tym że nie kochasz męża i że to jest przyczyną wszystkich nieszczęść.Weszłaś tu na Sychar a tu inne lustra,dające prawdziwy obraz w odbiciu.Zwroty które dostałaś sugerowały inne odbicie od tego jakie powstało w Twojej wyobraźni.Pan Bóg ma poczucie humoru i cierpliwość.Pokazywał kierunki a Ty robiłaś swoje, więc pozwolił Ci na to i abyś odczuła ból z tym związany.” kusy” pokazywał Ci fałszywe lustra a Bóg Ci przy pomocy tego forum pozwolił Ci się przejrzeć w lustrze prawdy.Pilnuj lustra.OD
Inka
Posty: 445
Rejestracja: 08 kwie 2019, 12:48
Jestem: w kryzysie małżeńskim
Płeć: Kobieta

Re: Nie kocham męża

Post autor: Inka »

Nałóg myślę że jest tak jak piszesz, Pan Bóg czasem pozwala nam zbłądzić aby potem przez wyrzuty sumienia i poczucie winy na nowo wydobyć z nas dobro. Na początku było fajnie, sumienie całkowicie mi przyćmiło, uważałam że to przecież mąż mnie ku temu popchnął bo nie dbał o mnie. Bóg owszem, dawał mi znaki ale ja je lekceważyłam i i brnęlam dalej. Doszło do tego że coraz trudniej było mi się spotykać z byłym, teraz myślę że w tym wszystkim działał Bóg aby odsunąć tego człowieka ode mnie. Przez ostatnie miesiące naprawdę rzadko się widywaliśmy, bo poprostu nie było już takiej możliwości, wciąż były coraz to nowe przeszkody. Oczywiście wciąż zapewniał mnie o swojej miłości, że on nie odpuści, że będzie trwał, że byłam jego pierwszą kobietą i będę ostatnią. Aż tu nagle wyznał że owszem zawsze będę pierwszą ale on chce żyć i być z kimś. Słusznie zauważyliście brak logiki w jego wyznaniach: owszem kocham Cię ale zwiąże się z inną. Że też ja wcześniej tego nie widziałam tylko po raz drugi dałam się nabrać. Zawsze byłam romantyczką i to moje infantylne podejście do miłości zgubiło mnie. Jest mi dalej ciężko, bo wciąż wracają myśli o byłym, to potrwa zanim zapomnę, próbuję być milsza dla męża ale jeszcze napotykam blokady, ale wierzę że w końcu Bóg mnie uwolni od tego uczucia i pozwoli na nowo pokochać męża.
nałóg
Posty: 3326
Rejestracja: 30 sty 2017, 10:30
Jestem: szczęśliwym mężem
Płeć: Mężczyzna

Re: Nie kocham męża

Post autor: nałóg »

Inka, podzielę się z Toba swoimi doświadczeniami z uzależnieniem (w tym przypadku z paleniem). Palenie mi przeszkadzało, czułem jak mi to przeszkadza. W końcu postanowiłem że nie będę palił. Pomocne w tym były/są pewne zasady z 12 Kroków . Nie czułem fizycznego przymusu palenia ,jednak te nawracające natrętnie myśli o tym aby zapalić. To było/jest męczące.Jak na mnie te myśli "prześladowały" to prosiłem Boga by zabrał ode mnie te nawracające myśli o paleniu. Modliłem się o to przy każdej okazji dziękując za ten czas wolny od palenia. Bóg zabrał te nawracające myśli. Dziś już nawet jak widzę palących to już nie mam nawracającej chęci zapalenia, choć staram się nie przebywać w oparach dymu papierosowego gdy ktoś pali. Unikam tez sytuacji gdy sam sięgałem po papierosa. Opisuję Ci pewien schemat," procedurę" do rozważenia i ewentualnego zastosowania po modyfikacji do nawracającego myślenia o "kowalskim".

A pro po błądzenia i Boga........ Bóg dał nam "wytyczne", dał nam w przekazie uniwersalnym zasady-dekalog- które przestrzegając zmniejszamy możliwość zbłądzenia .Dał nam sumienie które informuje dyskomfortem o wypaczaniu zasad. Człowiek mając wolną wolę często swoim rozumem wypacza tez i swoje sumienie, zagłusza je, manipuluje nim. Dzieje się to wtedy gdy zaczyna się uleganie swoim wizjom np. miłości, wolności, zaspokajania popędów czy instynktów identyfikowanych wg tzw " praw i wolności własnych " . Wtedy zaczynają się najczęściej uzależnienia, romanse, zdrady . Na początku zwykle przynoszą delikwentowi dreszczyk emocji,miłe odczucia i manipulowanie własnym myśleniem aby potwierdzać , usprawiedliwiać te odczucia. To działanie "kusego". W miarę wchodzenia ,brnięcia w te dysfunkcje jest miło i przyjemnie i pozornie daje nam to określone "korzyści" .........do pewnego momentu. Gdy już zostaje przekroczony punkt krytyczny zaczynają się pojawiać i zaczynają być dostrzegane przykre konsekwencje i ból a "kusy" popycha ku przepaści. Skrajnie nawet do myśli samobójczych i czasami samobójstw lub totalnie destrukcyjnych i ryzykownych zachowań . I to -wg mnie- jest działanie "kusego". A Pan Bóg? On cały czas jest , pokazuje 'popaprania" ( a my je wypieramy i uciekamy), pozwala na ponoszenie konsekwencji, przyzwala na coraz większe i mocniejsze odczuwanie bólu związanego z "popapraniem". I przychodzi taki poziom bólu, że wyciągamy ręce z prośbą o pomoc. Jak jest to szczere to wkracza Bóg i stawia na drodze różnych "ratowników" (wspólnoty, ludzi, programy, terapeutów, lekarzy, fora internetowe)- lustra aby można było zobaczyć swoje "popapranie". Najpierw te "lustra" są zamglone i mało wyraziste. Następuję powolne "budzenie się".
Czy tak było/jest u Ciebie?
PD
Inka
Posty: 445
Rejestracja: 08 kwie 2019, 12:48
Jestem: w kryzysie małżeńskim
Płeć: Kobieta

Re: Nie kocham męża

Post autor: Inka »

Nałóg masz dużo racji, myślę że w pewnym sensie jestem uzależniona od tego człowieka. On jako pierwszy dał mi to poczucie bezpieczeństwa, miłości której tak bardzo mi brakowało, poczucie docenienia. Mój ojciec od początku był przeciwny temu związkowi a ja walczyłam jak tylko mogłam o to uczucie. Niestety gdy po pewnym czasie ten człowiek zaczął się oddalać ode mnie, czułam że dzieje się coś złego, że męczy go już ta sytuacja. Zaczęłam czuć przerażenie że tracę tego, przy którym czułam tę stabilność. Moja miłość zaczęła stawać się zaborcza, nie raz błagałam go aby mnie nie zostawiał, płakałam, upokarzalam się aby tylko go nie stracić. Ale zamiast mnie zostawić on manipulował jeszcze tym moim uczuciem. Odchodził potem znów wracał i tak kilka razy. Ja za każdym razem byłam szczęśliwa że go odzyskiwałam. DO czasu gdy odkryłam jego zdradę. Spotykał się dość długo ze mną i z tą drugą. Ona też o mnie nie widziała ale gdy sprawa wyszła na jaw nie odeszła od niego, a potem zaszła w ciążę. Ja potem brnęlam w nieudane związki, poznałam mojego męża i z nim związałam się na całe życie. Niestety było między nami jak było, opisywałam wam. Czułam się strasznie nieszczęśliwa, uważałam że moje życie to pasmo samych porażek. Że Bóg chyba mnie nie kocha skoro nie pozwolił mi zaznać prawdziwej miłości, zazdrościłam innym parom, małżeństwom że się kochają. Wciąż zadawałam sobie pytanie co ja złego uczyniłam, że nie zasługuje na miłość? Potem pojawił się mój były drugi raz, ja mu uwierzyłam że żałuje tego co mi zrobił, że zawsze mnie kochał ale wtedy przerosła go ta sytuacja że mój ojciec nas niszczył. Ale niestety teraz robi dokładnie to samo, choć uważa on teraz że jest w porządku bo przynajmniej był szczery. A ja uważam że powiedział mi tylko pół prawdy, tak naprawdę znów mnie omamił i okłamał, bo pisał z tą kobietą już od kilku miesięcy i tu nagle życie sobie chce układać, a jeszcze niedawno powtarzał że będzie o mnie walczył i nie chce już nikogo innego w swoim życiu. Co poczułam wtedy gdy znów mnie sprowadził na ziemię? Strach i ból, poczułam to samo co przed laty gdy pierwszy raz mnie oszukał. Nagle wszystko straciło sens, gdyby nie to forum i Wy pewnie zakończyłoby się depresją. Przez kilka dni nie chciało mi się nic, leżałam, płakałam, wstawałam z opuchniętymi oczami. Nie mogłam znieść tego bólu, który od środka mnie rozrywał. Już kiedyś Bóg podsunął mi stronę Sycharu. Ale ja uważałam że to nie dla mnie, odrzuciłam tę myśl. Ale gdy byłam już tak załamana, Bóg na nowo mi podsunął tę stronę. I tak czytałam w nocy gdy dzieci spały, słuchałam świadectw, szukałam wciąż odpowiedzi czy jest w ogóle jakaś nadzieja abym jeszcze mogła być szczęśliwa w moim małżeństwie? Czy da się zapomnieć i odkochać z tej pierwszej miłości? Wręcz obsesji. Prosiłam w prostych słowach: Jezu, ja nie daję rady, błagam przyjdź i mnie ratuj, sama sobie nie poradzę. W końcu odważyłam się napisać do Was na forum, choć na początku się bardzo wahałam. Ale teraz nie żałuje bo otworzyliscie mi oczy. Wiem że to Bóg mnie tak pokierował, że trafiłam na Was. Choć Zły nadal walczy o moją dusze, choćby psując mi nawet spowiedź po latach, wiem że chcę zasiać na nowo zamęt w moim sercu. Ale będę walczyć, wiem że z Bożą pomocą uda mi się jeszcze uratować to małżeństwo, jeszcze nie jest za późno. Muszę przede wszystkim uwolnić się od tego uzależnienia jakim jest ten facet, bo teraz to widzę że to jest chora miłość.
Awatar użytkownika
Pijawka
Posty: 272
Rejestracja: 12 wrz 2018, 15:01
Jestem: po rozwodzie
Płeć: Kobieta

Re: Nie kocham męża

Post autor: Pijawka »

nałóg pisze: 15 kwie 2019, 9:30 Człowiek mając wolną wolę często swoim rozumem wypacza tez i swoje sumienie, zagłusza je, manipuluje nim. Dzieje się to wtedy gdy zaczyna się uleganie swoim wizjom np. miłości, wolności, zaspokajania popędów czy instynktów identyfikowanych wg tzw " praw i wolności własnych " . Wtedy zaczynają się najczęściej uzależnienia, romanse, zdrady . Na początku zwykle przynoszą delikwentowi dreszczyk emocji,miłe odczucia i manipulowanie własnym myśleniem aby potwierdzać , usprawiedliwiać te odczucia. To działanie "kusego". W miarę wchodzenia ,brnięcia w te dysfunkcje jest miło i przyjemnie i pozornie daje nam to określone "korzyści" .........do pewnego momentu. Gdy już zostaje przekroczony punkt krytyczny zaczynają się pojawiać i zaczynają być dostrzegane przykre konsekwencje i ból a "kusy" popycha ku przepaści. Skrajnie nawet do myśli samobójczych i czasami samobójstw lub totalnie destrukcyjnych i ryzykownych zachowań . I to -wg mnie- jest działanie "kusego". A Pan Bóg? On cały czas jest , pokazuje 'popaprania" ( a my je wypieramy i uciekamy), pozwala na ponoszenie konsekwencji, przyzwala na coraz większe i mocniejsze odczuwanie bólu związanego z "popapraniem". I przychodzi taki poziom bólu, że wyciągamy ręce z prośbą o pomoc. Jak jest to szczere to wkracza Bóg i stawia na drodze różnych "ratowników" (wspólnoty, ludzi, programy, terapeutów, lekarzy, fora internetowe)- lustra aby można było zobaczyć swoje "popapranie". Najpierw te "lustra" są zamglone i mało wyraziste. Następuję powolne "budzenie się".
Czy tak było/jest u Ciebie?
PD
Kochany nałogu, jak Ty to pięknie ująłeś :-) jak bardzo znana mi jest ta droga i mechanizm, o którym piszesz. Potwierdzam, że można być tak "uwiązanym", że dosłownie- nie znajdujesz ani jednego argumentu przeciwko "swojej racji". Wszystko dało się zmanipulować i człowiekowi wydaje się nawet, że i Bóg mu sprzyja, bo przecież jest miłosierny...bla..bla..bla.. Ja nie miałam bardzo przykrych konsekwencji i jednego ewidentnego "punktu krytycznego" ( był chyba rozłożony w czasie?) ale w najmniej spodziewanym momencie przyszła na mnie łaska Boża. Inaczej tego nie da się nazwać. Bóg ścigał mnie swoim miłosierdziem a ja niby go chciałam...niby uciekałam...pogubiłam się.
Dziś jestem pewna, że to czyjeś wstawiennictwo wybłagało mi to, że w pewnej chwili przestałam się tak bardzo opierać i zapragnęłam być posłuszna, aby Bóg mnie poprowadził.. Nie wiedziałam tylko co to ma znaczyć, bałam się ale...chciałam.
Wtedy trafiłam na mojego spowiednika, który mnie prowadzi i bardzo się za mnie modli.
Jakiś czas temu mój kowalski został oddalony z mojego serca i życia.... wydawało się to trudne, bo jest człowiekiem naprawdę niesamowitym, z którym przez lata nawiązałam dość głęboką i satysfakcjonującą więź...ale...oddałam go Bogu i...koniec. Nie bolało tak bardzo jak myślałam.... Cały mój dobrobyt, radość, autentyczne zadowolenie, przyjemność, wspólne plany i wszystko co mieliśmy w najlepszym momencie naszej historii- oddałam Bogu. Zamieniłąm mojego kowalskiego na...?? Parafrazując słowa Ewangelii: poszłam sprzedałam wszystko co miałam i zakupiłam pole, w którym ukryty jest Skarb. Wiem, że On tam jest, chociaż teraz cisza i Go ni widu ni słychu.. Problem w tym, że nijak go nie potrafię "namierzyć" i skoro już jest mój- wydobyć go, ujawnić i korzystać z jego zasobów. Na razie siedzę na miedzy i zastanawiam się co robić dalej.
Awatar użytkownika
Nirwanna
Posty: 13320
Rejestracja: 11 gru 2016, 22:54
Jestem: po rozwodzie
Płeć: Kobieta

Re: Nie kocham męża

Post autor: Nirwanna »

Pijawko, może to jest czas na pogłębioną naukę "korzystania z Jego zasobów"?
Nie żyje się, nie kocha się, nie umiera się - na próbę
Jan Paweł II
nałóg
Posty: 3326
Rejestracja: 30 sty 2017, 10:30
Jestem: szczęśliwym mężem
Płeć: Mężczyzna

Re: Nie kocham męża

Post autor: nałóg »

Inka, tak a pro po "miłości" z ostatniego zdania postu wyżej : proponuję nazywanie rzeczy i spraw po imieniu: to nie "miłość" a toksyczne zauroczenie.
Po drugie: a co by było gdybyś ze swojego słownika wyłączyła w tym przypadku słowo "walka" i zamieniła np. na 'PRACA"?
W walce musi być ktoś przegrany, walka to potencjalne zranienia i czasami śmierć, to ból i cierpienie. Chcesz tego?
Czy może wolisz wysiłek , nawet zmęczenie fizyczne lecz "pracą"?
Niby to gra słów do której nie przewiązujesz na dziś znaczenia, lecz to wg mnie ważne w podświadomości.

Co do twoich poszukiwań "bezpieczeństwa i miłości"...... żaden człowiek nie jest w stanie wypełnić Twoich zbiorników emocjonalnych , bo one są Twoimi wyobrażeniami, pragnieniami, potrzebami, oczekiwaniami ,projekcjami . Ja czasami cytuję bardzo trafną diagnozę De Mello :
"Jeśli nie jesteś szczęśliwy, to oznacza tylko tyle, że koncentrujesz się na tym, czego nie masz.
W przeciwnym razie musiałbyś doświadczać błogostanu"......


.....Anthony De Mello"

Skupiasz się na tym czego Ci wg Twoich wyobrażeń brakuje pomijając "wdzięczność i akceptację" tego co już masz i nad rozwojem czego możesz pracować.
Fajnie ż etu jesteś.
Pogody Ducha
Awatar użytkownika
Pijawka
Posty: 272
Rejestracja: 12 wrz 2018, 15:01
Jestem: po rozwodzie
Płeć: Kobieta

Re: Nie kocham męża

Post autor: Pijawka »

Nirwanna pisze: 15 kwie 2019, 10:43 Pijawko, może to jest czas na pogłębioną naukę "korzystania z Jego zasobów"?
Co do tego nie mam wątpliwości, ale przynaję- nijak tego nie potrafię. O zgrozo- mam straszne pokusy: 1. co do oceniania mojego męża i spowalniania "odwieszania się" od niego 2. do popadania w zwątpienie, że mój mąż może w ogóle zechcieć odpowiedzieć na łaskę Bożą, która już teraz napewno go dotyka a on znakomicie jej unika...3. do myślenia, że Bóg jednak nic nie może wobec naszej wolnej woli.

W ten sposób diabeł podsuwa mi myśli, że Bóg jest malutki, bezradny i jak niewidzialny pyłek zostanie zdmuchnięty kolorowym i rozłożystym pióropuszem pychy, egoizmu i zła jakim mój mąż wachluje się w życiu. Na logikę wiem: Bóg w swoim czasie może sprawić, że posypią się pióra i nawet słomką się nie powachluje, ale...z jakiegoś powodu tego nie robi. A zło narasta. To ciężko mi zaakceptować.
Tu napewno jest dużo mojej pychy- bo ja bym chciała żeby już to się stało i najlepiej po mojej myśli..bla...bla...bla...
Dzięki Ci Boże, że umiesz mnie przytrzymać w kagańcu milczenia i na smyczy posłuszeństwa, bo inaczej... ;-)
ODPOWIEDZ