Jak intruz w trójkącie...

Refleksje, dzielenie się swoimi przeżyciami...

Moderator: Moderatorzy

mysikrolik
Posty: 62
Rejestracja: 25 sty 2018, 8:48
Jestem: w kryzysie małżeńskim
Płeć: Kobieta

Re: Jak intruz w trójkącie...

Post autor: mysikrolik »

Pustelnik pisze: 12 kwie 2019, 20:21 B/ tak myślę : czaami za szacunek wystarcza (no ma więcej ... nie starcza .. materiału ... na dany moment):
- brak pogardzania
- brak wyśmiewania/piętnowania
- brak gorszenia się
- i ... parę tam jeszcze ...
O to to to...
Tak samo uważam!
Szacunek, to po prostu szacunek, a nie służalczość i uzależnienie.
Lawendowa
Posty: 7663
Rejestracja: 30 sty 2017, 17:44
Jestem: po rozwodzie
Płeć: Kobieta

Re: Jak intruz w trójkącie...

Post autor: Lawendowa »

mysikrolik pisze: 11 kwie 2019, 6:36 ... nie mogę przecież pozwolić, by np. moje dziecko nie sypialo, bo oni mają jednak inne dla niego plany w czasie drzemek/snu (zdarza się to dość systematycznie, a moje dzieci mają b. duży problem ze snem, więc wybicie z rytmu wiąże się z kilkudniowym przestawianiem) . By moje dziecko było zmuszane do całowania i przytulania co dosłownie 10min osoby, której sie boi. Przez to już kilkukrotnie jak byłyśmy same otwierał sie płakała, że się go boi, no ale ważniejsze jest dobre samopoczucie tej osoby od dziecka. Podawanie alergizujacych moje dzieci produkty, bo sobie wymyślili, że to tak fajnie...
To są trudne rzeczy i raczej nie ma szans na załatwienie tego hurtem. Ja zaczęłabym od załatwienia pojedynczych problemów i od tego co najbardziej szkodzi dzieciom. Dla mnie osobiście czymś takim jest podawanie dziecku tego co mu szkodzi (alergeny). Na szkodzenie na zdrowiu nie powinno byc niczyjej zgody. Przerobiłam to osobiście i wiem jaki to duży problem. Ktoś nakarmi alergenem dziecko, bo fajnie dać mu to czego mu nie wolno (a jak wiadomo zakazane najbardziej smakuje). Później to rodzice zmagają się ze skutkami, czasami bardzo uciążliwymi.
I tutaj widzę pewną szansę - skonfrontować męża ze skutkami działań jego rodziców. Jak?
Rodzice nakarmili czymś dziecko i teraz ma biegunkę, kolkę, wymiotuje, nie śpi itd. Zaangażuj wtedy męża do opieki, a Ty w tym czasie zajmij się czymś zupełnie innym - zrób zakupy, idź na spacer, weź długą kąpiel, zajmij się szyciem, prasowaniem czy czymkolwiek innym. Jeśli to środek nocy, obudź męża, a Ty się wtedy zdrzemnij. Myślę, że jeśli pozwolisz mu odczuć skutki na jego skórze, są szanse, ze zacznie to inaczej widzieć. Jeśli dziecko nie zdrzemnęło się w ciągu dnia i marudzi wieczorem, zostaw je mężowi, a Ty zajmij się np. tym czego nie mogłaś zrobić w czasie jego drzemki. Przy dwójce maluchów takich rzeczy nie brakuje :D
Myślę, że warto spróbować, bo to co się odczuje na własnej skórze uczy skuteczniej niż słowa.
"Ty tylko mnie poprowadź, Tobie powierzam mą drogę..."
mysikrolik
Posty: 62
Rejestracja: 25 sty 2018, 8:48
Jestem: w kryzysie małżeńskim
Płeć: Kobieta

Re: Jak intruz w trójkącie...

Post autor: mysikrolik »

No i znów się poklocilismy z ich powodu... Ja naprawdę psychicznie nie daje rady. Nie wiem, czy jak tak dalej pójdzie nie zacznę myśleć o separacji. Wiem, że nie pochlebiacie tego, ale cóż... Nie widzę rozwiązania. Proponowałem mężowi teraz terapię - wtsmial mnie, rozmowę z księdzem-a co ksiądz ma do tego.. Odnoszę wrażenie, że on unika takich spotkań, bo przeczuwa co usłyszy na nich. Z nowych rzeczy usłyszalam, że jego rodzice są stadni i potrzebują być blisko ze swoją rodziną, że go potrzebują, więc on ich nie "opuści". Powiedziałam, że ma też żonę, która potrzebuje mieć meza. I że mógł mi przed ślubem powiedzieć, że tak to widzi... ale oczywiście przeleciał koło uszu

Kiedyś na spowiedzi ksiądz mi zasugerował, że jak będzie bardzo słabo, to podobno jest to podstawa do rozwodu, takie chore przywiązanie do rodziców i niezdolność do małżeństwa...

Heh.... Co mam robić, jestem naprawdę już psychicznie w dole. Ciągle kłótnie i jazdy o to samo, tylko dlatego, że mnie coś dotyka i boli i przez to płaczę albo się zamykam w sobie....
Awatar użytkownika
Nirwanna
Posty: 13319
Rejestracja: 11 gru 2016, 22:54
Jestem: po rozwodzie
Płeć: Kobieta

Re: Jak intruz w trójkącie...

Post autor: Nirwanna »

Mysikróliku, precyzyjnie rzecz biorąc, Kościół w sytuacjach najtrudniejszych dopuszcza separację jako skuteczną obronę przed krzywdą, separacja wówczas nie stanowi przewinienia moralnego.
Natomiast to, co usłyszałaś w konfesjonale to nie jest podstawa do rozwodu, tylko ewentualnie do stwierdzenia nieważności małżeństwa. A do tego nie trzeba rozwodu, prawo kościelne tego nie wymaga. I są to zdecydowanie dwie różne rzeczy.

My, czyli Sychar nie stoi ponad ani obok Kościoła. Mam nadzieję, że doprecyzowałam. Jak coś - pytaj.
Nie żyje się, nie kocha się, nie umiera się - na próbę
Jan Paweł II
mgła
Posty: 90
Rejestracja: 21 lip 2017, 11:02
Jestem: w separacji
Płeć: Kobieta

Re: Jak intruz w trójkącie...

Post autor: mgła »

Jak myślisz, gdyby dać mężowi np. pół roku na decyzję co do dalszych Waszych losów- co wybiera: Ciebie i dzieci czy rodziców- jak by wybrał?
Jedyne wyjście wg.mnie to wiać. Wiać daleko, bo za pięć lat pojawisz się na tym forum z depresją lub nerwicą. A rozdarte wewnętrznie dzieci będą miały skrzywiony obraz rodziny.
Twój mąż Cię nie słyszy i nie usłyszy, musi zmienić się nadajnik w jego życiu. Ty na razie jesteś szumem. Nadajnikiem matka.
Ja się nie zgadzam z przedmówcami, którzy sugerują zaakceptowanie teściowej i pracę nad sobą, aby umieć to znosić.
Twój mąż nie dojrzeje w bliskości swojej matki. Będzie zawsze nosił krótkie gacie na szelkach.
Jeśli Twoi teściowie nie rozumieją elementarnych zasad dot. wychowywania dzieci (alergeny, wizyty w czasie drzemki), a pewnie kochają swoje wnuki, jak zrozumieją twoje oczekiwania, dot. Ciebie?
Dlaczego piszę o długim czasie na decyzję- pół roku, a nie np.tydzień czy miesiąc?
Aby ten czas był także czasem dla Ciebie.
Wydaje mi się, jak już poprzednio pisano, że masz jednak problem ze stawianiem granic. Za bardzo się wkurzasz, co zrozumiałe.
Ale tu musi być chłodna kalkulacja, masz mieć trzeźwą głowę. Masz stawać się dla męża ważniejsza niż matka. Bądź sprytna. Niech mu na Tobie bardziej zależy niż na matce. Rozkochaj go na nowo przez te pół roku. I niech decyduje.
A Ty, bez względu na jego decyzję, nie stój w miejscu, stawaj się dojrzalsza i bardziej cierpliwa.
nałóg
Posty: 3321
Rejestracja: 30 sty 2017, 10:30
Jestem: szczęśliwym mężem
Płeć: Mężczyzna

Re: Jak intruz w trójkącie...

Post autor: nałóg »

Robisz tak samo a oczekujesz innych efektów.To nie jest możliwe .
mysikrolik
Posty: 62
Rejestracja: 25 sty 2018, 8:48
Jestem: w kryzysie małżeńskim
Płeć: Kobieta

Re: Jak intruz w trójkącie...

Post autor: mysikrolik »

Usłyszałam od męża tym razem również, że ja nawet nie jestem w stanie znaleźć ambitnej pracy (fakt, wprowadzając się do niego zaczęłam pracę w handlu, by jakkolwiek zarabiać, a nie siedzieć u niego na kieszeni, bo w zawodzie nie mogłam znaleźć pracy bez protekcji... Ale zawsze pracowałam, uczciwie i rzetelnie wypełniając swoje obowiązki... Mąż ponad rok temu zmienił pracę na prestiżowe biuro, pracuje w zawodzie... Kiedy miałam znaleźć te ambitna prace, jak byłam w ciąży? Czy na macierzyńskim? Zawsze czułam, że wstydzi się tego, że pracuje w handlu, ale dziś to usłyszałam i boli), dowiedziałam się również, że zareczyl się na ostatnią chwilę przed ślubem bo uwaga - nie zasłużyłam na inne zaręczyny....

Ja naprawdę więcej batów psychicznie nie wytrzymam. Jest tu ktoś w trakcie separacji? Jak to wygląda w sytuacji, gdy są maleńkie dzieci?
nałóg
Posty: 3321
Rejestracja: 30 sty 2017, 10:30
Jestem: szczęśliwym mężem
Płeć: Mężczyzna

Re: Jak intruz w trójkącie...

Post autor: nałóg »

Niby dorośli ludzie .Separacja,kłótnia a w efekcie najbardziej cierpią dzieci.
marylka
Posty: 1372
Rejestracja: 30 sty 2017, 17:01
Jestem: szczęśliwą żoną
Płeć: Kobieta

Re: Jak intruz w trójkącie...

Post autor: marylka »

Według mnie nie powinnas miec pretensji, że wprowadziłaś sie do domu teściowej, w ktorym ona rzadzi.
To jej dom i jej warunki panuja.
Powinniscie zmienic miejsce zamieszkania.
Ja nie widze jakis konkretow. Co wlasciwie robia tesciowie zlego dzieciom?
Jeżeli jest uczulone dziecko np na orzechy to po zjedzeniu puchnie i trzeba z nim do szpitala jechać. Czy cos podobnego jest u Ciebie?
Rozumiem, że jest Ci cieżko ale piszesz takimi ogolnikami, że trudno sie ustosunkowac.
A to co mówi Ci maż o zareczynach na przyklad - to zwykla pyskowka i tu nic tesciowie nie maja do rzeczy.

Oki.
Do rzeczy - jak wyglada Wasze współżycie?
rak
Posty: 995
Rejestracja: 30 wrz 2017, 13:41
Jestem: w kryzysie małżeńskim
Płeć: Mężczyzna

Re: Jak intruz w trójkącie...

Post autor: rak »

mysikrolik pisze: 12 kwie 2019, 21:24
rak pisze: 12 kwie 2019, 11:20 Wiesz mysikrolik,

o trudnych sprawach wydajesz się pisać nadspodziewanie spokojnie. Tak sobie myślę, że albo w pełni to już przerobiłaś w sobie i postanowiłaś się zdystansować, albo po prostu oddzywa się twój mur DDX-owca i umiejętność chowania do szafy własnych emocji. Jeśli to ostatnie, to te zakumulowane i spiętrzone przez lata emocje zazwyczaj znajdują jakieś wyjście z tej szafy...
O których trudnych sprawach piszesz? Ja odnoszę wrażenie, że w moich wpisach jest mnóstwo emocji i przez to i chaosu... Nie widzę tu spokoju... We mnie nie ma spokoju-jest duże poczucie niesprawiedliwości i bezsilności.
Wiesz, to jest moje odczucie po czytaniu Twoich postów. Piszesz o b. trudnych sprawach, ale w sposób b. zorganizowany wręcz spokojny, mimo niewątpliwej emocjonalnej burzy, tak jakbyś wiedziała jak się od tego odciąć i miała w tym pewną praktykę ... Przejrzałem Twój pierwszy wątek i również odnioslem takie wrażenie. To oczywiście moje wrażenie.
mysikrolik pisze: 12 kwie 2019, 21:24 To wszystko jest bardzo piękne i wzniosłe i zapewne prawdziwe, zapewne tak ma wyglądać małżeństwo. Ale na takie trochę i heroiczne "wydobywanie" kogoś z jego dysfunkcji trzeba mieć duuużo siły. I być wewnętrznie poukladanym, zdystansowanym do tego. Ja napisałam tutaj dlatego, że jestem przytloczona tym wszystkim naprawdę mocno już. Naprawdę ta sytuacja jest dla mnie destrukcyjna, przede wszystkim ze względu na dzieci. Każda matka myślę mnie zrozumie. Próbowałam sienzdystansowac setkę razy, ale nie potrafię. Nie mam siły bawić się w coach'a mojego męża, gdy wszystkie konsekwencje akurat tej jego dysfunkcji spadaja na moje barki. Nie mam siły już ciągnąć tego tak jak jest z myślą, ze może jak będę wystarczająco idealna żona to on kiedys zobaczy, że nasze relacje są najważniejsze. Próbowałam, ale zakończyło się fiaskiem. Straciłam wiarę już, że on cokolwiek dostrzeże.
Może i wzniosłe, tylko to wydaje mi się, że chodzi o wydobywanie kogoś z dysfunkcji, bardziej o wspólne wydobycie się z niej. Do tanga trzeba dwojga, też do wejścia w taki układ...
Przykładowo bycie idealną żoną jak próbowałaś to presja i obciążenie ponad siły, to też może oznaczać brak autentyczności, zrozumienia siebie, chodźby bez tego trudno postawić granice, można się dystansować i izolować, ale to b. przypomina stawianie murów kiedy obciążenie staje się zbyt duże niż wolne budowanie relacji. Przyznam się, że ja próbując budować relacje z żoną postawiłem mur dla pewnych członków jej rodziny, bo na dzień dzisiejszy nie mam siły, ale chyba też możliwości budowy tych relacji w zgodzie z sobą.
Zgadzam się, z tym wewnętrznym poukładaniem w takim układzie można b. łatwo przejść z pomocy do zawłaszaczania drugiej osoby, albo do współuzależnienia od jej stanów, czasem też można przeskakiwać płynnie pomiędzy tymi dwoma skrajnymi postawami.
Nieważne jest, gdzie jesteś, ale wszędzie tam, gdzie przyjdzie ci się znaleźć, ważne jest, jak żyjesz - Henri J.M.Nouwen
mysikrolik
Posty: 62
Rejestracja: 25 sty 2018, 8:48
Jestem: w kryzysie małżeńskim
Płeć: Kobieta

Re: Jak intruz w trójkącie...

Post autor: mysikrolik »

marylka pisze: 13 kwie 2019, 23:15 Według mnie nie powinnas miec pretensji, że wprowadziłaś sie do domu teściowej, w ktorym ona rzadzi.
To jej dom i jej warunki panuja.
Powinniscie zmienic miejsce zamieszkania.
Ja nie widze jakis konkretow. Co wlasciwie robia tesciowie zlego dzieciom?
Jeżeli jest uczulone dziecko np na orzechy to po zjedzeniu puchnie i trzeba z nim do szpitala jechać. Czy cos podobnego jest u Ciebie?
Rozumiem, że jest Ci cieżko ale piszesz takimi ogolnikami, że trudno sie ustosunkowac.
A to co mówi Ci maż o zareczynach na przyklad - to zwykla pyskowka i tu nic tesciowie nie maja do rzeczy.

Oki.
Do rzeczy - jak wyglada Wasze współżycie?
Nie mieszkamy u teściów, tylko pareset metrów dalej. Zdaje sobie sprawę, że powinniśmy zamieszkać daleko. Mąż mi nawet przed ślubem obiecał przeprowadzkę do innego miasta, teraz chce być jak najbliżej, z powodów wymienionych powyżej.
Nie chodzi o aż takie odczyny, razczej kończy się to biegunkami, wysypka na twarzy i bólem brzucha.
Pyskówka, ale każdej kłótni zapalnikiem jest jakiś temat zw z jego rodzina. Potem, jak brakuje argumentów zaczynają być wyciąganie inne rzeczy, niezwiązane z tematem. I w taki oto sposób często słyszę rzeczy, których normalnie by mi nie powiedzial, między innymi to. Choć naprawdę bardziej zabolało mnie to z tą pracą, bo znów poczułam się niesprawiedliwie potraktowana. Przyjechałam do niego rzucając wszytko: przyjaciół, pasje, rodzinę, czasem czuje, że cała siebie, bo tu muszę mu ciągle coś udowadniać i nie czuje się w tym komfortowo. Z pracą było ciężko na początku, w między czasie trafiłam do szpitala, potem rozeslalam chyba ze 150cv do biur, by pracować w zawodzie, ostatecznie nic z tego nie wyszło... Potem ślub, ciąża, macierzyński, ciąża, macierzyński..... Nie wiem czego on oczekuje. Przede mną szukanie pracy niedługo i nie wiem, czy znajdę szybko coś co go będzie satysfakcjonowac. Miałam możliwość posady od znajomego, ale właściwie teraz wychodzi na to, że to nadal będzie nierozwojowa praca.... Odkąd pracuje w tym nowym miejscu zaczął jeszcze bardziej liczyć pieniądze i zachowywać się jakby Pana Boga za pięty złapał.
Co tesciowie robią dzieciom? Zmuszają do całowania o przytulania osobe, której się córka boi i płacze potem jak jesteśmy same. Uczą słów, których nie chce, żeby córka znała. Potem jak mąż pyta ich dlaczego tak mówią - to nie oni, z domu wyniosła (oczywiście szpilka do mnie). Teściowa przeklina przy córce, która już zaczyna łapać różne słowa. Przychodzą jak u sypiam dzieci, albo gdy dzieci są u nich nienprzyprowadzaja mi ich do domu o umówione godzinie, przez co mam problem potem z położeniem spać dwójki przeciagnietych maluchów.... Z takich poważniejszych to teraz tyle pamiętam, ale oczywiście sa słodycze, jojczenie itp.

Ze współżyciem od początku było słabo. Mamy totalne inne potrzeby. O ile on moich nie rozumie po prostu, ja jego nie jestem w stanie spełnić (granice mam, których nie przeskocze, bo czuła bym się jak.... Poza tym wiem, że jak raz bym nawet się przemogla, to on by chciał więcej i jeszcze więcej... ) obydwoje wiemy, że nie tego oczekiwaliśmy, mąż wina obarcza mnie, bo to ja sobie wymyśliłam nie wspolzyc do ślubu i teraz mamy wielkie zdziwienie....
mysikrolik
Posty: 62
Rejestracja: 25 sty 2018, 8:48
Jestem: w kryzysie małżeńskim
Płeć: Kobieta

Re: Jak intruz w trójkącie...

Post autor: mysikrolik »

nałóg pisze: 13 kwie 2019, 22:54 Niby dorośli ludzie .Separacja,kłótnia a w efekcie najbardziej cierpią dzieci.
Masz rację niestety.
Czytałam trochę o separacji wczoraj, nawet sporo i wiem, że to nie jest dobre rozwiązanie dla dzieci. Dla mnie nawet też... Czuję, że czeka mnie wizyta u psychologa, może i psychiatry, bo zaczynam popadać w stan przedepresyjny... Raczej zadziała to na niekorzyść dla mnie przy decydowania o dzieciach...

Wiem, że to brzmi jak jojczenie portaconego kota, ale... naprawdę, lepiej dla wszystkich by było, gdybym nie istniała... Nie musisz odpisywać nic na to.
mysikrolik
Posty: 62
Rejestracja: 25 sty 2018, 8:48
Jestem: w kryzysie małżeńskim
Płeć: Kobieta

Re: Jak intruz w trójkącie...

Post autor: mysikrolik »

rak pisze: 14 kwie 2019, 0:58
mysikrolik pisze: 12 kwie 2019, 21:24
rak pisze: 12 kwie 2019, 11:20 Wiesz mysikrolik,

o trudnych sprawach wydajesz się pisać nadspodziewanie spokojnie. Tak sobie myślę, że albo w pełni to już przerobiłaś w sobie i postanowiłaś się zdystansować, albo po prostu oddzywa się twój mur DDX-owca i umiejętność chowania do szafy własnych emocji. Jeśli to ostatnie, to te zakumulowane i spiętrzone przez lata emocje zazwyczaj znajdują jakieś wyjście z tej szafy...
O których trudnych sprawach piszesz? Ja odnoszę wrażenie, że w moich wpisach jest mnóstwo emocji i przez to i chaosu... Nie widzę tu spokoju... We mnie nie ma spokoju-jest duże poczucie niesprawiedliwości i bezsilności.
Wiesz, to jest moje odczucie po czytaniu Twoich postów. Piszesz o b. trudnych sprawach, ale w sposób b. zorganizowany wręcz spokojny, mimo niewątpliwej emocjonalnej burzy, tak jakbyś wiedziała jak się od tego odciąć i miała w tym pewną praktykę ... Przejrzałem Twój pierwszy wątek i również odnioslem takie wrażenie. To oczywiście moje wrażenie.

Nie wiem, może faktycznie tak jest. Może to styl pisania, a może nawet "na papierze" umiem się dobrze kamuflowac. Bo w realu doszłam już do perfekcji przez tyle lat (łącznie z praktyką w dzieciństwie).
rak pisze: 14 kwie 2019, 0:58
mysikrolik pisze: 12 kwie 2019, 21:24 To wszystko jest bardzo piękne i wzniosłe i zapewne prawdziwe, zapewne tak ma wyglądać małżeństwo. Ale na takie trochę i heroiczne "wydobywanie" kogoś z jego dysfunkcji trzeba mieć duuużo siły. I być wewnętrznie poukladanym, zdystansowanym do tego. Ja napisałam tutaj dlatego, że jestem przytloczona tym wszystkim naprawdę mocno już. Naprawdę ta sytuacja jest dla mnie destrukcyjna, przede wszystkim ze względu na dzieci. Każda matka myślę mnie zrozumie. Próbowałam sienzdystansowac setkę razy, ale nie potrafię. Nie mam siły bawić się w coach'a mojego męża, gdy wszystkie konsekwencje akurat tej jego dysfunkcji spadaja na moje barki. Nie mam siły już ciągnąć tego tak jak jest z myślą, ze może jak będę wystarczająco idealna żona to on kiedys zobaczy, że nasze relacje są najważniejsze. Próbowałam, ale zakończyło się fiaskiem. Straciłam wiarę już, że on cokolwiek dostrzeże.
Może i wzniosłe, tylko to wydaje mi się, że chodzi o wydobywanie kogoś z dysfunkcji, bardziej o wspólne wydobycie się z niej. Do tanga trzeba dwojga, też do wejścia w taki układ...
Przykładowo bycie idealną żoną jak próbowałaś to presja i obciążenie ponad siły, to też może oznaczać brak autentyczności, zrozumienia siebie, chodźby bez tego trudno postawić granice, można się dystansować i izolować, ale to b. przypomina stawianie murów kiedy obciążenie staje się zbyt duże niż wolne budowanie relacji. Przyznam się, że ja próbując budować relacje z żoną postawiłem mur dla pewnych członków jej rodziny, bo na dzień dzisiejszy nie mam siły, ale chyba też możliwości budowy tych relacji w zgodzie z sobą.
Zgadzam się, z tym wewnętrznym poukładaniem w takim układzie można b. łatwo przejść z pomocy do zawłaszaczania drugiej osoby, albo do współuzależnienia od jej stanów, czasem też można przeskakiwać płynnie pomiędzy tymi dwoma skrajnymi postawami.
A jak to w praktyce wygląda? Taki MUR przed kimś? Bo nie wiem, czy dobrze to rozumiem. Niedopuszczanie słów itp. do świadomości, by nie ranily? Czy o granicach raczej mówisz? Ja tutaj zrozumiałam, że ja tak naprawdę nie umiem stawiać granic. Wydawało mi się, że je stawiam, a inni je kruszą, ale raczej jest tak, że ja myślę, że je stawiam, a tak naprawdę nic nie stoi...

Na ten moment chyba muszę pójść gdzieś po pomoc... Bo dochodzi do tego ostatnimi czasy, że nie wychodzę z dziećmi na dwór i nie gotuję im, bo nie mam siły i ciągle płaczę... Muszę najpierw wyciszyć te emocje, a potem pomyślę, co zrobić z mężem i tym wszystkim. Bo ciężko mi zobaczyć przyszłość z nim, i gdyby nie było dzieci, nas by też już nie było.
Ostatnio zmieniony 14 kwie 2019, 9:58 przez rak, łącznie zmieniany 1 raz.
Powód: Poprawiono cytowanie
rak
Posty: 995
Rejestracja: 30 wrz 2017, 13:41
Jestem: w kryzysie małżeńskim
Płeć: Mężczyzna

Re: Jak intruz w trójkącie...

Post autor: rak »

Witaj ponownie mysikrólik,

rozumiem, że miałaś ciężką noc i ogólnie jesteś już b. zmęczoną swoją sytuacją.

Pytasz się się o ten mur, co to znaczy w praktyce.

Pozwól, że najpierw zacznę teoretycznie.
Jaka jest różnica pomiędzy murem, a granicą. Różnicą moim zdaniem jest postawa i motywacja. Jeśli już nie mamy siły się przed czymś bronić, coś nas przytłacza, wysysa energię to zazwyczaj albo uciekamy albo stawiamy mur, izolujemy się, bronimy siebie poprzez zamknięcie i odddzielenie się od problemu. Z różnych powodów nie umiemy sobie z nim poradzić, więc usuwamy go ze swojego pola widzenia.
Granica jest dużo bardziej świadoma i elastyczna. Również nie uciekamy przed problemem, ale mamy siłę i motywację, żeby się z nim zmierzyć. Do postawienia granicy potrzeba zazwyczaj dużej znajomości siebie, swoich potrzeb ich hierarchii, umiejętności decyzji co jest dla nas ważne, wewnętrznego przekonania i siły, że chcemy tego bronić.
Mur często motywowany jest zniechęceniem, czasem strachem, granica miłością.
Mur stawiamy też dla innych, żeby nie przekraczali sfery naszej wolności, granice stawiamy sobie, kiedy chcemy chronić swoje wartości, ale też budować na ich podstawie relacje z innymi, a nie ich odcinać.

No i teraz praktycznie z mojego podwórka.
Jak już trochę ogarnęłem nasz temat to zrozumiałem kilka rzeczy, że JA chcę starać się o małżeństwo, a dwa staranie te oznacza nie tylko troskę o żonę, ale też stawanie granic. Granic, które chroniłoby to małżeństwo przed różnego rodzaju truciznami, chodźby podawanymi z uśmiechem, ale po dłuższym czasie mającymi b. negatywne skutki.
Pierwszy okres to była raczej próba ponownego zrozumienia żony, takie odkrycie jej od nowa i też zaspokajania jej potrzeby "przyjemnych chwil" - takie pochylenie się nad nią. Później dopiero było powolne stawianie granic, zaczynając od rzeczy najbardziej szkodliwych dla relacji, do trujących moje samopoczucie, czy miłość do samego siebie. Były to między innymi: agresja, szacunek, manipulacje, zrozumienie, posiadanie odmiennego zdania, itd... Sam siebie poznawałem przechodząc przez kolejne okresy, a budowaniem tych granic i ich obroną okazywałem też miłość sobie. Dlatego też uważam, że jak sama zaczniesz zdrowieć to dajesz szansę na zdrowienie innym. Czy z tego skorzystają to już ich decyzja. Na pewno jest to proces i to dłuuuugi, więc rezultatów trudno oczekiwać z dnia na dzień...
W praktyce też b. wyczerpujący proces, z mojej strony nie miałem i dalej nie mam sił na stawianie granic wszystkim, więc dla niektórych relacji, które stwierdziłem, że są toksyczne, postawiłem mur. Czyli w większym lub mniejszym stopniu odciąłem się od ich historii, zmartwień, manipulacji, żyją jakby obok, ale nie zaprzątają za bardzo mojej uwagi. Nie jestem może z tego dumny, ale w ten sposób też chronię siebie. Może kiedyś będę miał na budowę relacji z nimi więcej siły (i wtedy postaię granice), na dzień dzisiejszy mam inne priorytety (i zostawiam mur).
Nieważne jest, gdzie jesteś, ale wszędzie tam, gdzie przyjdzie ci się znaleźć, ważne jest, jak żyjesz - Henri J.M.Nouwen
Jonasz

Re: Jak intruz w trójkącie...

Post autor: Jonasz »

Mysikroliku
A jak wyglądają kontakty z Twoją rodzina?
Masz rodzeństwo?
A tu na miejscu gdzie jesteś?
Jakaś psiapsiolka może w pracy coś.
Myślę że pójście po pomoc to pierwszy krok naprzód w celu zmiany.
Pomodle się o dobra osobę dla Ciebie.
Z perspektywy czasu wiem jaka to ważna osoba która spotkałem.
ODPOWIEDZ