Mieszkanie razem ze względu na dzieci … jak to uratować?

Refleksje, dzielenie się swoimi przeżyciami...

Moderator: Moderatorzy

JolantaElżbieta
Posty: 748
Rejestracja: 14 wrz 2017, 8:03
Płeć: Kobieta

Re: Mieszkanie razem ze względu na dzieci … jak to uratować?

Post autor: JolantaElżbieta »

Robertb pisze: 15 lip 2019, 10:39 Ja postanowiłem ze jednak się wstrzymam z tą terapią do września. A może jeszcze dłużej …

Wiem, że z takim negatywnym podejściem jakie żona ma teraz i tak to raczej nie ma sensu.

Dodatkowo obawiam się ze jeśli terapia zostanie przerwana przez wakacyjne urlopy i nie będzie ciągłości to żona stwierdzi, że jednak nie chcę na nią chodzić, zwłaszcza że się tylko zgodziła, żeby potem nie mieć wyrzutów sumienia, bo ratować naszego małżeństwa nie chce na pewno.

Szczerze mówiąc to już chyba przestałem wierzyć, że coś z tego będzie. Ona mi każdym razem daje do zrozumienia, że mnie nie kocha , nie cierpi mojego towarzystwa i mnie nienawidzi.

Moja zmiana, chyba coraz bardziej wyprowadza z równowagi i jeszcze bardziej się ode mnie oddala i coraz więcej mnie nienawidzi. Już mi kilka razy wypomniała to, że jestem żałosny, bo załączyłem dbać o wygląd. I że na nią to i tak nie podziała ….

Plus jest taki, że chyba się zacząłem uodparniać na jej stosunek do mnie. W końcu mogę zając się pracą i przestać ciągle myśleć o naszym związku.

Może dlatego że wiem, że mam jeszcze dużo czasu, bo ona raczej na razie nie zrobi nic, może też dlatego, że wiem, że jej kontakty z kowalskim są praktycznie zerowe, a może się wypaliłem i już nie mam siły się tym zamartwiać.

W każdym razie w końcu chyba mogę nabrać dystansu do wszystkiego. Ciągle pracuje nad sobą spędzam jak najwięcej czasu z dziećmi, dbam o swój wygląd , uprawiam sport, czytam polecone książki, jestem dla żony miły i jej pomagam, a gdy widzę, że chodzi wkurzona i pokazuje jak bardzo jest nieszczęśliwa , to już mnie to nie rusza.

Chociaż za bardzo nie wierzę, że z czasem moja żona zmieni stosunek do mnie to myślę, że teraz jest właściwy moment, aby dać czasowi czas.
Zmieniasz się dla siebie, nie dla kogoś innego. Zadowolony jesteś z tej zmiany, która się w Tobie dokonuje?
Robertb
Posty: 70
Rejestracja: 17 kwie 2019, 11:38
Jestem: w kryzysie małżeńskim
Płeć: Mężczyzna

Re: Mieszkanie razem ze względu na dzieci … jak to uratować?

Post autor: Robertb »

Tak. Jestem bardzo zadowolony, ale jeszcze długa droga przede mną.
Angela
Posty: 490
Rejestracja: 31 maja 2017, 1:34
Jestem: w kryzysie małżeńskim
Płeć: Kobieta

Re: Mieszkanie razem ze względu na dzieci … jak to uratować?

Post autor: Angela »

Robertb pisze: 15 lip 2019, 10:39 Moja zmiana, chyba coraz bardziej wyprowadza z równowagi i jeszcze bardziej się ode mnie oddala i coraz więcej mnie nienawidzi. Już mi kilka razy wypomniała to, że jestem żałosny, bo załączyłem dbać o wygląd. I że na nią to i tak nie podziała ….
Działa..., gdyby nie działało, to by nie zuważyła i nie komentowała.
A mówi, że nienawidzi na głos, bo sama chce siebie przekonać, że dobry kierunek obrała. Ktoś, kto nienawidzi naprawdę, nic nie mówi, tylko działa na szkodę wroga.
JolantaElżbieta
Posty: 748
Rejestracja: 14 wrz 2017, 8:03
Płeć: Kobieta

Re: Mieszkanie razem ze względu na dzieci … jak to uratować?

Post autor: JolantaElżbieta »

Robertb pisze: 15 lip 2019, 10:39
Moja zmiana, chyba coraz bardziej wyprowadza z równowagi i jeszcze bardziej się ode mnie oddala i coraz więcej mnie nienawidzi. Już mi kilka razy wypomniała to, że jestem żałosny, bo załączyłem dbać o wygląd. I że na nią to i tak nie podziała ….

Jest na Ciebie wściekła, bo na co teraz będzie się skarżyć do kowalskiego? Przedtem miała jakieś usprawiedliwiające powody, żeby myśleć o zostawieniu paskudnego męża. A to masz - mąż przestaje być paskudny - pokrzyżował jej plany :-) Pracuje nad sobą, to widać, nie chce rozstania - masz babo placek. Tak było pięknie i się skichało - kowalski miał same zalety, mąż same wady - jak żyć panie premierze, jak żyć? :-)
vertigo
Posty: 242
Rejestracja: 30 mar 2018, 10:16
Jestem: już po kryzysie
Płeć: Mężczyzna

Re: Mieszkanie razem ze względu na dzieci … jak to uratować?

Post autor: vertigo »

Angela pisze: 15 lip 2019, 21:01 A mówi, że nienawidzi na głos, bo sama chce siebie przekonać, że dobry kierunek obrała. Ktoś, kto nienawidzi naprawdę, nic nie mówi, tylko działa na szkodę wroga.
Hmm, moja żona praktycznie nic nie mówiła na mój temat przez tych kilkanaście miesięcy kryzysu. Myślisz, że to z nienawiści?
Ludzie robią wszystko, aby siebie samych przekonać, że świat nie wygląda tak, jak wygląda naprawdę.
Awatar użytkownika
ozeasz
Posty: 4368
Rejestracja: 29 sty 2017, 19:41
Jestem: w separacji
Płeć: Mężczyzna

Re: Mieszkanie razem ze względu na dzieci … jak to uratować?

Post autor: ozeasz »

Robertb pisze: 15 lip 2019, 10:39 Chociaż za bardzo nie wierzę, że z czasem moja żona zmieni stosunek do mnie to myślę, że teraz jest właściwy moment, aby dać czasowi czas.
Cześć ,podzielę się tu moją historią w tym ww. względzie, żona przez kilka lat zachowywała się tak jakbym był koszmarem w Jej życiu, do czasu wyprowadzki 8 lat temu, wyprowadzka ucięła m.in. wulgaryzmy, brak szacunku, pogardę, przemoc psychiczną.

Do dzisiaj jestem w nieformalnej separacji, na nowo próbuję ze swej strony odbudowywać więź z żoną.

Nigdy wcześniej bym nie przypuszczał że tak można żyć, trochę jak mnich .

Z dzisiejszej perspektywy myślę, jestem przekonany że to dobry czas, czas wzrostu, przemiany myślenia-metanoi, dojrzenia do postaw których wcześniej nie byłem w stanie zauważyć, z dystansu zauważam jaki byłem egocentryczny, jak bardzo brakowało empatii i troski wobec żony, jak miłość którą Jej ofiarowałem była uboga i obkrojona ... Jak mało ważna była w stosunku do mnie... dziękuję Bogu za ten czas który miał być wyrokiem, a stał się wybawieniem, który miał mnie pozbawić szczęścia, a tak naprawdę nadał smaku mojemu życiu, otworzył oczy na Prawdę.

Dziękuję Bogu że dzięki temu jakże trudnemu czasowi ,miałem szansę skonfrontować się z samym sobą tak naprawdę i zobaczyć swoje życie w krzywym zwierciadle sądzenia kim i jaki jestem, gdyby nie te trudne chwile może do dzisiaj żyłbym w ułudzie, byłbym "martwy".

Na dzień dzisiejszy potrafimy z żoną rozmawiać, szanować się wzajemnie, na nowo się poznajemy, może dojrzalej, może nie tak powierzchownie jak kiedyś ,a może po prostu mając już bagaż doświadczeń których wcześniej nie było ,wtedy były tylko ideały? Obdarzamy się wzajemnie wolnością, potrafimy wyskoczyć do restauracji, na spacer, porozmawiać na trudne tematy, coś oglądnąć, pośmiać się i pożartować ,ale i doświadczyć wspólnie smutku ... Odbieram ten czas jako dojrzalsze "narzeczeństwo". Niestety na nasze prawdziwe narzeczeństwo padł cień zbliżeń przedmałżeńskich, czego konsekwencje odczuwamy do dzisiaj. Ten poziom nie nadaje się do zapoznawania, nie jest obiektywny, nie kieruje się rozsądkiem i mądrością, nie szuka tego co duchowe, a pozostaje przy zmysłowości..

Więc Robercie jeśli zmienisz percepcję i zobaczysz że to co stoi na Twej drodze to nie problem a możliwość ,lub dalej idąc okazja, okazja żeby naprawdę żyć i naprawdę kochać, to może się okazać że warto zadać sobie trud podjęcia wysiłku w przyjęciu rzeczywistości która dzisiaj wydaję Ci się jest ostatnią rzeczą której byś sobie zapragnął?

Pozdrawiam serdecznie .
Miłości bez Krzyża nie znajdziecie , a Krzyża bez Miłości nie uniesiecie . Jan Paweł II
Robertb
Posty: 70
Rejestracja: 17 kwie 2019, 11:38
Jestem: w kryzysie małżeńskim
Płeć: Mężczyzna

Re: Mieszkanie razem ze względu na dzieci … jak to uratować?

Post autor: Robertb »

ozeasz pisze: 15 lip 2019, 23:48
Robertb pisze: 15 lip 2019, 10:39 Chociaż za bardzo nie wierzę, że z czasem moja żona zmieni stosunek do mnie to myślę, że teraz jest właściwy moment, aby dać czasowi czas.
Cześć ,podzielę się tu moją historią w tym ww. względzie, żona przez kilka lat zachowywała się tak jakbym był koszmarem w Jej życiu, do czasu wyprowadzki 8 lat temu, wyprowadzka ucięła m.in. wulgaryzmy, brak szacunku, pogardę, przemoc psychiczną.

Do dzisiaj jestem w nieformalnej separacji, na nowo próbuję ze swej strony odbudowywać więź z żoną.

Nigdy wcześniej bym nie przypuszczał że tak można żyć, trochę jak mnich .

Z dzisiejszej perspektywy myślę, jestem przekonany że to dobry czas, czas wzrostu, przemiany myślenia-metanoi, dojrzenia do postaw których wcześniej nie byłem w stanie zauważyć, z dystansu zauważam jaki byłem egocentryczny, jak bardzo brakowało empatii i troski wobec żony, jak miłość którą Jej ofiarowałem była uboga i obkrojona ... Jak mało ważna była w stosunku do mnie... dziękuję Bogu za ten czas który miał być wyrokiem, a stał się wybawieniem, który miał mnie pozbawić szczęścia, a tak naprawdę nadał smaku mojemu życiu, otworzył oczy na Prawdę.

Dziękuję Bogu że dzięki temu jakże trudnemu czasowi ,miałem szansę skonfrontować się z samym sobą tak naprawdę i zobaczyć swoje życie w krzywym zwierciadle sądzenia kim i jaki jestem, gdyby nie te trudne chwile może do dzisiaj żyłbym w ułudzie, byłbym "martwy".

Na dzień dzisiejszy potrafimy z żoną rozmawiać, szanować się wzajemnie, na nowo się poznajemy, może dojrzalej, może nie tak powierzchownie jak kiedyś ,a może po prostu mając już bagaż doświadczeń których wcześniej nie było ,wtedy były tylko ideały? Obdarzamy się wzajemnie wolnością, potrafimy wyskoczyć do restauracji, na spacer, porozmawiać na trudne tematy, coś oglądnąć, pośmiać się i pożartować ,ale i doświadczyć wspólnie smutku ... Odbieram ten czas jako dojrzalsze "narzeczeństwo". Niestety na nasze prawdziwe narzeczeństwo padł cień zbliżeń przedmałżeńskich, czego konsekwencje odczuwamy do dzisiaj. Ten poziom nie nadaje się do zapoznawania, nie jest obiektywny, nie kieruje się rozsądkiem i mądrością, nie szuka tego co duchowe, a pozostaje przy zmysłowości..

Więc Robercie jeśli zmienisz percepcję i zobaczysz że to co stoi na Twej drodze to nie problem a możliwość ,lub dalej idąc okazja, okazja żeby naprawdę żyć i naprawdę kochać, to może się okazać że warto zadać sobie trud podjęcia wysiłku w przyjęciu rzeczywistości która dzisiaj wydaję Ci się jest ostatnią rzeczą której byś sobie zapragnął?

Pozdrawiam serdecznie .
Na pewno ten kryzys otworzył mi oczy na wiele rzeczy i w tym wszystkim rozumiem moją żonę. Z jednej strony powinienem jej dziękować bo to wszystko co teraz się dzieje pokazało mi jak wiele błędów popełniłem.

Z drugiej strony żona za wszystko obarcza mnie winą i swojej winy nie widzi z tym wszystkim ani trochę. Tak naprawdę nigdy nie dała mi szansy, a widząc że się zaczyna dziać źle nie zrobiła nic aby ratować nasz związek .

Nie wiem sam co o tym myśleć. Ja nie rozumiem jej zachowania w ogóle, a bez niej raczej będzie ciężko odbudować małżeństwo.
somnium
Posty: 127
Rejestracja: 12 lip 2019, 19:40
Jestem: w separacji
Płeć: Mężczyzna

Re: Mieszkanie razem ze względu na dzieci … jak to uratować?

Post autor: somnium »

Kurcze, niby każdy jest inny a jak bardzo jesteśmy do siebie podobni.
Własnie miałem pisać "w swoim" wątku czy oby na pewno stosować się do listy Zerty, bo przecież jak nie będę robił tych wszystkich rzeczy aby jej się przypodobać i przypominać to zapewne żona się ucieszy i zapomni że jestem.
A tu widzę, że wiele osób ma tak samo.
To chyba występuje na początku po rozstaniu gdy próbujemy łapać się wszystkiego gdy górę biorą zdecydowanie emocje a nie realne myślenie.
Bardzo dużo daje mi taka wymiana myśli i informacji, szkoda że po a nie przed faktem ale widocznie tak musiało być.
Trzeba nauczyć się patrzeć do przodu a nie wstecz, bo tego co było już nie zmienimy. Możemy a w szadzie powinniśmy nauczyć się wyciągać z tego wnioski.
I te ostatnie wpisy także w sedno. Czytam o życiu i problemach obcych ludzi a często widzę swoje życie.
Długa droga przede mną i w sferze mentalnej i walce z pokusami tego świata.
Ale nikt nie mówił że życie jest lekkie łatwe i przyjemne.
Robertb
Posty: 70
Rejestracja: 17 kwie 2019, 11:38
Jestem: w kryzysie małżeńskim
Płeć: Mężczyzna

Re: Mieszkanie razem ze względu na dzieci … jak to uratować?

Post autor: Robertb »

U mnie się trochę zmieniło, przez dwa tygodnie nie widzieliśmy się z żoną i chciałem jej dać od siebie odpocząć, jednak ona codziennie znajdowała powód żeby do mnie napisać.

Jeszcze miesiąc temu żona powiedziała mi ze ona nie chce rozwodu ale nigdy już ze mną nie będzie, od tego czasu nie poruszam tego tematu.

Zona sama czasem nie wytrzymuje i podczas rozmowy zaczyna mi wypominać ze się zmieniłem ... albo mówi trzeba było się jednak się rozwieźć, czasami tez nie wytrzymuje i mnie wyzywa jak się na mnie zdenerwuje. Są to sporadyczne sytuacje spowodowane jakaś różnicą zdań, które często miały miejsce przed kryzysem ale wtedy zamieniały się w kłótnie a teraz ja nie doprowadzam do kłótni.

Ogólnie teraz nasze stosunki są prawie normalne, powiedział bym że wszystko wróciło do normy, normalnie rozmawiamy, jak przed kryzysem, żartujemy ..... ale żona ciągle śpi w innym pokoju i nie ma mowy o jakimkolwiek przytulaniu...pod tym względem nie tratuje mnie jak męża tylko jak obcą osobę.

Ja staram się nie naciskać, praktycznie nie robię nic w tej kwestii bo już z doświadczenia wiem że jak już bywało troszkę lepiej to każda moja próba podhodowała oddalanie żony.

Niestety odnoszę wrażenie że moja żona faktycznie chce żyć w taki sposób i traktować mnie jak męża tylko jak trzeba coś zrobić a przy tym nie poczuwać się do bycia moją żoną.

Szczerze mówiąc zaczynam już tego mieć dosyć
marylka
Posty: 1372
Rejestracja: 30 sty 2017, 17:01
Jestem: szczęśliwą żoną
Płeć: Kobieta

Re: Mieszkanie razem ze względu na dzieci … jak to uratować?

Post autor: marylka »

Robertb pisze: 24 sie 2019, 22:39

Ja staram się nie naciskać, praktycznie nie robię nic w tej kwestii bo już z doświadczenia wiem że jak już bywało troszkę lepiej to każda moja próba podhodowała oddalanie żony.

Szczerze mówiąc zaczynam już tego mieć dosyć
Czyli - taki uklad Ci nie odpowiada skoro masz dosyc?
praktycznie nie robię nic
No ok
Masz zle doswiadczenia.
Ale to co?
Czekasz aż pewnej nocy wskoczy Ci żona do łóżka?
Hmmm
Możesz sie nie doczekac...

Ale możesz np zaproponowac fajny film.....Wasz slub na przyklad
Albo ko.edie romantyczną
Albo cos z proponowanych tutaj
Moźesz kupic wino


Nie musisz sie na nia rzucac od razu ale...jakos zaczac ja zdobywać
Co do reszty - gratuluje wyważonej postawy
Pozdrawiam
Robertb
Posty: 70
Rejestracja: 17 kwie 2019, 11:38
Jestem: w kryzysie małżeńskim
Płeć: Mężczyzna

Re: Mieszkanie razem ze względu na dzieci … jak to uratować?

Post autor: Robertb »

Tak bardzo mi nie odpowiada taki układ, ale mam nadzieję że to jest przejściowe.

Pewnie że próbowałem romantyczną kolację, film czy kwiaty.
Ale o wyjściu razem ona nawet nie chce słyszeć...

Wszystkie moje próby kończą się tylko jej oddalaniem dla tego już więcej nie robię nic.

Kiedyś nawet jak mówiłem jej komplement to wpadała w szał teraz jest trochę lepiej.

Nie wiem na razie czekam bo jestem przekonany że wszystko co zrobię w kierunku zdobywania jej skończy się niepowodzeniem.

W sumie to tak naprawdę od dwóch tygodni jest trochę lepiej i nie chcę tego psuć .
nałóg
Posty: 3328
Rejestracja: 30 sty 2017, 10:30
Jestem: szczęśliwym mężem
Płeć: Mężczyzna

Re: Mieszkanie razem ze względu na dzieci … jak to uratować?

Post autor: nałóg »

Cierpliwość, wytrwałość, spójność,pokora to postawy bardzo potrzebne nie tylko w kryzysie.Do tego wyjęcie waty z uszu i włożenie do ust.Co to znaczy? To że każdy z nas ludzi ma dwoje uszu i jedne usta,czyli powinien 2x więcej słuchać jak mówić.A jak jest w realu? Potrafisz słuchać z ukierunkowaną uwagą?.PD
Robertb
Posty: 70
Rejestracja: 17 kwie 2019, 11:38
Jestem: w kryzysie małżeńskim
Płeć: Mężczyzna

Re: Mieszkanie razem ze względu na dzieci … jak to uratować?

Post autor: Robertb »

Tak myślę że potrafię słuchać, chyba zawsze potrafiłem a przez ostatnie kilka miesięcy jeszcze bardziej się nauczyłem.

Teraz nawet się nauczyłem tego co żona chce mi przekazać nie mówiąc bezpośrednio do mnie ale np. do dzieci np że musi coś zrobić ...co oznacza że chciała by żebym ja to zrobił.

Wtedy już nie czekam i robię większość rzeczy poza pracami remontowymi których się trochę uzbierało.

Kiedyś żonie powiedziałem że tak samo jak ona nie jest się w stanie przełamać żeby ze mną być, tak samo ja nie mogę się przełamać aby inwestować i robić coś w domu w którym mogę już niedługo nie mieszkać.
Naprawiam tylko coś co jest bezpośrednio związane z dziećmi ....

I się tego trzymam chociaż i tak kiedyś pewnie się za to wezmne bo już patrzec nie mogę jak się wszystko rozpada.

Gorzej niestety jest z moją cierpliwością, wkurza mnie to wszystko .

Moja żona sobie zbudowała własne pojęcie małżeństwa w kwestiach jej wygodnych jestem jej mężem w kwestiach mniej wygodynch nie jestem.

Na spotkaniach z niektórymi ludzi udaje dobra żonę a z innymi zachowuje się jak singielka.

A im bardziej robi się otwarta na rozmowę i spędzanie razem czasu to tym bardziej zachowuje się jak kiedyś, czyli ma coraz wiecej pretensji jakie może mieć żona do męża chociaż wcale się nie poczuwa do bycia żoną.

Nie potrafię się w tym wszystkim znaleźć bo czuję się dokładnie tak jak kilka lat temu gdy się pojawiły pierwsze problemy, wtedy obrałem złą drogę bo się stałem lustrem żony. Teraz nie chcę tego powtórzyć staram się jak mogę aby być w porządku i znoszę wszystkie pretensje analizuje czy są słuszne ... chociaż nie wiem do czego to prowadzi....
nałóg
Posty: 3328
Rejestracja: 30 sty 2017, 10:30
Jestem: szczęśliwym mężem
Płeć: Mężczyzna

Re: Mieszkanie razem ze względu na dzieci … jak to uratować?

Post autor: nałóg »

Robert, czy znasz zasady porozumienia bez przemocy? jak nie to polecam "Porozumienie bez przemocy" Rosenberga. Do tego może jak nie znasz to "Jak mówić aby nas dzieci słuchały, jak słuchać aby do nas mówiły" Faber i Manzlis. Wbrew pozorom prawie wszystko z zasad tam przedstawianych można stosować z powodzeniem w relacjach z dorosłymi w rodzinie a i we wszystkich innych relacjach- w pracy też.
PD
Robertb
Posty: 70
Rejestracja: 17 kwie 2019, 11:38
Jestem: w kryzysie małżeńskim
Płeć: Mężczyzna

Re: Mieszkanie razem ze względu na dzieci … jak to uratować?

Post autor: Robertb »

Właśnie czytam ta książkę.

Niestety dlugo się nie nacieszylem dobrymi relacjami z żoną.

Dziś będąc w pracy do mnie napisała z pretensjami o o jakąś bzdurę i zaraz się polała lawina jak mnie nie nawidzi jak ma ochotę uprawiać seks z każdym facetem tylko nie ze mną.

Nie mam już siły
ODPOWIEDZ