W którą stronę?

Refleksje, dzielenie się swoimi przeżyciami...

Moderator: Moderatorzy

Niezapominajka
Posty: 393
Rejestracja: 06 kwie 2017, 11:07
Jestem: w kryzysie małżeńskim
Płeć: Kobieta

Re: W którą stronę?

Post autor: Niezapominajka »

tak, ale to codzienne jest właśnie trudne, bo niby nie widać efektów.

Utka - jestem w szoku, czytałam kiedyś Twój wątek, zniosłaś kobieto wiele. Ja bym tak nie potrafiła. Twardy z Ciebie zawodnik. Bym uciekła chyba po pierwszym strzale. No i tak Ci kibicowałam jak pisałaś, że się układa, że razem podjęliście decyzję, że walczycie, że z Bogiem, no super. A tu co sie stało? Odwidziało mu się? Szok!!!

A mój maż przemówił ostatnio, powiedział, że jest w rozsypce, że nie poda mi konkretnej daty, ze on widzi naprawę na miesiace lub lata, że jest zmiażdzony przez mnie, że mnie wini za rozwałkę przez lata. Zaczął biegać co rano, zeby uspokoic umysł, bo bez tego mówi by tylko siedział i wył. Ze mam przestać do niego nadawać o zmianie, wybaczeniu, naprawie (już przestałam), bo to tylko rozgrzebuje w nim rany. Ze jest podziurawiony przeze mnie.
Tak mi cieżko tego słuchać, czuję sie jak zbrodniarz, choć nie daję się w to wplątać, bo to mnie też rozwala po ludzku i popadam w bezsilność. Mówię sobie, ze tak, tak się stało, być może nie do końca z mojej winy (ddd, niedojrzałosć, 3 dzieci w 4 lata - obciażenie fizyczne, psychiczne i finansowe, nerwy, ale dzieci najukochansze - choc je też poraniłam w tych nerwach), ale zło się stało. Ja tego po ludzku nie naprawię. Mogę tylko od tej chwili kiedy zrozumiałam starać się być dobrą, madrzejsza a do pomocy zaprządz całe Niebo. Tylko Bóg potrafi naprawić rany w moim mężu. Jak próbowałam milion razy rzeźbic po swojemu to zawsze wszystko paprałam, bo chciałam po swojemu, a potem popadałam w rozpacz, że będe się smażyć w piekle i nie ma dla mnie wybaczenia, co mnie dobijało. Chyba nie tędy droga. Teraz gdy odzyskałam spokój to wprost fizycznie czuję jak po pierwszym drgnieniu maż osuwa się w odmęty niemocy, jest poraniony i zrozpaczony. A ja mam taki spokój w sobie. To takie dziwne.
Niezapominajka
Posty: 393
Rejestracja: 06 kwie 2017, 11:07
Jestem: w kryzysie małżeńskim
Płeć: Kobieta

Re: W którą stronę?

Post autor: Niezapominajka »

właśnie przeczytałam czytanie z dzisiaj

http://pierzchalski.ecclesia.org.pl/ind ... 0&id=00-03

no jak o mnie. Jestem słaba, wyrzekłam się meża, Boga kiedyś, miałam jakiegos "swojego" Boga w głowie czyli siebie, ja rządziłam po swojemu, i co? Chciałam budować słowami, zapewnieniami a to czynów trzeba, oj, co sie porobiło... Oby ruszyć dalej...
inga
Posty: 230
Rejestracja: 15 kwie 2017, 9:28
Jestem: szczęśliwą żoną
Płeć: Kobieta

Re: W którą stronę?

Post autor: inga »

Niezapominajko,

ja właśnie wróciłam z wieczornej mszy, uwielbiam tę Ewangelię. Pamiętam jak, w którejś konferencji przytaczał Ją o. Szustak i wtedy mi tak utkwiła w pamięci.. ten Piotr zasmucony, zawstydzony.. jak niewierny małżonek, który się nas wyparł.. i Jezus potrafił Piotrowi to wybaczyć.. to mi daje siłę obecnie, kiedy myślę o ratowaniu mojego małżeństwa.
Niezapominajka pisze: 02 cze 2017, 18:29 Zaczął biegać co rano, zeby uspokoic umysł, bo bez tego mówi by tylko siedział i wył. Ze mam przestać do niego nadawać o zmianie, wybaczeniu, naprawie (już przestałam), bo to tylko rozgrzebuje w nim rany. Ze jest podziurawiony przeze mnie.
wiesz to wygląda jakby walczył ze swoimi wyrzytami sumienia..

Niezapominajka pisze: 02 cze 2017, 18:29 A ja mam taki spokój w sobie. To takie dziwne.
i pielęgnuj w sobie ten spokój ! On da Ci siłę.
Niezapominajka
Posty: 393
Rejestracja: 06 kwie 2017, 11:07
Jestem: w kryzysie małżeńskim
Płeć: Kobieta

Re: W którą stronę?

Post autor: Niezapominajka »

Inga - myślę, że tak. Trawią go wyrzuty sumienia, może o te kobiety z netu, że za moimi plecami, albo o tę jedną babę, w której o mało co się zakochał, ale niby to przerwał. Że jest mu źle ze mną a bez jakoś sobie nie wyobraża. Że nie miałby się dokąd wyprowadzić. Myślę, ze sam nie wie czego chce na ten moment. Powiedział, że chce spokoju i że to potrwa pare miesięcy a nawet parę lat - co mnie przeraziło!!! Taka sytuacja kilka lat? :shock: Ja na bank tego nie wytrzymam. Widzę, że sam się zakuł w te kleszcze, meczy się a kroku nie chce zrobić. Jest cały owładnięty tym uczuciem.
Mam w sobie spokój, owszem, wiem, ze to siła od Boga,bo przecież nie ode mnie, słabiaka, ale równolegle czuję zwykłe ludzkie emocje - żal, smutek, nieraz gniew, bezsilność.
Dobrze, że mam fajną pracę, którą uwielbiam, dzieci i swoje 2 pasję, bo bym zwariowała.
Z ciekawostek - odsypiam chyba ostatni zły, kilkumiesięczny okres, który mnie stargał, wtedy spałam po 3-4h/dobe. Teraz spię po 10-11 i mi mało. Też tak mieliście?
Pompejanka jest cudowna, zaczynam z nią dzien, i konczę.
Chcę odmówić jeszcze 2 jak tę skończę, mam nadzieję, że do Gwiazdki sytuacja się wyjaśni. Cały czas modlę się z intencją: o uleczenie naszych ran, które sobie pozadawaliśmy, tylko Bóg może je uleczyć, o poznanie prawdy, jaka jest sytuacja i żebyśmy wiedzieli co robić, jaką podjąc decyzję. Czekanie jest megatrudne, ale w końcu całe życie to też jest czekanie. Nie chcę tego zepsuć, zmarnotrawić. Życie jest zbyt cenne, a ja dopiero niedawno, pomimo kryzysu zaczęłam cieszyć się życiem i wszystkim co jest z nim zwiazane, każdym zdarzeniem, ludźmi, których spotykam, małymi drobiazgami.
inga
Posty: 230
Rejestracja: 15 kwie 2017, 9:28
Jestem: szczęśliwą żoną
Płeć: Kobieta

Re: W którą stronę?

Post autor: inga »

Niezapominajka pisze: 03 cze 2017, 12:43 Inga - myślę, że tak. Trawią go wyrzuty sumienia, może o te kobiety z netu, że za moimi plecami, albo o tę jedną babę, w której o mało co się zakochał, ale niby to przerwał. Że jest mu źle ze mną a bez jakoś sobie nie wyobraża. Że nie miałby się dokąd wyprowadzić. Myślę, ze sam nie wie czego chce na ten moment.

Niezapomniajko, miałam to napisać w swoim wątku - ale chcę się tym podzlieć z Tobą tutaj.
Mój mąż chce wrócić.
Zapytałam, co go skłoniło do takiej decyzji.
Powiedział, że nigdy nie był na 100% przekonany, że dobrze robi. Tzn. że tego chce (odejścia).
I... uwaga - zrozumiał (niby) kiedy ja zniknęłam. Kiedy utracił ze mną kontakt do zera. Wtedy zaczął sobie przypominać w końcu te dobre rzeczy ze mną związane. Wcześniej było odwrotnie.

Wcześniej - zanim dowiedziałam, się o romansie on też nie wiedział czego chce. Nie czuł, że chce na weekendy przyjeżdżać, nawet dzwonić/pisać. Mówił, że chciałby żeby ta potrzeba się naturalnie pojawiła.. (bez komentarza).
Nie chodzi nawet o to, że on wtedy miał romans. Tylko właśnie, ja się starałam, zabiegałam, chciałam rozmawiać. Byłam już wtedy dość opanowana emocjonalnie i nie było awantur. A on się oddalał.
Nie piszę tego po to, żeby Ci sugerować zdradę, tylko myślę, że to ta "męska jaskinia" o której często tutaj piszą Panowie (opisane w książce "Mężczyźni są z Marsa, a Kobiety z Wenus" - nie czytałam, ale mam zamówioną :) )
Oni muszą się tam schować i siedzieć, aż rozum do nich zapuka ;:) nie my.
Niezapominajka pisze: 03 cze 2017, 12:43 Powiedział, że chce spokoju i że to potrwa pare miesięcy a nawet parę lat - co mnie przeraziło!!! Taka sytuacja kilka lat? :shock: Ja na bank tego nie wytrzymam.
Nie myśl o przyszłości w ten sposób. Pamiętaj czas i tak leci. Kiedy myślisz "ja na bank tego nie wytrzymam" - powiedz o tym Bogu. W książce o. Pelanowskiego "Życie udane czy udawane" - jest rozdział "Modlitwa skargi" polecam, pomaga.
Ja cały czas bałam się, że jeśli mąż nie wróci to nie będę potrafiła żyć sama. Przerażało mnie to. Mówiłam o tym Bogu.. że boję się swojej słabości.

Powtórzę chyba jedną z głównych rad przytaczanych tu, na forum - postaraj się "oddalić" od swojego męża.
Teraz wiem, że moja sytuacja (mieszkanie w innych miastach) choć wydawała mi się najgorsza kiedy zaczęłam tutaj pisać, okazała się lekarstwem - i dla mnie i dla mojego męża.
Niezapominajka
Posty: 393
Rejestracja: 06 kwie 2017, 11:07
Jestem: w kryzysie małżeńskim
Płeć: Kobieta

Re: W którą stronę?

Post autor: Niezapominajka »

Inga - to wspaniale. Popatrz, zawsze mi się wydawałaś taka spokojna, podziwwiałam ten spokój w Twoim pisaniu. Gdzie tam mi było do tego. Ostatnio mi się udaje choć lekko nie jest.
Widać prawda jest w Twoich i nie tylko Twoich słowach, ze oddalenie, nieszarpanie się,kultowe 'zajęcie sobą' to jest to. Jesteś przykłądem, że to działa. Jaskinia...taa...no mój tam siedzi na maxa. Efekty u mnie są o ile ja jestem spokojna, na zewnątrz, jak się nie odzywam to on pomalu sam zaczyna szukac kontaktu. I czuje zaniepokojenie. I dobrze. Niech też rozkruszy swoją hardość i upartość. I się trochę rozejrzy co zostalo po tym huraganie. Czasem mam ochotę walnąć go patelnią, żeby go obudzic i postawić do pionu :mrgreen: :roll: Dlaczego? Bo widzę, ze nie byłam taka zla i do konca winna, że on też, tyle, że on tego nie widzi, beztrosko zwaliłwszystko na mnie, obciążył mnie winą za swój romans, że to przeze mnie itp. Nie do końca się z tym zgadzam, bo mógł inaczej zareagować a nie zwyczajnie odreagować.
Dobrze słyszeć, że Ci się udało. Trzeba zawierzyć spokojowi i zostawieniu jaskiniowca ze swoimi myślami. Nie chciałabym tylko być oszukiwana, wolę najgorszą prawdę niz najlepsze kłamstwo.
inga
Posty: 230
Rejestracja: 15 kwie 2017, 9:28
Jestem: szczęśliwą żoną
Płeć: Kobieta

Re: W którą stronę?

Post autor: inga »

Niezapominajko ten spokój niby jest.. ale muszę o niego dbać..

a dla nas ;) dzisiejsza Ewangelia z komentarzem:

viewtopic.php?f=42&p=3620#p3620

https://www.youtube.com/watch?v=UpWBLIF ... aAvLpNssN1
Dotka
Posty: 174
Rejestracja: 06 kwie 2017, 10:08
Jestem: w kryzysie małżeńskim
Płeć: Kobieta

Re: W którą stronę?

Post autor: Dotka »

inga pisze: 22 kwie 2017, 11:22
Niezapominajka pisze: 21 kwie 2017, 20:01
Właśnie, to tak strasznie boli - jego nieprzejednaność, twardość, hardość, gdy ja mówię o szansie, ratowaniu i miłości. Czy to może się tak wypalić? Ze już nic nie ma?
.. to mnie najbardziej zastanawia, bo ja też w chwili złości na męża (przed jego romansem i jak jeszcze o nim nie wiedziałam) - mialam różne emocje, złość, agresję.. ale jak się człowiek wyciszył to wracało zdrowe myślenie - że przecież go kocham, że na pewno nikogo innego nie chcę..
Niezapominajka pisze: 21 kwie 2017, 20:01
Mało tego, nieustannie targają mną emocje, już myśle, że osiągam spokój, modlę się, no po prostu święta żona nawrócona a tu sinusoida, raz mnie bierze złość, że co to ma znaczyć, chce to proszę niech se leci za drzwi, niech go bierze jakaś baba i się męczy z tymi jego okropnymi wadami, które mnie doprowadzają do szału, bedę mieć w końcu swięty spokój
też miewam podobnie... myślę sobie jaki on ma trudny charakter, podejście do wielu spraw, jaki bywa egocentryczny, zwłaszcza przez pryzmat jego pracy (której tryb nie jest łatwy do zaakceptowania.. ) - i myślę wtedy sobie "ona się przekona, nie zaakceptuje tego, będzie chciała go zmieniać.. a on na pewne rzeczy się na pewno nie zgodzi" - i łudzę się, że ja wiem jak to się "skończy".. a co ja mogę wiedzieć... może on się właśnie zmieni.. może właśnie z nią zapragnie mieć dzieci..
Niezapominajka pisze: 21 kwie 2017, 20:01
Za chwilę ogarnia mnie taka czułość i tkliwość w stosunku do niego, że mam ochotę podejsć, przytulić się, rozpłynać sie, a innego dnia np. wpadam w jakieś chore już poczucie winy, że to wszystko moja wina, zniszczyłam męża swoimi akcjami i pretensjami, będę za to się smażyć w piekle i czuję się nic nie warta, jak śmieć...I tak w kółko.
i to mam tak samo... myślę, że on nie jest szczęśliwy, że zniszczył nasze małżeństwo, wiele relacji.. że sam sobie nie potrafi wybaczyć i będzie z tego powodu cierpiał, a ja mogłabym mu wybaczyć i on mógłby być szczęśliwy - O naiwności.. ale miewam też takie myśli bardziej pobożne.. że na prawdę modlę się o niego i z serca i z troski, że nie chcę dla niego źle..

Staram się siebie nie obwiniać.. Tzn. wiem ile rzeczy robiłam źle i co mogło go unieszczęśliwiać.. ale odrzucać myśli "gdybym tego nie zrobiła.. nie powiedziała.." - nie możemy tego wiedzieć. Bo on mógł zawsze powiedzieć, że to i tamto mu nie odpowiada, a zachowywał się jakby było OK. I z kochajacego męża niemal z dnia na dzień, stał się kimś obcym. A w dodatku człowiekiem, którego nie znam
Niezapominajka pisze: 21 kwie 2017, 20:01 Te emocje są zbyt wielkie, chciałabym tak je gdzieś schować czasami i nauczyć się oceniać fakty sucho, tylko rozumem, chociaż to by było z drugiej strony jakies takie bez smaku.
też bym tak chciała, ale one przeciekają z najskrytszych zakamarków..
Niezapominajka pisze: 21 kwie 2017, 20:01 ale mimo wszystko czuć pustkę, pustynię, brak bliskości, nie istnieje żadna forma kontaktu fiz. choćby dotyk, muśnięcie, przytulenie o łóżku nie wspominając.To jest odczuwalne, mi się serce sciska (...)
w tym tkwiłam pół roku (nie wiedząc o romansie)... on się oddalał a ja się buntowałam.. tylko, że u nas doszło, że on przestał przyjeżdzać na weekendy... a kontakt telefoniczny był prawie żaden.. to miało nam pomoc wyciszyc emocje..
Ja też uważam, że masz dużo szczęścia (sic!) że on jednak z Wami mieszka i nie mówi o rozwodzie i wyrowadzce..
dlatego najlepiej byłoby "otworzyc drzwi klatki" i "cieszyć się" tym, że Twój mąż jest z Wami jednak..
Niezapominajka pisze: 21 kwie 2017, 20:01
Poza tym prześladuje mnie jeszcze jedna wątpliwość - no bo tak, my ludzie ostro bałaganimy w życiu a potem jak nam się tyłki palą to dopiero się otrząsamy, i się nawracamy. Czy top nie jest interesowne? Tak to Bóg nie istniał, mąż miał być zabaweczką i paziem a teraz jak trwoga to do Boga. Za to też się nie cierpię i czuję meganiesmak za swoją postawę. Czasem krzyczę sama na siebie "ty bezczelu, smiesz prosic?" na kolana i pokutuj do konca życia!!!

ah i tutaj też jestem podobna

u mnie to jest (mam nadzieję, modlę sie o to również) stopniowy proces..
zaczęło się o d przyjęcia kolędy, zapragnęłam chyba, żeby ktoś mnie odwiedził
i miałam to ogromne szczęście, że ksiądz który przyszedł okazał się wspaniałm człowiekiem.
Dał mi wsparcie i modlitwę, wtedy jeszcze nie wiedziałam o romansie, ale powiedziałam ze mąż na razie nie przyjeżdza
a on powiedział wtedy: "może on też czuje się zraniony" - i ta myśl mi pomagała.. wtedy, kiedy myślałam, że nie ma tej 3ciej osoby,
pomogło mi to opanować moje emocje
i potem minęło kilka tygodni, kiedy zaczęłam się modlić i poszłam do spowiedzi i na pierwszą mszę
i z każdym tygodniem, mszą niedzielną zaczęłam odkrywać tę miłość Boga i opiekę
miewam też kryzysy.. np. od kilku dni mam wrażenie, że moja modlitwa jest strasznie jałowa... że tylko "odklepuję zdrowaśki"..
ale staram się nie przestać modlić

i modlę się o Ducha Świętego, o siłę, o pokorę, o mądrość i rozum, o wtrwanie,..
i żeby bez względu na to co się stanie, nie odwrócić się już nigdy od Boga
Przeczytałam te wasze wpisy przed chwilą...
Jakby to było o mnie i o moich uczuciach i o tym co teraz przeżywam.
bosa
Posty: 356
Rejestracja: 29 sty 2017, 22:55
Jestem: po rozwodzie
Płeć: Kobieta

Re: W którą stronę?

Post autor: bosa »

kochane dziewczyny, tyle tu polecanych książek, a ja polecam Wam książkę Ani Jednej "Ile warta jest twoja obrączka". mnie tak książka przeprowadziła i przeprowadza nadal przez ten cały czas mojego kryzysu...
Kocham Cię Panie, i jedyna łaska o jaką Cię proszę ,to kochać Cię wiecznie.. św.Jan Maria Vianney
jacek-sychar

Re: W którą stronę?

Post autor: jacek-sychar »

A znacie drugą książkę Ani?
"Miłość nie ma wcale końca"
http://www.tolle.pl/pozycja/milosc-nie-ma-wcale-konca

Niby dla dzieci, ale ja gorąco polecam i dorosłym.
Ja czytając tą książkę momentami widziałem przebieg mojego kryzysu i zachowanie swojego najmłodszego syna.
Słonko
Posty: 257
Rejestracja: 01 lut 2017, 17:11
Jestem: w kryzysie małżeńskim
Płeć: Kobieta

Re: W którą stronę?

Post autor: Słonko »

Dotka pisze: 07 cze 2017, 8:38
inga pisze: 22 kwie 2017, 11:22
Niezapominajka pisze: 21 kwie 2017, 20:01
Właśnie, to tak strasznie boli - jego nieprzejednaność, twardość, hardość, gdy ja mówię o szansie, ratowaniu i miłości. Czy to może się tak wypalić? Ze już nic nie ma?
.. to mnie najbardziej zastanawia, bo ja też w chwili złości na męża (przed jego romansem i jak jeszcze o nim nie wiedziałam) - mialam różne emocje, złość, agresję.. ale jak się człowiek wyciszył to wracało zdrowe myślenie - że przecież go kocham, że na pewno nikogo innego nie chcę..
Niezapominajka pisze: 21 kwie 2017, 20:01
Mało tego, nieustannie targają mną emocje, już myśle, że osiągam spokój, modlę się, no po prostu święta żona nawrócona a tu sinusoida, raz mnie bierze złość, że co to ma znaczyć, chce to proszę niech se leci za drzwi, niech go bierze jakaś baba i się męczy z tymi jego okropnymi wadami, które mnie doprowadzają do szału, bedę mieć w końcu swięty spokój
też miewam podobnie... myślę sobie jaki on ma trudny charakter, podejście do wielu spraw, jaki bywa egocentryczny, zwłaszcza przez pryzmat jego pracy (której tryb nie jest łatwy do zaakceptowania.. ) - i myślę wtedy sobie "ona się przekona, nie zaakceptuje tego, będzie chciała go zmieniać.. a on na pewne rzeczy się na pewno nie zgodzi" - i łudzę się, że ja wiem jak to się "skończy".. a co ja mogę wiedzieć... może on się właśnie zmieni.. może właśnie z nią zapragnie mieć dzieci..
Niezapominajka pisze: 21 kwie 2017, 20:01
Za chwilę ogarnia mnie taka czułość i tkliwość w stosunku do niego, że mam ochotę podejsć, przytulić się, rozpłynać sie, a innego dnia np. wpadam w jakieś chore już poczucie winy, że to wszystko moja wina, zniszczyłam męża swoimi akcjami i pretensjami, będę za to się smażyć w piekle i czuję się nic nie warta, jak śmieć...I tak w kółko.
i to mam tak samo... myślę, że on nie jest szczęśliwy, że zniszczył nasze małżeństwo, wiele relacji.. że sam sobie nie potrafi wybaczyć i będzie z tego powodu cierpiał, a ja mogłabym mu wybaczyć i on mógłby być szczęśliwy - O naiwności.. ale miewam też takie myśli bardziej pobożne.. że na prawdę modlę się o niego i z serca i z troski, że nie chcę dla niego źle..

Staram się siebie nie obwiniać.. Tzn. wiem ile rzeczy robiłam źle i co mogło go unieszczęśliwiać.. ale odrzucać myśli "gdybym tego nie zrobiła.. nie powiedziała.." - nie możemy tego wiedzieć. Bo on mógł zawsze powiedzieć, że to i tamto mu nie odpowiada, a zachowywał się jakby było OK. I z kochajacego męża niemal z dnia na dzień, stał się kimś obcym. A w dodatku człowiekiem, którego nie znam
Niezapominajka pisze: 21 kwie 2017, 20:01 Te emocje są zbyt wielkie, chciałabym tak je gdzieś schować czasami i nauczyć się oceniać fakty sucho, tylko rozumem, chociaż to by było z drugiej strony jakies takie bez smaku.
też bym tak chciała, ale one przeciekają z najskrytszych zakamarków..
Niezapominajka pisze: 21 kwie 2017, 20:01 ale mimo wszystko czuć pustkę, pustynię, brak bliskości, nie istnieje żadna forma kontaktu fiz. choćby dotyk, muśnięcie, przytulenie o łóżku nie wspominając.To jest odczuwalne, mi się serce sciska (...)
w tym tkwiłam pół roku (nie wiedząc o romansie)... on się oddalał a ja się buntowałam.. tylko, że u nas doszło, że on przestał przyjeżdzać na weekendy... a kontakt telefoniczny był prawie żaden.. to miało nam pomoc wyciszyc emocje..
Ja też uważam, że masz dużo szczęścia (sic!) że on jednak z Wami mieszka i nie mówi o rozwodzie i wyrowadzce..
dlatego najlepiej byłoby "otworzyc drzwi klatki" i "cieszyć się" tym, że Twój mąż jest z Wami jednak..
Niezapominajka pisze: 21 kwie 2017, 20:01
Poza tym prześladuje mnie jeszcze jedna wątpliwość - no bo tak, my ludzie ostro bałaganimy w życiu a potem jak nam się tyłki palą to dopiero się otrząsamy, i się nawracamy. Czy top nie jest interesowne? Tak to Bóg nie istniał, mąż miał być zabaweczką i paziem a teraz jak trwoga to do Boga. Za to też się nie cierpię i czuję meganiesmak za swoją postawę. Czasem krzyczę sama na siebie "ty bezczelu, smiesz prosic?" na kolana i pokutuj do konca życia!!!

ah i tutaj też jestem podobna

u mnie to jest (mam nadzieję, modlę sie o to również) stopniowy proces..
zaczęło się o d przyjęcia kolędy, zapragnęłam chyba, żeby ktoś mnie odwiedził
i miałam to ogromne szczęście, że ksiądz który przyszedł okazał się wspaniałm człowiekiem.
Dał mi wsparcie i modlitwę, wtedy jeszcze nie wiedziałam o romansie, ale powiedziałam ze mąż na razie nie przyjeżdza
a on powiedział wtedy: "może on też czuje się zraniony" - i ta myśl mi pomagała.. wtedy, kiedy myślałam, że nie ma tej 3ciej osoby,
pomogło mi to opanować moje emocje
i potem minęło kilka tygodni, kiedy zaczęłam się modlić i poszłam do spowiedzi i na pierwszą mszę
i z każdym tygodniem, mszą niedzielną zaczęłam odkrywać tę miłość Boga i opiekę
miewam też kryzysy.. np. od kilku dni mam wrażenie, że moja modlitwa jest strasznie jałowa... że tylko "odklepuję zdrowaśki"..
ale staram się nie przestać modlić

i modlę się o Ducha Świętego, o siłę, o pokorę, o mądrość i rozum, o wtrwanie,..
i żeby bez względu na to co się stanie, nie odwrócić się już nigdy od Boga
Przeczytałam te wasze wpisy przed chwilą...
Jakby to było o mnie i o moich uczuciach i o tym co teraz przeżywam.
Chyba trochę za dużo tego cytatu ale to też i o mnie, momentami wraca :-)
Dziewczyny to wszystko normalne, to tak ma być żeby tylko mieć przed oczami Miłość największą i najpiekniejszą i najwierniejszą.
Chodziłam codziennie do kościoła i miałam wrażenie, że nic nie czuje ze nic to nie daje a z uporem maniaka wstawałam kolejnego dnia o 5.30 i szłam do kościoła. I mimo, że czasem robiłam bardzo głupie rzeczy (choć wtedy tak mi się nie wydawało) to Pan Bóg był przy mnie cały czas i jest i będzie .
Pamiętajcie, że jesteście odpowiedzialne tylko za siebie, tylko za swoje emocje i tylko nad tym możecie pracować. Tak naprawdę to co możne dać w swoim małżeństwie to 100%siebie bez oglądania się na to co robi mąż. ( jeśli nie ma uzależnień, przemocy...)
Dziewczyny ja cały czas mieszkam z mężem, który mnie zdradzał, który powiedział, że nic nie czuje, nie odzywał się, mijał w drzwiach żeby nie dotknąć. Dzisiaj jestem w szpitalu i wiem, że on się faktycznie martwi, że mu zależy.... Nie powiedział do mnie jeszcze po imieniu ale ja wiem, że jest inaczej. I zmieniłam się tylko ja,
Jeśli próbuje spojrzeć obiektywnie ( wiem jak to brzmi ;-)) to on bardzo niewiele w siebie zmienił ale jest inaczej.
Zmiana jednej strony może zmienić całość relacji.
A od czego zacząć?
Od wdzięczności - kiedy postanowiłam że będę wdzięczna mężowi to stwierdziłam, że kompletnie nie mam za co bo on nic z siebie nie daje.
Pewnego dnia skończyło się rano pieczywo i poprosiłam żeby kupił i od tego dnia kupował codziennie przed pracą jechał i przywoził świeże bułki i chleb (w zasadzie dla dzieci bo ja nie jem pieczywa prawie) i ja za to dziękowałam... Z czasem kupiłam dzbanek na herbatę i on parzył te herbatę zaraz po tym jak wstał i miałam kolejna rzecz do dziękowania :-) Na początku było to dziwne, sztuczne, trudne bo innych słów między nami prawie nie było ( techniczne sprawy domowe) ale z czasem weszło mi w krew i mąż też zaczął i mnie dziękować za różne rzeczy i sam robi co raz więcej dla domu i nawet bezpośrednio dla mnie. Jest u nas jeszcze bardzo dużo pracy ale widzę światełko, nić porozumienia, może już nawet sznurek ;-).
Wierzę, że jeszcze przyjdzie czas na wyjaśnienie wszystkiego co się stało ( bo nie usłyszałam jeszcze przepraszam za to co się stało, " nie mam" jeszcze imienia) i, że będzie dobrze.
Chyba mnie moderatorzy pogonią ( choć mam nadzieję, że nie ;-)) ale kolejny raz polecam dla żon jako pracę nad sobą i związkiem blog " Domowe zawirowania " a szczególnie na początek wyzwanie " maj pełen miłości ", jeszcze można dołączyć przez grupę na fb. Bardzo, bardzo mi to pomogło spiąć w całość wszystko o czym czytałam i o czym słuchałam wcześniej i przekształcić to w praktykę.
Awatar użytkownika
Nirwanna
Posty: 13369
Rejestracja: 11 gru 2016, 22:54
Jestem: po rozwodzie
Płeć: Kobieta

Re: W którą stronę?

Post autor: Nirwanna »

Chyba mnie moderatorzy pogonią ( choć mam nadzieję, że nie ;-)) ale kolejny raz polecam dla żon jako pracę nad sobą i związkiem blog " Domowe zawirowania " a szczególnie na początek wyzwanie " maj pełen miłości ", jeszcze można dołączyć przez grupę na fb. Bardzo, bardzo mi to pomogło spiąć w całość wszystko o czym czytałam i o czym słuchałam wcześniej i przekształcić to w praktykę.
Jeśli polecasz rzeczy pomocowe i niełamiące regulaminu, to na pewno Cię nie pogonią ;-) wręcz się ucieszą, że forum żyje i jest pomocne :lol:
Nie żyje się, nie kocha się, nie umiera się - na próbę
Jan Paweł II
Dotka
Posty: 174
Rejestracja: 06 kwie 2017, 10:08
Jestem: w kryzysie małżeńskim
Płeć: Kobieta

Re: W którą stronę?

Post autor: Dotka »

Słonko przepraszam że pytam, rozumiem że już mąż cię nie zdradza i próbujecie wszystko naprawić.
A powiedz jak zachowywałaś się gdy dowiedziałaś się o zdradzie i on nie chciał zakończyć relacji z kowalską, tylko chciał się wyprowadzić z domu, ale nadal z Tobą mieszkał?
Stawiałaś granice, typu sam pierz, sam gotuj, śpij sam (choć to ostatnie pojawiło się w głowie mojego męża, poprosił abym uprzątnęła wersalkę bo chce spać na dole, wczoraj nie zdążyłam - przyszedł do sypialni, ale już spałam, zasnęłam przy czytaniu Pisma świętego, czułam jak wyciąga je spod mojej ręki, gdy przyszedł) odcięłaś się całkowicie od męża...?
Ja właśnie nie wiem jak mam teraz postąpić... jakoś to tak przeciw mnie odciąć się i kazać mu robić wszystko samemu...
Choć namawia mnie do tego także mama...
s zona
Posty: 3079
Rejestracja: 31 sty 2017, 16:36
Płeć: Kobieta

Re: W którą stronę?

Post autor: s zona »

Dotka pisze: 08 cze 2017, 10:51 Słonko przepraszam że pytam, rozumiem że już mąż cię nie zdradza i próbujecie wszystko naprawić.
A powiedz jak zachowywałaś się gdy dowiedziałaś się o zdradzie i on nie chciał zakończyć relacji z kowalską, tylko chciał się wyprowadzić z domu, ale nadal z Tobą mieszkał?
Stawiałaś granice, typu sam pierz, sam gotuj, śpij sam (choć to ostatnie pojawiło się w głowie mojego męża, poprosił abym uprzątnęła wersalkę bo chce spać na dole, wczoraj nie zdążyłam - przyszedł do sypialni, ale już spałam, zasnęłam przy czytaniu Pisma świętego, czułam jak wyciąga je spod mojej ręki, gdy przyszedł) odcięłaś się całkowicie od męża...?
Ja właśnie nie wiem jak mam teraz postąpić... jakoś to tak przeciw mnie odciąć się i kazać mu robić wszystko samemu...
Choć namawia mnie do tego także mama...
Dotka ,dlaczego to TY masz mu przygotowywac odzielne poslanie ,
maz nie potrafi sam wyjac bielizny z komody ?????????
Problem jest chyba w tym ,ze jestesmy uzaleznione od mezow i to ,
im dluzszy staz tym bardziej...

Nie wiem ,co podzialalo na meza slonko ale na mojego wnosek o zabezp alimentow .
Wczesniej prosilam ponad rok ,odkad mialam dowody...
I NIC
Nie szanuje sie kogos ,kto zebrze o uczucie ,
dopiero stanowcza postawa podzialala ...

ale to tylko moje doswiadczenia ,
moze ktos madrzejszy ze starszych sycharkow doradzi cos lepiej ..

a na teraz ,zebys przetrwala jest swietna Droga Krzyzowa dla Malzenstw ,
mnie b pomaga znajdowac sily ..
http://sychar.org/modlitwa/sycharowska- ... zyzowa.pdf
Jonasz

Re: W którą stronę?

Post autor: Jonasz »

Problem jest chyba w tym ,ze jestesmy uzaleznione od mezow i to ,
im dluzszy staz tym bardziej...


Nie szanuje sie kogos ,kto zebrze o uczucie ,
dopiero stanowcza postawa podzialala ...



S. zono potwierdzam.
Działa to w obydwie strony. Tzn. mozna uzaleznic sie i od meza i zony. Dlugosc stazu chyba nieistotna.
Ja sie uzalezniłem jeszcze przed slubem :shock:
To ze sie sie nie szanuje kogos, kto zebrze o uczucie to fakt.
Stanowcza postawa - to jest to..
ODPOWIEDZ