Dziękuję Malinko. Jak dobrze, że jesteś gdzieś tam i miałaś podobne doświadczenia. Właśnie, to tak strasznie boli - jego nieprzejednaność, twardość, hardość, gdy ja mówię o szansie, ratowaniu i miłości. Czy to może się tak wypalić? Ze już nic nie ma?
Mało tego, nieustannie targają mną emocje, już myśle, że osiągam spokój, modlę się, no po prostu święta żona nawrócona a tu sinusoida, raz mnie bierze złość, że co to ma znaczyć, chce to proszę niech se leci za drzwi, niech go bierze jakaś baba i się męczy z tymi jego okropnymi wadami, które mnie doprowadzają do szału, bedę mieć w końcu swięty spokój ( w końcu kiedyś o to prosiłam). Za chwilę ogarnia mnie taka czułość i tkliwość w stosunku do niego, że mam ochotę podejsć, przytulić się, rozpłynać sie, a innego dnia np. wpadam w jakieś chore już poczucie winy, że to wszystko moja wina, zniszczyłam męża swoimi akcjami i pretensjami, będę za to się smażyć w piekle i czuję się nic nie warta, jak śmieć...I tak w kółko. Te emocje są zbyt wielkie, chciałabym tak je gdzieś schować czasami i nauczyć się oceniać fakty sucho, tylko rozumem, chociaż to by było z drugiej strony jakies takie bez smaku.
Malina - a czy Tobie to wystarcza co jest teraz? No bo my też tak mamy, rozmawiamy (ale nie o nas, tylko praca, dom, dzieci itp ta cała naskórkowość życia), jestesmy mili, czasem też pożartujemy...ale mimo wszystko czuć pustkę, pustynię, brak bliskości, nie istnieje żadna forma kontaktu fiz. choćby dotyk, muśnięcie, przytulenie o łóżku nie wspominając.To jest odczuwalne, mi się serce sciska, obawiam się, że z czasem dzieci zaczną też się w tym męczyć, no i jaki przekaz się daje dzieciom - że mama i tata wymiksowani uczuciowo?
Nie wiem, czasami mi sie wydaje, że przestaję wszystko rozumieć
Poza tym prześladuje mnie jeszcze jedna wątpliwość - no bo tak, my ludzie ostro bałaganimy w życiu a potem jak nam się tyłki palą to dopiero się otrząsamy, i się nawracamy. Czy top nie jest interesowne? Tak to Bóg nie istniał, mąż miał być zabaweczką i paziem a teraz jak trwoga to do Boga. Za to też się nie cierpię i czuję meganiesmak za swoją postawę. Czasem krzyczę sama na siebie "ty bezczelu, smiesz prosic?" na kolana i pokutuj do konca życia!!!