W którą stronę?

Refleksje, dzielenie się swoimi przeżyciami...

Moderator: Moderatorzy

mare1966
Posty: 1579
Rejestracja: 04 lut 2017, 14:58
Płeć: Mężczyzna

Re: W którą stronę?

Post autor: mare1966 »

Uj. Toś wsadził kij w mrowisko
No , dobra w końcu to "nowe forum"
i nie każda , zwłaszcza "nowa" musi wiedzieć .
Lubię się droczyć w ten sposób , a już zwłaszcza "na żywo" .
Tak naprawdę , bardzo lubię niewiasty
( zresztą , bardzo powszechna męska przypadłość ) .
Chyba najlepsza jednostka chorobowa ,
na razie leku nie wymyślono , ale może i dobrze .
Co oczywiście , nie przekreśla faktu , że jesteście okropne .
No , ale może tyle , temat poważniejszy w tym wątku .
mare1966
Posty: 1579
Rejestracja: 04 lut 2017, 14:58
Płeć: Mężczyzna

Re: W którą stronę?

Post autor: mare1966 »

Metanoja1 pisze: 18 kwie 2017, 9:50 Mare, nie pisałam w tym celu, by ciebie rozśmieszyć albo byś komentował moje osobiste doświadczenie czy też wnioski dotyczące sądu i piekła. Podzieliłam się tym, co moje. Twoje doświadczenie może być inne. Ale kończę wypowiedź w tym temacie.

Metanoja ,
to jest forum .
Jeżeli ktoś chce pisać "prywatnie" , to od tego są wiadomości prywatne .
I nie ma się tu co obruszać .
Nie zawsze nas pochwalą i nie zawsze będą się z nami zgadzać .
I czasem dobrze , bo można nieco skorygować własne poglądy
lub przynajmniej je zweryfikować w ogniu cudzej "krytyki" .
A ja piszę przede wszystkim dla tych co tylko podczytują
( bo takich tu zawsze znaczna większość ) .
Ci głównie szukają .
Mogą się zgadzać z tym czy z tamtym poglądem piszących .
Tym samym nabierają "własnych" .

Natomiast rozumiem , że mogłaś poczuć się niekomfortowo .
Ale trudno jasno wyrazić zasadniczą odmienność swojego widzenia spraw ,
nie odnosząc się do wypowiedzi adwersarza .
np. naprawdę ciężko nie polemizować z tezę
na katolickim forum
że piekło jest darem .
jacek-sychar

Re: W którą stronę?

Post autor: jacek-sychar »

mare1966 pisze: 18 kwie 2017, 12:27 Lubię się droczyć w ten sposób , a już zwłaszcza "na żywo"
:shock: :shock: :shock:

Mare
Czy na żywo ma znaczyć, że się wreszcie pojawisz na naszych rekolekcjach lub którymś turnusie wakacyjnym?

Inaczej jesteś jak Yeti. Wszyscy słyszeli o nim, ale nikt nie widział.
To nawet Lustro raz nas nawiedziła na naszym Sylwestrze.
mare1966
Posty: 1579
Rejestracja: 04 lut 2017, 14:58
Płeć: Mężczyzna

Re: W którą stronę?

Post autor: mare1966 »

Mare
Czy na żywo ma znaczyć

Widzisz Jacku , "na żywo" umarło ze 3 dekady temu .
Czasem o tym zapominam , a czas tak szybko płynie .
Było tak , że byłbym i zawitał ,
ale przeminęło , a ja zmęczony już jestem bardzo .
Za dużo tego wszystkiego , ale ciągle dycham jeszcze .
A taka pogoda , też sił nie przydaje .
jacek-sychar

Re: W którą stronę?

Post autor: jacek-sychar »

I znowu nie odpowiedziałeś wprost na moje pytanie. :?
Tylko kluczysz i filozofujesz.
Niezapominajka
Posty: 393
Rejestracja: 06 kwie 2017, 11:07
Jestem: w kryzysie małżeńskim
Płeć: Kobieta

Re: W którą stronę?

Post autor: Niezapominajka »

Słuchajcie, u mnie lepiej. Ze mną. Pierwsza przemiana - przestawiłam centrum z Męża na Boga. Od razu lepiej. Przestałam tak wisieć na nim. Zmiany dzieją się powoli, pomalutku. Dużo się modle, to mi też ustawia perspektywę, otula opieką, daje luz i spokój, że tak mało zależy ode mnie, tylko małe poletko i niema co skakać i się tak szarpać. Chciałam Wam podziękować za słowa, prosić też o objęcie modlitwą, forum pomaga.

A mam prośbę do wytrawnych użytkowników - czy moglibyście podać mi link do tematu Lustro i Kenyi (Kenya?). Nie mogę znaleźć a dziewczyny mądre.
inga
Posty: 230
Rejestracja: 15 kwie 2017, 9:28
Jestem: szczęśliwą żoną
Płeć: Kobieta

Re: W którą stronę?

Post autor: inga »

I jak tam Niezapominajko u Ciebie?

Ja miewam okresy spokoju ale zawsze wraca niepokój, takie wewnętrzne rozbicie.. Wczoraj miałam bardzo słaby dzień jeśli chodzi o modlitwę.. Chciałam już sobie odpuścić NP, zasnęłam przed ostatnia częścią ale odmowilam od razu po przebudzeniu.
Niezapominajka
Posty: 393
Rejestracja: 06 kwie 2017, 11:07
Jestem: w kryzysie małżeńskim
Płeć: Kobieta

Re: W którą stronę?

Post autor: Niezapominajka »

Ha, ha, jakie lepiej...wczoraj znowu dół. Narozrabiałam. Muszę się przyznać, że coś mnie opętało, zapiekło w bólu, złości, odtrącenia i poszłam do meża i powiedziałam, że już nie mogę. (taki cienki Bolek ze mnie). Po co mi to było, nie wiem... Po raz milionowy usłyszałam, że nas już nie ma, do mnie nic nie czuje, ratować i naprawiać on już nie chce. Ze zbyt długo pozwalał się krzywdzić a teraz czuje się lepiej. Ze przykro mu, że się poddał w naszym małżeństwie, ale nie będzie mnie kłamał jak nic nie czuje. Żal mu tylko dzieci, boi się rozwodu - gł. konsekwencji dla dzieci no i nie wyobraża sobie nie mieszkać z nimi. Jesteśmy widzę w sytuacji bez wyjscia. Jedno chce ratować a drugie się odcięło.
Znowu noc do tyłu, ogień na rany, płacz. A on to wszystko mówi z takim kamiennym spokojem. Ja wyszłam z pokoju zapłakana, udręczona a do niego po 10min. zadzwonił jakiś kolega to słyszałam, ze sobie gada normalnym, wesołym tonem. Załamka. Dzisiaj czuję sie paskudnie. Chyba jestem chora psychicznie.
Niezapominajka
Posty: 393
Rejestracja: 06 kwie 2017, 11:07
Jestem: w kryzysie małżeńskim
Płeć: Kobieta

Re: W którą stronę?

Post autor: Niezapominajka »

Co mam zrobić ze swoją miłością, chęcią naprawy, moja przemiana? Za późno skoro on już nic nie czuję i nie chce.
jacek-sychar

Re: W którą stronę?

Post autor: jacek-sychar »

Niezapominajka pisze: 21 kwie 2017, 9:52 Ha, ha, jakie lepiej...wczoraj znowu dół.
Niezapominajka
To co czujesz to jest bardzo typowe.
Wychodzenie z kryzysu to jak wyjeżdżanie z górskiej doliny (np. z Zakopanego ;) ). Najpierw stromy podjazd pod górkę. Potem nagły zjazd. I tak raz za razem. Czasami pojawi się trochę równego terenu (to okolice Nowego Targu). Myślisz, że złapałaś równowagę. A potem zaraz znowu pod górę i w dół (to Beskid Wyspowy i okolice góry Luboń Wielki). Potem robią się coraz mniejsze pagórki, a tym samym coraz słabsze podjazdy i zjazdy (to może być Jura Krakowsko-Częstochowska, czy jak ktoś woli - lub gdzie jedzie - Wyżyna Krakowsko-Wieluńska). Dopiero potem wjeżdżasz na równinę. Co prawda czasami zdarzy się jakaś górka, ale zwykle jest niewielka i błyskawicznie na nią wjeżdżamy a jeszcze szybciej o niej zapominamy.
Niezapominajka pisze: 21 kwie 2017, 10:02 Co mam zrobić ze swoją miłością, chęcią naprawy, moja przemiana? Za późno skoro on już nic nie czuję i nie chce.
Zajmij się sobą. Pamiętaj, że aby kogoś móc kochać, musisz najpierw mądrze kochać siebie. Pamiętasz drugie przykazanie miłości?
będziesz miłował swego bliźniego jak siebie samego
Ty obecnie ciągle jeszcze żyjesz uczepiona swojego męża. Bez niego wydaje Ci się, że zaraz zabraknie Ci tlenu i udusisz się.
Nic z tych rzeczy. Ja też miałem taki okres, że wydawało mi się, że mój świat się skończył. Nie skończył się. Skończył się tylko pewien etap. Ale jednocześnie otworzył się inny etap mojego życia.
Awatar użytkownika
Nirwanna
Posty: 13319
Rejestracja: 11 gru 2016, 22:54
Jestem: po rozwodzie
Płeć: Kobieta

Re: W którą stronę?

Post autor: Nirwanna »

Za późno skoro on już nic nie czuję i nie chce.
Jakie za późno? Dziewczyno! Możesz żyć tak szczęśliwie że głowa mała! (cytat z o. Szustaka ;-) ) Tylko będzie po prostu inaczej, niż sobie wyobrażasz. Na razie tlenem jest dla Ciebie mąż. A tym tlenem ma być Bóg.
A poza tym póki życia, póty nadziei. Nie znasz swojego życia do końca. Czy 5 lat temu podejrzewałaś, że będziesz mieć taki okres? No chyba nie. Więc tak samo ze zdziwieniem za 5 lat będziesz oglądać siebie z dziś. Tylko weź się za siebie, żeby to zdziwienie faktycznie zaistniało, żebyś zaczęła proces zmian samej siebie JUŻ :-)
Nie żyje się, nie kocha się, nie umiera się - na próbę
Jan Paweł II
Malina
Posty: 33
Rejestracja: 09 mar 2017, 11:04
Jestem: w kryzysie małżeńskim
Płeć: Kobieta

Re: W którą stronę?

Post autor: Malina »

Niezapominajko,
postanowiłam napisać w Twoim wątku, nie dlatego, że jestem autorytetem w dziedzinie ratowania małżeństwa, ale zwyczajnie rozumiem, przez co przechodzisz. Jeszcze kilka tygodni temu byłam w podobnym stanie (a może nawet bardziej rozchwianym). Ale, jak to ujął Jacek-sychar, wychodzenie z kryzysu to jazda kolejką górską, więc nie ma co za szybko się cieszyć, że to koniec zjazdów dół ;-) Były dni, kiedy czułam się super (dam radę!), a były i dni załamania (moje życie bez miłości mojego męża jest bez sensu). Teraz chyba przejeżdżam przez Jurę ;-)
Twoja historia przypomina mi moją- mąż, który przez tyle lata "bardziej" kochał Ciebie niż Ty jego, na koniec ma dość bycia krzywdzonym i wycofuje się emocjonalnie (i odnajduje wtedy spokój). I Ty, która straciłaś grunt pod nogami, bo nie zrobiłaś nic złego (nie zdradziłaś, nie oszukałaś) i nagle spotyka Cię kara. A przecież zawsze taka byłaś i "wszystko" było ok.
Przede wszystkim: nie pytaj go o nic teraz (związanego z Waszym małżeństwem)! Ja też pytałam i też dostawałam takie odpowiedzi jak Ty- że on nic nie czuje, że jestem tylko matką jego dzieci, bla, bla bla! A kiedy ja ryczałam w poduszkę, on sobie gawędził przez telefon ze znajomymi śmiejąc się przy tym do rozpuku (to uczucie w środku klatki piersiowej- nie do opisania). Ja też pytałam, bo miałam nadzieję, że zmienił zdanie, ale to nie ma sensu, krzywdzimy tylko siebie. Nasi mężowie potrzebują czasu na zmianę zdania; my również- na wyciszenie.
Przede wszystkim niech do Ciebie dotrze, że nie jest tak źle! Twój mąż się nie wyprowadził i nie chce się rozwieść. Ok, "niby" robi to ze względu na dzieci, ale jednak nie zawinął się i nie poszedł w siną dal. Masz więc duże pole do popisu- do pokazania zmian w sobie. Pamiętaj, uczucia się zmieniają, kiedyś Ty wątpiłaś w miłość do męża, teraz jest odwrotnie, ale to wszystko się może zmienić.
Niezapominajka
Posty: 393
Rejestracja: 06 kwie 2017, 11:07
Jestem: w kryzysie małżeńskim
Płeć: Kobieta

Re: W którą stronę?

Post autor: Niezapominajka »

Dziękuję Malinko. Jak dobrze, że jesteś gdzieś tam i miałaś podobne doświadczenia. Właśnie, to tak strasznie boli - jego nieprzejednaność, twardość, hardość, gdy ja mówię o szansie, ratowaniu i miłości. Czy to może się tak wypalić? Ze już nic nie ma?
Mało tego, nieustannie targają mną emocje, już myśle, że osiągam spokój, modlę się, no po prostu święta żona nawrócona a tu sinusoida, raz mnie bierze złość, że co to ma znaczyć, chce to proszę niech se leci za drzwi, niech go bierze jakaś baba i się męczy z tymi jego okropnymi wadami, które mnie doprowadzają do szału, bedę mieć w końcu swięty spokój ( w końcu kiedyś o to prosiłam). Za chwilę ogarnia mnie taka czułość i tkliwość w stosunku do niego, że mam ochotę podejsć, przytulić się, rozpłynać sie, a innego dnia np. wpadam w jakieś chore już poczucie winy, że to wszystko moja wina, zniszczyłam męża swoimi akcjami i pretensjami, będę za to się smażyć w piekle i czuję się nic nie warta, jak śmieć...I tak w kółko. Te emocje są zbyt wielkie, chciałabym tak je gdzieś schować czasami i nauczyć się oceniać fakty sucho, tylko rozumem, chociaż to by było z drugiej strony jakies takie bez smaku.
Malina - a czy Tobie to wystarcza co jest teraz? No bo my też tak mamy, rozmawiamy (ale nie o nas, tylko praca, dom, dzieci itp ta cała naskórkowość życia), jestesmy mili, czasem też pożartujemy...ale mimo wszystko czuć pustkę, pustynię, brak bliskości, nie istnieje żadna forma kontaktu fiz. choćby dotyk, muśnięcie, przytulenie o łóżku nie wspominając.To jest odczuwalne, mi się serce sciska, obawiam się, że z czasem dzieci zaczną też się w tym męczyć, no i jaki przekaz się daje dzieciom - że mama i tata wymiksowani uczuciowo?
Nie wiem, czasami mi sie wydaje, że przestaję wszystko rozumieć :?

Poza tym prześladuje mnie jeszcze jedna wątpliwość - no bo tak, my ludzie ostro bałaganimy w życiu a potem jak nam się tyłki palą to dopiero się otrząsamy, i się nawracamy. Czy top nie jest interesowne? Tak to Bóg nie istniał, mąż miał być zabaweczką i paziem a teraz jak trwoga to do Boga. Za to też się nie cierpię i czuję meganiesmak za swoją postawę. Czasem krzyczę sama na siebie "ty bezczelu, smiesz prosic?" na kolana i pokutuj do konca życia!!!
Niezapominajka
Posty: 393
Rejestracja: 06 kwie 2017, 11:07
Jestem: w kryzysie małżeńskim
Płeć: Kobieta

Re: W którą stronę?

Post autor: Niezapominajka »

+ jeszcze myśli typu czy ja może nie wpadłam w pętlę podwójnego oszukiwania siebie i zakłamania. Bo przecież był czas, kiedy mąż tak mnie wkurzał wszystkim do białosci (a szybko się podpalam i spieniam), że prosiłam Pana Boga, żeby go jakoś 'zutylizował' czy to w formie wypadku, czy romansu (nomen-omen ) były też wizje, że jego widok na wózku inwalidzkim i zdanie tylko na mne były balsamem na moją poranioną przez niego duszę, tak, wiem straszne, ale tak było, Bóg i tak to wie, nie ma sensu się wypierać. I teraz mam pytanie - czy Wy od razu wiedzieliście czego chcieliście? Czy potrafiliście, bez zadnych watpliwosci tak szczerze to przyznać? Czy nie było postaw np. o, ja taka/taki pobożna, wybaczę, chcę powrotu, ale tak naprawdę nie chcieliście tego, chcieliscie tylko spokoju, na zenątrz lzy i smutna mina, męczenstwo (łatwo pomylić fałszywą dumę poranioną kobiecą i meską z miłościa) a w srodku co innego, triumf cichy. Może to za mocno i za ostro, ale mam takie myśli i się zastanawiam czy to jakaś podwójna moralnosc czy tylko ja mam takie dziwne myśli? I kto ma to ocenić? Czy Pan Jezus będzie zły o to? (wiem, że to ostatnie pytanie brzmi jak z ust 7-latka,ale co tam), mam nadzieję, że zrozumiecie.
jacek-sychar

Re: W którą stronę?

Post autor: jacek-sychar »

Niezapominajka

Każdy z nas miał swoje chwile lepsze lub gorsze. Każdy z nas miał również inną drogę kryzysu.
W czasie przeżywania żałoby po swoim idealnym :shock: małżeństwie
etapy przebaczenia (żałoby) opisano tutaj:
http://www.katolik.pl/przebaczenie-jako ... 16,cz.html
pojawia się również etap buntu. W tym etapie często mogą się pojawić myśli niezbyt grzeczne. ;)
Ale masz rację. Czasami miłość możemy pomylić z urażona dumą.
ODPOWIEDZ