W którą stronę?
Moderator: Moderatorzy
Re: W którą stronę?
Korzystając z przyzwolenie autorki wątku - mały update = małe uzupełnienie .
Żona w końcu otrzymała mój pozew (po dwóch miesiącach od złożenia).
Nawet zdążyła już odpisać na "Wniosek o zabezpieczenie" własnym wnioskiem o zabezpieczenie
No ale ok - niezłe tam są bzdury ponawypisywane - ok - to nie mój problem jak ukochana obroni te tezy w sądzie.
W poniedziałek o 14:00 mam spotkanie ze swoim prawnikiem - będę wiedzieć więcej co dalej.
Generalnie w domu atmosfera coraz milsza - im gorzej i im bardzo "ostro" w "sądzie", tym praradoksalnie stosunki w domu zyskują.
Miał ktoś tak?
Żona w końcu otrzymała mój pozew (po dwóch miesiącach od złożenia).
Nawet zdążyła już odpisać na "Wniosek o zabezpieczenie" własnym wnioskiem o zabezpieczenie
No ale ok - niezłe tam są bzdury ponawypisywane - ok - to nie mój problem jak ukochana obroni te tezy w sądzie.
W poniedziałek o 14:00 mam spotkanie ze swoim prawnikiem - będę wiedzieć więcej co dalej.
Generalnie w domu atmosfera coraz milsza - im gorzej i im bardzo "ostro" w "sądzie", tym praradoksalnie stosunki w domu zyskują.
Miał ktoś tak?
Ostatnio zmieniony 16 wrz 2017, 17:34 przez Nirwanna, łącznie zmieniany 1 raz.
Powód: moderator zadziałał w rolu tłumacza ;-)
Powód: moderator zadziałał w rolu tłumacza ;-)
Re: W którą stronę?
Aleksandrze to prawda, że czasem takie kroki działają jak kubeł zimnej wody.. ale pamiętaj.. kto mieczem wojuje...
sama jestem bardzo impulsywna i w poczuciu swojej krzywdy często mówię/robię złe rzeczy.. ale potem sobie uświadamiam (a raczej Oświeca mnie), że nie tędy droga.
Owszem być stanowczym i nie godzić się na zło, które jest nam wyrządzane. Tylko czy w ten sposób uratujesz Wasze małżeństwo?
Kobiety mimo, że same często "mówią nie gdy myślą tak" same nie zrozumieją takiego argumentu. Sam wiesz, że poczucie odrzucenia działa destrukcyjnie.
sama jestem bardzo impulsywna i w poczuciu swojej krzywdy często mówię/robię złe rzeczy.. ale potem sobie uświadamiam (a raczej Oświeca mnie), że nie tędy droga.
Owszem być stanowczym i nie godzić się na zło, które jest nam wyrządzane. Tylko czy w ten sposób uratujesz Wasze małżeństwo?
Kobiety mimo, że same często "mówią nie gdy myślą tak" same nie zrozumieją takiego argumentu. Sam wiesz, że poczucie odrzucenia działa destrukcyjnie.
-
- Posty: 34
- Rejestracja: 08 wrz 2017, 18:46
- Jestem: w kryzysie małżeńskim
- Płeć: Kobieta
Re: W którą stronę?
Przepraszam, że w wątku Ingi. Aleksandrze, nie znam Twojej historii. Nie wiem dlaczego złożyłeś pozew ale ja podobnie jak Inga -
W moim przypadku przyniosło to opłakane skutki. Co prawda nie chodzi o rozwód ale o wyprowadzkę. Mąż, który nie chciał sie wyprowadzić, ale nie potrafił/ nie chciał zakończyć kontaktów z kowalską, został wyprowadzony przeze mnie osobiście. Chciałam go "obudzić" i sprowokować do działania. Oczywiście wtedy myślałam, że wróci po kilku dniach bo zrozumie swoje błędy. Skutki ponoszę ja sama, bo jemu jest teraz tak dobrze, że ani myśli wracać. Przerabiam w kółko, również z psychologiem, temat poczucia winy z tego powodu i uwierz mi - drugi raz bym tego nie zrobiła. Wiadomo, każdy jest inny, każda sytuacja jest inna. Ale po pierwsze nigdy nie wiemy jak zachowa się druga osoba, a po drugie - świadomość, że ja sama go zepchnęłam w tą przepaść jest trudna do przepracowania...
Re: W którą stronę?
Aleksandrze,
Generalnie w domu atmosfera coraz milsza - im gorzej i im bardzo "ostro" w "sądzie", tym praradoksalnie stosunki w domu zyskują.
Miał ktoś tak?
Moze żona jest zadowolona z tego pozwu i jest jej, w obecnej chwili, na rękę?
Czy nie pomagasz jej w złym?
Re: W którą stronę?
Żebyś Ty się nie przeliczył tą swoją pewnoscią siebie.Aleksander pisze: ↑16 wrz 2017, 16:00 Korzystając z przyzwolenie autorki wątku - mały update = małe uzupełnienie .
Żona w końcu otrzymała mój pozew (po dwóch miesiącach od złożenia).
Nawet zdążyła już odpisać na "Wniosek o zabezpieczenie" własnym wnioskiem o zabezpieczenie
No ale ok - niezłe tam są bzdury ponawypisywane - ok - to nie mój problem jak ukochana obroni te tezy w sądzie.
W poniedziałek o 14:00 mam spotkanie ze swoim prawnikiem - będę wiedzieć więcej co dalej.
Generalnie w domu atmosfera coraz milsza - im gorzej i im bardzo "ostro" w "sądzie", tym praradoksalnie stosunki w domu zyskują.
Miał ktoś tak?
Idziesz na wojne, sam pierwszy ją wypowiedziales, a zachwujesz się jak naiwny dzieciak.
Znasz powiedzenie - cisza przed burzą?
Moim zdaniem robisz błąd.
Re: W którą stronę?
Tu nie chodzi o pewność siebie - tylko o pogodzenie się.
Powiem tak - obie drogi są bardzo ciężkie.
Tu nie ma dobrych wyjść - łatwych rozwiązań.
Budowanie / sklejanie / naprawa... jakby to nazwał - jest bardzo bardzo trudne.
Rozstanie całkowite (wraz z osobnym zamieszkaniem) - też jest bardzo brardzo trudne.
Naiwny dzieciak? Być może... Twoja ocena.
Nie nastawiam się na żadną opcję.
Być może wyjdzie docelowo tak, że będzie papierowy rozwód, ale wspólne życie razem.
Albo odwrotnie - bez rozwodu, ale z rozstaniem.
Powiem tak - obie drogi są bardzo ciężkie.
Tu nie ma dobrych wyjść - łatwych rozwiązań.
Budowanie / sklejanie / naprawa... jakby to nazwał - jest bardzo bardzo trudne.
Rozstanie całkowite (wraz z osobnym zamieszkaniem) - też jest bardzo brardzo trudne.
Naiwny dzieciak? Być może... Twoja ocena.
Nie nastawiam się na żadną opcję.
Być może wyjdzie docelowo tak, że będzie papierowy rozwód, ale wspólne życie razem.
Albo odwrotnie - bez rozwodu, ale z rozstaniem.
Re: W którą stronę?
Bez przesady z tym zpychaniem. Widzę że ziarno zasiane przez lustro zaczęło kiełkować...siedemsiedem pisze: ↑16 wrz 2017, 18:09 [...] a po drugie - świadomość, że ja sama go zepchnęłam w tą przepaść jest trudna do przepracowania... [...]
Nie - ja się nie zgadzam z tezą lustra, że zdradzeni spchali zdrazających w przepaść ZDRADY.
Mieli swój współudział w kryzysie - jasne że tak - ale nikt nikogo do czyjegoś łóżka nie wpychał.
77 - Postawiłaś granicę - czy za ostrą? Nie wiadomo. Czasem to działa. Czasem nie.
Dobson uważa, że działa. Ale każdy przypadek jest inny.
Jaką inną granicę mogłabyś postawić? Chętnie wysłucham tych wszystkich tak łatwo miotających kamieniami.
-
- Posty: 34
- Rejestracja: 08 wrz 2017, 18:46
- Jestem: w kryzysie małżeńskim
- Płeć: Kobieta
Re: W którą stronę?
Aleksander, kompletnie się nie zrozumieliśmy.Aleksander pisze: ↑16 wrz 2017, 19:48 Nie - ja się nie zgadzam z tezą lustra, że zdradzeni spchali zdrazających w przepaść ZDRADY.
Mieli swój współudział w kryzysie - jasne że tak - ale nikt nikogo do czyjegoś łóżka nie wpychał
Piszac o spychaniu w przepasc mialam na mysli popchnięcie do wyprowadzki, a w praktyce do rozstania/rozpadu małżeństwa, a nie do zdrady (zresztą nie wiedziałam o takiej tezie).
Nie chodzi też o stawianie innej granicy. Wtedy jeszcze nie umiałam tego robić. Chodzi o to, że wyrzucając walizki mojego męża za drzwi, robiac ten pierwszy krok, to ja podjęłam decyzję za mojego męża. Jak zwykle zresztą. I to ja musze z tym żyć. Nie wiem co by było, gdybym tego nie zrobiła. Mąż mógł sam się wyprowadzić za jakiś czas. Ale to nie ja bym za to odpowiadała, tylko on. To by była jego decyzja o odejściu, a nie moja.Aleksander pisze: ↑16 wrz 2017, 19:48 77 - Postawiłaś granicę - czy za ostrą? Nie wiadomo. Czasem to działa. Czasem nie.
Teraz pozostaje mi szukanie na terapii pozytywnych stron tego, że nie mieszkamy razem. I owszem, są jakieś plusy, natomiast minusów zdecydowanie więcej.
A że każdy przypadek jest inny? Tu się zgodzę, zresztą też to podkreślałam.
A jeśli chodzi o rzucanie kamieniami, to oduczyłam się tego robić...Aleksander pisze: ↑16 wrz 2017, 19:48 Chętnie wysłucham tych wszystkich tak łatwo miotających kamieniami.
Nie miałam na celu podważania Twojej decyzji o złożeniu pozwu. Chciałam Ci tylko pokazać mój punkt widzenia i to z czym zostałam wybiegając do przodu i biorąc pewne rzeczy na swoje barki.
Re: W którą stronę?
Aleksandrze, ja tam jestem kiepska w "granicach", Dobsona czytałam pół roku temu.. ale.. o ile mnie pamięć nie myli, to nie polegało na "popychaniu do dalszego zła". I o ile zazwyczaj nie zgadzam się do końca z Lustro, to tutaj bym się na Twoim miejscu zastanowiła.. bo Ona również jest kobietą - w tej sytuacji "Twoją żoną" i nie raz pisała o tym, co zaważyło na możliwości uratowania Jej małżeństwa.
Ja "potraktowałam" na tamten czas mojego męża jak osobę chorą.. i często powtarzałam "to nie jest ten sam człowiek, to nie mój mąż".
Twoja żona potrzebuje pomocy, nie miecza.
Robiłam podobne rzeczy kiedy jeszcze nie wiedziałam o romansie, raz kazałam mu się pakować. Wyrzuciłam go też na kanapę. On to cholernie przeżywał.. rozmawialiśmy o tym, jeszcze zanim mi powiedział o kowalskiej.. że to dla mężczyzny jest straszny policzek. Myślę, że Twój mąż ma problem ze swoją "męską dumą". Tylko gdzie tu mówić o dumie jak się ma kowalską...
Dlatego nie powinnaś się obwiniać. Ja też myślałam (a gdybym wtedy, gdy jeszcze o niej nie wiedziałam.. zachowała się inaczej.. ) I wiesz co.. myślę, że to by nic nie dało. Mój mąż był wtedy tak skupiony na sobie, że ja nic nie mogłam zrobić.
Ja "potraktowałam" na tamten czas mojego męża jak osobę chorą.. i często powtarzałam "to nie jest ten sam człowiek, to nie mój mąż".
Twoja żona potrzebuje pomocy, nie miecza.
77, to wątek Niezapominajkisiedemsiedem pisze: ↑16 wrz 2017, 18:09 Przepraszam, że w wątku Ingi. Aleksandrze, nie znam Twojej historii. Nie wiem dlaczego złożyłeś pozew ale ja podobnie jak Inga -W moim przypadku przyniosło to opłakane skutki. Co prawda nie chodzi o rozwód ale o wyprowadzkę. Mąż, który nie chciał sie wyprowadzić, ale nie potrafił/ nie chciał zakończyć kontaktów z kowalską, został wyprowadzony przeze mnie osobiście. Chciałam go "obudzić" i sprowokować do działania. Oczywiście wtedy myślałam, że wróci po kilku dniach bo zrozumie swoje błędy. Skutki ponoszę ja sama, bo jemu jest teraz tak dobrze, że ani myśli wracać. Przerabiam w kółko, również z psychologiem, temat poczucia winy z tego powodu i uwierz mi - drugi raz bym tego nie zrobiła. Wiadomo, każdy jest inny, każda sytuacja jest inna. Ale po pierwsze nigdy nie wiemy jak zachowa się druga osoba, a po drugie - świadomość, że ja sama go zepchnęłam w tą przepaść jest trudna do przepracowania...
Robiłam podobne rzeczy kiedy jeszcze nie wiedziałam o romansie, raz kazałam mu się pakować. Wyrzuciłam go też na kanapę. On to cholernie przeżywał.. rozmawialiśmy o tym, jeszcze zanim mi powiedział o kowalskiej.. że to dla mężczyzny jest straszny policzek. Myślę, że Twój mąż ma problem ze swoją "męską dumą". Tylko gdzie tu mówić o dumie jak się ma kowalską...
Dlatego nie powinnaś się obwiniać. Ja też myślałam (a gdybym wtedy, gdy jeszcze o niej nie wiedziałam.. zachowała się inaczej.. ) I wiesz co.. myślę, że to by nic nie dało. Mój mąż był wtedy tak skupiony na sobie, że ja nic nie mogłam zrobić.
Re: W którą stronę?
Ale o co chodzi? Chcecie koniecznie mnie obarczyć cieżarem za rozstanie? ? Śmiało
Tyle brałem ostatnio... że i to mogę wziąć
Żona w odpowiedzi na "wniosek o zabezpieczenie" - sama zeznała (jest to na odpisie dokumentu) - że decyzja o rozstaniu była JEJ decyzją ... którą podjęła w kwietniu 2017 - pojawia się tam to stwierdzenie dwukrotnie, są pod tym stemple kancelarii ... no wygląda poważnie
Tyle brałem ostatnio... że i to mogę wziąć
Żona w odpowiedzi na "wniosek o zabezpieczenie" - sama zeznała (jest to na odpisie dokumentu) - że decyzja o rozstaniu była JEJ decyzją ... którą podjęła w kwietniu 2017 - pojawia się tam to stwierdzenie dwukrotnie, są pod tym stemple kancelarii ... no wygląda poważnie
Re: W którą stronę?
Aleksander a może jednak warto założyć ponownie swój wątek? Już kilka razy miałam coś napisać, ale odpowiadając w cudzych wątkach miałabym poczucie zawłaszczania ich przestrzeni. Z drugiej strony rozmywa się to pisanie i nie ma logicznej ciągłości.
"Ty tylko mnie poprowadź, Tobie powierzam mą drogę..."
Re: W którą stronę?
Również zachęcam.
Także nie chcę wchodzić na teren autorki/autora wątku, a czasami bym się do pewnych spraw odniósł.
Także nie chcę wchodzić na teren autorki/autora wątku, a czasami bym się do pewnych spraw odniósł.
"Bóg nie działa poza wolą człowieka i poza jego wysiłkiem.(...) Założenie, że jeśli się pomodlimy, to będzie dobrze, jest już wiarą w magię." ks. dr. Grzegorz Strzelczyk
-
- Posty: 34
- Rejestracja: 08 wrz 2017, 18:46
- Jestem: w kryzysie małżeńskim
- Płeć: Kobieta
-
- Posty: 393
- Rejestracja: 06 kwie 2017, 11:07
- Jestem: w kryzysie małżeńskim
- Płeć: Kobieta
Re: W którą stronę?
Kochani, proszę o pomoc.
To będzie ciąg dalszy mojej historii.
Okazalo się, że wszystko wygląda inaczej.
Wczoraj mąż powiedział mi, że przez 3 lata prowadził podwójne życie, w sensie był z inną kobietą. Przez 3 lata kogoś miał i był z tym kimś. Przeżyłam taki szok, że szok. Nadal nie myślę logicznie. To była jego wielka niespełniona miłość z dawnych lat. Znali się od 30 lat, poznali jako nastolatkowie, nigdy nie tworzyli związku, taka niesełniona miłość. Zaczęło się 5 lat temu, gdy u nas kryzys hulał na całego, wtedy zdecydowali się ze sobą być. Spotykali się przez te 3 lata kilka razy w tyg, przed pracą, po pracy, czasem wieczorami. On czuł się z nią wspaniale, akceptowany, bez oczekiwan i pretensji. Ona ma córkę w wieku naszej, jest sama, nigdy nie wyszła za mąż, jest starsza ode mnie o 7 lat. Było im wspaniale. Wszystko owwiedział mi wczoraj, kiedy pękł, nie mógł już dłużej wytrzymać, kiedy widział jak ja się staram. Ich związek się skończył kiedy ona się odkochała i spuściła go po brzytwie. On szalał - to był wtedy ta rozpacz i depresja, którą demonstrował 2 lata temu. Po prostu go zostawiła bo jej przeszło i kazała mu spadać. Teraz ma innego. On był bardzo w niej zakochany, ja się wtedy dla niego nie liczyłam, był na każde jej skinienie, powiedział, ze gdyby go poprosiła zeby odszedł ode mnie i dzieci to by zrobil to od razu, ale ona tego nie chciała. Nic dla niego nie znaczyłam. Wtedy przestał mnie kochać i się odciął. Nie czuł ze mnie oszukuje, co dla mnie jest szokiem, po prostu dla niego nie istniałam. Nie czuł zadnych wyrzutow, pięknie sobie zracjonalizował. Dla mnie to niepojete.
Czuję się jak w filmie, zszokowana. Nawet nie miałam czasu się z tym oswoić, piszę na gorąco. POMOCY
To będzie ciąg dalszy mojej historii.
Okazalo się, że wszystko wygląda inaczej.
Wczoraj mąż powiedział mi, że przez 3 lata prowadził podwójne życie, w sensie był z inną kobietą. Przez 3 lata kogoś miał i był z tym kimś. Przeżyłam taki szok, że szok. Nadal nie myślę logicznie. To była jego wielka niespełniona miłość z dawnych lat. Znali się od 30 lat, poznali jako nastolatkowie, nigdy nie tworzyli związku, taka niesełniona miłość. Zaczęło się 5 lat temu, gdy u nas kryzys hulał na całego, wtedy zdecydowali się ze sobą być. Spotykali się przez te 3 lata kilka razy w tyg, przed pracą, po pracy, czasem wieczorami. On czuł się z nią wspaniale, akceptowany, bez oczekiwan i pretensji. Ona ma córkę w wieku naszej, jest sama, nigdy nie wyszła za mąż, jest starsza ode mnie o 7 lat. Było im wspaniale. Wszystko owwiedział mi wczoraj, kiedy pękł, nie mógł już dłużej wytrzymać, kiedy widział jak ja się staram. Ich związek się skończył kiedy ona się odkochała i spuściła go po brzytwie. On szalał - to był wtedy ta rozpacz i depresja, którą demonstrował 2 lata temu. Po prostu go zostawiła bo jej przeszło i kazała mu spadać. Teraz ma innego. On był bardzo w niej zakochany, ja się wtedy dla niego nie liczyłam, był na każde jej skinienie, powiedział, ze gdyby go poprosiła zeby odszedł ode mnie i dzieci to by zrobil to od razu, ale ona tego nie chciała. Nic dla niego nie znaczyłam. Wtedy przestał mnie kochać i się odciął. Nie czuł ze mnie oszukuje, co dla mnie jest szokiem, po prostu dla niego nie istniałam. Nie czuł zadnych wyrzutow, pięknie sobie zracjonalizował. Dla mnie to niepojete.
Czuję się jak w filmie, zszokowana. Nawet nie miałam czasu się z tym oswoić, piszę na gorąco. POMOCY
Re: W którą stronę?
Niezapominajko, to faktycznie musiałaś szok przeżyć Mocno Cię przytulam i pomodlę się za Ciebie....
Nie żyje się, nie kocha się, nie umiera się - na próbę
Jan Paweł II
Jan Paweł II