Jak ratować..
Moderator: Moderatorzy
Re: Jak ratować..
Unicorn
Świetny pomysł!
Tylko pokaż mi, jak człowiek w kryzysie lub w czasie rozwodu ma uwierzyć w zalecenia programu.
To tak samo, jakbyś kazał dzieciom (np. nastolatkom) słuchać rodziców.
Świetny pomysł!
Tylko pokaż mi, jak człowiek w kryzysie lub w czasie rozwodu ma uwierzyć w zalecenia programu.
To tak samo, jakbyś kazał dzieciom (np. nastolatkom) słuchać rodziców.
Re: Jak ratować..
No tak... Nie ma to jak skręcić biznes na nieszczęściu...
Re: Jak ratować..
Myślałem bardziej o pomocy ale jak się da zarobić to czemu nie.Dobre programy kosztują.
Czytając posty ze starego forum moźna by sklecić jakiś programik.
Czytając posty ze starego forum moźna by sklecić jakiś programik.
Re: Jak ratować..
uśmiałam się a najśmieszniejsze jest to, że u mnie teksty i zachowania to sugerowały ale.. WSZYSCY tylko nie TEN człowiek; ja sama w swój rozum wątpiłam.. i nawet mu powiedziałam przy pewnej sytuacji, która wyszła, że chcę mu wierzyć bo go szanuję. A prawda jest taka, że my czasem wolimy się oszukiwać i być oszukiwanymi. I to jest chyba to życie udawane..Unicorn2 pisze: ↑04 maja 2017, 17:13 Tak sobie pomyślałem ze moźe ktoś z Sycharu napisze aplikacje Zdrada . Taki program co to pomoźe szybciej się zorientować co tak naprawde się dzieje .
Schemat działania i słownictwo są zaskakujaco podobne wsród zdradzaczy.
I moźe jeszcze aplikacje Rozwód , czego nie robić w trakcie kryzysu.
espreanza, bo Oni chyba też są jeszcze jakoś z nami emocjonalnie powiązani.. nie wiem, co w tych głowach siedzi..
mare1966mare1966 pisze: ↑03 maja 2017, 23:00
No , ale tak serio to jednak myślę ,
że po prostu to kwestia osobowa ( wartości , świadomości , charakteru , wychowania ) .
Jedni ( jedna ) zdradzają , inni ( inne ) nie - w tych samych okolicznościach .
Nie można się usprawiedliwiać "brakiem miłości " .
Tak jak jedni za ojczyznę walczyli i ginęli , a byli tacy co ją zdradzali .
Oczywiście , na tej skali są różne odcienie od bieli do czerni .
(...)
Im jestem starszy , tym życie wydaje mi się śmieszniejsze
( w tym sensie , że poświęcamy znaczną większość czasu , na rzeczy zupełnie nieistotne
z punktu widzenia horyzontalnego ) .
no właśnie, co jeśli ta osoba miała te wartości, charakter, wychowanie ?
ja nie chcę go usprawiedliwiać "brakiem miłości", ale taka analiza co się zadziało.. trochę pomaga przebaczyć (???)
i dlatego tak ciężko mi "odpuścić" sobie tego mojego męża, bo wierzę w niego.. hmm myślę sobie (mam nadzieję, że tak jest), że walczę o niego
nie tylko z pobudek egoistycznych;
Re: Jak ratować..
11 tygodni..
tak ciężko, boli
mam wrażenie, że dopiero teraz ten ból do mnie dociera
Jezu cichy i pokornego serca...
już czuję, że nie mam sił.. że upadam, leżę,,
kiedy to wszystko minie :/..
tak ciężko, boli
mam wrażenie, że dopiero teraz ten ból do mnie dociera
Jezu cichy i pokornego serca...
już czuję, że nie mam sił.. że upadam, leżę,,
kiedy to wszystko minie :/..
Re: Jak ratować..
Inga
To boli, ale ten ból powoli będzie się zmniejszał.
Najpierw chciałem napisać, że ból minie, ale to chyba nie jest prawda. Zawsze jakaś drzazga pozostaje i czasami uwiera. Może być to jakieś słowo, jakieś wspomnienie, jakaś data, która coś Ci przypomni, ...
To jest jak z zatrutym zębem. Po przeleczeniu przestaje boleć, ale czasami się odzywa. (Mi np. w górach. )
Ale daje się z tym żyć.
Dla Ciebie 11 tygodni to był armagedon.
Ale jest to wielu, którzy są kilkanaście lat to takim przejściu. I jakoś funkcjonują. Podobnie będzie z Tobą.
Trzymaj się.
To boli, ale ten ból powoli będzie się zmniejszał.
Najpierw chciałem napisać, że ból minie, ale to chyba nie jest prawda. Zawsze jakaś drzazga pozostaje i czasami uwiera. Może być to jakieś słowo, jakieś wspomnienie, jakaś data, która coś Ci przypomni, ...
To jest jak z zatrutym zębem. Po przeleczeniu przestaje boleć, ale czasami się odzywa. (Mi np. w górach. )
Ale daje się z tym żyć.
Dla Ciebie 11 tygodni to był armagedon.
Ale jest to wielu, którzy są kilkanaście lat to takim przejściu. I jakoś funkcjonują. Podobnie będzie z Tobą.
Trzymaj się.
Re: Jak ratować..
tylko tę drzazgę powinno się wyjąć, żeby rana zaczęła się goić.. a ja nie potrafię i ta rana ropieje, babrze się...
eh jest mi tak ciężko ostatnio.. mam wrażenie, że na początku chciało mi się bardziej działać.. modlić, zajmować czymś, uciekać w ćwiczenia, cokolwiek...
w pracy ciężej mi się skupić, nie mam motywacji.. boję się depresji
eh jest mi tak ciężko ostatnio.. mam wrażenie, że na początku chciało mi się bardziej działać.. modlić, zajmować czymś, uciekać w ćwiczenia, cokolwiek...
w pracy ciężej mi się skupić, nie mam motywacji.. boję się depresji
Re: Jak ratować..
Inga
To, co czujesz, to jest całkiem normalne. Takie etapy przeżywał każdy z nas. To jest takie falowanie nastrojów.
No, z drzazga to masz rację. Może użyłem zły przykład. Niech będzie, że ten nasz kryzys, to jest taka rana. Najpierw otwarta i bardzo boląca. Potem się powoli goi. Ale co zostaje po ranie? Blizna. I ona tez czasami "ciągnie". Tak jest z tym naszym kryzysem. To jest taka rana.
Ale masz rację z tym ropieniem i babraniem się. Czasami tak się dzieje z raną. Kiedy? Gdy nie pielęgnujemy jej, nie prowadzimy działań leczniczych.
Pozwól, że zacytuję Ci post Nirwany, który ona przed chwilą napisała w innym wątku:
viewtopic.php?f=10&t=252&p=2988#p2988
Po to jest Sychar. Żeby się wspierać. Czasami jak ktoś z nas ma doła, to dzwoni lub pisze do znajomego/znajomej ze wspólnoty, żeby "wywalić z siebie" te złe uczucia.
Ty masz forum. A byłaś już w którymś z naszych ognisk?
Mój telefon ma coraz więcej osób z dopiskiem Sychar. Jak taka osoba dzwoni, to wiem, że muszę wykazać się zwiększona czujnością, bo może właśnie jest w takim jak Ty dzisiaj dole.
To, co czujesz, to jest całkiem normalne. Takie etapy przeżywał każdy z nas. To jest takie falowanie nastrojów.
No, z drzazga to masz rację. Może użyłem zły przykład. Niech będzie, że ten nasz kryzys, to jest taka rana. Najpierw otwarta i bardzo boląca. Potem się powoli goi. Ale co zostaje po ranie? Blizna. I ona tez czasami "ciągnie". Tak jest z tym naszym kryzysem. To jest taka rana.
Ale masz rację z tym ropieniem i babraniem się. Czasami tak się dzieje z raną. Kiedy? Gdy nie pielęgnujemy jej, nie prowadzimy działań leczniczych.
Pozwól, że zacytuję Ci post Nirwany, który ona przed chwilą napisała w innym wątku:
viewtopic.php?f=10&t=252&p=2988#p2988
Po to jest Sychar. Żeby się wspierać. Czasami jak ktoś z nas ma doła, to dzwoni lub pisze do znajomego/znajomej ze wspólnoty, żeby "wywalić z siebie" te złe uczucia.
Ty masz forum. A byłaś już w którymś z naszych ognisk?
Mój telefon ma coraz więcej osób z dopiskiem Sychar. Jak taka osoba dzwoni, to wiem, że muszę wykazać się zwiększona czujnością, bo może właśnie jest w takim jak Ty dzisiaj dole.
Re: Jak ratować..
dziękuję Jacku,
pisząc ten dzisiejszy post, wiedziałam, że coś napiszesz..
masz rację, bliznę trzeba pielęgnować.. najpierw ranę oczyścić, a ja od razu ją zszyć chciałam..
nie byłam jeszcze.. myślałam o dzisiejszym, ale się nie pozbierałam.. może na następne czwartkowe mi się uda..
a z pozytywów.. dzisiaj do mojej parafii przyjeżdża obraz "Jezu ufam Tobie"
jeszcze pół roku temu w ogóle bym o tym nie wiedziała, jakbym usłyszała, to nawet bym się nad tym nie zastanowiła
a dzisiaj cieszę się, jak dziecko które ma urodziny a po południu mają przyjść goście z prezentami..
chociaż jest mi ciężko, upadam, toczę się, podnoszę, znów potykam.. to nigdy bym nie próbowała nawet stanąć, podnieść się.. bez Jezusa
a On sam po mnie przyszedł
pisząc ten dzisiejszy post, wiedziałam, że coś napiszesz..
masz rację, bliznę trzeba pielęgnować.. najpierw ranę oczyścić, a ja od razu ją zszyć chciałam..
nie byłam jeszcze.. myślałam o dzisiejszym, ale się nie pozbierałam.. może na następne czwartkowe mi się uda..
a z pozytywów.. dzisiaj do mojej parafii przyjeżdża obraz "Jezu ufam Tobie"
jeszcze pół roku temu w ogóle bym o tym nie wiedziała, jakbym usłyszała, to nawet bym się nad tym nie zastanowiła
a dzisiaj cieszę się, jak dziecko które ma urodziny a po południu mają przyjść goście z prezentami..
chociaż jest mi ciężko, upadam, toczę się, podnoszę, znów potykam.. to nigdy bym nie próbowała nawet stanąć, podnieść się.. bez Jezusa
a On sam po mnie przyszedł
Re: Jak ratować..
Cieszę się, że tak we mnie wierzysz.
A czemu piszę? Bo staram się "podbić" sobie licznik postów.
Hmm
Właśnie wróciłem ze spotkania naszego łódzkiego ogniska Sychar. Następne mamy w następny czwartek. Czyżbyśmy mieli okazję się spotkać?
Re: Jak ratować..
postaram się : )jacek-sychar pisze: ↑13 maja 2017, 18:53
Hmm
Właśnie wróciłem ze spotkania naszego łódzkiego ogniska Sychar. Następne mamy w następny czwartek. Czyżbyśmy mieli okazję się spotkać?
Re: Jak ratować..
czytam jeszcze o. Pelanowskiego, pewnie dzisiaj skończę. Dawkowałam sobie tę książkę, bo jest dość trudna dla mnie, a jednocześnie każdy rozdział daje mi jakieś wskazówki, odpowiedzi i podpowiedzi.
Poniżej zamieszczam fragment, który powinnam sobie chyba wydrukować i powiesić na ścianie:
Dzisiaj mój mąż przyjeżdża "służbowo". Tzn. przywozi kota..
W głowie mam milion myśli. Duchu Święty..
Poniżej zamieszczam fragment, który powinnam sobie chyba wydrukować i powiesić na ścianie:
W najkrytyczniejszym momencie na krzyżu, Jezus woła takie słowa: Boże mój, Boże mój, Czemuś mnie opuścił? (Mt 27,46)
i jednocześnie w tej samej chwili mówi: Ojcze, w Twoje ręce powierzam ducha mojego (Łk 23,46).
To ważny moment, zauważcie, to wydaje się sprzeczne. A no właśnie: żeby móc kochać, trzeba się wyrzec posiadania i bycia posiadanym.
Miłość, która jest zdrowiem i uzdrowieniem, istnieje tylko wtedy gdy kogoś nie zniewalamy i sami nie jesteśmy zniewoleni tą osobą. Tylko kiedy mamy
zdolność opuścić i być opuszczonym, właśnie wtedy możemy się powierzyć i kogoś przyjąć. To jest paradoks, ale taka jest prawda.
Ujmę to inaczej: mogę z kimś żyć, jeśli potrafię żyć bez tego kogoś. Dla mnie nie jest to teoria, co teraz piszę. Mam te chwile krzyża za sobą. Żeby móc kochać w wolności, musiałem się wyrzec miłości, która była zniewoleniem.
o. Augustyn Pelanowski, Życie udane czy udawane, Fides, Kraków 2015
Dzisiaj mój mąż przyjeżdża "służbowo". Tzn. przywozi kota..
W głowie mam milion myśli. Duchu Święty..
Re: Jak ratować..
Inga
Ta książka jest mocna.
Zmusza człowieka, żeby zastanowił się nad sobą. Bardzo dużo mi ona dała.
A kotem, przepraszam mężem się nie przejmuj. Zachowaj spokój.
Wiem, łatwo się mówi. Chociaż spróbuj.
Ta książka jest mocna.
Zmusza człowieka, żeby zastanowił się nad sobą. Bardzo dużo mi ona dała.
A kotem, przepraszam mężem się nie przejmuj. Zachowaj spokój.
Wiem, łatwo się mówi. Chociaż spróbuj.
Re: Jak ratować..
byłam bardzo spokojna, jak zawsze
porozmawialiśmy chwilę (o kocie, rodzinie - w sensie teściowie, rodzeństwo)
i pojechał
generalnie atmosfera jakbyśmy hmm byli nawet dobrymi znajomymi..
i znów nic nie mówił o rozwodzie, a ja nie zapytałam..
porozmawialiśmy chwilę (o kocie, rodzinie - w sensie teściowie, rodzeństwo)
i pojechał
generalnie atmosfera jakbyśmy hmm byli nawet dobrymi znajomymi..
i znów nic nie mówił o rozwodzie, a ja nie zapytałam..
Re: Jak ratować..
W jakim sensie mocna? Bolesna będzie jej lektura? Pytam bo czeka u mnie druga w kolejce i trochę się boję. Inga a jak się czujesz teraz? Czasami emocje przychodzą z opóźnieniem. Co do rozwodu to ja już od roku nie pytam a on nie wspomina. Nawet ułożyłam sobie odpowiedź w razie jak zapyta