Jak ratować..

Refleksje, dzielenie się swoimi przeżyciami...

Moderator: Moderatorzy

jacek-sychar

Re: Jak ratować..

Post autor: jacek-sychar »

Unicorn

Świetny pomysł! Obrazek

Tylko pokaż mi, jak człowiek w kryzysie lub w czasie rozwodu ma uwierzyć w zalecenia programu. Obrazek

To tak samo, jakbyś kazał dzieciom (np. nastolatkom) słuchać rodziców. Obrazek
esperanza
Posty: 31
Rejestracja: 22 lut 2017, 21:45
Jestem: w kryzysie małżeńskim
Płeć: Kobieta

Re: Jak ratować..

Post autor: esperanza »

No tak... Nie ma to jak skręcić biznes na nieszczęściu... ;)
Unicorn2
Posty: 373
Rejestracja: 05 mar 2017, 14:07
Jestem: w kryzysie małżeńskim
Płeć: Mężczyzna

Re: Jak ratować..

Post autor: Unicorn2 »

Myślałem bardziej o pomocy ale jak się da zarobić to czemu nie.Dobre programy kosztują.
Czytając posty ze starego forum moźna by sklecić jakiś programik.
inga
Posty: 230
Rejestracja: 15 kwie 2017, 9:28
Jestem: szczęśliwą żoną
Płeć: Kobieta

Re: Jak ratować..

Post autor: inga »

Unicorn2 pisze: 04 maja 2017, 17:13 Tak sobie pomyślałem ze moźe ktoś z Sycharu napisze aplikacje Zdrada . Taki program co to pomoźe szybciej się zorientować co tak naprawde się dzieje .
Schemat działania i słownictwo są zaskakujaco podobne wsród zdradzaczy.
I moźe jeszcze aplikacje Rozwód , czego nie robić w trakcie kryzysu.
uśmiałam się ;) a najśmieszniejsze jest to, że u mnie teksty i zachowania to sugerowały ale.. WSZYSCY tylko nie TEN człowiek; ja sama w swój rozum wątpiłam.. i nawet mu powiedziałam przy pewnej sytuacji, która wyszła, że chcę mu wierzyć bo go szanuję. A prawda jest taka, że my czasem wolimy się oszukiwać i być oszukiwanymi. I to jest chyba to życie udawane..

espreanza, bo Oni chyba też są jeszcze jakoś z nami emocjonalnie powiązani.. nie wiem, co w tych głowach siedzi..
mare1966 pisze: 03 maja 2017, 23:00
No , ale tak serio to jednak myślę ,
że po prostu to kwestia osobowa ( wartości , świadomości , charakteru , wychowania ) .
Jedni ( jedna ) zdradzają , inni ( inne ) nie - w tych samych okolicznościach .
Nie można się usprawiedliwiać "brakiem miłości " .
Tak jak jedni za ojczyznę walczyli i ginęli , a byli tacy co ją zdradzali .
Oczywiście , na tej skali są różne odcienie od bieli do czerni .

(...)
Im jestem starszy , tym życie wydaje mi się śmieszniejsze
( w tym sensie , że poświęcamy znaczną większość czasu , na rzeczy zupełnie nieistotne
z punktu widzenia horyzontalnego ) .
mare1966 ;)

no właśnie, co jeśli ta osoba miała te wartości, charakter, wychowanie ?
ja nie chcę go usprawiedliwiać "brakiem miłości", ale taka analiza co się zadziało.. trochę pomaga przebaczyć (???)
i dlatego tak ciężko mi "odpuścić" sobie tego mojego męża, bo wierzę w niego.. hmm myślę sobie (mam nadzieję, że tak jest), że walczę o niego
nie tylko z pobudek egoistycznych;
inga
Posty: 230
Rejestracja: 15 kwie 2017, 9:28
Jestem: szczęśliwą żoną
Płeć: Kobieta

Re: Jak ratować..

Post autor: inga »

11 tygodni..
tak ciężko, boli
mam wrażenie, że dopiero teraz ten ból do mnie dociera

Jezu cichy i pokornego serca...

już czuję, że nie mam sił.. że upadam, leżę,,

kiedy to wszystko minie :/..
jacek-sychar

Re: Jak ratować..

Post autor: jacek-sychar »

Inga
To boli, ale ten ból powoli będzie się zmniejszał.
Najpierw chciałem napisać, że ból minie, ale to chyba nie jest prawda. Zawsze jakaś drzazga pozostaje i czasami uwiera. Może być to jakieś słowo, jakieś wspomnienie, jakaś data, która coś Ci przypomni, ...
To jest jak z zatrutym zębem. Po przeleczeniu przestaje boleć, ale czasami się odzywa. (Mi np. w górach. :lol: )
Ale daje się z tym żyć.

Dla Ciebie 11 tygodni to był armagedon.
Ale jest to wielu, którzy są kilkanaście lat to takim przejściu. I jakoś funkcjonują. Podobnie będzie z Tobą.
Trzymaj się.
inga
Posty: 230
Rejestracja: 15 kwie 2017, 9:28
Jestem: szczęśliwą żoną
Płeć: Kobieta

Re: Jak ratować..

Post autor: inga »

tylko tę drzazgę powinno się wyjąć, żeby rana zaczęła się goić.. a ja nie potrafię i ta rana ropieje, babrze się...

eh jest mi tak ciężko ostatnio.. mam wrażenie, że na początku chciało mi się bardziej działać.. modlić, zajmować czymś, uciekać w ćwiczenia, cokolwiek...
w pracy ciężej mi się skupić, nie mam motywacji.. boję się depresji :|
jacek-sychar

Re: Jak ratować..

Post autor: jacek-sychar »

Inga

To, co czujesz, to jest całkiem normalne. Takie etapy przeżywał każdy z nas. To jest takie falowanie nastrojów.

No, z drzazga to masz rację. Może użyłem zły przykład. Niech będzie, że ten nasz kryzys, to jest taka rana. Najpierw otwarta i bardzo boląca. Potem się powoli goi. Ale co zostaje po ranie? Blizna. I ona tez czasami "ciągnie". Tak jest z tym naszym kryzysem. To jest taka rana.
Ale masz rację z tym ropieniem i babraniem się. Czasami tak się dzieje z raną. Kiedy? Gdy nie pielęgnujemy jej, nie prowadzimy działań leczniczych.
Pozwól, że zacytuję Ci post Nirwany, który ona przed chwilą napisała w innym wątku:
viewtopic.php?f=10&t=252&p=2988#p2988
Po to jest Sychar. Żeby się wspierać. Czasami jak ktoś z nas ma doła, to dzwoni lub pisze do znajomego/znajomej ze wspólnoty, żeby "wywalić z siebie" te złe uczucia.
Ty masz forum. A byłaś już w którymś z naszych ognisk?
Mój telefon ma coraz więcej osób z dopiskiem Sychar. Jak taka osoba dzwoni, to wiem, że muszę wykazać się zwiększona czujnością, bo może właśnie jest w takim jak Ty dzisiaj dole.
inga
Posty: 230
Rejestracja: 15 kwie 2017, 9:28
Jestem: szczęśliwą żoną
Płeć: Kobieta

Re: Jak ratować..

Post autor: inga »

dziękuję Jacku,

pisząc ten dzisiejszy post, wiedziałam, że coś napiszesz..
masz rację, bliznę trzeba pielęgnować.. najpierw ranę oczyścić, a ja od razu ją zszyć chciałam..

nie byłam jeszcze.. myślałam o dzisiejszym, ale się nie pozbierałam.. może na następne czwartkowe mi się uda..


a z pozytywów.. dzisiaj do mojej parafii przyjeżdża obraz "Jezu ufam Tobie"
jeszcze pół roku temu w ogóle bym o tym nie wiedziała, jakbym usłyszała, to nawet bym się nad tym nie zastanowiła
a dzisiaj cieszę się, jak dziecko które ma urodziny a po południu mają przyjść goście z prezentami..
chociaż jest mi ciężko, upadam, toczę się, podnoszę, znów potykam.. to nigdy bym nie próbowała nawet stanąć, podnieść się.. bez Jezusa
a On sam po mnie przyszedł
jacek-sychar

Re: Jak ratować..

Post autor: jacek-sychar »

inga pisze: 13 maja 2017, 14:32 pisząc ten dzisiejszy post, wiedziałam, że coś napiszesz..
Cieszę się, że tak we mnie wierzysz. :D
A czemu piszę? Bo staram się "podbić" sobie licznik postów. :lol: ;)
inga pisze: 13 maja 2017, 14:32 nie byłam jeszcze.. myślałam o dzisiejszym, ale się nie pozbierałam.. może na następne czwartkowe mi się uda..
Hmm
Właśnie wróciłem ze spotkania naszego łódzkiego ogniska Sychar. Następne mamy w następny czwartek. Czyżbyśmy mieli okazję się spotkać? :D
inga
Posty: 230
Rejestracja: 15 kwie 2017, 9:28
Jestem: szczęśliwą żoną
Płeć: Kobieta

Re: Jak ratować..

Post autor: inga »

jacek-sychar pisze: 13 maja 2017, 18:53
Hmm
Właśnie wróciłem ze spotkania naszego łódzkiego ogniska Sychar. Następne mamy w następny czwartek. Czyżbyśmy mieli okazję się spotkać? :D
postaram się : )
inga
Posty: 230
Rejestracja: 15 kwie 2017, 9:28
Jestem: szczęśliwą żoną
Płeć: Kobieta

Re: Jak ratować..

Post autor: inga »

czytam jeszcze o. Pelanowskiego, pewnie dzisiaj skończę. Dawkowałam sobie tę książkę, bo jest dość trudna dla mnie, a jednocześnie każdy rozdział daje mi jakieś wskazówki, odpowiedzi i podpowiedzi.

Poniżej zamieszczam fragment, który powinnam sobie chyba wydrukować i powiesić na ścianie:
W najkrytyczniejszym momencie na krzyżu, Jezus woła takie słowa: Boże mój, Boże mój, Czemuś mnie opuścił? (Mt 27,46)
i jednocześnie w tej samej chwili mówi: Ojcze, w Twoje ręce powierzam ducha mojego (Łk 23,46).
To ważny moment, zauważcie, to wydaje się sprzeczne. A no właśnie: żeby móc kochać, trzeba się wyrzec posiadania i bycia posiadanym.
Miłość, która jest zdrowiem i uzdrowieniem, istnieje tylko wtedy gdy kogoś nie zniewalamy i sami nie jesteśmy zniewoleni tą osobą. Tylko kiedy mamy
zdolność opuścić i być opuszczonym, właśnie wtedy możemy się powierzyć i kogoś przyjąć. To jest paradoks, ale taka jest prawda.
Ujmę to inaczej: mogę z kimś żyć, jeśli potrafię żyć bez tego kogoś. Dla mnie nie jest to teoria, co teraz piszę. Mam te chwile krzyża za sobą. Żeby móc kochać w wolności, musiałem się wyrzec miłości, która była zniewoleniem.

o. Augustyn Pelanowski, Życie udane czy udawane, Fides, Kraków 2015

Dzisiaj mój mąż przyjeżdża "służbowo". Tzn. przywozi kota..
W głowie mam milion myśli. Duchu Święty..
jacek-sychar

Re: Jak ratować..

Post autor: jacek-sychar »

Inga
Ta książka jest mocna. :D
Zmusza człowieka, żeby zastanowił się nad sobą. Bardzo dużo mi ona dała.

A kotem, przepraszam mężem się nie przejmuj. :P Zachowaj spokój.
Wiem, łatwo się mówi. Chociaż spróbuj. ;)
inga
Posty: 230
Rejestracja: 15 kwie 2017, 9:28
Jestem: szczęśliwą żoną
Płeć: Kobieta

Re: Jak ratować..

Post autor: inga »

byłam bardzo spokojna, jak zawsze :)

porozmawialiśmy chwilę (o kocie, rodzinie - w sensie teściowie, rodzeństwo)
i pojechał

generalnie atmosfera jakbyśmy hmm byli nawet dobrymi znajomymi..

i znów nic nie mówił o rozwodzie, a ja nie zapytałam..
esperanza
Posty: 31
Rejestracja: 22 lut 2017, 21:45
Jestem: w kryzysie małżeńskim
Płeć: Kobieta

Re: Jak ratować..

Post autor: esperanza »

W jakim sensie mocna? Bolesna będzie jej lektura? Pytam bo czeka u mnie druga w kolejce i trochę się boję. Inga a jak się czujesz teraz? Czasami emocje przychodzą z opóźnieniem. Co do rozwodu to ja już od roku nie pytam a on nie wspomina. Nawet ułożyłam sobie odpowiedź w razie jak zapyta ;-)
ODPOWIEDZ