Jak ratować..

Refleksje, dzielenie się swoimi przeżyciami...

Moderator: Moderatorzy

Jonasz

Re: Jak ratować..

Post autor: Jonasz »

Witaj Ingo.
Jeżeli możesz i chcesz to koniecznie posłuchaj Kod miłosierdzia ks. Dziewieckiego wydawnictwo RTCK.
Rozumiem Twoje emocje. I wiem , że to trudny czas.
inga
Posty: 230
Rejestracja: 15 kwie 2017, 9:28
Jestem: szczęśliwą żoną
Płeć: Kobieta

Re: Jak ratować..

Post autor: inga »

Dziękuję Jarku,
Spróbuję posłuchać jak znajdę czas.. Ostatni tydzień byłam bardzo zabiegana. Wyjechalismy na urlop. Wracamy pod koniec przyszłego tygodnia.
Jest dobrze, czasem bardzo dobrze, a chwilami źle.
Dzisiaj mam zły dzień. Jestem zmęczona. On nie rozumie dlaczego pewne sytuacje przypominają mi wszystko. Ze jego zachoewnie wobec mnie powinno być bardziej 'delikatne'. Ze ja potrzebuje z jego strony wyrozumiałości, czułości, ciepła w chwilach gdy wraca ta 'przeszłość'
Ja staram się tego 'gówna' nie wyciagac. Ale kiedy samo się między nas wkrada on się wycofuje.. Milczy bo twierdzi że go atakuje.
Czy atakiem jest moje przygnębienie wywołane wspomnieniem jego romansu w wyniku sytuacji która on spowodował.. A mi się bezwzględnie z tym kojarzy.. I czy jest OK widząc moja relację i wiedząc czym jest spowodowana nie podjąć rozmowy.. Milczeć bo 'to ty przestałas się odzywać'...
I twierdzić że nic złego się nie zrobiło..
Albo że moja reakcja była przesadzona...

Ja staram się rozmawiać.. Tłumaczyć.. Często używam stwierdzeń: ' mam wrażenie,że.. ' albo ' wydaje mi się, że.. ' żeby pozostawić miejsce na wyjaśnienia naszych intencji i odczuć..

On chce się skupić na odbudowie naszego związku.. Tak jakby tamtej sprawy nie było.
Ja mu dzisiaj powiedziałam.. Nie wiem może to zbyt egoistyczne z mojej strony.. Ze oboje musimy się starać i że ja widzę że on też się stara (wymieniłam rzeczy które zauważam) ale też że przez to co zrobił, on musi dać z siebie więcej, włożyć więcej pracy.
Powiedziałam mu też że nie uwazam go za gorszego małżonka a siebie że lepsza.
Nie wiem co mogę mu jeszcze powiedziec ale jest mi przykro..
Wiedźmin

Re: Jak ratować..

Post autor: Wiedźmin »

Ingo,

Napiszę do Ciebie to, co już chyba pisałem gdzieś wcześniej.
Może to absurdalnie zabrzmieć na początku - ale naprawdę tak uważam.
Uważam, że strona odchodząco/zdradzająca - ma gorzej - czyli automatycznie Ty "masz lepiej" :)
Musisz wewętrznie lepiej czuć się ze sobą - pewnie jesteś bardziej poukładana.
Spróbuj tak na to spojrzeć.

Spróbuj nie myśleć o przeszłości - wiem że to ciężkie - ale szkoda poświęcać uwagę czemuś, co już się stało i się "nieodstanie".
Pamiętaj, że skupiajac się na czymś, poświęcając czemuś uwagę, automatycznie wzmacniamy to (tak czy siak).

Z jednym nie mogę się zgodzić. Twój mąż nic nie musi - zresztą Ty też nic nie musisz :) żeby było sprawiedliwie ;).
Czy lubisz być przymuszana do czegokolwiek? To budzi naturalny sprzeciw...

No naturalne, że jest Ci przykro - mi również było przykro - ba, chciałem się targnąć na życie, wszystko straciło sens i takie tam...
Teraz jest w mnie mnóstwo zrozumienia i sporo radości :) - choć wiem, że przede mną bardzo trudne momenty.
Faustyna
Posty: 237
Rejestracja: 04 maja 2017, 10:38
Jestem: w kryzysie małżeńskim
Płeć: Kobieta

Re: Jak ratować..

Post autor: Faustyna »

Ingo,
Pamietam jak w maju przytoczyłaś mi Hymn o miłości . Czytałam go często. Przypomnij go tez sobie.
I dodam jeszcze to, z książeczki mojej córki :
" Miłość to dawanie, nigdy branie.
Naprawianie, nie łamanie.
Ufanie, wierzenie,
Nigdy zwodzenie.
Cierpliwe znoszenie
I ofiarne dzielenie się,
Z wielką szczesliwoscią,
Chlebem,czasem i wszelką radością".
Czarek
Posty: 1387
Rejestracja: 30 sty 2017, 8:33
Płeć: Mężczyzna

Re: Jak ratować..

Post autor: Czarek »

inga pisze: 12 lip 2017, 19:08 On nie rozumie dlaczego pewne sytuacje przypominają mi wszystko. Ze jego zachoewnie wobec mnie powinno być bardziej 'delikatne'. Ze ja potrzebuje z jego strony wyrozumiałości, czułości, ciepła w chwilach gdy wraca ta 'przeszłość'
Inga czy udało Ci się delikatnie zwerbalizować swoje oczekiwania wobec męża bez wywierania nacisku, że powinien on je spełnić?
inga pisze: 12 lip 2017, 19:08 Ja staram się tego 'gówna' nie wyciagac. Ale kiedy samo się między nas wkrada on się wycofuje.
Moim zdaniem nic nie jest w stanie samo między Was się wkraść.
inga pisze: 12 lip 2017, 19:08 Powiedziałam mu też że nie uwazam go za gorszego małżonka a siebie że lepsza.
Ja czytając Twojego dzisiejszego posta odnajduję w nim sporo Twoich oczekiwań i roszczeń dotyczących tego co powinien zrobić, jak się zachować Twój mąż.

Ingo nie jest moją intencją ocenianie Ciebie. Rozumiem Twoje emocjonalne cierpienie, potrafię sobie wyobrazić co przeżywasz w emocjach i bardzo kibicuję Waszemu małżeństwu.

Zadałem Tobie powyższe pytania ponieważ rozumiem jak trudno jest przebaczyć krzywdę zadaną przez osobę, którą uważasz za najbliższą. Moim zdaniem prawdziwe i pełne przebaczenie oraz ewentualne pojednanie się z tym co między Wami się wydarzyło bez pomocy i udziału Boga może być trudne. Cytując Twoje posty i stawiając moje pytania chciałem Ci tą trudność zobrazować ;)

Ingo ktoś kiedyś bardzo mi pomógł obrazując na czym polega oddanie problemu, z którym po ludzku nie można sobie poradzić Bogu.
Wyobraź sobie dłoń Boga, na której kładziesz swój kłopot. On przyjmuje ten "dar" i nie zaciska ręki ani jej nie zabiera, trzyma ją cały czas w ten sam sposób i w tym samym miejscu na wypadek gdybyś zapragnęła swój "dar" odzyskać ;) Gdy po niego sięgniesz nie będzie stawiał żadnego oporu. Gdy Mu zaufasz i pozostawisz przestrzeń do działania może się okazać, że z czasem przestaniesz "tęsknić" za tym co oddałaś.

Inga Twoje serce zostało poranione i potrzebuje czasu na leczenie i zabliźnienie ran. Myślę, że na dzisiaj rozdrapując je spowalniasz ten proces.
Niezapominajka
Posty: 393
Rejestracja: 06 kwie 2017, 11:07
Jestem: w kryzysie małżeńskim
Płeć: Kobieta

Re: Jak ratować..

Post autor: Niezapominajka »

Inga - módl się, dużo i szczerze. Pamiętasz jak modliłaś się w kryzysie? Jaką miałaś więź z Nim? Rób to nadal, bo to jest w naszej religii świetne (co pisałm w wątku Aleksandra) - osobowy Bóg, Chrystus, który przychodzi do czlowieka. Cała Trójca Święta to jedna wielka relacja. Więc to Bóg relacji. Przylgnij, zwlaszcza kiedy wspomnienia i wyobrażenia jego chwil z nią tną jak laser. Będziesz pamiętać już do konca zycia, to się nie da jak mówi Twój mąż zapomnieć, wymazać. Ale może inni podpowiedzą jak sobie radzić, żeby nie rozdrapywać i nie haratać już i tak poharatanego wnetrza? Wierzę, ze to trudne.
inga
Posty: 230
Rejestracja: 15 kwie 2017, 9:28
Jestem: szczęśliwą żoną
Płeć: Kobieta

Re: Jak ratować..

Post autor: inga »

Faustyna pisze: 12 lip 2017, 20:39 Ingo,
Pamietam jak w maju przytoczyłaś mi Hymn o miłości . Czytałam go często. Przypomnij go tez sobie.
I dodam jeszcze to, z książeczki mojej córki :
" Miłość to dawanie, nigdy branie.
Naprawianie, nie łamanie.
Ufanie, wierzenie,
Nigdy zwodzenie.
Cierpliwe znoszenie
I ofiarne dzielenie się,
Z wielką szczesliwoscią,
Chlebem,czasem i wszelką radością".
Faustyno dziękuję.
Wiecie ostatnio myślę o tym, że również złamałam przysięgę małżeńską. Właśnie w kontekście Hymnu o miłości..
Pavel
Posty: 5131
Rejestracja: 03 sty 2017, 21:13
Jestem: w kryzysie małżeńskim
Płeć: Mężczyzna

Re: Jak ratować..

Post autor: Pavel »

Ja również Ingo.
"Bóg nie działa poza wolą człowieka i poza jego wysiłkiem.(...) Założenie, że jeśli się pomodlimy, to będzie dobrze, jest już wiarą w magię." ks. dr. Grzegorz Strzelczyk
Faustyna
Posty: 237
Rejestracja: 04 maja 2017, 10:38
Jestem: w kryzysie małżeńskim
Płeć: Kobieta

Re: Jak ratować..

Post autor: Faustyna »

I ja rownież.
Tak łatwo daje sie rady będąc z boku a tak cieżko wciela sie we własne życie.
Czasami sama sie zastanawiam czy to wszystko ma sens, czy całe życie nie beda nas dreczyc zle wspomnienia o zdradzie? Jak ponownie zaufać? Co jeśli małżonek nie zrozumie swych błędów? Lub znów oszuka? Czy nie lepiej byłoby samemu?
Dotka
Posty: 174
Rejestracja: 06 kwie 2017, 10:08
Jestem: w kryzysie małżeńskim
Płeć: Kobieta

Re: Jak ratować..

Post autor: Dotka »

Faustyna pisze: 20 lip 2017, 20:29 Co jeśli małżonek nie zrozumie swych błędów? Lub znów oszuka? Czy nie lepiej byłoby samemu?
Mój mąż nic nie zrozumiał... mało czasu upłynęło... bardzo mało... może z czasem to nastąpi...
ale mam takie obawy że jak będę czekała aż on zrozumie, przeprosi i zacznie się starać to znajdzie się kolejna kowalska...
Ja usłyszałam, że jak było zagrożenie że odejdzie to bardziej mi zależało... a teraz on jest obok mnie a ja się nie staram... (miał na myśli seks - chyba) usłyszałam też że on nie potrafi ze mną rozmawiać... no z kowalską to przecież głównie gadał... czuję że mnie porównuje, ocenia czy warto być ze mną... ale swojego zachowania i podejścia i konieczności zmiany nie widzi...
Wygląda na to że mi ma wystarczyć to że jest a ja mam robić wszystko żeby chciał być...
Nie rozumiem mężczyzn... zdradził, zranił, zawiódł... ba nawet sam nie zrezygnowałby z dalszego zadawania cierpień... i nadal próbuje całą winę zrzucić na mnie... że to niby tylko ja nie potrafiłam mu okazywać uczuć... a on był idealny... i dlatego dał się ponieść uczuciu do innej kobiety... a teraz musi być ze mną, bo Bóg tak chce...
Spróbuję to przetrzymać... dać z siebie tyle ile na ten moment potrafię... z pustymi zbiornikami miłości muszę napełnić jego zbiorniki... pomimo cierpienia jakie temu towarzyszy... oby mi sił i wytrwałości starczyło... a może wtedy i on zacznie pomału się zmieniać... chyba nie mogę czekać aż on powróci emocjonalnie... tylko muszę wykorzystać to że chce powrócić fizycznie, a emocjonalnie go na nowo do siebie przyciągnąć zmianą siebie...
Ja lubię rozmawiać na temat uczuć... chcę to usłyszeć z jego ust... chce usłyszeć zapewnienia że on chce, ze będzie się starał... on mi tego niestety nie powie... Bo to by znaczyło że przyznał się do błędu, do porażki... jego duma mu ta no nie pozwala...
Okazywać uczuć poprzez czyny też pewnie w ciągu dnia nie będzie... bo przecież ich nie ma z jego strony jak twierdzi... Wygląda na to że jest tylko pożądanie... a może aż...
Czarek
Posty: 1387
Rejestracja: 30 sty 2017, 8:33
Płeć: Mężczyzna

Re: Jak ratować..

Post autor: Czarek »

Dotka pisze: 21 lip 2017, 8:02 Mój mąż nic nie zrozumiał... mało czasu upłynęło... bardzo mało... może z czasem to nastąpi...
Dotka, a Ty co zrozumiałaś z danego Wam kryzysu?
Dotka pisze: 21 lip 2017, 8:02 czuję że mnie porównuje, ocenia czy warto być ze mną...
Dotka to nie jest uczucie. To tylko i aż Twoje myślenie, z którego mogą rodzić się uczucia.
Co Ci daje takie siedzenie w głowie męża?
Dotka pisze: 21 lip 2017, 8:02 Nie rozumiem mężczyzn... zdradził, zranił, zawiódł..
Z takiego pisania nic nie wynika. Na forum jest wiele historii, w których to kobiety postąpiły w opisany przez Ciebie sposób.
Dotka pisze: 21 lip 2017, 8:02 z pustymi zbiornikami miłości muszę napełnić jego zbiorniki...
A co z Twoimi zbiornikami miłości. Czy są napełnione?
Po co chcesz napełniać zbiorniki męża?
Czy potrafisz to zrobić?
Dotka pisze: 21 lip 2017, 8:02 Ja lubię rozmawiać na temat uczuć... chcę to usłyszeć z jego ust... chce usłyszeć zapewnienia że on chce, ze będzie się starał...
Ja lubię, ja chcę .....
Gdy staniesz z boku i poczytasz takich sformułowań to co o nich myślisz?

Gdy popatrzę na mój kryzys, gdy czytam opisywane tutaj historie to mam coraz większą pewność, że jednym z najważniejszych pytań jakie można zadać osobie, która chce stworzyć relację małżeńską jest "czy potrafisz kochać samego siebie?" :?
Wiedźmin

Re: Jak ratować..

Post autor: Wiedźmin »

Dotka - nie wiem co powiedzieć, bo jestem w podobnej sytuacji, tylko z drugiej strony.

Więc to zdanie "Nie rozumiem mężczyzn... zdradził, zranił, zawiódł... i nadal próbuje całą winę zrzucić na mnie" można śmiało odwrócić:
"Nie rozumiem kobiet... zdradziła, zraniła, zawiodła... i nadal próbuje całą winę zrzucić na mnie".

Nie bardzo rozumiem, jak możecie w sumie dość szybko wpuszczać tych swoich samców do łóżka? Bo mają pożądanie? ... nie bardzo to rozumiem. Mając w sobie takie poczucie krzywdy, jakie przebija z Twojego posta ... to troche mi ten seks tu nie pasuje.
Dotka
Posty: 174
Rejestracja: 06 kwie 2017, 10:08
Jestem: w kryzysie małżeńskim
Płeć: Kobieta

Re: Jak ratować..

Post autor: Dotka »

Czarku zrozumiałam, że w wielu sytuacjach nie zachowywałam się jak osoba która kocha, do myślenia dało mi wiele konferencji i wykładów których zaczęłam teraz słuchać, co to znaczy kogoś kochać i okazywać mu miłość.
Teraz widzę, że moje "ja" miało być zawsze na wierzchu, a jak nie było to czułam złość i frustrację, którą wyładowywałam na mężu, choć wtedy myślałam że zawsze musi i jest tak jak chce mój mąż, wkurzałam się że zawsze to ja muszę ustąpić, zrozumiałam że wiele oczekiwałam, a tak szczerze nie dawałam... odnosiłam wrażenie że mój mąż też tylko oczekuje a nic nie daje... ale nigdy z nim na ten temat nie porozmawiałam szczerze... a może on dawał tak jak potrafił a ja nie umiałam tego docenić?
oj dużo się tego nazbierało...
Wiem co muszę i co chcę zmienić, i staram się to zrobić,, ale bardzo boję się gdzieś siebie w tym wszystkim zatracić...
boję się że mój mąż mnie znowu zrani, że wykorzysta to że chce z nim być i będzie miał jeszcze więcej odwagi aby podjąć kolejną próbę ułożenia sobie życia z inną kobietą...
I chyba dlatego tak bardzo chciałabym usłyszeć od niego że chce jednak być ze mną, ze będzie też się starał, że nie chce aby się to nam znowu powtórzyło...
Bo on nie wrócił..., bo on jest bo został porzucony...
Niezapominajka
Posty: 393
Rejestracja: 06 kwie 2017, 11:07
Jestem: w kryzysie małżeńskim
Płeć: Kobieta

Re: Jak ratować..

Post autor: Niezapominajka »

Dotka - mam tak samo jak patrzę wstecz na moje małzenstwo... ta walka sił, czyje na wierzchu, frustracje, żale, oczekiwania. A gdzie było dawanie? szacunek, akceptacja...eh...

ALeksander - czuję się wywołana do tablicy z tym łóżkiem. Gdybym tego nie chciała to bym tego nie zrobiła. Gdybym była w porządku wobec siebie w małżenstwie a mąż odwinął mi numer to nie byłoby takie proste, czułabym, że to za mało. Ale obydwoje mamy sobie co wybaczać. Kto wie czy nie on więcej. Ja wielokrotnie zdradziłam, nie 6 przykazaniem, ale wieloma innymi. Po prostu zdrada jest dzisiaj wyeksponowana w świecie w sferze sexu a ma różne oblicza. Fakt, taka boli mocno. U nas tego nie było, tylko emocjonalna. Więc mi jest łatwiej. Chyba bardziej bym przeżyła fizyczną. Na co mam czekać jak i on i ja wyrażamy chęć powrotu, przebaczenia, spróbowania na nowo? I chcemy tego oboje. Nie zrobiłam tego wbrew sobie tylko bardzo się cieszyłam.
inga
Posty: 230
Rejestracja: 15 kwie 2017, 9:28
Jestem: szczęśliwą żoną
Płeć: Kobieta

Re: Jak ratować..

Post autor: inga »

Wróciłam z urlopu. Brakowało mi bardzo częstszego kontaktu z Wami :)
Dużo mam do przemyślenia, do "przerobienia", do hmm podsumowania.. To był bardzo ciężki czas ale jednocześnie wiele wiele pięknych chwil, wiele radości, chwil spokoju. Niestety pojawiły się wybuchy emocji, zdarzył się mój płacz.
Pojawiają się natrętne myśli, analizowanie, przeżywanie przeszłości.. najwięcej tych wydarzeń które w czasie jego odejścia wyparłam.

Robię dużo rzeczy źle.
Miewam myśli, że za szybko "pozwoliłam" mężowi na powrót. Mam poczucie, że nie docenia tego. Jednocześnie przyjmuję do świadomości, że to tylko moja ocena. Zubożała moja pokora, której nauczyłam się wcześniej. Jestem chwilami nastawiona tylko na moje potrzeby. Bywają chwile, że myślę sobie "PRZECIEŻ ON MUSI" to i tamto.
Daję się wciągać w błędne koło oczekiwań: Moje oczekiwania / Wyobrażenia / Zwłaszcza wyobrażenia romantycznych akcji typu "padanie do stóp" ... i idący za tym konflikt kiedy rzeczywistość okazuje się inna.. a następnie FRUSTRACJE...

Nadal "bawię się" w akcje pt. ja wiem lepiej co myślisz/myślałeś/chciałeś/nie chciałeś powiedzieć/zrobić..

Jak większość z kobiet tutaj, przeżywających odrzucenie męża, domagam się długich, wyczerpujących, głębokich rozmów.
I oczywiście denerwuję się, frustruję, pozwalam aby rosło we mnie poczucie krzywdy, kiedy on "nie dotrzymuje mi kroku" w tej rozmowie.

I teraz czas na wnioski, które do siebie zaczęłam dopuszczać ;)
:arrow: mój mąż, jak większość mężczyzn odcina się się na zalewanie emocjami, trudne kwestie (po co rozmawiać o czymś, co jest na tę chwilę za trudne, zbyt skomplikowane, nieaktualne lub po prostu nie możemy mimo trwającej już rozmowy znaleźć rozwiązania) i nie wynika to z jego "olewania mnie"; Trudno jest czuć, że takie zachowanie nie wynika z braku szacunku ale z jego natury, charakteru.
:arrow: kiedy pojawia się sytuacja, która przypomina mi o zdradzie on się wycofuje, tzn. znów pojawia się milczenie co ja odczytuję: nie zależy mi na tobie, uporaj się z tym sama, nie obchodzi mnie co czujesz
a w jego głowie jest myślenie: ktoś mnie atakuje więc muszę się bronić lub uciekać. Prosty mechanizm akcja - reakcja
Mało tego, on myśli, a może mogę ująć cz. przeszłego myślał, że za każdym razem gdy ja przypominam o tym, co zrobił, to robię to po to, by mu to wypomnieć. Rozmawialiśmy o tym i tak jak mi jest trudno zrozumieć jego zachowania, tak jemu trudno zrozumieć, że ja to w ten sposób przeżywam. Powiedział kiedyś, że nie rozumie, dlaczego skoro wiemy kto jest tym ..... (niecenzuralnie) który zawalił, zdradził, miał romans, zawiódł, to wciąż do tego wracamy.
Zastanawiam się czy zdradzeni mężczyźni w sytuacji, gdy pojawia się etap odbudowy zachowują się tak jak kobiety, czy jednak potrafią się odciąć, nie myśleć o czymś co jest już przeszłością, a skupić się jedynie na teraźniejszości i przyszłości.
Ja mam to "szczęście" (którego myślę, ze nie potrafię docenić "sercem" ale rozumem się staram), że mój mąż: rozumie co zrobił, przeprosił, nie obwinia mnie za to, że zdradził (zgadzamy się natomiast co do równej odpowiedzialności na kryzys naszych relacji), nie szuka usprawiedliwienia, nie unika odpowiedzi na pytania o "tamto" (chociaż czasem powinien mi nie odpowiadać na moje durne pytana..), myślał, analizował i rozmawiał ze mną co miało wpływ na to, że miał romans, nie zmusza mnie do niczego i mówi, że nie chce żebym czuła na sobie presję, że coś muszę (ja natomiast chciałabym, żeby mnie w tych sytuacjach o coś poprosił, powiedział, że mu zależy żebym to czy tamto zrobiła.. jak np, dzisiaj kiedy miałam jechać z nim pierwszy raz od kryzysu do jego rodziców.. ja oczekiwałam, że on z entuzjazmem mnie do tego będzie zachęcał, a on powiedział że sama muszę wiedzieć czy to nie za szybko, bo on nie chciałby, żebym poczuła się niekomfortowo, żeby nagle jakaś sytuacja nie przypomniała mi "tego".. powinnam czuć, że się o mnie troszczy? A ja czuję, że mu nie zależy na tym, żebym pojechała.. rozmawialiśmy o tym na "chłodno").
:arrow: przeczytane w "Cenniejsza niż perły" i omówione z mężem: mężczyźni potrzebują więcej czasu na "emocjonalne dojście do siebie" po kłótni, ciężkiej rozmowie. Kiedy ja chciałabym już COŚ omówić, tu i teraz, znaleźć razem rozwiązanie, po mojemu czyli "po babsku", on jeszcze wciąż nie uporał się z emocjami, które towarzyszyły nam np. godzinę temu. Nie rozumiem ale mam świadomość :) Pomaga.
Postaram się w wolnej chwili dla Was Dziewczyny 8-) przepisać tutaj kilka fragmentów z "Cenniejszej niż perły" na ten temat ;)
:arrow: on zakończył "tamto" raz, na zawsze, w całości i bez odwracania się za siebie;
Trudno mi w to uwierzyć, nawet mu powiedziałam, że nie potrafię uwierzyć, że można się tak "szybko" odciąć emocjonalnie od kogoś (mówię o kowalskiej). Na pytanie jaki ma do niej teraz stosunek, powiedział, że obojętny. Jak mu powiedziałam, że czytałam o osobach, które wracają do starych związków z romansu.. i "leczą się" emocjonalnie z tej kochanki/kochanka rok, dwa lata to powiedział, że widocznie on nie jest normalny bo dla niego to już nic nie znaczy.
Powiedział też, że wydawało mu się, że kocha ją (oczywiście to była odpowiedź na moje pytanie, bo sam mnie nie zalewa takimi informacjami).. ale, że to mogło być tylko zauroczenie, bo nie można powiedzieć, że się kogoś kocha jeśli coś trwa zaledwie kilka miesięcy.
Mówi też, że nie był nigdy przekonany, że dobrze robi (w kontekście odejścia ode mnie i układania życia z nią) - w to też nie potrafię uwierzyć..

Wspomniałam też chyba w temacie Niezapominajki, że mnie okłamał.
Nie wiem czy mnie okłamał ale powiedział, że usunął jej numer telefonu, wyrzucił, oddał wszystkie rzeczy z nią związane.
Dorwałam jego telefon i faktycznie nie znalazłam nic z wyjątkiem jej numeru telefonu.
Była oczywiście awantura. Jego odpowiedź dlaczego ma ten numer: nie wiem po czym dodał (po kilku minutach) że usunął ale zapisał go po tym jak zapytałam czy odebrałby od niej telefon i stwierdził, że gdyby taka sytuacja miała miejsce, to chciałby wiedzieć kto do niego dzwoni, żeby np. nie odebrać takiego telefonu, kiedy my bylibyśmy np. razem na kawie/kolacji i nagle taka akcja..
Brzmi logicznie, ale jak ufać?
Widziałam, że był zaskoczony, zdezorientowany... i jak później powiedział bał się mojej reakcji na cokolwiek co powie.

:arrow: po tej sytuacji z telefonem był zły jak diabli.. widziałam jak się w nim gotuje, ale nie była to złość wymierzona we mnie. Chociaż ja czułam, że jest zły na mnie.. Powiedziałam mu o tym, powiedział że jest zły na siebie. Na to co zrobił. Że ja mam prawo tak reagować, że moja reakcja jest normalna. Ja oczywiście oczekiwałam przytulenia itp. a on znów uciekł. Kiedy ja wyszłam "na spacer" żeby sobie poukładać w głowie, on położył się na kanapie. Moje pierwsze odczucie - jak w trakcie romansu z kowalską, odrzuca mnie. Ale w tej sytuacji udało mi się zaprzeć siebie. Dwa razy wyciągnęłam wtedy do niego rękę,żeby wrócił do łóżka. Moja duma i maniery księżniczki mi na to nigdy nie pozwalały. A teraz, po tym co zrobił "powinnam" tym bardziej się zafochować. Nie wiem dlaczego ale w tej całej sytuacji jakoś "łatwo" przyszło mi wczuć się z jego sytuację.. my kobiety chyba naprawdę posiadamy nie zdolność empatii ale DAR empatii.. czego oczywiście oczekujemy od naszych mężów.. :roll:

:arrow: zaczęliśmy rozmawiać spokojnie. Ja staram się czasem odpuścić, nie wiedzieć lepiej niż on co myśli/myślał/chciał zrobić. Jeśli tak jest mówię mu, że ja mam takie wrażenie, po czym podkreślam, że ja tak to odbieram, tak się czuję, ale nie oskarżam że tak jest.
On powiedział mi podczas jednej z ostatnich rozmów: tak mogę z tobą rozmawiać, taka rozmowa mnie nie męczy, nie czuję się w niej atakowany, ty mówisz teraz spokojniej, twój głos i gesty są spokojne.


Nadal jest ciężko. Ja nie potrafię wyjść z roli ofiary..
Minęło dopiero 1,5 miesiąca a wydarzyło się bardzo dużo między nami.
Mam duży problem z tym traktowaniem "jak księżniczkę" bo on w pierwszych tygodniach bardziej się "starał" a może właśnie teraz się bardziej stara? Kiedy widzi jak ciężka praca przed nami? Kiedy dopiero dociera do niego, co to znaczy odbudowywać związek po zdradzie..
On myślał, że jak bym go mniej widziała, albo jak n.p. wyjechałam na majówkę do znajomych (jeszcze przed jego powrotem) to nie myślałam o "tym wszystkim".. a przynajmniej, że dużo mniej. Że można tak nie myśleć i tylko jak pojawiają się jakieś sytuacje, które mi się z tym kojarzą, to ja sobie przypominam. Nie rozumie, że np. jego chwilowe wyłączenie się podczas rozmowy ze mną, ja odbieram jako brak szacunku przez pryzmat zdrady.. Ja nie chcę znów tłumaczyć swoich niewłaściwych zachowań, przez to, że on mnie skrzywdził więc ja mogę "sobie pozwolić"
Powiedziałam mu dzisiaj, że moja matka zmarła 7 lat temu, a ja wciąż o tym myślę bardzo często, że nie jest to może co dziennie, ale na pewno min. raz w tygodniu.. a była to dla mnie mimo wszystko sytuacja niej stresująca i mniej mnie kosztowała emocjonalnie.
Powiedział, że przeraziło go to, co powiedziałam. Że on tego nie rozumie. Panowie, czy Wam na prawdę łatwiej jest "nie myśleć" ?


Dziękuję Wszystkim udzielającym się w moim wątku.

Aleksandrze, piszesz:
Aleksander pisze: 12 lip 2017, 19:57
Uważam, że strona odchodząco/zdradzająca - ma gorzej - czyli automatycznie Ty "masz lepiej" :)
Musisz wewętrznie lepiej czuć się ze sobą - pewnie jesteś bardziej poukładana.
Spróbuj tak na to spojrzeć.
a ja uważam, tzn. czuję, że zdradzający ma łatwiej, bo on nie został odrzucony, nie doznał odtrącenia, zdeptania, upokorzenia, zranienia
i jeśli faktycznie kowalska/kowalski dla nich nic już nie znaczą, łatwiej im zapomnieć..


Czarku,

nie odniosłam się wcześniej do tego, co napisałeś:
Czarek pisze: 12 lip 2017, 21:45
Ja czytając Twojego dzisiejszego posta odnajduję w nim sporo Twoich oczekiwań i roszczeń dotyczących tego co powinien zrobić, jak się zachować Twój mąż.

Ingo nie jest moją intencją ocenianie Ciebie. Rozumiem Twoje emocjonalne cierpienie, potrafię sobie wyobrazić co przeżywasz w emocjach i bardzo kibicuję Waszemu małżeństwu.

Zadałem Tobie powyższe pytania ponieważ rozumiem jak trudno jest przebaczyć krzywdę zadaną przez osobę, którą uważasz za najbliższą. Moim zdaniem prawdziwe i pełne przebaczenie oraz ewentualne pojednanie się z tym co między Wami się wydarzyło bez pomocy i udziału Boga może być trudne. Cytując Twoje posty i stawiając moje pytania chciałem Ci tą trudność zobrazować ;)

Ingo ktoś kiedyś bardzo mi pomógł obrazując na czym polega oddanie problemu, z którym po ludzku nie można sobie poradzić Bogu.
Wyobraź sobie dłoń Boga, na której kładziesz swój kłopot. On przyjmuje ten "dar" i nie zaciska ręki ani jej nie zabiera, trzyma ją cały czas w ten sam sposób i w tym samym miejscu na wypadek gdybyś zapragnęła swój "dar" odzyskać ;) Gdy po niego sięgniesz nie będzie stawiał żadnego oporu. Gdy Mu zaufasz i pozostawisz przestrzeń do działania może się okazać, że z czasem przestaniesz "tęsknić" za tym co oddałaś.

Inga Twoje serce zostało poranione i potrzebuje czasu na leczenie i zabliźnienie ran. Myślę, że na dzisiaj rozdrapując je spowalniasz ten proces.
... ale trafiłeś w punkt. Bardzo dziękuję Ci za to, co napisałeś.

Jeżeli chodzi o relacje z Bogiem.. to kuleją u mnie.. bo ja mówię jedno a za chwilę robię drugie. Nie rezygnuję z modlitwy, w niej odnajduję siłę i ukojenie.
Tego dnia z akcją z "numerem telefonu" wyszłam się przejść i już wewnątrz krzyczałam: nie dam rady Boże, nie chcę, nie potrafię, nie uda się. Może to bez sensu. Ja nie chyba jednak nie potrafię kochać
Miałam w sobie tyle złości, żalu, pretensji, krzywdy.. i myśli tylko o sobie... jak mój mąż odszedł obiecałam Jezusowi, że jak mi go "zwróci" to nie zniszczę tej szansy ratowania naszego małżeństwa moimi żalami, cierpieniem i poczuciem krzywdy ..
Oczywiście jest różnie.. W tych żalach swoich stwierdziłam, że zajrzę do czytań na ten dzień i przeraziłam się, dostałam wtedy takiego "ojcowskiego klapsa w cztery litery..."
to była ta Ewangelia:
(Mt 11,20-24)
Jezus począł czynić wyrzuty miastom, w których najwięcej Jego cudów się dokonało, że się nie nawróciły. Biada tobie, Korozain! Biada tobie, Betsaido! Bo gdyby w Tyrze i Sydonie działy się cuda, które u was się dokonały, już dawno w worze i w popiele by się nawróciły. Toteż powiadam wam: Tyrowi i Sydonowi lżej będzie w dzień sądu niż wam. A ty, Kafarnaum, czy aż do nieba masz być wyniesione? Aż do Otchłani zejdziesz. Bo gdyby w Sodomie działy się cuda, które się w tobie dokonały, zostałaby aż do dnia dzisiejszego. Toteż powiadam wam: Ziemi sodomskiej lżej będzie w dzień sądu niż tobie.
Dotka pisze: 21 lip 2017, 8:02
Faustyna pisze: 20 lip 2017, 20:29 Co jeśli małżonek nie zrozumie swych błędów? Lub znów oszuka? Czy nie lepiej byłoby samemu?
Mój mąż nic nie zrozumiał... mało czasu upłynęło... bardzo mało... może z czasem to nastąpi...
(...)
chyba nie mogę czekać aż on powróci emocjonalnie... tylko muszę wykorzystać to że chce powrócić fizycznie, a emocjonalnie go na nowo do siebie przyciągnąć zmianą siebie...
Ja lubię rozmawiać na temat uczuć... chcę to usłyszeć z jego ust... chce usłyszeć zapewnienia że on chce, ze będzie się starał... on mi tego niestety nie powie... Bo to by znaczyło że przyznał się do błędu, do porażki... jego duma mu ta no nie pozwala...
Dotko, oczywiście że nie powinnaś czekać lub też "czekaj nie czekając" ;)
chodzi mi o to, że powinnaś działać, pracować nad sobą, to co my wszyscy. Czytałaś już "Miłość potrzebuje stanowczości" ?
Mi ta książka dała najważniejsze wskazówki, wiem że na mojego męża to "zadziałało", oczywiście inne okoliczności nie były bez znaczenia, ale gdybym wtedy się nie odcięła, on by nie miał okazji "zatęsknić". Wisiałam emocjonalnie na nim i nadal to robię, ale wtedy podczas naszych "widzeń" trzymałam zawsze "fason".. dystans, opanowanie emocjonalne, do którego nie był przyzwyczajony. Teraz zapominam się często... jest trudniej ale czasem udaje mi się jeszcze coś z tej stanowczości w sobie wykrzesać.
Jest trudno, bo my potrzebujemy tej czułości, bliskości.. i ja szybko dałam się "porwać" i widzę, że gdybym była w tym naszym powrocie mniej otwarta (nie chodzi o udawanie lub okłamywanie)... może teraz nie czułabym, że on nie docenia (chociaż tak jak pisałam, może to tylko moje czucie, że nie docenia..)
Niezapominajka pisze: 13 lip 2017, 12:32 Inga - módl się, dużo i szczerze. Pamiętasz jak modliłaś się w kryzysie? Jaką miałaś więź z Nim? Rób to nadal, bo to jest w naszej religii świetne (co pisałm w wątku Aleksandra) - osobowy Bóg, Chrystus, który przychodzi do czlowieka. Cała Trójca Święta to jedna wielka relacja. Więc to Bóg relacji. Przylgnij, zwlaszcza kiedy wspomnienia i wyobrażenia jego chwil z nią tną jak laser. Będziesz pamiętać już do konca zycia, to się nie da jak mówi Twój mąż zapomnieć, wymazać. Ale może inni podpowiedzą jak sobie radzić, żeby nie rozdrapywać i nie haratać już i tak poharatanego wnetrza? Wierzę, ze to trudne.
Pamiętam i wiem, że zaniedbałam trochę. Nie przestałam się modlić, uczęszczać na mszę, ale nie rozwinęłam tamtej więzi i też zapominam czasem o tym, na "czym" budować.. :roll: Dziękuję Niezapominajko, że mi to przypominasz
ODPOWIEDZ