Jak ratować..
Moderator: Moderatorzy
-
- Posty: 393
- Rejestracja: 06 kwie 2017, 11:07
- Jestem: w kryzysie małżeńskim
- Płeć: Kobieta
Re: Jak ratować..
Inguś - tylko spokój i pełna modlitwa, poddanie Jego woli. SŁowa łatwo nam wychodzą a potem trudno je cofnąć, słowa też zniekształcają, bo każdy ma swoją prawdę rzeczywistości. Spokój nikogo nie zawiodł. Jak to mówiła moja babcia 'jeszcze nikt nie żałował, ze za mało jadł i za mało mówił' - zwłaszcza w tak newralgicznym czasie, gdzie trzeba uważać na każde słowo i zachowanie. Powoli. To trudne. Pytaj tu różne osoby, na pewno się wypowiedzą, jak stąpać po kruchym lodzie, mają doświadczenie w powrotach.
Re: Jak ratować..
Inga, trzymam kciuki, by ten cud okazał się Cudem..inga pisze: Przede wszystkim, stał się cud.. ja na prawdę tak to pojmuję.. Mój mąż jakby ozdrowiał.. Zachowuje się bardzo ok..
(...)
I przestrzegałabym przed nadmiernym entuzjazmem. A może Ci go po trochu zazdroszczę.. Nie wiem. A może chciałabym, żeby i u mnie, we mnie, tak się stało. Bo ja już tyle razy przeżywałam taką nadzieję, taki dzień dobrej rozmowy z mężem, takiej "górki" uskrzydlającej, że zrozumiał, że wie, że będzie dobrze już teraz.. Potem okazywało się, ze to kolejna manipulacja i dołek po tygodniu i coraz głębszy ten dół. Teraz nie wierzę w nic.. Wiem, smutne. Ale patrzę z radością na to co piszesz. I trzymam kciuki i dobry chłodny rozum patrzący jednak przez serce .
-
- Posty: 393
- Rejestracja: 06 kwie 2017, 11:07
- Jestem: w kryzysie małżeńskim
- Płeć: Kobieta
Re: Jak ratować..
Ja czytam jeszcze jedną swietna książke i mogę ja polecić
http://www.tolle.pl/pozycja/milosc-to-wybor
Zwłaszcza, jeśli ktoś jest poplątany jak ja, z brakami z domu, z deficytami własnej osoby, poczuciem niepełnowartosciowosci i brakiem tożsamości. Czyli piętnem, które idzie za mną od dawien dawna, od dziecinstwa.
Jestem pod wrazeniem bpa Rysia, cóż za madry człowiek
https://www.youtube.com/watch?v=qC4lzZP5Q4c - sami z siebie i do bliskiego nie potrafimy nawet diagnozy postawić. Jezus pokazuje że problem jest gdzie indziej, cos czego my w ogole nie widzimy.
jaki powinien być dobry maż i dobra żona
https://www.youtube.com/watch?v=V0aed6dHeHw
i recepta na udane małżenstwo
https://www.youtube.com/watch?v=94I6kBjRkmU
Inga - tulam i spokojnie do boju...
http://www.tolle.pl/pozycja/milosc-to-wybor
Zwłaszcza, jeśli ktoś jest poplątany jak ja, z brakami z domu, z deficytami własnej osoby, poczuciem niepełnowartosciowosci i brakiem tożsamości. Czyli piętnem, które idzie za mną od dawien dawna, od dziecinstwa.
Jestem pod wrazeniem bpa Rysia, cóż za madry człowiek
https://www.youtube.com/watch?v=qC4lzZP5Q4c - sami z siebie i do bliskiego nie potrafimy nawet diagnozy postawić. Jezus pokazuje że problem jest gdzie indziej, cos czego my w ogole nie widzimy.
jaki powinien być dobry maż i dobra żona
https://www.youtube.com/watch?v=V0aed6dHeHw
i recepta na udane małżenstwo
https://www.youtube.com/watch?v=94I6kBjRkmU
Inga - tulam i spokojnie do boju...
-
- Posty: 393
- Rejestracja: 06 kwie 2017, 11:07
- Jestem: w kryzysie małżeńskim
- Płeć: Kobieta
Re: Jak ratować..
Inga - i wisienka na torcie, special for You https://www.youtube.com/watch?v=l-CvQz17BoU
dobrej nocy.
special for You = specjalnie dla Ciebie. Jeśli już musimy pisać obcojęzycznie, to od razu z tłumaczeniem. Po pierwsze Regulamin nasz tak stanowi, po drugie patriotycznie dbamy o język nasz rodzimy, po trzecie dbamy o tych, którzy po obcemu nie kumają, aby nie czuli się przez takie wtręty wykluczeni.
dobrej nocy.
special for You = specjalnie dla Ciebie. Jeśli już musimy pisać obcojęzycznie, to od razu z tłumaczeniem. Po pierwsze Regulamin nasz tak stanowi, po drugie patriotycznie dbamy o język nasz rodzimy, po trzecie dbamy o tych, którzy po obcemu nie kumają, aby nie czuli się przez takie wtręty wykluczeni.
Re: Jak ratować..
Niezapominajko dziękuję odsłuchałam, na prawdę wisienkaNiezapominajka pisze: ↑06 cze 2017, 22:23 Inga - i wisienka na torcie, special for You https://www.youtube.com/watch?v=l-CvQz17BoU
dobrej nocy.
pozostałymi zajmę się jutro!
Wafelko ja mam takie wahania od entuzjazmu po totalne rozbicie.. ale jeśli chodzi o mojego męża.. ufam mu na tę chwilę w to co mówi teraz tzn. o tym co jest teraz. On też jest bardzo rozbity i czuję to. Nie żebym się nad nim "litowała" ale staram się widzieć też jego ból.. myślę, że on wiele zrozumiał. To tak na chłodno.. bo emocje wywracają mi wszystko do góry nogami..
Re: Jak ratować..
hmm..
próbuję od kilku dni coś napisać ale moje emocje, nastrój, samopoczucie, ocena rzeczywistości.. zmieniają się kilka (może nawet kilkanaście) razy na dobę...
dręczą mnie myśli, że on z nią.. to czy tamto..
raz czuję, że już mu przebaczyłam, że potrafię kochać.. a za chwilę pojawia się taka dziwna pustka...
jak jesteśmy razem momentami czuję się taka nieobecna
powiedziałam mu w piątek, że czuję jakbym go nie znała..
powiedział mi (myślę, że całkiem mądrze..) że nie ufam mu więc jest dla mnie jak ktoś kogo nie znam, że to normalne, że tak czuję..
i że mam od siebie za dużo nie wymagać
jest wyrozumiały
dzisiaj powiedział, że spieprzył rok temu normalne życie jakie miał
powiedziałam, że widocznie nie było normalne
powiedział, że było.. że brakowało nam tylko umiejętności czerpania większej radości z niego..
ja mam na prawdę wrażenie, że on wytrzeźwiał
że to, co się z nim działo, było jak opętanie..
jest mi cholernie ciężko, momentami wracają ataki paniki, agresja, złość..
pojawiają się myśli, żeby napisać mu coś, co by go zabolało..
albo dzisiaj np. taka myśl.. że jeśli jej mąż nie wie (a takie mam przeczucie) to mogłabym teraz ja jej życie spieprzyć..
wiem, że to chore posunięcie i nie zrobię tego, ale ta myśl była taka kusząca.. żeby poczuć zemstę..
momentami mam ochotę wykrzyczeć: JAK? jak nas uratować
ale później wraca trzeźwość.. że Jezus już uratował nasze małżeństwo, że teraz tylko nie stracić tego, co otrzymałam..
a kiedy zastanawiam się czy powinnam być dla mojego męża taka miła.. taka hmm dobra.. i gdzieś taka analiza - że jestem naiwna, on mnie skrzywdził, a ja mu pozwalam na to żeby wracał.. mimo, że nie do końca tak to sobie wyobrażałam...
wtedy przypominam sobie List św. Pawła do Koryntian,
nie unosi się pychą
nie szuka swego
(...)
nie unosi się gniewem
nie pamięta złego
(...)
wszystko przetrzyma
nie pisałam tego wcześniej chyba.. przez ten cały czas, kiedy mój mąż odszedł a ja na niego czekałam.. większość czasu miałam to przeczucie, że on wróci.. aż byłam nie raz zła na siebie, że tak w to wierzę.. a najdziwniejsze jest to, tego wieczora, kiedy powiedział mi w końcu o romansie i zarzucił mnie żalami nad sobą "nie jestem osobą, za którą wszyscy mnie mają; nie mam honoru".. ja usłyszałam w sobie taki głos/myśl i miałam ochotę mu to powiedzieć.. ale wiedziałam, że nie jest to czas..
to były słowa "uratuję cię.."
chyba nauczyłam się w tym kryzysie kochać... wcześniej nie byłam do tego zdolna
próbuję od kilku dni coś napisać ale moje emocje, nastrój, samopoczucie, ocena rzeczywistości.. zmieniają się kilka (może nawet kilkanaście) razy na dobę...
dręczą mnie myśli, że on z nią.. to czy tamto..
raz czuję, że już mu przebaczyłam, że potrafię kochać.. a za chwilę pojawia się taka dziwna pustka...
jak jesteśmy razem momentami czuję się taka nieobecna
powiedziałam mu w piątek, że czuję jakbym go nie znała..
powiedział mi (myślę, że całkiem mądrze..) że nie ufam mu więc jest dla mnie jak ktoś kogo nie znam, że to normalne, że tak czuję..
i że mam od siebie za dużo nie wymagać
jest wyrozumiały
dzisiaj powiedział, że spieprzył rok temu normalne życie jakie miał
powiedziałam, że widocznie nie było normalne
powiedział, że było.. że brakowało nam tylko umiejętności czerpania większej radości z niego..
ja mam na prawdę wrażenie, że on wytrzeźwiał
że to, co się z nim działo, było jak opętanie..
jest mi cholernie ciężko, momentami wracają ataki paniki, agresja, złość..
pojawiają się myśli, żeby napisać mu coś, co by go zabolało..
albo dzisiaj np. taka myśl.. że jeśli jej mąż nie wie (a takie mam przeczucie) to mogłabym teraz ja jej życie spieprzyć..
wiem, że to chore posunięcie i nie zrobię tego, ale ta myśl była taka kusząca.. żeby poczuć zemstę..
momentami mam ochotę wykrzyczeć: JAK? jak nas uratować
ale później wraca trzeźwość.. że Jezus już uratował nasze małżeństwo, że teraz tylko nie stracić tego, co otrzymałam..
a kiedy zastanawiam się czy powinnam być dla mojego męża taka miła.. taka hmm dobra.. i gdzieś taka analiza - że jestem naiwna, on mnie skrzywdził, a ja mu pozwalam na to żeby wracał.. mimo, że nie do końca tak to sobie wyobrażałam...
wtedy przypominam sobie List św. Pawła do Koryntian,
nie unosi się pychą
nie szuka swego
(...)
nie unosi się gniewem
nie pamięta złego
(...)
wszystko przetrzyma
nie pisałam tego wcześniej chyba.. przez ten cały czas, kiedy mój mąż odszedł a ja na niego czekałam.. większość czasu miałam to przeczucie, że on wróci.. aż byłam nie raz zła na siebie, że tak w to wierzę.. a najdziwniejsze jest to, tego wieczora, kiedy powiedział mi w końcu o romansie i zarzucił mnie żalami nad sobą "nie jestem osobą, za którą wszyscy mnie mają; nie mam honoru".. ja usłyszałam w sobie taki głos/myśl i miałam ochotę mu to powiedzieć.. ale wiedziałam, że nie jest to czas..
to były słowa "uratuję cię.."
chyba nauczyłam się w tym kryzysie kochać... wcześniej nie byłam do tego zdolna
Re: Jak ratować..
Inga, jak pięknie napisałaś..
Co do poczucia zemsty... ono nic nie wnosi. Nic. Myślę, że mąż tej kobiety w końcu się dowie. Nie musi od Ciebie. A na pewno nie powinien się dowiedzieć z twojej chęci zemsty. Bo to destrukcyjne uczucie. Nikt w tej sytuacji nie wygrywa, obie strony są przegrane. Ten, na kim się ktoś mści i ten, kto się mści..
Co do poczucia zemsty... ono nic nie wnosi. Nic. Myślę, że mąż tej kobiety w końcu się dowie. Nie musi od Ciebie. A na pewno nie powinien się dowiedzieć z twojej chęci zemsty. Bo to destrukcyjne uczucie. Nikt w tej sytuacji nie wygrywa, obie strony są przegrane. Ten, na kim się ktoś mści i ten, kto się mści..
Re: Jak ratować..
Wiem Wafelko, wiem.. dlatego się tego wystrzegamWafelka pisze: ↑14 cze 2017, 17:34 Inga, jak pięknie napisałaś..
Co do poczucia zemsty... ono nic nie wnosi. Nic. Myślę, że mąż tej kobiety w końcu się dowie. Nie musi od Ciebie. A na pewno nie powinien się dowiedzieć z twojej chęci zemsty. Bo to destrukcyjne uczucie. Nikt w tej sytuacji nie wygrywa, obie strony są przegrane. Ten, na kim się ktoś mści i ten, kto się mści..
ale sama myśl była taka "przyjemna"
ja nawet czasem się modlę za ich małżeństwo... mam czasem takie przebłyski empatii.. częściej jednak przeważa takie uczucie agresji związanej z kowalską; miewam też przypływy chęci spotkania się z nią, a raczej jej - bo nie mam jej nic do powiedzenia...
a tak poza tym.. miotam się wciąż i cały czas staram się przestać "wisieć na mężu"
bo tej lekcji nie zdążyłam odrobić
staram się powtarzać sobie i wcielać w życie te najważniejsze prawdy Sycharu...
i też to, że najważniejszy jest Bóg, relacje z nim - a tutaj też mam wiele do przepracowania
jak myślę o tym, jak chciałabym żeby mąż się teraz zachowywał to przypominam sobie to, co zawsze na forum jest podkreślane:
że na małżonka wpływu nie mamy - nie zmienimy go "pod siebie", że nawet nie mamy do tego prawa.. ale że pracą nad sobą możemy i zmianą siebie możemy wypracować piękną relację..
i też to, że wracający małżonek tak samo jak my ma obawy.. też się boi.. pamiętam na starym forum często pisała o tym lustro
i jeszcze jedna złota myśl z forum, bez której bym wszystko chyba popsuła... staram się (i chociaż jest mi ciężko to całkiem całkiem chyba mi wychodzi )... otóż staram się nie zalewać męża swoimi emocjami a czasem tak kusi...
Jacek świetnie zobrazował mi to pisząc o staniu pod rynną
-
- Posty: 393
- Rejestracja: 06 kwie 2017, 11:07
- Jestem: w kryzysie małżeńskim
- Płeć: Kobieta
Re: Jak ratować..
Pięknie Inga napisałaś: "chyba nauczyłam się w tym kryzysie kochać... wcześniej nie byłam do tego zdolna" - ja mam takie samo przemyślenie. Też nie umiałam wcześniej, co rusz wyskakiwała ze mnie egoistka, która ciągle tylko ja, moje potrzeby itp. Mało myślałm, żeby zrobić coś miłego dla męża i też siebie przy okazji. Ciągle tylko oczekiwania a jak nie to foch. I najlepiej, żeby się domyślił...hehe, najsmieszniejsze, że zawsze mówiłam, że gardzę takimi babkami, a proszę - sama taka byłam jak to wszystko pięknie wyszło w kryzysie (wcześniej też pewnie ale nie dostrzegałam tego, bo ja oczyiscie swieta i pokrzywdzona).
Co do myślenia o niej - to ja mam taka rade (u mnie nie było zdrady fiz. ale i tak cieżko mi było przełknać emocjonalna - szukanie, nawiazywanie relacji, smsowanie, kilka spacerow (przynajmniej tak mowi). To mnie najbardziej bolalo bo o to ja sie dobijalam od wielu lat - b chcialam byc zaproszona gdzies na randkę, do kina, jakis wyjazd jak dawniej w gory na kilka dni, nie wiem, chocby na spacer wkolo bloku pod gwiazdami, braklo mi zwierzen i bliskosci, tylko jak ona miala zaustniec skoro skutecznie ja burzylam w walce o nia - rozumiecie? taki paradoks sytuacyjny - więdz jak mna szarpalo jak sobie wyobrazilam co z nią mial to przypominam sobie wszystkie swoje zaniedbania, oszustwa, zdrady (tak! choc nie fizyczne) jaki zrobilam w stosunku do męża, a calkiem sporo tego. Mysle, ze znacznie wiecej niz on do mnie. Mi to pomaga.
Inga - i tak jak powiedzial w ktoryms kazaniu ksiadz Pawlukiewicz - nie patrz za siebie, nie znalizuj ciagle zlego, nie patrz nieustannie pod nogi, patrz w górę na twarz Chrystusa. Tylko wtedy będziesz isc.
Co do myślenia o niej - to ja mam taka rade (u mnie nie było zdrady fiz. ale i tak cieżko mi było przełknać emocjonalna - szukanie, nawiazywanie relacji, smsowanie, kilka spacerow (przynajmniej tak mowi). To mnie najbardziej bolalo bo o to ja sie dobijalam od wielu lat - b chcialam byc zaproszona gdzies na randkę, do kina, jakis wyjazd jak dawniej w gory na kilka dni, nie wiem, chocby na spacer wkolo bloku pod gwiazdami, braklo mi zwierzen i bliskosci, tylko jak ona miala zaustniec skoro skutecznie ja burzylam w walce o nia - rozumiecie? taki paradoks sytuacyjny - więdz jak mna szarpalo jak sobie wyobrazilam co z nią mial to przypominam sobie wszystkie swoje zaniedbania, oszustwa, zdrady (tak! choc nie fizyczne) jaki zrobilam w stosunku do męża, a calkiem sporo tego. Mysle, ze znacznie wiecej niz on do mnie. Mi to pomaga.
Inga - i tak jak powiedzial w ktoryms kazaniu ksiadz Pawlukiewicz - nie patrz za siebie, nie znalizuj ciagle zlego, nie patrz nieustannie pod nogi, patrz w górę na twarz Chrystusa. Tylko wtedy będziesz isc.
Re: Jak ratować..
Inga bardzo dużo już zrobiłaś, co do ostatniego wpisu dotyczącego emocji i zalewana nimi męża polecam np. http://www.domowezawirowania.pl/szczesliwy-zwiazek/ , tam jest też dużo o regulowaniu własnych emocji, tylko trzeba trochę poszukać
Re: Jak ratować..
Niezapominajko jakbym czytała o sobie.
-
- Posty: 393
- Rejestracja: 06 kwie 2017, 11:07
- Jestem: w kryzysie małżeńskim
- Płeć: Kobieta
Re: Jak ratować..
Inga - dawaj! Nie będzie mi tak żle i samotnie, że tylko ja głupio postąpiłam...Pisz jak na froncie.
Re: Jak ratować..
więc piszęNiezapominajka pisze: ↑18 cze 2017, 13:03 Inga - dawaj! Nie będzie mi tak żle i samotnie, że tylko ja głupio postąpiłam...Pisz jak na froncie.
eh, po tym ile ostatnio osób mnie tutaj pochwaliło czas się Wam wyspowiadać, żebyście nie myśleli że ja taka mądra jestem.. kochająca.. poukładana itd. Otóż nie. Wielkie nie. Mam nawet kaca, bo cały czas mam w głowie to jak powinnam się zachowywać, a raczej jak się nie zachowywać.. czego unikać...
Poszedł w ruch egoizm, pycha, agresja, rozemocjonowanie gigant..
a jak polały się emocje to myślałam, że tego kurka nigdy nie zakręcę.
Nie płakałam na szczęście.
A najlepsze/najgorsze jest to, że ja połowy głupich rzeczy nie powiedziałam... ale w głowie się lęgły jedna po drugiej.
Generalnie poszalałam z wypominaniem kowalskiej, w stylu :" a z nią to inaczej, a ona była w tym lepsza"
Rozmawialiśmy też dużo. Już spokojniej. Ale wiem, że bardzo zraniłam mojego męża. To, że on to zrobił wdając się w romans nie oznacza, że ja mogę bezkarnie robić/mówić wszystko.. a niestety potrafię wbijać szpile..
Były też dobre chwile w ten weekend, bardzo miłe, radosne.. Więc tym bardziej mam do siebie żal, że wylewam te swoje frustracje kiedy zaczynamy coś tam wygrzebywać, odbudowywać..
Podsumowując
1. Mam wiele pracy nad sobą do wykonania.
2. Przeszłość muszę zostawić za sobą. Bez tego nie ruszymy. Tzn. już ruszyliśmy ale zbłądzimy zaraz.
3. Opanować emocje. Kiedy rozmawiamy "na chłodno" mój mąż mówi na prawdę dużo mądrych, cennych dla mnie rzeczy...
Znów przypominam sobie jak lustro pisała, że wracający małżonek też się boi tego, że my (zdradzeni) się jednak nie zmieniliśmy...
i wstyd mi bo ja cały czas wiem, co robiłam źle i co było do naprawy.. i co wydawało mi się, że poprawiłam w sobie.. a przynajmniej, że świadomość tego spowoduje, że nie będę popełniać takich błędów...
dziękuję, zaraz zabieram się za lekturęSłonko pisze: ↑16 cze 2017, 19:21 Inga bardzo dużo już zrobiłaś, co do ostatniego wpisu dotyczącego emocji i zalewana nimi męża polecam np. http://www.domowezawirowania.pl/szczesliwy-zwiazek/ , tam jest też dużo o regulowaniu własnych emocji, tylko trzeba trochę poszukać
ah jak mnie kłuje to.. dzisiaj myślę o tym ciągle.. że napisałam coś takiego.. że tutaj mi w to uwierzyliścieNiezapominajka pisze: ↑16 cze 2017, 17:05 Pięknie Inga napisałaś: "chyba nauczyłam się w tym kryzysie kochać... wcześniej nie byłam do tego zdolna" - ja mam takie samo przemyślenie.
dziękuję.. tego się mam zamiar trzymaćNiezapominajka pisze: ↑16 cze 2017, 17:05 Inga - i tak jak powiedzial w ktoryms kazaniu ksiadz Pawlukiewicz - nie patrz za siebie, nie znalizuj ciagle zlego, nie patrz nieustannie pod nogi, patrz w górę na twarz Chrystusa. Tylko wtedy będziesz isc.
ja chyba muszę od tego zacząć.. jest we mnie chyba dużo , jak to ujęłaś "braków z domu.. deficytów własnej osoby, poczuciu niepełnowartościowości"Niezapominajka pisze: ↑06 cze 2017, 22:12 Ja czytam jeszcze jedną swietna książke i mogę ja polecić
http://www.tolle.pl/pozycja/milosc-to-wybor
Zwłaszcza, jeśli ktoś jest poplątany jak ja, z brakami z domu, z deficytami własnej osoby, poczuciem niepełnowartosciowosci i brakiem tożsamości. Czyli piętnem, które idzie za mną od dawien dawna, od dziecinstwa.
oj tak, mam to w głowie cały czas (mimo że momentami mi się jakiś kabelek odłącza...),jacek-sychar pisze: ↑18 cze 2017, 18:27Ma sie ten talent dydaktycznie, nie?
Ps. Napisano tak, jak powinno brzmieć.
dzisiaj mnie ta metafora chyba mimo wszystko - mogę tak powiedzieć - uratowała...
Pavel pisze bardzo mądre rzeczy o wracaniu do siebie.. o tym jak próżne bywają oczekiwania, że nasz małżonek zmieni się tak jak my tego chcemy. Często wracam do tych wypowiedzi... Dużo mi dają jego spostrzeżenia.
Re: Jak ratować..
Fajnie, że masz świadomość złych reakcji i nawrotów "starych" nawyków.
To ważny punkt zaczepienia w pracy nad sobą.
Nie polecam jednak nadmiernego samobiczowania. To nie jest tak, że jak coś przeczytamy/posłuchamy/zauważymy/postanowimy zmienić, od razu i na stałe ta zmiana zostanie wprowadzona w życie. To długi i żmudny proces pracy nad sobą.
Stare nawyki, próżność, pycha, złość, ból, chęć zemsty itd. - to ciemna strona naszego ego chce "przejąć kontrolę".
Naszym zadaniem jest ciągle nad sobą pracować i minimalizować efekty i ilość tych "ataków". Warto oczywiście się uważnie sobie w tym czasie przyglądać, są to bowiem również sygnały które możemy przekuć na coś pozytywnego.
Myślisz, że u mnie nie ma potknięć, upadków?
Też są, ale od ponad roku niezmiernie rzadko wychodzą na zewnątrz, a jeszcze rzadziej trafiają do żony
Mam taki sposób jak mam "nawrót" bólu, żalu, jakichkolwiek negatywnych emocji.
Coś, co niby było sprzeczne z moją naturą (taką jaką ją kiedyś znałem), bo zawsze lubiłem wyjaśniać wszystko "tu teraz", na bieżąco. Trafiło do mnie jednak, że nie jest to najrozsądniejsze - buzujące emocje to kiepski towarzysz
A więc - daje sobie dzień, dwa i dopiero jeśli po takim czasie by mnie coś dalej tak bolało - spokonie i zgodnie z bezprzemocową komunikacją przekazuję.
Jakoś rzadko gdy tak ochłonę mam chęć cokolwiek komunikować
Nadmienię, że zazwyczaj ból rodzi we mnie czytanie wątków na forum, nie aktualne zachowanie żony.
Dla mnie to sygnał, że to ja mam wciąż coś do przerobienia
I pracuję
P.s. Dzięki za miłe słowa
To ważny punkt zaczepienia w pracy nad sobą.
Nie polecam jednak nadmiernego samobiczowania. To nie jest tak, że jak coś przeczytamy/posłuchamy/zauważymy/postanowimy zmienić, od razu i na stałe ta zmiana zostanie wprowadzona w życie. To długi i żmudny proces pracy nad sobą.
Stare nawyki, próżność, pycha, złość, ból, chęć zemsty itd. - to ciemna strona naszego ego chce "przejąć kontrolę".
Naszym zadaniem jest ciągle nad sobą pracować i minimalizować efekty i ilość tych "ataków". Warto oczywiście się uważnie sobie w tym czasie przyglądać, są to bowiem również sygnały które możemy przekuć na coś pozytywnego.
Myślisz, że u mnie nie ma potknięć, upadków?
Też są, ale od ponad roku niezmiernie rzadko wychodzą na zewnątrz, a jeszcze rzadziej trafiają do żony
Mam taki sposób jak mam "nawrót" bólu, żalu, jakichkolwiek negatywnych emocji.
Coś, co niby było sprzeczne z moją naturą (taką jaką ją kiedyś znałem), bo zawsze lubiłem wyjaśniać wszystko "tu teraz", na bieżąco. Trafiło do mnie jednak, że nie jest to najrozsądniejsze - buzujące emocje to kiepski towarzysz
A więc - daje sobie dzień, dwa i dopiero jeśli po takim czasie by mnie coś dalej tak bolało - spokonie i zgodnie z bezprzemocową komunikacją przekazuję.
Jakoś rzadko gdy tak ochłonę mam chęć cokolwiek komunikować
Nadmienię, że zazwyczaj ból rodzi we mnie czytanie wątków na forum, nie aktualne zachowanie żony.
Dla mnie to sygnał, że to ja mam wciąż coś do przerobienia
I pracuję
P.s. Dzięki za miłe słowa
"Bóg nie działa poza wolą człowieka i poza jego wysiłkiem.(...) Założenie, że jeśli się pomodlimy, to będzie dobrze, jest już wiarą w magię." ks. dr. Grzegorz Strzelczyk