Jak ratować..

Refleksje, dzielenie się swoimi przeżyciami...

Moderator: Moderatorzy

lustro
Posty: 1499
Rejestracja: 02 sie 2017, 22:37
Jestem: szczęśliwą żoną
Płeć: Kobieta

Re: Jak ratować..

Post autor: lustro »

Inga

Bywają ludzie uzależnieni od uczucia zakochania.
W sumie trudno im się dziwić, bo to niesamowity stan. Tylko, ze szybko mija...I co wtedy?
Wtedy zaczyna się karuzela uczyć. Od kwiatka do kwiatka...od zakochania do zakochania...jak u alkoholika od wódki do wódki.

Mam nadzieje, ze twój mąż bedziecumial się zatrzymać I zobaczy, ze to dziecinne oczekiwania bajki na całe zycie.
A w życiu nie o to chodzi.

Ale do tego musi dojrzeć sam.
inga
Posty: 230
Rejestracja: 15 kwie 2017, 9:28
Jestem: szczęśliwą żoną
Płeć: Kobieta

Re: Jak ratować..

Post autor: inga »

Helenast to, co napisałaś brzmi sensownie.

Mój mąż był pod pewnymi względami wzorem cnót, człowiek honoru, zasad, potężny kręgosłup moralny.
Ja zdaje sobie sprawę, że piszę głupoty o tym znalezieniu sobie kogoś. Oceniam to jako moją emocję, pustkę, ludzką potrzebę ale nie znaczy, że mam zamiar podjąć ku temu jakiekolwiek działania.
Gdyby ktoś mi powiedział, w którymkowliek momencie naszego związku, że któreś z nas zdradzi, to (mimo że uważam że nie potrafiłabym) chyba wcześniej uwierzyłabym, że będę to ja.

Lustro właśnie myślę, że tu nie chodzi o 'efekt zakochania'. Jeśli on mówi o uczuciu sprzed kilku lat to wtedy byliśmy już razem 6-7 lat. Dużo że sobą przeszliśmy. Jego wyjazd 4mc za granicę, potem roczna nauka w innym mieście, moje zaburzenia depresyjne, dwa kierunki studiów, jego 6 operacji na kolano, śmierć mojej matki, jego półroczny wyjazd służbowy również za granicę. Potem podjęcie pracy przeze mnie w innym mieście i po roku tego życia na odległość pojawiła się ona. Ale on twierdzi, że to nie odległość na to wpłynęła. On też zmienił pracę. Więc oboje zaczęliśmy pracować w 'obcych' miastach. Decyzja była podjęta na samym początku, że to max 2lata (mój kontrakt) a później ja zmieniam pracę. Nie było nigdy rozmowy, że ta rozłaka nas oddala, że on ma z tym problem. Stwierdził że czuł się w tamtym mieście samotny, że gdyby nie zmienił pracy to by się nie wydarzyło, bo w poprzednim mieście miał znajomych. Później znów mówił, że nasze małżeństwo jeszcze przed tymi przeprowadzkami było już kiepskie i bez kowalskiej by doszło do rozpadu
shadow
Posty: 56
Rejestracja: 21 lut 2017, 14:46
Jestem: w separacji
Płeć: Mężczyzna

Re: Jak ratować..

Post autor: shadow »

inga pisze: 08 wrz 2017, 20:13 Potem podjęcie pracy przeze mnie w innym mieście i po roku tego życia na odległość pojawiła się ona. Ale on twierdzi, że to nie odległość na to wpłynęła. .............. Stwierdził że czuł się w tamtym mieście samotny, że gdyby nie zmienił pracy to by się nie wydarzyło....
Ingo te zdania sobie przeczą.
Moim skromnym zdaniem nie można utrzymać małżeństwa na odległość.
Nasz świat aż kipi pokusami. Nie trudno upaść.

Ja wasz problem upatrywał bym w barku wspólnego domu i dzieci.
Nie macie wspólnego domu ,żyjecie niby razem ale tak naprawdę osobno, nie macie dzieci ,nie przebywacie z sobą na co dzień. Nie ma co Was cementować i wzmacniać wasze małżeństwo .Zakochanie ,fascynacja wypaliła się .
inga pisze: A mi tak ciężko zaufać, uwierzyć.. A najgorsze jest to, że do mnie to wszystko dopiero chyba dociera.. Wcześniej cierpiałam bo mnie zostawił. Zdradę przeżywam teraz..
Kiedyś celem na którym się skupiałaś był powrót męża dlatego nie myślałaś zdradzie. Teraz zadanie jest trudniejsze bo trzeba skupić się na odbudowie relacji.

Myślałaś o weekendzie na małżeństw ? Twój mąż pojechałby ?
Wiesz ,że Tobie kibicuje . Ja bym zamiast " Miłość wymaga Stanowczości " poleciłbym "Uzdrawiająca moc przebaczenia" o.Witko.

-----------
Przepraszam Ingo że zaśmiecam ale podzielę się z wami tym co mnie dziś ubawiło.
Otóż dziś przebywając u mojej Żony dostrzegłem po odwracane Nasze wspólne zdjęcia w ramkach. Jak się okazało była to zemsta mojej żony za to że Ją wkurzyłem którąś ostatnią rozmową :lol: . Uzmysłowiłem sobie ,że Ona mimo wszystko trzyma te zdjęcia i są One dla niej pewną wartością.
Niezapominajka
Posty: 393
Rejestracja: 06 kwie 2017, 11:07
Jestem: w kryzysie małżeńskim
Płeć: Kobieta

Re: Jak ratować..

Post autor: Niezapominajka »

Inga - mój też mi nie powiedział że mnie kocha. I co? Czy to coś zmienia we mnie? Nie. Bo ja siebie jestem pewna i swoich uczuć. Chce żeby sam to powiedział we właściwym dla niego czasie. Tylko wtedy będzie to cenne. Wolę szczerość na ten czas a nie przymus, kłamstwo, litość...czy naciski coś zmienia? Owszem. Zmienia na gorzej, popsują do szczetu i rozwala coś co się b trudno odbudowuje. Przyjęło się to trzeba garba przełknąć. Nie to jest najważniejsze. Najważniejsze to uporać się że sobą. Tak, wybaczam ma znaczyć tak wybaczam a nie czekanie z pistoletem zza rogu. To Cię zniszczy. Tyle wycierpiałas i zrozumiałaś, czekaj dalej i zobacz co będzie. Przyjmij to. Nie twórz scenariuszy w głowie.
inga
Posty: 230
Rejestracja: 15 kwie 2017, 9:28
Jestem: szczęśliwą żoną
Płeć: Kobieta

Re: Jak ratować..

Post autor: inga »

Shadow :) mój mąż jak się pakował zostawił nasz album ze ślubu, który stał między jego książkami. Ja zapytałam czy do nie chce (z ironią) a on tak całkiem spokojnie i poważnie odpowiedział, że ma u rodziców (!)

Masz rację co do tego życia na odległość. I to mnie bardzo boli. Bo mój mąż nie myśli o przyszłości. Tak mi powiedział. Ja chcąc ratować mogłabym postawić wszystko na jedną kartę. Przwartosciowalam w tym kryzysie pewne sprawy.. m.in. kwestie zawodowe. Jak jeszcze nie wiedziałam o kowalskiej, chciałam zmienić pracę ale on się wykręcał. Wiadomo.
Dzieci nie chciał mieć. Ja z czasem też przestałam o tym myśleć. Nie ukrywam, pochłonęła mnie też praca i myślałam, że przyjdzie czas, ochota na potomstwo.. Teraz myślę o tym. Właściwie myślałam o tym, kiedy on poznał kowalska.. Ze może to już czas.. Między nami była nuda, rutyna, zmęczenie odległością, życie trochę 'studenckie' bo wciąż na wynajmach, mało konkretnych planów na przyszłość ale mój mąż tuż przed poznaniem jej pisał mi sms w dniu rocznicy (na moje: obyś wytrzymał ze mną jak najdłużej ;) ) on napisał: 'małżeństwo mnie w niczym nie ogranicza, ono mi tylko daje'.. Właściwie to chyba już ją wtedy znał...

Mój mąż sam powiedział mi jakiś czas temu, krótko po jego powrocie..' rok temu miałem normalne życie, zabrakło nam tylko umiejętności czerpania z tego życia większej radości'.

Lustro piszesz często o tym, że osoby zdradzające niejako odreagowują romansem brak zainteresowania, zrozumienia, zaniedbanie.. Inne krzywdy.. Myślę że takie sytuacje się zdarzają. Ale ja na prawdę nie uważam, że moje małżeństwo, relacje moje i męża były takie złe, jak on czasem o tym mówi. Czy nie wybuchnąłby przez tyle czasu - 'mam tego dosyć, zróbmy coś'?
lustro
Posty: 1499
Rejestracja: 02 sie 2017, 22:37
Jestem: szczęśliwą żoną
Płeć: Kobieta

Re: Jak ratować..

Post autor: lustro »


Lustro piszesz często o tym, że osoby zdradzające niejako odreagowują romansem brak zainteresowania, zrozumienia, zaniedbanie.. Inne krzywdy.. Myślę że takie sytuacje się zdarzają. Ale ja na prawdę nie uważam, że moje małżeństwo, relacje moje i męża były takie złe, jak on czasem o tym mówi. Czy nie wybuchnąłby przez tyle czasu - 'mam tego dosyć, zróbmy coś'?


Ingo

Czyżby?
Samotność męża w obcym mieście...życie na odległość...
Pewnie gdyby z nim spokojnie porozmawiać wymienił by jeszcze kilka deficytow.

Wystawilas męża na niezłą próbę. Zgodzilas się na życie na odległość.
Czego się po tym spodziewalas?
Rozkwitu małżeńskiej więzi?

Naprawdę nadal uwazasz, ze mąż nie miał żadnych deficytow i dziur do zapełnienia?
helenast
Posty: 3055
Rejestracja: 30 sty 2017, 11:36
Jestem: szczęśliwą żoną
Płeć: Kobieta

Re: Jak ratować..

Post autor: helenast »

inga pisze: 08 wrz 2017, 20:13 Helenast to, co napisałaś brzmi sensownie.

Mój mąż był pod pewnymi względami wzorem cnót, człowiek honoru, zasad, potężny kręgosłup moralny.

Jak myślisz co go tak złamało? co go zmieniło ?

Ja zdaje sobie sprawę, że piszę głupoty o tym znalezieniu sobie kogoś. Oceniam to jako moją emocję, pustkę, ludzką potrzebę ale nie znaczy, że mam zamiar podjąć ku temu jakiekolwiek działania.

Pamiętaj,że słowa mają moc zarówno wypowiedziane do kogoś jak i do samego siebie - uważaj na ich konsekwencje

moderacja: poprawiono cytowanie
s zona
Posty: 3079
Rejestracja: 31 sty 2017, 16:36
Płeć: Kobieta

Re: Jak ratować..

Post autor: s zona »

lustro pisze: 09 wrz 2017, 0:18
Ingo
Czyżby?
Samotność męża w obcym mieście...życie na odległość...
Pewnie gdyby z nim spokojnie porozmawiać wymienił by jeszcze kilka deficytow.
Wystawilas męża na niezłą próbę. Zgodzilas się na życie na odległość.
Czego się po tym spodziewalas?
Rozkwitu małżeńskiej więzi?

Ingo, wydaje mi sie ,ze nasze malzenstwo na tym "poleglo"....
a moj maz tez
helenast pisze: 09 wrz 2017, 6:48
inga pisze: 08 wrz 2017, 20:13
był pod pewnymi względami wzorem cnót, człowiek honoru, zasad, potężny kręgosłup moralny.

wiec ,jesli mozesz
inga pisze: 08 wrz 2017, 23:41
chcąc ratować mogłabym postawić wszystko na jedną kartę.
inga pisze: 08 wrz 2017, 23:41
Między nami była nuda, rutyna, zmęczenie odległością, życie trochę 'studenckie' bo wciąż na wynajmach, mało konkretnych planów na przyszłość
Lustro piszesz często o tym, że osoby zdradzające niejako odreagowują romansem brak zainteresowania, zrozumienia, zaniedbanie.. Inne krzywdy.. Myślę że takie sytuacje się zdarzają. Ale ja na prawdę nie uważam, że moje małżeństwo, relacje moje i męża były takie złe, jak on czasem o tym mówi. Czy nie wybuchnąłby przez tyle czasu - 'mam tego dosyć, zróbmy coś'?


Ingus,
to ,ze nam sie tak wydawalo ,to ne znaczy ,ze nasi mezowie czuli tak samo ..
przykre to ,ale moze warto pomyslec ,co mozna jeszcze zrobic ,zeby wyjsc z tego impasu ..

Jesli moge cos sugerowac ,to moze jakas dobra kolacja przy swiecach etc...
i moze pozwol mezowi mowic ..
I Sluchaj , sluchaj ... co chce Ci powiedziec....
jacek-sychar

Re: Jak ratować..

Post autor: jacek-sychar »

Kochani
Informacja o sposobie cytowania cudzych wypowiedzi jest tutaj:
viewtopic.php?f=20&t=229
Spróbujcie stosować te zasady, bo czasami przestaje być widać, co cytujemy, a co jest naszym własnym zdaniem. Ja czasami próbuje to poprawiać, ale czasami sam się już gubię. :(
s zona
Posty: 3079
Rejestracja: 31 sty 2017, 16:36
Płeć: Kobieta

Re: Jak ratować..

Post autor: s zona »

Jacku ,przepraszam :)
teraz doprecyzowalam
s zona pisze: 09 wrz 2017, 9:11
Ingo, wydaje mi sie ,ze nasze malzenstwo na tym "poleglo"....
a moj maz tez

wiec ,jesli mozesz


Ingus,
to ,ze nam sie tak wydawalo ,to ne znaczy ,ze nasi mezowie czuli tak samo ..
przykre to ,ale moze warto pomyslec ,co mozna jeszcze zrobic ,zeby wyjsc z tego impasu ..

Jesli moge cos sugerowac ,to moze jakas dobra kolacja przy swiecach etc...
i moze pozwol mezowi mowic ..
I Sluchaj , sluchaj ... co chce Ci powiedziec....
helenast
Posty: 3055
Rejestracja: 30 sty 2017, 11:36
Jestem: szczęśliwą żoną
Płeć: Kobieta

Re: Jak ratować..

Post autor: helenast »

inga pisze: 08 wrz 2017, 23:41 Między nami była nuda, rutyna,


.... A czy brałaś pod uwagę, iż ta nuda wynikła z braku Waszej komunikacji o swoich pragnieniach ,oczekiwaniach, chciejstwach, marzeń itp.?

Właśnie brak tej komunikacji powoduje tak wiele problemów, niedomówień, stresu i pomyłek. Ja uważałam,że mąż powinien, ma i musi się domyśleć czego ja pragnę, czego chcę. Ten problem był moją piętą achillesową przy robieniu 12 kroków. Dotarło do mnie jednak ( po długich rozmowach z prowadzącymi ;-) ), że nikt nie jest Duchem Świętym i nie ma pojęcia co w danej chwili , w danym momencie potrzebuje druga osoba. Dlatego tak ważne jest by powiedzieć o tym prostym komunikatem. Poprosić o kubek herbaty, powiedzieć,że mam ochotę pójść do kina czy opery. Schować pewien rodzaj dumy do kieszeni, albo jeszcze głębiej. I powiem Ci ,że gdy zaczęłam stosować tą regułę było fajnie i nie poczułam wcale,że spadła mi korona z głowy.

I jeszcze jedna sprawa - nie brać odmowy drugiej osoby jako odrzucenie, po prostu zaakceptować to.
Ostatnio zmieniony 09 wrz 2017, 12:18 przez zenia1780, łącznie zmieniany 1 raz.
Powód: poprawienie cytowania
Dotka
Posty: 174
Rejestracja: 06 kwie 2017, 10:08
Jestem: w kryzysie małżeńskim
Płeć: Kobieta

Re: Jak ratować..

Post autor: Dotka »

helenast pisze: 08 wrz 2017, 19:24
inga pisze: 08 wrz 2017, 18:59
Jak wróćił nie powiedział, że kocha.
------
inga

A Ty chciałabyś tu i teraz - to tak nie działa ... Pomyślałaś o tym ,że Twój mąż jest / może być totalnie rozdarty, pogubiony,że chce to sobie wszystko poukładać ? I wcale nie musi chodzić o Ciebie czy kowalską , może chodzić o niego samego , o tym co zrobił, w jakim miejscu jest obecnie i co dalej . Może warto mu dać czas , zapytać czy go potrzebuje...
Oj ja też chciałabym tu i teraz... ale coraz bardziej rozumiem że mój mąż ma problem ze zrozumieniem tego co zrobił i dlaczego był w stanie to zrobić... ostatnio stwierdził, że z miłości do kowalskiej chciał zostawić mnie i dzieci i swoje dotychczasowe życie... zabolało strasznie... powiedziałam mu tylko że uczucia do niej nie powinien nazywać miłością... bo to nie była miłość tylko stan zauroczenia nią... nie potrafiłam nic więcej powiedzieć...
Dodatkowo mój mąż stwierdził, że jakby teraz powiedział mi że to że chciał odejść do kowalskiej to był jego błąd to byłoby to nie na miejscu i jakby nieszczere (obłudne) w obecnej sytuacji, kiedy to ona go nie chce (bo przecież jakby chciała to by odszedł - to już mój wniosek, bo mąż w jakieś innej rozmowie stwierdził, że po tym co się wydarzyło od wyjazdu kowalskiej to nie był już taki pewny tego że chce odejść - ale oczywiście nie wiem o jakich wydarzeniach mówił, miedzy mną i mężem, czy między kowalską a moim mężem), bo przecież on wtedy kiedy chciał odejść nie uważał tego za błąd. Był przekonany o swojej decyzji.
Mój mąż nie potrafi chyba sobie wytłumaczyć dlaczego w ogóle pojawiła się więź między nim a kowalską na tyle mocna że chciał odejść ode mnie. Czy to świadczy że między nami juz nie było żadnego uczucia..., że mnie nie kochał... (i to znowu ja sobie tak tlumaczę, bo on nie mówi zbyt dużo i nie wyjasnie do końca tego co powiedział)

Ingo- my z mężem żyjemy teraz tak jakby tego kryzysu nie było. Jesteśmy jeszcze bliżej siebie niż wcześniej, i chyba nie tylko fizycznie, więcej czasu spędzamy razem, więcej rozmawiamy... przynajmniej ja tak odczuwam obecne zachowanie mojego męża...
Ale z racji tego że mój mąż nie wrócił tylko został bo nie chciała go kowalska ja nie potrafię się tym cieszyć... Jego niektóre słowa tez mi nie pomagają, bo nie słyszę tego co chciałabym usłyszeć... Jest we mnie taka obawa, ze po prostu jest mu teraz tak wygodnie i dobrze i dlatego ze mną jest.
W mojej glowie ciągle jest myśl, że on i tak wolałby być z kowalską, z nią się całować czy przytulać, z nią rozmawiać i spędzać czas... tyle że ona go nie chce więc jest ze mną...
Twój mąż wrocil do Ciebie, mówi Ci że nie chce być z kowalską... i to kowalska szuka kontaktu...
U mnie mój mąż szukał kontaktu z kowalska nawet po tym jak go rzuciała... i nadal ma taką możliwość, nie skasował komunikatora, ma jej nr telefonu, mogą sie spotkać w każdej chwili...
Mam możliwość sprawdzenia czy mój mąż pisze do niej, ale nie chcę tego robić, boję się cholernie...
Boję się że okaże sie że jednak on chce z nią ten kontakt odnowić... daję czas... niestety nie potrafię zaufać mężowi, ale mam nadzieję że kowalska naprawdę odpuści... że wystarczy jej że udało jej się przyjechać na dość dlugo do polski i niepotrzebny jej facet który ma żonę i dzieci... A mój mąż w końcu się zniechęci... Ja już wiem że nic na nim nie wymuszę... jak kiedyś wspomniałam o wykasowaniu komunikatora, to powiedział mi że przecież teraz to i tak bez sensu jak ona jest w kraju, bo mogą sie inaczej skontaktować jak będą chcieli...
Proszę Boga o cierpliwość dla siebie... staram się poprawiać to co było złe w relacjach między mną a mężem, a co zależy ode mnie...
Jedynie moje myśli mnie ranią obecnie... o tym że powiedział że mnie nie kocha, o tym że on nie wybrał mnie, tylko kowalska go nie chce... moje myśli, o tym ze on myśli o niej... chore to jest i z tym muszę sobie sama poradzić w modlitwie z Bogiem a wygadać się mogę u koleżanki albo tu na forum, męzowi tylko co jakiś czas moze coś wspomnę ale chyba tylko jak zauważy i zapyta czy coś sie dzieje...
Jesteśmy po kilku rozmowach o tym... (choć mój mąż nie bardzo chce na ten temat rozmawiać)
Powiedziałam mężowi przy jakieś rozmowie, że przecież on mnie nie kocha... A on mi na to "no przestań dlaczego tak mówisz?" To mu powiedziałam że przecież mi to powiedział... na to już nic mi nie odpowiedział...
Powiedziałam mu też że bardzo mnie zranił i że jest mi ciężko dlatego że on chciał ją przez tyle miesięcy od stycznia do września... (na co od razu powiedział że z tym wrześniem to przesadziłam)... a teraz jest ze mną jakby nic się nie stało, a stało się dużo złego... Powiedziałam też że bardzo potrzebuję tego aby mnie przeprosił i że chciałabym jeszcze kiedyś aby mnie pokochał i aby mi powiedział to że mnie kocha...
Usłyszałam tylko ze przecież mnie przeprosił... uświadomiłam mu że wtedy mnie przepraszał za to że mnie zostawia i wybiera kowalską... a nie dlatego ze żałuje tego co zrobił i chce być ze mną... i że mi potrzeba takich przeprosin...
teraz będę czekać na jego powrót emocjonalny... wierzę że zrozumie w końcu co to jest miłość i i będzie gotowy aby mi powiedzieć że mnie kocha...
Nic mi więcej nie pozostało...
powiedziałam czego oczekuję, czego potrzebuję z jego strony aby choć trochę poczuć się bezpieczna przy nim...
Na razie muszą mi wystarczyć jego czyny, a na szczere słowa muszę czekać... czy się doczekam... czas pokaże...
Jest to bardzo trudne, ale muszę sobie poradzić z moim myślami sama bez męża i przestać się zastanawiać o czym on myśli i układać w głowie scenariusze tego co w nim się dzieje...
nadal modlę się o nawrócenie mojego męża, aby przystąpił do spowiedzi... to też będzie dla mnie znakiem że przemyślał i zrozumiał...
helenast pisze: 09 wrz 2017, 6:48
inga pisze: 08 wrz 2017, 20:13
Mój mąż był pod pewnymi względami wzorem cnót, człowiek honoru, zasad, potężny kręgosłup moralny.
Jak myślisz co go tak złamało? co go zmieniło ?
Oj mój mąż też taki był - można powiedzieć przykładny mężczyzna, który na pierwszym miejscu stawia Boga i rodzinę... A teraz...?
Powiedziałam mu że to też boli... to że złamał swoje zasady, że przestał się kierować wartościami które wyznawał... gdy sie pobieraliśmy uważał że małżeństwo jest na całe życie, pomimo wszelkich trudności... a teraz zmienił zdanie i po "przygodzie z kowalską" dalej uważa że teraz czasy są inne że już nie na całe życie...
Wiem że nie byliśmy idealnym małżeństwem, oboje pogubiliśmy się we wzajemnych relacjach, wiem że źle reagowałam na zachowania męża, że wzajemnie na zmianę raniliśmy się swoim wzajemnym traktowaniem w codziennym życiu... drobnostki dnia codziennego, małe uszczypliwości, i stawianie na swoim za wszelka cenę, bo dlaczego zawsze ja mam ustępować... Wiem że gdym tylko to zauważyła wcześniej że to do niczego dobrego nie prowadzi, i zmieniła swoje postępowanie, to i może mój mąż zaczął by sie stawać lepszym mężem i ojcem... Ale moje ego mi nie pozwalało po raz kolejny ustąpić... mój mąż też nie potrafił ustępować i przepraszać tak jak ja tego oczekiwałam... i niby nie kłóciliśmy się notorycznie, nie było wrzasków, trzaskania drzwiami... ani cichych dni (bo ja nie potrafie sie nie odzywac) ale nigdy nie wyjaśnialiśmy sobie wzajemnych urazów... nie rozmawialiśmy o swoich uczuciach i o tym co nam nie pasuje... i zaczęliśmy się od siebie oddalać...
ale czy to był powód do tego aby zdradzić, aby złamać swoje zasady, podeptać wyznawane do tej pory wartości?
dlaczego nie potrafił zatrzymać się w tym wszystkim i powiedzieć nie... przecież mam żonę, dzieci...
Mi nawet przez myśl nie przeszło abym mogła odejść od męża, choć nie czułam się kochana od dłuższego czasu i przez to też nie potrafiłam mojej miłości okazywać mężowi... takie błędne koło wzajemnych zachowań...
mój mąż z tego koła wyskoczył... niestety w ramiona innej kobiety...
dlaczego... dlaczego nie chciał naprawić na tamten moment naszych relacji... nie wiem, nie rozumiem...
Jak dla mnie dlatego że chciał po prostu uciec od dnia codziennego, od naszych problemów, od zmęczenia, wypalenia...
I przede wszystkim miał do kogo uciekać... do młodej, uśmiechniętej dziewczyny, która miała dla niego czas, chciała go słuchać, nic od niego nie oczekiwała, cieszyła się z byle czego, a dodatkowo korzystała, mój mąż ją wszędzie woził, wypełniał jej wolny czas i zrobił wszystko aby mogła przyjechac do Polski...
Mój mąz czuł się doceniony, potrzebny i słyszał za to dziękuję i jeszcze dostawał coś innego bez słów "tobie chyba tylko o seks chodzi"... więc ją zaczął ubóstwiać, bo ona nic niby nie chciała a tyle ciepła, uśmiechu i "miłości w oczach" dawała.
Wydaje mi sie że gdyby kowalska w momencie gdy dowiedziała się o dzieciach i żonie jasno i definitywnie dałaby mojemu mężowi do zrozumienia że go nie chce... ja o niczym bym się nie dowiedziała i mąż by nie chciał odejść...
Zresztą nawet kiedyś mi to powiedział, że gdyby nie pojawienie się kowalskiej, to by nie myślał o tym żeby odejść...

więc mimo tego że widzę jakie błędy popełniałam w relacjach z moim mężem, to nadal nie rozumiem dlaczego aż tak zmienił swoje poglądy i wartości... bo ja i wiele innych znanych mi osób mimo złych relacji w małżeństwie nie szuka odskoczni i nie ucieka gdy pojawia sie taka okazja, tylko trwa i sie stara choć trochę.
inga
Posty: 230
Rejestracja: 15 kwie 2017, 9:28
Jestem: szczęśliwą żoną
Płeć: Kobieta

Re: Jak ratować..

Post autor: inga »

lustro pisze: 09 wrz 2017, 0:18
inga pisze: 08 wrz 2017, 23:41
Lustro piszesz często o tym, że osoby zdradzające niejako odreagowują romansem brak zainteresowania, zrozumienia, zaniedbanie.. Inne krzywdy.. Myślę że takie sytuacje się zdarzają. Ale ja na prawdę nie uważam, że moje małżeństwo, relacje moje i męża były takie złe, jak on czasem o tym mówi. Czy nie wybuchnąłby przez tyle czasu - 'mam tego dosyć, zróbmy coś'?
Ingo

Czyżby?
Samotność męża w obcym mieście...życie na odległość...

Pewnie gdyby z nim spokojnie porozmawiać wymienił by jeszcze kilka deficytow.

Wystawilas męża na niezłą próbę. Zgodzilas się na życie na odległość.
Czego się po tym spodziewalas?
Rozkwitu małżeńskiej więzi?


Naprawdę nadal uwazasz, ze mąż nie miał żadnych deficytow i dziur do zapełnienia?
Lustro,
na wstępie - dziękuję, że ze mną polemizujesz, chociaż nie raz nie zgadzam się z tym, co piszesz a nie raz mnie to zaboli, ale pozwala spojrzeć też inaczej na sytuację. Ja szukam odpowiedzi na to pytanie dlaczego i staram się eliminować pewne "poszlaki".

Samotność męża w obcym mieście...życie na odległość... - ja też wyjechałam do obcego miasta, wyjechałam wcześniej (jakieś pół roku), mój mąż był "samotny" (czyt. zmiana miasta) następne pół roku. Powiedział, że gdyby został w "naszym starym" mieście to, to by się nie wydarzyło.
Zaznaczę od razu, że w momencie gdy dostałam propozycję pracy (to była moja praca marzeń i pod względem zawodowym nie żalowałam nigdy tej decyzji) moją pierwszą reakcją było - jestem zainteresowana ale proszę dać mi dwa dni, chcę porozmawiać z mężem. Bałam się tej decyzji, ale wtedy on mnie uspokajał, że to moja szansa, że sobie poradzimy. On już wtedy rozglądał się za swoją zawodową szansą, bo z tamtej pracy nie był zadowolony. Często mówił: 'JA będę pracował tam czy tam... nie wiem czy Ty się przeprowadzisz ze mną" - to była postawa na zasadzie: wiedziałaś z kim się wiążesz, jaką mam pracę. Jeśli będzie okazja, to ja na pewno zrobię TO i TO
Owszem wiedziałam, szanowałam i kibicowałam mu. Zawsze też mówiłam, że jak dostanie szansę to ja się przeprowadzę z nim. Ale on ze mną nie rozmawiał, że chciałby żebym "poszła za nim". Z jednej strony taka postawa wydaje się szlachetna - on ode mnie nie oczekuje "poświęcenia" ale z drugiej... ? gdzie tutaj miejsce na małżeństwo?

I tutaj uważam oboje polegliśmy. Nie było tak, że olewaliśmy siebie i patrzyliśmy tylko na swój rozwój zawodowy - to jest absurdalne - ale my wspierając siebie - wiedząc, jakie wzajemnie mamy ambicje - popchnęliśmy siebie nawzajem do tej rozłąki.
Ale też uważam (mimo wielu rzeczy, które mam sobie do zarzucenia jako żona) że moja postawa była i jest bardziej PRO-małżeńska.
Zapytałam męża czy przez ten rok przed romansem chociaż raz pomyślał, że to bez sensu, że żyjemy tak na odległość, że to już za długo, że to nas zabija. Powiedział, że nigdy tak nie pomyślał.

Co do wystawienia męża na próbę. Tak jak pisałam, mieliśmy za sobą "gorsze" okresy - jego wyjazdy 4mc i 6mc (to były wyjazdy za granicę i nie widzieliśmy przez cały ten okres). Pierwszy wyjazd był na samym początku, ale ten półroczny przed samym ślubem.

Naprawdę nadal uważasz, ze mąż nie miał żadnych deficytów i dziur do zapełnienia?
Nie napisałam, że tak uważam. Więcej - na pewno miał, skoro podjął takie decyzje. Pytanie - jakie to deficyty i dziury?

Odniosę się jeszcze do swoich "win" - jaka ja byłam. Często bierna, smutna (?), zmęczona, mąż nie widział we mnie "radości życia".
I tutaj znów od razu zaznaczę - nie było tak, że on próbowałam aktywizować nasz związek a ja to odrzucałam. Owszem on był bardziej aktywny "życiowo" - sport, zawody ale oboje zaniedbaliśmy związek pod względem "zróbmy może to i to, pojedźmy tam".
Pisałam o tym, jak mój mąż to podsumował na początku swojego powrotu:
inga pisze: 08 wrz 2017, 23:41 Mój mąż sam powiedział mi jakiś czas temu, krótko po jego powrocie..' rok temu miałem normalne życie, zabrakło nam tylko umiejętności czerpania z tego życia większej radości'.
Ja byłam z nim szczęśliwa - czułam się akceptowana, wspierana, "zaopiekowana". Owszem nie wszystkie moje potrzeby były zaspokajane, ale nie miałam też do końca tej świadomości.
helenast pisze: 09 wrz 2017, 6:48 Jak myślisz co go tak złamało? co go zmieniło ?
Helenast - właśnie tego nie wiem.
Mam pewne przemyślenia, ale mój mąż temu zaprzeczył
On jest ambitny ale też całe życie szuka pewnych "ekstremalnych" przeżyć. Hm.. teraz mnie tak oświeciło - on całe życie stawia sobie zadania, żeby się sprawdzić. Sportowo, zawodowo.
Kiedy zmienił pracę - miał chyba duże oczekiwania co do tego jak będzie wyglądało jego zajęcie. Wydaje mi się, że poczuł się rozczarowany. Związek ze mną był już też "stary i nudny", więc znalazł "coś" innego.. ekstremalnego

I przypomnę jeszcze raz - za kiepską kondycję naszego małżeństwa oboje odpowiadamy - uważam, ze oboje zaniedbaliśmy, ale nie potrafię sobie wyobrazić, uwierzyć w to, że tak bardzo był nieszczęśliwy ze mną, że najpierw przestał kochać a potem szukać tej miłości na zewnątrz.

Lustro pisałaś, że z Twojej strony było "wołanie o pomoc". Mówiłaś mężowi, że jest miedzy Wami źle? Co Ci nie odpowiada?
U nas tego nie było. Owszem rutyna ale nie "nieszczęście", awantury, odwracanie się do siebie plecami.
Nazwałabym to obniżeniem temperatury. Czy to powód do romansu? (Nie jest to ocenianie męża tylko próba zrozumienia)
helenast pisze: 09 wrz 2017, 6:48
Pamiętaj,że słowa mają moc zarówno wypowiedziane do kogoś jak i do samego siebie - uważaj na ich konsekwencje
Helenast dziękuję, Zapominam o tym często.
Tak, to moja "rzecz" do przepracowania. Najpierw myśleć, potem mówić.
Często mówię dużo w emocjach.
Niezapominajka pisze: 08 wrz 2017, 23:21 Inga - mój też mi nie powiedział że mnie kocha. I co? Czy to coś zmienia we mnie? Nie. Bo ja siebie jestem pewna i swoich uczuć.
(...)
Najważniejsze to uporać się że sobą. Tak, wybaczam ma znaczyć tak wybaczam a nie czekanie z pistoletem zza rogu. To Cię zniszczy. Tyle wycierpiałas i zrozumiałaś, czekaj dalej i zobacz co będzie. Przyjmij to. Nie twórz scenariuszy w głowie.
Niezapominajko, widać że pracujesz nad sobą. Postaram się brać przykład.
Niezapominajka pisze: 08 wrz 2017, 23:21 Czy to coś zmienia we mnie? Nie.
We mnie zmienia. Bo panikuję, jestem uzależniona od jego uczuć, postawy, słów, działań. Pewność moich uczuć jeszcze bardziej mnie osłabia.

s zona pisze: 09 wrz 2017, 9:35
Ingus,
to ,ze nam sie tak wydawalo ,to ne znaczy ,ze nasi mezowie czuli tak samo ..
przykre to ,ale moze warto pomyslec ,co mozna jeszcze zrobic ,zeby wyjsc z tego impasu ..

Jesli moge cos sugerowac ,to moze jakas dobra kolacja przy swiecach etc...
i moze pozwol mezowi mowic ..
I Sluchaj , sluchaj ... co chce Ci powiedziec....
Są dobre kolacje, są fajne, aktywne weekendy. O to się staramy oboje. Chociaż już mnie kilka razy zakuło, kiedy ja nastarałam się przygotowując jakiś posiłek, a on odwraca się od stołu do TV. I co wtedy? Powiem ze spokojem, że mi to nie odpowiada to on juz odbiera jako atak, że ja ZNÓW jestem niezadowolona. A proszę uwierzcie mi, staram się w takich sytuacjach być delikatna, nie mówić tego z fochem.
inga
Posty: 230
Rejestracja: 15 kwie 2017, 9:28
Jestem: szczęśliwą żoną
Płeć: Kobieta

Re: Jak ratować..

Post autor: inga »

Aleksander pisze: 08 wrz 2017, 18:31
inga pisze: 08 wrz 2017, 16:19 [...] Jestem słaba. Coraz częściej myślę o tym, że chciałabym kogoś poznać i ' zacząć wszystko od nowa'.
Pewnie może ciut zaboleć, ale napiszę jak ja to widzę.

Skoro tak piszesz jak powyżej, to znaczy, że tak naprawdę wcale nie musi być więcej w Tobie miłości do męża - niż w mężu do Ciebie.
Poza tym, jak było tu juz wielokrotnie przywoływane - małżeństwo (zwłaszcza po wielu latach) - to DECYZJA - a nie motyle w brzuchu i fascynacja seksualnością.
Aleksandrze, nie chcę żeby wyglądało to, że się usprawiedliwiam - ale napisałam to po to, żeby pokazać swoją kondycję psychiczną - emocjonalną, na pewno mentalnie nie jestem na takim etapie.
Tęsknię za tym, jak kiedyś się czułam w swoim małżeństwie - bezpiecznie.
Aleksander pisze: 08 wrz 2017, 18:31 Już kiedyś pisałem, że to odtrącenie samo w sobie powoduje w nas nagły wzrost "uczucia" do naszego partnera.
(w wolnej chwili opiszę ten mechanizm - bo wydaje mi się, że go zrozumiałem).

Odpuść mu :) Tak całkiem. Tak jak pisze Dobson...
Powiedz mu, że może sobie iść do kogo chce - że jest wolny.
Aleksandrze potwierdzam to na swoim przykładzie. Ja zaczęłam wariować jak usłyszałam, że nie wie czy mnie jeszcze kocha.
Wiem też, że gdy odszedł a ja "odpuściłam" - tzn. nie pisałam, nie dzwoniłam, nie błagałam - to wpłynęło "pozytywnie" na jego stosunek do mnie. Ale nie powiem mu teraz: "idź sobie gdzie chcesz". On wie i ja wiem, że go nie przywiąże do kaloryfera. On jest wolny, zawsze był ale inna jest wolność gdy decydujemy się na małżeństwo. Bo inaczej dlaczego romans byłby czymś złym?
Awatar użytkownika
Nirwanna
Posty: 13361
Rejestracja: 11 gru 2016, 22:54
Jestem: po rozwodzie
Płeć: Kobieta

Re: Jak ratować..

Post autor: Nirwanna »

Chociaż już mnie kilka razy zakuło, kiedy ja nastarałam się przygotowując jakiś posiłek, a on odwraca się od stołu do TV. I co wtedy? Powiem ze spokojem, że mi to nie odpowiada to on juz odbiera jako atak, że ja ZNÓW jestem niezadowolona. A proszę uwierzcie mi, staram się w takich sytuacjach być delikatna, nie mówić tego z fochem.
Ingo, nie mówić z fochem to sporo za mało dla Twojego męża. To mogło wystarczyć kiedyś, Wy potrzebujecie teraz od-budować relacje. Może warto zmienić komunikat na pozytywny? Bez "nie" w zdaniu. Czyli np. zamiast "mi to nie odpowiada" powiedzieć np. "potrzebuję Twojej uwagi, kiedy jemy razem kolację". Kiedy mówisz tylko o swojej potrzebie, a na dokładkę masz zgodę, że rozmówca może odmówić, wtedy wypowiadasz się w sposób maksymalnie mało nakazujący, a przez to nieagresywny; reakcja wtedy najczęściej też jest inna :-)
Nie żyje się, nie kocha się, nie umiera się - na próbę
Jan Paweł II
ODPOWIEDZ