Jak ratować..

Refleksje, dzielenie się swoimi przeżyciami...

Moderator: Moderatorzy

Słonko
Posty: 257
Rejestracja: 01 lut 2017, 17:11
Jestem: w kryzysie małżeńskim
Płeć: Kobieta

Re: Jak ratować..

Post autor: Słonko »

Inga bardzo to trudne wszystko, wiem bo jestem z mężem, który mnie zdradzał i nadal ma zablokowany telefon i nigdy nie powiedział, że nie może sobie z tym co zrobił mnie i dzieciom poradzić,nigdy nie wyjaśnił dokładnie co się stało i dlaczego, nadal nie mówi do mnie po imieniu. Też oczekiwałam, że padnie do mych stóp i będzie się kajał nieustannie i będzie dbał o mnie i mnie zapewniał o swojej miłości. Nic takiego się nie stało ale jesteśmy razem i jest co raz lepiej. Bardzo dużo kosztuje mnie nie sprawdzanie, nie wygadywanie. Moje emocje są moje i mówią tylko o mnie, nie o mężu. To ja mam problem, że chciałabym go sprawdzać i kontrolować. Wiem zaraz pojawią się głosy, że prowokuje, że nie daje podstaw do tego by mu ufać... No czasem nie daje i co z tego? Kiedy wreszcie postanowiłam wziąć odpowiedzialność sama za siebie i za swoje emocje i za to co od siebie daje jest dużo łatwiej . I mnie a myślę, że i mojemu mężowi. Są oczywiście takie sytuacje jak ostatnio, że zabrałam dzieci i pojechałam do koleżanki na noc bo nie mogłam, nie chciałam na męża patrzeć . Ochłonęłam, nabrałam dystansu i dałam radę mu podziękować za to, że mnie przeprosił. I nawet spokojnie rozmawialiśmy. A po kolejnym tygodniu jest znowu inaczej, widzę wzrost jego zaufania do mnie. Wbrew wszystkiemu jednak myślę, że jemu jest trudniej żyć z tym co nabroił. Tym bardziej, że broni się przed powrotem do Boga.
Ingo pamiętaj, że jesteś odpowiedzialna za siebie, zadbaj o siebie, tylko Ty możesz napełnić swój " kubek na miłość ". Jeszcze raz polecam bloga i grupę na fb " Domowe zawirowania". A przede wszystkim modlitwę.
Tak z innej perspektywy tamta kobieta też ma swoje emocje, rozczarowanie, swoje braki, swoje lęki a Twój mąż czuje się jednak odpowiedzialny za tą sytuację i po części za jej emocje tak jak Twój ból nie jest mu obojętny i pewnie nigdy nie był. To oczywiście nie usprawiedliwia tego, że źle zrobili.
Nie ustawaj w pracy nad sobą, módl się i pracuj.
A za wypowiedziane pod wpływem emocji słowa można zawsze przeprosić ( a nawet trzeba) i oczywiście pracować nad sobą żeby tego znów nie robić.
Dasz radę.
Awatar użytkownika
Nirwanna
Posty: 13376
Rejestracja: 11 gru 2016, 22:54
Jestem: po rozwodzie
Płeć: Kobieta

Re: Jak ratować..

Post autor: Nirwanna »

Aleksander pisze: 30 lip 2017, 23:32
Faustyna pisze: 30 lip 2017, 22:35 A teraz należałoby jasno postawić granice
Chętnie posłucham jak takie granice należy postawić.
Granice należy najpierw/głównie/przede wszystkim - postawić sobie. Ja mam jakieś granice, w które nikomu wkraczać z jakimiś działaniami nie wolno, bo mnie to krzywdzi. I sobie określam osobiście, najlepiej rozeznając z Panem Bogiem, gdzie te granice leżą, oraz jakie stosuję konsekwencje, kiedy ktoś je przekracza.
Nie zajmuję się kimś innym, bo nie mam na niego wpływu. Zajmuję się sobą. Nie patrzę, czy te granice przynoszą zakładany przeze mnie efekt w postaci konkretnej zmiany zachowania innego człowieka, bo to jest już zawoalowana próba zmieniania innego człowieka. Za to kiedy rozeznaję i stawiam granice we współpracy z Panem Bogiem, ograniczam moją krzywdę do minimum, a kiedy krzywdziciel krzywdzić przestanie, na sto procent Pan Bóg mi to wtedy pokaże, ja naprawdę nie muszę tu już niczego kontrolować :-)

Na prośbę Niezapominajki odgrzebałam mój stary wątek. Wielce cenne są tam rady "nałoga" - polecam szczerze. I raz jeszcze dziękuję, nałogu :-D
http://archiwum.kryzys.org/archiwum2009 ... php?t=4022
Nie żyje się, nie kocha się, nie umiera się - na próbę
Jan Paweł II
Faustyna
Posty: 237
Rejestracja: 04 maja 2017, 10:38
Jestem: w kryzysie małżeńskim
Płeć: Kobieta

Re: Jak ratować..

Post autor: Faustyna »

Ja męża nie kontroluję, nie sprawdzam bo uważam takie zachowanie za niewłaściwe. Widzę tylko jak wychodzi z telefonem lub laptopem. I mu powiedziałam, ze mnie to rani. I nie musze tego tolerować. Ja nie chowam telefonu, w każdej chwili moze z niego skorzystać. Nie mam nic do ukrycia. Jestem uczciwa wobec niego i moze on kiedyś tez taki bedzie...
Wiedźmin

Re: Jak ratować..

Post autor: Wiedźmin »

Faustyna pisze: 31 lip 2017, 13:00 [...] Widzę tylko jak wychodzi z telefonem lub laptopem. I mu powiedziałam, ze mnie to rani. I nie musze tego tolerować [...]
Chyba jednak musisz tolerować - w sensie, tolerujesz, skoro cały czas to robi.
No ale przecież lania mu nie spuścisz na goły tyłek ;)

Nawiązuje do owego "stawiania granic" - które w teorii, książce czy napisanym zdaniu może ładnie wygląda, ale w praktyce, na KONKRECIE, na poszczególnym przypadku - jest niezmiernie trudne do zastosowania.
Unicorn2
Posty: 373
Rejestracja: 05 mar 2017, 14:07
Jestem: w kryzysie małżeńskim
Płeć: Mężczyzna

Re: Jak ratować..

Post autor: Unicorn2 »

Faustyna piszesz źe męźa nie kontrolujesz to dlaczego nie podoba Ci się źe z kimś rozmawia .
Dla mnie jeśli ktoś zablokował telefon to znaczy źe coś ukrywa więc mówienie źe ja nie kontroluje jest troche dziwne bo jak masz to niby zrobić.
zenia1780
Posty: 2170
Rejestracja: 18 sty 2017, 12:13
Jestem: szczęśliwą żoną
Płeć: Kobieta

Re: Jak ratować..

Post autor: zenia1780 »

Aleksander pisze: 31 lip 2017, 13:18 Chyba jednak musisz tolerować - w sensie, tolerujesz, skoro cały czas to robi.
No ale przecież lania mu nie spuścisz na goły tyłek

Nawiązuje do owego "stawiania granic" - które w teorii, książce czy napisanym zdaniu może ładnie wygląda, ale w praktyce, na KONKRECIE, na poszczególnym przypadku - jest niezmiernie trudne do zastosowania.
Widzę Aleksandrze, ze nie do końca rozumiesz na czym owo "stawianie granic" polega.
Podobnie jak wszelkie zmiany i pracę nad sobą należy zacząć od siebie samego, podobnież i granice również od siebie się zaczyna określać. Czyli najpierw trzeba określić w sobie zakres własnej odpowiedzialności: ustalić co i jak mnie dotyczy/rani i czy jest to rzeczywiste czy też subiektywne i i po czyjej stronie leży odpowiedzialność za usuniecie tego. Jeśli jest tak, ze ta odpowiedzialność leży po drugiej stronie, to stawianie granic zaczyna się od informacji, że coś np. mnie rani, dopiero potem (jeśli nasz informacja nie odnosi skutku) określa się jakieś "wytyczne" dotyczące ew konsekwencji niezmienionego działania drugiej strony i informuje te stronę o nich. Pamiętać jednak należy, ze owe "wytyczne" nie mają być tylko "straszakiem" i sami musimy być konsekwentni i gotowi na ich spełnienie, jeśliby druga strona nadal nic nie zmieniła w swoim postępowaniu. Dlatego tez owe "konsekwencje" dobrze jest stopniować, a nie od razu uderzać z grubej rury, bo daje to możliwość drugiej stronie na zobaczenie tego, ze my jednak jesteśmy konsekwentni i zgodni w tym co mówimy i robimy, a nam samym pozwala dorosnąć do stawiania tychże.
Nie ma nic gorszego niż postawienie jakiejś granicy (szczególnie ostatecznej) i nasze nie dotrzymanie jej.
Dlatego też granice zaczynamy stawiać od ustalenia własnych możliwości bycia konsekwentnym w ich przestrzeganiu. Czyli znowu, gro pracy po naszej stronie...
lecz [Pan] mi powiedział: «Wystarczy ci mojej łaski. Moc bowiem w słabości się doskonali».
(2Kor 12,9)
Wiedźmin

Re: Jak ratować..

Post autor: Wiedźmin »

zenia1780 pisze: 31 lip 2017, 15:07 Widzę Aleksandrze, ze nie do końca rozumiesz na czym owo "stawianie granic" polega. [...]
Tak - z pewnością zeniu mam problem ze zrozumieniem - pewnie nie tylko tego.

Jednak jakbyś mogła na tym konkretnym przykładzie postawić ową granicę (sobie czy jemu - wszystko jedno) - z konkrertną konsekwencją , a najlepiej kilkoma (no, żeby stopniować - nie od razu jak piszesz ... gruba rura / rozwód).
Niezapominajka
Posty: 393
Rejestracja: 06 kwie 2017, 11:07
Jestem: w kryzysie małżeńskim
Płeć: Kobieta

Re: Jak ratować..

Post autor: Niezapominajka »

Inga ja też się taplam w swojej krzywdzie, w środku siebie. To mnie zalewa. Dziś potluklam kilka naczyń że złości, tylko patrzyłam jak lecą na marmurowe płyty w kuchni. I krzyczałam przekleństwa na niego. Każdy talerz to inwektywa. Mogłabym go pobić gdyby był obok. Zrobiłam to w samotności, że złości, za swoje krzywdy. Wywaliłam na tych trzaskających skorupach cała złość. Potem siedziałam gapiąc się w ścianę i czułam pustkę. Rozmowa czuję że się zbliża bo się udusze. Nie wiem jak to przeprowadzić żeby nie było ofiar. Tak czuję i nic na to nie poradzę. Jak to rozegrać? Mam w sobie wiele złości, żalu.
ala
Posty: 22
Rejestracja: 08 lut 2017, 22:24
Płeć: Kobieta

Re: Jak ratować..

Post autor: ala »

Hej Niezapominajko
A myślałam, że tylko mi się tak zdarza :) I może jest ze mną coś nie tak. Chociaż odkąd potłukłam płytki w kuchni staram się być bardziej opanowana. Szkoda mi było później. Teraz jak widzę, że zaraz nie wytrzymam wsiadam na rower i pedałuję. Ile wtedy mam siły :)
Wiedźmin

Re: Jak ratować..

Post autor: Wiedźmin »

Niezapominajko - może napisz list - jako wstęp do rozmowy.
W liście na spokoje, wg zasad "Porozumienia bez przemocy"... niech to sobie na spokojnie przeczyta.

List możesz pisać długo - kilka dni - porawiając, zmieniajac.... w rozmowie tak się nie da. Zwłaszcza, że jak nawet będziemy do niej przygotowani i wewnątrznie spokojni, to jakaś agresywna / zaczepna odpowiedź partnera może nas wyprowadzić z równowagi.

Swoją drogą, zastanawiam się jak bardzo potrafimy wyolbrzymiać swoje krzywdy i cierpienie... to chyba nasze ego lubi to brodzenie w bólu, żalu i krzywdzie. Żeby nie być gołosłownym... bo lubię trzymać się KONKRETU - to krótka historyjka sprzed 15 lat... Byłem z dziewczyną (fantastyczna jak wszystkie z moich związków) ;) ... ale... ale było trudno, tam dochodziła też odległość w km między nami... byliśmy w sumie ok 2 lat ze sobą - pod koniec drugiero roku... sam sie wahałem, czy to jest to, czy jest sens... czy warto itd. Ale przy kolejnej dłuższej rozłące (musiałem wrócić zdać kilka egazminów, skończyć studia) otrzymałem maila - w którym to "Że jest już inną kobietą... że nie może mi dać już swojej miłości... blablabla"

Ale co się stało? Nie wiadomo skąd nagle we mnie wielka fala miłości, ogromna rozpacz, zapijanie się do nieprzytomności (wtedy jeszcze piłem :P) no wielka miłość wróciła ;) ... inaczej - uczucia wyrosły spod ziemi uczucia ze dwojoną mocą ... uczucia, które praktycznie były wypalone - bo pamiętam swoje własne wahanie... chwilę przed.

Więc teraz tak - szczerze przed samym sobą - cofnijmy się do czasu PRZED "kowalskiej / kowalskim" - do czasu przed informacją, że druga strona chce odejść. To będzie zwykle raptem kilka tygodni, parę czy paręnaście miesięcy temu.

Czy u nas nie było w głowie takiej myśli... choć przez chwilę - że... że nie jest za dobrze... że w sumie to... czy faktycznie tak SUPER mocno kochaliśmy tę drugą stronę i jej to okazywaliśmy? Że spać nie mogliśmy myśląc wciąż o niej?

No jeśli tak było, to ok... to faktycznie ta krzywda, ból i rozpacz pewnie jest faktycznie uzasadniona - ale jeśli było trochę, jak w historii mojej sprzed 15 lat, to może warto stanąć z boku i popatrzeć - przyjrzeć się, czy to nie my sami (świadomie, podświadomie, niewiadomo z jakich przyczyn) nakręcamy tę naszą całą rozpacz i krzywdę.

Bo jeśli tak... to zauważenie tego nieco dziwnego zjawiska może pomóc - w każdym razie mi pomaga - niedużo, ale zawsze.
Dlatego się tym z Wami dzielę :)

Miłego wtorku i reszty tygodnia :)
Wiedźmin

Re: Jak ratować..

Post autor: Wiedźmin »

A swoją drogą, to dzięki komuś za to wspomnienie o "zawirowaniach domowych":

Np: http://www.domowezawirowania.pl/kryzys- ... u-dziecka/

Jakie to wszystko schematyczne i powatarzalne...

Dziękuje raz jeszcze za link - babeczka mimo że dość młoda :P, to w głowie ma raczej w miarę ok :)
Niezapominajka
Posty: 393
Rejestracja: 06 kwie 2017, 11:07
Jestem: w kryzysie małżeńskim
Płeć: Kobieta

Re: Jak ratować..

Post autor: Niezapominajka »

O, to to właśnie. Mój ból, moja krzywda, moja wściekłość na podeptane ego.
Sama pamiętam jak mi z nim było źle, jak się nie układało jak się dusiłam i jak chciałam żeby to się skończyło. Prosiłam o jakąś zdradę, wypadek, cokolwiek, bylebym ja nie musiała podejmować decyzji taki że mnie był tchórz. I proszę. Szybka weryfikacja i rozpacz. Dlaczego?
Mam sobie więcej do zarzucenia, na pewno więcej niż on.
Może zadam niemożliwego? Może to moje podeptane ego tak skacze?
Po prostu czuję wiele niejasności, on miał stany depresyjne i te płacze, zmagania ze sobą latem zeszłego roku, a do tej laski przyznał się w marcu. Że niby spotykali się 2 tyg. I tylko spacery i smsy...no dla mnie to jakiś kit. Czy dla czegoś takiego człowiek jest na skraju rozpadu i samobójstwa? Czy dla czegoś takiego potrafi naznaczeni 12 lat i 3 dzieci? Nie składa mi się. Czuję się sprzedana bo jej powiedział że między nami już koniec (ja o tym nie wiedziałam). Chce wiedzieć co ich łączyło, czy były pocałunki i sex. Czy był w stanie dla niej odejść. No i najtrudniejsze - ja uznałam swoje winy, przeprosilam on nie, wydaje mi się że czuje się ofiarą, i ja teraz czuję się jakby mi łaskę robił wracając.
Sedno - nie wiem na ile sobie wkręcam a na ile to jest prawdziwe, dlatego potrzebuje tej rozmowy. Dla mojego spokoju.
Słonko
Posty: 257
Rejestracja: 01 lut 2017, 17:11
Jestem: w kryzysie małżeńskim
Płeć: Kobieta

Re: Jak ratować..

Post autor: Słonko »

Niezapominajka pisze: 01 sie 2017, 16:59 O, to to właśnie. Mój ból, moja krzywda, moja wściekłość na podeptane ego.
Niezapominajko to właśnie " Twój ból, Twoja krzywda i Twoja wściekłość " Twoja i tylko Twoja.
Weź za to odpowiedzialność , jak dorosły człowiek. Pomyśl, zastanów się skąd to się bierze. Czyżby strach, że go przyjęłaś a on znowu pójdzie?
Ty jesteś odpowiedzialna za swoje emocje. Piszesz, że wiesz czym Ty zawiniłaś i to bardzo dobrze a wybaczyłaś sobie? Pogodziłaś się sama ze sobą?
Co Ci da kolejna rozmowa? Co Ci da wiedza czy ja całował czy nie? Chciałaś powrotu męża czy nie? Chcesz móc zbudować szczęśliwe małżeństwo czy wolisz się użalać nad sobą?
Wykrzycz swoją złość, wygadaj się komuś innemu niż mąż. Komuś kto Cię przytuli i " ojoja" bo tego bardzo potrzebujesz tylko chyba na ten moment Twój mąż nie jest odpowiednią do tego osobą. Zajmij się sobą najlepiej jak potrafisz, daj sobie to czego nie daje Ci mąż ( bo on tego nie potrafi na ten moment).
Nie patrz na zło a poszukaj jednej dobrej rzeczy w tym, że wrócił i to przywołuj cały dzień.
Niezapominajko nie niszcz tego co już masz, nie daj 😈 satysfakcji.
Mam nadzieję, że nie za ostro.
Dasz radę, jutro będzie nowy, lepszy dzień.
Wiedźmin

Re: Jak ratować..

Post autor: Wiedźmin »

słonko :)

Nie widzę użalania u niezapominajki - widzę frustrację, troche złości i żalu.
To normalne.
Słonko
Posty: 257
Rejestracja: 01 lut 2017, 17:11
Jestem: w kryzysie małżeńskim
Płeć: Kobieta

Re: Jak ratować..

Post autor: Słonko »

Aleksander
oczywiście, że to normalne bo mamy takie emocje i mamy do nich prawo. Złość, żal to takie same emocje jak zadowolenie, radość i trzeba je przeżyć a czy koniecznie walić nimi w osobę nam najbliższą?
Co to zmieni? Myślę, że mąż Niezapominajki dobrze wie co nabroił i,że wcale nie jest mu łatwo a, że nie umie tego pokazać... Jest mężczyzna ( to po pierwsze) , może nikt go tego nie nauczył, może się tego boi....
Jeśli chce rozmawiać to już super tylko moim zdaniem taka rozmowa nie może bazować na emocjach bo nic nie wniesie ewentualnie kolejne zranienia i dla jednej i dla drugiej strony.
Ja też miałam mnóstwo takich emocji i wiem że albo miałam pms... Albo 👿 mnie dreczył....
Pomaga świadomość, że to mija i jutro jest nowy dzień i w tym nowym dniu mogę zacząć na nowo być dobrą żoną.I pomaga modlitwa takie powtarzanie w głowie " Jezu zamij się tym bo nie daje rady " albo coś w tym stylu ;-)
I grupa wsparcia żebym mogła się wygadać i żeby miał mnie kto " przytulić" ;-)
I już kolejnego dnia znowu mogę dawać swoje 100% bez oglądania się na męża. ( łatwe to nie jest choć łatwo się pisze)
Z użalaniem to bardziej na przyszłość, że się Niezapominajka porani i będzie się użalać bo będzie na co..... To taka samospelniająca się przepowiednia. Jest lepiej to jest strach że jest lepiej więc robię coś żeby nie było za dobrze.....
Nie umiem tego dobrze wyrazić ale często tak działamy niestety....
Przytulam Cie mocno Niezapominajko
ODPOWIEDZ