Znowu kryzys, czy to koniec?

Refleksje, dzielenie się swoimi przeżyciami...

Moderator: Moderatorzy

Jonasz

Re: Znowu kryzys, czy to koniec?

Post autor: Jonasz »

Selecjo myślę że w tej sytuacji decyzja o wynajmowanym mieszkaniu była dobra.
selecja pisze: 06 maja 2019, 11:20 Nie zmienia to jednak faktu, że ja od swoich rodziców wyprowadziłam się dawno temu i od kilku lat sama sobie ze wszystkim radzę. I jestem z tego zadowolona. Mam swoje nawyki i swoje rytuały, przyzwyczajenia.
selecja pisze: 06 maja 2019, 11:20 oja matka jest trochę taka osoba. Nigdy się z niczym nie narzucała, ale zawsze była i ja o tym wiedziałam. I właśnie wtedy lubiłam jej rady, pomoc. To naprawdę wiele.
Samodzielność i dojrzałość myślę nie są Ci obce.
Dodatkowo Twoja mama w mądry sposób Ci to umożliwiła.
Czy Twój mąż ma rodzeństwo?
selecja
Posty: 33
Rejestracja: 18 mar 2019, 14:42
Jestem: szczęśliwą żoną
Płeć: Kobieta

Re: Znowu kryzys, czy to koniec?

Post autor: selecja »

Jonasz pisze: 06 maja 2019, 14:05 Czy Twój mąż ma rodzeństwo?
Niestety nie ma. Jest jedynakiem.
tata999
Posty: 1172
Rejestracja: 29 wrz 2018, 13:43
Jestem: po rozwodzie
Płeć: Mężczyzna

Re: Znowu kryzys, czy to koniec?

Post autor: tata999 »

Jonasz pisze: 06 maja 2019, 14:05 Selecjo myślę że w tej sytuacji decyzja o wynajmowanym mieszkaniu była dobra.
Może i dobra. A jak ta decyzja została podjęta? Ile w podejmowaniu tej decyzji było udziału męża? Może tutaj jest jakiś punkt zapalny.
selecja
Posty: 33
Rejestracja: 18 mar 2019, 14:42
Jestem: szczęśliwą żoną
Płeć: Kobieta

Re: Znowu kryzys, czy to koniec?

Post autor: selecja »

tata999 pisze: 07 maja 2019, 9:24
Jonasz pisze: 06 maja 2019, 14:05 Selecjo myślę że w tej sytuacji decyzja o wynajmowanym mieszkaniu była dobra.
Może i dobra. A jak ta decyzja została podjęta? Ile w podejmowaniu tej decyzji było udziału męża? Może tutaj jest jakiś punkt zapalny.
Rozmawiałam o tym z mężem nieraz.
Powiedziałam mu, że jeżeli widzi inne rozwiązanie to chętnie posłucham. Tłumaczyłam jeszcze przed wynajmem, że jeżeli podejmę się tego wynajmu to tylko za jego zgodą i jako wspólna decyzja.

Powiedziałam też że wcześniej po kłótniach zawsze ja wracałam, nie wyprowadziłam się mimo, że nieraz tego chciałam i to proponowałam. I skoro jego sposób nie działał, bo kłótnie nadal się pojawiały to może spróbujemy teraz czegoś innego.

Mąż zgodził się wtedy na ten wynajem.
Powiedział mi, że nie ma innej propozycji, nie widzi innego rozwiązania. Wie, że w tym momencie to jest najlepsze mimo, że jak to sam powiedział został on zmuszony do podjęcia takiej decyzji.
Stwierdził, że został zmuszony nie przeze mnie tylko przez sytuację.
Ukasz

Re: Znowu kryzys, czy to koniec?

Post autor: Ukasz »

selecja pisze: 04 maja 2019, 23:52 Odkąd poznałam męża, chyba się uzależniłam od niego.
Kierują mną emocje. Często jak mnie zostawia samą na noc to nie wiem co robię.
Po prostu nie jestem w stanie sama usiedzieć w miejscu w pokoju, brakuje mi go, czuję się samotna.
Od wczoraj do dzisiaj południa byliśmy cały czas razem, było cudownie, ja mieszkając tutaj w końcu odżywam.
Po jego powrocie do tamtego mieszkania nagle mi pisze smsa, że nie chce już ze mną być.
Z tego, co piszesz - na pewno uzależniłaś się od niego i to bardzo. To jest toksyczna relacja. Jeżeli nie odzyskasz siebie, swojej wolności, nie pokochasz naprawdę, nie zbudujecie dobrej relacji. Oplatasz go jak bluszcz, wieszasz się na nim emocjonalnie. On widzi i czuje, że nie zostawiasz przestrzeni na relację, że lgniesz do niego z wewnętrznego przymusu, a nie wolnej decyzji. Oczywiście przejaskrawiam tu jeden aspekt Waszej relacji, ale bardzo ważny i wymagający naprawy.
Ja uważałem, że taka zależność to miłość. Byłem z niej dumny. A teraz widzę, że w ten sposób przyczyniłem się do zupełnego rozpadu więzi. Dotknąłem swojego dna. Pokochałem żonę od nowa, już w wolności, ale dla niej to było za późno. Może jeszcze kiedyś będziemy razem. W tej chwili nie jesteśmy.
Mój wątek jest bardzo długi, ale może znajdziesz tam coś, co Ci pomoże:
viewtopic.php?f=10&t=541
selecja pisze: 06 maja 2019, 0:38 Jedyną opcją jaką on widzi to jest kupno czegoś wspólnie i przeprowadzenie się tam razem.
Jest to w trakcie realizacji, ale musimy poczekać jeszcze kilka miesięcy.
To świetnie, że macie taki plan. Bo dalsze mieszkanie z teściową - przy jej zachowaniu - byłoby gwarancją rozpadu Waszego małżeństwa. Pytanie tylko, czy za kilka miesięcy, w obecnym stanie Waszych relacji, to nie będzie za późno. Sprawa tego, czy mąż będzie w tym czasie mieszkał z Tobą, a mamę odwiedzał w miarę potrzeby, czy mieszkał z nią, a Ciebie odwiedzał, jest kluczowe. Argument, że nie chce mieszkać w wynajmowanym mieszkaniu, nie jest poważny.
Sądzę zresztą, że to naciągany pretekst. Że on po prostu nie potrafi odciąć pępowiny i stać się dorosły. Że za kilka miesięcy okaże się, że z jakiegoś innego powodu, równie głupiego, znów nie będzie w stanie wyprowadzić się od mamy.
Być może tylko postawienie go przed wyborem - albo Ty albo mama - byłoby w stanie skłonić go do decyzji, by stać się dorosłym człowiekiem i mężem. Tyle, że Ty teraz nie jesteś w stanie tak mu pomóc. On nie potrafi uwolnić się od dziecinnej relacji z mamą, Ty - od uzależnienia od niego.
Oboje bardzo potrzebujecie pomocy. Dobry terapeuta, który byłby autorytetem dla Was obojga, byłby na wagę złota.
selecja
Posty: 33
Rejestracja: 18 mar 2019, 14:42
Jestem: szczęśliwą żoną
Płeć: Kobieta

Re: Znowu kryzys, czy to koniec?

Post autor: selecja »

Dziękuję Ukasz za Twoją opinię.

Ukasz pisze: 12 maja 2019, 9:55 Mój wątek jest bardzo długi, ale może znajdziesz tam coś, co Ci pomoże:
viewtopic.php?f=10&t=541
Dziękuję. Twój wątek przeczytałam już cały jeszcze początkiem tego roku. Śledzę go na bieżąco, ale nie czuję się kompetentna żeby cokolwiek tam napisać, mogę jedynie Ci kibicować.

Ukasz pisze: 12 maja 2019, 9:55
selecja pisze: 04 maja 2019, 23:52 Odkąd poznałam męża, chyba się uzależniłam od niego.
Kierują mną emocje. Często jak mnie zostawia samą na noc to nie wiem co robię.
Po prostu nie jestem w stanie sama usiedzieć w miejscu w pokoju, brakuje mi go, czuję się samotna.
Od wczoraj do dzisiaj południa byliśmy cały czas razem, było cudownie, ja mieszkając tutaj w końcu odżywam.
Po jego powrocie do tamtego mieszkania nagle mi pisze smsa, że nie chce już ze mną być.
Z tego, co piszesz - na pewno uzależniłaś się od niego i to bardzo. To jest toksyczna relacja. Jeżeli nie odzyskasz siebie, swojej wolności, nie pokochasz naprawdę, nie zbudujecie dobrej relacji. Oplatasz go jak bluszcz, wieszasz się na nim emocjonalnie. On widzi i czuje, że nie zostawiasz przestrzeni na relację, że lgniesz do niego z wewnętrznego przymusu, a nie wolnej decyzji. Oczywiście przejaskrawiam tu jeden aspekt Waszej relacji, ale bardzo ważny i wymagający naprawy.
Ja uważałem, że taka zależność to miłość. Byłem z niej dumny. A teraz widzę, że w ten sposób przyczyniłem się do zupełnego rozpadu więzi. Dotknąłem swojego dna. Pokochałem żonę od nowa, już w wolności, ale dla niej to było za późno. Może jeszcze kiedyś będziemy razem. W tej chwili nie jesteśmy.
Tego Ci życzę, abyście byli kiedyś razem.

Odnośnie mojej sytuacji to też tak myślę, że trochę się uzależniłam.

Zaczynając od początku:
1. Nigdy nie szukałam męża, kiedy się pojawił starałam się zawsze utrzymać własną niezależność, nie chciałam aby mąż był całym moim światem

2. W czasie małżeństwa zawsze miałam i dalej mam grono swoich znajomych, tylko swoje zainteresowania poza wspólnymi.

3. Kiedy mieszkaliśmy razem: to nigdy nie broniłam mężowi wychodzić ze znajomymi, jeżeli się umawiał. Sama też wychodziłam, kiedy zapragnęłam się spotkać z którąś koleżanką, czy wyjść gdzieś bez męża. Czasami miałam poczucie, że potrzebuję czasu tylko dla siebie, bez męża, tak po prostu pobyć sama ze sobą. Zawsze to mężowi deklarowałam wcześniej i potem taki dzień lub dwa sobie robiłam.
Także wyjazd do moich rodziców czasem sobie sama organizowałam kiedy pragnęłam pobyć bez męża.
Nieraz kiedy wracałam z pracy do mieszkania to zajmowałam się swoimi sprawami a mąż swoimi.
Nigdy nie czułam się od niego uzależniona.
To mąż nieraz mówił, że chce spędzać ze mną więcej czasu.

4. Obecnie: odkąd się wyprowadziłam na początku było mi bardzo ciężko, bo wcześniej zawsze czułam, że mimo, że zajmuję się sobą, to mąż jest obok blisko. W tym momencie zabrakło mi tego. Poczułam, że wracam do pustego łóżka, było to dla mnie takie smutne i dziwne.
Zaczęłam zauważać, że uzależniłam się trochę od męża.
Użyłam słowa "trochę", ponieważ, kiedy jest między nami dobrze, oraz kiedy wiem, że mąż ma po prostu inne plany oraz nie mam takiego dziwnego uczucia, że coś jest nie tak i mąż może mi za chwilę napisać, że to koniec to nie przeszkadza mi nasze rozdzielenie, jestem wtedy w stanie zająć się sobą, swoimi sprawami, spotkaniem ze swoimi znajomymi itp.
Gorzej kiedy jesteśmy pokłóceni, lub czuję że coś jest nie tak.

To wszystko zauważyłam dopiero, kiedy zamieszkaliśmy osobno, nie przypuszczałam nawet, że mogę się od kogokolwiek tak uzależnić.
Inna sprawa, że kiedy jesteśmy pokłóceni to wiem teraz, bo mąż mi to powiedział, że on potrzebuje wtedy czasu dla siebie, potrzebuje to przemyśleć, zamiast rozmawiać. Dlatego staram się teraz pracować nad tym, żeby go w takim momencie nie oplatać jak bluszcz, jak to określiłeś. Jest to dla mnie bardzo trudne i niczego nie mogę obiecać, ale wiem, że tak trzeba, tak postanowiłam i będę do tego dążyć.

Ostatnio bardzo dużo ze sobą rozmawiamy, a mąż naprawdę się stara, ja też. Po tej kłótni, którą tutaj opisałam, napisałam list do męża, który wręczyłam mu osobiście. Opisałam w nim wszystko co sama czułam, bez obwiniania kogokolwiek. Pozostawiłam go wtedy samego, aby sobie na spokojnie go przeczytał. Myślę, że z pewnych spraw zdał sobie sprawę.

Zapytałam się też męża, czy czuje się przeze mnie osaczony. Stwierdził, że nic takiego nie czuje. Myślę więc, że nie zauważa tego w taki sposób jak ja.

Zauważyłam jednak, że zdał sobie sprawę, jak bardzo to, że nie mieszkam obecnie z jego matką ma leczniczy wpływ na mnie, na niego, na nas i nasze małżeństwo. Sam mi to zakomunikował.

Czasami zastanawiam się, czy to jest rzeczywiście kwestia odcięcia pępowiny. Zawsze mam wrażenie, że to jego matka potrzebuje go bardziej, niż on jej. Z tego co mi wiadomo, więcej czasu spędza sam w swoim pokoju przy komputerze, niż z matką.

Ostatnio mąż spędza ze mną dużo czasu, często nocuje w mieszkaniu wynajmowanym, choć z rana, żeby wziąć prysznic wraca tam.

Ukasz pisze: 12 maja 2019, 9:55 To świetnie, że macie taki plan. Bo dalsze mieszkanie z teściową - przy jej zachowaniu - byłoby gwarancją rozpadu Waszego małżeństwa.
Zgadzam się z tym.

Ukasz pisze: 12 maja 2019, 9:55 Pytanie tylko, czy za kilka miesięcy, w obecnym stanie Waszych relacji, to nie będzie za późno. Sprawa tego, czy mąż będzie w tym czasie mieszkał z Tobą, a mamę odwiedzał w miarę potrzeby, czy mieszkał z nią, a Ciebie odwiedzał, jest kluczowe.
Dokładnie, ale wydaje mi się, że obecnie nie jestem w stanie nic z tym zrobić.
Myślę, że powinnam decyzję pozostawić mężowi i zaufać mu, że jednak dotrzyma swoich obietnic.

Ukasz pisze: 12 maja 2019, 9:55 Argument, że nie chce mieszkać w wynajmowanym mieszkaniu, nie jest poważny.
Sądzę zresztą, że to naciągany pretekst. Że on po prostu nie potrafi odciąć pępowiny i stać się dorosły. Że za kilka miesięcy okaże się, że z jakiegoś innego powodu, równie głupiego, znów nie będzie w stanie wyprowadzić się od mamy.
Nie jest poważny. Ale takie ma obecnie myślenie. Myślę, że jest szczery, po prostu ma swoje przekonania. Wydaje mi się, że sam musi się nauczyć, a jedyne co mogę zrobić to egzekwować jego własne słowa i obietnice.

Ukasz pisze: 12 maja 2019, 9:55 Być może tylko postawienie go przed wyborem - albo Ty albo mama - byłoby w stanie skłonić go do decyzji, by stać się dorosłym człowiekiem i mężem. Tyle, że Ty teraz nie jesteś w stanie tak mu pomóc. On nie potrafi uwolnić się od dziecinnej relacji z mamą, Ty - od uzależnienia od niego.
Oboje bardzo potrzebujecie pomocy. Dobry terapeuta, który byłby autorytetem dla Was obojga, byłby na wagę złota.
Niestety wydaje mi się, że nawet jakbym postawiła go obecnie przed takim wyborem to nie byłby go w stanie podjąć. Druga sprawa, ja obecnie też nie jestem w stanie takiej decyzji podjąć, bo musiałabym być przygotowana na całkowite rozstanie, a naprawdę w tej chwili nie jestem. I sama się sobie dziwię, naprawdę.

Tak dobry terapeuta może mógłby coś zdziałać. Zostało mi tutaj kilku poleconych i zobaczę, czy coś z tym zdziałam i czy mój mąż się na to zgodzi.

Jeżeli są jakieś inne pomysły co mogłabym jeszcze zrobić to chętnie posłucham, bo ja nie widzę nic innego. A może czegoś jeszcze nie zauważam?
selecja
Posty: 33
Rejestracja: 18 mar 2019, 14:42
Jestem: szczęśliwą żoną
Płeć: Kobieta

Re: Znowu kryzys, czy to koniec?

Post autor: selecja »

Cześć wszystkim.
Dawno już nie pisałam w tym wątku mimo, że często czytam inne.
Smutne to, że tak wiele ludzi ma problemy.

Chciałabym podzielić się tym co u mnie się dzieje. A jest to i wiele i niewiele.
Nie poszłam na terapię. W pewnym momencie doszłam do wniosku, że jest to niepotrzebne.
Wyprowadziłam się jak pisałam już poprzednio z mieszkania od teściowej.
Nadal wynajmuje pokój.

Moje relacje z mężem są bardzo dobre. Od kwietnia czy maja, nie pamiętam dokładnie, nie padło więcej słowo rozwód.

Mój mąż stwierdził, że się zmieniłam. Że jestem taka jak kiedyś, uśmiechnięta, radosna, bez ciągłych frustracji. Ma rację, odżyłam tutaj. Już nie chodzę zdenerwowana, jestem spokojna i szczęśliwa.

Mąż najczęściej mieszka ze mną, chyba że ja mam spotkanie z kimś na mieście.
Wspólnie planujemy naszą przyszłość, nasz dom. Wspólnie spędzamy czas, cieszymy się sobą.
Początkiem przyszłego roku planujemy przeprowadzkę tym razem do wspólnego domku.

Kłócimy się rzadko, a nawet jeżeli to szybko się godzimy, a nasze kłótnie nie wywołują już wstrząsów jak kiedyś.
Czuję się tak jakoś bezpiecznie.

Odnośnie teściowej to czasami ją odwiedzam. Nie przeszkadza już mi. Nasze relacje są dobre. Urodziny męża też robiłam u niej, bo chciałam, żeby była. Więc już dużo wcześniej się z nią umówiłam.

Staram się chodzić do kościoła, i aby Bóg był obecny w moim i naszym życiu.
Raz mi idzie lepiej a raz gorzej.
Niestety mój mąż nie wierzy. Chodzi ze mną do kościoła, bo kiedyś mi to obiecał, ale to wszystko.
Nie chodzi do spowiedzi, bo twierdzi, że nie wierzy, więc nie będzie kłamał. Choć raz mi powiedział, że zazdrości mi takiej wiary.

Czasami tylko smutno mi, kiedy patrzę na pełne rodziny z dziećmi i wtedy myślę o naszych stratach.
Chciałabym mieć w życiu dzieci, ale to nie takie proste.

Czy nasz kryzys minął?
Nie wiem. Nie chcę jeszcze niczego stwierdzać.
Dlatego nic nie zmieniałam na moim profilu.
Zobaczę za pół roku, za rok, może za dwa.
Jak będzie wyglądać nasze życie, kiedy na stałe zamieszkamy u siebie.

Może ktoś dzięki mojemu postowi się uśmiechnie. Tego właśnie życzę każdemu, uśmiechu :)
Z Bogiem ;)
burza
Posty: 497
Rejestracja: 29 maja 2018, 22:23
Płeć: Kobieta

Re: Znowu kryzys, czy to koniec?

Post autor: burza »

Witaj Selecjo, fajnie, że budujecie od nowa, jeśli chce dwoje to można, twoja historia to potwierdza. . U mnie nadzieja już coraz mniej , nie wszystkie małżeństwa, można uratować i ostatnio od kilku dni, takie myśli przewijają mi się po głowie po co czekam? Być może, i ja powinnam układać sobie nowe życie. Po co czekać na męża , jak nie ma szans na nawrócenie a tym bardziej na powrót.
JolantaElżbieta
Posty: 748
Rejestracja: 14 wrz 2017, 8:03
Płeć: Kobieta

Re: Znowu kryzys, czy to koniec?

Post autor: JolantaElżbieta »

burza pisze: 14 wrz 2019, 7:59 Witaj Selecjo, fajnie, że budujecie od nowa, jeśli chce dwoje to można, twoja historia to potwierdza. . U mnie nadzieja już coraz mniej , nie wszystkie małżeństwa, można uratować i ostatnio od kilku dni, takie myśli przewijają mi się po głowie po co czekam? Być może, i ja powinnam układać sobie nowe życie. Po co czekać na męża , jak nie ma szans na nawrócenie a tym bardziej na powrót.
Od zaakceptowania i pogodzenia się z tym, ze mąż nie wróci można zacząć nowe życie, id utraty nadziei - paradoksalnie, ale tak jest :-)
Triste
Posty: 445
Rejestracja: 11 kwie 2019, 9:14
Jestem: po rozwodzie
Płeć: Kobieta

Re: Znowu kryzys, czy to koniec?

Post autor: Triste »

burza pisze: 14 wrz 2019, 7:59 Witaj Selecjo, fajnie, że budujecie od nowa, jeśli chce dwoje to można, twoja historia to potwierdza. . U mnie nadzieja już coraz mniej , nie wszystkie małżeństwa, można uratować i ostatnio od kilku dni, takie myśli przewijają mi się po głowie po co czekam? Być może, i ja powinnam układać sobie nowe życie. Po co czekać na męża , jak nie ma szans na nawrócenie a tym bardziej na powrót.
Szanse są zawsze. Ale chyba sens w tym żeby czekać nie czekając. Zająć się sobą i swoim życiem.
I nie czekać usilnie na powrót.
burza
Posty: 497
Rejestracja: 29 maja 2018, 22:23
Płeć: Kobieta

Re: Znowu kryzys, czy to koniec?

Post autor: burza »

No ale wiecie to nowe życie, to miałam na myśli znaleźć sobie kogoś. Zaobserwowałam to, będąc na firmowej imprezie jeśli bym tylko chciała. Ale noszę, cały czas to obraczke z pierscionkiem razem na palcu, nawet jeden kolega powiedział, wyrzuć to z palca, które wie bo odstraszasz innych. Mąż jest taki szczęśliwy i idzie do przodu. A ja co? Liczę na cud, ale go nie będzie. Wiem też, że to zły tak mnie kusi i maci. Deklaruje, że nie ale nie wiem jak będzie, jeśli mąż taki szczęśliwy. I zapomniał o tym co mi przyrzekal.
JolantaElżbieta
Posty: 748
Rejestracja: 14 wrz 2017, 8:03
Płeć: Kobieta

Re: Znowu kryzys, czy to koniec?

Post autor: JolantaElżbieta »

Dlatego lepiej sie pogodzić, że małżonek nie wróci - jeśli nas nie kochał i męczył się z nami, to nie ma nawet za co go winić. Niczyja wina - tak bywa. Byli z nami nieszczęsliwi, teraz znaleźli szczęście - nawrócą się, Pan Bóg im przebaczy i będą żyli długo i szczęsliwie. Ot cała prawda:-)
s zona
Posty: 3079
Rejestracja: 31 sty 2017, 16:36
Płeć: Kobieta

Re: Znowu kryzys, czy to koniec?

Post autor: s zona »

burza pisze: 14 wrz 2019, 10:45 No ale wiecie to nowe życie, to miałam na myśli znaleźć sobie kogoś. Zaobserwowałam to, będąc na firmowej imprezie jeśli bym tylko chciała. Ale noszę, cały czas to obraczke z pierscionkiem razem na palcu, nawet jeden kolega powiedział, wyrzuć to z palca, które wie bo odstraszasz innych. Mąż jest taki szczęśliwy i idzie do przodu. A ja co? Liczę na cud, ale go nie będzie. Wiem też, że to zły tak mnie kusi i maci. Deklaruje, że nie ale nie wiem jak będzie, jeśli mąż taki szczęśliwy. I zapomniał o tym co mi przyrzekal.
Burzo , ale Ty pamietasz ....

Nie jeden raz , kiedy moj maz zachowywal sie podle , modlilam sie o sily , zeby przez to przejsc .. bo samej , z malymi dziecmi bez zadnego wsparcia , tego finansowego rowniez ..nie bylo latwo ..

Mnie pomagala przylgniecie do krzyza i oddawanie tego cierpienia Bogu .. I ta sciezka , mimo ze trudna, ale z podniesiona glowa ...
Chociaz Zly tez nie spi , kiedy Cie korci " zlap za rozaniec".. kiedys to tutaj uslyszalam i tego sie trzymam ..

Zanim zaczelam Kroki , tez mnie nosilo i wtedy przeczytalam post Zeni i urywek z ksiazki Levisa " Listy starego diabla do mlodego " zadziwiajace , jak jestesmy manipulowani .. A zaczyna sie od malych ,niepozornych rzeczy ...
Gdybys miala ochote posluchac
Listy Starego Diabła do Młodego (część 1)
https://www.youtube.com/watch?v= 8HHMMRgjWg
chociaz ja osobiscie lubie wracac do ksiazki ..https://www.tolle.pl/pozycja/listy-star ... do-mlodego
Z modlitwa - dzisiaj za nas wszystkich przed Relikwiami Sw Krzyza
https://www.google.com/search?q=st+Croi ... MnhLVLOHLM:

Ps Burzo , zauwazylas , ze 7 pazdziernik to Matki Bozej Rozancowej :)
burza
Posty: 497
Rejestracja: 29 maja 2018, 22:23
Płeć: Kobieta

Re: Znowu kryzys, czy to koniec?

Post autor: burza »

S żona, tego dnia mam pierwszą sprawe rozwodowa, dokładnie 7pazdziernik. Oddaje to Bogu.
selecja
Posty: 33
Rejestracja: 18 mar 2019, 14:42
Jestem: szczęśliwą żoną
Płeć: Kobieta

Re: Znowu kryzys, czy to koniec?

Post autor: selecja »

burza pisze: 14 wrz 2019, 7:59 Witaj Selecjo, fajnie, że budujecie od nowa, jeśli chce dwoje to można, twoja historia to potwierdza. . U mnie nadzieja już coraz mniej , nie wszystkie małżeństwa, można uratować i ostatnio od kilku dni, takie myśli przewijają mi się po głowie po co czekam? Być może, i ja powinnam układać sobie nowe życie. Po co czekać na męża , jak nie ma szans na nawrócenie a tym bardziej na powrót.
Dziękuję.
Śledzę Twój wątek.
Nie wszystkie małżeństwa można uratować. Też tak kiedyś myślałam. Moje spojrzenie na temat małżeństwa zmieniło się diametralnie po przeczytaniu książki "ile jest warta Twoja obrączka".

Teraz powiem tak. Niczego nie mogę obiecać, niczego nie mogę przewidzieć.
A wiele zależy od Ciebie. Ale wierzę, że każde małżeństwo można uratować jeżeli tylko tego będzie chciał Bóg.

Niestety nie powiem tutaj nic więcej poza tym co inni użytkownicy. Wiem jednak jak ciężko jest trwać w swoich postanowieniach mimo ciągłych pokus.
Mi było ciężko momentami. Tobie pewnie jest jeszcze ciężej.

W chwilach słabości wiedz jednak, że są tutaj ludzie, którzy popierają takie trwanie w małżeństwie mimo trudności.
Masz córkę dla której warto się starać.

Mam nadzieję, że wszystko się ułoży także u Ciebie. Wierzę, że tak będzie jeżeli tylko się postarasz ;)
Z Bogiem ;)
ODPOWIEDZ