Dziękuję Ukasz za Twoją opinię.
Dziękuję. Twój wątek przeczytałam już cały jeszcze początkiem tego roku. Śledzę go na bieżąco, ale nie czuję się kompetentna żeby cokolwiek tam napisać, mogę jedynie Ci kibicować.
Ukasz pisze: ↑12 maja 2019, 9:55
selecja pisze: ↑04 maja 2019, 23:52
Odkąd poznałam męża, chyba się uzależniłam od niego.
Kierują mną emocje. Często jak mnie zostawia samą na noc to nie wiem co robię.
Po prostu nie jestem w stanie sama usiedzieć w miejscu w pokoju, brakuje mi go, czuję się samotna.
Od wczoraj do dzisiaj południa byliśmy cały czas razem, było cudownie, ja mieszkając tutaj w końcu odżywam.
Po jego powrocie do tamtego mieszkania nagle mi pisze smsa, że nie chce już ze mną być.
Z tego, co piszesz - na pewno uzależniłaś się od niego i to bardzo. To jest toksyczna relacja. Jeżeli nie odzyskasz siebie, swojej wolności, nie pokochasz naprawdę, nie zbudujecie dobrej relacji. Oplatasz go jak bluszcz, wieszasz się na nim emocjonalnie. On widzi i czuje, że nie zostawiasz przestrzeni na relację, że lgniesz do niego z wewnętrznego przymusu, a nie wolnej decyzji. Oczywiście przejaskrawiam tu jeden aspekt Waszej relacji, ale bardzo ważny i wymagający naprawy.
Ja uważałem, że taka zależność to miłość. Byłem z niej dumny. A teraz widzę, że w ten sposób przyczyniłem się do zupełnego rozpadu więzi. Dotknąłem swojego dna. Pokochałem żonę od nowa, już w wolności, ale dla niej to było za późno. Może jeszcze kiedyś będziemy razem. W tej chwili nie jesteśmy.
Tego Ci życzę, abyście byli kiedyś razem.
Odnośnie mojej sytuacji to też tak myślę, że trochę się uzależniłam.
Zaczynając od początku:
1. Nigdy nie szukałam męża, kiedy się pojawił starałam się zawsze utrzymać własną niezależność, nie chciałam aby mąż był całym moim światem
2. W czasie małżeństwa zawsze miałam i dalej mam grono swoich znajomych, tylko swoje zainteresowania poza wspólnymi.
3. Kiedy mieszkaliśmy razem: to nigdy nie broniłam mężowi wychodzić ze znajomymi, jeżeli się umawiał. Sama też wychodziłam, kiedy zapragnęłam się spotkać z którąś koleżanką, czy wyjść gdzieś bez męża. Czasami miałam poczucie, że potrzebuję czasu tylko dla siebie, bez męża, tak po prostu pobyć sama ze sobą. Zawsze to mężowi deklarowałam wcześniej i potem taki dzień lub dwa sobie robiłam.
Także wyjazd do moich rodziców czasem sobie sama organizowałam kiedy pragnęłam pobyć bez męża.
Nieraz kiedy wracałam z pracy do mieszkania to zajmowałam się swoimi sprawami a mąż swoimi.
Nigdy nie czułam się od niego uzależniona.
To mąż nieraz mówił, że chce spędzać ze mną więcej czasu.
4. Obecnie: odkąd się wyprowadziłam na początku było mi bardzo ciężko, bo wcześniej zawsze czułam, że mimo, że zajmuję się sobą, to mąż jest obok blisko. W tym momencie zabrakło mi tego. Poczułam, że wracam do pustego łóżka, było to dla mnie takie smutne i dziwne.
Zaczęłam zauważać, że uzależniłam się trochę od męża.
Użyłam słowa "trochę", ponieważ, kiedy jest między nami dobrze, oraz kiedy wiem, że mąż ma po prostu inne plany oraz nie mam takiego dziwnego uczucia, że coś jest nie tak i mąż może mi za chwilę napisać, że to koniec to nie przeszkadza mi nasze rozdzielenie, jestem wtedy w stanie zająć się sobą, swoimi sprawami, spotkaniem ze swoimi znajomymi itp.
Gorzej kiedy jesteśmy pokłóceni, lub czuję że coś jest nie tak.
To wszystko zauważyłam dopiero, kiedy zamieszkaliśmy osobno, nie przypuszczałam nawet, że mogę się od kogokolwiek tak uzależnić.
Inna sprawa, że kiedy jesteśmy pokłóceni to wiem teraz, bo mąż mi to powiedział, że on potrzebuje wtedy czasu dla siebie, potrzebuje to przemyśleć, zamiast rozmawiać. Dlatego staram się teraz pracować nad tym, żeby go w takim momencie nie oplatać jak bluszcz, jak to określiłeś. Jest to dla mnie bardzo trudne i niczego nie mogę obiecać, ale wiem, że tak trzeba, tak postanowiłam i będę do tego dążyć.
Ostatnio bardzo dużo ze sobą rozmawiamy, a mąż naprawdę się stara, ja też. Po tej kłótni, którą tutaj opisałam, napisałam list do męża, który wręczyłam mu osobiście. Opisałam w nim wszystko co sama czułam, bez obwiniania kogokolwiek. Pozostawiłam go wtedy samego, aby sobie na spokojnie go przeczytał. Myślę, że z pewnych spraw zdał sobie sprawę.
Zapytałam się też męża, czy czuje się przeze mnie osaczony. Stwierdził, że nic takiego nie czuje. Myślę więc, że nie zauważa tego w taki sposób jak ja.
Zauważyłam jednak, że zdał sobie sprawę, jak bardzo to, że nie mieszkam obecnie z jego matką ma leczniczy wpływ na mnie, na niego, na nas i nasze małżeństwo. Sam mi to zakomunikował.
Czasami zastanawiam się, czy to jest rzeczywiście kwestia odcięcia pępowiny. Zawsze mam wrażenie, że to jego matka potrzebuje go bardziej, niż on jej. Z tego co mi wiadomo, więcej czasu spędza sam w swoim pokoju przy komputerze, niż z matką.
Ostatnio mąż spędza ze mną dużo czasu, często nocuje w mieszkaniu wynajmowanym, choć z rana, żeby wziąć prysznic wraca tam.
Ukasz pisze: ↑12 maja 2019, 9:55
To świetnie, że macie taki plan. Bo dalsze mieszkanie z teściową - przy jej zachowaniu - byłoby gwarancją rozpadu Waszego małżeństwa.
Zgadzam się z tym.
Ukasz pisze: ↑12 maja 2019, 9:55
Pytanie tylko, czy za kilka miesięcy, w obecnym stanie Waszych relacji, to nie będzie za późno. Sprawa tego, czy mąż będzie w tym czasie mieszkał z Tobą, a mamę odwiedzał w miarę potrzeby, czy mieszkał z nią, a Ciebie odwiedzał, jest kluczowe.
Dokładnie, ale wydaje mi się, że obecnie nie jestem w stanie nic z tym zrobić.
Myślę, że powinnam decyzję pozostawić mężowi i zaufać mu, że jednak dotrzyma swoich obietnic.
Ukasz pisze: ↑12 maja 2019, 9:55
Argument, że nie chce mieszkać w wynajmowanym mieszkaniu, nie jest poważny.
Sądzę zresztą, że to naciągany pretekst. Że on po prostu nie potrafi odciąć pępowiny i stać się dorosły. Że za kilka miesięcy okaże się, że z jakiegoś innego powodu, równie głupiego, znów nie będzie w stanie wyprowadzić się od mamy.
Nie jest poważny. Ale takie ma obecnie myślenie. Myślę, że jest szczery, po prostu ma swoje przekonania. Wydaje mi się, że sam musi się nauczyć, a jedyne co mogę zrobić to egzekwować jego własne słowa i obietnice.
Ukasz pisze: ↑12 maja 2019, 9:55
Być może tylko postawienie go przed wyborem - albo Ty albo mama - byłoby w stanie skłonić go do decyzji, by stać się dorosłym człowiekiem i mężem. Tyle, że Ty teraz nie jesteś w stanie tak mu pomóc. On nie potrafi uwolnić się od dziecinnej relacji z mamą, Ty - od uzależnienia od niego.
Oboje bardzo potrzebujecie pomocy. Dobry terapeuta, który byłby autorytetem dla Was obojga, byłby na wagę złota.
Niestety wydaje mi się, że nawet jakbym postawiła go obecnie przed takim wyborem to nie byłby go w stanie podjąć. Druga sprawa, ja obecnie też nie jestem w stanie takiej decyzji podjąć, bo musiałabym być przygotowana na całkowite rozstanie, a naprawdę w tej chwili nie jestem. I sama się sobie dziwię, naprawdę.
Tak dobry terapeuta może mógłby coś zdziałać. Zostało mi tutaj kilku poleconych i zobaczę, czy coś z tym zdziałam i czy mój mąż się na to zgodzi.
Jeżeli są jakieś inne pomysły co mogłabym jeszcze zrobić to chętnie posłucham, bo ja nie widzę nic innego. A może czegoś jeszcze nie zauważam?