Iwonella7
Trochę mnie wywołałaś do tablicy, bo jednak ... bagatelizujesz problem.
Kiedy poznałam mojego męża najgorszym wyrazem, którego używałam był wyraz k...de. A jeśli usłyszałam od kogoś wyraz k...a - no to już patola była. Totalny margines.
A mój mąż potrafił w rozmowie, dowcipie używać bardzo mocnych przekleństw, które były aż absurdalnie nieprzystawalne.I nawet śmieszne przez to. No i ten ton. To był pierwszy człowiek, który używał brzydkich słów w sposób, który mnie bawił i śmieszył. Do dzisiaj mnie to bawi, ale nie każdy tak potrafi używać brzydkich słów np. ja nie potrafię, u mnie to zawsze razi.
No, ale przestawało być śmiesznie, kiedy w kłótni, albo nawet bez kłótni, słyszałam takie słowa, często kierowane bezpośrednio do mnie. No i ten ton głosu: agresywny, napastliwy, prostacki. I te ruchy pełne agresji.
Niestety, ja słucham i czytam ze zrozumieniem. Wyraz k...a, s...ka ma dla mnie swoje pejoratywne znaczenie.
Bardzo to przeżywałam, długo w sobie nosiłam, słyszałam w głowie. Też reagowałam urazami, wycofywaniem się, długim nieodzywaniem. Tym bardziej, że mój mąż porzucał błotem, wyrzygał na mnie i ... udawał się do swoich zajęć. Zrelaksowany, spokojny, dla niego ... sprawy nie było. On się tylko zdenerwował, a raczej ... to ja go zdenerwowałam. Dochodziło w pierwszych latach do scen dantejskich. Najczęściej reagowałam lodowatą obojętnością (ja wiem z jakim trudem mi to przychodziło), ale często także wybuchałam. Nic nie pomagało: prośby, grożby, wychodzenie, a nawet także potem agresja. On po prostu redukował sobie w ten sposób stres. Więc to ja nauczyłam się opanowywania, wszędzie zabierałam ze sobą klucze (od domu, od samochodu) , bardzo rzadko piłam na imprezach, aby w stosownym czasie udać się do domu.
Podsumowując.
U niego nic się nie zmieniło, przez lata byłam jego koszem na emocjonalne odpady. Tak samo jak inne osoby przebywające zbyt blisko w nieodpowiednim czasie.
Ja - niestety: osłuchałam się, także umiem rzucać mięsem (ponad 20 lat praktyki). Trudno mi się tego pozbyć, bo to taki łatwy sposób na redukcję emocji. Ale ja nie rzucam mięsem do człowieka. Do dzisiaj czasami tak robię, no a w moim wykonaniu to zawsze brzmi fatalnie. Szczęśliwie, nadal mnie bawi, kiedy ktoś robi to fajnie i w zabawny sposób.
Niestety, niby zwiększyłam swoją odporność na agresję, obelgi, ale nie byłam w stanie do końca oddzielić zachowania od człowieka. Więc: agresja słowna, obelgi, połączone z alkoholem spowodowały, że nie miałam szacunku do mojego męża, pomimo ogromu pracy włożonego w to. A raczej miałam za mało szacunku.
Oczywiście dodam,że ja także mam wady, każdy człowiek redukuje stres z reguły w niefajny sposób, chodzi raczej o częstotliwość i skalę.
Mam dla Ciebie propozycję: ustaw sobie jakąś kamerę, czy nagrywarkę. Ty wiesz gdzie i w jakich sytuacjach Cię nosi. A potem z czystym sumieniem daj sobie czas, moc. Niech to trwa długo.
A potem sobie to odsłuchaj.
Bo ja jak sobie czasami przypomnę ten ton, agresję, obelgi - to dzisiaj oddycham z ulgą, że z nim nie jestem. Inna jakość życia. I w domu często cisza.
Dzisiaj wiem, że z moim doświadczeniem uciekałabym jak najdalej od takiego człowieka.
Nie odczytuj tego jako atak na Ciebie, dzielę się po prostu swoim doświadczeniem.
A tylko Ty masz szansę to zmienić. Nie czekaj, aż od dzieci usłyszysz taką wiązankę.