Czy można jeszcze żyć po tym wszystkim?

Refleksje, dzielenie się swoimi przeżyciami...

Moderator: Moderatorzy

agatta
Posty: 3
Rejestracja: 30 cze 2019, 19:58
Jestem: w kryzysie małżeńskim
Płeć: Kobieta

Re: Czy można jeszcze żyć po tym wszystkim?

Post autor: agatta »

Marylko kochana! Nie przywykłam, że ktoś mnie wspiera ot tak za nic...Jesteś wspaniałym, bezinteresownym człowiekiem i cieszę się, ze udaje Ci się być szczęśliwą, ze umiesz żyć. Mój mąż zawsze deprecjonował moje osiągnięcia, pomysły, wszystko...Przestałam mu opowiadać np. o pracy, bo jak się na coś czasem żaliłam /jak Ty byś to nazwała w stanie obniżonego nastroju/ to od razu wypalał mi, że nic nie umiem, że jestem leniwa i że on mnie zna...Uświadamiam sobie teraz jak bardzo mi zależało na utrzymaniu tych małżeńskich pozorów przed wszystkimi. Ja te wszystkie chwile wyparłam z pamięci, dopiero jak mi ktoś przypomni, skojarzę. Ciągle nadęty, na początku małżeństwa chorobliwie zazdrosny...kiedyś zapytałam dlaczego jest zazdrosny skoro nie daje mu powodów? A on zasugerował, że najważniejsze, żeby nie wyszedł na frajera, ze tu nie chodzi o mnie, ważny jest jego wizerunek. Moim problemem jest to, że nie potrafię jak widać ocenić sytuacji. Już dopatrywałam się w sobie win wszelakich, nawet w rozmowie z Panem Bogiem ciągle przepraszam...za to, że nie potrafiłam mimo tylu starań utrzymać rodziny. Wydawało mi się, ze wyręczanie męża z jego obowiązków spowoduje, że on mnie doceni, że jak nie będzie musiał robić sam, to ten czas poświęci dzieciom i mnie...Doszło do tego, że jak coś było dla mnie za ciężkie do zrobienia lub wymagało po prostu pomocy drugiego to też mnie zbywał: "Masz dzieci!" "Jak sobie wychowałaś tak masz". Tak szczerze...to dopiero teraz w naszym domu jest szczęście, choć rodzina niepełna. Mój syn bardzo bał się ojca, bo jak brał go ze sobą do pracy, to ciągle się wydzierał, ze syn nic nie umie, nie wie jak używać narzędzi etc...Fakt...mimo, że dzieci dorosłe to jakoś trudno mi odciąć do końca pępowinę i jak np. coś w domu trzeba wywiercić, to wolę żeby syn pomagał, a ja jestem głównym wykonawcą. Córka jest bardziej za ojcem, potrafiła zawsze sprostać jego wymaganiom, aż dopadł ja incydent anorektyczny, spowodowany podobno zbytnim dążeniem do ideału. Codziennie byłam u niej w szpitalu, nie wiedziałam jak jej pomóc, ona była w jakimś amoku, a ja po prostu byłam z nią, trwałam mimo, ze nie chciała mnie widzieć. Mąż bagatelizował, przekonywał, że u nastolatek to normalne. Córka wyszła z tego i teraz jest moja przyjaciółką, wydoroślała, ma chłopaka i nareszcie jest szczęśliwa...Znów "rzuciłam" faktami z życia, które wyparłam...przynajmniej wiem dlaczego zapłaciłam za to wszystko depresją. Mój instynkt samozachowawczy na szczęście nie zawiódł. teraz mam plan, żeby pomyśleć o sobie. Maz wyprowadził się 15 miesięcy temu, jak pisałam to ja pękłam i kazałam mu się wynosić. Potem zaczęłam się panicznie bać, wszystkiego..np. bałam się stać w korku, wjeżdżać na mosty etc. jakby ten strach był karą za to, co zrobiłam mężowi...Dochodzę do wniosku, że on jest wampirem...Wiem już jak radzić sobie z lękiem..powoli może dowiem się jak radzić sobie z życiem.
Inna
Posty: 332
Rejestracja: 23 lip 2017, 21:47
Jestem: po rozwodzie
Płeć: Kobieta

Re: Czy można jeszcze żyć po tym wszystkim?

Post autor: Inna »

Agatto
Coraz więcej podobieństw widzę...
W moim domu, też jest więcej szczęścia, swobody, zrozumienia i szacunku i wiele by wymieniać, odkąd męża nie ma, czyli od 5 lat.
Z tą różnicą, że to córka się ojca bała, co oczywiście niesie dalej na swoich plecach, bo pewne schematy zaostały.
Ale teraz na prawdę jesteśmy lepszą rodziną, choć niepełną. I to mówią moje dzieci.
One, tak jak i ja, nie mogły być sobą, gdy mąż z nami mieszkał.
Zawsze musiało być tak jak on chciał, a jak tak nie było to ..... leciały.
Ja, to już w ogóle zdania nie miałam...
Ale nie o tym przecież chciałam napisać
To wyręczanie męża i to wypieranie pewnych faktów, a także stwarzanie pozorów to nie tylko twój, ale i mój i pewnie wielu osób na forum.
Wiem co pomyślisz, chciałaś dobrze.
Ja też chciałam.
Ale mój mąż niekoniecznie...
Z początku też bardzo przeżywałam, że wyrzuciłam męża.
Teściowie mi nie pomagali (a mieszkam z nimi nadal), wręcz mnie obarczali winą, że się męża pozbyłam.
A ja w końcu powiedziałam dość. W końcu postawiłam granice.
Jeśli da ci to jakieś pocieszenie, to ja osobiście ci tu piszę, że można być mega szczęśliwą bez męża.
Mąż to nie Bóg
Bez Boga ani rusz.
Nie powiem, mam jeszcze smutne momenty, ale przecież życie nie składa się z samych radosnych chwil.
Bedziesz jeszcze pogodna i szczęśliwa.
Uwierz.
Mnie - sceptyczce się to udało.
Trochę pracy w to trzeba bylo wlożyć, ale warto.
Do mnie bardzo przemawiały słowa, że to mój czas, że ten czas mam wykorzystać na rozwój osobisty, że nie czas na użalanie.
I jeszcze jedno pytanie do Ciebie.
Zastanów się jednak nad nim troszkę.
A za czym tak bardzo tęsknisz?
"Wszystko mogę w Tym, który mnie umacnia"
(Flp 3,14)
marylka
Posty: 1372
Rejestracja: 30 sty 2017, 17:01
Jestem: szczęśliwą żoną
Płeć: Kobieta

Re: Czy można jeszcze żyć po tym wszystkim?

Post autor: marylka »

Inna - po tym co napisałaś widze że jesteśmy bliźniaczo podobne :)
Cały ten schemat przed i po wyprowadzce u mnie byl taki sam.
Ja bylam przerażona jak sobie sama poradze.
Przebudzila mnie corka jak powiedziała - w sumie to sie nic nie zmieni bo i tak ty wszystko robiłaś.
I to była prawda.
No i ten luz....dzieci byly jak żołnierze przy generale z mężem. Żadnych rozmow śmiechów tylko rozkazy i szukanie - gdzie zrobiły błąd.
Ostatecznie to mąż zapragnął byc w domu gdzie byl śmiech wspólne spanie wszystkich na jednym łóżku ogladanie filmow wspólnych wieczornych i szkoła....jedynki jak były to o nich mowiły. Wcześniej klamały żeby nie było darcia.
A i ja sie wyluzowałam.
Z każdym dniem czulam jak schodzi ze mnie napiecie.
Poczulam że mam wplyw na moje życie i jest całkiem fajne :)
Dzis jestesmy razem ale na naszych już stworzonych warunkach.
I....wszyscy jestesmy szcześliwi.
Mąż też :)
Zajeło nam to 2 lata w osobnym życiu.
Nie mowie że caly czas sielanka trwa bo potrafimy sie wkurzać na siebie.
Ale nauczyliśmy sie rozmawiac ze soba.
I mowić przepraszam!
No i razem się modlimy.
Potwierdzam - bez Boga nic nie wskurałabym ale z Bogiem nie ma nic niemożliwego!
Pozdrawiam
marylka
Posty: 1372
Rejestracja: 30 sty 2017, 17:01
Jestem: szczęśliwą żoną
Płeć: Kobieta

Re: Czy można jeszcze żyć po tym wszystkim?

Post autor: marylka »

Agata - właśnie słucham konferencji i pomyślałam, że może chciałabys też posłuchać.
Znasz ks. Pawlukiewicza?
https://youtu.be/-EfeRmsW9fo
ODPOWIEDZ