"NIE" dla kryzysu
: 12 lip 2019, 22:12
Witajcie,
Wspólnota Sychar obiła mi się o uszy już jakiś czas temu, ale wtedy myślałam, że jest to społeczność zarezerwowana dla ludzi tylko w trakcie lub po rozwodzie. Oj jak bardzo się myliłam, oj jak bardzo się z tego cieszę
Pomimo, że moje małżeństwo nie tkwi jeszcze w głębokim kryzysie, jak niektórych z Was, to mam nadzieję, że zechcecie wysłuchać mojej historii i napisać co o tym wszystkim sądzicie. Chcę się w końcu "wygadać", bo nie mam komu... Wstydzę się tego, że nam się nie układa, wstydzę się tego co robi mój mąż...
Jesteśmy razem od 12 lat, a po ślubie 5 lat, rodzicami jesteśmy od 1,5 roku. Przez ten długi okres przed ślubem chyba nie udało mi się dostatecznie poznać męża lub po prostu miałam jakieś klepki na oczach.
Problem numer 1 wypłynął zaraz po ślubie. Zawsze wiedziałam, że rodzice (szczególnie mama) są dla Niego ważni, że bardzo się o nich troszczy i im pomaga. Imponowało mi to, że ma do nich szacunek. Pomyślałam wtedy, że przełoży to na naszą, właśnie dopiero co założoną nową rodzinę, ale już w pierwszym dniu dał mi odczuć, ze moja osoba, moje potrzeby będą na DRUGIM miejscu. Czułam się bardzo źle w tym wszystkim, ale stwierdziłam, że jest to do przeżycia, nie ma związków idealnych. Nie sądziłam, że pojawi się problem nr 2.
Odkryłam to mniej więcej rok po ślubie. Przypadkiem włączyłam historię przeglądarki internetowej. Okazało się, że mąż w pracy, niemal codziennie przesiaduje na czacie erotycznym, a od czasu do czasu odwiedza strony pornograficzne. Powiedziałam mu wtedy, że mi się to nie podoba, że nie chcę aby flirtował z innymi kobietami. Jak się domyślacie obietnicy nie dotrzymał, za to zaczął kłamać, że tego nie robi. Były z mojej strony prośby i groźby. Zachowywał się jakby nie obchodziły go moje uczucia. Przechwyciłam kilka jego rozmów z kobietami. Kreuje się tam na osobę zupełnie inna niż jest. Mniej więcej od 1,5 roku znam jego nick. Kiedy mam czas, sama się tam loguję żeby z nim pisać, żeby nie flirtował z obcymi. Do dziś sprawdzam codziennie historie. On oczywiście niczego się nie domyśla. Teraz temat pornografii bardzo się rozwinął. Widzę że szuka coraz większych doznań. Na razie nie ma żadnej realnej kowalskiej. Co nie zmienia faktu że czuję się zdradzona. Jak mam gorszy dzień to naprawdę wkurzam się na niego o bzdury. Ale to tylko upust mojej skrywanej frustracji.
Od mniej więcej 2 lat doszedł problem nr 3. Unikanie zbliżeń. Do momentu jak staraliśmy się o dziecko było okej. Jak zaszłam w ciążę niemal sex przestał istnieć. Tłumaczył to tym, że boi się o dziecko itd. Ale później kiedy już właściwie wróciłam do swojej kondycji po porodzie wcale nic się nie zmieniło. Zbliżenia co 1- 2-3 miesiące. Tak jest do dziś. Nie ma z jego strony żadnej czułości w moim kierunku. Nie patrzy mi w oczy. Nie patrzy na mnie. Sam nie inicjuje zbliżeń. Odrzuca moje "zaloty".
Myślę, że brak komunikacji między nami mogę śmiało nazwać problemem nr 4 w naszym małżeństwie. Nie wiem jak do niego dotrzeć. Nasze rozmowy wyglądają mniej więcej tak, że on rozłożony na kanapie z pilotem w ręku i skacze między kanałami, a ja prowadzę swój monolog. A później mi mówi że przecież rozmawialiśmy, a ja jak zwykle się czepiam. Nie potrafię do niego dotrzeć. Czuję jakbym uderzała w jakąś skorupę w która się schował. Proponowałam mu żebyśmy poszli na jakieś rekolekcje lub terapię, że skoro nie umiemy się porozumieć, to może ktoś nam w tym pomoże. Ale on uważa że nie ma takiej potrzeby.
Naprawdę była bym może w stanie żyć w takim związku. Uśmiechać się do wszystkich i udawać że jest okej. Ale mamy dziecko. Nie chcę córce na starcie zniszczyć życia (ddd). Chcę żeby widziała miłość między swoimi rodzicami. Czasem mam takie myśli, że on może nigdy mnie nie kochał. Ze związał się że mną dla wygody, dla dobra swoich rodziców, którzy mają pomoc również z mojej strony.
Wiem, że nie zasługuję na takie traktowanie. Cały czas staram się być jak najlepszą żona, dbać o niego, o dom, teraz o dziecko. A on nie docenia mojej pracy, którą wykonuję codziennie w domu. Gardzi obiadem, gardzi tym że jest posprzątane, że śpi w czystej pościeli itd. Jest mu to obojętne -to jego słowa.
Kiedyś go zapytałam, czy uważa że nasze małżeństwo przechodzi kryzys. Usłyszałam, że tak nie uważa. Ja myślę że stoimy na krawędzi. Ale ja nie chcę dopuścić do kryzysu. Nie wiem jaka jest definicja kryzysu, ale dla mnie jest on wtedy kiedy małżonkowie czują się nieszczęśliwi. Nie wiem co mam robić, żeby poprawić nasze relacje. Mam wrażenie, że ja cały czas łatam to wszystko. Ale powoli zaczynam pękać. To trwa już zbyt długo.
Mój mąż jest bardzo pracowitym człowiekiem, czasem mam wrażenie że aż za bardzo. Chodzimy co niedzielę na Mszę Święta, mówi że modli się za nas. Tkwi w tym jakąś sprzeczność z tym co robi. To samo w sytuacji jego wrażliwości na cierpienie innych ludzi czy zwierząt - przysłowiowej muchy nie zabije, a to że jego żona jest nieszczęśliwa jest mu obojętne. On doskonale wie co zrobić żeby mi dokuczyć- pokazać że jestem mu nie potrzebna, że sam też potrafi o siebie zadbać, ugotować, posprzątać, uprasować itd.
Nie wiem już co mam robić, już nie mam siły walczyć o choćby minute uwagi że strony męża. Czuję tylko obojętność z jego strony. Nie chcę dopuścić do większego kryzysu. Nie chcę żeby pojawiła się kowalska. Nie chcę nigdy usłyszeć już z jego ust słowa rozwód. Mam być bierna? Nie reagować? Udawać że wszystko jest dobrze? Nie dawać już się ponosić emocjom? Postawić na łagodność charakteru? Czy podjąć jakieś radykalne kroki?
Wspólnota Sychar obiła mi się o uszy już jakiś czas temu, ale wtedy myślałam, że jest to społeczność zarezerwowana dla ludzi tylko w trakcie lub po rozwodzie. Oj jak bardzo się myliłam, oj jak bardzo się z tego cieszę
Pomimo, że moje małżeństwo nie tkwi jeszcze w głębokim kryzysie, jak niektórych z Was, to mam nadzieję, że zechcecie wysłuchać mojej historii i napisać co o tym wszystkim sądzicie. Chcę się w końcu "wygadać", bo nie mam komu... Wstydzę się tego, że nam się nie układa, wstydzę się tego co robi mój mąż...
Jesteśmy razem od 12 lat, a po ślubie 5 lat, rodzicami jesteśmy od 1,5 roku. Przez ten długi okres przed ślubem chyba nie udało mi się dostatecznie poznać męża lub po prostu miałam jakieś klepki na oczach.
Problem numer 1 wypłynął zaraz po ślubie. Zawsze wiedziałam, że rodzice (szczególnie mama) są dla Niego ważni, że bardzo się o nich troszczy i im pomaga. Imponowało mi to, że ma do nich szacunek. Pomyślałam wtedy, że przełoży to na naszą, właśnie dopiero co założoną nową rodzinę, ale już w pierwszym dniu dał mi odczuć, ze moja osoba, moje potrzeby będą na DRUGIM miejscu. Czułam się bardzo źle w tym wszystkim, ale stwierdziłam, że jest to do przeżycia, nie ma związków idealnych. Nie sądziłam, że pojawi się problem nr 2.
Odkryłam to mniej więcej rok po ślubie. Przypadkiem włączyłam historię przeglądarki internetowej. Okazało się, że mąż w pracy, niemal codziennie przesiaduje na czacie erotycznym, a od czasu do czasu odwiedza strony pornograficzne. Powiedziałam mu wtedy, że mi się to nie podoba, że nie chcę aby flirtował z innymi kobietami. Jak się domyślacie obietnicy nie dotrzymał, za to zaczął kłamać, że tego nie robi. Były z mojej strony prośby i groźby. Zachowywał się jakby nie obchodziły go moje uczucia. Przechwyciłam kilka jego rozmów z kobietami. Kreuje się tam na osobę zupełnie inna niż jest. Mniej więcej od 1,5 roku znam jego nick. Kiedy mam czas, sama się tam loguję żeby z nim pisać, żeby nie flirtował z obcymi. Do dziś sprawdzam codziennie historie. On oczywiście niczego się nie domyśla. Teraz temat pornografii bardzo się rozwinął. Widzę że szuka coraz większych doznań. Na razie nie ma żadnej realnej kowalskiej. Co nie zmienia faktu że czuję się zdradzona. Jak mam gorszy dzień to naprawdę wkurzam się na niego o bzdury. Ale to tylko upust mojej skrywanej frustracji.
Od mniej więcej 2 lat doszedł problem nr 3. Unikanie zbliżeń. Do momentu jak staraliśmy się o dziecko było okej. Jak zaszłam w ciążę niemal sex przestał istnieć. Tłumaczył to tym, że boi się o dziecko itd. Ale później kiedy już właściwie wróciłam do swojej kondycji po porodzie wcale nic się nie zmieniło. Zbliżenia co 1- 2-3 miesiące. Tak jest do dziś. Nie ma z jego strony żadnej czułości w moim kierunku. Nie patrzy mi w oczy. Nie patrzy na mnie. Sam nie inicjuje zbliżeń. Odrzuca moje "zaloty".
Myślę, że brak komunikacji między nami mogę śmiało nazwać problemem nr 4 w naszym małżeństwie. Nie wiem jak do niego dotrzeć. Nasze rozmowy wyglądają mniej więcej tak, że on rozłożony na kanapie z pilotem w ręku i skacze między kanałami, a ja prowadzę swój monolog. A później mi mówi że przecież rozmawialiśmy, a ja jak zwykle się czepiam. Nie potrafię do niego dotrzeć. Czuję jakbym uderzała w jakąś skorupę w która się schował. Proponowałam mu żebyśmy poszli na jakieś rekolekcje lub terapię, że skoro nie umiemy się porozumieć, to może ktoś nam w tym pomoże. Ale on uważa że nie ma takiej potrzeby.
Naprawdę była bym może w stanie żyć w takim związku. Uśmiechać się do wszystkich i udawać że jest okej. Ale mamy dziecko. Nie chcę córce na starcie zniszczyć życia (ddd). Chcę żeby widziała miłość między swoimi rodzicami. Czasem mam takie myśli, że on może nigdy mnie nie kochał. Ze związał się że mną dla wygody, dla dobra swoich rodziców, którzy mają pomoc również z mojej strony.
Wiem, że nie zasługuję na takie traktowanie. Cały czas staram się być jak najlepszą żona, dbać o niego, o dom, teraz o dziecko. A on nie docenia mojej pracy, którą wykonuję codziennie w domu. Gardzi obiadem, gardzi tym że jest posprzątane, że śpi w czystej pościeli itd. Jest mu to obojętne -to jego słowa.
Kiedyś go zapytałam, czy uważa że nasze małżeństwo przechodzi kryzys. Usłyszałam, że tak nie uważa. Ja myślę że stoimy na krawędzi. Ale ja nie chcę dopuścić do kryzysu. Nie wiem jaka jest definicja kryzysu, ale dla mnie jest on wtedy kiedy małżonkowie czują się nieszczęśliwi. Nie wiem co mam robić, żeby poprawić nasze relacje. Mam wrażenie, że ja cały czas łatam to wszystko. Ale powoli zaczynam pękać. To trwa już zbyt długo.
Mój mąż jest bardzo pracowitym człowiekiem, czasem mam wrażenie że aż za bardzo. Chodzimy co niedzielę na Mszę Święta, mówi że modli się za nas. Tkwi w tym jakąś sprzeczność z tym co robi. To samo w sytuacji jego wrażliwości na cierpienie innych ludzi czy zwierząt - przysłowiowej muchy nie zabije, a to że jego żona jest nieszczęśliwa jest mu obojętne. On doskonale wie co zrobić żeby mi dokuczyć- pokazać że jestem mu nie potrzebna, że sam też potrafi o siebie zadbać, ugotować, posprzątać, uprasować itd.
Nie wiem już co mam robić, już nie mam siły walczyć o choćby minute uwagi że strony męża. Czuję tylko obojętność z jego strony. Nie chcę dopuścić do większego kryzysu. Nie chcę żeby pojawiła się kowalska. Nie chcę nigdy usłyszeć już z jego ust słowa rozwód. Mam być bierna? Nie reagować? Udawać że wszystko jest dobrze? Nie dawać już się ponosić emocjom? Postawić na łagodność charakteru? Czy podjąć jakieś radykalne kroki?