Wytwać w tęksnocie, żalu i bólu. Przepraszam, muszę się wypisać.

Refleksje, dzielenie się swoimi przeżyciami...

Moderator: Moderatorzy

Lukasz.wroc
Posty: 56
Rejestracja: 30 cze 2019, 0:04
Jestem: w separacji
Płeć: Mężczyzna

Wytwać w tęksnocie, żalu i bólu. Przepraszam, muszę się wypisać.

Post autor: Lukasz.wroc »

Hej

40 latek z typowym tu problemem... Odeszła bo nie umiałem być wartościowym mężem.

Opiszę historię, będzie trochę przydługawa, jednak to daje mi ulgę. Ulgę w bólu jaki noszę.
A aktualnie przeżywam jego nawrót.

Forum czytam od… hmm nie pamiętam, pewnie od około pół roku. Przerobiłem również inne fora, głównie kobiece, aby postarać się zrozumieć co się stało. Zrozumieć kobietę.
Nie zawsze były to sensowne dyskusje, ALE, dzięki nim i pewnej kobiecie, która do mnie napisała, dzisiaj po 6 miesiącach jestem innym człowiekiem, który wraca na drogę z Bogiem.

Było tak...

Po 7 latach małżeństwa a 10 znajomości, 25 listopada zeszłego roku żona powiedziała, że się wypaliła. Że nie kocha mnie jak męża. Że kocha mnie jak brata lub nawet ojca. Daję jej poczucie bezpieczeństwa, ale nie jest szczęśliwa. Że nie tak powinna żona kochać męża.

Zabrakło między nami szczerych rozmów i te wszystkie mikropękniecia zebrały się w kanion, a potem tama pękła.
Byliśmy zgodnym małżeństwem (w sensie nadal jesteśmy formalnie). Zjechaliśmy kawał świata, mieliśmy te same poglądy, te same żarty nas śmieszyły. Raziło nas to samo... Ot, wygodne, zdrowe życie bez fajerwerków. Sporo rutyny.

Po tym jak zakomunikowała mi, że chce się wyprowadzić próbowałem analizować wiele rzeczy, skąd taka nagła zmiana u niej.
Tak, wiem NAGŁA - to tylko mi się tak wydawało. Ona pewnie to nosiła w sobie od dłuższego czasu. Zresztą sama stwierdziła, że przepłakała sporo nocy.
Jednak jako facet nie potrafiłem zrozumieć, jak to jest, że 2 tygodnie temu żona była czuła, ciepłym głosem zwracała się do mnie, żartowała, dzwoniła, przytulała się itd.
A tu nagle z dnia na dzień stała się oschła, zimna jak głaz, trzymająca uczucia na wodzy, bez mrugnięcia powieką mówi "Twoje" zamiast "nasze" . Nie chce dotyku. Unika wzroku.
Gdy usiedliśmy do poważnej rozmowy, powiedziała, że zdała sobie sprawę że nie jest szczęśliwa. Że jestem i byłem jej najlepszym przyjacielem, ale tylko to. Zaklinała się, że nikogo nie ma bo wtedy byłoby łatwiej odejść. Osoba, która biegła do mnie rano 2 tygodnie wcześniej i tuliła się mówiąc, że miała zły sen, osoba, która na kartce urodzinowej własnoręcznie zrobionej napisała, że bardzo kocha swojego męża, a koleżankom mówiła, że nigdy złego słowa nie powie o swoim mężu - z dnia na dzień stała się zimna jak głaz, twarda, głos jej się zmienił i nie potrzebuje dotyku i która zostawia swój ukochany ogród i wszystko w co włożyła masę serca i siły przez lata, a co dawało jej mega satysfakcję.
Ta osoba z dnia na dzień zostawia to wszystko mówiąc że wypaliły się uczucia.
Ciężko mi to po prostu było zrozumieć.Zapytałem wtedy tylko raz czy myśli o rozwodzie ? Odpowiedziała, że tak chyba byłoby najbardziej fair. To był jedyny moment gdy padło słowo rozwód.
Czułem się wtedy dosłownie tak, jakby ktoś mi ją podmienił na niepoznaną wcześniej siostrę bliźniaczkę.


Dzisiaj jest tak...

Po ponad pół rok od wyprowadzki żony (mieszka w miasteczku 10 km dalej – mieszkamy w Anglii) zrozumiałem sporo rzeczy, kobiecą psychikę ciut więcej rozumiem, kobiece postrzeganie świata i oczekiwania. Głównie dzięki o. Szustakowi, bp.Rysiowi i innym.
Zrozumiałem, że totalnie wszystko zawalałem przez lata. Byłem dokładnie takim mężem, jakim się powinno być, gdy chce się w końcu stracić żonę. Niestety z domu nie wyniosłem dobrych wzorców od ojca. A najgorsze, że wydawało mi się, że jestem całkiem dobrym mężem. Co więcej wszyscy nasi znajomi to sądzili, że my wzorowe małżeństwo. Trzeba z nas brać przykład. Zresztą 90% z nich nadal tak sądzi, bo mało kto wie co się u nas dzieje. Mieszkamy ponad 6 lat poza Polską.

Od marca zagłębiłem się totalnie w tematykę małżeństw. Z początku nawet nie pod kątem religijnym tylko zrozumienia relacji damsko-męskich.
Przez ten okres starałem się ŻYĆ. Pojechałem na wakacje, zadbałem o siebie o dom i ogród, pracowałem (znalazłem nową, lepszą pracę) mam nowe, jak sądzę wartościowe hobby, nie popadłem w nałogi. Ogólnie patrząc na mnie z zewnątrz, poukładałem sobie klocki.
Żona średnio raz na miesiąc pisała co u mnie słychać. Czy wszystko w porządku. Ja zawsze odpisywałem, że tak, że jest OK. Ot taka krótka wymiana.
Odchodząc w styczniu powiedziała, że chciałaby, żebyśmy zostali przyjaciółmi, bo wie, że nie znajdzie nikogo takie jak ja – w sensie przyjaciela.
Przeprosiłem, ale powiedziałem, że moje uczucie jest za silne i nie dałbym rady tego oddzielić. Że nadal kocham jak żonę. Uszanowała to.

Przedwczoraj napisała do mnie czy może wpaść bo będzie w pobliżu. Ot tak na chwilkę. Wahałem się, ale w końcu stwierdziłem, że minęło już pół roku jak się nie widzieliśmy i powinno być ok.
Ona też zapytała, jak długo będziemy siebie unikać.
Nie było źle. Rozmowy co tam u nas, jak w pracy, ot typowe. Choć nie zauważyłem w niej jakieś tęsknoty za miejscem, w którym jednak była kiedyś szczęśliwa. Była nadal stanowcza, bez emocji. Zapytała, dlaczego nie wynajmę komuś pokoju. A dla mnie to już był sygnał: nadal nie dopuszcza nawet takiej możliwości, że tutaj zamieszka ponownie.
Zamówiłem jej taksówkę i pojechała po godzinie do siebie.

A mnie niestety ponownie zaatakował straszny ból. Wszystko wróciło. Prawie paniczny atak żalu, tęsknoty. Łaziłem cały wieczór po domu w te i we wte modląc się o siłę, żeby to przetrwać. Jak w transie.
Ogarnął mnie smutek, który trwa do tej chwili gdy to piszę. I strach. Strach przed być może nieuchronnym... że nigdy więcej nie przytulę mojej żony i nie zaśniemy w objęciach czuć swój zapach.

Żona nadal jest sama. Nie ma i nie miała nikogo do kogo by odeszła. Naprawdę, jak to stwierdziła, chciała być wobec mnie fair i nie udawać szczęśliwej.
Gdy ją zapytałem, wtedy wcześniej, w momencie odejścia, dlaczego nie możemy się starać zbudować coś nowego, pójść na terapię, stwierdziła, że zna siebie, że nie dałaby rady, że nie zmusiłaby się do tego.

To wszystko jest bardzo skomplikowane. Moja żona ma bardzo złożony charakter. Miała dużo złych rzeczy w domu rodzinnym. Bardzo ciężko jest z niej wydobyć rozmowę o uczuciach. Zawsze tak było. Musiałem dedukować z różnych przesłanek. Dzisiaj też nie wiem co się dzieje w jej serduszku.
Jestem pełen podziwu, że zdecydowała się odejść, będąc totalnie samą w obcym kraju, wynajmując pokój zamiast domu z ogrodem aby być wobec mnie fair.
Jestem pełen szacunku dla niej. Ja nie wiem czy bym miał tyle odwagi, aby to rozegrać.
Jest bardzo silną osobowością.

Wczoraj zauważyłem, że nie nosi obrączki i pierścionka. Ona zdziwiła się, że ja nadal noszę.
Nadal nie wspomina nic o rozwodzie. Twierdzi również, że ostatnią rzeczą jakiej jej potrzeba teraz to związek z kimś.
Wiem, że to, iż odzywa się do mnie raz na miesiąc to przez to, że jak stwierdziła nigdy nie będę jej obojętny. Ja też nie mam tu nikogo i pewnie Ona się o mnie trochę martwi.
Choć przyznam, że chciałbym wierzyć, że tęskni. Że to są chwilę gdy ma gorszy dzień i chciałaby się np. przytulić i zapłakać. Pisze głównie wieczorami. Pewnie przed zaśnięciem.
Ja zawsze w odpowiedziach jej powtarzam - JESTEM. W razie problemów, choroby.
Mamy tylko siebie. Jam mam jeszcze rodziców w Polsce, żona ma tylko siebie.
Ona to wie, że może na mnie liczyć.

Dzięki dziwnemu zbiegowi okoliczności zostałem zachęcony przez pewną dziewczynę, która napisała do mnie prywatną wiadomość na innym forum, żebym spróbował się modlić.
Pierwszy mój odruch: eh... jakaś (przepraszam) nawiedzona...
Ale chwilę potem myśl: a co mi szkodzi. W końcu nic odkrywczego - Jak trwoga to do Boga.

No i modlę się tak od marca. Modlę się codziennie. Bóg to mój jedyny towarzysz. Odmówiłem różne nowenny.
Modliłem się nawet zjeżdżając na nartach czy biegając na bieżni. W kieszeni mam zawsze różaniec. Gdy nachodzi mnie zła chwila ściskam go mocno. Modlę się różańcem, modlę się aktami strzelistymi. Ot krótkie słowa. A gdy już jest bardzo źle, to wtedy powtarzam cały czas jak mantrę: nie moja wola, lecz Twoja niech się stanie.
Co niedziela chodzę do kościoła. Na szczęście jest 30 km ode mnie polski kościół.

Aktualnie jestem w trakcie kolejnej n.pompejańskiej w intencji mojej siły, męstwa i mądrości (również zrozumienia woli bożej i ludzi).
Modlę się również stale za otworzenie serca mojej żony. Za to, aby Bóg dał jej siłę, aby nie bała się spróbować (o matulu, gdyby ona to przeczytała co ja właśnie piszę, to dopiero by sobie pomyślała. Nie jest osobą praktykująca. Wierząca – pewnie tak, ale nigdy nie rozwinęło jej się to właściwie z racji trudnego dzieciństwa i zaniedbań w tym temacie).

Modlę się siłą nas obojga, w imieniu nas obojga, bo moja żona jest daleko od Boga. Jest dobrą kobietą.
Więc proszę Boga o to aby otworzył jej serduszko na kolejną próbę. Choć dzisiaj ona twierdzi, że tak się nie stanie i swoim nastawieniem jakby to potwierdza.
Modlę się, jak wspomniałem, o siłę dla siebie i zrozumienie tego co wokół. Siłę do akceptacji tego czego nie mogę zmienić.
Mam 40 lat, sprawny, zdrowy facet. Jednak czasami mam wrażenie, że nie potrafię udźwignąć tego już dłużej. Ciągle i ciągle oglądam o.Szustaka. Zrobiłem sobie playlistę odcinków „na trudne chwile”. Cały czas ich słucham lub się modlę, aby zagłuszyć strach, zwątpienie. A zwątpienie przychodzi coraz częściej. Nie zwątpienie w miłość, ale szanse odbudowy małżeństwa. Szczególnie po takiej wizycie jak wczoraj gdy widziałem, że tak naprawdę nie wiele się zmieniło w mojej żonie. Że nie jest szczęśliwa w tym jak żyje, jak wygląda jej życie, ale mimo to nadal nie chce (boi się ???) spróbować walki o nowe – stare małżeństwo. A może po prostu przyszła po resztę swoich drobnych rzeczy, które są w domu ? Może jest aż tak zablokowana na mnie, że potrafi na zimno rozegrać taką wizytę ?

Chcę wierzyć, że to może nie ten czas. Że pół roku to nie jest długo. No bo w końcu nie jest w porównaniu do 10 lat, które spędziliśmy w 99% czasu razem. Nawet w pracy.
Tylko potrzebuję siły aby wytrwać w wierze. Aby byś silnym za nas oboje i czekać... rok, dwa... nie wiem ile. Póki będę w stanie kochać. Obym kochał na zawsze. Nawet jeśli urzędnik potwierdzi, że nie jesteśmy już małżeństwem, będę się modlił o siłę, aby wytrwać dalej w tej miłości.
I nie, to nie jest samobiczowanie się. Ja teraz rozumiem o wiele więcej. Są sprawy, które są nadrzędne i im trzeba być wiernym. W dzisiejszym świecie są przykryte grubą warstwą wielu fałszywych rzeczy dających poczucie szczęścia.
Żonę sakramentalną ma się tylko jedną w życiu. Nie ma innej możliwości. A to, że będzie się żyło w pojedynkę, nie oznacza, że będzie się nieszczęśliwym. Sakrament jest niezbywalny. Żona zawsze pozostanie żoną, a mąż mężem.

Wierzcie lub nie, ale odstawiłem leki, które brałem przez ostatnie 20 lat. Próbowałem wcześniej, ale nie udawało mi się. Pozbyłem się też jednego bzdurnego nałogu (nic wielkiego, ale denerwował żonę), również po kilkudziesięciu latach.
To jest niesamowite, skąd ta siła we mnie. Tłumaczę sobie to tak, że Pan Bóg gdy zobaczy, że pracuję szczerze nad sobą, że edukuję się jak być lepszym człowiekiem, że jestem gotów na kolejny etap, to mnie w niego wprowadzi.
To może być etap powrotu mojej żony i zbudowania naszego małżeństwa od nowa z NOWYM JA, z moją wiedzą, poprawionym charakterem, bo wtedy moja atrakcyjność wzrośnie.
Ale może to być etap tego, że moją żona wystąpi o rozwód i zwiąże się z innym mężczyzną.
A ja będę musiał wygaszać swoją troskę o nią bo nie będę miał prawa mieszać się w jej nowe życie. Wygaszać troskę, ale nie miłość.

Nie boję się samotnych świąt czy innych uroczystości. To da się przeżyć. Już przeżyłem Boże Narodzenie i Wielkanoc. Nie boję się w ogóle samotności. Jak wspominałem wcześniej, wybrałem się na wakacje, wsiadłem w auto i zrobiłem kilka tysięcy km po Europie i może to głupio zabrzmi, ale były to jedne z moich najlepszych wakacji w życiu. Choć samemu.

Jednak ta wczorajsza wizyta strasznie mnie wybiła z rytmu. Bardzo dużo mnie to kosztuje, gdy widzę moją żonę niby ze mną luźno rozmawiającą, ale jednak zamkniętą w sobie, na dystansie, gdy choć minimalna zmiana tematu innego niż "a co tam w pracy"? wywołuje w niej jakby... taką blokadę i rzekłbym nawet agresję.
Normalnie jakby jej osoba budowała natychmiast mur i mówiła: nie, stop, nie dawaj mi tego, nie chcę tej troski !
A z drugiej strony sama osłabia co jakiś czas ten mur pisząc do mnie i proponując spotkanie.
Wiem, że to zabrzmi jakbym był znawcą ludzkich charakterów, ale wg mnie ona walczy ze sobą. Walczy jej charakter, jej uczucia, jej nawyki nabrane z przeszłości i walczy jej codzienna słabość.
No bo jak to inaczej zrozumieć ?
Z moich obserwacji wynika, że nic się nie zmieniło od ponad pół roku. Ja sam chcący naprawiać, żona sama zblokowana na wszystko co dotyczy naszej przeszłości.

Nie wiem czy chciałbym żonę zobaczyć w ciągu następnego roku. Ale boję się również, że być może ona tym samym sprawdza czy coś się zmieniło w niej wobec mnie gdy mnie zobaczy. Nie chciałbym tej ewentualnej szansy zablokować.

I tak o to właśnie dzisiaj napisałem po raz pierwszy na tym forum. Aby podzielić się moim bólem. Dać to komuś. Tak się ułożyło, że nie mam nikogo koło siebie, z kim mógłbym usiąść i porozmawiać. Po części też to moja „zasługa”. Nie kochałem ludzi. Stroniłem od nich. Nie potrzebowałem.
Teraz uczę kochać się na nowo. Każdego. Nawet wroga.
Wiem, wiem. To wszystko może wyglądać na pisaninę kogoś kto w średnim wieku, nagle doznał cierpienia i teraz zaczyna się „cudownie nawracać”. Ale to nie jest tak. Ja naprawdę mam szczerą chęć nauki wszystkiego. Nauki miłości, nauki bycia pomocnym i ofiarnym. Nauki tego co jest na tej planecie najważniejsze.
Inaczej, nawet gdyby Bóg dał mojemu małżeństwu drugą szansę ja mogę jej nie zauważyć, albo nie wykorzystać. Bo przecież Bóg za mnie tego nie naprawi co zepsułem, prawda ?
Więc proszę nie oceniajcie mnie w ten sposób, bo w sumie gdzie jak nie tu mogę tak otwarcie o tym pisać, mówić ?
O Bogu i relacjach z ludźmi.

Co jest dziwne, od kilku miesięcy mój, jakby to nazwać, próg tolerancji na radość, szczęście ale i krzywdę ludzką czy zwierzęcą... mocno obniżył.
Nadal jestem tym samym 40 letnim facetem, ale niesamowicie się wzruszam. Nie potrafię powstrzymać łez gdy widzę dziecko biegnące do matki. Gdy widzę psa, który cieszy się na widok właściciela itp.
Że o filmach nie wspomnę, gdzie wcześniej nawet mi powieka by nie drgnęła.
Niesamowite ilości łez wylewam. Pewnie to mój organizm wyrównuje poziom żalu jaki w sobie noszę...

To chyba tyle...
Awatar użytkownika
Nirwanna
Posty: 13319
Rejestracja: 11 gru 2016, 22:54
Jestem: po rozwodzie
Płeć: Kobieta

Re: Wytwać w tęksnocie, żalu i bólu. Przepraszam, muszę się wypisać.

Post autor: Nirwanna »

Witaj na forum,
Obficie opisałeś... ale to dobrze. Wygadanie się potrzebne jest, a to dobre miejsce.
Na pewno zaraz sycharki się odezwą, ja tylko przypomnę Ci o zasadzie anonimowości i nie podawaniu charakterystycznych szczegółów. I zachęcę do czytania lektur, zwłaszcza tych poświęconych DDX, mam wrażenie że dużo ważnej wiedzy w nich znajdziesz.
Nie żyje się, nie kocha się, nie umiera się - na próbę
Jan Paweł II
Monti
Posty: 1260
Rejestracja: 21 mar 2018, 18:14
Jestem: po rozwodzie
Płeć: Mężczyzna

Re: Wytwać w tęksnocie, żalu i bólu. Przepraszam, muszę się wypisać.

Post autor: Monti »

Witaj,
Dobrze, że tu trafiłeś, bo możesz być pewien, że otrzymasz dużo wsparcia i zrozumienia, tak bardzo potrzebnego w tym okresie żałoby, który przeżywasz.
Ja też jestem trochę ponad pół roku po rozstaniu, a jutro akurat mam siódmą rocznicę ślubu. Co jakiś czas powraca żal i tęsknota, ale staram się wypełnić sobie czas różnymi zajęciami, żeby nie myśleć za dużo.
Z tego co piszesz wynika, że znacznie dojrzałeś przez ten czas, zblizyłeś się do Boga. To bardzo dobrze. Idź dalej tą drogą, a wierzę, że odnajdziesz pokój serca, nawet jeśli sprawy nie poukładają się tak, jak byś tego chciał.
"Szukaj pokoju, idź za nim" (Ps 34, 15)
Lukasz.wroc
Posty: 56
Rejestracja: 30 cze 2019, 0:04
Jestem: w separacji
Płeć: Mężczyzna

Re: Wytwać w tęksnocie, żalu i bólu. Przepraszam, muszę się wypisać.

Post autor: Lukasz.wroc »

Tak.. Musiałem się wypisać. Wyrzucić to z siebie. Wiem, pamiętam o regulach forum, dziękuję za podpowiedź odnośnie lektury. Napewno skorzystam.
Lukasz.wroc
Posty: 56
Rejestracja: 30 cze 2019, 0:04
Jestem: w separacji
Płeć: Mężczyzna

Re: Wytwać w tęksnocie, żalu i bólu. Przepraszam, muszę się wypisać.

Post autor: Lukasz.wroc »

Monti pisze: 03 sie 2019, 16:12 Witaj,
Dobrze, że tu trafiłeś, bo możesz być pewien, że otrzymasz dużo wsparcia i zrozumienia, tak bardzo potrzebnego w tym okresie żałoby, który przeżywasz.
Ja też jestem trochę ponad pół roku po rozstaniu, a jutro akurat mam siódmą rocznicę ślubu. Co jakiś czas powraca żal i tęsknota, ale staram się wypełnić sobie czas różnymi zajęciami, żeby nie myśleć za dużo.
Z tego co piszesz wynika, że znacznie dojrzałeś przez ten czas, zblizyłeś się do Boga. To bardzo dobrze. Idź dalej tą drogą, a wierzę, że odnajdziesz pokój serca, nawet jeśli sprawy nie poukładają się tak, jak byś tego chciał.
Tak, ja też naszą rocznicę przeżyłem niedawno. Nie jestem w stanie pojąć jak żona może być taka twarda. Taka bez emocji. Jakby całkiem inna osoba.
A z drugiej strony odnoszę wrażenie z tego o co pyta gdy się kontaktuje ze mną raz na jakiś czas, że chciałaby "zjeść ciastko i mieć ciastko". W razie czego, żebym był w pobliżu. To dopytywanie się co dalej zamierzam, czy nie wracam do kraju itp. Aż kiedyś ją zapytałem dlaczego o takie detale pyta. Nie odpowiedziała konkretnie, tylko coś w stylu, że po prostu chciałaby mi pomóc w pozamykaniu pewnych spraw.
Ponadto, pamiętam, że kilka miesięcy temu gdy po raz pierwszy jej powiedziałem, że wracam do kraju, to odniosłem wrażenie jakby "strachu w jej oczach". Że mnie nie będzie w pobliżu.
Tylko, że właśnie po takim spotkaniu jakie miało miejsce 2 dni temu, a które pewnie dla niej nie wiele znaczyło, ja się muszę "leczyć" przez kilka tygodni.
Nie jestem pewien czy powinienem godzić się na takie propozycje spotkań. W sensie, przeprosić, ale po raz kolejny wytłumaczyć, że to za trudne dla mnie.
Może za rok, za dwa gdy nie będziemy mieli kontaktu ze sobą, zobaczy sprawy w innym świetle ? Obojętnie w którą stronę nazwijmy to, ale jednak w innym, bardziej konkretnym i zadecyduje co chcę zrobić.
Choć znam ją na tyle i o uczuciach to niestety nie potrafi rozmawiać. Będzie obwiniać się w takim momencie gdyby chciała nawet coś przekazać mi, będzie sobie zarzucać beznadziejność, ale nie otworzy się przede mną szczerze.

Zdjęła obrączkę, o rozwodzie nie wspomina, a powrocie również nie. Co ja mam sobie myśleć ? Co robić ? Jak to do wzoru podłożyć, żeby spokojnie żyć dalej.
Kategorycznie przestać odpowiadać na jej co kilkutygodniowe "co tam u Ciebie, wszystko OK"?
Odmawiać ewentualnych spotkań ?
renta11
Posty: 842
Rejestracja: 05 lut 2017, 19:20
Płeć: Kobieta

Re: Wytwać w tęksnocie, żalu i bólu. Przepraszam, muszę się wypisać.

Post autor: renta11 »

Lukaszu

Bardzo dojrzały, wyważony post ładnie pokazujący jakim jesteś dzisiaj fajnym człowiekiem.

Co do Twojej żony.
1. w 90 % przypadków przy nagłym wypaleniu uczuć niestety uczucia zapalają się gdzie indziej, wtedy wcześniej czy później okazuje się, że wyskakuje jakiś kowalski, ale może u Twojej żony występuje właśnie te 10 % czyli prawdziwe wypalenie uczuć
2. z twojego opisu wynika, że żona miała trudne dzieciństwo, do tego nie ma rodziny (żadnej?) czyli prawdopodobnie jest DDA, DDD czy jakieś inne DD..., tutaj często jacek sychar wrzuca lekturę, która zobrazuje Ci z kim się związałeś, jak takie osoby myślą, funkcjonują
- Jim Conway, Dorosłe dzieci prawnie lub emocjonalnie rozwiedzionych rodziców. Jak uwolnić się od bolesnej przeszłości. Wydawnictwo Logos, Warszawa 2010
fragment za darmo jest tutaj:
http://www.rozwinacskrzydla.pl/studenci ... dzicow.pdf
- ks prof. Grzegorz Polok, „Rozwinąć skrzydła” i „W drodze do siebie”
http://www.rozwinacskrzydla.pl/
ale ponieważ wpływ masz tylko i wyłącznie na siebie, to proponuję zająć się właśnie sobą, co w sumie pięknie już robisz:
1. Szustak jest bardzo ok, ja jeszcze uzupełniłabym Dziewieckim, który z dystansem porządkuje sprawy
a jak się bardziej wyciszysz, to polecam Ci loty w kosmos, czyli wyższą szkołę jazdy
- https://www.youtube.com/channel/UCqn1lb ... OGLEc1YGwQ czyli medytacje u jezuitów
- http://www.przyjacielemm.pl/ czyli Gajdów z kontemplacją
to da Ci piękny wgląd w siebie i rozwinie Twoje osobistą relację z Bogiem.
A na koniec to widzę, że ten kryzys pięknie Ci się przysłużył: uwolnił Twoje emocje, otwiera oczy i serce na Boga i ludzi. ;)
Wiesz, jeśli Twoja żona miała b. trudne dzieciństwo, miała/ma problem z emocjami, ujawnianiem uczuć/komunikacją to raczej na wiele procent masz podobne problemy. Ludzie najczęściej wybierają się z powodu własnych dysfunkcji, które się wzajemnie uzupełniają, pozwalają odgrywać dramy z przeszłości rodziny z nadzieją, że ja rozwiążę ten węzeł gordyjski. A wychodzi jak wychodzi. Możesz się zastanowić, dlaczego wybrałeś taką kobietę, w jaką grę graliście i co z tego wyszło. To może być temat na psychoterapię. Także dlaczego Twoja żona wybrała Ciebie na męża, co jej to pozwoliło załatwiać? Ale to raczej tematy dla niej. Czy ona chodzi do jakiegoś psychologa? Bo jeśli odeszła od Ciebie, to coś ją przerosło, jakiś problem z nią jest nie rozwiązany. A może to Ty byłeś bardziej zdrowy i dla niej w związku z tym za nudny? Pytań wiele, odpowiedzi będą bardzo ciekawe.
W sumie, to masz co robić sam ze sobą, materiał na lata pracy. Poczytaj wątek
viewtopic.php?f=10&t=233
Dużo zrobiłeś ze sobą w te pół roku, podziwiam to. Przytulam Cię bardzo serdecznie.
św. Augustyn
"W zasadach jedność, w szczegółach wolność, we wszystkim miłosierdzie".
Monti
Posty: 1260
Rejestracja: 21 mar 2018, 18:14
Jestem: po rozwodzie
Płeć: Mężczyzna

Re: Wytwać w tęksnocie, żalu i bólu. Przepraszam, muszę się wypisać.

Post autor: Monti »

Są rożne szkoły. Zwolennicy twardej miłości rozumianej dosłownie pewnie by ucięli taki kontakt, twierdząc, że to małżeństwo, a nie koleżeństwo. Ja póki co szukam okazji do spotkań nawet przypadkowych, bo po prostu tęsknię. Czy to będzie miało jakiś wpływ na naszą relację - czas pokaże.
W sprawach małżeńskich nie ma jednego słusznego modelu działania. Każda sytuacja, mimo podobnych schematów, jest inna, dlatego wszelkie rwdy udzielane na forum musisz traktować z pewnym dystansem.
"Szukaj pokoju, idź za nim" (Ps 34, 15)
Awatar użytkownika
ozeasz
Posty: 4368
Rejestracja: 29 sty 2017, 19:41
Jestem: w separacji
Płeć: Mężczyzna

Re: Wytwać w tęksnocie, żalu i bólu. Przepraszam, muszę się wypisać.

Post autor: ozeasz »

Lukasz.wroc pisze: 03 sie 2019, 20:33 Zdjęła obrączkę, o rozwodzie nie wspomina, a powrocie również nie. Co ja mam sobie myśleć ? Co robić ? Jak to do wzoru podłożyć, żeby spokojnie żyć dalej.
Kategorycznie przestać odpowiadać na jej co kilkutygodniowe "co tam u Ciebie, wszystko OK"?
Odmawiać ewentualnych spotkań ?
Lukasz.wroc , a może przyjąć że i Ona sama nie wie co się dzieje?
Może:
  • ...warto dotrzymać obietnicy małżeńskiej na dobre i na złe, nawet jeśli żona ma teraz inne patrzenie ?
  • ...spróbować innych sposobów zrozumienia Jej samej oraz obecnych zachowań ?
  • ...na dzień dzisiejszy nie jest gotowa przedstawić Ci powodów, i nie jest pewna tego jak się zachowasz oraz boi się otworzyć ze strachu przed odrzuceniem ?
Powodów może być wiele.
Ważne jest jak Ty w tym wszystkim Ją potraktujesz, dzięki temu dowiesz się jaki jesteś, zweryfikujesz przez to swoje przekonania na temat miłości z rzeczywistością która jest i to już jest dobry powód aby na spokojnie poddać to wszystko refleksji.

Mam wrażenie, sam tak miałem, że często stajemy się zaborczy, zachłanni, szczególnie kiedy przychodzi lęk, lęk związany z tym, że współmałżonek zaczyna się inaczej zachowywać, lęk przed samotnością, przed nieznanym, dobrze sobie uświadomić, że zmiana jest nieodłącznym elementem życia.
Może warto te zmiany konstruktywnie wykorzystać do rozwoju, rozwoju osobistego, relacji ?

Jestem przekonany że wolność i szacunek jest podstawą związku, jest to trudna rzeczywistość miłości, ale bez tych dwóch cech myślę że ona sama nie istnieje.

Pozdrawiam serdecznie.
Miłości bez Krzyża nie znajdziecie , a Krzyża bez Miłości nie uniesiecie . Jan Paweł II
Ewuryca

Re: Wytwać w tęksnocie, żalu i bólu. Przepraszam, muszę się wypisać.

Post autor: Ewuryca »

Łukasz myśle, że nie wszystko da się podłożyć do wzoru, i jeszcze mieć pewność rezultatu. Jesli chodzi o mnie to jestem 2 lata po rozwodzie. Moj mąż przez całe te dwa lata utrzymywał ze mną kontakt: telefon, smsy, czasem spotkania, z tym ze mój mąż żyje ze swoją partnerką. Od pół roku kontakt ten jest dużo bardziej nasilony, tu na forum raczej radzono mi aby go zerwać, postawić mężowi ultimatum powrotu itd. Generalnie nie posłuchałam, każde spotkanie z mężem jest bardzo bolesne, myśle ze z psychologicznego punktu widzenia wręcz masochistowskie, ponieważ ja rozbudzam nadzieje, we wszystkim doszukuje się drugiego dna, a niestety dla niego to jest tylko spotkanie czy rozmowa bo akurat czuje się samotny, czy po prostu ma ochotę. Ja obrałam taką taktykę bo wydaje mi się że większe szanse dla nas są w momencie kiedy będziemy się widywać i spędzać razem czas niż jeśli ten kontakt zaniknie do zera. A dodam tylko że z kobiecego punktu widzenia najbardziej brakło mi męża kiedy dowiedziałam się o potencjalnej kowalskiej, wtedy poczułam największe zagrożenie i chęć naprawy (taki efekt psa ogrodnika).
ANDPOL
Posty: 3
Rejestracja: 29 lip 2019, 10:47
Jestem: w kryzysie małżeńskim
Płeć: Mężczyzna

Re: Wytwać w tęksnocie, żalu i bólu. Przepraszam, muszę się wypisać.

Post autor: ANDPOL »

Tak, jakbym widział siebie za jakiś czas, jak żona dopnie swego i się wyprowadzi. Tylko, że u mnie nie ma nadziei i pokoju a raczej zniechęcenie i frustracja. Kobiety niepojęte są...
Lukasz.wroc
Posty: 56
Rejestracja: 30 cze 2019, 0:04
Jestem: w separacji
Płeć: Mężczyzna

Re: Wytwać w tęsknocie, żalu i bólu. Przepraszam, muszę się wypisać.

Post autor: Lukasz.wroc »

Dziękuję Wam wszystkim za te słowa. Wzruszające. Naprawdę. Czuję Wasze wsparcie. Zdaje sobie sprawę z realiów i zawiłości ludzkiej psychiki. Nie można wskazać jednego rozwiązania.

Jak to jest powiedziane w tym przypietym poscie: dać czas czasowi.
A w między czasie żyć. Na początku trzeba się zmuszać do życia. Na siłę, choćby z płaczem. Potem jest lepiej...
Tylko po prostu czasami jest akurat ten zły dzień. Dzień gdy masz wrażenie, że nie wstaniesz do pracy, nie dasz rady, że tylko ból i cierpienie... Wiem, to przechodzi. Wiem.

I wiecie co, sądzę, że ta zmiana z dnia na dzień u mojej żony spowodowana była jakimś bodźcem zewnętrznym. Coś zobaczyła, może inna parę, kogoś spotkała, kto ją zafascynowal. I wtedy coś pękło. Wtedy wyrósł mur.
Nawet jeśli nie spotyka się z kimś fizycznie, to mentalnie tak. W jej głowie jest ktoś kto ma te cechy, których ja nie miałem, a których jej brakowało.

Tylko czy z mojego punktu widzenia ma jakiekolwiek to znaczenie czy moja żona spotyka się czy nie?
Tak sobie myślę, że to bez znaczenia w sumie. W naturze człowieka jest opór do przyznawania się prosto z mostu, że się robi coś co może spotkać się z brakiem akceptacji otoczenia.
Nie wiem czy gdybym ja kogoś poznał to miałbym odwagę no to żeby powiedzieć o tym wprost otwarcie. Pewnie też zachowywałbym się w taki sposób aby druga osobę zniechęcić, odsunąć się od niej. Chcąc w moim mniemaniu być jednak jeszcze w całej tej sytuacji fair i myśląc, że w ten sposób gdy podam inne wytłumaczenie, ta osoba będzie mniej cierpieć.

Więc tak, liczę się z tym, że moja żona nie jest ze mną do końca szczera odnośnie powodów odejścia. Choć jeszcze raz powtorze, że nie ważny jest efekt, ważne są przyczyny, które go spowodowaly.

Wiecie jak człowiek spędza długie godziny na studiowaniu i słuchaniu rzeczy związanych z jednym tematem, to po pewnym czasie widzi ta prawdziwa esensje życia. Mysli: przecież to oczywiste.
A jeszcze pół roku temu byłem jak slepiec na niektóre sprawy.
Bóg dał nam życie i wolna wolę, a my tego nie doceniamy. Kompletnie.
Pisząc to do Was jednocześnie jestem zdrowym, w pełni sił człowiekiem. Nie mogę narzekać na żadne prozaiczne sprawy. Więc dlaczego tego nie doceniam i zagłębia się w żalu. Tak nie powinno być.
Ta sytuacja ma mnie zmienić w kogoś lepszego. Kogoś komu klapki z oczu spadły.
I tego chce. Będę trwał w ulepszaniu się. Dla swojego dobra a i pewnie ku radości Boga, który nie będzie musiał się mną martwić :)
Będę nadal modlił się o sile i mądrość.
Lukasz.wroc
Posty: 56
Rejestracja: 30 cze 2019, 0:04
Jestem: w separacji
Płeć: Mężczyzna

Re: Wytwać w tęksnocie, żalu i bólu. Przepraszam, muszę się wypisać.

Post autor: Lukasz.wroc »

ANDPOL pisze: 04 sie 2019, 13:52 Tak, jakbym widział siebie za jakiś czas, jak żona dopnie swego i się wyprowadzi. Tylko, że u mnie nie ma nadziei i pokoju a raczej zniechęcenie i frustracja. Kobiety niepojęte są...
Hej, ale u mnie było tak samo. Żona wywracala oczami jak coś próbowałem mówić lub robić dla niej lub z nią. Była frustracja, była nawet wrogość w jej oczach. Momentami byłem aż przerażony. Jakby jej drugie ja z niej wyszło. Jakby jakąś żyłka w głowie pękła i zmieniła ja w jej "zła siostre bliźniacze".
Klara*
Posty: 39
Rejestracja: 19 wrz 2018, 8:58
Jestem: w kryzysie małżeńskim
Płeć: Kobieta

Re: Wytwać w tęksnocie, żalu i bólu. Przepraszam, muszę się wypisać.

Post autor: Klara* »

Aż się popłakałam.....
Bije z Ciebie taki spokój, mądrość i rozsądek ...
Widać, że dużo już przepracowałeś.
Kiedyś mądry ksiądz powiedział mi, że "kryzys po coś jest, nic nie dzieje się bez przyczyny" i miał rację ...zbliżyłam się do Jezusa i Jego Matki .....
To, że żona się kontaktuje z Tobą, pyta co słychać itd. to przez wyrzuty sumienia.
Jeśli tak jest, że jej uczucia do Ciebie się wypaliły, nie ma trzeciej osoby , to ciężka sprawa...., ale trzeba wierzyć i nie ustawaj w modlitwie .....
Lukasz.wroc
Posty: 56
Rejestracja: 30 cze 2019, 0:04
Jestem: w separacji
Płeć: Mężczyzna

Re: Wytwać w tęksnocie, żalu i bólu. Przepraszam, muszę się wypisać.

Post autor: Lukasz.wroc »

Klara* pisze: 14 sie 2019, 14:29 Aż się popłakałam.....
Bije z Ciebie taki spokój, mądrość i rozsądek ...
Widać, że dużo już przepracowałeś.
Kiedyś mądry ksiądz powiedział mi, że "kryzys po coś jest, nic nie dzieje się bez przyczyny" i miał rację ...zbliżyłam się do Jezusa i Jego Matki .....
To, że żona się kontaktuje z Tobą, pyta co słychać itd. to przez wyrzuty sumienia.
Jeśli tak jest, że jej uczucia do Ciebie się wypaliły, nie ma trzeciej osoby , to ciężka sprawa...., ale trzeba wierzyć i nie ustawaj w modlitwie .....
W tym tkwi też problem. Żona twierdziła, że brakuje mi spontaniczności, że daje jej poczucie bezpieczeństwa, ale jestem za bardzo poukładany.

Teraz nadchodzą mnie myśli, że może nasze małżeństwo nie było dobre od początku? W sensie, że różne charaktery, a moja żona zmuszał się podświadomie do zmiany i myślała, że tak jest dobrze, a teraz przez jakieś czynniki zewnętrzne i splot wydarzeń, to z niej wyszło?

Nie wiem. Mija miesiąc od jej wizyty, a ja czuję się jak połżywy. Mentalnie.
Ta wizyta zabiła we mnie duża część nadziei.
Modlę się teraz głównie Ojcze Nasz I Jezu Ty się tym zajmij... Oddałam od siebie myśli o przeszłości i przyszłości. Walczę z nimi, żeby przetrwać i "dać czas czasowo".
Modlę się o siłę i mądrość dla siebie.
Muszę wytrwać.

Pozdrawiam Was
tata999
Posty: 1172
Rejestracja: 29 wrz 2018, 13:43
Jestem: po rozwodzie
Płeć: Mężczyzna

Re: Wytwać w tęksnocie, żalu i bólu. Przepraszam, muszę się wypisać.

Post autor: tata999 »

Lukasz.wroc pisze: 29 sie 2019, 6:04
W tym tkwi też problem. Żona twierdziła, że brakuje mi spontaniczności, że daje jej poczucie bezpieczeństwa, ale jestem za bardzo poukładany.
Nie rozumiem. Jak Ty i inni to rozumiecie?
ODPOWIEDZ