Walka o ocalenie małżeństwa

Refleksje, dzielenie się swoimi przeżyciami...

Moderator: Moderatorzy

marylka
Posty: 1372
Rejestracja: 30 sty 2017, 17:01
Jestem: szczęśliwą żoną
Płeć: Kobieta

Re: Walka o ocalenie małżeństwa

Post autor: marylka »

W tym wszystkim optymistyczne jest że widzisz problem.
Żona już też wie
My tu wiemy
Teraz ruch i najwyższy czas isc dalej
Ja mysle że możesz wstapic do wspolnoty SA
Spotkasz tam historie ludzaco przypominajace Twoja.
Jeżeli nawet zdecydujesz że to nie miejsce dla Ciebie - to nikt Ciebie tam na sile trzymal nie bedzie. Spotkania sa dobrowolne.
Natomiast dowiesz sie jak sobie radza ludzie z checia samozaspokajania. I trwaja w trzezwosci już nawet dobrych pare lat.
Jeżeli Ty przez tyle lat
Jesteśmy z żoną razem od 12 lat, w związku małżeńskim od 9.
w zwiazku a wszedles w malżenstwo już z nawykiem/nałogiem
i dalej piszesz
Obecnie nie jestem w stanie wyeliminować problemu do "0"
to dajmy te 15 lat chyba Ci mowia, że problem masz?
I ten problem rozwala Ci malżeństwo a i życie Twoje wnet też rozwali

Twoja żona pewnie jest poobijana i przerażona. Zwlaszcza jak zacznie czytac o tym nałogu.
Pewnie stanie sie podejrzliwa i nieufna.
Może i złośliwa
Tak może byc bo ja taka reakcje mialam jak dowiedzialam sie calej prawdy o meżu.
I odeszlam
Jak on zrobil że jestesmy dziś razem?
Tego wlaśnie dowiedzial sie tam - wzajemnie sie wspieraja i dziela doswiadczeniem bo niestety ale malo jest pełnych zwiazkow.
Bardzo trudno odbudowac zaufanie. Bardzo. My je do dzisiaj budujemy.
Wracając - Twoj nałóg ujrzal światlo dzienne i czas sie z tym rozprawić. A i nie zapominaj o żonie - ona teraz bedzie miala mega cieżki okres w życiu.
Jak to zrobić?
Potrzebujesz wsparcia, wspolnoty
Jestem przekonana że w SA znajdziesz wsparcie
Tu w sycharze jak najbardziej też
Tyle, że nalóg rzadzi sie innymi prawami. Jak na przyklad pisalam że maż liczy plytki na ziemi w galerii /czyt. Nie obserwuje dziewczyn/ to ja tutaj spotkalam sie z oburzeniem - jak moge go tak traktowac. A prawda jest taka, że on sam tak powiedzial i tak robil. Ja bym w życiu na to nie wpadła żeby tak robil! I to jego prowadzacy mu tak polecil. To było bardzo dobre dla mnie bo każde wyjscie z meżem bylo mega stresujace dla mnie
On obserwowal plytki a ja jego :lol:
Dzisiaj sie z tego smieje ale wtedy do smiechu mi nie bylo. Czekalam na JEDEN moment jego pomylki żeby uciec od niego. Taka bylam podejrzliwa.

I wiele innych sposobow o ktorych dowiesz sie w SA a tutaj niekoniecznie bo temat nałogu jest owszem zauważalny, ale nie aż tak rozkladany na czynniki pierwsze
Inna sprawa to praca żony. Ja bylam na 12 krokach co mega zmienilo moje podejscie do życia. Ale prawda jest taka że gdyby maż nic ze soba nie zrobil to zwlaszcza po moich krokach bym do niego nie wrociła. Bo już nauczylam sie stawiac granice i ich przestrzegać 8-)
Marcin - do roboty. Koniec cyrtolenia sie. Odzyskaj siebie i odzyskaj żone
Z Bogiem dasz rade wszystko
Powodzenia!
Pozdrawiam
Marcin83
Posty: 36
Rejestracja: 07 sie 2019, 8:35
Jestem: w kryzysie małżeńskim
Płeć: Mężczyzna

Re: Walka o ocalenie małżeństwa

Post autor: Marcin83 »

Witajcie ponownie,
Pomimo że spędziłem setki godzin rozmyślając nad tym jak przez lata krzywdziłem bezrefleksyjnie swoją najukochańszą żonę, Wasze odpowiedzi ukazały mi to jeszcze wyraźniej.
Co do słów Marylki, nigdy w życiu nie przeszło by mi przez myśl by wykorzystywać żonę jako narzędzie do zaspokajania tego typu potrzeb. Brak seksu jest dla mnie dolegliwy nie tylko z powodu poczucia niezaspokojenia czysto biologicznych potrzeb, ale również tych emocjonalnych. Tym, co obecnie dokucza mi najbardziej jest brak poczucia bliskości i jedności między nami. Poczucie to może być dostarczane także przez mniejsze gesty, takie jak przytulanie, pocałunki itp. W momentach względnego spokoju one występowały, ale inicjowane prawie wyłącznie przeze mnie. To poczucie bycia wyłącznie "dawcą" niestety uniemożliwia mi w dużym stopniu odczuwanie bliskości z żoną.
Zwrociliście słusznie uwagę na to, że niegdyś nie potrzebowałem częstego współżycia z powodu masturbacji, a dziś uważam częste współżycie jako sposób na uzdrowienie. Jak to jest? Najwidoczniej jestem kolejnym przykładem na to, że człowiek zaczyna coś doceniać dopiero gdy całkowicie to straci. Do tego dochodzą wspomniane setki godzin poświęcone na refleksje nad naszym małżeństwem i ogromna motywacja do jego odbudowy.
Z Waszych postów wybrzmiała słuszna i jak najbardziej oczywista krytyka mojego postępowania. Mogę na nią odpowiedzieć następująco:
*TAK, byłem głuchy na niektóre potrzeby żony. Czemu, skoro tak bardzo ją kochałem i kocham? Po prostu nie wiem,
*TAK, byłem w dużym stopniu niedojrzały, czego skutkiem było między innymi powyższe,
*TAK, nie doceniałem tego jak wspaniałą mam żonę.

Gdybym mógł cofnąć czas, to wszystko nigdy by się nie zdarzyło. Ale jak wiemy to niemożliwe. Podziwiam moją żonę za to że to wszystko wytrzymała i wciąż ze mną jest, co z resztą jej powiedziałem. Jako że nie jestem w stanie cofnąć swoich błędów, muszę skupić się na tym by odzyskać zaufanie żony i móc razem z nią budować od nowa. Żona pomimo poczucia głębokiego skrzywdzenia, zapewnień o braku miłości do mnie oraz innych bardzo trudnych dla mnie słów, nie wydaje się być zdecydowana na definitywne rozstanie. Tu rodzi się dla mnie szansa...
Wiem że wielu z Was to się nie spodoba, ale niestety na ten moment jestem człowiekiem zbyt małej wiary by szukać oparcia w Bogu. Liczę że kiedyś to się zmieni, ale na dzień dzisiejszy muszę sobie radzić z problemami "po ludzku"...
Pozdrawiam,
Marcin
nałóg
Posty: 3318
Rejestracja: 30 sty 2017, 10:30
Jestem: szczęśliwym mężem
Płeć: Mężczyzna

Re: Walka o ocalenie małżeństwa

Post autor: nałóg »

Po ludzku i sam to Ty do toalety możesz pójść ..... i to nie zawsze.
Ukasz

Re: Walka o ocalenie małżeństwa

Post autor: Ukasz »

Marcin83 pisze: 16 sie 2019, 15:52 Wiem że wielu z Was to się nie spodoba, ale niestety na ten moment jestem człowiekiem zbyt małej wiary by szukać oparcia w Bogu. Liczę że kiedyś to się zmieni, ale na dzień dzisiejszy muszę sobie radzić z problemami "po ludzku"...
Znajdź w sieci opis pierwszego z 12 kroków. On jest o tym, co możesz zrobić sam ze swoim uzależnieniem. Dla pewności poszukaj wersji dla wierzących i dla niewierzących, porównaj.
Każdy z nas ma inną wiarę. Dobrze rozumiem - tak mi się przynajmniej wydaje - to stwierdzenie, że Twoja wiara nie pozwala Ci znaleźć oparcia w Bogu. Jeżeli jednak jakoś wierzysz choćby w Jego istnienie, to warto spróbować jakoś i tę sferę poruszyć. Jakoś Mu opowiedzieć w myślach, co się w Tobie dzieje? Tak po prostu, bez żadnych formuł. Może zajrzeć do Ewangelii - a nuż jakieś słowo tam Cię poruszy i w czymś pomoże. Nie jesteś w stanie dać susa w kierunku Boga - to zrób pół kroku, może ćwierć. Stwórz przestrzeń, w której będziesz mógł sam weryfikować Twoją relację z Bogiem. To nie jest tak, że ktoś wiarę ma i po prostu wszystko buduje na Bogu (czasem sobie schlebiam, że tak potrafię, ale więcej w tym pychy niż prawdy), a inna osoba nie i już, zero. Wszyscy jakoś mieścimy się między tymi dwoma biegunami.
Marcin83
Posty: 36
Rejestracja: 07 sie 2019, 8:35
Jestem: w kryzysie małżeńskim
Płeć: Mężczyzna

Re: Walka o ocalenie małżeństwa

Post autor: Marcin83 »

Witajcie,
Chcę przedstawić szybką i dość krótką relację z dobrze się zapowiadającego jeszcze wczoraj wspólnego weekendu w górach.
Wyjechaliśmy zgodnie z planem dzisiaj rano. W schowku ukryta była książka którą żona zamierzała sobie kupić. Postanowiłem ją wyręczyć. Kiedy nieopatrznie ją znalazła nim zdążyłem ją obdarować, podziękowała po koleżeńsku swoim zwyczajem. Na szlaku miło spędziliśmy czas, dużo rozmawiając, żartując, momentami nawet lekko się śmiejąc. Po przyjeździe do miejsca gdzie mamy nocleg żona wysiadła z samochodu i powiedziała że wszystko ja boli. Poglaskałem ją wówczas po plecach. Oburzyła się mówiąc, że "wszystko jest aktualne", czytaj moja wyprowadzka. Oczywiście nie wytrzymałem i znowu podjąłem rozmowę na ten temat. Argumentowałem między innymi tym że zanik uczucia u niej może być chwilowy i za jakiś czas może czuć zupełnie inaczej. Oznajmiła, że w takim razie zejdziemy się za jakiś czas jeśli to nastąpi. Kiedy zwróciłem jej uwagę że najprawdopodobniej ma blokadę psychiczną która nie pozwala jej na nowo mi zaufać i uwierzyć we mnie, powiedziała że być może tak jest ale ona nic na to nie poradzi. Terapia nie wychodzi w grę. Początkowo proponowała powrót do domu jutro z rana, jednak ostatecznie stwierdziliśmy że zostaniemy i zrealizujemy plan. Na pytanie jak to jest że proponuje wyjazd w góry człowiekowi z którym zamierza się rozstać odparła, że nie powinna i przeprasza. Naprawdę nie rozumiem o co w tym do diabła chodzi. Czy komukolwiek z Was komu nie zależy na mężu/żonie przyszłoby do głowy inicjować wspólny wyjazd w góry, równocześnie chcąc by kilka dni później wyprowadził się??? Nie wiem co o tym myśleć i jak się zachować. Siedzę przybity ale już nawet nie mam siły płakać co wcześniej robiłem w tego typu sytuacjach. Po prostu nie wierzę że to się dzieje... Mam nadzieję że Wy czerpiecie większą radość z długiego weekendu.
Pozdrawiam,
Marcin
Marcin83
Posty: 36
Rejestracja: 07 sie 2019, 8:35
Jestem: w kryzysie małżeńskim
Płeć: Mężczyzna

Re: Znak zapytania

Post autor: Marcin83 »

Dodam jeszcze, że dzisiaj na szlaku wspomniała, że można by się wybrać na Kościelec (w domyśle w przyszłości, bo na jutro od wczoraj mamy już plan). W przyszłości, z facetem z którym za chwilę ma się rozstać z własnej, nieprzymuszonej woli i przy jego równoczesnej dezaprobacie??? Nie wiem czy to skrajne rozchwianie emocjonalne, świadoma gra czy może schizofrenia? Tego ostatniego nie biorę na serio pod uwagę, potraktujcie to jako śmiech przez łzy 🙂
Marcin83
Posty: 36
Rejestracja: 07 sie 2019, 8:35
Jestem: w kryzysie małżeńskim
Płeć: Mężczyzna

Re: Walka o ocalenie małżeństwa

Post autor: Marcin83 »

Wybaczcie mi tą "biegunkę", ale w moim obecnym stanie trudno jest zebrać do kupy wszystkie przemyślenia i przekazać je w sposób uporządkowany i staranny.
Żona wspomniała jeszcze dzisiaj, że wbrew temu co twierdzę ostatni czas wcale nie był dobry, ale "czy miała codziennie się awanturować?" Zgodziłem się z nią, że nie był tak dobry jak docelowo być powinien, ale na pewno rokował pozytywnie. Następnie zapytałem ją, z jakiego powodu miałaby się w ostatnich 2 miesiącach awanturować. Powiedziała tylko tyle że moje postępowanie jest jej obecnie calkwicie obojętne i oczywiście że nie kocha. Parę dni wcześniej mówiła też że denerwuje ją sama moja obecność. Naprawdę? W mojej subiektywnej ocenie gdy denerwuje sama obecność drugiego człowieka i dążymy wyłącznie do tego by nie prowokować awantur, raczej kontakt z nim ograniczamy do niezbędnego minimum. Inaczej było w przypadku mojej żony o czym pisałem we wcześniejszych postach. Jej postępowanie dało mi dużo nadzieji na to że zaszła w niej zmiana i jest gotowa wybaczyć, zaufać i uwierzyć we mnie. Co prawda do wspomnianej wyprowadzki zostały conajmniej 2 dni i przy obecnej dynamice zmian naszych relacji wiele może się zdarzyć, jednak raczej wyzbywam się nadzieji. Zastanawiam się tylko jak postrzegać ten ogromny w mojej ocenie rozdźwięk między słowami a czynami....
zenia1780
Posty: 2170
Rejestracja: 18 sty 2017, 12:13
Jestem: szczęśliwą żoną
Płeć: Kobieta

Re: Walka o ocalenie małżeństwa

Post autor: zenia1780 »

Marcin83 pisze: 16 sie 2019, 10:19 Zenia zadała pytanie dlaczego chcę się wyprowadzić. Ja nie chcę i robię wszystko by do tego nie doszło. To inicjatywa żony. Powiedziała że albo ona się wyprowadzi albo ja.
Zatem dlaczego Ty?
lecz [Pan] mi powiedział: «Wystarczy ci mojej łaski. Moc bowiem w słabości się doskonali».
(2Kor 12,9)
Angela
Posty: 490
Rejestracja: 31 maja 2017, 1:34
Jestem: w kryzysie małżeńskim
Płeć: Kobieta

Re: Walka o ocalenie małżeństwa

Post autor: Angela »

Marcin83 pisze: 17 sie 2019, 21:45 Wybaczcie mi tą "biegunkę", ale w moim obecnym stanie trudno jest zebrać do kupy wszystkie przemyślenia i przekazać je w sposób uporządkowany i staranny.
Żona wspomniała jeszcze dzisiaj, że wbrew temu co twierdzę ostatni czas wcale nie był dobry, ale "czy miała codziennie się awanturować?" Zgodziłem się z nią, że nie był tak dobry jak docelowo być powinien, ale na pewno rokował pozytywnie. Następnie zapytałem ją, z jakiego powodu miałaby się w ostatnich 2 miesiącach awanturować. Powiedziała tylko tyle że moje postępowanie jest jej obecnie calkwicie obojętne i oczywiście że nie kocha. Parę dni wcześniej mówiła też że denerwuje ją sama moja obecność. Naprawdę? W mojej subiektywnej ocenie gdy denerwuje sama obecność drugiego człowieka i dążymy wyłącznie do tego by nie prowokować awantur, raczej kontakt z nim ograniczamy do niezbędnego minimum. Inaczej było w przypadku mojej żony o czym pisałem we wcześniejszych postach. Jej postępowanie dało mi dużo nadzieji na to że zaszła w niej zmiana i jest gotowa wybaczyć, zaufać i uwierzyć we mnie. Co prawda do wspomnianej wyprowadzki zostały conajmniej 2 dni i przy obecnej dynamice zmian naszych relacji wiele może się zdarzyć, jednak raczej wyzbywam się nadzieji. Zastanawiam się tylko jak postrzegać ten ogromny w mojej ocenie rozdźwięk między słowami a czynami....
Te sprzeczności u żony mogą być formą ucieczki od siebie samej. Może dawno ze sobą ustaliła, że jesteś jedyny winien i tylko rozstanie. Gdy przeszła do realizacji, wina już nie jest taka oczywista i potrzebna jest i u niej praca nad wadami. Dużym wysiłkiem było podjęcie decyzji o rozstaniu, więc brakuje sił, by przyznać, że to błąd. A chęć spędzania wspólnie czasu, to dla przekonania samej siebie, że nie umiesz być dobrym mężem i wyczekuje na tą awanturę z twojej strony, która pozwoliłaby jej ze spokojem sumienia się rozstać. Zadanie dla ciebie, nie dać się sprowokować i zwłaszcza, po Twoim wyznaniu problemu z masturbacją, udowodnieniu jej, że jest piękną kobietą wartą adoracji a nie tylko alternatywą do samozaspokojenia. To tylko moje dywagacje. Nie wiem czy zgodne z prawdą. Ale może?
Angela
Posty: 490
Rejestracja: 31 maja 2017, 1:34
Jestem: w kryzysie małżeńskim
Płeć: Kobieta

Re: Walka o ocalenie małżeństwa

Post autor: Angela »

A co do wyprowadzki. Musisz? Może trzeba byś stanowczo obronił żonę przed sprzecznościami w niej samej i nie poddawał się. A gdyby ona się wyprowadziła, czekał cierpliwie na opamiętanie.
tata999
Posty: 1172
Rejestracja: 29 wrz 2018, 13:43
Jestem: po rozwodzie
Płeć: Mężczyzna

Re: Walka o ocalenie małżeństwa

Post autor: tata999 »

Marcin83 pisze: 17 sie 2019, 21:45 Zastanawiam się tylko jak postrzegać ten ogromny w mojej ocenie rozdźwięk między słowami a czynami....
Bądź dla niej oparciem, jeśli masz siłę. Rozdźwięk jest sygnałem, że ona z czymś sobie nie radzi, jest pogubiona (świadomie lub nie). Zapewne też nie raz zdarzyło Ci się mieć "rozdźwięk między słowami a czynami" (wynika to też z Twoich niespójnych wypowiedzi, co inni zauważyli), jak każdemu. Rodzice często to obserwują u dzieci. Będziesz czuł się lepiej, jak będziesz skalą (opoką) niezależnie, co się stanie.
Marcin83
Posty: 36
Rejestracja: 07 sie 2019, 8:35
Jestem: w kryzysie małżeńskim
Płeć: Mężczyzna

Re: Walka o ocalenie małżeństwa

Post autor: Marcin83 »

Zenia, Angela,
Dlaczego akurat ja? Z uwagi na perspektywę powrotu w który wciąż wierzę i przynajmniej jakiś czas po wyprowadzce wierzył będę. Zdaję sobie sprawę, że skoro to żona podejmuje taką decyzję, to powinna przyjąć na barki każdy ciężar z nią związany, jednak:
*Ja dysponuję mieszkaniem po babci, w przypadku żony konieczny byłby wynajem. Łatwiej o powrót gdy człowiek nie jest związany żadnymi umowami i zobowiazaniani finansowymi,
*Wydaję mi się, że gdyby to żona się wyprowadziła, jej upór ( jest osobą niesamowicie upartą) połączony ze wściekłością wynikającą z konieczności ogarnięcia całej logistyki samemu ( trudno bym w tym przypadku ją wspierał) spowodowałyby, że perspektywa powrotu , o ile wogole możliwa, znacząco oddaliła by się w czasie.
Co do przemyśleń Angeli na temat zachowania mojej żony, absolutnie nie odniosłem wrażenia by w tym wszystkim chodziło o sprowokowanie mnie do awantury i potwierdzenie słuszności swojej decyzji. Zarówno czwartkowa wycieczka rowerowa jak i wczoeajsze wyjście na szlak upłynęły w miłej atmosferze. Dzisiejszego planu jednak nie zrealizowaliśmy, doszliśmy do wniosku że po wczorajszej rozmowie raczej trudno byłoby spędzić dzisiejszy czas miło razem.
Czytając wczesniejsze posty mam wrażenie że zaszło małe nieporozumienie. Padły stwierdzenia, że obecnie neguję związek pomiędzy masturbacją a rozpadem naszego życia erotycznego. W poście do którego się tam odnosiliscie napisałem, że mój problem był na tyle istotny by zrujnować nasze życie erotyczne, ale nie aż tak drastyczny jak to opisują publikacje traktujące o tym problemie. Z powyzszego wynika więc że związek między jednym a drugim jest dla mnie oczywisty.
Obecnie oboje siedzimy w domu a ja czekam co przyniosą najbliższe dni, ale kwestia wyprowadzki wydaje się być przesądzona :|
Miłej Niedzieli!
Marcin
tata999
Posty: 1172
Rejestracja: 29 wrz 2018, 13:43
Jestem: po rozwodzie
Płeć: Mężczyzna

Re: Walka o ocalenie małżeństwa

Post autor: tata999 »

Marcin83 pisze: 18 sie 2019, 12:05 Zenia, Angela,
Dlaczego akurat ja? Z uwagi na perspektywę powrotu w który wciąż wierzę i przynajmniej jakiś czas po wyprowadzce wierzył będę. Zdaję sobie sprawę, że skoro to żona podejmuje taką decyzję, to powinna przyjąć na barki każdy ciężar z nią związany, jednak:
*Ja dysponuję mieszkaniem po babci, w przypadku żony konieczny byłby wynajem. Łatwiej o powrót gdy człowiek nie jest związany żadnymi umowami i zobowiazaniani finansowymi,
*Wydaję mi się, że gdyby to żona się wyprowadziła, jej upór ( jest osobą niesamowicie upartą) połączony ze wściekłością wynikającą z konieczności ogarnięcia całej logistyki samemu ( trudno bym w tym przypadku ją wspierał) spowodowałyby, że perspektywa powrotu , o ile wogole możliwa, znacząco oddaliła by się w czasie.
Co do przemyśleń Angeli na temat zachowania mojej żony, absolutnie nie odniosłem wrażenia by w tym wszystkim chodziło o sprowokowanie mnie do awantury i potwierdzenie słuszności swojej decyzji. Zarówno czwartkowa wycieczka rowerowa jak i wczoeajsze wyjście na szlak upłynęły w miłej atmosferze. Dzisiejszego planu jednak nie zrealizowaliśmy, doszliśmy do wniosku że po wczorajszej rozmowie raczej trudno byłoby spędzić dzisiejszy czas miło razem.
Czytając wczesniejsze posty mam wrażenie że zaszło małe nieporozumienie. Padły stwierdzenia, że obecnie neguję związek pomiędzy masturbacją a rozpadem naszego życia erotycznego. W poście do którego się tam odnosiliscie napisałem, że mój problem był na tyle istotny by zrujnować nasze życie erotyczne, ale nie aż tak drastyczny jak to opisują publikacje traktujące o tym problemie. Z powyzszego wynika więc że związek między jednym a drugim jest dla mnie oczywisty.
Obecnie oboje siedzimy w domu a ja czekam co przyniosą najbliższe dni, ale kwestia wyprowadzki wydaje się być przesądzona :|
Miłej Niedzieli!
Marcin
Czy uważasz, że w takich warunkach jesteście w stanie podjąć optymalne decyzje? Nie będą pochopne, w pośpiechu, "w afekcie"? Czy gdyby poczekać, zastanowić się, co jest potrzebne do rozważenia, do ich podjęcia, to nie byłyby finalnie trafniejsze?
nałóg
Posty: 3318
Rejestracja: 30 sty 2017, 10:30
Jestem: szczęśliwym mężem
Płeć: Mężczyzna

Re: Walka o ocalenie małżeństwa

Post autor: nałóg »

No tak..... podkładając poduchę pod jej tyłek chronisz ją przed konsekwencjami jej decyzji o tym że której z Was ma się wyrowadzić.Jak masz dosyć żony ...... to się wyprowadzaj , a jak to ona ma dość to niech robi co uważa za stosowne.To tak o konsekwencjach i spójności.
Marcin83
Posty: 36
Rejestracja: 07 sie 2019, 8:35
Jestem: w kryzysie małżeńskim
Płeć: Mężczyzna

Re: Walka o ocalenie małżeństwa

Post autor: Marcin83 »

Witajcie,
Nałóg, to co piszesz ma się nijak do motywacji którą ja podałem w swoim poście. Nie chodzi mi o podkładanie żadnej poduchy, tylko o możliwie jak najłatwiejszy ewentualny powrót. Sprawdź proszę jeszcze raz dokładnie.
Pozdrawiam,
Marcin
ODPOWIEDZ