Strona 18 z 23

Re: Rozwód aby stwierdzić nieważność małżeństwa

: 02 wrz 2020, 6:56
autor: Nirwanna
Ojcze nasz....

Re: Rozwód aby stwierdzić nieważność małżeństwa

: 02 wrz 2020, 7:11
autor: Ruta
...Który jesteś w niebie...

Re: Rozwód aby stwierdzić nieważność małżeństwa

: 02 wrz 2020, 7:29
autor: Lawendowa
... święć się Imię Twoje ...

Re: Rozwód aby stwierdzić nieważność małżeństwa

: 02 wrz 2020, 8:31
autor: s zona
...przyjdź królestwo Twoje...

Re: Rozwód aby stwierdzić nieważność małżeństwa

: 02 wrz 2020, 8:49
autor: Avys
....bądź wola Twoja jako w niebie tak i na ziemi...

Re: Rozwód aby stwierdzić nieważność małżeństwa

: 02 wrz 2020, 12:34
autor: Pavel
...chleba naszego powszedniego daj nam dzisiaj...

Re: Rozwód aby stwierdzić nieważność małżeństwa

: 02 wrz 2020, 14:17
autor: Namiastka
I odpuść nam nasze winy jako i my odpuszczamy naszym winowajcom

Re: Rozwód aby stwierdzić nieważność małżeństwa

: 02 wrz 2020, 18:42
autor: ozeasz
Nino pisze: 08 sie 2020, 15:42 Cenie samotnosc i dostrzegam, ze jest mi potrzebna, choc jest wyzwaniem. Nie ma jednak we mnie (wciaz nie ma!) zgody na samotne zycie.
Troche to zabawne, poniewaz w sumie z miesiaca na miesiac wiode je z coraz wiekszym powodzeniem i zaczynam doceniac te przestrzen, w ktorej moge spokojnie robic wewnetrzne porzadki. Emocje przeszkadzaja, zwlaszcza te silne. Ucze sie przypatrywac im, rozumiec skad przychodza. Mam wrazenie, ze jestem w procesie, ale nie zdawalam sobie sprawy, ze bedzie tak trudno oraz ze bol nie odstapi ot tak. Ale nie ugasze go i nie znieczule inaczej, jak pozwalajac sobie na jego przezycie do konca. I oddaje go Bogu.
Jednak nie chce byc w zyciu sama! O co chodzi? Jestem sama, radze sobie, Bog mnie oczyszcza a ja wciaz boje sie tej samotnosci.
Ja zauważyłem niepokojące zjawisko (już dosyć dawno) między Sycharkami które nazwałbym "singlizmem", już nie pamiętam czy takie sformułowanie gdzieś wyczytałem czy usłyszałem.

Bo może być tak ...i bywa jak słucham, że niektórzy na tyle "zachłystują się" niezależnością po rozstaniu (czy to rozwód czy separacja formalna, nieformalna), że czekać już nie czekają, stan w którym są na tyle przypadł im do gustu że raczej nie biorą pod uwagę powrotu współmałżonka, deklarują otwarcie że nie wyobrażają go sobie i raczej trudno by im było przestawić się na nowe tory, zrezygnować z obecnych "przywilejów".

Inną odmianą tego "singlizmu" jest plon "twardej miłości", czyli ludzie oznajmiający że tak , oczywiście, czekają na współmałżonka, ale zbiór zasad, warunków stanowi tak znaczną barierą że patrząc zdroworozsądkowo, prawdopodobnie jest to niemożliwe do zrealizowania, często nawet współmałżonkowie nie wiedzą co ewentualnie na nich czeka, bo nie doszło do konfrontacji, jednak taki sposób myślenia funkcjonuje u niektórych z którymi rozmawiałem, pisałem.

Jest jeszcze jedna odmiana "singlizmu" i nazwałbym to "dążeniem do doskonałości" gdzie zjawisko to zaczyna się przed, w trakcie kryzysu, lub po porzuceniu przez współmałżonka i polega na "doskonaleniu" swojej osoby w oderwaniu od celu jako takiego który tu przyświeca, a przynajmniej cel ów tracić się może w trakcie procesu, a którym jest ratowanie i odbudowa związku małżeńskiego.

Cechą tego procesu jest sfokusowanie na własnej drodze, która prowadzić ma do większej dojrzałości, jednak po jakimś czasie powstaje duża rozbieżność między współmałżonkami na poziomie właśnie dojrzałości, duchowości, emocjonalności, komunikacji i coś co z założenia miało pomóc, finalnie staje się przeszkodą (przepaścią) w porozumieniu, budowaniu więzi itd.
To doszło do mnie, kiedy na rekolekcjach ksiądz opowiadał o J.B. Molla i Jej korespondencji z mężem oraz opisu relacji z Bogiem. Joanna "dostała wskazówkę od Jezusa", żeby poczekała w swoim rozwoju duchowym na męża, bo ważniejsza jest jedność małżeńska niż indywidualna doskonałość w wierze, tworząca rozdźwięk między małżonkami..

To parę moich refleksji po prawie dziesięciu latach bycia we wspólnocie i ognisku na temat jak to może wyglądać co do sposobu percepcji, pojmowania charyzmatu i "sposobu jego realizacji" w niektórych odmianach.

Pozdrawiam serdecznie

Re: Rozwód aby stwierdzić nieważność małżeństwa

: 02 wrz 2020, 18:47
autor: ozeasz
...i nie wódź nas na pokuszenie ale nas zbaw ode złego..

Re: Rozwód aby stwierdzić nieważność małżeństwa

: 02 wrz 2020, 19:23
autor: Nino
Ja to również zauważyłam: że osobista przemiana w tym okresie bez współmałżonka, pt. czekam nie czekając, kończy się nierzadko ciekawymi i dobrymi owocami tej pracy nad sobą i... kompletnym już rozpadem więzi, a w konsekwencji: wystąpieniem tego małżonka, który tak się natrudził w pracy nad sobą kompletnie przez współmałżonka nie dostrzeżonej, niedocenionej i nieważnej, że postanowił wystąpić do sądu biskupiego z wnioskiem o stwierdzenie nieważności sakramentu. Paradoks.
Od 15 miesięcy jestem sama. Nie pierwszy raz porzucona i choć widzę dobre strony tego czasu, a w nim szansę na rozwój, czegoś tam przepracowanie i wewnętrzne porządki, to jednak nadal uważam, że w ogólnym rozrachunku samotność jest destrukcyjna i jeśli są ludzie, również wierzący, ale definitywnie porzuceni, którzy nie chcą tej samotności dźwigać: nie powinni robić tego na siłę.

Re: Rozwód aby stwierdzić nieważność małżeństwa

: 02 wrz 2020, 19:25
autor: Nino
AMEN.

Re: Rozwód aby stwierdzić nieważność małżeństwa

: 02 wrz 2020, 19:28
autor: Nirwanna
Nino pisze: 02 wrz 2020, 19:23
Od 15 miesięcy jestem sama. Nie pierwszy raz porzucona i choć widzę dobre strony tego czasu, a w nim szansę na rozwój, czegoś tam przepracowanie i wewnętrzne porządki, to jednak nadal uważam, że w ogólnym rozrachunku samotność jest destrukcyjna i jeśli są ludzie, również wierzący, ale definitywnie porzuceni, którzy nie chcą tej samotności dźwigać: nie powinni robić tego na siłę.
Nino, kogo chcesz przekonać? Co to za ludzie?

Re: Rozwód aby stwierdzić nieważność małżeństwa

: 02 wrz 2020, 23:42
autor: Caliope
ozeasz pisze: 02 wrz 2020, 18:42
Nino pisze: 08 sie 2020, 15:42 Cenie samotnosc i dostrzegam, ze jest mi potrzebna, choc jest wyzwaniem. Nie ma jednak we mnie (wciaz nie ma!) zgody na samotne zycie.
Troche to zabawne, poniewaz w sumie z miesiaca na miesiac wiode je z coraz wiekszym powodzeniem i zaczynam doceniac te przestrzen, w ktorej moge spokojnie robic wewnetrzne porzadki. Emocje przeszkadzaja, zwlaszcza te silne. Ucze sie przypatrywac im, rozumiec skad przychodza. Mam wrazenie, ze jestem w procesie, ale nie zdawalam sobie sprawy, ze bedzie tak trudno oraz ze bol nie odstapi ot tak. Ale nie ugasze go i nie znieczule inaczej, jak pozwalajac sobie na jego przezycie do konca. I oddaje go Bogu.
Jednak nie chce byc w zyciu sama! O co chodzi? Jestem sama, radze sobie, Bog mnie oczyszcza a ja wciaz boje sie tej samotnosci.
Ja zauważyłem niepokojące zjawisko (już dosyć dawno) między Sycharkami które nazwałbym "singlizmem", już nie pamiętam czy takie sformułowanie gdzieś wyczytałem czy usłyszałem.

Bo może być tak ...i bywa jak słucham, że niektórzy na tyle "zachłystują się" niezależnością po rozstaniu (czy to rozwód czy separacja formalna, nieformalna), że czekać już nie czekają, stan w którym są na tyle przypadł im do gustu że raczej nie biorą pod uwagę powrotu współmałżonka, deklarują otwarcie że nie wyobrażają go sobie i raczej trudno by im było przestawić się na nowe tory, zrezygnować z obecnych "przywilejów".

Inną odmianą tego "singlizmu" jest plon "twardej miłości", czyli ludzie oznajmiający że tak , oczywiście, czekają na współmałżonka, ale zbiór zasad, warunków stanowi tak znaczną barierą że patrząc zdroworozsądkowo, prawdopodobnie jest to niemożliwe do zrealizowania, często nawet współmałżonkowie nie wiedzą co ewentualnie na nich czeka, bo nie doszło do konfrontacji, jednak taki sposób myślenia funkcjonuje u niektórych z którymi rozmawiałem, pisałem.

Jest jeszcze jedna odmiana "singlizmu" i nazwałbym to "dążeniem do doskonałości" gdzie zjawisko to zaczyna się przed, w trakcie kryzysu, lub po porzuceniu przez współmałżonka i polega na "doskonaleniu" swojej osoby w oderwaniu od celu jako takiego który tu przyświeca, a przynajmniej cel ów tracić się może w trakcie procesu, a którym jest ratowanie i odbudowa związku małżeńskiego.

Cechą tego procesu jest sfokusowanie na własnej drodze, która prowadzić ma do większej dojrzałości, jednak po jakimś czasie powstaje duża rozbieżność między współmałżonkami na poziomie właśnie dojrzałości, duchowości, emocjonalności, komunikacji i coś co z założenia miało pomóc, finalnie staje się przeszkodą (przepaścią) w porozumieniu, budowaniu więzi itd.
To doszło do mnie, kiedy na rekolekcjach ksiądz opowiadał o J.B. Molla i Jej korespondencji z mężem oraz opisu relacji z Bogiem. Joanna "dostała wskazówkę od Jezusa", żeby poczekała w swoim rozwoju duchowym na męża, bo ważniejsza jest jedność małżeńska niż indywidualna doskonałość w wierze, tworząca rozdźwięk między małżonkami..

To parę moich refleksji po prawie dziesięciu latach bycia we wspólnocie i ognisku na temat jak to może wyglądać co do sposobu percepcji, pojmowania charyzmatu i "sposobu jego realizacji" w niektórych odmianach.

Pozdrawiam serdecznie
A ja mam konkluzję, jeśli mąż zadecyduje definitywnie o końcu i może zrobić co zechce, być z kimś innym, to kim będę jak nie singlem ze statusem żony sakramentalnej, jaki mam wybór żeby nie być sama? nie da się uciec od singlizmu chyba, że śmiercią.

Re: Rozwód aby stwierdzić nieważność małżeństwa

: 03 wrz 2020, 0:32
autor: Ruta
Małgosiu, jak się czujesz? Jestem dziś z Tobą w modlitwie.

Re: Rozwód aby stwierdzić nieważność małżeństwa

: 03 wrz 2020, 10:59
autor: ozeasz
Caliope pisze: 02 wrz 2020, 23:42 A ja mam konkluzję, jeśli mąż zadecyduje definitywnie o końcu i może zrobić co zechce, być z kimś innym, to kim będę jak nie singlem ze statusem żony sakramentalnej, jaki mam wybór żeby nie być sama? nie da się uciec od singlizmu chyba, że śmiercią.
Myślę że chyba nie zostałem dobrze zrozumiany, w tym co napisałem nie chodzi o to że małżonkowie którzy stanęli przed nową sytuacją czy to porzucenia, czy to rozwodu lub separacji nie unikną osamotnienia ze strony współmałżonka.

Założeniem było to by w kontekście pytań Nino o samotność podzielić się jak ja to widze z perspektywy tych niespełna dziesięciu lat we wspólnocie i zarazem w nieformalnej separacji, podzielić się szczególnym aspektem tego przeżywania, który nazwałem "singlizmem" (który nie jest tożsamy z byciem singlem), nie z powodu bycia samemu a z powodu realnego braku oczekiwania na współmałżonka.

Dla mnie jest to pewne niebezpieczeństwo które niejako zaprzecza charyzmatowi wspólnoty Sychar i samemu sakramentowi małżeństwa.
Nino pisze: 02 wrz 2020, 19:23 Ja to również zauważyłam: że osobista przemiana w tym okresie bez współmałżonka, pt. czekam nie czekając, kończy się nierzadko ciekawymi i dobrymi owocami tej pracy nad sobą i... kompletnym już rozpadem więzi, a w konsekwencji: wystąpieniem tego małżonka, który tak się natrudził w pracy nad sobą kompletnie przez współmałżonka nie dostrzeżonej, niedocenionej i nieważnej, że postanowił wystąpić do sądu biskupiego z wnioskiem o stwierdzenie nieważności sakramentu. Paradoks.
Od 15 miesięcy jestem sama. Nie pierwszy raz porzucona i choć widzę dobre strony tego czasu, a w nim szansę na rozwój, czegoś tam przepracowanie i wewnętrzne porządki, to jednak nadal uważam, że w ogólnym rozrachunku samotność jest destrukcyjna i jeśli są ludzie, również wierzący, ale definitywnie porzuceni, którzy nie chcą tej samotności dźwigać: nie powinni robić tego na siłę.
Nino samotność może być destrukcyjna, to jest zależne m.in. od :wiary i relacji z Jezusem, nastawienia, priorytetów, wartości, którymi się kieruję, od siły, samozaparcia, wytrwałości itd.
Właśnie zwrócenie uwagi na szczególną ochronę i podtrzymanie więzi jest m.in. powodem który wpłynął na napisanie tego postu, wg mnie wiele relacji, ba większość relacji jest do uratowania, jednak w tym całym zjawisku występują postawy które uniemożliwiają w mniejszym czy większym stopniu budowanie tej więzi i na to chciałem zwrócić uwagę.
Nino pisze: 02 wrz 2020, 19:23Od 15 miesięcy jestem sama. Nie pierwszy raz porzucona i choć widzę dobre strony tego czasu, a w nim szansę na rozwój, czegoś tam przepracowanie i wewnętrzne porządki, to jednak nadal uważam, że w ogólnym rozrachunku samotność jest destrukcyjna i jeśli są ludzie, również wierzący, ale definitywnie porzuceni, którzy nie chcą tej samotności dźwigać: nie powinni robić tego na siłę.
Nino nie wiem co chciałaś przez to co napisałaś wyrazić, jeśli możesz wytłumaczyć będę wdzięczny, bo na teraz odpowiem że wspólnota Sychar (ja tak to postrzegam)jest miejscem w którym właśnie szczególnie zachęca się by owa samotność stała się rekolekcjami, zachęca by wrócić do korzeni i źródła którym są Ewangelia, odnowienie relacji z Jezusem i świadome pogłębienie nauki KK.

Nino i nic na siłę ..Jezus zapraszam do pójścia za Nim słowami "jeśli chcesz" o tamtego czasu gdy stąpał po ziemi jako człowiek nic się nie zmieniło, dziś również zadaje to samo pytanie, jeśli decydujesz się iść za Nim to decydujesz się też przyjąć tego konsekwencje.

Św. Piotr który odwodził Jezusa od pójścia na krzyż, zarzekał się, że się Go nie wyprze doszedł do momentu w którym sam oddał życie na krzyżu głową w dół, bo uznał że nie jest godny umierać jak Jego Pan.

Mam wrażenie że wszelkie dywagacje na temat małżeństwa i sakramentu tracą sens, gdy nie odnoszą się do wiary i żywej relacji z Jezusem.

Więc jeśli chcesz, idź za Nim, to będzie Twój wybór, jeśli nie, to również Twój wybór.
Ja tutaj jestem, po prawie dziesięciu latach nieformalnej separacji i chcę podzielić się tym, że cała ta moja tutejsza historia sprowadza się do tego, jak mało kochałem i kocham, do tego że łatwo mi przychodzi egoizm trudniej ofiara ze swojego życia, łatwo mi oceniać innych siebie usprawiedliwiając, łatwo mi wytknąć drzazgę w oku bliźniego, tudzież żony, niż zauważyć belkę w swoim, łatwo mi powiedzieć jestem chrześcijaninem nie mając nic wspólnego z Chrystusem Jezusem, łatwo mi stosować prawo zaprzeczając miłości do której jestem powołany, łatwo mi powiedzieć kocham z podtekstem żądania miłości... ale to ja, niech każdy, jeśli chce, w sercu dokona weryfikacji i sobie odpowie.
Jestem tutaj, bo chcę by miłość której pragnę, miłość którą wybieram jako istotę mojej natury stawała się realna i wiem że nie ominie mnie na tej drodze krzyż i za to Bogu dziękuję.
Jestem przekonany że istota bytności w takim miejscu jak to polega na metanoi, powrocie lub może odnalezieniu żywej relacji z Jezusem, jeśli tak się stanie wtedy wszystko zajmuje właściwe sobie miejsce, w tym i miłość małżeńska... A jeśli tak to w tej sytuacji za Św. Pawłem chcę powtórzyć:
I jestem pewien, że ani śmierć, ani życie, ani aniołowie, ani Zwierzchności, ani rzeczy teraźniejsze, ani przyszłe, ani Moce, ani co wysokie, ani co głębokie, ani jakiekolwiek inne stworzenie nie zdoła nas odłączyć od miłości Boga, która jest w Chrystusie Jezusie, Panu naszym. Rz 8, 38-39


Pozdrawiam serdecznie.