Co zrobić żeby nie odszedł?
Moderator: Moderatorzy
Re: Co zrobić żeby nie odszedł?
Chłopaki nie rozumiemy się , ale to nic - może kiedyś ...
A co do złotej klatki to była przenośnia , nie chodziło o fizyczne zamknięcie
A co do złotej klatki to była przenośnia , nie chodziło o fizyczne zamknięcie
Re: Co zrobić żeby nie odszedł?
Widzę, że lubisz zaklinać rzeczywistość lustro i stawać murem za zdradzaczami / krzywdzącymi.
Czekam tylko jak w podobnej konwencji będziesz bronić gwałciciela.
Ty mi lustro żadnej krzywdy nie zrobiłaś, więc przeprosin żadnych nie oczekuje
Męża przepraszaj swego )) i dziękuj, że przyjął pod dach niewierną
Re: Co zrobić żeby nie odszedł?
helenast - to rozwiń proszę.... to następne osoby będą wiedzieć o co chodzi i zrozumieją poprawnie.
Rozwiń co jest złotą klatką dla żony, która wychodzi kiedy chce z kim chce, bawi się gdzie chce i z kim chce za pieniądze męża. Czasem nie wraca na noce.
Będę zobowiązany
Re: Co zrobić żeby nie odszedł?
Niestety musze się zgodzić z Lustro.
Źona odpowiada za zdrade ja odpowiadam za to źe ja do tego doprowadziłem.
Czyja większa wina tego nie wiem i wzasadzie nie ma to większego znaczenia, fakty są takie źe mnie zdradza i nie ma widoku źeby to się zmieniło .
Źona odpowiada za zdrade ja odpowiadam za to źe ja do tego doprowadziłem.
Czyja większa wina tego nie wiem i wzasadzie nie ma to większego znaczenia, fakty są takie źe mnie zdradza i nie ma widoku źeby to się zmieniło .
Re: Co zrobić żeby nie odszedł?
No tak, żona jest winna ,że mąż ją bije...że mąż ją zdradza, że jest pracoholikiem...lustro pisze: ↑13 paź 2017, 13:39No to ja będę znowu, jak to ja - wrednaAleksander pisze: ↑13 paź 2017, 11:14 Helenast - trochę się zgodzę, trochę się nie zgodzę
"Bez targowania czyja wina większa" - czy ja wiem - nie zawsze tak jest i nie zawsze tak się da - załóżmy że kolega w szkole uszczypnął Twojego synka, ... no to Twój synek kopnął kolegę - a kolega w zemście złamał mu nogę i nos. Też byś powiedziała: to teraz przeproście się i nie ważcie, czyja wina większa.
Albo przykład już bardziej małżeński (niestety powszechny). Mała wieś, wraca jak co dzień mąż pijak do domu, przepił całą wypłatę, wraca oczywiście od jakieś tam kowalskiej, po powrocie zlał pasem dziecko bo podwinęło się pod rękę, żonie też przylał, bo przysłowiowa zupa była za słona... - a i teraz co - ta żonka powinna go przeprosić i liczyć, że on też ją przeprosi... i to bez ważenia win, bo to że krzywdzi wynika ze słabości jego charakteru?
Powiem tak - największą krzywdę często robimy sobie sami - patrząc przez swoje filtry, mając jakieś ogromne oczekiwania. Znam małżeństwo (kolega-przyjaciel), gdzie on zasuwa w pracy bardzo ciężko, zarabia naprawdę fajną kasę, utrzymuje cały dom, po przyjściu zajmuje się dzieciakami, sprząta, pierze i gotuje dla całej rodziny. A ona ... żona jego... wielce nieszczęśliwa, bo przecież mogłaby ją zabierać jeszcze na jakieś wyjścia zewnętrzne, "do ludzi" ... - i co - ona jest naprawdę faktycznie NIESZCZĘŚLIWA.
Aleksander - mamy to, na co się godzimy.
Pomijam pierwszy przykład, bo jakoś słabo do mnie w kontekście małżeństwa przemawia.
Mąż pijak maltretuje żonę - no kawał chama i tyle.
A co robi z tym zona?
czeka na cud, biernie się godzi...no to dostaje lanie co wieczór.
Gdyby się "postawiła", coś z tym zrobiła, to być może udało by się pijakowi otrzeźwieć, ogarnąć i zacząć żyć jak porządny człowiek.
Czyli swoja bierna postawą nie tylko godzi się, ale i przykłada do upadku męża.
To kto jest tak naprawdę winny?
Mąż pracoholik bez pojęcia o czymś więcej niż dobra materialne, stracił słuch i nie słyszy prawdziwych potrzeb swojej zony.
Udaje głuchego ( żeby tylko on jeden na świecie...) Czyli biernie się godzi na taki stan rzeczy.
A jego zona nie lepsza - też się godzi na to, co ma.
Czyli ile czyjej winy i gdzie?
Bo dla mnie - wspólna.
Ja przepraszam Ciebie, że Cię zdradziłam i zraniłam tyle razy.
Ty przepraszasz mnie, że było Ci wygodnie, doprowadzić mnie do tej "ściany".
Oczywiście, ja Ciebie Aleksander nie przepraszam
A jak nie umie się przeciwstawić, jak się boi ?? jak ma tak zakodowane od dzieciństwa??
A żona pracoholika ma go przywiązać do kaloryfera?? Przecież człowiek ma wolną wolę i zrobi co zechce!! Nikt nie ma prawa bić, czy inaczej krzywdzić drugiej osoby!
Kurcze, po takich postach,zastanawiam się ile osób skrzywdzonych,odejdzie z Forum, bo będzie im się wpierało winę...
Kocham Cię Panie, i jedyna łaska o jaką Cię proszę ,to kochać Cię wiecznie.. św.Jan Maria Vianney
Re: Co zrobić żeby nie odszedł?
Aleksander pisze: ↑13 paź 2017, 17:30
Widzę, że lubisz zaklinać rzeczywistość lustro i stawać murem za zdradzaczami / krzywdzicielami
A ty lubisz czytać tylko to, co Ci pasuje gdzieś Ty wyczytał, ze ja kogoś bronię?
Opisanie zjawiska i próba zrozumienia mechanizmu dzialania, nie jest obroną.
Łatwiej żyć w swiecie, który się rozumie.
Będę wredna - nic Ci do tegoAleksander pisze: ↑13 paź 2017, 17:30 Męża przepraszaj swego )) i dziękuj, że przyjął pod dach niewierną
Re: Co zrobić żeby nie odszedł?
Bosa
Nie musisz się ze mną zgadzać.
Mnie teza, ze mamy to, na co się godzimy, też na początku bardzo oburzyla.
Niestety...po głębszym przemyślenie, musiałam przyznać jej rację.
Zona się boi, ja to rozumiem.
I ze strachu się zgadza na to co ma.
I to, ze się boi nie zmienia tego, ze się na to godzi.
Wyjście z pozycji niemej zgody zawsze wymaga odwagi I jest dyskomfortowe.
A mąż pracoholik...jak alkoholik
Nie ocknie sie, jak nie upadnie na dno.
A dni zawsze można "podnieść", żeby to nie było totalne dno.
I to powinna zrobić żona.
Padło tu takie zdanie, na którymś watku. Bardzo mądre.
Skrzywdzony krzywdzi swoją krzywdą.
Nie musisz się ze mną zgadzać.
Mnie teza, ze mamy to, na co się godzimy, też na początku bardzo oburzyla.
Niestety...po głębszym przemyślenie, musiałam przyznać jej rację.
Zona się boi, ja to rozumiem.
I ze strachu się zgadza na to co ma.
I to, ze się boi nie zmienia tego, ze się na to godzi.
Wyjście z pozycji niemej zgody zawsze wymaga odwagi I jest dyskomfortowe.
A mąż pracoholik...jak alkoholik
Nie ocknie sie, jak nie upadnie na dno.
A dni zawsze można "podnieść", żeby to nie było totalne dno.
I to powinna zrobić żona.
Padło tu takie zdanie, na którymś watku. Bardzo mądre.
Skrzywdzony krzywdzi swoją krzywdą.
Re: Co zrobić żeby nie odszedł?
Nikt nikomu nie nakazuje przepraszać za kogoś , za czyjeś winy, za czyjeś krzywdzenie innych... przeprasza się za swoje zło, za swoje przewinienia , za swoje winy - a znajdą się u każdego takie i u tych co byli krzywdzeni też ...
Re: Co zrobić żeby nie odszedł?
AleksanderAleksander pisze: ↑13 paź 2017, 17:33 Rozwiń co jest złotą klatką dla żony, która wychodzi kiedy chce z kim chce, bawi się gdzie chce i z kim chce za pieniądze męża. Czasem nie wraca na noce.
Będę zobowiązany
Popatrz na to inaczej - mąż się na to zgadza. Prawda?
Nie postawił granic. Nawet daje na to kasę, którą zarobił.
A moze mu tak po prostu wygodniej?
Nie wiem czy tak jest. Ale wiem jak było I mnie.
Mąż pracowal, ja wychowywalam dzieci I zajmowałem się domem. Taka kura domowa.
Strasznie brakowało mi ludzi. Tak bardzo chciałam czasem gdzieś wyjść. Z kims porozmawiać. Ale mój mąż nie miał nigdy ochoty i zawsze "brakowało" mu na to kasy.
Znajomych też nie mielismy, bo nikt nie był dość dobry. A poza tym utrzymywanie stosunków towarzyskich też kosztuje.
Doszło do tego, ze zebranie w szkole I dzieci było dla mnie wielkim wydarzeniem towarzyskim.
Prosilam, wkurzalam sie, plakalam, krzyczalam I znowu prosiłam - zero efektu.
W końcu powiedziałam przy jednej takiej burzliwej rozmowie - albo Ty się zajmujesz mną, albo ja się sama sobą zajmę.
I co? A nico.
I kiedy zaczęłam wychodzić sama, to mój mąż nawet specjalnie się nie interesował co I jak.
Dlaczego?
Powiesz - ufal.
A ja powiem - było mu wygodnie. W końcu przestałam mu suszyć głowę. Bezwysilkowo pozbył się problemu.
A ze potem się okazalo, ze wychodzę z, a potem do kowalskiego...jak mogłam?
Jak to jak? Zwyczajnie.
Mężowi z tym było wygodnie.
Re: Co zrobić żeby nie odszedł?
Nie rozumiesz bo nie doświadczyłaś.Ja doświadczyłam .....mama godziła się dla nas,dla nas cierpiała,bo wiedziała że sama nie podoła.
lena50....dawniej lena
Re: Co zrobić żeby nie odszedł?
helenast
ależ ja nikomu nic nie nakazuje - do lustro (którą lubię choć często się nie zgadzam ) to było tylko zdanie takie na "odgryzienie sie" - z przymrużonym okiem na końcu zdania - przecież wiadomym jest, że tego wcale nie oczekuje od lustra ...
Ale do Ciebie, prośba o to rozwinięcie " zamknięcia w złotej klatce" była całkiem poważna .
ależ ja nikomu nic nie nakazuje - do lustro (którą lubię choć często się nie zgadzam ) to było tylko zdanie takie na "odgryzienie sie" - z przymrużonym okiem na końcu zdania - przecież wiadomym jest, że tego wcale nie oczekuje od lustra ...
Ale do Ciebie, prośba o to rozwinięcie " zamknięcia w złotej klatce" była całkiem poważna .
Re: Co zrobić żeby nie odszedł?
lustro - ta teza może nie tyle co jest nieprawdziwa, ale jest dużym (zbyt dużym?) uproszczeniem.
Czasem mamy nowotwór, powódź czy pożar, wcale nie dlatego, że się na to godzimy.
A co z dziećmi małymi? Też się godzą na lanie pasem przez ojca pijaka?
A co z wszystkimi zdradzonymi na tym forum?
Uważasz, że wyrazili zgodę na to, by ich partnerzy poszli szukać szczęścia w ramionach kochanek i kochanków?
W takim razie może jeszcze dodajmy do tego wszystkich chorych, biednych, zgwałconych, okaleczonych, ofiary holokaustu... no wszyscy mieli to, na co się zgodzili. Ta - pewnie
A czy dopuszczasz myśl, że jednak czasem "mamy to", na co wcale się nie godziliśmy?
Re: Co zrobić żeby nie odszedł?
Nie wiem, być może ja żle rozumiem to co lustro pisze, ale wydaje mi się, że tutaj chodzi o relacje, na które sami się zdecydowaliśmy (tu małżeństwo) i w tych w właśnie relacjach mamy to na co się godzimy. Podobnie w relacjach moich, jako osoby dorosłej, z rodziacami również ta zasada tak działa. Inne przytoczone tutaj sytuacje/relacje nie są naszym wyborem. Tak ja to widzę
lecz [Pan] mi powiedział: «Wystarczy ci mojej łaski. Moc bowiem w słabości się doskonali».
(2Kor 12,9)
(2Kor 12,9)
Re: Co zrobić żeby nie odszedł?
Zenia
Bardzo dobrze to ujelas. Nie otrafila bym tak jasno.
Rozmawiamy przecież o relacjach małżeńskich. O konfliktach, zranieniach, kryzysach. O ich źródłach.
O tym, na co mamy wpływ. Choć bardzo często wolimy uwazac, ze nie mamy, albo nie możemy mieć.
Ale rozwinę troche, bo to wydaje mi sie bardzo ważne.
Żona się godzi "dla dzieci". Tak przynajmniej uważa.
To jest dla niej priorytet W jej rozumieniu.
I jakie są tego efekty?
Poza tym, ze ona cierpi i dzieci cierpią W tym momencie, bardzo często mocno komplikuje im tą zgodą dorosłe życie.
Skąd dysfunkcje DDA i innych DD?
Dzieci są DDA za sprawą zgody rodziców na taki stan rzeczy. I one nie miały tu za wiele do gadania. Są ofiarami czyjejś zgody.
Ale w małżeństwach układy i relacje zależą od małżonków.
I kryzysy bardzo często się biorą z takiej właśnie wadliwie relacji zgody.
I co smieszne, jeżeli pokrzywdzony W swoim mniemaniu, jest osoba myslacą I żąda sobie trud uczciwego przemyślenia swojego skrzywdzenia, to bardzo często dochodzi do tego, ze czuje się skrzydzony, sam wydał na to zgodę.
Bardzo dobrze to ujelas. Nie otrafila bym tak jasno.
Rozmawiamy przecież o relacjach małżeńskich. O konfliktach, zranieniach, kryzysach. O ich źródłach.
O tym, na co mamy wpływ. Choć bardzo często wolimy uwazac, ze nie mamy, albo nie możemy mieć.
Masz rację - nie doświadczyłam.
Ale rozwinę troche, bo to wydaje mi sie bardzo ważne.
Żona się godzi "dla dzieci". Tak przynajmniej uważa.
To jest dla niej priorytet W jej rozumieniu.
I jakie są tego efekty?
Poza tym, ze ona cierpi i dzieci cierpią W tym momencie, bardzo często mocno komplikuje im tą zgodą dorosłe życie.
Skąd dysfunkcje DDA i innych DD?
Dzieci są DDA za sprawą zgody rodziców na taki stan rzeczy. I one nie miały tu za wiele do gadania. Są ofiarami czyjejś zgody.
Ale w małżeństwach układy i relacje zależą od małżonków.
I kryzysy bardzo często się biorą z takiej właśnie wadliwie relacji zgody.
I co smieszne, jeżeli pokrzywdzony W swoim mniemaniu, jest osoba myslacą I żąda sobie trud uczciwego przemyślenia swojego skrzywdzenia, to bardzo często dochodzi do tego, ze czuje się skrzydzony, sam wydał na to zgodę.
Re: Co zrobić żeby nie odszedł?
Aleksander
Ja wiem, ze to rodzi wewnętrzny sprzeciw. Człowiek nie chce uznać swojego udziału w swojej krzywdzie.
Stąd trochę mnie rozbawilo to pomieszanie wszystkiego z wszystkim w twoich przykładach.
Ja mówię o relacjach malzenskich, a nie wszystkich nieszczesciach tego świata.
I tu będę dalej obstawala przy tej tezie, bo godzimy się świadomie lub nie, naxto, co nas potem spotyka.
Ja wiem, ze to rodzi wewnętrzny sprzeciw. Człowiek nie chce uznać swojego udziału w swojej krzywdzie.
Stąd trochę mnie rozbawilo to pomieszanie wszystkiego z wszystkim w twoich przykładach.
Ja mówię o relacjach malzenskich, a nie wszystkich nieszczesciach tego świata.
I tu będę dalej obstawala przy tej tezie, bo godzimy się świadomie lub nie, naxto, co nas potem spotyka.