Kilka pytań o separację

Refleksje, dzielenie się swoimi przeżyciami...

Moderator: Moderatorzy

Pavel
Posty: 5131
Rejestracja: 03 sty 2017, 21:13
Jestem: w kryzysie małżeńskim
Płeć: Mężczyzna

Re: Kilka pytań o separację

Post autor: Pavel »

To może warto się na dłużej pochylić nad tym co i jak zrobiłaś.

Ja tutaj na forum dowiedziałem się, że forma podania jest równie ważna jak treść. To zaś co podane jest bez miłości - jest bezwartościowe, a w sumie nawet szkodliwe.
Ta satysfakcja zapewne długo nie potrwa.
Jeśli właściwie odczytuję co napisałaś - nie była to forma która może być świadectwem miłości bliźniego.
Szpile i złośliwość rodzą to samo.
Po mojemu to najbardziej zaszkodziłaś tym sobie.
Pamiętaj, że cokolwiek robi mąż czy kowalska, ty odpowiadasz za własne czyny.
"Bóg nie działa poza wolą człowieka i poza jego wysiłkiem.(...) Założenie, że jeśli się pomodlimy, to będzie dobrze, jest już wiarą w magię." ks. dr. Grzegorz Strzelczyk
s zona
Posty: 3079
Rejestracja: 31 sty 2017, 16:36
Płeć: Kobieta

Re: Kilka pytań o separację

Post autor: s zona »

Ruto,
przykro mi,ze to powiem .. ale mam takie wrazenie, ze pozwalasz sie wkrecac kusemu . Od momentu, kiedy piszesz o pozwaniu tesciow o alimenty .. osobiscie, zle mi sie to czyta ..

Rozumiem, "ze masz prawo, ale czy wszystkie nasze dzialania .. sa dobre dla nas, nawet te usprawiedliwione prawem..

ps dla mnie te kilka ms - podczas ktorych splywaly alimenty od komornika - bylo mi z tym zle .I prawnie tez bylam usprawiedliwiona- wysokie czesne szkol i zajecia dodatkowe - ale czulam, ze te pieniadze rozwalaja nasze malzenstwo ..

Ks Dziewiecki czesto powtarza, ze katolik sie nie msci .... broni sie, ale nie msci ..
Ruta
Posty: 3297
Rejestracja: 19 lis 2019, 12:00
Jestem: w separacji
Płeć: Kobieta

Re: Kilka pytań o separację

Post autor: Ruta »

Pavle, s zono, dziękuję Wam. Tak jak napisałam, mam uczucie satysfakcji, ale także czuję, że nie jestem w porządku. Jestem po długiej rozmowie z Ozeaszem w dwóch sąsiednich wątkach, która dała mi bardzo wiele do myślenia. Myślę, że wiem już dlaczego nie czuję się ze sobą dobrze, mimo, że cieszę się, że przegoniłam kowalską z mojego podwórka.

Dotąd całkowicie kowalską ignorowałam. Założyłam, jeśli dam się w to wkręcić, to będę sama siebie ranić. Także z forum wiem, że im więcej zdradzony wie o zdradzie, tym trudniej ją potem w sobie przerobić, wybaczyć, że pewne obrazy zostają, przyczepiają się, nawet gdy małżonkowie do siebie wracają, ale gdy nie wracają - także. Dlatego, gdy tylko zaczynałam myśleć nawet dookoła na ten temat, modliłam się. Aż mi przechodziło. W końcu nauczyłam się naprawdę nie zajmować tym, co obecnie robi mój mąż.
Dlatego pojawienie się kowalskiej w mojej korespondencji z mężem bardzo mnie zdenerwowało, poczułam się zaatakowana. Bo nie chcę jej w żaden sposób w moim życiu i mojej przestrzeni. Nie chcę także, by mieszała się do spraw naszego synka.
Wiem, też, że jej pojawienie się to "walka o misia". Jeśli ja wyczuwam w moim mężu wahanie co do tego, czy to, co robi obecnie jest dobre, to ona zapewne także. Widzę teraz, że być może wystarczyło spokojnie i bez przemocy zakomunikować, że nie życzę sobie obecności trzeciej osoby w mojej korespondencji z mężem i nie będę w niej uczestniczyć. W zasadzie każda z tych rzeczy, którą napisałam, mogłaby zostać. Tyle, że ja zamieniłam fakty na kule armatnie i bomby. W jednym miejscu zaś posunęłam się do sugerowania nieprawdy, to znaczy napisałam tak, że każdy może sobie zrozumieć jak chce, jednak z pewnością, że akurat kowalska zrozumie to tak, jak ja chcę.
Zanim zdążyłam się zastanowić, zadziałał mój stary mechanizm i szybkie przejście do trybu walka. W walce na słowa, szczególnie te pisane jestem sprawna i potrafię ranić nimi bardzo dotkliwie. Bez większego zastanowienia.
To co pisałam bezpośrednio do męża było z kolei dość wyważone, choć no nie wiem surowe? Jednak nie było w tym złośliwości, raczej nazwanie prostych, choć niewygodnych faktów. Gdybym w taki sam sposób napisała to, co odnosi się do kowalskiej, pewnie byłoby to mądrzejsze. Mam jednak pokusę, by przejść nad tym do porządku dziennego i stwierdzić, że po prostu jako żona miałam pełne prawo się wkurzyć i temu wkurzeniu dać wyraz.

Pamiętam, jak na mojej grupie wsparcia omawiana była złość. Emocja przez osoby współuzależnione kompletnie wypierana. Ja także miałam amputowaną złość. Pamiętam swój opór, gdy prowadząca stwierdziła, że złość to emocja, która daje energię i że jadąc na sile jaka może płynąć ze złości, można działać w sposób konstruktywny. Myślałam wtedy, że to bzdura. Nadal mam co do tego poważne wątpliwości. Niezależnie od tego co myślę, złość jest tym, co zaczęło się we mnie pojawiać. Jest to dla mnie zupełnie nowe odczucie. I zaskakuje mnie jak przyjemnie było dać się jej ponieść. Faktycznie daje niezłego kopa - niestety jeśli chodzi o mnie wyłącznie do tego by mocno kopnąć inną osobę. Trudno nazwać to konstruktywnym spożytkowaniem siły płynącej ze złości. I niestety, ale choć czuję, że nie było to dobre, na razie nie mogę pozbyć się też satysfakcji. Nie tylko z tego, że udało mi się kowalską przegonić, ale także z tego, że mam pewność, że udało mi się ją bardzo mocno dotknąć. I z tego powodu jest mi przykro, że takie uczucia w sobie mam. Nie chcę im jednak zaprzeczać. Nie chodzi o to, by je w ten sposób uprawomocniać, ale by nie kłamać przed sobą, że one we mnie są.

Wygląda na to, że czeka mnie wizyta w konfesjonale i rozmowa ze spowiednikiem. Zarówno o tym, jak dopiekłam z całą mocą kowalskiej, jak i o tym, czy w mojej sytuacji moralne będzie wystąpić o alimenty wobec teściów. Myślę, że tak. Teściowie na razie dotują syna, dokładając się do jego nałogów. Jestem też przekonana, że gdy ich wsparcie dla niealimentowania ich wnuka i nieodpowiedzialności ich syna dotknie ich osobiście, zmobilizują syna do wywiązywania się z alimentów. Ale przedyskutuję to jeszcze, bo dostaję od was sygnały, że nie jestem tu w porządku i przechodzę poza granice wystarczające do obrony, a zamiast tego wchodzę w atak. I tak czuję, że rozmowa ze spowiednikiem może mi pomóc, choć do tej pory do konfesjonału chodziłam tylko do spowiedzi. Bo wiem, że od świeckich usłyszę aprobatę: masz prawo gonić kowalską i wyrażać wściekłość, masz prawo skorzystać z alimentacji ze strony teściów, skoro odmawiają pomocy tobie i dziecku w trudnej sytuacji.

Jeśli chodzi o alimenty od męża i egzekucję za pośrednictwem komornika - tu mam pewność, że nie ma we mnie zemsty. Jest realizm. Mąż ma wystarczające zasoby, by alimenty płacić. Zamiast tego robi wszystko, by zabezpieczyć się przed ich egzekucją, czyli z tą egzekucją się liczy. Wyznaczyłam termin, po którym sięgnę po egzekucję, powiadomiłam męża. Sąd nie rozpoznał mojego wniosku o klauzulę wykonalności, co dało mojemu mężowi dodatkowy czas, o czym go także poinformowałam. Wiem, że drogą egzekucji nie uzyskam żadnych alimentów, ale uzyskam zaświadczenie o ich nieściągalności. To pozwoli by alimenty których nie dostaję, nie były wliczane do mojego dochodu, co z kolei pozwoli mi skorzystać ze świadczeń, które obecnie mi nie przysługują. W mojej sytuacji nie mogę sobie pozwolić na to, by rezygnować ze wsparcia. Jest mi potrzebne.
Nino
Posty: 611
Rejestracja: 14 gru 2019, 18:26
Jestem: w kryzysie małżeńskim
Płeć: Kobieta

Re: Kilka pytań o separację

Post autor: Nino »

Sporo dzieje się u Ciebie, Ruta ;)

Przeczytałam z ogromną uwagą wypowiedzi dotyczące ważności sakramentu. Odnoszę wrażenie, że twój mąż, choć tak bardzo uzależniony od różnych rzeczy, jest ciekawym, wrażliwym i pięknym wewnętrznie człowiekiem.
Robisz głęboki wgląd w waszą przeszłość i masz wyraźne obrazy łączącej was miłości, więzi...
Mój małżonek nie pali, nie pije, nie stosuje używek, nie jest (?) agresywny...
Kiedy robię uważniejszy, spokojniejszy i bardziej świadomy wgląd w nasze wspólne życie, dostrzegam, iż trwałam w kompletnej iluzji, co do nas. Tkwiłam w głębokim zamroczeniu, utkanym z moich projekcji, marzeń i oczekiwań, podlanym pikantnym sosem gorącej namiętności, co do której miałam mylne przekonanie, że jest ona realizowana wyłącznie ze mną.
Obecnie mój mąż jawi mi się jako osoba o kilku twarzach. Jedno z jego oblicz próbowało pretendować do roli męża i ojca, ale to też na skutek presji z zewnątrz. Na skutek okoliczności, które pojawiły się w jego życiu, np. nieoczekiwane, nieplanowane pojawienie się dwójki dzieci bardzo krótko po ślubie...
Męża decyzje, które odbieram jako autonomiczne, wypływające z jego przemyśleń itd.., są to decyzje o odejściu, zerwaniu więzi z rodziną oraz maksymalnym skupieniu się na sobie: na swojej pracy, kowalskich, nowej grupie znajomych...
W pewien sposób zazdroszczę Tobie.
tata999
Posty: 1172
Rejestracja: 29 wrz 2018, 13:43
Jestem: po rozwodzie
Płeć: Mężczyzna

Re: Kilka pytań o separację

Post autor: tata999 »

Ruta pisze: 06 wrz 2020, 0:50 Wiem, że drogą egzekucji nie uzyskam żadnych alimentów, ale uzyskam zaświadczenie o ich nieściągalności. To pozwoli by alimenty których nie dostaję, nie były wliczane do mojego dochodu, co z kolei pozwoli mi skorzystać ze świadczeń, które obecnie mi nie przysługują. W mojej sytuacji nie mogę sobie pozwolić na to, by rezygnować ze wsparcia. Jest mi potrzebne.
Smutno mi się zrobiło po przeczytaniu tego. Nawet nie wiem, jak skomentować ten przykład oczywistego wpływu urzędniczego reżimu na rozkład interesów i więzów rodzinnych.

Myślę, że w tym przypadku ryzykowne jest poleganie na urzędniczych procedurach zarówno przez Rutę, jak i jej męża, może jeszcze inne osoby wokół. Analogicznie, jak rozczarowani urzędami sądowymi, uprzednio niejako przyjmując/robiąc sobie z nich bożka i/lub cel sam w sobie.
sasanka
Posty: 201
Rejestracja: 09 sie 2017, 23:08
Płeć: Kobieta

Re: Kilka pytań o separację

Post autor: sasanka »

Ruto czytając Twój ostatni post nasunęła mi się taka myśl ,że niepotrzebnie masz poczucie winy w starciu z kowalską.
I tak naprawdę nie wiesz czy ją "dotknęłaś " , sądzę , że raczej nie , bo inaczej nie byłaby kowalską gdyby była wrażliwa i miała chociaż odrobinę przyzwoitości .
To przykre, że osoby skrzywdzone mają jeszcze tyle oporów i poczucia winy kiedy stają w swojej obronie , swoich dzieci i swojego małżeństwa.
Lawendowa
Posty: 7663
Rejestracja: 30 sty 2017, 17:44
Jestem: po rozwodzie
Płeć: Kobieta

Re: Kilka pytań o separację

Post autor: Lawendowa »

tata999 pisze: 06 wrz 2020, 21:57
Ruta pisze: 06 wrz 2020, 0:50 Wiem, że drogą egzekucji nie uzyskam żadnych alimentów, ale uzyskam zaświadczenie o ich nieściągalności. To pozwoli by alimenty których nie dostaję, nie były wliczane do mojego dochodu, co z kolei pozwoli mi skorzystać ze świadczeń, które obecnie mi nie przysługują. W mojej sytuacji nie mogę sobie pozwolić na to, by rezygnować ze wsparcia. Jest mi potrzebne.
Smutno mi się zrobiło po przeczytaniu tego. Nawet nie wiem, jak skomentować ten przykład oczywistego wpływu urzędniczego reżimu na rozkład interesów i więzów rodzinnych.

Myślę, że w tym przypadku ryzykowne jest poleganie na urzędniczych procedurach zarówno przez Rutę, jak i jej męża, może jeszcze inne osoby wokół. Analogicznie, jak rozczarowani urzędami sądowymi, uprzednio niejako przyjmując/robiąc sobie z nich bożka i/lub cel sam w sobie.
A może tego "urzędniczego reżimu" nie trzeba byłoby w ogóle angażować, gdyby obydwoje rodzice czuli się odpowiedzialni za własne dzieci: moralnie, duchowo, finansowo, czasowo, logistycznie itd,

A jakie widzisz rozwiązanie, gdy jedno z rodziców przerzuca całą odpowiedzialność za utrzymanie i wychowanie dzieci na drugiego rodzica?
"Ty tylko mnie poprowadź, Tobie powierzam mą drogę..."
Ruta
Posty: 3297
Rejestracja: 19 lis 2019, 12:00
Jestem: w separacji
Płeć: Kobieta

Re: Kilka pytań o separację

Post autor: Ruta »

sasanka pisze: 06 wrz 2020, 22:36 Ruto czytając Twój ostatni post nasunęła mi się taka myśl ,że niepotrzebnie masz poczucie winy w starciu z kowalską.
I tak naprawdę nie wiesz czy ją "dotknęłaś " , sądzę , że raczej nie , bo inaczej nie byłaby kowalską gdyby była wrażliwa i miała chociaż odrobinę przyzwoitości .
To przykre, że osoby skrzywdzone mają jeszcze tyle oporów i poczucia winy kiedy stają w swojej obronie , swoich dzieci i swojego małżeństwa.
Dziękuję Sasanko :)
Ksiądz Dziewiecki powiedział kiedyś, że uczuciem zgrzeszyć się nie da. Ja w zasadzie się cieszę, że mam tych uczuć coraz więcej, nie wypieram ich. Złość okazała się fajna, i na pewno była adekwatną reakcją. Nie wiem, czy da się zgrzeszyć okazaniem uczucia... To jednak już uczynek. Nawet nie jest tak, że dałam się ponieść tej złości. Była tak mocna, że nie wyszłoby z tego nic dobrego. Odczekałam sporo przed odpisaniem, aż trochę ze mnie zeszło.

Dobrze jest poczuć złość, gdy ktoś w nieuprawniony sposób przekracza moje granice. Myślę też, że nie ma nic złego w przegonieniu intruza. Do tego momentu jestem w porządku.

Niemniej jednak, ponieważ czuję się zraniona, pojawiła się we mnie intencja, by zranić. Celowo i świadomie. I nawet niezależnie od skutku, samo pójście za tą intencją postrzegam jako moją porażkę. Nie chcę wchodzić w takie rejestry. I na to będę musiała zwrócić baczną uwagę.

Z drugiej strony spojrzałam dzisiaj w te moje maile, i trochę się nawet pośmiałam. Znowu wyszedł mi stendap. Nie jest aż tak bardzo źle, jak myślałam, że jest. Większość złości i nienajlepszych intencji nie została przekuta w słowa. Jasno napisałam, że widzę, że jest w korespondencji osoba trzecia, i że sobie nie życzę prowadzić z tą osobą korespondencji dotyczącej spraw między mną i moim mężem oraz naszej rodziny. Brawo ja. Nie odnoszę się nigdzie bezpośrednio do romansu, nie czynię takich zarzutów, choć sugestie są. I złośliwa jestem. Raczej nie powinnam pytać męża, czy osobę, która doradza mu obecnie w korespondencji ze mną w sposób tak głupi i pokazujący brak klasy, wyszukał na fermie drobiu. Nie powinnam też raczej pisać, że ta osoba przejawia niezdrową i niepokojącą ciekawość, jak wygląda relacja między małżonkami. Paru innych rzeczy także nie powinnam pisać. Dziecinada. Zapewne gdyby mój mąż czytał to sam, to by go to nawet rozbawiło. Lubi moje wredne i głupie teksty, czasem pomagałam mu pisać dobitne służbowe maile, utrzymane w konwencji pół żartem. Mieliśmy przy tym zawsze dobrą zabawę.

Natomiast większość tego, co miało być raniące, pochodzi po prostu z pozycji, z której pisałam - żony, którą z jej mężem łączy więź, która jest nieusuwalna, i dodatkowa więź płynącą ze wspólnego rodzicielstwa. Oraz że są to obszary zastrzeżone wyłącznie dla małżonków, które osoby z otoczenia muszą respektować i się z nimi liczyć. Napisałam prawdę.
Złośliwie odniosłam się za to do miłych i prawdziwych wspomnień z naszej przeszłości, także niedalekiej, ewidentnie z zamiarem, by to "ona" poczuła się zazdrosna. Oraz by zaczęła mojemu mężowi ciosać kołki na głowie, z kategorii kiedy to było, czy tak było. Wiem, że mój mąż takich akcji nie znosi. Oczywiście mam nadzieję, że się o to pokłócili. I tak dokładnie czuję. Nawet jeśli jest to nie najpiękniejsza część mojego oblicza, jest właśnie taka.

Nie mogę za to się nie śmiać z tej fermy drobiu (z góry przepraszam wszystkich pracowników takich ferm). Jest w tym tyle mojego oburzenia i szczerej złości, że sama się śmieję z siebie i tego, że w tej złości mogę być tak dziecinna. Sama siebie zaskoczyłam. Może moja tak długo hamowana złość naprawdę jest obecnie na poziomie pięciolatki, która kłóci się o lalkę.
tata999
Posty: 1172
Rejestracja: 29 wrz 2018, 13:43
Jestem: po rozwodzie
Płeć: Mężczyzna

Re: Kilka pytań o separację

Post autor: tata999 »

Lawendowa pisze: 06 wrz 2020, 23:27 (...) odpowiedzialni za własne dzieci: moralnie, duchowo, finansowo, czasowo, logistycznie itd,

A jakie widzisz rozwiązanie, gdy jedno z rodziców przerzuca całą odpowiedzialność za utrzymanie i wychowanie dzieci na drugiego rodzica?
Dziwię się właśnie, że nie podsuwa się możliwych rozwiązań. Urzędnik raczej nie zadba o "moralnie, duchowo, finansowo, czasowo, logistycznie itd." poczucie odpowiedzialności i raczej nie ma sensu go obarczać nią. Tak samo więzi rodzinnych raczej nie zacieśni skoro sama matka/żona tego nie zrobi.
Paprotka
Posty: 138
Rejestracja: 02 lip 2020, 12:15
Jestem: po rozwodzie
Płeć: Kobieta

Re: Kilka pytań o separację

Post autor: Paprotka »

Ruto, od kilku dni ciagle piszesz jak „dokopałaś” tamtej kobiecie. Wręcz szczycisz się tym. Nie będę tego oceniać ,bo sama to robiłam. Miałam dokładnie te same przemyślenia.
Co więcej dla nas ta trzecia to często stereotyp.
Dokopywanie pomagało chwilowo. Mściłam się i w moim mniemaniu pokazywałam kto tu rządzi i kto ma prawa do mojego męża.
Niestety jeśli Twój mąż mieszka z tamta kobieta to prowadzą wspólne życie i takie sytuacje będą na porządku dziennym.
Pamietam jak kiedyś dzwoniłam w ważnej dla mnie sprawie i nagle słyszę jak kobiecy głos mówi ,żeby kończył bo się spóźnia do lekarza. I on zakończył nasza rozmowę. Byłam wściekła.
Nie wiem co mogę doradzić. Ale z doświadczenia wiem ,ze jeśli będziesz robić coś przeciwko tamtej kobiecie to mąż będzie jej bronił.
Lawendowa
Posty: 7663
Rejestracja: 30 sty 2017, 17:44
Jestem: po rozwodzie
Płeć: Kobieta

Re: Kilka pytań o separację

Post autor: Lawendowa »

tata999 pisze: 07 wrz 2020, 13:32
Lawendowa pisze: 06 wrz 2020, 23:27 (...) odpowiedzialni za własne dzieci: moralnie, duchowo, finansowo, czasowo, logistycznie itd,

A jakie widzisz rozwiązanie, gdy jedno z rodziców przerzuca całą odpowiedzialność za utrzymanie i wychowanie dzieci na drugiego rodzica?
Dziwię się właśnie, że nie podsuwa się możliwych rozwiązań. Urzędnik raczej nie zadba o "moralnie, duchowo, finansowo, czasowo, logistycznie itd." poczucie odpowiedzialności i raczej nie ma sensu go obarczać nią. Tak samo więzi rodzinnych raczej nie zacieśni skoro sama matka/żona tego nie zrobi.
Moje pytanie było inne i bardzo konkretne - jakie Ty widzisz rozwiązania tego problemu.
"Ty tylko mnie poprowadź, Tobie powierzam mą drogę..."
tata999
Posty: 1172
Rejestracja: 29 wrz 2018, 13:43
Jestem: po rozwodzie
Płeć: Mężczyzna

Re: Kilka pytań o separację

Post autor: tata999 »

Lawendowa pisze: 07 wrz 2020, 14:40
tata999 pisze: 07 wrz 2020, 13:32
Lawendowa pisze: 06 wrz 2020, 23:27 (...) odpowiedzialni za własne dzieci: moralnie, duchowo, finansowo, czasowo, logistycznie itd,

A jakie widzisz rozwiązanie, gdy jedno z rodziców przerzuca całą odpowiedzialność za utrzymanie i wychowanie dzieci na drugiego rodzica?
Dziwię się właśnie, że nie podsuwa się możliwych rozwiązań. Urzędnik raczej nie zadba o "moralnie, duchowo, finansowo, czasowo, logistycznie itd." poczucie odpowiedzialności i raczej nie ma sensu go obarczać nią. Tak samo więzi rodzinnych raczej nie zacieśni skoro sama matka/żona tego nie zrobi.
Moje pytanie było inne i bardzo konkretne - jakie Ty widzisz rozwiązania tego problemu.
Ja zachęcam do zabrania głosu każdego. Mój, mam wrażenie, że nie jest słyszany.
Paprotka
Posty: 138
Rejestracja: 02 lip 2020, 12:15
Jestem: po rozwodzie
Płeć: Kobieta

Re: Kilka pytań o separację

Post autor: Paprotka »

Tato999 Twój głos jest słyszalny i tez Ciekawi mnie jaka Ty masz propozycje na egzekwowanie płacenia alimentów na dziecko ? To nie urzędnik rozbija rodzine a rodzic ,ktory nie chce płacić.
tata999
Posty: 1172
Rejestracja: 29 wrz 2018, 13:43
Jestem: po rozwodzie
Płeć: Mężczyzna

Re: Kilka pytań o separację

Post autor: tata999 »

Paprotka pisze: 07 wrz 2020, 15:11 Tato999 Twój głos jest słyszalny i tez Ciekawi mnie jaka Ty masz propozycje na egzekwowanie płacenia alimentów na dziecko ? To nie urzędnik rozbija rodzine a rodzic ,ktory nie chce płacić.
Dziękuję za słowa zachęty i zwracam uwagę na moje wypowiedzi z ostatnich kilkunastu miesięcy. Nie wiem, co jeszcze nowego mógłbym napisać. Wierzę, że tłum forumowiczów może wymyślić dużo więcej niż ja samemu, w pojedynkę.

To nie urzędnik rozbija rodzinę i to nie urzędnik ją scala. Urzędnik nie chce płacić. W nierozbitych rodzinach rodzice nie chcą płacić mimo to, potrafią się porozumieć i nie rozbijać rodziny.
Ruta
Posty: 3297
Rejestracja: 19 lis 2019, 12:00
Jestem: w separacji
Płeć: Kobieta

Re: Kilka pytań o separację

Post autor: Ruta »

Paprotka pisze: 07 wrz 2020, 13:54 Ruto, od kilku dni ciagle piszesz jak „dokopałaś” tamtej kobiecie. Wręcz szczycisz się tym. Nie będę tego oceniać ,bo sama to robiłam. Miałam dokładnie te same przemyślenia.
Co więcej dla nas ta trzecia to często stereotyp.
Dokopywanie pomagało chwilowo. Mściłam się i w moim mniemaniu pokazywałam kto tu rządzi i kto ma prawa do mojego męża.
Niestety jeśli Twój mąż mieszka z tamta kobieta to prowadzą wspólne życie i takie sytuacje będą na porządku dziennym.
Pamietam jak kiedyś dzwoniłam w ważnej dla mnie sprawie i nagle słyszę jak kobiecy głos mówi ,żeby kończył bo się spóźnia do lekarza. I on zakończył nasza rozmowę. Byłam wściekła.
Nie wiem co mogę doradzić. Ale z doświadczenia wiem ,ze jeśli będziesz robić coś przeciwko tamtej kobiecie to mąż będzie jej bronił.
Wiem, że nie postąpiłam najmądrzej. Kiedy poczułam, że moje intencje nie są zbyt miłe, mogłam jeszcze poczekać z odpowiedzią. I tak w przyszłości będę robić.
Z drugiej strony póki co efekt jest pozytywny. Mąż zamiast wysyłać mi redagowane przez inną osobę wiadomości dzwoni. Wtedy kiedy jest sam. Być może więc jednak uznał, że włączanie innych osób w sprawy między mną a nim, czyli obecnie w zasadzie sprawy dotyczące naszego dziecka, nie kończy się dobrze dla niego.
Moje uczucie satysfakcji niestety nadal po części płynie z poczucia spełnionego odwetu. Po części jednak jest to zadowolenie z tego, że czuję złość, choć nie do końca umiem się z nią obchodzić. A także z tego, że nie najmądrzej, ale jednak wystąpiłam w swojej obronie, gdy poczułam, że zachowanie innych osób we mnie godzi. Zwykle chowałam głowę w piasek, wycofywałam się. Nawet w takich zupełnie niezagrażających sytuacjach. Pamiętam jak w Świętej Rodziny były u nas intencje za wszystkich pozostających w związkach, w tym związki niesakramentalne, ale ani słowa o małżonkach opuszczonych, czy trwających w wierności. Było mi przykro, czułam chęć porozmawiania o tym z naszym proboszczem, który jest miły i sympatyczny, ale nic z tym nie zrobiłam. Na forum rozmawialismy o tym, okazało sie, że jedna z dziewcząt w identycznej sytuacji poszła na zakrystię, porozmawiała i poprosiła także o takie intencje na kolejnych mszach. W tym roku pójdę porozmawiać przed świętem :)
Sytuacja w której mój dyskomfort jest przeze mnie odczuwany, a nie wypieramy lub bagatelizowany, i jeszcze do tego stanowi zachętę i bodziec do działania, a nie wycofania się, jest dla mnie nowa. Trochę się więc zachłystuję.To jakby być bardziej wolną.
Jesli chodzi o kowalską, to problem mojego męża. Dla mnie takiej osoby nie ma, nawet jako stereotypu. Nie chcę jej obecności w moim życiu. I to problem męża co zrobi, by sobie te sfery swojego życia rozdzielić. Wiem, że są różne sytuacje i zdarza się, że kolejne żony czy kochanki się "przyjaźnią". Nie oceniam. Jeśli chodzi o mnie, mogę się czasem choć wciąż z dużym trudem za tą panią pomodlić. Na więcej nie zamierzam się zdobywać. A jeśli mąż lub kowalska ponownie moją granicę przekroczy, będę się stanowczo bronić. Tyle, że mniej dziecinnie... I tylko bronić, nie atakować...
ODPOWIEDZ