Są takie kluby, których się nie wybiera Ja jestem trochę ofiarą własnego sukcesu, młody jest obowiązkowy. Uczę go teraz odpuszczania i tego, że dwa to także dobra ocena i czasem, gdy jest wszystkiego tak dużo, zupełnie wystarczy. I nie trzeba zawsze być przygotowanym na 100 procent. Jednym słowem uprawiam antypedagogikęBławatek pisze: ↑16 maja 2022, 8:02 Ruto witaj w klubie "kierat szkolny" . U nas też maraton sprawdzianów zapowiedzianych i tych do poprawy. I to najlepiej w tym tygodniu, bo przecież w przyszłym ze względu na egzaminy ośmioklasistow przez 3 dni nauki nie ma. Ja już odpuściłam, bo i tak nie znam sposobu by syna do większej mobilizacji i nauki zagonić. I też odliczam czas do wakacji - dwa miesiące bez popołudniowej nauki i weekendy wolne - sama przyjemność
Postanowiłam poprosić część nauczycieli o przełożenie niektórych zaliczeń, młody nie daje rady. Ma już wystarczająco ocen, by uzyskać zaliczenie z każdego przedmiotu. No ale wszystkie zaległe sprawdziany zaliczone mają być i basta! Sama czuję się wymęczona, więc doskonale młodego rozumiem. Zobaczymy, jaka będzie odpowiedź. Sprawę komplikują trochę właśnie te dni wolne, nauczyciele chcieliby mieć już wszystko załatwione przed. No ale uczniowie też mają swoje limity. Podobnie jak rodzice
Marzę o wakacjach... i solidnym spacerze... takie miłe ciepłe dni nam się marnują... młody woli się uczyć w domu, na dworze za dużo rzeczy go rozprasza....
***
Mąż był dzisiaj u nas. Słaby jeszcze po chorobie, ale szybko się z nią uporał. A tak się niepokoiłam. Ugotował nam obiad. Miło, bo w ferworze walki trudno jest mi wszystko ogarnąć. Każda pomoc potrzebna. No i miło zjeść czasem obiad, którego nie gotowałam. Trochę nas porozśmieszał, miło nam dzisiaj było razem. Przydała się jego obecność, w tej nieustającej nauce z młodym powoli zaczynamy przypominać blade zombiaki.
Udało się nam mieć różnicę zdań i o to nie pokłócić. Co oznacza ostatni tydzień miesiąca? Jak się okazuje jest to pojęcie równie względne, jak wczesny ranek lub późne popołudnie. Każdy rozumie co innego. No i mąż wziął wolne w pracy nie w tym terminie co trzeba, co nas rozbawiło. Gdy było między nami dużo napięcia, takie sytuacje były zarzewiem niezłych wojenek. A tu proszę, zareagowaliśmy swobodnie, spokojnie, miło, jak w dawnych pięknych czasach sprzed kryzysu.
***
Nadal piszę mężowi raporty z wydarzeń domowych. Mąż czyta. Odpisuje rzadko, jeśli już to krótko. Ale jakoś dobrze mi z tym. Piszę także czasem o swoich emocjach. Mąż reklamacji nie zgłasza. Dzięki temu czuję się "wygadana".
***
Gdzieś we mnie rodzi się lęk. Wiem, że może nadejść kolejne załamanie pogody. Całkiem nieprzewidzianie. To wszystkie ostatnie lata odzywają się we mnie, gdy to, że było dobrze, spokojnie, przestało oznaczać dobro i spokój, a było oczekiwaniem na zbliżające się zawalenie. Teraz jednak jest inaczej, choć trudno mi to ująć, złapać, gdzie to inaczej jest. Ten lęk nie płynie z teraz, ale właśnie jest zakorzeniony w przeszłości. Zdecydowanie potrzebuję tą przeszłość oddać.
Sama mierzę się z trudnościami w swoim nałogu, po okresach abstynencji, gdy czuję się wolna, przychodzą okresy obsesyjne.Wiem, jak niespodziewanie może to nadejść. I widzę jak jest wtedy trudno, ile to mnie kosztuje, jak źle się wtedy czuję ze sobą.
Staram się nie myśleć na zapas. Wiem już też, że nie ma sensu starać się tego zatrzymać, zapobiegać.To tak nie działa. W sensie w sobie mogę, a też nie sama, ale odwołując się do Łaski, w drugim człowieku nie mogę nic. Poza modlitwą. To w sumie dużo. Staram się też pamiętać, że w człowieku wszystko jest ku zdrowieniu, jeśli już ten kierunek człowiek nawet niewielką częścią obiera. Nawet trudniejsze okresy mogą wtedy być pomocne.
Mam też na nowo trudność w modlitwie, także w modlitwie za męża. Dość nieoczekiwanie. Ale staram się przynajmniej nas zawierzać.