Kilka pytań o separację

Refleksje, dzielenie się swoimi przeżyciami...

Moderator: Moderatorzy

Małgorzata Małgosia
Posty: 306
Rejestracja: 05 wrz 2019, 14:31
Jestem: po rozwodzie
Płeć: Kobieta

Re: Kilka pytań o separację

Post autor: Małgorzata Małgosia »

Ruta pisze: 25 lis 2019, 18:54
Aczkolwiek od dłuższego czasu pakowałam do Boga paczkę i dziś ją w końcu nadałam (bardzo mi się ten pomysł spodobał) - włożyłam tam moje największe marzenie - o pełnej szczęśliwej rodzinie. Bo to marzenie przesłaniało mi rzeczywistość i stało się największą przeszkodą w moim życiu, małżeństwie i macierzyństwie. Oddałam to Bogu, choć to mój największy skarb i największe pragnienie serca. Szczerze. Bez żalu. On się będzie umiał tym zaopiekować, ja nie potrafiłam. Czuję ulgę, bo nie muszę już walczyć o "szczęśliwą rodzinę", więc powstała przestrzeń żebym zadbała o uregulowanie ważnych spraw, podjęcie terapii - i o siebie.
Ruto, bardzo Ci za to dziękuję... Nagle zrozumiałam co ja trzymam i Bogu nie chcę oddać...
Dziękuję Ci, dziękuję Bogu.
"Ty zaś powróć do Boga swojego - strzeż pilnie miłości i prawa i ufaj twojemu Bogu!" (Oz 12, 7).
Jezu ufam Tobie.
Ruta
Posty: 3297
Rejestracja: 19 lis 2019, 12:00
Jestem: w separacji
Płeć: Kobieta

Re: Kilka pytań o separację

Post autor: Ruta »

Jeszcze raz dziękuję Wam wszystkim. Każdy z Waszych postów daje mi sporo do myślenia. Wrzucam niżej trochę refleksji, pomaga mi pisanie o tym co czuję. Na koniec pytam o notarialną rozdzielność - gdyby komuś się nie chciało czytać moich wynurzeń, ale wie coś o tym i ma doświadczenie - będę zobowiązana za wszelkie uwagi i informacje.

Spotkanie z terapeutką od współuzależnień mam dopiero w drugim tygodniu grudnia, ale tak jak postanowiłam poszłam i zapisałam się. Było to trudne. Odkryłam w sobie pokłady wstydu - a jak ktoś mnie zobaczy w "takiej" poradni, albo jak do niej wchodzę, a jak na grupie będzie ktoś kogo znam? Niezła jazda, bo miałam się za osobę od takich rzeczy wolną, zwykle nie zastanawiam się, co ktoś pomyśli. No ale lata krycia problemów męża przed samą sobą, nim samym i innymi zrobiły widać swoje. I ciężko teraz przełamać lęk, że "się wyda".

Chcę się też pochwalić. Dziś po raz pierwszy odkąd w naszym małżeństwie nastąpił kryzys modliłam się szczerze i z całego serca za mojego męża. Wcześniej też się modliłam, ale to była modlitwa płynąca ze zobowiązania. Wiem, że nawet taka kulawa modlitwa ratuje czasem życie - mi uratowała nieraz - więc od niej nie odstępowałam. Ale dziś słowa płynęły mi z serca. Myślę, że jak przybiłam do takiego punktu, to z czasem będzie mi coraz łatwiej. Dobrze się w tym punkcie znaleźć, nawet na chwilę. Ulga jest wspaniała.
Myślałam też sobie sporo o wolnej woli i o tym co to znaczy stać się jednym ciałem. I pomyślałam sobie, że mąż owszem ma wolną wolę i jeśli jest daleko od wiary, prawdy i miłości i żyje złudzeniami to nie mam na to wpływu. Ale z drugiej strony jeśli jesteśmy jednym ciałem, to ja mogę chcieć za niego i za niego prosić o różne rzeczy i nawet za niego za nie dziękować. Nawet nie za niego ale w jego imieniu, będąc nim, skoro jesteśmy jednym ciałem - ja-mąż proszę o uzdrowienie moich ran, pomoc dla mnie i małżeństwa. I w ten sposób też się modliłam i poczułam, że jest to dobre i ma sens - modlić się nie tylko za męża, ale i w jego imieniu i nie tylko jako ja, ale także jako my, a nawet jako on. Mam nadzieję, że rozumiecie, że nie chodzi tu o jakieś wariackie udawanie, że jest się swoim mężem, tylko o przeżywanie jedności. Zresztą nawet jeśli to wariactwo, to i tak będę je kontynuować.

Czytam też sobie Koniec współuzależnienia, myślę i obracam sobie to wszystko na różne strony, patrzę co z tego jest we mnie, czego nie ma i jak mogę budować siebie by być mniej podatną na manipulacje męża i by jak sama nim już nie manipulować. Bo nałóg w relacji wiąże się z takim tańcem - ja tobą kręcę, żebyś był trzeźwy, a ty mną kręcisz, żeby komfortowo się odurzać. Uczę się nie manipulować mężem.

Nadal waham się nad separacją i alimentami. Separacja jak już pisałam to moim zdaniem słaby pomysł - wystarczy głupi sąd i zamiast separacji wyskoczy rozwód. Myślę nad separacją kościelną - tam nikt nas nie rozwiedzie, a jest większa szansa, że mąż usłyszy tam cokolwiek, co go zastanowi i skłoni do myślenia o tym co robi. Bo na razie ma pełne wsparcie, typu masz prawo do szczęścia, dzieci z rozwiedzionych rodzin są szczęśliwe, drugie związki udają się lepiej, bo osoby w nie wchodzące są dojrzalsze i cały ten chłam. Nie ma gdzie zderzyć się z innym spojrzeniem na swoją sytuację. Szkoda, że Kościół ma tak słaby wgląd w separację i nie jest ona często stosowana i szkoda, że separacja kościelna nie pociąga skutków cywilnych. Ale i tak spróbuję.

Co do alimentów - mamusia (piszę mamusia złośliwie, bo zdecydowanie nie przepracowałam jeszcze złości na nią, jej egoizm i to, że aktywnie dążyła do rozwodu synka ze mną i jest na najlepszej drodze do "sukcesu" - choć modlę się i za nią) -mamusia zanim jeszcze weszliśmy w małżeństwo opowiadała synkowi, jakie to kobiety złe, jak się rozwodzą i rujnują mężczyzn, żądając alimentów. Mąż te prawdy od niej mocno przyjął, nie raz słucham jak to rzekomo zniszczę go w sądzie i zrujnuję oczywiście. Obawiam się, że gdy wystąpię o alimenty, nawet niewielkie, uruchomię to w nim mocniej i wzmocnię to przekonanie, że ostatecznie kobietom chodzi o to, żeby żerować na mężczyźnie i żyć z alimentów. Jak głupie by to nie było, on w to wierzy. I wierzy, że przed alimentami trzeba się bronić, bo to rodzaj zemsty kobiety, a nie obowiązek ojca. Więc wywalczenie alimentów nic mi nie da - sposobów na unikanie jest mnóstwo - zepchnę więc go tylko w kłamstwa i matactwa, a nasze dziecko nic na tym nie zyska.

Wiem po sobie w jak irracjonalne rzeczy można wierzyć, jeśli przekazali nam je rodzice - i że dopiero jak się zerwiemy z pępowiny to możemy się z takimi "prawdami" o życiu skonfrontować. Mąż wierzy w "złe kobiety od alimentów", jak zresztą większość naszego społeczeństwa i nie tylko wisi na pępowinie, ale i bywa nią szczelnie okręcony. Choć widzę, że ostatnio walczy i próbuje coś z tym zrobić. Kibicuję z daleka. Wiem, że mąż kocha nasze dziecko, nie chcę żeby był odpowiedzialny za nie finansowo z przymusu. Myślę, że zostawię go na razie z tą odpowiedzialnością ojcowską i moją wiarą w niego jako ojca, nie mieszając w to sądu, tylko jego sumienie.

Zostaje więc jeszcze jedna sprawa. Rozdział majątku. I to chcę uregulować. I znowu mam kilka pytań. Parę osób napisało, że uregulowali to u notariusza. Wydaje mi się to dużo lepszym pomysłem, niż ciąganie się po sądach. No ale do tego trzeba zgody obojga. Jak się wam udało przekonać małżonków do podpisania? Macie jakieś rady, uwagi?
Pavel
Posty: 5131
Rejestracja: 03 sty 2017, 21:13
Jestem: w kryzysie małżeńskim
Płeć: Mężczyzna

Re: Kilka pytań o separację

Post autor: Pavel »

Ruta,
Wg mnie odwoływanie się do odpowiedzialności osoby uzależnionej, liczenie na nią jest niczym innym jak naiwnością, myśleniem życzeniowym.
Nie ma znaczenia jakie poglądy na temat alimentów ma twój mąż czy teściowa, jakich manipulacji się dopuszczą celem wybielenia.

Alimenty mają służyć zabezpieczeniu potrzeb dzieci, rodziny w sytuacji gdy osoba odpowiedzialna nie poczuwa się do swych obowiązków.
Odpuszczanie sobie tematu jest w mojej ocenie działaniem na szkodę wszystkich zainteresowanych, również męża, któremu nie daje się odczuć skutków swoich decyzji.

Przy okazji, czytając ten wątek (oczywiście nie tylko ten ;) ) jestem po raz kolejny mocno zbudowany postawą forumowiczów.
Niech was Bóg błogosławi :)))
"Bóg nie działa poza wolą człowieka i poza jego wysiłkiem.(...) Założenie, że jeśli się pomodlimy, to będzie dobrze, jest już wiarą w magię." ks. dr. Grzegorz Strzelczyk
Małgorzata Małgosia
Posty: 306
Rejestracja: 05 wrz 2019, 14:31
Jestem: po rozwodzie
Płeć: Kobieta

Re: Kilka pytań o separację

Post autor: Małgorzata Małgosia »

Ruto, tak jak napisał Pavel: nie ma znaczenia jakie poglądy ma Twój mąż w kwestii alimentów. Pamiętaj, że podejmujesz decyzje ze względu na siebie, a nie jego. Tzn. decyzja jest Twoja własna, oparta na rozsądku, który jest też darem Ducha Świętego. Nie masz wpływu na poglądy męża. One, jak również to jaką on decyzję w związku z Twoją decyzją podejmie (czy zamknie się w sobie, czy pobiegnie do mamusi po pociechę, czy nim to wstrząśnie i zrozumie swoje błędy), to wyłącznie jego podwórko.
Mi takie stawianie sprawy pomaga. To ważne dla osób współuzależnionych, które są uwikłane w schemat: ja ciebie uratuję przed tobą samym, ja mam moc wpłynąć na ciebie. Myślenie magiczne, do którego ciężko się przed sobą samym przyznać (jak i do współuzależnienia :lol: ). To moje doświadczenie.

To jest tak silny schemat, że człowiek, który tego nie doświadczył chyba nie jest w stanie sobie tego wyobrazić. Tym bardziej, że jeśli chodzi o mnie, to nie jestem jakąś ciapą w długiej powłóczystej sukni w rozciągniętym swetrze przepraszającą, że żyję. Mi przynajmniej taki obraz współuzależnionej kobiety się wyłaniał jak się okazało. No przecież w moim przypadku to niemożliwe! A jednak :D Bardzo mi to pomogło, no i pomaga ciągłe zrywanie tych różnych zasłon z oczu.

My zrobiliśmy rozdzielność majątkową u notariusza. Tylko, że oboje wtedy dążyliśmy do rozwodu: tzn.ja przez pierwsze 2 miesiące jak "bomba wybuchła" (teraz wiem, że to była zraniona duma, podeptana miłość i takie bajery, czyli JA jestem najważniejsza...). A mój mąż chciał mieć tę rozdzielność, bo koniecznie chciał kupić samochód (prowadzi firmę) i nie chciał, żeby był on wspólny.

Rozdzielność (zwykła) polega na tym, że od tego i tego dnia postanawiacie prowadzić oddzielne, osobiste majątki. I tyle. Jest jeszcze wersja rozdzielności z wyrównaniem dorobków, ale tu szczegółów nie znam.
Warto pójść do notariusza i poprosić o wyjaśnienie tego wszystkiego. Ja tak zrobiłam. A na akt umówiliśmy się na jakiś tam inny termin.
Do rozdzielności notariusz potrzebował odpisu aktu małżeństwa oraz danych z dowodów osobistych. Krótka piłka.
A - koszt u nas to 600 zł.
"Ty zaś powróć do Boga swojego - strzeż pilnie miłości i prawa i ufaj twojemu Bogu!" (Oz 12, 7).
Jezu ufam Tobie.
Małgorzata Małgosia
Posty: 306
Rejestracja: 05 wrz 2019, 14:31
Jestem: po rozwodzie
Płeć: Kobieta

Re: Kilka pytań o separację

Post autor: Małgorzata Małgosia »

I jeszcze jedno: nie jest wariactwem modlenie się w imieniu męża. Dla mnie na tym m.in. polega moc sakramentu małżeństwa.
Właśnie modliłam się koronką do Miłosierdzia Bożego w intencji zadośćuczynienia za grzechy popełnione przeze mnie i przez męża wobec sakramentu małżeństwa i wobec Miłości, a także wobec siebie nawzajem jako małżonków, naszego powołania.

Polecam modlitwę egzorcyzmem małżeńskim, którą uskuteczniam dwa razy dziennie od 1 października :)
Sama nie zdawałam sobie do tej pory sprawy z tego jaką mocą dysponują małżonkowie. Nawet rodzic modląc się za swoje dziecko nie ma w zanadrzu mocy sakramentu małżeństwa!

Ta modlitwa egzorcyzmem pomaga przede wszystkim mnie samej, otwiera moje serce na autentyczne przebaczenie mężowi i zaakceptowanie go takim jaki jest. Zapakowanie w paczuszkę moich marzeń (iluzji) o świętym i niepokalanym mężu i wysłanie jej Bogu.

Akceptuję nie jest oczywiście równoznaczne z "róbta co chceta". Jak już mówiłam, rozsądek to jeden z darów Ducha Świętego :)
"Ty zaś powróć do Boga swojego - strzeż pilnie miłości i prawa i ufaj twojemu Bogu!" (Oz 12, 7).
Jezu ufam Tobie.
Ewuryca

Re: Kilka pytań o separację

Post autor: Ewuryca »

Ruta u mnie podział majątku tez odbył się u notariusza. Do podziału nie musiałam namawiać, oboje wiedzieliśmy ze jest to konsekwencja nie bycia razem i jest to potrzebne obojgu. Z mężem ustaliliśmy co kto bierze, kto kogo spłaca i ile wiec do notariusza szliśmy już z ustalonym podziałem. Podział u notariusza ma swoje plusy i minusy. Plus ze nie jest to sprawa sądowa, minus był taki ze u nas stawka notariusza była procentem od wartości majątku dzielonego, a ze mieliśmy dom i nieruchomość handlową to koszta były wysokie.
Małgorzata Małgosia
Posty: 306
Rejestracja: 05 wrz 2019, 14:31
Jestem: po rozwodzie
Płeć: Kobieta

Re: Kilka pytań o separację

Post autor: Małgorzata Małgosia »

Ewuryca pisze: 27 lis 2019, 17:17 Ruta u mnie podział majątku tez odbył się u notariusza. Do podziału nie musiałam namawiać, oboje wiedzieliśmy ze jest to konsekwencja nie bycia razem i jest to potrzebne obojgu. Z mężem ustaliliśmy co kto bierze, kto kogo spłaca i ile wiec do notariusza szliśmy już z ustalonym podziałem. Podział u notariusza ma swoje plusy i minusy. Plus ze nie jest to sprawa sądowa, minus był taki ze u nas stawka notariusza była procentem od wartości majątku dzielonego, a ze mieliśmy dom i nieruchomość handlową to koszta były wysokie.
Chciałam sprostować dla Ruty: rozdzielność majątkowa i podział majątku to dwie różne rzeczy, które można załatwić za jednym zamachem, ale nie trzeba.
Rozdzielność majątkowa to taki akt jak napisałam. Po dokonaniu rozdzielności można zrobić podział majątku. Jeżeli nie ma we wspólnym majątku nieruchomości i firmy, podział można zrobić umową napisaną nawet między sobą, a notariusz może poświadczyć podpisy.
Jeżeli jest nieruchomość lub firma to podział majątku odbywa się aktem notarialnym.

Jednak można tak, jak my, zrobić tylko samą rozdzielność. Uznałam, że nie zrobię podziału ze względu na to, że nie chcę rozwodu, a to tzn. podział, mogłoby dla sądu wyglądać niejednoznacznie.
"Ty zaś powróć do Boga swojego - strzeż pilnie miłości i prawa i ufaj twojemu Bogu!" (Oz 12, 7).
Jezu ufam Tobie.
Ruta
Posty: 3297
Rejestracja: 19 lis 2019, 12:00
Jestem: w separacji
Płeć: Kobieta

Re: Kilka pytań o separację

Post autor: Ruta »

Dziękuję za wszystkie podpowiedzi i wyjaśnienia. Przygotuję się mentalnie do rozmowy z mężem o rozdzielności majątkowej i spróbuję spokojnie porozmawiać. Jeśli się nie uda, wystąpię o sądowne ustalenie rozdzielności. Podziału majątku robić nie chcę - byłby to argument do rozwodu, którego nie chcę.

Co do alimentów - od paru miesięcy mąż uiszcza je systematycznie. Nie tyle, żebym mogła powiedzieć, że utrzymujemy dziecko po połowie, ale płaci systematycznie tyle ile zadeklarował. Od września kupuje też część potrzebnych dziecku rzeczy - pewnie prawnik mu doradził, żeby zbierał rachunki, heh. U prawnika był w sprawie rozwodu, tylko jakoś się sprawa rozmyła, z czego się cieszę. Skończyły się komentarze o płaceniu "mi" i "wyciąganiu" kasy - konsekwentnie uświadamiałam mu, że alimenty na dziecko w sytuacji, gdy nie żyjemy razem płacimy oboje, z tym, że ja płacę więcej. Nie sądzę by dydaktyka zadziałała - pewnie prawnik wyjaśnił mu, że w sądzie zostanie zobowiązany do wyższej kwoty. Postanowiłam, że jeśli mąż choć raz się nie wywiąże lub wróci do upokarzającego mnie tematu "wyciągania" kasy, natychmiast złożę pozew o ustalenie alimentów. Spięłam się i mam przygotowane pismo - wpisuję datę, klikam drukuj i niosę na pocztę.

Co do odpowiedzialności osoby uzależnionej - wiem, że ta skończy się, gdy skończy się trzeźwość. Oczywiście mam z tyłu głowy jak zawsze cichą, cichutką nadzieję, że może tym razem się nie skończy (lata treningu we współuzależnieniu robią swoje), ale tym razem działam tak, żeby jednak być przygotowaną na to, że się skończy. Czyli mieć z dnia na dzień kim zastąpić jego nieobecność, bo ostatnio widuje się z dzieckiem systematycznie, jest odpowiedzialny, nie są to już kontakty, jak bywało, ale rzetelna opieka. Mi jego ponowne zaangażowanie umożliwia pracę i czas na załatwienie moich spraw. Jeśli się z tego wycofa z dnia na dzień albo doprowadzi do stanu w którym nie będzie się nadawać do kontaktu z dzieckiem - muszę mieć plan B. Przy pracy i małym dziecku to niezbędne. No i żeby mieć rezerwę finansową na czas kiedy sąd będzie się zastanawiał nad orzeczeniem zabezpieczenia, komornik czekał, aż pan nie zapłaci przez trzy miesiące, a potem jeszcze zanim cokolwiek ściągnie.

Dotąd nigdy nie robiłam nic, żeby się zabezpieczyć na czas nawrotu, bo za każdym razem wierzyłam, że to już nie nadejdzie. Pewnie też i dlatego między innymi każdy nawrót mocno mnie dotykał, bo z dnia na dzień zostawałam z całą odpowiedzialnością - bez żadnego zabezpieczenia, planu czy wsparcia. Pewnie też i po części dlatego tak desperacko tym nawrotom starałam się zapobiegać (oprócz wszystkich innych dość oczywistych motywacji). I pewnie dlatego, że mam plan B tym razem łatwiej mi to było oddać, przestać się motać i w końcu uczynić go jedynym odpowiedzialnym za jego własną trzeźwość. Nawet nie muszę z tym pracować, jak wróci do nałogu - to tym razem dotknie to jego i tylko jego.

Ale odnotowuję sobie w pamięci, żeby poruszyć ten temat w ramach terapii - bo być może moja postawa wynika z zapętlenia i współuzależnienia. Wiem jak trudno to w sobie rozpoznać i wyłapać. Wszystko wydaje się racjonalne, uzasadnione i sensowne... aż przestaje się takim wydawać.

Natomiast w ramach zabezpieczenia się na sytuację, gdy zacznie się nawrót, zamierzam też wystąpić do sądu o ograniczenie mężowi władzy rodzicielskiej, przy zachowaniu pełnej swobody kontaktów - pod warunkiem systematycznego wykonywania testów na obecność narkotyków. Chcę żeby męża władza była ograniczona do czasu ukończenia przez niego terapii. W razie nawrotu będę mogła wydać dyspozycję, że mąż nie może znikąd odbierać dziecka - i nie będę się w końcu bać że nietrzeźwy odbierze dziecko i będzie z nim jeździł samochodem. Jak leciał to niestety takie rzeczy mu się zdarzały. Nie wiem co na to sąd, ale spróbuję. Nawet jeśli sąd odrzuci wniosek, skoro on na razie jest trzeźwy, to w razie nawrotu będzie już jakaś dokumentacja potwierdzająca, że problem nie jest od dziś i może chociaż wtedy będzie mi łatwiej uzyskać decyzję. Bardzo jeszcze się muszę sama przed sobą z tej decyzji tłumaczyć, że zabezpieczam dziecko, że nie robię krzywdy mężowi, że nie mam złych intencji - ale jestem jej (raczej) pewna.
Małgorzata Małgosia
Posty: 306
Rejestracja: 05 wrz 2019, 14:31
Jestem: po rozwodzie
Płeć: Kobieta

Re: Kilka pytań o separację

Post autor: Małgorzata Małgosia »

Ruto, jeżeli Twój mąż jest uzależniony od alkoholu i narkotyków to dopóki nie przejdzie detoksu + terapii jest cały czas w czynnym nałogu.
Nie ma mowy o "nawrocie", czy "trzeźwości". Nawrotu nie ma, bo nic się nie skończyło, żeby miało "wracać".

Nie jest w stanie sam siłą woli przestać myśleć o tym kiedy znowu zacznie. To jest właśnie nałóg, nie tylko to, że coś konkretnie weźmie do ust: jak łyka coś tam i potem jest oszołomiony to jest w nałogu, a jak przez 3 miesiące nie łyka to chwilowo z niego wyszedł? Nie, to tak nie działa.
Jest to jeden i ten sam stan.

Emocjonalnie cały czas tkwi w nałogu i miej tego świadomość podejmując wszelkie decyzje, szczególnie te związane z alimentami i kontaktami z dzieckiem.
"Ty zaś powróć do Boga swojego - strzeż pilnie miłości i prawa i ufaj twojemu Bogu!" (Oz 12, 7).
Jezu ufam Tobie.
Ruta
Posty: 3297
Rejestracja: 19 lis 2019, 12:00
Jestem: w separacji
Płeć: Kobieta

Re: Kilka pytań o separację

Post autor: Ruta »

Małgorzata Małgosia pisze: 27 lis 2019, 23:58 Nie ma mowy o "nawrocie", czy "trzeźwości". Nawrotu nie ma, bo nic się nie skończyło, żeby miało "wracać".
Emocjonalnie cały czas tkwi w nałogu i miej tego świadomość podejmując wszelkie decyzje, szczególnie te związane z alimentami i kontaktami z dzieckiem.
Bardzo ci dziękuję. Sposób w jaki przez wiele lat patrzyłam na problem uzależnienia jest nieprawidłowy - i nadal widać to w sposobie w jaki go opisuję. Czas to zmienić. Gdy mąż jest w okresie odurzania się - widzę jasno i wyraźnie problem nałogu, bo nałóg wtedy kopie mnie mocno. Gdy mąż jest w okresie, gdy się nie odurza, albo ja jestem w okresie gdy nie widzę, że mąż się odurza - traktowałam to przez wiele lat jako rodzaj przerwy w nałogu, bo nałóg mnie wtedy nie kopał tak mocno jak wcześniej.
Oczywiście masz rację, nałóg jest cały czas.

Nie wiem co mąż czuje ani co myśli w okresach, gdy nie bierze. Myślę, że różnie. Czasem może to samo co ja - skoro udaje mu się przez jakiś czas nie odurzać się, może myśli, że problem zniknął. Czasem chyba tylko spina się, żeby nie ponosić konsekwencji brania - "nie brać po to żeby brać"?. Widziałam to czasem u dzieciaków, które spinały się, żeby rodzice się odczepili, nie brały, poprawiały oceny w szkole usypiały czujność rodziców - i jak tylko mogły, zaczynały się odurzać z powrotem, tylko kryjąc się już dwa razy lepiej. Patrzyłam z boku więc łatwo mi było to dostrzec - ale myślę, że mąż wiele razy postępował ze mną tak samo.

Przez długi czas wierzyłam, że nałóg znika i się pojawia i oczywiście łudziłam się, że kiedyś zniknie na dobre. O narkotykach miałam odwagę mówić, że nie są okej, bo tak sądziłam. Przy alkoholu zgłaszałam najpierw tylko zastrzeżenia co do stanu mocnego upojenia i dziwiłam się, kiedy kolejny raz mąż wypijał trochę alkoholu, z czym nie miałam problemu, a chwilę potem był w stanie w którym się nie kontrolował i nie rozumiałam, czemu tak się dzieje. Przy pornografii długo uważałam, że to ja mam problem z zazdrością i swoim poczuciem wartości, bo uwierzyłam mężowi, że to nic takiego, że przesadzam i że wielu mężczyzn tak robi i nie dzieje się nic złego i źle do tematu podchodzę i on ma prawo do prywatności i nie mam prawa wkraczać w tą sferę. Przeszłam długą drogę, zanim uświadomiłam sobie czym jest uzależnienie od alkoholu i czym jest uzależnienie od pornografii.

Moim pierwszym krokiem do nazwania problemu takim jakim jest, było przewartościowanie i zaufanie sobie, a nie mężowi, co do oceny narkotyków, alkoholu i pornografii i zaufanie temu co ja widzę. Praca bardzo pod prąd - bo otoczenie mnie nie wspierało, co się czepiasz, nic złego się nie dzieje, każdy się czasem upija, zapalenie skręta to nie koniec świata, jakieś tam inne narkotyki to też nie problem, każdy ma prawo do relaksu, a jak masz problem z pornografią, to jesteś zazdrosną dewotką z kompleksami i zahamowaniami. Dewociejesz, nie chcesz się bawić i jeszcze mężowi chcesz zabronić. Przeszłam bardzo długą drogę, by zrozumieć czym jest uzależnienie od alkoholu i jak się objawia i że pornografia jest dokładnie takim złem, jak od zawsze czułam, że jest. W przypadku pornografii znajdowałam albo informacje, które mówiły o niej pozytywnie, albo z pozycji potępienia moralnego - bez wskazania problemów i dewastacji do jakiej prowadzi. Ale znalazłam w końcu takie, które mają sens. Gdy żyjesz z osobą uzależnioną, edukacja wydaje mi się ważna, żeby móc zrozumieć co się dzieje. To szczególnie ważne, jeśli pochodzi się z domu, w którym pewne granice były przesunięte, lub gdy żyjesz w otoczeniu gdzie granice są poprzesuwana i jest duża akceptacja dla destrukcyjnych zachowań i skłonność do ich bagatelizowania (szczególnie jeśli podejmują je mężczyźni, gdybym to ja zachowywała się jak mąż, usłyszałby już dawno, że powinien mnie zostawić, a nie że przesadza i robi problemy z niczego...).

Marzę o powrocie męża do mnie i dziecka, ale nie ma mowy, abyśmy podjęli wspólne życie, dopóki on nie skończy terapii. Jeśli po skończonej terapii podejmie trzeźwą decyzję, że chce odbudować małżeństwo - ja będę czekać. Zanim doszłam do tego punktu, wykonałam ogromną ogromną pracę emocjonalną ze sobą.

W wielu rzeczach jeszcze się gubię. Zastanawiam się skąd we mnie taki opór przed uregulowaniem formalności, czego się boję, co mnie powstrzymuje. Chyba to co zwykle - jego aktualnie całkiem poprawne zachowanie, czas jaki poświęca dziecku. Ale tak, masz rację, mąż nie jest teraz trzeźwy, jest dalej w nałogu. A ja próbuję myśleć o nim jako o osobie trzeźwej. Mam nad czym pracować...
nałóg
Posty: 3358
Rejestracja: 30 sty 2017, 10:30
Jestem: szczęśliwym mężem
Płeć: Mężczyzna

Re: Kilka pytań o separację

Post autor: nałóg »

Ruta pisze: 28 lis 2019, 14:22 Marzę o powrocie męża do mnie i dziecka, ale nie ma mowy, abyśmy podjęli wspólne życie, dopóki on nie skończy terapii. Jeśli po skończonej terapii podejmie trzeźwą decyzję, że chce odbudować małżeństwo - ja będę czekać.
Pozwolisz że zasugeruję też i ciut scenariusz...... ważna jest trwała trzeźwość a nie terapia. Terapia ma być pomocną w ułożeniu "w szufladkach" głowy, natomiast każda terapia kiedyś się kończy i co??? zostaje pustka (emocjonalna ) .....nie ma alkoholu, nie ma narkotyków i zbiornik emocjonalny wypełniony do czasu terapii używkami ,a potem w trakcie terapii uczestniczeniem w niej nagle nie ma czym tej pustki zapełnić.
Piszę to po to aby uświadomić jak ważna dla "nałoga" jest wspólnota Anonimowych Alkoholików, Anonimowych Narkomanów, Anonimowych Seksoholików i regularne uczestniczenie w mityngach konkretnej wspólnoty aby systematycznie ten zbiornik emocjonalny uzależnienia był uzupełniany tym jak się nie napić, jak nie zaćpać czy jak nie wrócić do porno.
Tobie też mogłaby pomóc żyć z "nałogiem" , już trzeźwym nałogiem wspólnota dla osób współuzależnionych Al.-anonn, czy inna tematyczna.
Wybór jest Twój. Samemu nie da się wytrzeźwieć. Na rekolekcjach w Zakroczymiu dla alkoholików na jednej z konferencji ojciec prowadzący podał skuteczne antidotum na zapobieganiu powrotowi do czynnego uzależnienia: TRZYMAJ SIE JEDNA REKA BOGA A DRUGĄ WSPÓLNOTY AA CZY AN,czy SA A ZABRAKNIE CI REKI ABY SIEGNAC PO FLASZKĘ, DZIAŁKE CZY "SWIERSZCZYK".

I to jest prawda. PD
Ruta
Posty: 3297
Rejestracja: 19 lis 2019, 12:00
Jestem: w separacji
Płeć: Kobieta

Re: Kilka pytań o separację

Post autor: Ruta »

nałóg pisze: 28 lis 2019, 15:39 Pozwolisz że zasugeruję też i ciut scenariusz...... ważna jest trwała trzeźwość a nie terapia. Terapia ma być pomocną w ułożeniu "w szufladkach" głowy, natomiast każda terapia kiedyś się kończy i co??? zostaje pustka (emocjonalna ) .....nie ma alkoholu, nie ma narkotyków i zbiornik emocjonalny wypełniony do czasu terapii używkami ,a potem w trakcie terapii uczestniczeniem w niej nagle nie ma czym tej pustki zapełnić.
Piszę to po to aby uświadomić jak ważna dla "nałoga" jest wspólnota Anonimowych Alkoholików, Anonimowych Narkomanów, Anonimowych Seksoholików i regularne uczestniczenie w mityngach konkretnej wspólnoty aby systematycznie ten zbiornik emocjonalny uzależnienia był uzupełniany tym jak się nie napić, jak nie zaćpać czy jak nie wrócić do porno.
Tobie też mogłaby pomóc żyć z "nałogiem" , już trzeźwym nałogiem wspólnota dla osób współuzależnionych Al-anonn, czy inna tematyczna.
Dziękuję Ci. Na razie szukam pomocy dla siebie. Co do męża - z nim nie ma rozmowy nawet o zwykłej terapii. Twierdzi, że nie bierze i nie pije, o pornografię nawet nie pytam. Nie wiem jak jest, ale sama trzeźwość to niewiele, jak piszesz nawet sama terapie nie do końca rozwiązuje problem. Trochę humorystycznie: pomyślałam sobie, że w takim razie mąż musiałby chodzić na wszystkie trzy wymienione przez ciebie grupy, więc w sumie może to dobrze, że nie chce wracać do rodziny, bo i tak nie miałby dla nas czasu.

W poradni, gdzie się zapisałam są też spotkania Alanon, zastanawiałam się czy w nich uczestniczyć. Bo ja mam na razie nałoga w akcji, a w zasadzie mam połowicznie - w ramach jego kontaktów z naszym dzieckiem. Rozwiałeś mi wątpliwości. Z jakiś przyczyn się przed tym wzbraniam, ale co tam - czasem dobrze posłuchać mądrzejszych. Nie za wiele wiem o dźwiganiu się ze współuzależnienia, ale się uczę. Najwyżej mi powiedzą, że to nie dla mnie.

Mam jeszcze do ciebie pytanie. Co sądzisz o kontaktach uzależnionego ojca z dzieckiem? Takiego bez terapii, co nie widzi problemu. Postawiłam granicę - ma być trzeźwy na kontaktach, ale to słabe dla mnie - bo muszę być czujna. Jeśli on wróci do intensywnego używania, to się nie przyzna tylko będzie ukrywał. Dalej będziemy się bawić w kotka i myszkę.
I tak dzisiaj do mnie doszło mocniej, że może te kontakty nawet z chwilowo trzeźwym tatą niekoniecznie są dobre dla samego dziecka? Czuję ogromny zamęt. Bo brak taty to też dramat.

Jeśli ktokolwiek cokolwiek wie, doświadczył, ma pomysł opinię - będę zobowiązana za wasze uwagi.
annes
Posty: 57
Rejestracja: 04 sie 2017, 23:04
Jestem: w kryzysie małżeńskim
Płeć: Kobieta

Re: Kilka pytań o separację

Post autor: annes »

Przykro mi ale muszę to napisać. Przed kilku laty uzależniony od narkotyków ojciec odebrał z przedszkola córeczkę i zamordował ją w parku - głośna sprawa, Gdańsk, park w Brzeźnie.
nałóg
Posty: 3358
Rejestracja: 30 sty 2017, 10:30
Jestem: szczęśliwym mężem
Płeć: Mężczyzna

Re: Kilka pytań o separację

Post autor: nałóg »

Ruta,jak mąż jest trzeźwy chyba dobrze dla dziecka gdy ma kontakt z ojcem bo nawet taki „ chwilowy” kontakt jest lepszy jak żaden.A jak będzie „ pod wpływem”to szlaban a wtedy masz za sobą prawo i jedocześnie podwyższasz mu tym „ szlabanem” dno. A na Alanon wal jak w dym.Tylko bądź konsekwentna w przestrzeganiu granicy w kontaktach ojca i dziecka na trzeźwo.Znasz Modlitwę o Pogodę Ducha? Jak nie to net Ci podpowie i postaraj się przemyśleć Waszą sytuację przy jej pomocy.Rozważ co możesz zmienić a czego nie i czy odróżniasz jedno od drugiego.POgody Ducha
T
Ruta
Posty: 3297
Rejestracja: 19 lis 2019, 12:00
Jestem: w separacji
Płeć: Kobieta

Re: Kilka pytań o separację

Post autor: Ruta »

annes pisze: 29 lis 2019, 17:44 Przykro mi ale muszę to napisać. Przed kilku laty uzależniony od narkotyków ojciec odebrał z przedszkola córeczkę i zamordował ją w parku - głośna sprawa, Gdańsk, park w Brzeźnie.
Wypowiedxiałaś za mnie mój największy lęk. Bardzo się obawiam, że kiedyś przegapię moment w którym mąż przekroczy granicę. Patrzę na niego i nie sądzę aby dziś był zdolny do takich rzeczy. Nie wierzę że kiedykolwiek może stać się do nich zdolny...
Z drugiej strony widziałam jak krzyczał na nasze dziecko i przeklinał, a gdy zareagowałam przeniósł agresję na mnie. Przegapiłam wtedy że znowu bierze... Kiedyś nie byłabym w stanie uwierzyć że coś takiego zrobi...
Boję się zawsze. Od paru lat mam w sobie strach że nie jest odpowiedzialny i kiedyś może się coś stac. W trakcie wspólnego spotkania na jego terapii okazało się że jeździł samochodem z naszym dzieckiem pod wpływem narkotyków... Opiekował się nim pod wpływem narkotyków, a czasem alkoholu. Nie mam żadnej gwarancji że to się nie powtórzy.
Z drugiej strony słyszę że on ma prawo widywac dziecko, że jeśli go odizoluję zrobię krzywdę dziecku. Że nie mogę się mścić za to że mnie zostawił. Tylko że we mnie nie ma chęci zemsty... zrobiłabym wszystko żeby nasze dziecko miało tatę nawet jeśli mielibyśmy żyć już zawsze osobno. Nie łączę tych spraw. I nadal się boję. I nie umiem ocenić czy mój strach jest uzasadniony czy nie....
ODPOWIEDZ