Kilka pytań o separację

Refleksje, dzielenie się swoimi przeżyciami...

Moderator: Moderatorzy

Ruta
Posty: 3297
Rejestracja: 19 lis 2019, 12:00
Jestem: w separacji
Płeć: Kobieta

Re: Kilka pytań o separację

Post autor: Ruta »

renta11 pisze: 05 maja 2021, 19:16 (...) Złość daje siłę i energię do działania. A działanie zmienia życie i popycha je do przodu.

Dlaczego u Ciebie nie ma złości, gdy mąż przechwala się nowymi rzeczami, samochodem, garażem, a Ty i dziecko prawie głodujecie? I jeszcze jesteś miła. Spróbuj dopuścić do siebie tą złość. Przecież to naturalne uczucie w takiej sytuacji. A potem powiedz Bogu, żeby dał Ci to, czego potrzebujesz.
Rento, masz tu 100 procent racji. Hamowanie złości to jeden z moich największych problemów. Miałam go jeszcze zanim poznałam męża. Myślę, że to najbardziej we mnie przyczyniło się do rozwoju współuzależnienia. Bo nie reagowałam adekwatnie do sytuacji. Bez złości jest się pochyłym drzewem - na które nawet koza wskoczy. No i stoi się w miejscu.

Teraz jest podobnie - mąż się przechwala, a ja zamiast wściekłości czuję smutek, jest mi przykro, ewentualnie czuję się winna, że sobie nie radzę. Natomiast hamuję złość. Na poziomie teorii dzięki terapii rozumiem już jak to działa. Widzę też, na przykładzie konkretnych przykładów z mojego życia, co by się stało w konkretnych sytuacjach, gdybym zamiast stłumić złość, za nią poszła. Po prostu żyłoby mi się lepiej. Hamowanie złości to sztuczna pokora.

Parę razy pozwoliłam już sobie nie tylko poczuć złość, ale i sięgnąć po złość. Na przykład w sytuacji, gdy kowalska zaczęła prowadzić ze mną korespondecję mailową udając mojego męża. Wkurzyło mnie najbardziej, że w ten sposób próbowała zarządzać moją rodziną, kontaktami mojego męża z synem. I zaczęłą tą kontrolę uzyskiwać. Sięgnęłam po tą złość którą czułam. Dałam bardzo mocny odpór, jasno też napisałam, że wiem, że nie pisze do mnie mój mąż. I mój opór płynący z tej złości okazał się nad wyraz skuteczny. Kowalska zniknęła z tej przestrzeni z której postanowiłam ją wypchnąć - i dotąd do niej nie wróciła. Dało mi to też taką wewnętrzną satysfakcję z tego, że się obroniłam. Ale też z tego, że no nie wiem jak to ująć - utarłam nosa osobie, która mnie krzywdzi i próbuje mnie skrzywdzić kolejny raz, czując się uprawniona do zarządzania moim życiem i moją rodziną. Satysfakcję, że ją wypchnęłam.

Problem w tym, że przesadziłam. Jest we mnie coś takiego co daje mi satysfakcję z korzystania ze złości. I koniec końców zamiast satysfakcji poczułam wyrzuty sumienia, że żle potraktowałam tą kobietę kierując się złością. Nie umiem korzystać jeszcze ze złości w taki sposób, by respektować prawa innych. Wiem, że z kolei nie sięgając po złość nie szanuję siebie. Uznałam, że nie jestem jeszcze gotowa do tego, by używać złości. I odłożyłam temat na półkę.

Teraz poczułam się wkurzona. Stąd pomysł, by jednak pokonać swoje opory, i skorzystać z pomocy prokuratury. I wiem, że jak znów stłumię złość - to tak jak piszesz, nie starczy mi siły, by doprowadzić sprawę do końca. Złość naprawdę daje napęd do działania.

Ostatnio słucham kazań śp. księdza Pawlukiewicza - w jednym z nich mówił, że czasem Bóg nas szturcha, właśnie tak, żebyśmy się ożywili, wkurzyli, że wcale nie chce nas takich skulonych. Mam o czym myśleć.
renta11
Posty: 842
Rejestracja: 05 lut 2017, 19:20
Płeć: Kobieta

Re: Kilka pytań o separację

Post autor: renta11 »

Ze złością jest jeden problem. trudno kontrolować ją w pełni.
Ja miałam tej złości całe multum. i pomoc Boga - taką namacalną.
Jak moja złość skończyła się agresją i atakiem, to otrzymałam natychmiastowy strzał. Konkretny.
Jak dowiedziałam się o zdradzie i perfidii w działaniu, nie potrafiłam złości opanować i ogarnąć. Zareagowałam agresją wobec męża i kowalskiej. Upubliczniłam informację, ale jeszcze mną nosiło. Więc litościwy Bóg odetnął mi prąd w domu (po awarii z zewnątrz tak długo wściekle grzebałam w skrzynce elektrycznej, że zepsułam: lodówkę, piec gazowy i trochę telewizor. :D ). I nie miałam prądu przez 3 dni. Musiałam naprawić telewizor, kupić nową lodówkę i piec gazowy. Siedziałam w ciemnocie i zabobonie :D aż się ogarnęłam. Zrozumiałam, że złość jest dobra, bo daje energię do działania, ale nie do anarchii i agresji. Więc złość to tylko napęd, ale działanie ma już być głęboko przemyślane i przemodlone, by nie było złem.

W Twojej konkretnej sytuacji to nie jest agresja. To tylko przemyślane działanie w celu uzyskania alimentów, kolejny krok w tej sprawie będą konsekwencją złych działań męża. Warto chyba tak to rozeznać.

Prawdopodobnie całe życiu tłumiłaś złość, bo nie mogłaś jej wyrazić wobec bardzo bliskich opiekunów w dzieciństwie (mamy, taty). I dlatego tak trudno Ci ją wyrazić wobec najbliższej osoby, czyli męża. Bo wracasz w uczuciach do pozycji dziecka. Znowu wiara może być tutaj przeszkodą. Więc takie rozeznanie: do złości słusznej (gniewu słusznego) masz prawo wobec każdego. Jak to zrozumiesz to może się odblokujesz. Natomiast podjęcie konkretnych działań musi być głęboko przemyślane i rozeznane, aby nie skończyło się anarchia i agresją. A Ci raczej nie grozi.
św. Augustyn
"W zasadach jedność, w szczegółach wolność, we wszystkim miłosierdzie".
Awatar użytkownika
Nirwanna
Posty: 13317
Rejestracja: 11 gru 2016, 22:54
Jestem: po rozwodzie
Płeć: Kobieta

Re: Kilka pytań o separację

Post autor: Nirwanna »

renta11 pisze: 06 maja 2021, 18:27 Siedziałam w ciemnocie i zabobonie :D aż się ogarnęłam.
:lol:

Ruto, do tego co renta napisała, dodam od siebie, że z punktu widzenia wiary postawą niedoceniającą darów Bożych, tj. emocji - jest jednakowo: wyparcie ich, zracjonalizowanie ich, zamrożenie, ucieczka od nich, itp., ale dokładnie tak samo - popłynięcie na nich i nadużywanie ich. Wyjściem jest zdrowe przeżywanie każdej emocji, ale nie da się tego nauczyć teoretycznie. Podobnie jak jazdy na rowerze ;) To trzeba praktykować, wchodzić w doświadczenie - z konieczną zgodą na błędy.
Zatem postawa wycofania się, gdy pojechałaś po drugim człowieku - jest ok, ale tylko po to by wyciągnąć wnioski, odkryć swoje punkty zapalne, świadomie zauważyć i zapamiętać, gdzie jesteś w stanie postawić sobie granice.
Poza tym ćwicz - czyli wchodź w złość! :)
Nie żyje się, nie kocha się, nie umiera się - na próbę
Jan Paweł II
Caliope
Posty: 3013
Rejestracja: 04 sty 2020, 12:09
Jestem: w kryzysie małżeńskim
Płeć: Kobieta

Re: Kilka pytań o separację

Post autor: Caliope »

Złość jest dobra, ona napędza, pozwala postawić granice, działam w niej po przemyśleniu by nie skrzywdzić innych. Pozwala np. uprawiać mi sport, biegam wtedy długo, bardzo jestem zgrzana i zarzucam kilogramy. Złość i emocje z nią związane są dobre jak mówię, że jestem zła.Widzę, że mąż i syn moją złość respektują, to też szacunek dla mnie.
Ruta
Posty: 3297
Rejestracja: 19 lis 2019, 12:00
Jestem: w separacji
Płeć: Kobieta

Re: Kilka pytań o separację

Post autor: Ruta »

renta11 pisze: 06 maja 2021, 18:27 (...)
Prawdopodobnie całe życiu tłumiłaś złość, bo nie mogłaś jej wyrazić wobec bardzo bliskich opiekunów w dzieciństwie (mamy, taty). I dlatego tak trudno Ci ją wyrazić wobec najbliższej osoby, czyli męża. Bo wracasz w uczuciach do pozycji dziecka. Znowu wiara może być tutaj przeszkodą. Więc takie rozeznanie: do złości słusznej (gniewu słusznego) masz prawo wobec każdego. Jak to zrozumiesz to może się odblokujesz. Natomiast podjęcie konkretnych działań musi być głęboko przemyślane i rozeznane, aby nie skończyło się anarchia i agresją. A Ci raczej nie grozi.
Rento,
bardzo mnie rozbawiłaś tym siedzeniem w ciemnocie i zabobonie, ale domyślam się, że w tamtej sytuacji musiało być ci trudno.

Tak, byłam zmuszona tłumić złość, i robić to czego ode mnie oczekują. Złość pojawiała mi się jako dziecku rzadko, do tego byłam z natury posłuszna, co mi nie pomogało. A jak już jako starsza dziewczynka okazałam złość, za każdym razem poniosłam duży koszt. Odrzucenie. Obwinianie. Szantaż emocjonalny. Okazanie przewagi. Zmuszanie do kapitulacji.

Może już czas, by wrócić do tej mojej pracy ze złością. Od ostatniego razu trochę jednak czasu minęło. Skoro poprzednim razem mimo wszystko nie wywołałam anarchistycznej rewolty, to i teraz jakoś dam radę.

Jest też dość ciekawa zależność między mną a moim mężem. Gdy ja dojrzewam do poczucia złości, podjęcia jakiś działań, mój mąż zmienia swoje zachowanie. Zwykle dawałam się załagodzić i wycofywałam się. Mój mąż robi wtedy zawsze coś takiego, że z tego mojego balonika ze złością wychodzi powietrze. Kiedyś uważałam, że to dobre i to doceniałam, sądziłam, że w ten sposób mój mąż chroni mnie przed trudnym stanem emcojonalnym. A on chyba jednak chronił siebie przed konsekwencjami tego, co mogę zrobić, jeśli kiedyś solidnie i zdrowo się wkurzę. I nie sądzę, by było to świadome. Mój mąż musiał mierzyć się całe życie z mamą, która nigdy nie hamowała złości. Jest więc na takie stany wyczulony.

Inna sprawa, że gdy rozładowywanie nie działało, mąż złatwiał to w inny sposób - stając do konfrontacji i okazując swoją przewagę. Zastraszając. Okazując agresję. Dostawałam wtedy jasny sygnał, że nie opłaci mi się podejmować żadnych działań. Tak jest w sumie do dziś póki co. Z pozycji obserwatora coraz częściej mam wrażenie, że my wciąż rozgrywamy sprawy ze swoimi rodzicami, a nie ze sobą.

Teraz dzieje się dokładnie to samo. Mój mąż zakończył ciąg, nie jest w bardzo złym stanie, tym razem ciąg nie był długi. Zaczął znów pokazywać się na kontaktach z synem. Nie widujemy się za wiele, bo ja wolę się izolować. Ale nawet przez te krótkie chwile - przekazanie dziecka, chwila rozmowy o bieżących sprawach syna - mąż dokładnie to robi: rozładowuje moją złość. Mimo, że ja jej jeszcze w żaden sposób nie okazałam. Może znajdę w sobie na tyle odwagi, by się nie wycofać i na tyle utrzymam kontrolę nad swoją złością, by ją czuć, korzystac z niej, ale w sposób kontrolowany właśnie.

W jakimś sensie w całej tej sprawie z alimentami i prokuratorem będę musiała się zmierzyć z moją mamą w osobie mojego mężą, zachowującego się jak moja mama. A z kolei mój mąż będzie musiał zmierzyć się ze mną - w jakimś sensie zachowującą się jak jego mama (choć zamierzam właśnie w jej rolę nie wejść, bo ona siała anarchą, ale nie podejmowałą konstruktywnych działań). Dobrana z nas para, nie ma co... Kiedyś czytałam sporo Junga i on miał taką teorię, że niedojrzałe osoby, które nie przepracowały więzi z rodzicami, rozgrywają cały czas dramę swoich dziecięcych traum i nerwic, a teatrum jest nie tylko ich rodzina, ale wszystkie ich relacje. Coś w tym jest. Jeśli mi się uda, będę mogła napisać o tym esej: Prokuratura jako narzędzie terapii par małżeńskich ;)

Mogę za to teraz tak sama dla siebie powiedzieć, już bez obwiniania się: tak, czuję złość wobec mojego męża, za to że nie płaci alimentów i zamierzam podjąć dalsze kroki, by tą niekorzystną dla mnie i dla dziecka sytuację zmienić.

Bardzo ci rento dziękuję za czas jaki mi poświęciłaś. Bardzo pomocne jest dla mnie wszystko to co napisałaś i temat złości już tak mnie nie przeraża :)
renta11
Posty: 842
Rejestracja: 05 lut 2017, 19:20
Płeć: Kobieta

Re: Kilka pytań o separację

Post autor: renta11 »

Taa dlatego właśnie się z mężem dobraliście, do odgrywania dram z dzieciństwa.
Dlatego teraz należy zmienić schemat.
Kiedy ja przestałam odgrywać dramy mój mąż znalazł sobie kowalska (to pewnie jeden z wielu powodów). I odgrywał dramy z nią (związek był z tych włoskich i burzliwych) . W tym kryzysowym ostatnim roku nie wytrzymywałam i wróciłam do dram. Wtedy pewnie mąż stwierdził że ze mną się nie da, no po prostu nie da. :D
Więc koszty z rezygnacji z gry bywaja i takie. Komuś gra się nudzi (lub wydoroslal) a ktoś chce grać dalej więc zmienia partnera do dalszej gry.
Prawdopodobnie to trzyma Ciebie i męża blisko emocjonalnie. Ale jest toksyczne choć fajnie wypada na filmach. :D
To nawet dobrze ze złożysz wniosek do Prokuratora kiedy jest między Wami spokój. Bo właśnie w tym momencie już wyciszania się najlepsze i najbardziej owocne są działania. I nie wynikają z gry a bywaja tylko działaniami stanowczymi i konsekwentnymi.
Fajnie ze jesteś swoim Obserwatorem. Nawyki z dzieciństwa są bardzo trwałe.
Fajnie obserwować Twój wzrost.
Z Bogiem
św. Augustyn
"W zasadach jedność, w szczegółach wolność, we wszystkim miłosierdzie".
Ruta
Posty: 3297
Rejestracja: 19 lis 2019, 12:00
Jestem: w separacji
Płeć: Kobieta

Re: Kilka pytań o separację

Post autor: Ruta »

Nirwanna pisze: 06 maja 2021, 20:04 Ruto, do tego co renta napisała, dodam od siebie, że z punktu widzenia wiary postawą niedoceniającą darów Bożych, tj. emocji - jest jednakowo: wyparcie ich, zracjonalizowanie ich, zamrożenie, ucieczka od nich, itp., ale dokładnie tak samo - popłynięcie na nich i nadużywanie ich. Wyjściem jest zdrowe przeżywanie każdej emocji, ale nie da się tego nauczyć teoretycznie. Podobnie jak jazdy na rowerze ;) To trzeba praktykować, wchodzić w doświadczenie - z konieczną zgodą na błędy.
Zatem postawa wycofania się, gdy pojechałaś po drugim człowieku - jest ok, ale tylko po to by wyciągnąć wnioski, odkryć swoje punkty zapalne, świadomie zauważyć i zapamiętać, gdzie jesteś w stanie postawić sobie granice.
Poza tym ćwicz - czyli wchodź w złość! :)
Dziękuję Nirwanno :)
Mam w głowie wskazówki księdza Grzywocza, że nie da się nauczyć relacji siedząc w krzakach, i czytając tam mądre książki, opanować wszystko teoretycznie i dopiero potem wyjść do ludzi już jako ideał. Mnie to bardzo dotyczy, bo czasem takie pomysły mam - i zapewne w dużej części chodzi tu właśnie o brak mojej wewnętrznej zgody na błędy, problem z realnym obrazem siebie, zawyżaniem oczekiwań wobec siebie. Jeden błąd albo porażka - i czuję się tak winna, że wolę się wycofać. Częściowo to pewnie także moja pycha, przypisywanie sobie nadmiernej odpowiedzialności i sprawczości.

Myślę też, po całej dyskusji tu na forum, że może satysfakcja z wchodzenia złość wcale nie oznacza że jestem zła. Że tak jak piszesz złość także jest jednym z darów Bożych i mogę jej odpowiedzialnie używać, czując z tego nawet przyjemność i satysfakcję.

Już widzę, że będzie mi trudno z tą złością w relacji z mężem i alimentami. Mąż po dwóch występach na początku ciągu sam się odizolował. Szybko wyszedł z ciągu, ogarnął się, ma nową pracę. Zadeklarował, że bierze jutro pensję i zapłaci alimenty. Wyszedł z inicjatywą zorganizowania imienin syna. Mnie to kołuje - i rozładowuje tą moją złość. Prawda jest taka, że nie zależy mi na sprawie karnej, ale na tym, by mąż płacił alimenty. Ja już sama na siebie krytycznie i podejrzliwie patrzę, że postanowiłam do soboty zaczekać. Ale jeden dzień nie zrobi takiej różnicy. Mam niedaleko całodobową maszynę pocztową przyjmującą przesyłki. A jak nie dotrzyma słowa, to na pewno będę wkurzona na tyle, by tą przesyłkę nadać.

Nie potrafię też powiedzieć, co się dokładnie zmieniło, ale w marcu postawa mojego męża się nieznacznie zmieniła: mąż w pewnym ograniczonym zakresie zaczął wykazywać się inicjatywą, odpowiedzialnością. Od paru lat na nic takiego nie mogłam ze strony męża liczyć. Mąz przestał być też tak bardzo ciężki w czasie, gdy jest trzeźwy. Szczerze mówiąc wszystko czego się uczę na terapii zaprzecza możliwości takiego rozwoju zdarzeń. Zastanawiałam się nawet, czy mąż jest w terapii. Tyle, że z opowiadań innych kobiet wiem, że terapia nie daje takich efektów...
I tak nie zgadnę o co chodzi... Przyjmuję do wiadomości, cieszę się każdym niewielkim postępem, dbam by mąż czuł się szanowany, skoro widzę wyraźnie, że jest to coś, co pomaga mu być lepszym sobą i nie jest to w sprzeczności z tym, co ja do męża czuję, bo szanuję go za wiele rzeczy, mimo tego, że się pogubił. I modlę się dalej...
Ruta
Posty: 3297
Rejestracja: 19 lis 2019, 12:00
Jestem: w separacji
Płeć: Kobieta

Re: Kilka pytań o separację

Post autor: Ruta »

Dziś w Niepokalanowie obchodzona jest uroczystość Najświętszej Maryi Panny Wszechpośredniczki Łask.
Tu link do uroczystości o 18.00: https://www.youtube.com/watch?v=5nsCJxr1MsU

Tak jak każdego dnia, można zamówić intencję, która zostanie dołączona do Związku Mszalnego, czyli Mszy zbiorowej, sprawowanej w złożonej intencji przez kolejne 365 dni, począwszy od dnia złożenia intencji. Dziś jednak z okazji święta można prosić o szczegółne wstawiennicwo naszej Mamy w uproszeniu tych Łask o które zabiegamy i tych, którymi zechce nas obdarować w swojej niezmierzonej dobroc. Intencje można zamawiać on-line, więcej informacji na stronie
https://niepokalanow.pl/sanktuarium/msz ... ek-mszalny

Konferencja z okazji uroczystości o Wszechpośrednictwie Najświętszej Maryi Panny:
https://www.youtube.com/watch?v=Qtv7vEid-EI
renta11
Posty: 842
Rejestracja: 05 lut 2017, 19:20
Płeć: Kobieta

Re: Kilka pytań o separację

Post autor: renta11 »

Ty jesteś decydentem, więc możesz i termin przesunąć do poniedziałku. skoro w konkretny dzień wypłata, można czekać 2,3 dni dłużej.
Ale ani dnia dłużej.
Wszystko co dalej napisałaś na temat męża to chore analizowanie: co myśli, dlaczego, co czuje .... Więc gumka, chlaśnij i ... daj sobie spokój analizowaniu i racjonalizowaniu, dlaczego znowu niczego nie zrobisz.
Naucz się rozróżniania: co jest u Ciebie chore i co Cię cofa, a co jest zdrowe, Analizowanie i rozkminianie jest chore. Kropka.

A mąż może myśleć, czuć co mu się żywnie podoba. Co nie zmienia faktu, że ma płacić w całości i terminowo. A jak przyjdzie następnym razem bez kasy, to każ mu zdjąć fajne spodnie i zostawić samochód - zamiast alimentów. :D
św. Augustyn
"W zasadach jedność, w szczegółach wolność, we wszystkim miłosierdzie".
Ewuryca

Re: Kilka pytań o separację

Post autor: Ewuryca »

Ruto właśnie to miałam na myśli pisząc ze przedstawiasz swojego męża w diametralnie rożny sposób:

Twoj cytat na temat męża z 29 kwietnia, kiedy mąż był w ciągu i zakładam ze go nie było przy tobie:
..mój mąż nie chce obecnie być odpowiedzialnym mężem i ojcem.. Może lepiej zamiast tego poprosić Boga, bym mogła mieć w Nim oparcie i pomoc.

Twoj cytat z dziś, kiedy z mężem masz kontakt:

...w marcu postawa mojego męża się nieznacznie zmieniła: mąż w pewnym ograniczonym zakresie zaczął wykazywać się inicjatywą, odpowiedzialnością...

W kwietniu pisałaś ze mąż jest zły, nieodpowiedzialny. Dziś piszesz ze od marca zaczyna być odpowiedzialny. Kwiecień był po marcu, czyli te zmiany już następowały ale ich nie widziałaś, widzisz je dziś kiedy mąż znowu jest w twoim życiu. Zastanawiam się gdzie leży prawda co do twojego męża.
renta11
Posty: 842
Rejestracja: 05 lut 2017, 19:20
Płeć: Kobieta

Re: Kilka pytań o separację

Post autor: renta11 »

Ewuryca pisze: 07 maja 2021, 16:27 Ruto właśnie to miałam na myśli pisząc ze przedstawiasz swojego męża w diametralnie rożny sposób:

Twoj cytat na temat męża z 29 kwietnia, kiedy mąż był w ciągu i zakładam ze go nie było przy tobie:
..mój mąż nie chce obecnie być odpowiedzialnym mężem i ojcem.. Może lepiej zamiast tego poprosić Boga, bym mogła mieć w Nim oparcie i pomoc.

Twoj cytat z dziś, kiedy z mężem masz kontakt:

...w marcu postawa mojego męża się nieznacznie zmieniła: mąż w pewnym ograniczonym zakresie zaczął wykazywać się inicjatywą, odpowiedzialnością...

W kwietniu pisałaś ze mąż jest zły, nieodpowiedzialny. Dziś piszesz ze od marca zaczyna być odpowiedzialny. Kwiecień był po marcu, czyli te zmiany już następowały ale ich nie widziałaś, widzisz je dziś kiedy mąż znowu jest w twoim życiu. Zastanawiam się gdzie leży prawda co do twojego męża.
Skoro są takie kociokwiki w Twoich myślach, to jedyne rozwiązanie to maksymalnie to uprościć.

Ruto, masz dwa zadania do dopilnowania:

1. wpuszczać męża tylko wtedy, kiedy jest czysty. Nie wpuszczać - kiedy jest pod wpływem kij wie czego. To musisz nauczyć się odróżniać i tego pilnować.

2. Mąż ma płacić w całości i terminowo na swoje dziecko. To minimum, co jesteś w stanie wyegzekwować. I to jest Twoje zadanie w imię interesu Waszego dziecka.

Wszystko inne nie jest Twoją sprawą. Kropka.

Jakiekolwiek rozkminiania: jaki on jest, co myśli, co czuje, co .... są przeszkoda w Twoim zdrowieniu. bo, jak widzimy wszyscy, zupełnie nie masz realnego spojrzenia na swojego męża i nie możesz mieć absolutnie żadnego zaufania do swojego postrzegania i widzenia go. To wszystko, co w związku z tym dzieje się w Twojej głowie jest chore. Twój mąż jest dla Ciebie idealnym tematem zastępczym zamiast.... Twojego własnego życia. Jak nauczysz się, by nie analizować go, pojawi się w Twojej głowie .... pustka. I tej pustki chyba się boisz. To jak wyjście na pustynie i nauka nowego życia, a raczej życia tylko swoim życiem, a nie życiem zastępczym (Twojego męża).
W sumie to masz za dużo wolnego czasu na rozmyślania. Chyba przydałaby Ci się praca pełnoetatowa, abyś miała czym zająć głowę. Bo w tym wolnym czasie rozwija sie choroba. Myśli w naszej głowie nie mogą sobie hasać, jak owce na pastwisku. One się same nie myślą. Pięknie o tym piszą Gajdy w książce "Rozwój". Ty jesteś odpowiedzialna za to, co i jak myślisz. Wsadź sobie Obserwatora do głowy. Poczytaj swoje posty jak posty obcej osoby i staraj się wychwytywać chore schematy. Może wydrukuj to i przekaź swojej terapeutce, aby z Tobą to przeanalizowała. Oko fachowca - bezcenne.
Ruto = Bój się Boga i proś go o dużą ilość gumek=recepturek do chlastania przy każdej próbie wierzgania tych owiec.
Żeby nie było - ja również uczyłam się wychwytywać chore myśli i chore analizy u siebie. Jestem cały czas w procesie.
Więc Ruto - do dzieła. Bóg pomaga tym, którzy sami sobie pomagają. I nic nie dzieje sie poza wolą czlowieka i poza jego wysiłkiem. Nic.
św. Augustyn
"W zasadach jedność, w szczegółach wolność, we wszystkim miłosierdzie".
elena
Posty: 427
Rejestracja: 14 kwie 2020, 19:09
Jestem: po rozwodzie
Płeć: Kobieta

Re: Kilka pytań o separację

Post autor: elena »

Ruto, ja tylko chciałam zauważyć, ze w Twoim wątku przekroczona została liczba 1000 postów ;) to jeden z najbardziej obszernych wątków na forum, znalazłam chyba tylko dwa bardziej obszerne wątki
/to tak na marginesie/
„Kocha się nie za cokolwiek, ale pomimo wszystko, kocha się za nic”. Ks. Jan Twardowski
Ruta
Posty: 3297
Rejestracja: 19 lis 2019, 12:00
Jestem: w separacji
Płeć: Kobieta

Re: Kilka pytań o separację

Post autor: Ruta »

Ewuryca pisze: 07 maja 2021, 16:27 Ruto właśnie to miałam na myśli pisząc ze przedstawiasz swojego męża w diametralnie rożny sposób:

Twoj cytat na temat męża z 29 kwietnia, kiedy mąż był w ciągu i zakładam ze go nie było przy tobie:
..mój mąż nie chce obecnie być odpowiedzialnym mężem i ojcem.. Może lepiej zamiast tego poprosić Boga, bym mogła mieć w Nim oparcie i pomoc.

Twoj cytat z dziś, kiedy z mężem masz kontakt:

...w marcu postawa mojego męża się nieznacznie zmieniła: mąż w pewnym ograniczonym zakresie zaczął wykazywać się inicjatywą, odpowiedzialnością...

W kwietniu pisałaś ze mąż jest zły, nieodpowiedzialny. Dziś piszesz ze od marca zaczyna być odpowiedzialny. Kwiecień był po marcu, czyli te zmiany już następowały ale ich nie widziałaś, widzisz je dziś kiedy mąż znowu jest w twoim życiu. Zastanawiam się gdzie leży prawda co do twojego męża.
Ewuryco,
mój mąż jest uzależniony. Funkcjonuje od wielu wielu lat w cyklach. Ma okresy, gdy jest trzeźwy, takie gdy korzysta z używek sporadczycznie i takie gdy wpada w ciąg. I jego funkcjonowanie w zależności od tego się zmienia.

Natomiast ja jestem współuzależniona - i każdy z tych stanów nadinterpretowuję. Wpadnięcie męża w sporadyczne używanie i potem ciąg interpretuję przez swój i dziecka pryzmat - na przykład, że mąż nie chce być wtedy odpowiedzialnym mężem i ojcem. Wyjście męża z ciągu i okresy jego trzeźwości także nadinterpretowuję, jako powrót chęci do bycia odpowiedzialnym mężem i ojcem.

Wiedza o tym, że tak jest nie zmienia tego, że ja tak właśnie to odczuwam - a zapisuję nie moją wiedzę, ale to co czuję, jak to wewnętrznie odbieram. Te moje odczucia powoli się urealniają, z naciskiem na powoli. Kiedyś uważałam, że koniec ciągu oznacza możliwy koniec problemu z uzaleznieniem i odczuwałam nadzieję, że nic tak strasznego już się w naszym życiu nie powtórzy.

Z drugiej strony w miarę gdy uczę się stawiać granice mężowi, mój mąż uczy się je respektować. Gdy moją granicą jest separacja od męża do czasu, aż nie podejmie on prawdziwej pracy nad sobą, mąż powoli zaczyna się tą granicę respektować. To trudne dla mnie, z początku było mi bardzo trudno nie reagować na wszelkie przejawy adoracji ze strony mojego męża, nie odpowiadać na nie, a wręcz się wycofywać. I nie okazywać takich moich uczuć mężówi. Gdy moją granicą w powierzaniu mężowi opieki nad dzieckiem stała się jego trzeźwość, też z czasem mąż nauczył się tego przestrzegać. Gdy moją granicą stał się brak zgody na doświadczanie przeze mnie i przez dziecko przemocy ze strony męża - tego także mąż powoli uczy się respektować.

I to są realne postępy, które robimy oboje. Ogromnym kosztem, bo mnie stawianie tych granic boli, ale mojego męża także. Z jego perspektywy on jest wykluczany, izolowany, doświadcza "abstarkcyjnych" wymagań, czasem zderza się z konsekwencjami, takimi jak spotkanie z policją, sprawa u komornika. Przez wiele lat byłam osobą, która go przed konsekwencjami chroniła, nie stawiała żadnych wymagań, i nie stawiała żadnych granic. Z perspektywy mojego męża moje działania w ostatnich latach są niezrozumiałe, nieuzasadnione i wrogie. I jak powiedział ksiądz Marek Dziewiecki pozostaje rodzinie tylko to przyjąć, bo przekonywanie uzależnionego o swojej miłości, gdy stawiamy granice jest z góry skazane na niepowodzenie.

Postawienie granicy wobec osoby uzależnionej wiąże się więc dla uzależnionego z frustracją. Uzależnieni źle znoszą frustrację. Część reaguje agresją. Mój mąż reaguje agresją. Gdy jest trzeźwy potrafi ją hamować - wyraża ją biernie, staje się wtedy ciężki, trudno z nim przebywać, ale nie dopuszcza się ataków, gróźb, wyzwisk. Gdy działają na niego używki - hamulce przestają istnieć i zarówno ja jak i dziecko mierzymy się z agresją bezpośrednią.

Stawianie granic w przypadku osoby uzależnionej jest trudne - ponieważ nie ma tu chęci współpracy, osoba taka ma zaburzony obraz siebie i nie jest świadoma swojego postępowania, do tego uważa że sprawczość jest poza nią i na to wszystko jeszcze nie potrafi w swoim postępowaniu kierować się dobrem innych. Stan uzależnienia jest stanem bardzo egocentrycznym. Dostrzeżenie granicy jest możliwe wtedy, gdy jej przekroczenie wiąże się z określonymi, negatywnymi konsekwencjami dla samego uzależnionego. A powtarzalność tego doświadczenia może doprowadzić do zmiany zachowania i przestrzegania granicy. Ale każde opuszczenie gardy wiąże się z powrotem przez uzależnionego do zachowań, które nie wymagają od niego wysiłku, samokontroli, panowania nad sobą.

Na przykładzie: rozmowy z moim mężem o tym, jak się czujemy ja i dziecko gdy stosuje przemoc, nawet gdy był podczas rozmowy trzeźwy, nic nie dawały. Mój mąż nie przyjmował tego: części zachowań nie pamiętał, część wypierał, część usprawiedliwiał, resztę tłumaczył tym, że jestem nadwrażliwa i robię z syna nadwrażliwca. Żadne inne metody, które miałyby szansę wpłynąć na osobę zdrową także nie działały. Natomiast konsekwentne wzywanie policji, moja gotowość do nagrywania takich zdrarzeń i zgłaszania ich, spowodowały, że mężowi przestały się takie zachowania opłacać. I tak jest w zasadzie z każdą granicą - progiem od którego zaczyna się respektowanie granic jest zawsze dotkliwy, przewidywalny i zarazem powtarzalny skutek ich przekraczania.

To trudne i męczące. Dlatego jest to twarda miłość. Twarda także dla tego, kto uczy sie mądrze kochać osobę uzależnioną.

Natomiast jest jeszcze jeden aspekt - to wszystko co opisałam brzmi dość mechanicznie. W praktyce i ja i mąż jesteśmy żywymi czującycmi ludźmi, a wszystkie te zmiany odbywają się w przestrzeni naszej relacji, naszego małżeństwa i naszej rodziny. Ogólne zasady są takie jak opisałam, ale tu nie ma matematyki - są kolejne próby, z których wiele kończy się niepowodzeniem. Do tego dochodzi jeszcze nauka stawiania granic z szacunkiem i miłością. To trudne, gdy stawia się je w lęku. Więc jest jeszcze praca z lękiem. Wbrew pozorom, to z czego granice płyną, to ważny aspekt. I te granice, które są stawiane z szacunkiem i miłością mają szansę być lepiej przyjęte przez drugą osobę.

Osobom uzależnionym często odmawia się podmiotowości i o tym ważnym aspekcie się zapomina. Miłość ma być twarda - ale to ma być miłość. Wiele osób uzależnionych doświadcza od swoich bliskich złego traktowania, pogardy, braku szacunku, odrzucenia, raniących słów. I nie ma to nic wspólnego ze zdrowym stawianiem granic. Kocham mojego męża, i wolę czasem jeszcze poczekać, aż się wzmocnię, niż traktować go w taki sposób. Nauczenie się tego, jak okazywać mojemu mężowi szacunek, tak by mój mąż czuł się przeze mnie szanowany, bardzo w tym pomogło. I pomogło obniżyć poziom niepokoju po obu stronach.

W miarę jak w moim małżeństwie pojawiają się zdrowe granice, rozwijamy się i ja i mąż. Mój mąż zaczął stawiać także swoje granice, niewielkie, ale jednak. Ponieważ ja jestem jednoznaczna, mąż nie czuje się już tak przy mnie skołowany jak kiedyś. Mniej jest więc w naszej relacji napięcia - i te zmiany także opisuję. I to jest ta zmiana, którą odczułam w marcu i którą opisałam. Zachowanie mojego męża w ostatnim trzeźwym okresie było znacznie bardziej pozytywnym zachowaniem niż w poprzednich okresach trzeźwości. Nie było w nim tyle ciężkości. Jak będzie dalej nie wiem. Ale takie zmiany widzę. Mogą one pociągnąć za sobą dalsze zmiany ku dobremu, czyli w stronę podjęcia przez mojego męża terapii, ale równie dobrze mogą się skończyć ponowanym załamaniem zachowania. I w tym sensie dla mnie nie mogą mieć one znaczenia - bo moją motywacją i kierunkiem jest nadal stawianie granic i twarda miłość. I nie mogę przekirowywać swojej uwagi nigdzie indziej - bo będzie to ze stratą dla całej naszej rodziny. Bo twarda miłość potrzebuje być twarda - i konsekwentna. Mogę jednak cieszyć się dobrymi owocami.

Natomiast jaka jest prawda o moim mężu? Jest wartościowym i kochającym człowiekiem, solidnym mężczyzną, potrafi być dobrym tatą, kochającym i wspierającym mężem, ma wiele wspaniałych cech, które go wyróżniają, wiele uzdolnień. Potrafi wykonywać wszystkie męskie prace, nie boi się zmęczyć, umie i lubi pracować rzetelenie. Położy kafelki, naprawi pralkę, zmieni kran, wymieni rynnę - nie ma takiej pracy z tej kategorii, której nie potrafi zrobić, lub której nie jest się w stanie nauczyć, chociaż nie wykonuje takich prac zawodowo. Jest też bardzo uzdolniony manualnie, potrafi robić piękne rzeczy, potrafi też wykonywać prace bardzo precyzyjne, ma ogromny talent i zmysł plastyczny. Świat wewnętrzny mojego męża jest fascynujący. Jest w nim dużo takiej męskiej czułości, do świata, do innych ludzi, męskiej wrażliwości, przestrzeni na innych, ma wspaniałe poczucie humoru, dystans do siebie, do innych. Łączyła go głęboka relacja z Bogiem i silna wiara - piszę w czasie przeszłym, nie wiem jak jest teraz, bo kryzys może oznaczać różne rzeczy w tej przestrzeni i nie mi je oceniać. Mąż ma talent do łagodzenia sporów. W sposób naturalny obejmuje przywództwo, inni go słuchają, ale też czują się przy nim dobrze i bezpiecznie. W ważnych sprawach mój mąż nie kłamie, nawet w sądzie mój mąż powiedział prawdę, mimo kryzysu, i mimo że dąży do rozwodu - nie zdecydował się kłamać i mnie fałszywie oskarżać, i powiedział, że jest winny rozpadu małżeństwa. Miny składu sądzącego bezcenne. Taki jest mój mąż.
Wszystko to, i wiele więcej od lat niszczy uzależnienie. Bo mój mąż jest też osobą uzależnioną. Uzależnienie jest czymś przerażającym, bo wielu różnych ludzi - i tych wspaniałych i tych mniej wspaniałych, prawych i zdeprawowanych - sprowadza z czasem do jednego schematu. I wobec uzależnienia wszystkie indywidualne cechy, uzdolnienia i predyspozycje ustępują, redukując życie człowieka, jego głebię do prostego mechanizmu, w którym całość człowieka jest zanagażowana w przyjmowanie kolejnych dawek i podrzymywanie iluzji, że nie niesie to ze sobą konsekwencji. Nawet bardzo inteligentni i wrażliwi ludzie potrafią umierać w stanie całkowitego wyniszczenia organizmu, z butelką w ręku, powtarzając raz po raz, że nie są uzależnieni.
Widzę jak ten proces redukcji zachodzi w moim mężu. Jak jego zachowanie coraz mniej z roku na rok płynie z niego, a coraz bardziej ze stanów chemicznych. Wiem, że jest to stan odwracalny i to daje mi nadzieję. Ale wiem już teraz, że ja mojego męża uratować nie mogę. Próbowałam przez wiele lat. To zadanie dla Boga. I dla mojego męża. Ja mogę im tylko nie przeszkadzać.
Ruta
Posty: 3297
Rejestracja: 19 lis 2019, 12:00
Jestem: w separacji
Płeć: Kobieta

Re: Kilka pytań o separację

Post autor: Ruta »

renta11 pisze: 07 maja 2021, 20:21 Skoro są takie kociokwiki w Twoich myślach, to jedyne rozwiązanie to maksymalnie to uprościć.

Ruto, masz dwa zadania do dopilnowania:

1. wpuszczać męża tylko wtedy, kiedy jest czysty. Nie wpuszczać - kiedy jest pod wpływem kij wie czego. To musisz nauczyć się odróżniać i tego pilnować.

2. Mąż ma płacić w całości i terminowo na swoje dziecko. To minimum, co jesteś w stanie wyegzekwować. I to jest Twoje zadanie w imię interesu Waszego dziecka.
To realizuję, powoli, małymi krokami, do przodu do tyłu, ale jednak ogólnie do przodu. Zaczynałam od tego, że mój mąż zabierał syna na weekendy w czasie ciągu, a ja nie umiałam się temu przeciwstawić i umierałam ze strachu, a dziecko było bezradne, bo ja nie potrafiłam stanąć w jego obronie i sprzeciwić się mężowi. I jeszcze się zastanawiałam, czy nie może przesadzam i czy mój strach i niepokój nie jest może irracjonalny.
renta11 pisze: 07 maja 2021, 20:21 Jakiekolwiek rozkminiania: jaki on jest, co myśli, co czuje, co .... są przeszkoda w Twoim zdrowieniu. bo, jak widzimy wszyscy, zupełnie nie masz realnego spojrzenia na swojego męża i nie możesz mieć absolutnie żadnego zaufania do swojego postrzegania i widzenia go. To wszystko, co w związku z tym dzieje się w Twojej głowie jest chore. Twój mąż jest dla Ciebie idealnym tematem zastępczym zamiast.... Twojego własnego życia. Jak nauczysz się, by nie analizować go, pojawi się w Twojej głowie .... pustka. I tej pustki chyba się boisz. To jak wyjście na pustynie i nauka nowego życia, a raczej życia tylko swoim życiem, a nie życiem zastępczym (Twojego męża).
W sumie to masz za dużo wolnego czasu na rozmyślania. Chyba przydałaby Ci się praca pełnoetatowa, abyś miała czym zająć głowę. Bo w tym wolnym czasie rozwija sie choroba. Myśli w naszej głowie nie mogą sobie hasać, jak owce na pastwisku. One się same nie myślą. Pięknie o tym piszą Gajdy w książce "Rozwój". Ty jesteś odpowiedzialna za to, co i jak myślisz. Wsadź sobie Obserwatora do głowy. Poczytaj swoje posty jak posty obcej osoby i staraj się wychwytywać chore schematy. Może wydrukuj to i przekaź swojej terapeutce, aby z Tobą to przeanalizowała. Oko fachowca - bezcenne.
Ruto = Bój się Boga i proś go o dużą ilość gumek=recepturek do chlastania przy każdej próbie wierzgania tych owiec.
Żeby nie było - ja również uczyłam się wychwytywać chore myśli i chore analizy u siebie. Jestem cały czas w procesie.
Więc Ruto - do dzieła. Bóg pomaga tym, którzy sami sobie pomagają. I nic nie dzieje sie poza wolą czlowieka i poza jego wysiłkiem. Nic.
W życiu jestem dość zajęta, choć obecnie nie mam pracy na pełen etat - i tak będzie pewnie dopóki na dobre nie ruszą szkoły, poradnie rehabilitacyjne i cała ta machina. W wakacje czeka nas intensywna rehabilitacja, oparta na instruktażu (mamo, zrób to sama). W ciągu ostatnich miesięcy nie było czasu na taką pełnoetatową rehabilitację, tylko stałe zestawy przypominające. Sporo czasu zajmuje teraz nauka ze wspomaganiem, syn jest na nauczaniu domowym (mamo zrób to sama), niedługo egzaminy. A teraz mały zaczyna rosnąć mocno i potrzebne jest od nowa wyrównywanie, by uniknąć asymetrii ciała. To parę godzin dziennie różnego rodzaju ćwiczeń. Zwykle większość tej pracy odbywała się w poradni, gdzie były także dokładane najróżniejsze zabiegi, a w domu były tylko zestawy uzupełniające.

Gdy pracy mam za mało, znajduję sobie inne zajęcia, uzupełniam czas pracą na rzecz innych. Mam więc tych zajęć wystarczająco, by się nie nudzić. W ciągu dnia nie mam więc go zbyt wiele, by marnotrawić go na myślenie, a gdy mam takie pokusy, zawsze mam różaniec, a jak już skończę, to inne modlitwy. To rodzaj gumki o której piszesz. Dużo czasu angażują też terapie - i moja współuzależnienia, i wspólna z synem. Mnóstwo do czytania, pisania, ćwiczenia. Do tego codzienna Msza Święta, jak najczęściej Adoracja - i dzień jest wypełniony po brzegi. A maju mam jeszcze nabożeństwa majowe, w czerwcu będą czerwcowe :D
Teraz w ramach terapii uczę się, jak część tego czasu zacząć na nowo poświęcać dla siebie i na swoje potrzeby, dbanie o siebie w sensie takim kobiecym. Bez większych efektów na razie. Pod tym kątem traktowałam się zawsze po macoszemu. Jako mężatka wpisałam to na listę obowiązków, ale zacząłam w tym miec radość i przyjemność. Gdy mąż mnie odrzucił - skuliłam się, zwątpiłam w siebie i zdjęłam to z listy i wróciłam do ascezy. Z której teraz chcę wyjść. Ale tym razem dla siebie 8-)

Na codzień tego męża mam w życiu niewiele, także w myślach. Nie mówiąc już o realnym kontakcie. Chociaż nadal każdy kontakt to wiele emocji - gdy mąż przychodzi odurzony, jest cała ta procedura z wyłapaniem tego, odmową kontaktu. Wciąz to przeżywam, nie umiem jeszcze tak na spokojnie, serce mi zawsze jeszcze wali, choć na zewnątrz jestem opanowana. Gdy mąż jest trzeźwy - są inne emocje. Jak mąż jest w ciągu, często towarzyszył mi niepokój.

Natomiast tu na forum mam taką przestrzeń, gdzie zapisuję swoje myśli, wrażenia, uczucia, postępy i porażki. One się w ciagu dni, w miarę zdarzeń, doświadczeń gdzieś tam zbierają i kłębią. To jak zapis choroby ale i zdrowienia z choroby. Ale też dużo więcej, bo gdy czuję, że na czymś utykam, kręcę się w kółko, nie potrafię czegoś przejść, mogę zapytać, dostać wsparcie, sugestie, wskazówki, dowiedzieć się, jak sobie w podobnych sytuacjach poradzili inni.
To jest bardzo pomocne. Na przykład teraz, gdy mogę korzystać z pomocy, także twojej, gdy od zimy nie ruszyłam ani o krok w sprawie aliementów i sama dla siebie stałam się w tym największą przeszkodą. To ogromna siła forum. Możliwe, że ponieważ forum jest dla mnie tym co nałóg określa trafnie jako wentylowanie emocji - to obraz może wdawać się nieco przerysowany. To znaczy w odniesieniu do mojego funkcjonowania, które (mam nadzieję) nie jest aż takie złe. Bo w głowie i emocjach, jest właśnie tak. Na co dzień jestem bardziej wyciszona - gdy piszę, stają się żywsze - ale są one takie jak je zapisuję. Nadal w dużej mierze jeszcze chorują.

Z drugiej strony niektóre przewalanki w mojej głowie, jeśli są ukierunkowane terapią, bywają konstruktywne. Aczkolwiek liczę, że przyjdzie kiedyś dzień, gdy przestanę nadinterpretować zachowania mojego męża płynące z jego nałogu, i będę w stanie obiektywnie je przyjmować. Bo tu - w pełni się z tobą zgadzam, szkoda mojego czasu na setną analizę. Rozważanie co będzie gdy np. mąz przyjdzie w takim a takim stanie - jest formą ćwiczenia. Jeśli nie pozwalam sobie na panikę, tylko uczciwie ćwiczę opracowane scenariusze - jest to pomocne i pomaga mi się nie bać. I za każdym razem reagować nieco pewniej, spokojnie, stabilniej. Ale rozważanie czemu mój mąż przyjdzie w określonym stanie - jest bezcelowe.

Korzystam także ze swoich wpisów w taki sposób jak piszesz, regularnie do nich wracam. I czasem się łapię za głowę :shock:
Dziękuję rento :)
Ruta
Posty: 3297
Rejestracja: 19 lis 2019, 12:00
Jestem: w separacji
Płeć: Kobieta

Re: Kilka pytań o separację

Post autor: Ruta »

Dziś 8 maja - rocznica objawień na Gargano. Warto dziś szczególnie zwrócić się do Świętego Michała Archanioła.

Polecam krótki filmik, księdza Piotra Prusakiewicz CSMA, czyli od "moich" coraz bardziej ukochanych księży Michalitów
https://www.youtube.com/watch?v=ftRYYIA8HEU&t=3s
ODPOWIEDZ